Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2016, 00:17   #62
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zaintrygowana kolorowymi blaskami, z kielichem w dłoni odwróciła się na krześle w stronę ich i mężczyzny. Ani myślała pokazywać mu swoją zazdrość o umiejętność tworzenia fajerwerków. Nie mogła jednak się powstrzymać przed łakomym pożeraniem ich swym spojrzeniem.

-No to mógłbyś je wystrzelić większe, aby poleciały wysoko aż tam ku powałom tej sali. I możesz jeszcze sprawić, by przybrały kształty smoków, gryfów czy innych bestii, na których widok te wszystkie paniunie zaczną piszczeć ze strachu. Podobno niektórzy magowie potrafią tak zabawiać tłumy -upiła łyk szkarłatnego trunku, postukując przy tym palcami o nóżkę kielicha. Potem przekrzywiła główkę nawiedzoną nowym pomysłem - Mógłbyś też po prostu znów zacząć świecić, wiesz? Niczym jakaś niebieska wróżka.

- Mógłbym, ale magów którzy zabawiają tłum tak prostackimi sztuczkami uważa się za…
- zamilkł nagle i wzruszył ramio nami.- Nie są wcale poważani, bo wykreowanie takich fajerwerków nie wymaga zbyt wiele wiedzy, po prostu rozpalasz swą moc i popychasz ją wolą, by tworzyła z grubsza fantastyczne kształty, co innego to..- wykonał kilka gestów i na półmisku w kręgu magicznych znaków, które na nim wykwitły, przed kuglarką pojawiły się niebieskawe jaja, z których po chwili zaczęły wykluwać się najprawdziwsze małe smoki, z łuskami i skrzydłami, ogonami.







Hałaśliwe i skrzekliwe.

-Są prawdziwe. Do pewnego stopnia inteligentne. Możesz je nawet wziąć do ręki. Istnieją tak długo, jak długo zechcę podtrzymywać moją mocą ich egzystencję, albo dopóki będę w stanie.- wyjaśnił dumnie czarownik.

Elfce na ten widok szczęka opadła w mało eleganckim wyrazie niedowierzania. I było ono zbyt duże, aby w porę miała się opamiętać i przemienić je w coś bardziej godnego dworskiej kochanicy. Co gorsza, zamiast w następnych odruchu krzyknąć w przerażeniu i rzucić się do ucieczki jak przystało na wydelikaconą paniunię, ona rękę wyciągnęła ku smoczym pisklaczkom i najbliższego rozrabiakę szturchnęła palcem po główce.

-Takie słodkie, straszliwe bestie. Tak wy, tak, tak, tak! -prawda, pisk wyrwał się z jej ust, gdy jeden z tych okrutnych potworów pochwycił za jej palca, lecz niewiele miał on wspólnego ze strachem o bycie pożartą. Wręcz przeciwnie, prawie rozpływała się w zachwycie. Próbowała się wprawdzie opanować i stanowczymi słowami zgasić tę drażniącą dumę Thaneeekryyysta -Musisz się bardziej postarać, jeśli chcesz mi zaimponować.
Ale nie było to łatwe, kiedy jej wargi ciągle rozchylały się w wesołym uśmiechu.

- Wolałbym jednak czegoś cię nauczyć niż ci zaimponowac. Masz spory potencjał, spory talent i żałosną niestety technikę.- westchnął Tancrist patrząc jak te smoki, niczym małe psiaki rozchodziły się po stole zaczepiając badawczo pieczeń i antałek z winem. I spoglądając na kuglarkę tymi swoimi wielkimi oczkami.
Zaś sam czarownik spojrzał na środek sali, gdzie tańce się skończyły grożąc Esthe napaścią chutliwej kapłanki. Ten jednak cios topora został opóźniony, bo przybyły te latawice pod wodzą swej przywódczyni o zmysłowych kształtach, hipnotycznym spojrzeniu i skandalicznym stroju.







Zaczęły śpiewać wijąc się w zmysłowych pozach i lubieżnych układach.





Miały talent do śpiewania, Eshte musiała to przyznać. Ale to co przyciągało uwagę wszystkich to nie był ich głos, ale kuszące krągłości podkreślane przez strój. Nawet Tancrist im uległ zapominając o kuglarce i jej krągłościach! Nie żeby zależało jej na jego lubieżnym spojrzeniu, ale… kobieca próżność elfki została boleśnie ugodzona. Skoro ona musi uh… grać jego kochanicę, to on musiał tylko na nią się gapić.

Tego gniewu jaki zagotował krew w żyłach Eshte, nawet istnienie rozkosznych smoczków nie mogło ugasić. A może tak to właśnie zaplanował ten lubieżnik? Musiał wiedzieć, że nadchodził występ tych.. tych.. jasnowłosych harpii, i żeby powstrzymać swą towarzyszkę przed kolejnym wybuchem i niegodnym szlacheckiej kochanicy zachowaniem, przywołał te pieszczoszki, coby całkiem zawróciły jej w głowie. I on dzięki temu mógłby sobie bez oporów obserwować te wijące się, kobiece ciała. Ależ się przeliczył!
Tak samo jak jej serduszko było czułe na uroki tych trzech bestii, tak samo ona wyczulona była na punkcie bycia ignorowaną. A już szczególnie, kiedy chodziło o inną kobietę prezentującą swe artystyczne talenty. Albo wyjątkowo duże i niebezpiecznie kołyszące się inne wdzięki, o jakich kuglarka mogła tylko pomarzyć. Ale tego nie robiła.

W pierwszych odruchu chciała coś podpalić. Albo nawet kogoś. Zaprowadzić zamieszanie, w którym mogłaby ośmieszyć te lalunie. Jednak ciągle pamiętała (częściowo przynajmniej) wywód Thaaaneeekryyysta o jej dobrych zachowaniu na przyjęciu, a że ze swoim tatuażem na szyi niezbyt chciała trafić w łapy tamtego Gadziego Smroda, to powstrzymała w sobie nacierające iskierki magiczne.
Jednocześnie ani myślała pozwolić na dalszą ucieczkę tym zbiegom o niebieskim łuskach, więc objęła je ramionami i troskliwie usadowiła na swych udach. Pozostawała głucha na wszelkie sprzeciwy skrzekliwie padające z ich rozdziawionych pyszczków, choć na jej gust mogły być jeszcze głośniejsze, aby zagłuszyć syreni śpiew wypełniający salę. Tego z nich, których najbardziej rozrabiał i dawaj się jej we znaki, Eshte ujęła ostrożnie w dłonie, po czym uniosła ku czarownikowi zapatrzonemu w kobiety. Zaczepiający wszystko na jego drodze pyszczek, bez słowa ostrzeżenia zbliżyła ku włosom, a szczególnie ku jednemu z uszu Ruchacza.

Smoczek jednakże zerknął na Eshte zaskoczony odsunął łepek od uszu maga najwyraźniej nie mając zamiaru go ugryźć. Za to sam Tancrist spojrzał w kierunku kuglarki z ironicznym uśmiechem.- Och… głupiutka ty. Zapominasz czym one są. Moją kreacją. To nie są żywe istoty, a konstrukty mej mocy pod moją kontrolą i których działań jestem świadomy.
Spojrzał na samą kuglarkę mówiąc.- Czemu ci się zbiera na żarty? Nie powinnaś oglądać tego zjawiskowego widowiska?

Elfka wywróciła oczami i cofnęła dłonie ze smoczkiem, jakoś niezbyt przejęta swą jawną przegraną. Urobiona winem szybko zapominała o swych niepowodzeniach.

-Gdybym chciała oglądać zjawiskowe widowisko, to wróciłabym do komnaty i się rozebrała przed lustrem -burknęła krnąbrnie w odpowiedzi, a te słowa także musiały być kierowane trunkami wlewanymi w siebie przez cały wieczór. Może też (jakkolwiek obrzydliwa była to myśl) tym sposobem pragnęła zwrócić uwagę Thaaneeekryyyysta na swoje własne smukłe ciało, teraz wystrojone i podkreślone odpowiednio suknią. Wprawdzie pod tymi falbankami i koronkami nie kryły się takie krągłości jak u tamtych kobiet, ale.. czarownik właściwie o tym nie wiedział, prawda? I nie miał się dowiedzieć!
Poruszając palcami ponad smoczątkami, bawiąc się i kusząc je do ich pochwycenia, zerknęła na mężczyznę z wyraźnym niesmakiem -A ty uważaj, mój drogi czarusiu, bo zaraz Ci od tych widoków ślina zacznie kapać.

-Och… doprawdy? Jesteś aż taka zjawiskowa? Będziesz mi to musiała kiedyś udowodnić.
- mruknął łobuzerskim tonem Ruchacz - A może wolałabyś, by ktoś inny tańczył i wił się w tych kusych szatkach? Pewna kapłanka? Pewien rycerz, a może pewien… czarownik?

Pod ruchem dłoni maga, dwa smoczki uległy rozproszeniu, tylko ten którego trzymała istniał. Zamiast nich czarownik przywołał maleńką Arissę w wijącą się zmysłowo przy kielichu niewiele wyższym od niej. Nieco dołożył jej tu i tam w kwestii krągłości… ale nie to przyciągnęło jej uwagi, jak umięśnione ciałko maleńkiego Tyłkawsona w równie kusych szatkach. Daniem głównym był równie kuso i prowokująco wijący się maleńki Thaneeekrryyyst.

-Acz zapomniałem… ty lubisz widzieć siebie.- wymruczał i kolejnym gestem usunął Arissę, na jej miejsce przywołując maleńką Esthe w zmysłowych szatkach i wijącą się przy maleńkim Thaaanekrryyyście w równie zmysłowym tańcu. Zaskakująco akuratną w kształtach “Eshte”, pomijając oczywiście brak oparzelin.

Wbrew chęciom czarownika, kuglarka przyglądała się tym dziwom z ponurym spojrzeniem, zamiast z ekscytacją ich częściową nagością. Tę starała się wręcz ignorować.
-No nie wiem. Jak dla mnie to teraz potwierdziłeś, że to właśnie mnie sobie wyobrażasz.. o tak -skinęła podbródkiem w stronę maleńkiej elfki tańczącej na stole w sposób zdecydowanie wyuzdany. W sposób, w jaki prawdziwa Eshte nigdy, ale to nigdy nie zaczęłaby wyginać swego ciała na oczach innych osób. I z pewnością nigdy nie założyłaby na siebie.. tych.. takich.. skrawków materiału! Nie było tu miejsca na żadne wątpliwości, że przed oczami miała dzieło właśnie Ruchacza.

-Tyle gadania o cudowności kurtyzan, tyle słodkiego szeptania sobie z Paniunią, a to jednak do ulicznej kuglarki masz słabość, co? Aż będę musiała się dokładnie wyszorować w kąpieli -poruszyła się gwałtownie, jak gdyby wstrząsnął nią silny dreszcz obrzydzenia na myśl o Thaaaneeekryyyście marzącym o niej nocami.

- Powinnaś się zdecydować moja droga, czy chcesz być podziwiana za swą urodę i pożądana.- pstryknął palcem czarownik i znikła miniaturowa elfka, jak i obaj mężczyźni.- Czy wolisz się okryć jakimś habitem i skryć w medytacyjnym klasztorze. Piękno i pożądanie mieszkają bardzo blisko siebie w sercu. Wszak tobie podobały się błyszczące klejnoty zdobiące szyje dam i pożądałaś każdego z nich.
Uśmiechnął się pobłażliwie Tancrist.- Możliwe że mam jakąś do ciebie słabość, bo zaprawdę zadziwia mnie moja pobłażliwość względem ciebie. Jednakże wychodzi to poza zwykłą żądzę.

Kuglarka w milczeniu spoglądała tym razem na prawdziwego Thaaneeekryyysta, nie tyle z oburzeniem czy obrzydzeniem, ale.. w zamyśleniu nad jego słowami. Sama była prostą elfką, zawsze mówiła wszystko wprost i nie bawiła się w żadne dwuznaczności czy niedomówienia jak szlachciurki. Ale chyba całkiem nieźle sobie radziła rozumieniu ich, a wino z całą pewnością pomagało. Dlatego po kilku chwilach pokiwała głową ze zrozumieniem.

-Mogłam się tego spodziewać. To wyjaśnia Twoją pomoc z Pierworodnym, zmuszenie mnie do roli Twojej kochanicy i to przyjęcie także.. -mówiła to spokojnym, trochę litościwym tonem głosem. Potem odetchnęła ciężko, nim stanowcze słowa popłynęły z jej ust -Nie wyjdę za Ciebie. Nie chcę być Panią.. von.. Thaaneeekryyyst, więc nawet nie padaj przede mną na kolana!
Swój wywód zakończyła najpierw dramatycznym uniesieniem dłoni, a następnie.. żartobliwym wystawieniem języka w stronę mężczyzny. Szybko wróciła do droczenia się ze smoczątkiem siedzącym na jej udach.

Tancrist spoglądał zaskoczony na kuglarkę nie dowierzając własnym uszom. Jego usta przybierały coraz szerszy grymas, aż w końcu wybuchł gromkim głośnym śmiechem.- Żo… żo...żoną…?
Pogroził jej palcem żartobliwie.- Nie pochlebiaj sobie panienko. Nie mam zamiaru dawać się zakuwać w kajdany. A już z pewnością nie tobie. Z ciebie nie jest materiał na żonę, raczej na sekutnicę. Nie, otóż… jest mi trochę ciebie żal. Bo czasami… bardzo rzadko, wydajesz się być delikatną dziewuszką skrzywdzoną przez świat i budzisz współczucie. I chęć przytulenia. I ochrony... ciebie przed światem. To bardzo rzadkie… chwile, przyznaję.
Tymczasem trzy lubieżne śpiewaczki skończyły uwodzące zawodzenie i Arissa pewnymi acz drobnymi kroczkami zbliżała się ku kuglarce i jej “kochankowi.”

-Żal Ci mnie? Współczujesz mi? -wycedziła Eshte przez zaciśnięte zęby. Przez cały wieczór jej nastrój zmieniał się w bardzo plastyczny sposób. Od wesołego droczenia się z czarownikiem, przez wybuchanie głośnym śmiechem, zaakceptowanie swej roli jego „kochanicy”, aż po.. no właśnie, gniew. Ale gniew tak wielki, że nie tylko płonął żywym ogniem w jej oczach, ale także zdawał się ją parzyć od środka. To było już coś więcej niż tylko zaciskanie dłoni w zirytowaniu lub prezentowanie niewybrednych gestów. To było niczym.. ciężka cisza, nie tyle przed rozpętaniem się burzy, co przed wybuchem wulkanu.

-Nie potrzebuję Twojej litości ani łaski. Nie potrzebuję nawet Twojej pomocy. Większość mojego życia radzę sobie sama i nie potrzebuję, aby teraz nagle jakiś jaśniepan się nade mną litował -mówiła cicho, aby nie robić sceny na oczach tej całej zebranej szlachty. Przestała się nawet bawić ze smoczkiem i z powrotem odłożyła go na blat stołu, gdzie ponowił swe zwiedzanie pomiędzy kielichami i misami wypełnionymi jedzeniem. Sama elfka zaś najpierw pochyliła się, aby w dłoń pochwycić swe zdobne buty, po czym wstała z krzesła. Cały czas siliła się na zachowanie na twarzy tej maski ślicznej, uległej kochanicy, chociaż trudno było. Najchętniej wybuchłaby już, w tym momencie, a tu cień uśmieszku musiała utrzymywać na wargach, mówiąc -Durna jakaś byłam. Powinnam pamiętać, że wy, ludzie, oznaczacie tylko same kłopoty.

Odwróciła się potem z szelestem sukni, której przód podtrzymywała, coby nie potknąć się w swoim gniewnym marszu. Może bycie boso nieco psuło cały efekt, ale niezbyt to obchodziło teraz Eshte. Pod nosem burknęła jeszcze - Łaskawca pieprzony..

Tancrist mruknął coś pod nosem. Smoczek uległ rozproszeniu, a sam czarownik ruszył za swą “kochanicą” mamrocząc coś o "humorzastej elfce, która sama nie wie czego chce”. Niestety nie on jeden. Także Arissa ze swym rycerzem podążała tropem rozwścieczonej kuglarki. Na szczęście była jeszcze dość daleko.

Nie potrzebowała ich. Ani łażącego za nią czarownika, gotowego pewnie poruszyć temat Pierworodnego i jej własnego bezpieczeństwa, aby tylko została w zamku. Ani tym bardziej kapłaneczki, dla której liczyło się tylko znalezienie kuglarki w swym łożu. Oboje widzieli w niej tylko jakąś swoją zabaweczkę , taką nieporadną, ojejku, którą trzeba przytulić i jej pomóc, bo inaczej sobie nie poradzi. Nie mogli się bardziej mylić.

Idąc w kierunku wyjścia z sali, Eshte musiała się przeciskać przez tłum arystokratów bawiących się w najlepsze na przyjęciu. Kilka bolesnych jęków wzniosło się w powietrze, kiedy elfka zniknęła pomiędzy tymi wystrojonymi laleczkami obu płci, łokciami zręcznie torując sobie drogę. A pewnie gdyby nie była tak wściekła, to w tym zamieszaniu nie omieszkałaby przygarnąć do serca kilku świecidełek. No, ale teraz co innego miała w główce. Plan.
Planowała pójść do stajen, odnaleźć swój wóz i Brida. Wyskoczyć z tej niewygodnej sukni, uwolnić się od gorsetu i założyć własne ubranie. A później.. cóż, skorzystać z okazji, że wszyscy bawią się na przyjęciu i wymknąć się za mury zamkowe. Brzmiało wystarczająco łatwo, aby miało się podobać elfce.
Tylko najpierw trzeba było pozbyć się trójki ogonków.

Ale bez problemu zgubiła i kapłankę z jej rycerzem i czarownika. Było nawet zabawne patrzeć jak mijają jej kryjówkę w cieniu kolumny. Tacy potężni, a byle kuglarka ich oszukała.
Upewniwszy się, że idą w złą stroną, elfka pognała do stajni. Szybko, zwinnie i na bosaka. I to mimo uciskającego ją gorsetu.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem