Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-06-2016, 00:07   #61
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Co ona tutaj robiła?!


Takie było pierwsze pytanie, jakie instynktownie pojawiło się w głowie elfki. I było niewłaściwe. Oczywiście, że Cnotliwa i Szacowna Kapłanka Arissa również została zaproszona na to przyjęcie. A nawet gdyby nie, to ze swoim władczym nastawieniem z łatwością znalazłaby sposób, aby się na nie dostać. Zatem bardziej odpowiednimi pytaniami było, czego mogła chcieć od kuglarki i w jaki sposób zdołała ją rozpoznać w tym tłumie! Już Eshte miała problem z rozpoznaniem samej siebie w lustrze, a przecież znała się już całkiem długo! W przypadku kapłanki byłoby to dopiero drugie ich spotkanie, a ta już zdołała przebić się spojrzeniem przez uroczy warkocz, delikatny makijaż, elegancką suknię... ! Głupotą byłoby doszukiwać się w tym boskiej interwencji, prędzej przedziwnego talentu Arissy do wyszukiwania w tłumie odpowiednio słodkiego kąska dla siebie.
Brrrrrr!

Eshte w panice pochwyciła mocno Thaaneeekryyysta za przegub ręki. Próbowała także zachować swój niezmącony, rozweselony winem uśmieszek, kiedy powiedziała -To idealny moment, abyś poprosił mnie do tańca, czarusiu.

-Taniec? Lubisz te grupowe skakanie królików?
- zdziwił się Tancrist wskazując palcem na dworski taniec, jakże odmienny od tego do czego kuglarka przywykła w karczmach. Ten tutaj przypominał bardziej ospały balet i dreptanie w miejscu. Ale był okazją do ucieczki od zbliżającej się w ich kierunku elfki, jej rycerza i ich niziołka.

-Oh, nie wiem. Wyglądają idiotycznie i nigdy tak nie tańczyłam, ale... -zerknęła krótko w kierunku nadciągającej gromady, z której pozornie najbardziej niewinna i bezbronna elfka, była jednocześnie najstraszniejszą. Może i na całym tym przyjęciu. Dreszcz przeszył Eshte, więc szybko powróciła do prób przekonania czarownika do ruszenia na parkiet -Ale jeśli chcesz, żebym zachowywała się jak inne kochanice, to powinnam robić to co one, prawda?
-Ale ja nie lubię tańczyć.
- Tancrist jęknął niczym cierpiętnik, wyraźnie nie mając ochoty dołączyć do tancerzy.- I nie jest w tym dobry.

A jasnowłosa bestia nie dość że zaczęła się zbliżać do obojga, to jeszcze dyskretnie pomachała dłonią w kierunku kuglarki by zwrócić jej uwagę. Jeśli przedtem Eshte mogła mieć cień nadziei, że kapłanka jej nie zauważyła, to ten gest rozwiał wszelkie ułudy.

-Czyli jednak istnieje na świecie coś, w czym Wielki Pani Czarownik nie jest najlepszy. Teraz to już muszę zobaczyć jak podskakujesz -mruknęła kuglarka ironicznie i było bardziej niż pewnym, że w innych okolicznościach pokusiłaby się o bardziej zajadłe żarciki w tym temacie. Ale nie teraz. Nie kiedy ta potwora o jasnych, idealnie ufryzowanych włosach ( niechybnie robota niziołka! ) czaiła się na horyzoncie. Aż Eshte prawie mogła poczuć jej oddech na swej skórze. Nie, nie, nie!
Niech no on się ruszy! Pociągnęła go lekko za rękaw, nie mając zamiaru dać za wygraną -No chodź, przecież i tak nikt nie może wyglądać dobrze tańcząc w taki sposób. Najwyżej oboje będziemy w tym okropni.

I to proroctwo akurat zaczęło się spełniać, bo Tancrist rzeczywiście kiepsko radził sobie w tańcu, a elfia zwinność Esthe nie rekompensowała nieznajomości figur tanecznych. Nie wyglądało to tragicznie co prawda i nie stali się pośmiewiskiem sali, ale kiepsko to wyglądało. Kuglarka jednakże nie miała czasu się tym przejmować, bo… Arissa wraz ze swym rycerzem również włączyli się w tańce!

No jaka ona była uparta! A przecież na tym przyjęciu na pewno znalazłyby się wystrojone arystokratki bardziej chętne zainteresowaniu Arissy niż Eshte! Nie wspominając już o wszystkich mężczyznach nie mających niż przeciwko byciu „oświeconymi” przez kapłankę. Dlaczego więc tak straszliwie uwzięła się akurat na kuglarkę?!

W tanecznych podskokach i wirowaniach próbując trzymać się jak najdalej od drugiej elfki, a jednocześnie starając się połapać w kolejnych krokach tego dworskiego tańca, Eshte zadziwiająco miała także powód do radości. Ruchacz nie przesadzał w swoich słowach, naprawdę w tym tańcu wyglądał dość, co tu kryć.. pokracznie. Nie miał w sobie ten płynności i gracji tancerzy, a chociaż wszyscy naokoło nich wyglądali równie niedorzecznie, to on chyba najbardziej tutaj nie pasował. Zupełnie jak gdyby ktoś siłą wyciągnął czarownika z jego komnaty, odciągnął od jakże ważnych spraw tego świata, po czym przymusił do uczestniczenia w tej wątpliwej zabawie. Chyba tylko ten cały Gadzi Smrodek byłby bardziej zadziwiającym widokiem na parkiecie. Szczególnie z tą brodą dyndającą na wszystkie strony..

Oh, łatwo było Eshte tak uciekać myślami od prawdziwego problemu jakim była kapłanka. Wcale nie miała ochoty na spotkanie z nią, a już w szczególnie, aby ta zaczęła wspominać tę ich jedną, razem spędzoną noc. A przecież nic się wtedy nie wydarzyło! Mogła zatem tylko teraz mieć nadzieję, że grajkowie będą grali.. przez wieczność. Albo przynajmniej do czasu, aż Arissa się zmęczy i po prostu.. odpuści, ale to było ciężkie do wyobrażenia. Zatem miała największe szanse na ucieczkę tylko wtedy, jak sama stworzy ku temu okazję. I to bez rzucania się w oczy, na bogów!

Zaprawdę ciężkie to było do wyobrażenia dla kuglarki, bo kapłanka wydawała się być niestrudzonym wilkiem wciąż gnającym za swą łanią. I że też musiała się ostrzyć sobie ząbki właśnie na Eshte! Czy też biedna kuglarka nie zazna chwili spokoju od lubieżników?

Zagrano inną pieść, o wolniejszym tempie ku uldze Tancrista, ale nie Eshtelëi, bo ku jej zgrozie ten taniec zmienił się z zbiorowy balet z figurami. I co gorsze ona i Arissa nieuchronnie zbliżały się do siebie oswobodzone od swych partnerów. Ich dłonie się splotły, ich spojrzenia zbiegły, i kapłanka rzekła -Tuś mi figlarko. Znikłaś bez słowa i pożegnania. A tak się martwiłam. Posłałam sługi, ale nigdzie nie mogli cię znaleźć. Przepadłaś jak kamień w wodę.

O ile zaledwie chwilę wcześniej Eshte marzyła, aby pełen podskoków taniec trwał wiecznie, o tyle teraz zdawał się on rzeczywiście tyle trwać! Wyklinała sobie pod nosem grajków, podejrzewała nawet, że kapłanka sama doprosiła się ich o wolniejszą muzykę, by w końcu móc złapać kuglarkę. Co za potwór.. !

Początkowo rozważała udawanie, że.. nie zna Arissy, nie wie o czym ta kobieta mówi, tak w ogóle to nie jest żadną figlarką, a już na pewno nie jakąś znaną jej kuglarką! O ile przy pierwszym leniwym kiwaniu się w tańcu wydawało się to całkiem niezłym pomysłem, o tyle przy drugim już przestało nim być. To tylko rozochociłoby kapłankę, i ta jeszcze zaczęłaby dokładnie opowiadać szczegóły z ich spotkania, aby poruszyć pamięć swej towarzyszki. Nie, nie, do tego na pewno nie mogło dojść. Tym bardziej, że ta pewnie dopowiedziałaby wiele własnych soczystych kąsków, które w ogóle nie miały miejsca tamtej pijackiej nocy. A może Arissa sądziła, że Eshte ją wykorzystała i porzuciła.. ?! Okropne! Owszem, wykorzystała ją, ale nie w taki sposób jaki ta sobie wyobrażała w tej lubieżnej głowie!

-Ah, sama wiesz jak to jest. Chciałam sobie trochę pozwiedzać ten zamek, zgubiłam się, aż w końcu znalazłam się na tym przyjęciu -odparła w końcu beztrosko, jak gdyby takie nagłe zniknięcia i zdarzenia nie były niczym osobliwym w jej życiu. Jednocześnie poważnie zaczynała myśleć nad omdleniem.

- I to w jakim towarzystwie. Nawet milutki ten twój okularnik i jaki usłużny. Przyjemnie ci szepce do uszka komplementy? Wygląda na słodkiego.- mruknęła elfka zerkając na Tancrista gdy tak zwiewnie tańczyła. Była wręcz ulotna w porównaniu z Eshte nie wspominając niezgrabnym Thaneeekryście i niedźwiedziowatym Tyłkawsonem.
- Może nas sobie… przedstawisz, co? No… i tęskniłam za tobą moja droga. Tak rzadko spotykam elfów, którzy nie są albo ponurzy, albo drzewoje… drzewolubami, albo nie mają tyłków powyżej nosa.- zaśmiała się perliście Arissa. - Miło było się do ciebie tulić.

Wyglądało na to, że kuglarka awansowała do grupy faworytek Arissy. Wątpliwy zaszczyt, który kapłanka mogła sobie wsadzić tam gdzie słońce nie dochodzi.

-Taaaak, bardzo miło -skłamała Eshte, chociaż może nie zabrzmiała jakoś bardzo przekonująco. A przecież na pewno potrafiła lepiej. Mogła się jednak założyć, że Arissa w całym swym przekonaniu o własnej doskonałości oraz powodzeniu wśród osobników płci każdej, nawet nie wyobrażała sobie, aby ktoś mógłby się źle czuć w jej towarzystwie. Jak na przykład kuglarka, która obudzenie się obok nagiej kapłanki określiłaby zdecydowanie innym słowem niż „miłe”. Innym i mocniejszym, jakie nie przeszłoby nawet przez jadowite usteczka Paniuni -A nawet nie zdążyłam Ci podziękować za tamten.. przemiły wieczór.

Całkowicie zignorowała wypowiedzianą przez nią chęć zapoznania się z Thaneekryyystem. Nie to, żeby Eshte była zazdrosne, dobre sobie, nie o takiego Ruchacza. Ale miała na względzie przede wszystkim własne bezpieczeństwo. Gdyby zaś czarownik za bardzo zapatrzył się w drugą elfkę, to nawet nie zauważyłby, jak Pierworodny porwałby kuglarkę prosto spod jego nosa!

- Och drobiazg… Na pewno trafi się okazja. Zwłaszcza że cię odnalazłam i możemy na noc wrócić do mych komnat. Ach tyle mam ci do powiedzenia. Ty mnie pewnie też.- trajkotała kapłanka wzbudzając ciarki na grzbiecie kuglarki. Nawet wizja Ruchacza w łóżku nie była tak straszna jak ta, którą Arissa roztaczała.
Wyglądało jednak na to, że męcząca rozmowa ulegała końcowi, lecz balet jaki tu odstawiali pchał Arissę w ramiona Thaaaneeekryyysta, a kuglarkę w łapy rycerza kapłanki.

Widząc to, Eshte dopuściła do siebie myśl, całkiem niemądrą i przecież absurdalną, że może nad kapłanką rzeczywiście czuwa jakieś przewrotne bóstwo. Bo jakie mogło istnieć inne wytłumaczenie dla tych wielce ironicznych zbiegów okoliczności sprzyjających akurat jej?! No chyba, że to nadal nad biedną kuglareczką wisiała ta klątwa z puzderka czarownika. To wyjaśniałoby jej pecha na przyjęciu, zarówno kręcenie nosem Thaaaneeekryysta na jej odgonienie Paniuni, jego późniejsze zakrztuszenie się, nieudaną ucieczkę przed Arissą, aż w końcu.. to! Jak mogło być możliwym, że ze wszystkich szlachciców kapłanka w tańcu poleci akurat ku Ruchaczowi?! Nie, nie. Nie mogło pozwolić, aby tych dwoje się zapoznało. Nie mogła sobie wyobrazić bardziej przerażającego połączenia niż ta dwójka lubieżników.

Miała się nie rzucać w oczy. Miała być jedną z wielu kochanic na przyjęciu, śliczną i układną. Ale przecież nie mogła grzecznie patrzeć, jak dochodzi do tragedii na jej oczach! Zatem wbrew tej dokładnej układance jaką były kolejne kroki i podskoki w tańcu, Eshte zamiast popaść w ramiona rycerza złapała kapłankę za dłoń i ku sobie znów zręcznie pociągnęła.

-Ciężko Ciebie tak po prostu wypuścić -znów kłamstewko, tym razem jeszcze podszyte uśmiechem tak słodkim, że elfkę od niego rozbolały mięśnie naokoło ust. Trzymając przy sobie Arissę, zakręciła z nią kilka ładnych piruetów, by potem mrugnąć do niej łobuzersko i posłać ją w kierunku Tyłkawsona. Sama zaś w panice ratowała się tanecznymi krokami w stronę swego własnego partnera.

Udało się!
Zaskoczenie i tupet okazały się udaną kombinacją. Arissa zupełnie skołowana trafiła w troskliwe łapy swego rycerza, a kuglarka… uch… w ramiona swego wybawcy, Ruchacza. Nie przejmowała się przy tym, że swoim zachowaniem rozbiła całkowicie układ taneczny i Tancrist pospiesznie się z nią ewakuował spomiędzy tancerzy żegnany śmiechem i złośliwymi docinkami. Ale co kuglarkę obchodziła fama czarownika. Ona była zadowolona, on w zasadzie niespecjalnie był niezadowolony.

-Kim była ta elfka z którą sobie tak radośnie ćwierkałaś? O ile się orientuję to jakaś kapłanka.- spytał ją gdy już usiedli przy stole, patrząc jak Tyłkawson nie daje uciec Arissie z kolejnego tańca.

Eshte opadła na krzesło nieco ciężej niż planowała, bez tej niewieściej zwiewności. Zupełnie, jak gdyby miała za sobą nie lada jak wielki i trudny bój , a nie byle dworski taniec w towarzystwie Arissy.

-Oh, nie daj się zwieść tej niewinnej twarzy i kapłańskim szatom. Pod nimi kryje się uparta bestia. Nie trzeba być boską służką, aby utwardzać rycerskie kopie -odparła po wlaniu w siebie kilku łyków wina dla osłody swego pechowego życia. Niech przeklęty będzie czarownik i to jego kusząco lśniące puzderko!
Spode łba ciągle zerkała czujnie w kierunku tańczącej elfki, by móc znów szybko zareagować na jej nadejście -Jeśli tutaj podejdzie to udam, że nagle zrobiło mi się słabo i wyprowadzisz mnie na zewnątrz.

-Zupełnie nie rozumiem o czym mówisz, mogłabyś mi wytłumaczyć sytuację?
- zapytał czarownik, który nie rozumiał grozy jakie kryły się za niewinnymi oczkami i śmiechem elfiej kapłanki. Póki co tańczyła uwięziona w konwenansie i równie silnych ramionach swego rycerza. Za to własny osobisty rycerzyk Eshte zadawał jej pytania… i mógł nie być skory do współpracy. -Jestem pewien że uparta bestia umie sobie radzić z omdleniami i zabawnie będzie zobaczyć jak cię ratuje.


-Nooo.. bo trochę jakby.. to ją wykorzystałam, aby się dostać do zamku -mruknęła kuglarka w odpowiedzi, dość niechętnie dzieląc się z Thaaneeekryyystem tym.. sekretem. Wprawdzie powiedziała prawdę, lecz zdecydowanie nie czuła się tutaj jak strona wykorzystująca, bardziej jakby sama stała się ofiarą kapłanki! Długo musiała się szorować w kąpieli po obudzeniu się obok nagiej Arissy. Dużo olejków i innych pachnideł na siebie wylała, aby tylko zabić zapach kapłaneczki. A ile jeszcze musiała się namęczyć, aby wyprzeć z pamięci to straszliwe przebudzenie.. ! Jeśli któraś z nich ucierpiała na tamtym pijaństwie, to na pewno biedna fiołkowowłosa.

-Ale ja wcale nie mam ochoty kontynuować tej przyjaźni i.. spędzać czasu w jej komnacie.. szczególnie po nocach.. -materiał jej sukni zaszeleścił cicho, kiedy nerwowo zawierciła się na swoim siedzeniu. Chyba za dużo powiedziała, znów dając czarownikowi pożywkę dla przyszłych złośliwości wobec niej. Spojrzała na niego krzywo -A Ty chyba byś nie chciał, aby zrujnowała ten nasz występ o Wielkim Czarowniku i jego Cudownej Kochanicy, co?

-Ciekawią mnie te noce… ale zgoda, niech ci będzie. Pomogę. Akurat i tak dość my się tu nabawili, a dobrze by było czegoś cię nauczyć. I usunąć te złogi demonicznych mocy w twoim ciele.
- westchnął Tancrist z łobuzerskim uśmiechem.- Będziesz mi jednak musiała opowiedzieć o tych nocach, moja cudowna kochanico Pupcio.

-Nic się...
-zapomniała się na moment i uniosła, w żarliwej próbie bronienia swej reputacji nieskalanej jakimiś nocami spędzanymi w łożach z innymi elfkami. Uniosła się zarówno głosem, jak i ciałkiem z krzesła, jak gdyby planowała prawdę nie tylko wykrzyczeć mężczyźnie prosto w twarz, ale także piąstęczkami nie pozwolić mu mieć co do niej żadnych wątpliwości. Na szczęście w porę się opamiętała.
-Nic się nie wydarzyło! Przestań więc sobie wyobrażać jakieś obrzydliwości, Ruchaczu -syknęła wściekle, aby uciąć w mężczyźnie wszelkie wizje dwóch, spoconych elfich ciał wijących się na barłogu łóżka, jak i jego własne pragnienia towarzyszenia im jednej takiej nocy. Paskudny lubieżnik, jak mógł w ogóle tak myśleć?!

- Im goręcej zaprzeczasz, tym bardziej podejrzewam, że jednak coś się tam stało.- rzekł z łobuzerskim uśmiechem Tancrist przyglądając się obliczu kuglarki.- Czyżbyś upojona winem i komplementami, przezwyciężyła nieśmiałość i oddała przyjemnościom związanym z zaspokojeniem ciekawości. Czyżby ten fakt zawstydzał cię obecnie i tak przerażał? Boisz się że znów ulegniesz pokusie chwili?
Droczył się z nią bezczelnie przyglądając się jej.- A może gdzieś w serduszku czujesz pokusę do własnej płci i stąd twa nerwowość w twoim zachowaniu… choć to chyba nie to… czasami jak cię całuję mam wrażenie, że bardzo ci się podoba fakt zetknięcia naszych usteczek i wielce się lubujesz w naszych pocałunkach.

Siedząc znów wygodnie, a przynajmniej na tyle na ile pozwalała ta suknia z morderczym gorsetem, Eshte w ukryciu pod stołem wyciągnęła zbolałe stopy z okowów wysokich obcasów.
-Wy szlachciurki -parsknęła w taki sposób, jak gdyby słowo to w jej ustach było najgorszym z wyzwisk. Tyle, że wypowiedzianym na tyle cicho i konspiracyjnie, aby tylko czarownik mógł się poczuć urażony. Czuła buzujący w sobie alkohol, ale to wciąż było za mało, aby przez nieuwagę miała znienawidzić do siebie cały zebrany na przyjęciu dwór. Na to jeszcze nadejdzie okazja.

-Wy i ci, którymi się otaczacie. Wszyscy myślicie, że tacy jak ja skrycie was taaaaak pożądają, że tylko marzymy o uśmiechu i zainteresowaniu jakiegoś wielkiego jaśnie pana – kolejne winogrono swym słodkim sokiem ( kuglarka podejrzewała, że w jakiś magiczny sposób na arystokratyczne przyjęcia były wybierane tylko te najsłodsze owoce, coby błękitnokrwiści nie musieli się krzywić od kwaśnego ) ucieszyło brzuszek elfki. Nachyliła się potem lekko ku mężczyźnie i palcem oskarżycielsko dźgnęła go w klatkę piersiową.
-A tak naprawdę, to czasem w tym trzymaniu wysoko nosów jesteście całkiem przydatni, wiesz? Ale to wcale nie znaczy, że mam ochotę wylądować w łożu Twoim, kapłanki, czy.. -szybko i właściwie bez większego zainteresowania omiotła spojrzeniem salę -Czy kogokolwiek na tym przyjęciu! Nawet i tego tam siedzącego na tronie.

- Jesteś dziewicą… nie masz więc pojęcia co cię czeka w łożu i jak przyjemne być może. I to nie ma znaczenia, czy to będzie łoże szlachcica, czy kucharza, akrobaty, wieśniaczki. Byle osoba która legnie w tym łożu, budziła ciarki na twym ciele i żar w twym łonie.
- rzekł czarownik obojętnym tonem.- Nie bez powodu kochankowie tak często w nim przebywają. Zakochasz się kiedyś, to zrozumiesz co to znaczy… czym są takie pocałunki, które rażą rozkoszą niczym gromem…- ciarki rzeczywiście przeszły po ciele kuglarki, bo wszak posmakowała takiego pocałunku niedawno. I to z Ruchaczem. Ale to wina wina… z pewnością. I magii Thaaaneeekryyysta.
-Noc jest młoda jeszcze, a twój kielich jeszcze może się nie raz zapełnić. Możesz zmienić jeszcze zdanie.- zażartował Tancrist.- A jakie rozrywki cieszą twe oko, poza fajerwerkami?

Pstryknął palcami i pomiędzy nimi wystrzeliły nieduże, acz kolorowe zimne ognie w postaci wesoło błyskających iskierek. Takiej sztuczki Eshte dotąd nie opanowała. Ogień jej wychodził, iluzje też… z fajerwerkami zawsze był problem. Coś w ich naturze umykało kuglarce.

-Oh? Wielki Czarownik będzie się teraz popisywał sztuczkami przed byle prostą kuglarką? -uśmiechnęła się Eshte, w całkiem nie najgorszej próbie naśladowania warg czarownika zawsze wykrzywiających się ironicznie. Zaś jego.. wywód pozwoliła sobie łaskawie zignorować, bo i nie był to czas ani miejsce na odpowiednie jemu reakcje. Ani czas, ani miejsce na zwyzywanie Ruchacza i pogrożenie mu piąsteczkami. A tych nazbierał sobie już wiele tego wieczoru.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2016, 00:17   #62
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zaintrygowana kolorowymi blaskami, z kielichem w dłoni odwróciła się na krześle w stronę ich i mężczyzny. Ani myślała pokazywać mu swoją zazdrość o umiejętność tworzenia fajerwerków. Nie mogła jednak się powstrzymać przed łakomym pożeraniem ich swym spojrzeniem.

-No to mógłbyś je wystrzelić większe, aby poleciały wysoko aż tam ku powałom tej sali. I możesz jeszcze sprawić, by przybrały kształty smoków, gryfów czy innych bestii, na których widok te wszystkie paniunie zaczną piszczeć ze strachu. Podobno niektórzy magowie potrafią tak zabawiać tłumy -upiła łyk szkarłatnego trunku, postukując przy tym palcami o nóżkę kielicha. Potem przekrzywiła główkę nawiedzoną nowym pomysłem - Mógłbyś też po prostu znów zacząć świecić, wiesz? Niczym jakaś niebieska wróżka.

- Mógłbym, ale magów którzy zabawiają tłum tak prostackimi sztuczkami uważa się za…
- zamilkł nagle i wzruszył ramio nami.- Nie są wcale poważani, bo wykreowanie takich fajerwerków nie wymaga zbyt wiele wiedzy, po prostu rozpalasz swą moc i popychasz ją wolą, by tworzyła z grubsza fantastyczne kształty, co innego to..- wykonał kilka gestów i na półmisku w kręgu magicznych znaków, które na nim wykwitły, przed kuglarką pojawiły się niebieskawe jaja, z których po chwili zaczęły wykluwać się najprawdziwsze małe smoki, z łuskami i skrzydłami, ogonami.







Hałaśliwe i skrzekliwe.

-Są prawdziwe. Do pewnego stopnia inteligentne. Możesz je nawet wziąć do ręki. Istnieją tak długo, jak długo zechcę podtrzymywać moją mocą ich egzystencję, albo dopóki będę w stanie.- wyjaśnił dumnie czarownik.

Elfce na ten widok szczęka opadła w mało eleganckim wyrazie niedowierzania. I było ono zbyt duże, aby w porę miała się opamiętać i przemienić je w coś bardziej godnego dworskiej kochanicy. Co gorsza, zamiast w następnych odruchu krzyknąć w przerażeniu i rzucić się do ucieczki jak przystało na wydelikaconą paniunię, ona rękę wyciągnęła ku smoczym pisklaczkom i najbliższego rozrabiakę szturchnęła palcem po główce.

-Takie słodkie, straszliwe bestie. Tak wy, tak, tak, tak! -prawda, pisk wyrwał się z jej ust, gdy jeden z tych okrutnych potworów pochwycił za jej palca, lecz niewiele miał on wspólnego ze strachem o bycie pożartą. Wręcz przeciwnie, prawie rozpływała się w zachwycie. Próbowała się wprawdzie opanować i stanowczymi słowami zgasić tę drażniącą dumę Thaneeekryyysta -Musisz się bardziej postarać, jeśli chcesz mi zaimponować.
Ale nie było to łatwe, kiedy jej wargi ciągle rozchylały się w wesołym uśmiechu.

- Wolałbym jednak czegoś cię nauczyć niż ci zaimponowac. Masz spory potencjał, spory talent i żałosną niestety technikę.- westchnął Tancrist patrząc jak te smoki, niczym małe psiaki rozchodziły się po stole zaczepiając badawczo pieczeń i antałek z winem. I spoglądając na kuglarkę tymi swoimi wielkimi oczkami.
Zaś sam czarownik spojrzał na środek sali, gdzie tańce się skończyły grożąc Esthe napaścią chutliwej kapłanki. Ten jednak cios topora został opóźniony, bo przybyły te latawice pod wodzą swej przywódczyni o zmysłowych kształtach, hipnotycznym spojrzeniu i skandalicznym stroju.







Zaczęły śpiewać wijąc się w zmysłowych pozach i lubieżnych układach.





Miały talent do śpiewania, Eshte musiała to przyznać. Ale to co przyciągało uwagę wszystkich to nie był ich głos, ale kuszące krągłości podkreślane przez strój. Nawet Tancrist im uległ zapominając o kuglarce i jej krągłościach! Nie żeby zależało jej na jego lubieżnym spojrzeniu, ale… kobieca próżność elfki została boleśnie ugodzona. Skoro ona musi uh… grać jego kochanicę, to on musiał tylko na nią się gapić.

Tego gniewu jaki zagotował krew w żyłach Eshte, nawet istnienie rozkosznych smoczków nie mogło ugasić. A może tak to właśnie zaplanował ten lubieżnik? Musiał wiedzieć, że nadchodził występ tych.. tych.. jasnowłosych harpii, i żeby powstrzymać swą towarzyszkę przed kolejnym wybuchem i niegodnym szlacheckiej kochanicy zachowaniem, przywołał te pieszczoszki, coby całkiem zawróciły jej w głowie. I on dzięki temu mógłby sobie bez oporów obserwować te wijące się, kobiece ciała. Ależ się przeliczył!
Tak samo jak jej serduszko było czułe na uroki tych trzech bestii, tak samo ona wyczulona była na punkcie bycia ignorowaną. A już szczególnie, kiedy chodziło o inną kobietę prezentującą swe artystyczne talenty. Albo wyjątkowo duże i niebezpiecznie kołyszące się inne wdzięki, o jakich kuglarka mogła tylko pomarzyć. Ale tego nie robiła.

W pierwszych odruchu chciała coś podpalić. Albo nawet kogoś. Zaprowadzić zamieszanie, w którym mogłaby ośmieszyć te lalunie. Jednak ciągle pamiętała (częściowo przynajmniej) wywód Thaaaneeekryyysta o jej dobrych zachowaniu na przyjęciu, a że ze swoim tatuażem na szyi niezbyt chciała trafić w łapy tamtego Gadziego Smroda, to powstrzymała w sobie nacierające iskierki magiczne.
Jednocześnie ani myślała pozwolić na dalszą ucieczkę tym zbiegom o niebieskim łuskach, więc objęła je ramionami i troskliwie usadowiła na swych udach. Pozostawała głucha na wszelkie sprzeciwy skrzekliwie padające z ich rozdziawionych pyszczków, choć na jej gust mogły być jeszcze głośniejsze, aby zagłuszyć syreni śpiew wypełniający salę. Tego z nich, których najbardziej rozrabiał i dawaj się jej we znaki, Eshte ujęła ostrożnie w dłonie, po czym uniosła ku czarownikowi zapatrzonemu w kobiety. Zaczepiający wszystko na jego drodze pyszczek, bez słowa ostrzeżenia zbliżyła ku włosom, a szczególnie ku jednemu z uszu Ruchacza.

Smoczek jednakże zerknął na Eshte zaskoczony odsunął łepek od uszu maga najwyraźniej nie mając zamiaru go ugryźć. Za to sam Tancrist spojrzał w kierunku kuglarki z ironicznym uśmiechem.- Och… głupiutka ty. Zapominasz czym one są. Moją kreacją. To nie są żywe istoty, a konstrukty mej mocy pod moją kontrolą i których działań jestem świadomy.
Spojrzał na samą kuglarkę mówiąc.- Czemu ci się zbiera na żarty? Nie powinnaś oglądać tego zjawiskowego widowiska?

Elfka wywróciła oczami i cofnęła dłonie ze smoczkiem, jakoś niezbyt przejęta swą jawną przegraną. Urobiona winem szybko zapominała o swych niepowodzeniach.

-Gdybym chciała oglądać zjawiskowe widowisko, to wróciłabym do komnaty i się rozebrała przed lustrem -burknęła krnąbrnie w odpowiedzi, a te słowa także musiały być kierowane trunkami wlewanymi w siebie przez cały wieczór. Może też (jakkolwiek obrzydliwa była to myśl) tym sposobem pragnęła zwrócić uwagę Thaaneeekryyyysta na swoje własne smukłe ciało, teraz wystrojone i podkreślone odpowiednio suknią. Wprawdzie pod tymi falbankami i koronkami nie kryły się takie krągłości jak u tamtych kobiet, ale.. czarownik właściwie o tym nie wiedział, prawda? I nie miał się dowiedzieć!
Poruszając palcami ponad smoczątkami, bawiąc się i kusząc je do ich pochwycenia, zerknęła na mężczyznę z wyraźnym niesmakiem -A ty uważaj, mój drogi czarusiu, bo zaraz Ci od tych widoków ślina zacznie kapać.

-Och… doprawdy? Jesteś aż taka zjawiskowa? Będziesz mi to musiała kiedyś udowodnić.
- mruknął łobuzerskim tonem Ruchacz - A może wolałabyś, by ktoś inny tańczył i wił się w tych kusych szatkach? Pewna kapłanka? Pewien rycerz, a może pewien… czarownik?

Pod ruchem dłoni maga, dwa smoczki uległy rozproszeniu, tylko ten którego trzymała istniał. Zamiast nich czarownik przywołał maleńką Arissę w wijącą się zmysłowo przy kielichu niewiele wyższym od niej. Nieco dołożył jej tu i tam w kwestii krągłości… ale nie to przyciągnęło jej uwagi, jak umięśnione ciałko maleńkiego Tyłkawsona w równie kusych szatkach. Daniem głównym był równie kuso i prowokująco wijący się maleńki Thaneeekrryyyst.

-Acz zapomniałem… ty lubisz widzieć siebie.- wymruczał i kolejnym gestem usunął Arissę, na jej miejsce przywołując maleńką Esthe w zmysłowych szatkach i wijącą się przy maleńkim Thaaanekrryyyście w równie zmysłowym tańcu. Zaskakująco akuratną w kształtach “Eshte”, pomijając oczywiście brak oparzelin.

Wbrew chęciom czarownika, kuglarka przyglądała się tym dziwom z ponurym spojrzeniem, zamiast z ekscytacją ich częściową nagością. Tę starała się wręcz ignorować.
-No nie wiem. Jak dla mnie to teraz potwierdziłeś, że to właśnie mnie sobie wyobrażasz.. o tak -skinęła podbródkiem w stronę maleńkiej elfki tańczącej na stole w sposób zdecydowanie wyuzdany. W sposób, w jaki prawdziwa Eshte nigdy, ale to nigdy nie zaczęłaby wyginać swego ciała na oczach innych osób. I z pewnością nigdy nie założyłaby na siebie.. tych.. takich.. skrawków materiału! Nie było tu miejsca na żadne wątpliwości, że przed oczami miała dzieło właśnie Ruchacza.

-Tyle gadania o cudowności kurtyzan, tyle słodkiego szeptania sobie z Paniunią, a to jednak do ulicznej kuglarki masz słabość, co? Aż będę musiała się dokładnie wyszorować w kąpieli -poruszyła się gwałtownie, jak gdyby wstrząsnął nią silny dreszcz obrzydzenia na myśl o Thaaaneeekryyyście marzącym o niej nocami.

- Powinnaś się zdecydować moja droga, czy chcesz być podziwiana za swą urodę i pożądana.- pstryknął palcem czarownik i znikła miniaturowa elfka, jak i obaj mężczyźni.- Czy wolisz się okryć jakimś habitem i skryć w medytacyjnym klasztorze. Piękno i pożądanie mieszkają bardzo blisko siebie w sercu. Wszak tobie podobały się błyszczące klejnoty zdobiące szyje dam i pożądałaś każdego z nich.
Uśmiechnął się pobłażliwie Tancrist.- Możliwe że mam jakąś do ciebie słabość, bo zaprawdę zadziwia mnie moja pobłażliwość względem ciebie. Jednakże wychodzi to poza zwykłą żądzę.

Kuglarka w milczeniu spoglądała tym razem na prawdziwego Thaaneeekryyysta, nie tyle z oburzeniem czy obrzydzeniem, ale.. w zamyśleniu nad jego słowami. Sama była prostą elfką, zawsze mówiła wszystko wprost i nie bawiła się w żadne dwuznaczności czy niedomówienia jak szlachciurki. Ale chyba całkiem nieźle sobie radziła rozumieniu ich, a wino z całą pewnością pomagało. Dlatego po kilku chwilach pokiwała głową ze zrozumieniem.

-Mogłam się tego spodziewać. To wyjaśnia Twoją pomoc z Pierworodnym, zmuszenie mnie do roli Twojej kochanicy i to przyjęcie także.. -mówiła to spokojnym, trochę litościwym tonem głosem. Potem odetchnęła ciężko, nim stanowcze słowa popłynęły z jej ust -Nie wyjdę za Ciebie. Nie chcę być Panią.. von.. Thaaneeekryyyst, więc nawet nie padaj przede mną na kolana!
Swój wywód zakończyła najpierw dramatycznym uniesieniem dłoni, a następnie.. żartobliwym wystawieniem języka w stronę mężczyzny. Szybko wróciła do droczenia się ze smoczątkiem siedzącym na jej udach.

Tancrist spoglądał zaskoczony na kuglarkę nie dowierzając własnym uszom. Jego usta przybierały coraz szerszy grymas, aż w końcu wybuchł gromkim głośnym śmiechem.- Żo… żo...żoną…?
Pogroził jej palcem żartobliwie.- Nie pochlebiaj sobie panienko. Nie mam zamiaru dawać się zakuwać w kajdany. A już z pewnością nie tobie. Z ciebie nie jest materiał na żonę, raczej na sekutnicę. Nie, otóż… jest mi trochę ciebie żal. Bo czasami… bardzo rzadko, wydajesz się być delikatną dziewuszką skrzywdzoną przez świat i budzisz współczucie. I chęć przytulenia. I ochrony... ciebie przed światem. To bardzo rzadkie… chwile, przyznaję.
Tymczasem trzy lubieżne śpiewaczki skończyły uwodzące zawodzenie i Arissa pewnymi acz drobnymi kroczkami zbliżała się ku kuglarce i jej “kochankowi.”

-Żal Ci mnie? Współczujesz mi? -wycedziła Eshte przez zaciśnięte zęby. Przez cały wieczór jej nastrój zmieniał się w bardzo plastyczny sposób. Od wesołego droczenia się z czarownikiem, przez wybuchanie głośnym śmiechem, zaakceptowanie swej roli jego „kochanicy”, aż po.. no właśnie, gniew. Ale gniew tak wielki, że nie tylko płonął żywym ogniem w jej oczach, ale także zdawał się ją parzyć od środka. To było już coś więcej niż tylko zaciskanie dłoni w zirytowaniu lub prezentowanie niewybrednych gestów. To było niczym.. ciężka cisza, nie tyle przed rozpętaniem się burzy, co przed wybuchem wulkanu.

-Nie potrzebuję Twojej litości ani łaski. Nie potrzebuję nawet Twojej pomocy. Większość mojego życia radzę sobie sama i nie potrzebuję, aby teraz nagle jakiś jaśniepan się nade mną litował -mówiła cicho, aby nie robić sceny na oczach tej całej zebranej szlachty. Przestała się nawet bawić ze smoczkiem i z powrotem odłożyła go na blat stołu, gdzie ponowił swe zwiedzanie pomiędzy kielichami i misami wypełnionymi jedzeniem. Sama elfka zaś najpierw pochyliła się, aby w dłoń pochwycić swe zdobne buty, po czym wstała z krzesła. Cały czas siliła się na zachowanie na twarzy tej maski ślicznej, uległej kochanicy, chociaż trudno było. Najchętniej wybuchłaby już, w tym momencie, a tu cień uśmieszku musiała utrzymywać na wargach, mówiąc -Durna jakaś byłam. Powinnam pamiętać, że wy, ludzie, oznaczacie tylko same kłopoty.

Odwróciła się potem z szelestem sukni, której przód podtrzymywała, coby nie potknąć się w swoim gniewnym marszu. Może bycie boso nieco psuło cały efekt, ale niezbyt to obchodziło teraz Eshte. Pod nosem burknęła jeszcze - Łaskawca pieprzony..

Tancrist mruknął coś pod nosem. Smoczek uległ rozproszeniu, a sam czarownik ruszył za swą “kochanicą” mamrocząc coś o "humorzastej elfce, która sama nie wie czego chce”. Niestety nie on jeden. Także Arissa ze swym rycerzem podążała tropem rozwścieczonej kuglarki. Na szczęście była jeszcze dość daleko.

Nie potrzebowała ich. Ani łażącego za nią czarownika, gotowego pewnie poruszyć temat Pierworodnego i jej własnego bezpieczeństwa, aby tylko została w zamku. Ani tym bardziej kapłaneczki, dla której liczyło się tylko znalezienie kuglarki w swym łożu. Oboje widzieli w niej tylko jakąś swoją zabaweczkę , taką nieporadną, ojejku, którą trzeba przytulić i jej pomóc, bo inaczej sobie nie poradzi. Nie mogli się bardziej mylić.

Idąc w kierunku wyjścia z sali, Eshte musiała się przeciskać przez tłum arystokratów bawiących się w najlepsze na przyjęciu. Kilka bolesnych jęków wzniosło się w powietrze, kiedy elfka zniknęła pomiędzy tymi wystrojonymi laleczkami obu płci, łokciami zręcznie torując sobie drogę. A pewnie gdyby nie była tak wściekła, to w tym zamieszaniu nie omieszkałaby przygarnąć do serca kilku świecidełek. No, ale teraz co innego miała w główce. Plan.
Planowała pójść do stajen, odnaleźć swój wóz i Brida. Wyskoczyć z tej niewygodnej sukni, uwolnić się od gorsetu i założyć własne ubranie. A później.. cóż, skorzystać z okazji, że wszyscy bawią się na przyjęciu i wymknąć się za mury zamkowe. Brzmiało wystarczająco łatwo, aby miało się podobać elfce.
Tylko najpierw trzeba było pozbyć się trójki ogonków.

Ale bez problemu zgubiła i kapłankę z jej rycerzem i czarownika. Było nawet zabawne patrzeć jak mijają jej kryjówkę w cieniu kolumny. Tacy potężni, a byle kuglarka ich oszukała.
Upewniwszy się, że idą w złą stroną, elfka pognała do stajni. Szybko, zwinnie i na bosaka. I to mimo uciskającego ją gorsetu.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2016, 12:53   #63
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dotarła do swojego wozu i mogła się przebrać w swoje ciuszki i uwolnić od ciężaru rusztowania na włosach i wokół talii. W swoich ciuszkach czuła się już lepiej, acz stwierdziła, że sytuacja jest dość kłopotliwa. I pełna problemów.
Pierwszym z nich był gołąb w pokoju czarownika. Jej gołąb, wzięty na zakładnika.
Drugim był Skel’kel w jej pokoju.
Trzecim zaś brama zamkowa pod pełną strażą i zamknięta na cztery spusty. Potężne i wysokie mury zamkowe były wyzwaniem, ale Eshte była pewna że zdoła się przez nie bezszelestnie i niezauważenie przedostać. Przejazd wozem jednakże w ogóle nie wchodził w rachubę. Zwłaszcza teraz, gdy jej możliwości kreowania iluzji nadal ograniczało skażenie, które Thaaaneekryyst jedynie częściowo usunął.

Przytłoczona ciężarem przeszkód na swej drodze, z westchnieniem przysiadła na schodkach swego wozu. Pochylona zanurzyła palce w swoich włosach, dokańczając rozplatanie ich z warkocza i zaprowadzając na swej głowie zwyczajowy artystyczny chaos. Nie musiała tutaj odgrywać niczyjej kochanicy, nie powinna się na to zgadzać od samego początku. Ależ była głupia. Strach przed kolejnym spotkaniem z Pierworodnym musiał całkiem przyćmić jej zdrowy rozsądek oraz szacunek do samej siebie. Nie potrafiła sobie w inny sposób wytłumaczyć powodu, dla którego szukałaby pomoc u Thaaneeekryyysta. Parszywiec. Łajdak. Wielkoduszny paniczyk.

Ależ była głupia! Podciągnęła kolana ku sobie i wsparła na nich czoło, chowając twarz wykrzywioną w grymasie. Czego właściwie się spodziewała? Że jakiś człowiek tak po prostu będzie chciał jej pomóc, bo zależy mu na jej dobrze? Ha! Durna, oj durna. Przez ten cały czas nie była w jego oczach zdolną kuglarką, ani zaradną elfką, ani materiałem do przyuczenia nowych, magicznych sztuczek, ani choćby kobietą godną pożądania. Dla niego była tylko jakąś.. nieogarniętą życiowo, zastraszoną dziewuszką, którą należy prowadzić za rączkę, bo inaczej się przewróci i będzie płakać. Drań.. drań! Nie po to tyle w życiu przeszła i osiągnęła, aby jakiś Ruchacz się nad nią łaskawie litował. Nie potrzebowała jego pomocy. Jeszcze mu pokaże i wtedy będzie musiał zmienić zdanie.

Dopiero teraz to sobie uświadomiła, ale.. do stajen nie docierała muzyka i cały ten gwar z przyjęcia. W ciszy słychać tylko było postukiwanie końskich kopyt, ale też w towarzystwie tylko śpiących gołębi i przeżuwającego coś Brida, elfka poczuła się nagle.. niesamowicie samotna. Głupie to było uczucie, tak samo jak i ona była głupia. Głupia!

Zerwała się na równe nogi. Właśnie czegoś takiego spodziewałby się po niej czarownik. Bezczynności i zagubienia! Musiała działać póki go zgubiła, chociaż domyślała się, że pewnie już i tak znalazł sobie jakąś paniunię na pociechę i zapomniał o Eshte. Tym lepiej dla niej. Szczególnie, że zamierzała wrócić do komnat, aby zabrać ze sobą gołębia i Skel'kela. Nie znała może drogi przez zamkowe korytarze, ale skoro szlachciurki potrafiły się wśród nich odnaleźć, to ona tym bardziej. A później.. później.. no, też coś wymyśli, żeby się stąd wydostać.
Poradzi sobie. Sama. Jak zawsze.

Tyle że nie było, aż tak łatwo… jak się okazało. Bowiem zamek był mrocznym labiryntem korytarzy, po których chodzili zakuci w zbroję wojownicy pilnujący bezpieczeństwa wszystkich oraz cicha niczym myszy służba. I kuglarka… niczym cień. Budziło to jej chichot. Akrobatyczne talenty i iluzjonistyczne sztuczki w postaci drobnych światełek pozwalało przekradać się bez problemu. Oczywiście nie musiała się posuwać do dyskrecji. Ale taki pokaz swego talentu poprawiał kuglarce humor. Do czasu…

Nieco frustrowała Eshte niemożność znalezienia swej komnaty i komnaty Tancrista, ale był to detal. Przemierzając po ciemku korytarze, dostrzegła strażnika migdalącego się z jakąś bezpruderyjną panienką w prowokacyjnych szatkach. On miętosił dłońmi jej pośladki, ona pieściła jej szyję i ucho ustami.
Nagle kuglarka zamarła. Bystre elfie oczka dostrzegły, że chutliwa blondynka nie całowała karku strażnika… wgryzała się w jego kark! A strażnik wcale nie pieścił dziewczyny, tylko desperacko próbował się od niej oderwać.

- Teraz… służysz mnie… -wysyczała blondynka do jego ucha, a ten wychrypiał cicho -Tak… moja pani.
I niespodziewanie odwróciła się w kierunku kryjącej się Eshtelëi, a ona rozpoznała ją.







To była śpiewaczka z sali głównej, delikatnej budowy i urody… pomijając obecnie widoczne wilcze oczy i długie kły.

-Zapach znamienia Pierworodnego… słodki… ofiara dla pana. Gdzie się kryjesz… turkaweczko?- zasyczała nieludzko, zaskakująco słodkim głosem. Nie widziała jeszcze Eshte, ale wyczuwała ją. I miała do pomocy rosłego strażnika.

Kuglarka musiała zacisnąć zęby na własnej pięści, aby nie wrzasnąć ze strachu.
P-P-P-P-Pierworodny?! Skąd? Jak? Dlaczego?! Przecież w żaden sposób nie odczuła jego obecności w zamku, a czarownik mówił.. mówił, że będzie w stanie dzięki jego własnej pieczęci! Oszukał ją? Te jego bazgroły były nic niewarte? Uh, musiał mieć nie lada rozrywkę, śmiejąc się w duchu z jej wiary w jakąś niewytłumaczalną moc byle farbek.
I skąd właściwie ta.. ta.. to coś o kobiecej sylwetce i dzikich oczach, wiedziało o znamieniu mieniącym się kolorami na szyi kuglarki? Czy to także była jedna z ofiar idealnego elfa? Czy to właśnie czekało Eshte, jeśli nie zdoła przed nim uciec? Chodzenie w skąpych ciuszkach, macanie się z mężczyznami i robienie sobie z nich niewolników?! Okropność! To z dwojga złego już naprawdę wolałaby zostać Panią von Thaaaneeekryyyst. I gdzie ten czarownik właściwie teraz był, kiedy akurat raz mógł się okazać przydatnym?!

Nie, nie. Głupia. Nie potrzebowała go wcześniej, nie potrzebowała i teraz. Jeśli w czymś była dobra, oprócz samego kuglarstwa, to.. uciekanie. Przed strażnikami, wściekłymi szlachcicami i kupcami, szalonym tłumem z pochodniami i widłami. Jakaś tam paniunia o przerośniętych zębach nie mogła być przecież wiele gorsza od nich, prawda?

Dobrze, że nie miała teraz czasu szukać odpowiedzi na te wszystkie pytania tłoczące się jej w głowie. Musiała działać szybko, zanim ta dwójka odkryje jej kryjówkę. Złożyła ze sobą obie dłonie, aby znów wykorzystać jedną ze swoich sztuczek. Niewinną i niepozorną. Maleńkie, lekko świecące kuleczki pojawiły się pod jej palcami, które po chwili rzuciła daleko w ciemności korytarza. Nie tylko tam znów zaczęły bawić swoimi kolorami, ale wybuchając wypełniły powietrze głośnymi trzaskami, dodatkowo odbijającymi się echem wśród grubych murów.

Kuleczki były małe, kolorowe i głośne. Nie tak głośne jakby kuglarka chciała. Niestety i w tej materii demoniczna skaza ją ograniczała. Wybuchy jednak zrobiły co do nich należało, odwróciły uwagę strażnika i blondynki od kryjówki Eshte i pozwoliły jej się bezszelestnie wymsknąć. A tak przynajmniej sądziła, dopóki nie usłyszała za sobą ciężkich kroków wojskowych butów i stukotu obcasów jasnowłosej panienki. Tylko na moment zerknęła za siebie, by przekonać się że ją ścigają.

- Wyczuwam cię -zasyczała złowieszczo blondynka tylko dodając skrzydeł uciekającej artystce. Tylko gdzie tu uciec? W panice skręcała raz w jeden, raz w drugi korytarz nie wiedząc już w ogóle gdzie jest w tym przeklętym zamku. Musiała się chyba oddalić od przyjęcia, bo i służby nie widziała, ni straży, ni odgłosy uczty już do niej nie docierały. Była sama, samiuteńka… nikt nie mógł jej pomóc!
A blondynka i jej sługus podążały za nią jak psy gończe!

Kolejny skręt na lewo i… wpadła prosto na Tancrist, wokół którego ramienia owinięty był niuchający powietrze Skel’kel. Czarownik użył pupilka do odnalezienia kuglarki.
-Tu jesteś.. gdzie ty się właściwie włóczysz i… wiesz, dobrze że w takich szatach, byle pijany wielmoża może cię zaciągnąć do łóżka. Tak często kończą artyści. Możesz się na mnie obrażać, ale nie powinnaś lekcewa…- no tak! Teraz mu się chciało udzielać jej lekcji! Nawet warczący Skel’kel którego łepek był skierowany prosto w miejsce z którego zaraz wybiegną się prześladowcy kuglarki, wiedział że to ni czas ni miejsce na takie pogadanki.

Krzywiąc się z bólu, elfka dłonią rozcierała swe czoło. Na co czarownikowi właściwie były te mięśnie i tak twardy tors?! Czy siłował się z każdym przywołanym demonem, że potrzebował takiej siły?!
Pierwszy odruch na jego widok był dla Eshte dość wstydliwy, dobrze zatem że zderzenie się z nim skutecznie wybiło jej to z głowy. Bowiem.. uh, ucieszyła się na widok Thaaaneeekryyysta. Miała wręcz ochotę rzucić mu się w ramiona, włącznie ze zwinnym zapleceniem nóg naokoło niego. No, to na pewno byłoby zaskoczenie dla całej trójki, włącznie z Skel'kelem. Ale to był ten drań, ten sam jaśniepański łaskawca co wcześniej. Na pewno poradziłaby sobie i bez jego nagłego pojawienia się, nie potrzebowała jeszcze więcej współczucia ze strony jakiegoś paniczyka wychowanego w luksusach.

Otworzyła usta, aby odwarknąć mu coś w odpowiedzi, ale dobiegający z niedaleka odgłos kroków skutecznie zamknął je z powrotem. Też wiedziała, że to nie był czas ni miejsce na kłótnie. Później, ale nie teraz.
-Cicho.. cicho siedź! Musimy stąd.. musimy.. uciekać! -wydyszała w przerażeniu i zmęczeniu swym szalonym biegiem. Bez dalszych wyjaśnień pochwyciła mężczyznę za rękę i ruszyła dalej biegiem, próbując go pociągnąć za sobą. I kto teraz ratował kogo?!

-Hej… hej! - krzyknął Tancrist na szczęście szeptem i na szczęście dawał się ciągnąć bez oporu kuglarce, mimo że nie dorównywała mu siłą. - Co się dzieje? Komu się naraziłaś? Przecież cię ostrzegałem, że pijani wielmoża mają zwykle trzeźwych i groźnych sługusów.

-Nikomu!
-syknęła w biegu Eshte, w myślach zaś dodając niewinne „tym razem”. Gdyby to jakieś tępe pachołki szlachciców ją goniły, albo choćby pomagierzy popadającej w histerie Paniuni, to sytuacja miałaby się o wiele inaczej. Byle osiłków zgubiłaby bez trudu w tym labiryncie korytarzy, oni nie potrafiłby jej.. wyczuć. I jeśli wtedy wpadłaby na czarownika, to tylko ze śmiechem zamiast ze strachem o swoją wolność.

-Ja tylko.. ah.. wracałam po Skel.. kela. I po drodze spotkałam jedną z tych.. hah..hah.. śpiewających laluń migdalącą się ze.. ze strażnikiem -opowiadała mu w skrócie, pomiędzy jednych oddechem a kolejnym. Kondycję miała nie najgorszą, co zawdzięczać tylko mogła wszystkim swoim treningom. Idealną do ucieczek, chociaż rozglądała się także w poszukiwaniu nowej kryjówki. Te drzwi? Tamte? Może jeszcze dalej?

-W szyję mu się wgryzła! Stał się.. on.. ah.. jeszcze bardziej tępy, jak jej niewolnik. Ale ona też mnie.. mnie.. wyczuć potrafiła! Przez ten mój tatuaż! -obrzydzenie i niechęć wyraźnie zabrzmiały w jej głosie. Czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy?! Przeklęte miasto! -Pierworodnego wspomniała. I o.. o ofierze dla swojego pana. To uciekłam.

- To jej nie uciekniemy. Wgryzła? Brzmi jak strzyga. Podejrzałaś ją podczas posiłku i opętywania ofiary.
- Tancrist nagle zatrzymał się wstrzymując dziewczynę.- Chce cię więc uciszyć, nic dziwnego że ściga. Ale ucieczka nic nie da. Musimy walczyć.
Przyciągnął kuglarkę do siebie mówiąc cicho.- Jaką broń masz przy sobie, jaką dobrze władasz?

-C.. co.. co?!
-prawie krzyknęła w zaskoczeniu kuglarka, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Czarownik musiał być już pijany po całym wieczorze na przyjęciu. Albo coś złego wydarzyło się w jego głowie, że takie pomysły przychodziły mu do głowy.
-Czemu ja mam walczyć?! Jesteśmy na zamku, czy nie macie tutaj rycerzy i zakonników odpowiedzialnych za ubijanie takich kreatur?! Albo czy Ty nie możesz zrobić jakiegoś swojego czary mary i sprawić, aby zniknęła?! -pytała, jednocześnie rozpaczliwie próbując się wyrwać z mocnego uchwytu tego szalonego człowieka -I co ona tu właściwie robi?! Skąd wie o Pierworodnym?! Może.. może to jakaś jego wcześniejsza ofiara?
Bliżej nieokreślony pisk przerażenia wydobył się z elfich usteczek. Nie tak sobie wyobrażała swoją przyszłość!

- Cicho!- szepnął Tancrist zakrywając jej usta.- Pomnij, że trzy były śpiewaczki na sali biesiadnej. Jeśli każda z nich była strzygą, to skąd wiesz ile straży już przekabaciły na swą stronę? Mamy szansę. Ta jest jedna i ma tylko jednego strażnika. I nie wie, że masz czarownika, który cię obroni. Tyle że mogę nie być zbyt… dobry. Trochę mi popisy przed tobą uszczupliły moc i pisanie znaków ochronnych też. Mogę sobie ze strzygą i jej pomagierem sam sobie nie poradzić. Musisz mięśniaka zająć nieco bojem co by mi ze strzygą nie przeszkadzał. Mamy przewagę, ona o mnie wie. Jestem twoim ukrytym w rękawie asem.
Po czym odsłaniając usta kuglarki dodał.- A co tu robi, to nie wiem. Nie jest tu z twego powodu. Strzygi to służki wampirów, a nie Pierworodnych. Niemniej ich pojawienie oznacza duże kłopoty dla nas wszystkich.

-Czy są na tym świecie jeszcze jakieś kreatury, których nie ma w Grauburgu i nie chcą dorwać mojej głowy?!
-jęknęła cierpiętniczo elfka. Dreptała niespokojnie w miejscu, w każdej chwili gotowa rzucić się do dalszej ucieczki, lecz jednocześnie spoglądała na czarownika.. z nadzieją. Nie taką naiwną, jak dama w opresji spoglądająca na swego rycerza w lśniącej zbroi. Ona oczekiwała, że to wszystko okaże się być po prostu żartem i zaraz pojawi się tutaj cały okrągły stół rycerzy gotowych do ubicia bestii. Jednak kiedy nic takiego się nie wydarzyło, Eshte tylko westchnęła ciężko.

-Sztylet. Sztyletem potrafię się posługiwać, powinnam mieć tutaj jakiś jeden.. -mówiąc to dłońmi zaczęła w poszukiwaniach oklepywać swój przylegający kubraczek, spodenki i różnokolorowe pończochy -Mogę też użyć sztuczek i pomocy Skel'kela. Lubi straszyć i robić idiotów ze strażników -nagle spojrzała ostro na Thaaneeekryyysta - A jeśli i Ciebie uwiedzie ta strzyga? Na przyjęciu nie mogłeś oderwać spojrzenia od tych damulek.

-Skel’kela ukryj raczej. Ten strażnik nie czuje strachu i fajkowego lisa po prostu zarąbie. Podaj mi więc swe sztylety, zaklnę je by stały się bardziej groźne.
- szeptał cicho czarownik, bo oboje już słyszeli kroki swych prześladowców. Uśmiechnął się przy tym zawadiacko. - A o strzygę się nie martw. To nie Pierworodny czy Wampir. Nie ma takiej mocy, by mnie spętać. Poradzimy sobie. Nie martw się. A potem pokażę ci potwory… których nie ma w Grauburgu.

Eshte przyglądała mu się podejrzliwie, zupełnie nie rozumiejąc co miał na myśli. I wcale nie podzielała tej radości czarownika tematem jakichś demonów, dwunożnych kozłów czy innych bestii jakich podobizny widziała w jego księdze. Doprawdy, jak na jej gust, to w tym mieście widziała już wystarczająco i jej noga już więcej w nim nie postanie. No, zaraz po tym jak tylko się stąd wydostanie.

Wyciągnęła pojedynczy sztylet zza pasa spodenek, po czym zręcznie obracając go w palcach podała Thaaaaneekryystowi. Denerwowała się, to na pewno. Jak już korzystała ze swoich sztyletów, to przeciwko cudzym sakwom albo byle bandziorom, nie strażnikom o zakutych łbach. I już z pewnością nie przeciwko strzygom. Drepcząc w miejscu zerknęła w kierunku, w którym zaledwie chwilę wcześniej zamierzała dalej uciekać. Burknęła cicho -Wcale mi się to nie podoba.

-Mi też nie. Nie lubię improwizacji- odparł nerwowo czarownik kładąc ostrze w dłoni i przecinając nim zarówno rękawiczkę, jak i własną skórę. Broń pokryła się krwią czarownika, gdy ten mamrotał jakieś słowa, z których jedynie jak Esthe zrozumiała to “klątwa krwi na to ostrze”. Krew zamiast rozlać się na powierzchni metalu wniknęła w niego, sprawiając że ostrze sztyletu kuglarki nabrało karminowej barwy. Byłoby śliczne, gdyby nie fakt, że elfka widziała jak powstawało.

- Generalnie powinnaś unikać kogoś, kto wykorzystuje własny ból i krew w czarowaniu.- wyjaśnił cicho Tancrist.- Ale… desperackie sytuacje wymagają, drastycznych zagrań… postaraj się wrazić sztylet głęboko w ciało przeciwnika, najlepiej w okolicy głowy lub serca.
I podał oręż kuglarce. W samą porę, bowiem strzyga wraz ze swym przemienionym sługą wpadła właśnie w korytarz zamkowy i zasyczała.- Coraz lepiej. Teraz dwójka do usunięcia.

Tancrist wymruczał coś pod nosem i wykonał kilka gestów dłonią, jakby pociągał nią na raz za kilka sznurków, które sprawiły że z cieni korytarza wystrzeliły długie kolce. Dwa z nich wbiły się w strażnika, jeden przeszywając jego udo, drugi w bok przez szczelinę w napierśniku. Pozostałe chybiły albo otarły się jedynie o pancerz. Strzyga zwinnie uniknęła sztuczki czarownika i ruszyła na czterech kończyna wspinając się po ścianie jak jaszczurka i biegnąc w kierunku swych dwóch ofiar.

-Tandetne sztuczki mnie powstrzymają, trzeciorzędny kuglarzu.- zakpiła blondynka szyderczo zmierzając błyskawicznie do celu. Strażnik czynił podobnie, nie przejmując się bólem i ranami, choć wyraźnie kulał.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2016, 13:03   #64
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Co on zrobił? Elfka przyglądając się swojemu zmienionemu sztyletowi nie potrafiła zrozumieć, jaką magią Thaaaneeekryyyyst przemienił jej ostrze i czego mogła się po nim spodziewać. Szkarłat ślicznie błyszczał, ale kiedy minął pierwszy zachwyt jego widokiem, pozostał tylko jakiś niezrozumiały.. niepokój. Wcale nie miała zamiaru go teraz używać, a już w szczególności wbijać w ciało strażnika! Nigdy nikogo nie zabiła, ani nawet nie zraniła jakoś bardzo dotkliwie. Zawsze polegała tylko na przestraszeniu przeciwnika swoimi sztuczkami lub po prostu ucieczce. Na pewno dotąd nie musiała ratować się wbijaniem ostrza pomiędzy pancerz strażnika!

Byłaby się tak zamartwiała i w końcu pewnie popadła w panikę, gdyby z pomocą nie pojawiła się.. strzyga właśnie. Swoimi słowami sprawiła, że duma przesłoniła Eshte wszelkie niepokoje.
-Kuglarzu?! To miała być obelga, Ty wywłoko?! -warknęła bojowo, rozmyślnie jednak cały czas stojąc za plecami czarownika. Nawet popchnęła go lekko w stronę tej przebrzydłej kreatury, radośnie przy tym go zagrzewając do walki swoimi okrzykami -No dawaj, czarusiu! Pokaż tej żółtozębnej harpii gdzie jej miejsce!

- Jestem zbyt osłabiony i wyczerpany… żeby pokazać jej sam. Za dużo dzisiaj używałem magii na tobie.
- przypomniał jej czarownik gniewnym tonem głosu… a może przestraszonym?
Niemniej stojąc pomiędzy nimi, a kuglarką rzeczywiście osłaniał Eshte i owijającego się wokół jej ramienia Skel’kela przed obydwojgiem napastników. Zwinna strzyga już szykowała się do skoku na Tancrista, gdy ten wymachem ręki rozsiał kropelki swojej krwi słowami sięgając po magię i zmieniając kropelki krwi w olbrzymią krwawą kierunkową eksplozję.







Która uderzyła całym swym impetem w skaczącą w ich kierunku potworzycę, odrzucając ją z powrotem na ścianę z której zeskakiwała i niszcząc jej nieskazitelną skórę paskudnie wyglądającymi oparzeniami, jakoby od jakiegoś kwasu. Blondynka ryknęła z bólu i wściekłości. A czarownik uśmiechnął się blado dysząc ciężko. Nie zauważył zajęty wampirzycą, że osiłek kulejąc docierał do niego z wyciągniętym ciężkim mieczem w dłoni, gotów pozbawić życia obrońcę kuglarki, nawet za cenę własnej śmierci. Bo rana w jego boku mocno krwawiła.

Uszy elfce oklapły, a w przypadku tak długich i spiczastych uszu, było to mocno widoczne. Nie tyle spłoszyły ją słowa Thaaneeekryyysta, co.. ton jego głosu. Bo jeśli ten łajdak czuł się tak niepewnie stając przeciwko strzydze i jej pachołkowi, to jakie szanse przeciwko nim miała biedna Eshte dotknięta klątwą demona? Znów kusiło, aby zostawić mężczyznę na pastwę tego potwora, a samej wykorzystać okazję do ucieczki. Daleko.
Ale wstrzymała się w miejscu. Nie to, żeby dbała o bezpieczeństwo Ruchacza, lecz jeśli miał przestać widzieć w niej tylko godną pożałowania, bezbronną dziewczynką, to teraz była idealna okazja do zmiany jego zdania. Pomimo tego, że jej spocone palce ślizgały się na rękojeści sztyletu. Tymczasowo więc schowała go z powrotem za pas spodenek, po czym z pomocą zębów szybko ściągnęła z dłoni rękawiczki. Desperackie sytuacje wymagają drastycznych zagrań, tak? Potarła o siebie dłońmi, a kiedy je znów rozłożyła, to na obu znajdował się delikatny pyłek o złotym migotaniu. Niczym ziarenka piasku pustyni skąpanej w słońcu, w zamiarze mające oślepiać oczy przeciwnika równie mocno jak ono. Wychyliła się potem nagle zza czarownika, aby silnym dmuchnięciem posłać swoją sztuczkę w kierunku nadciągającego strażnika.

Dmuchnięty w kierunku strażnika słoneczny pyłek, który rozbłysł gwałtownie wokół niego w postaci dziesiątek światełek. Niezbyt mocno. Gdy kuglarka chciała osiągnąć potężny blask poczuła jak jej ciało płonie od bólu. Nieprzyjemne wrażenie przypominające jej, że skaza demona nadal tkwi w jej ciele. Niemniej światełka okazały się doskonałym odwróceniem uwagi, bo strażnik uznał że stanowią zagrożenie.

To wystarczyło. Zdobyła kilkanaście sekund dla Tancrista… wystarczająco dużo by kilkoma słowami sprawił, iż kryształowy zakrzywiony róg wyrósł po wewnętrznej stronie jego dłoni.
To wystarczyło, by czarownik wbił ten róg w brzuch strażnika przebijając jego napierśnik. Ruchacz nie miał skrupułów. Nie miał też jednak oczu dookoła głowy, więc nic dziwnego, że nie zauważył jak poparzona strzyga rzuciła się na niego. Odbiła się z dużą siłą od ściany i skoczyła na czarownika powalając go na podłogę i próbując wgryźć mu się w szyję swoimi kiełkami.

Strażnik zraniony śmiertelnie przez czarownika wydawał się już konać z upływu krwi. Ale czy to było pocieszające dla kuglarki? W niewielkim stopniu. Wszak strzyga właśnie próbowała zagryźć Ruchacza, by zmienić go w swojego sługę. Kolejny wredny babsztyl, który się dobierał do JEJ czarownika!

Eshte wyklinała pod nosem wszystko na czym ten świat stał, nie pomijając także i jakichś tam istot wyższych, które zapewne przyglądały się wszystkiemu i miały przy tym nie lada rozrywkę.
Bolało ją, no bolało. Jak gdyby niewinna sztuczka wykorzystana przeciwko strażnikowi, po tysiąckroć mocniej wybuchła w niej samej, słonecznym ogniem spalając ją od środka. W innej sytuacji padłaby na ziemię i skuliła się cała w agonii, ale teraz nie miała czasu na takiego słabości. Później. Uh, wiele już jej się nazbierało na to całe „później”.

Minął wprawdzie pierwszy szok i największe cierpienie przeszywające jej ciało, lecz nadal jeszcze czuła jego wspomnienie pod swoją skórą. Na pewno nie miała go zapomnieć zbyt szybko. Albo wręcz przeciwnie, mogła bardzo szybko, jeśli strzyga skończy swoją zabawę z czarownikiem i zwróci się ku szyi elfki. Niedoczekanie! Ale znów nie wiedziała co zrobić, jak sobie poradzić z tą potworą i uratować Thaaneeekryysta. Tak, uratować. Ona jego, a nie na odwrót. A skoro nie wiedziała, to musiała improwizować.

Rzuciła się w stronę czarownika, i tak jak damulka skoczyła na niego, tak samo Eshte.. no, wskoczyła na nią. Wyglądało to jak scenka z jednego z tych rubasznych przedstawień wystawianych ku uciesze prostej publiczności zajadającej się kapustą. Mężczyzna leżący na ziemi, a na nim dwie kobietki, no pewny wybuch śmiechu. Tyle, że tutaj nikomu nie było do śmiechu, a chyba najmniej kuglarce. Zacisnęła kurczowo palce w jasnych włosach strzygi, aby gwałtownie szarpnąć za nie w próbie odciągnięcia jej od szyi Thaaaneekryyysta.
-Zostaw go, Ty poczwaro! -warczała przy tym wściekle.

Tyle że strzyga nie była namolną babą. Była potworem o olbrzymiej zwinności. I równie dużej sile.
Eshte co prawda udało się odciągnąć głowę strzygi, ale ta strząsnęła z siebie namolną kuglarkę, niczym pchełkę. To jednak wystarczyło. Czarownik coś wymamrotał pod nosem i promień światła niczym włócznia przeszył klatkę piersiową strzygi i jej serce.
Bestia zawyła z bólu, zacharczała, a potem osunęła się martwa.
-Dobra… robota - wydyszał Tancrist leżąc pod zwłokami martwej strzygi. Zwłokami gwałtownie starzejącymi się.

Elfka poderwała się na nogi, gotowa odpłacić pięknym za nadobne tej bezczelnej poczwarze. Zbliżyła się więc do dwójki leżących, po czym kopniakiem nieznającym litości dla martwej strzygi, zrzuciła jej nieruchome ciało z czarownika i posłała na bok. Oh, słodka satysfakcja.

-Ha! Już nie jesteś taka piękna, co? Turkaweczko? -syknęła triumfalnie, dodając do swych słów jeszcze wulgarny gest wykonany dłonią w kierunku truchła. No, to powinno nauczyć te wszystkie paniunie, aby nawet paluszkiem nie ośmieliły więcej się tknąć Eshte. Thaaneekryyystowi zaś powinno wybić z głowy te wszystkie myśli o godnej pożałowania, bezbronnej elfce!
Bo i nagle gdzieś zniknęła ta cała przestraszona, uciekająca kuglarka, jak gdyby w ogóle jej tutaj nie było. Ani w obecnej pozie Eshte, pełnej pewności siebie, ani tym bardziej w uśmiechu, z jakim pochyliła się nad szlachcicem. Uśmiechu, w którym wyszczerzyła się do niego krnąbrnie, mówiąc -Uratowałam Cię. Ja. Ciebie. Dwa razy.

-Nie powiedziałbym, żebyś była w tym zbyt dobra w tym ratowaniu. Jestem cały we krwi i w kiepskim stanie.
- jęknął Tancrist z trudem wstając i trzymając się lewą dłonią za krwawiący bok. Widać strzyga go poharatała przed śmiercią. Był zresztą bardzo blady i dość osłabiony.- A kiedy uratowałaś mnie po raz pierwszy? Bo z tego co pamiętam, to pod wieżą to ja ratowałem ciebie dwa razy… przy czym raz narażając życie.

Eshte, zadziwiająco w zrozumieniu i bardzo cierpliwie, wysłuchiwała gderania mężczyzny. Nie było ono wszak ani niczym nowym, ani tym bardziej szczerym, o czym oboje wiedzieli. Albo przynajmniej elfka. Bowiem w jej mniemaniu, próbował on tym sposobem ukryć swą prawdziwą wdzięczność wobec niej, ot co. Cóż, legendarna męska duma. Słyszała, że ciężko się przebić przez taki mur, a w przypadku szlachcica i czarownika jeszcze bardziej. Musiała jej teraz wystarczyć sama świadomość, że Ruchacz zawdzięczał swe życie byle kuglarce. I to dwa razy!

Nie podobało jej się za to, co ślina próbowała jej nanieść na język na widok stanu w jakim się znajdował. Najchętniej przełknęłaby te słowa, albo wypluła razem z ową śliną na zamkowy korytarz. Przecież i tak powinna już być dawno być z powrotem w swym wozie poszukując sposobu na ucieczkę poza mury, a jednak.. a jednak nadal stała tutaj. Wykrzywiając usteczka, jak gdyby zjadła coś kwaśnego, pochwyciła z ziemi swe rękawiczki. Naciągając je z powrotem na dłonie, zapytała od niechcenia -Przeżyjesz?

-Może…
- mruknął Tancrist spoglądając na swoje zakrwawione rękawiczki i równie zakrwawiony bok.- Może przeżyję. Potrzebuję jednak dotrzeć do swej komnaty. Mam tam mikstury i… świeże szaty. No i… kryształy magiczne. Ta strzyga nie występowała sama. Boję się zgadywać co planują jej siostry.

Nie pocieszył elfki, ale przecież.. to nie tak, że ona potrzebowała jakiejś pociechy ze strony tego kłamcy i łajdaka! Wcale nie interesowało jej jego dobro, zapytała tylko tak.. kurtuazyjnie, o. Jednak myśl, że miałby nagle tutaj zemrzeć i zostawić ją samą przeciwko pozostałym strzygom oraz zamkowi pełnemu ich sług, sprawiło, że Eshte nagle odnalazła w sobie troskę dla niego. Wprawdzie troskę kierowaną własnym przeżyciem, ale i tyle wystarczyło.

-A ja nie chcę tutaj być, jak pojawią się inni strażnicy i zaczną zadawać niewygodne pytania -wzruszyła ramionami, po tym jak rozejrzała się po korytarzu. Krew rozpryśnięta na ziemi i ścianach, dwa truchła z czego jedno w tutejszych barwach. Nawet gdyby dla odmiany kuglarka mówiła prawdę, to i tak nikt by jej nie uwierzył. Ona sama nie wierzyłaby sobie.

Zbliżyła się do czarownika, ku swemu własnemu zdziwieniu i wewnętrznej niechęci, ale na widok jego szat mokrych od krwi tylko się skrzywiła. Obeszła go naokoło i stanęła z jego drugiego boku, aby w razie potrzeby mógł się na niej wesprzeć. Ani myślała mówić wprost, że mu pomoże. Tak naprawdę to spojrzała tylko na niego ostro i mruknęła cicho, z groźbą w głosie -Chodźmy. I nawet nic nie mów, tylko prowadź dokąd.

- Musimy udać się do moich komnat. A potem… muszę spotkać się z ojcem
.- ostatnio słowo czarownik wypowiedział z wyraźną niechęcią. Jakby wizja spotkania z rodziną niespecjalnie go cieszyła.
Ruszył do przodu, asekurowany przez elfkę mrucząc przy okazji.- A czemu to właściwie tak nagle uciekłaś z sali?

Eshte wywróciła oczami. Nie miała się czemu dziwić, czarownik nie sprawiał wrażenia, jakby znał pojęcie i naturę ciszy. Zresztą, tak jak i ona. Ale spodziewała się, że prędzej będzie on znów złośliwie próbował doszukiwać się w jej pomocy wielce gorących uczuć wobec niego. I cóż to byłyby za bzdury! Ale przynajmniej teraz to on był godny pożałowania i współczucia -zmęczony, zakrwawiony, w porozdzieranych szatach niepamiętających już swej niedawnej świetności. Elfka za to, choć nieco uginała się pod ciężarem zranionego mężczyzny, już całkiem zapomniała o swym przerażeniu. Nadal chciała się wydostać z zamku, ale przynajmniej już nie goniła jej żadna paniunia.

-Dopiero co ubiliśmy tamtą poczwarę, jest ich jeszcze więcej wśród bawiących się szlachciurków, a Ty teraz chcesz rozmawiać akurat o tym? -odparła niekulturalnie, bo przecież pytaniem na zadane sobie pytanie -A może tak wygląda każdy zwyczajny dzień na zamku, co? Wino, tańce i krwiożercze bestie?

-Dzieciństwo moje tak wyglądało.
- stwierdził cicho czarownik z lekkim uśmiechem, gdy bocznym korytarzami docierali do jego komnaty.- Nie wiem co zapędziło cię w te strony, ale Północ roi się od śladów Dzikiego Gonu, a co za tym idzie, niebezpieczeństw. Ale ty z kolei sama wydajesz mi się wyciągnięta z innej bajki. Kuglarka o olbrzymim potencjale i brakiem wiedzy by go wykorzystać. Jeżdżąca samotnie, nie potrafiąca walczyć. Po prostu słodka przekąska dla jakiejś bestii czy potwora w ludzkiej skórze. Aż dziw, że tak długo wytrwałaś sama.

-Radziłam sobie wręcz wy-bor-nie do czasu, aż Ty się napatoczyłeś na mojej drodze. Wtedy nagle każdy demon w okolicy postanowił się mną zainteresować. To Twoja wina. Wszystko znowu będzie dobrze, jak tylko odjadę daleko od Ciebie i tego przeklętego miasta
– syknięcie, jakie wydobyło się z usteczek Eshte, było aż ciężkie od wyrzutów. Musiała zostać jakoś naznaczona w oczach wszystkich okolicznych potworów, nie było innego wyjaśnienia. Naznaczona, bo miała nieszczęście krótko podróżować z tym Ruchaczem i w jego towarzystwie przekroczyć bramy Grauburga. Gdyby nigdy go nie poznała, to pewnie nadal mogłaby korzystać z całej swej magii, o Pierworodnych słyszałaby tylko w pogłosach, a jej ciało pokrywałyby tylko własne tatuaże, te malowane tuszem.

Dotarli do jego komnaty, gdzie Tancrist zbliżył się do zgromadzonych na stole butli i fiolek. Sięgnął po jedną z nich i wychylił duszkiem. Nie smakowała za dobrze, bo skrzywił się po wypiciu ej zawartości. A potem zsunął się na ziemię zwijając z bólu.

Kuglarka nie zdążyła w porę zareagować, aby powstrzymać Skel'kela. Przez całą drogę owinięty spokojnie wokół jej szyi, teraz ożywił się nagle i nim zdążyła go z powrotem złapać, pognał zwinnie ku wyraźnie cierpiącemu mężczyźnie. To języczkiem, to noskiem lisek troskliwie muskał jego policzek, kiedy elfka tylko stała nieruchomo, jak zaklęta w kamień. Bo i cóż innego miała zrobić? Rzucić mu się na ratunek, choć co dopiero z własnej woli przyprowadziła go krwawiącego do komnaty? Przecież od samego początku nie chciała pomagać temu draniowi. Łajdakowi. Chędożonemu łaskawcy! Gdyby nie strzygi kryjące się po zamku, to odwróciłaby się teraz na pięcie i wyszła. Prawda? Zaraz, czemu miała jeszcze wątpliwości?

Wyrwała się z pierwszego osłupienia, po czym zbliżyła się do skulonego Thaaaneeekryyysta. Dziwnie było go widzieć w takim stanie, tak drastycznie odmiennym od jego zwyczajowej pewności siebie podkreślonej ironią.
-Mmmm... to powinno tak.. działać? -zapytała, nie do końca oczekując odpowiedzi. Nachylała się nad czarownikiem ostrożnie, z dystansem. W obawie, że to co mu dolega mogłoby się rzucić i na nią.

- Niestety… tak. Zakłaaadam..- mówił z trudem czarownik pocąc się jak szczur.- .. że… nie chcesz, sprób... sprób... spróbować?
Wstał blady i zmęczony, ale po ranach na jego ciele nie było widać śladu.
-Mogłabyś nalać wody do tamtej miski z dzbana stojącego obok?- zapytał Tancrist rozdziewając z się z zakrwawionych szat. A kuglarka przez chwilę stała zbaraniała na ten widok. Wszak od dawna żaden mężczyzna się przy niej rozbierał. Ba, jakoś nie tęskniła do takich widoków.

A teraz spojrzenie kuglarki wędrowało plecach czarownika i jego ramionach. Pokrytych magicznymi tatuażami. Całe ciało Tancrista było pokryte wzorem podobnym temu noszonemu przez Eshte na karku. Całe, dość muskularne i miłe oku ciało. Mimo gustowania w luźnych szatach przypominających suknie, był on z postury bardziej muskularny niż by się można tego było spodziewać. Nic dziwnego że wydawał się jej taki silny. Był taki. Oczka elfki podążały za liniami tatuażu po ciele czarownika, kuszonej by placami przesunąć po owych liniach. Czemu służył ten tatuaż, czemu zajmował niemal całe, oprócz głowy, ciało? I jak wyglądał pod spodniami, bo tych czarownik nie zdjął.

-Co z tą wodą?- zapytał mężczyzna wyrywając ją z zamyślenia.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2016, 13:18   #65
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kuglarka zamrugała gwałtownie, dzięki słowom mężczyzny przebudzając się z tego przedziwnego stanu, w którym mogła myśleć tylko o tatuażach wijących się po jego umięśnionym ciele. A co najgorsze, także bezwiednie próbując sobie je wyobrazić tam, gdzie teraz nie mogła dotrzeć swym spojrzeniem.

-Ah, woda. Tak – mruknęła rozkojarzona, ale szczęśliwa z tego powrotu do rzeczywistości. Czuła ze wstydem, jak płoną jej policzki i końcówki uszu, pewnie teraz aż ogniście czerwone. Głupie jakieś! Dobrze przynajmniej, że chyba Thaaaneeekryyst tego nie zauważył, ileż miałby wtedy powodów do drażnienia się z elfką, a jakże połechtałaby jego dumę. Tak w ogóle, to mógłby ją najpierw ostrzec zanim zaczął się rozbierać! Bo może ona wcale nie chciała tego oglądać! Nie miał za grosz przyzwoitości, ot co!
Na dziwnie miękkich nogach zbliżyła się do stolika i pochwyciła za dzban z wodą. Chociaż bardzo się starała ignorować tę jego częściową nagość, to napełniając misę co chwilę wbrew sobie zezowała w kierunku jego pleców. Najchętniej sama oblałaby się tą wodą dla ochłody.

-Cooo.. co to było? To co wypiłeś? -zapytała, próbując swe myśli skierować ku bezpieczniejszym ścieżkom.

-Dekokt z górskich ziół. Życiostrzęp czarnoksiężników. Świństwo, ale kanalizuje magię w celu uleczenia ciała.-wyjaśniła czarownik i chwyciwszy dłoń kuglarki przycisnął ją do swego boku.- Widzisz? Ani śladu po ranie.

Widziała, a bardziej… czuła pod palcami ciepłą i miękką skórę, a pod nią twarde mięśnie poruszające się wraz jego oddechem. Czuła i oddychała wraz z nim tym samym rytmem, ale z sercem bijącym znacznie szybciej. Zrobiło się tak jakoś... intymnie. Mimo, że nawet się nie całowali!

Miała wrażenie że spłonie od wstydu i dziwnej ekscytacji. Nagle przypomniał się jej ten pocałunek, który ją upoił bardziej niż wino, które wypiła. Stanowczo za długo przebywała w towarzystwie Arissy , a potem Tancrista! Dziwne myśli, tak do niej niepodobne roiły się w jej głowie niczym stado natrętnych ćwierkających wróbli. Myśli dotyczące spraw, które wszak artystka zwykle ignorowała.

-Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś gorączkowała?- zapytał troskliwie Ruchacz, tak jakby mu na niej zależało.

O dupa blada..” -Eshte bezwiednie powtórzyła w głowie tą samą myśl, jaka w pierwszej chwili nawiedziła ją na widok Pierworodnego. A przecież czarownik nie był tak idealny jak tamten, ani tak piękny, jego głos nie przypominał cudownego śpiewu, nie roztaczał wokół siebie tej kuszącej i lepkiej aury, dzięki której nawet elfka chciała być dla niego najważniejsza i najlepsza. Nie, nie. Ten tutaj na pewno nie miał w sobie takiej straszliwej mocy, choć zaczynała go podejrzewać o użycie tego pyłku wróżek. To wyjaśniałoby wszystko. I nagłe „gorączkowanie”, i niespotykane w jej przypadku zaniemówienie, i pragnienie przesunięcia dłoni, aby poczuć pod palcami więcej z tych twardych mięśnie i odkryć jakie w dotyku są jego tatuaże. Czy zimne, tak jak i ten błękit, którym pobłyskują? Czy stają się ciepłe, kiedy on używa magii i zaczynają całe lśnić? Musiała tu się ukrywać jakaś paskudna sztuczka, inaczej kuglarka nigdy nie zadawałaby sobie takich pytań!

-Noo... to był.. długi.. dłuuuugi i męczący dzień. Mogę być zmęczona, nie? -odparła po wymyśleniu odpowiedniego wytłumaczenia, które nie wydawało się być podejrzane. Wbrew swym wewnętrznym chęciom, wyszarpnęła dłoń z uścisku Thaaaaneeekryyyysta, dodając kąśliwie -Widzę, widzę. Magia jakaś. Ale nie pozwalaj sobie, co?
Ze stuknięciem odstawiła dzban na stolik. Następnie ostentacyjnie odwracając wzrok, przesunęła misę w stronę czarownika ze słowami -Masz wodę, przemyj się i ubierz. Wcale nie mam ochoty Cię oglądać nago.

-Nago?
- zdziwił się zaskoczony Tancirst i dodał spokojnym głosem.- Nie jestem nago… mam jeszcze sporo na sobie ubrania. A ty…- przesunął spojrzeniem po kuglarce i zabrał się za obmywanie ciała i doni z krwi.- Odlej sobie nieco dekoktu, który piłem z tamtej butli. Może ci się przydać, jeśli będziesz w niebezpieczeństwie.

Pył wróżek, to było właściwe wytłumaczenie. Tak, to na pewno pył. Pewne jako składnik tego trunku co go czarownik popijał. Straszliwa rzecz… ale przynajmniej nie zmieniła Eshte w bełkoczącą idiotkę, jak to uczynił urok Pierworodnego.

-Właściwie… to czemu nie użyłaś sztyletu?- zapytał nagle Tancrist wyrywając kuglarkę z kolejnego zamyślenia.

-No, nie było takiej potrzeby, prawda? -elfka wzruszyła obojętnie ramionami. Teraz, kiedy mogła się w końcu oddalić od czarownika i jego niezwykle muskularnego ciała, z powrotem odkryła w swej krtani ten głos, o którego zadrżenie nie musiała się obawiać - Nie umiem walczyć, aby zabić. Jestem artystką, a nie jakąś zabójczynią.

Sposób w jaki wypowiedziała ostatnie zdanie nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że Thaaneeekryyyst prawie uraził ją swoją niewypowiedzianą sugestią. Kuglarka była dumna ze swojej artystycznej profesji. Tak bardzo, że stawiała ją ponad wszystkimi innymi – karczmarzami, zabójcami, magami, nawet najwyższymi kapłanami. Zatem zabijanie kogoś, nawet jeśli ten ktoś był przebrzydłą strzygą, nie leżało w jej zainteresowaniach.

Z całej siły starając się ignorować mężczyznę, którego skóra umięśnionego torsu i pleców lśniła od spływających po niej strużek wody ( raz zapatrzyła się nieuważnie na wędrówkę jednej z nich, brrr ), Eshte chwyciła w dłoń buteleczkę. Zakołysała nią lekko w powietrzu, przyglądając się paskudztwu wewnątrz. Nie była osobą próżną, a przynajmniej nie w kwestii swojego wyglądu. Nie potrzebowała być idealna. Ale jeśli miałaby marzenie, aby zmienić cokolwiek w sobie, to te blizny szpecące jej ciało. Gdyby tylko.. wtedy, tak dawno temu, miała ze sobą fiolkę takiego eliksiru czarowników, to teraz po poparzeniach pewnie nie byłoby już śladu. Nie mogłyby już swoim istnieniem przypominać o nocy pełnej ognia, cierpienia i strachu.

-A to działa tylko na świeże rany? -zapytała ciekawsko, a nie czekając na odpowiedź, czy pozwolenie, odkorkowała buteleczkę. Zamoczyła opuszkę małego palca w cieczy, po czym niepozorną kropelką dotknęła swego języka.
Smakowało gorzko i pachniało intensywnie. Nieprzyjemnie. Nie była to mikstura, którą pije się z przyjemności.

- Tak tylko na świeże. Czemu pytasz?- słyszała tylko chlupot wody w misce bojąc się odwrócić i zerknąć na niego. Ostatnie czego potrzebowała, to przyłapania się na gapieniu na niego.
-Zabójczynią nigdy nie będziesz. Daleko ci do tego… i mnie też. Zabijanie w obronie życia czyjegoś czy własnego nie czyni zabójcą. Gdyby twoje było zagrożone, nie wahałbym się przed użyciem sztyletu. I ty nie powinnaś. Owszem… niechęć do odbierania życia to szlachetne uczucie, ale nie dziś. Stwory z którymi może przyjść ci walczyć wykorzystają twoje zawahanie przeciwko tobie.-odparł dość poważnym i troskliwym tonem Tancrist. Po czym spytał zaciekawiony.- Czyli masz jakieś rany które ci dokuczają? Ta mikstura nie pomoże, ale może mam inne…

-Trochę blizn..
-mruknęła od niechcenia Eshte, nie chcąc się wdawać w szczegóły. A prawdą było, że „trochę” było o wiele zbyt słabym słowem na określenie tych splotów szpecących skórę jej ramienia, ręki i boku -Powstały z rąk ludzkich, a nie szponów czy kłów potworów. I żadna ilość zaklętych sztyletów nie uratowałaby mnie przed nimi.

Przelewając część cieczy do innej, pustej buteleczki, elfka mogła myśleć tylko o kolejnej fali gorąca nawiedzającej jej ciało. Niby czemu Thaaneeekryyyst powiedział, że obroniłby ją przed zagrożeniem? Przecież tak naprawdę w ogóle jej nie znał, nie miał najmniejszych powodów do troski o jej bezpieczeństwo, a mimo to wypowiadał te słowa z takim przekonaniem. Pewno chciał tym sposobem sprawić, że zapomni ona o jego bzdurnym gadaniu o litości i współczuciu. Niedoczekanie.

Zakorkowała buteleczkę, ale na tym nie zakończyło się jej zainteresowanie pozostałymi eliksirami. Pochylając się nad nimi muskała palcami i przechylała coraz to kolejne flakony, ciesząc oczy ich różnorodnymi barwami. W pewnym momencie nawet uśmiechnęła się krzywo -Ale te wszystkie Twoje mikstury wiele wyjaśniają. Pewnie codziennie sobie którąś popijasz, aby stworzyła Ci te mięśnie, co? Bo i jak inaczej siedzący w księgach czarownik miałby mieć ciało, jakiego nie powstydziłby się niejeden rycerzyk?

-Moje rodzinne strony w całości zostały pochłonięte przez Dziki Gon panieneczko. To nie są zbyt bezpieczne miejsca i wymagają nie tylko wiedzy, ale i siły fizycznej oraz wytrzymałości. Stąd moje mięśnie.
- wyjaśnił Tancrist pusząc się wyraźnie.- Możesz sama sprawdzić ich autentyczność dotykiem. Nie są wytworem żadnej magii… tylko się pośpiesz z tym sprawdzaniem albowiem czas mi się ubierać. A co do sztyletu… klątwa na nim potrwa pięć dni, pięć godzin i pięć uderzeń serca. Potem sztylet znów będzie zwyczajnym kawałkiem metalu

- Ani myślę Ciebie dotykać i sprawiać Ci tym przyjemności! -parsknęła elfka, choć zadziwiająco nie była aż tak niechętna jego propozycji niżby chciała. Po prawdzie, to aż czuła jak świerzbią ją paluszki do przysunięcia nimi pomiędzy łopatkami mężczyzny, albo.. albo po jego twardym brzuchu..
Ah! Co za obrzydliwość! Potrząsnęła mocno głową, aby wybić sobie z głowy takie pragnienia. Niech przeklęty będzie ten rozpustnik i wszystkie wróżki z ich pyłkiem! Wywaliła język do pleców tego łotra i łajdaka. Potem zręcznie podrzuciła w dłoni buteleczkę i schowała ją w jednej z licznych kieszeni swojego kuglarskiego stroju.

-Tak w ogóle, to już dawno powinnam być w swoim wozie, a nie zabawiać się w elfkę, strzygę i czarownika w korytarzach zamku – mruknęła poruszając się i wyciągając rękę w kierunku Skel'kela, aby mógł wrócić do roli cieplutkiego, futrzanego szala otulającego jej szyję. Co też fajkowy lisek zrobił bez większych oporów.

-Jesteś pewna, że chciałabyś być teraz w wozie… sama? Po prawdzie wolałbym cię nie brać na spotkanie rodzinne i zostawić tutaj zamkniętą…- mruknął bardziej do siebie niż do niej Ruchacz, ubierając się w nowe szaty.- Ale boję się cię zostawić tu samą. Kto wie jak bardzo byś narozrabiała w tym czasie. Albo niechciani goście.

Eshte przystanęła w pół kroku prowadzącego ją ku wyjściu z komnaty.
-Znowu się nade mną litujesz? -zapytała tonem aż złowieszczym w swym spokoju. W końcu nie była osobą, dla której spokój i cierpliwość były naturalnymi stanami charakteru. Raczej impulsywność, beztroska oraz brak poszanowania dla etykiety czy wymyślnych hierarchii, według których zajmowała podobno dość niski szczebel. Bzdury.

Odwróciła się w miejscu, a następnie palcem wycelowała oskarżycielsko w Ruchacza. Jakże dobrze, że zaczął już się ubierać, bo inaczej ciężko byłoby jej zachować powagę z zaczerwienionymi policzkami i uszami. Tymczasem spoglądała na niego ponuro, mówiąc z kpiną -Ojejku, biedna kuglareczka jest taka nieudolna, tak? Nie poradzi sobie, jeśli Wielki Czarownik nie będzie jej ciągle trzymał za rączkę, tak?

-Zapominasz moja droga, że po zamku grasują jeszcze dwa podstępne potwory podobne temu, który omal mnie nie zabił.
-przypomniał Tancrist spokojnym głosem kończąc ubieranie.- Rycerze mogą ginąć w tej chwili, a oni wszak są bardziej przygotowani na takie sytuacje od biednej kuglareczki. Niemniej jeśli tak bardzo ufasz w swe siły to… zostaniesz tutaj, za zaryglowanymi drzwiami i nie otworzysz nikomu, na kogo twój lisek będzie warczał. Czy zgadzasz się na to?

Eshte zawahała się. No tak, oczywiście że nie mógł zareagować tak, jakby ona sobie tego życzyła. Powinien teraz kajać się przed nią na kolanach, zapewniać o tym, że nigdy wcześniej nie spotkał tak utalentowanej kuglarki. Nie, tak utalentowanej elfki. Nie! Żadnej innej tak utalentowanej istoty! I tak, wtedy czułaby się usatysfakcjonowana. Ale on zdawał się wcale nie zauważać swojego błędu, ani tego co od niego wymagała. Niczym rozmowa z jedną z tutejszych kamiennych ścian, doprawdy.
Przestała w niego celować palcem, i teraz gniewnie zaplotła obie ręce na piersi.

-O nie, nie, nie. Nie zamkniesz mnie tutaj. Nie mam zamiaru spędzić reszty życia w Twojej komnacie, jeśli po drodze spotkasz kolejną strzygę i nie będziesz miał mnie obok, abym Cię uratowała. Znowu -burknęła niezadowolona, że ciągle jakieś zrządzenia losu pchały ich dwoje ku sobie. Że na te same ścieżki, nie.. intymnie. Na pewno nie -I po co właściwie idziesz do swojego ojca? Jeśli to po nim odziedziczyłeś swój charakter, to wcale nie jestem podekscytowana tym spotkaniem.

- Reszty życia? Oczywiście że nie. Najwyraźniej swe życie to wolisz spędzić przy moim boku
.- odparł z łobuzerskim śmiechem czarownik, po czym dodał.- Ale to zrozumiałe. Kto iny uczyniłby je tak interesującym.
Poważnym zaś tonem dodał.- natomiast co do komnaty, to myślałem o spędzeniu tu czasu do mojego powrotu. Niemniej jeśli chcesz iść ze mną, to… poza oczywistym faktem, że to moja rodzina, to winna wiedzieć, że mój ród wielokrotnie toczył boje z takimi potworami i z pewnością nie uległ podszeptom strzyg, czego nie mogę powiedzieć o tutejszych strażnikach. A wolę rodzinę od perunowych zakonników. Nie mam tam zbyt wiele przyjaciół poza młodym von Gersteinem. A Gadziemu Językowi po prostu nie ufam.

Elfka przymrużyła oczy, pozornie wpatrując się w ubranego już ( na szczęście! ) czarownika, ale tak naprawdę to nie zwracając w tym momencie na niego najmniejszej uwagi. W zastałej chwilowo ciszy.. rozmyślała, a owoc tego musiał być doprawdy słodki, bowiem rozciągnął jej wargi w szerokim uśmiechu. Uśmiechu osoby, widzącej już oczami swej wyobraźni pokaźny zysk lśniący na horyzoncie.

-Czyli teraz nagle jesteśmy bohaterami ratującymi cały zamek przed potworami, co? -wymruczała zmieniając nieco swe podejście do całej sytuacji. Jeśli już musiała tutaj być, łazić ramię w ramię z Ruchaczem i dalej narażać się na jego litość, to przynajmniej mogła coś z tego wynieść dla siebie -To jak dużo szlachciurki są gotowe zapłacić w nagrodę za uratowanie swej wypudrowanej skóry?

-Z pewnością dużo, ale czy ty jesteś gotowa stawać ramię ramię ze mną i walczyć z hordą sług strzyg?
- Tancrist wypowiedział te słowa z wyraźnym powątpiewaniem, acz wziął kuglarkę pod ramię kierując się do wyjścia.- Wyglądasz słodziutko z tym uśmieszkiem, acz nie licz jeszcze monet, których nie masz w dłoni.

-Oh, na pewno dojdziemy do jakiegoś porozumienia
-stwierdziła beztrosko elfka, całkiem ochoczo dając się mężczyźnie prowadzić ku wyjściu z komnaty. Uśmieszek zaś nie schodził jej z ust, a cała niechęć i strach zniknęły gdzieś pod wielce kuszącą wizją kosztownych nagród, jakimi zostanie obsypana po uratowaniu szlachciurek. No, nie własnoręcznym, oczywiście. Do tego niech się Thaaaneeekryyyst przyda. I może nie była bardem, ale odpowiednia wersja wydarzeń powinna i ją postawić w nie najgorszym świetle.

-Ty pokonasz strzygi jedną ognistą kulą, a ja zadbam, by wszyscy arystokraci i cała służba w zamku o tym usłyszała. Nie, nie. Aby wszyscy w zamku i poza nim usłyszeli, jak to zaledwie ruchem jednego palca pokonałeś całą armię krwiożerczych strzyg! -podekscytowana swym planem, mającym jej przynieść niemałą fortunę, rękę jedną uniosła i zatoczyła nią krąg w powietrzu przed ich oczami -Ruchacz oraz jego nieustraszona towarzyszka, Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Władczyni Ognia i Mistrzyni Śmiania Się Bestiom Prosto W Ślepia. Na pohybel potworom!

- Obawiam się że moje ogniste kule są dziś na wyczerpaniu.
- odparł ironicznie czarownik.- I trzeba będzie kogoś innego przyuczyć do ich rzucania. Potrzebujemy sojuszników, a ty…- dotknął dłonią jej dekoltu -.. przebrania.
Wymruczał parę słów dotykając jej ubrania na piersiach i cały strój począł się zmieniać, stając się nieco obcisłą suknią podkreślającą jej urodę podobną tej, którą nosiła. Znów wyglądała jak jego kochanica, a nie artystka.- Strzygi chyba jeszcze nie wiedzą, że zabiliśmy jej siostrę, więc nie wyglądajmy podejrzanie. A strojem się nie martw, to efekt tymczasowy… nie wytrzyma dłużej niż trzy godziny.

Eshte nie zdążyła w porę zareagować, a Skel'kel jej świadkiem, że zdążyłaby odskoczyć nim czarownik dotknąłby jej piersi! A bo to powiedziała co teraz siedziało w jego głowie, zwichrowanej od wina i sponiewieranej przez strzygę? Na szczęście tym razem były to tylko fatałaszki i to całkiem niezgorsze jak na męską wyobraźnię. Była o wiele mniej wyuzdana i odsłaniająca, niżby się tego spodziewała po takim Ruchaczu. Ba, podekscytowana wizją przyszłej nagrody, w której będzie mogła wręcz brać kąpiel, wykonała w miejscu zręczny piruet, wspomagając się ręką Thaaneeekryyysta uniesioną ponad sobą. Materiał sukni mienił się ładnie naokoło niej.

-Przyznaj, że po prostu lubisz sobie popatrzeć na proste, elfie kuglarki w sukniach. I korzystasz z każdej okazji ku temu, co? -zapytała spoglądając na niego podejrzliwie, jak gdyby właśnie odkryła jego wstydliwy sekrecik. Także i jej triumfalny uśmieszek o tym świadczył.

-Jesteś urodziwa… nie możesz temu zaprzeczyć.- odparł bezczelnie czarownik i tonem pozbawionym jakiekolwiek ironii. Jakby stwierdzał oczywisty fakt. I nie zdawał sobie sprawy, że ją komplementuje.
Właśnie przez tę jego bezmyślną szczerość Eshte.. przybrała trochę kolorków. Jej policzki zapłonęły czerwienią, a w ustach jakoś tak zaschło nagle.
Łajdak, kurzy móżdżek, kłamca, zboczeniec. Z dwojga złego już zdecydowanie wolała, kiedy się z nią drażnił i traktował ją jak nieporadną, byle kuglarką, niż kiedy się tak zapominał. Wcale jej nie interesowało co miał do powiedzenia o jej urodzie!

-Ej, weź.. przestań bredzić -burknęła zmieszana, bo i sytuacja na ten krótki moment stała się jakaś wyjątkowo niezręczna. Aby więc przywrócić ją na właściwą ścieżkę, to jest wzajemnych złośliwości, zacisnęła dłoń w piąstkę i uderzyła nią czarownika w ramię, dodając - Pijany jesteś, cicho siedź.
To go powinno nauczyć. Sobie mógł wsadzić takie komplementy, ot co.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-06-2016, 21:02   #66
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Noc jeszcze trwała. Noc pełna emocji. Tych nieprzyjemnych i tych zaskakująco miłych. W tej chwili elfka była zadowolona, wychodząc z komnaty wraz z Ruchaczem. Na horyzoncie przyszłości majaczyła powiem chwała pogromczyni potworów i materialne profity wynikające z tej sławy. Oczywiście wcześniej musieli usunąć jeszcze dwie strzygi, ale z pewnością Thaaaneeekryyyst się tym zajmie, a ona… opowie jak razem zniszczyli zło. O tak!
Tylko że w tej chwili coś ją… uwierało. I to dosłownie... uwierało ją w plecy w okolicy pasa. Tym czymś był sztylet, ten który zarobiła “zaczarowując” kopie. Zupełnie o nim zapomniała. Był wszak dla niej niezbyt użyteczny. Zbyt ciężki, zbyt duży, zbyt zakrzywiony by można było nim rzucać. Był śliczny, i gdy znów go trzymała w dłoni, czuła że jest magiczny.
A przecież zupełnie o nim zapomniała ukrywając go w swoich szatach niemal odruchowo, dopiero nowa suknia sprawiła, że sztylet “przypomniał” o sobie wrzynając się w plecy Eshte.
Magiczny… Tymczasem czarownik biorąc kuglarkę pod ramię ruszył z nią przez korytarze mówiąc o magii i eterycznej przestrzeni, która jest zasłoną i osnową jednocześnie, o jej zrozumieniu i przeniknięciu… bla, bla, bla… Wpadało jednym uchem, drugim wypadało. Oglądanie żłobień na ostrzu sztyletu wydawało się ciekawsze. Nagle… coś oderwało kuglarkę od oglądania sztylecika i udawania że słucha Thaneekryysta.
Kolejna strzyga.


Lubieżna bestia o paskudnym wnętrzu i apetycie. Tancrist jednak zignorował ją, poświęcając jej ledwie kilka spojrzeń i z zimną krwią minął wraz Esthe ową kobietę, a ta… cofnęła się pod ścianę i skłoniła. Tak jak każda plebejuszka winna była czynić w obecności szlachetnie urodzonego. Nie przyłapana na niczym podejrzanym strzyga wolała zachować swą “maskę” zwyczajnej artystki.
Minęli ją bez słowa. Tancrist najwyraźniej nie miał ochoty na kolejną przypadkową konfrontację. Zajęty był nauczaniem.


- Twoje iluzje powstają tylko w tym wymiarze. Są mamieniem oczu i uszu, ale dla istot widzących magię są barwnymi plamami energii. Żeby uczynić je skuteczniejszymi musisz nauczyć się je tworzyć jednocześnie w więcej niż jednym wymiarze postrzegania rzeczywistości.- strasznie dużo strasznie przemądrzałych słów, których znaczenia Eshte nie pojmowała. Szli ostrożnie przez zamek szukając kwater rodziny Tancrista, bo czarownik nie wiedział gdzie ich ulokowano. I był zbyt dumny, by spytać służbę o drogę. Ech… mężczyźni i ich duma.
Tak więc włóczyli się po korytarzach zamkowych, a kuglarka musiała wysłuchiwać jego gadaniny, aż w końcu wystawił jej palec. Ordynus jeden!
- Skup się i spróbuj dojrzeć to co jest przed tobą. Ogień.- wyjaśnił czarownik machając jej palcem przed nosem.- To że nie widzisz go, nie oznacza że go nie ma. On tam jest, tyle że twoja percepcja jest ograniczona by go dostrzec.-

A wsadziłby sobie w rzyć tą całą percepcję! Nie wiedziała co to słowo znaczy, jest z pewnością było obraźliwe.
Machnęła dłonią przed swą twarzą, by przepędzić owego magowego palucha i… syknęła z bólu. Bo jak przybliżyła dłoń swą do palca czarownika, poczuła żar i poczuła ból. I miała drobne poparzenia dłoni.
Cóż… jeśli czarownik chciał w niej wzbudzić motywację do nauki, to mu się udało. Elfka więc się skupiła i… nawet zniżyła się do wysłuchania z uwagą jego rad i słów mocy, które miały pomóc jej koncentracji i ułatwić skupieniu się umysłu na zadaniu. Co okazywało się nie tak łatwe, jakby mogło się wydawać.
Eshte raz po raz mamrotała inkantację egzotycznie brzmiących: revelatio eterum oculare.
Nie rozumiała ich i według czarownika nie miało to znaczenia. Liczyła się melodia ukryta w kolejnych dźwiękach tego słowa pozwalająca skupić umysł, by użył mocy w tym określonym celu. Tak twierdził Ruchacz, ale co on tam mógł wiedzieć.

W końcu jednak za którymś razem wypowiedziane słowa sprawiły że dostrzegła je ! Niebieskie płomyczki otulające palec czarownika niczym błękitny kokon ognia. Ale nie tylko to dostrzegła. Zobaczyła także kolorową aurę wokół siebie, aurę wyraźnie pokrytą czarnymi plamkami, jakby zginilizną. Aurę o wiele silniejszą niż aura Ruchacza, ale bardziej chaotyczną i niestabilną, bo aura maga była uwięziona w klatce pokrywających tatuaży, które świeciły blado.


W końcu znaleźli to czego szukali. Komnaty przeznaczone dla członków rodu von Taelgrim. Wejścia do niego pilnowały dwa metalowe posągi kryjące w sobie krasnoludy.


Tak okryte zbrojami, że jedynie brody im wystawały. Ciche i niewzruszone, czujne żywe posągi. Jakże odmienne od rubasznych i pragmatycznych brodaczy jakich wielu Eshte widziała w swoich podróżach. Ci tutaj ledwo wydawali się żywymi istotami. A bardziej golemami z brodami.
Uprzejmie zapytały Ruchacza.- Czego sobie panicz życzy? Przecież panicz wie, że wpuścić go tu nie możemy.-
- Przybyłem rozmówić się z ojcem w ważnej sprawie nie cierpiącej zwłoki.-
stwierdził stanowczo Tancrist.- To dotyczy sytuacji w zamku i mieście. To ważne.-
Krasnoludy zaczęły szeptać między sobą, w końcu jeden z nich przekroczył drzwi prowadzące do komnat przeznaczonych dla rodu Ruchacza.
I elfka wraz ze swym magiem musieli czekać jeszcze kilka minut, nim krasnolud powrócił i rzekł.- Możecie wejść.
I wreszcie przekroczyli drzwi.

Za nimi zaś była komnata większa od tej która przeznaczona była dla Ruchacza czy Eshte. I o wiele lepiej urządzona. Wygodne fotele, piękne meble, marmurowe schody prowadzące na piętro, obrazy na ścianach i dywany na podłodze i w dodatku to był tylko jeden z pokojów przeznaczony dla Taelgrimów. Różnica wręcz rzucała się w oczy.
W oczy rzucał się też stary gnom, którego wąsy rywalizowały z brwiami jeśli chodzi o długość.


Ubrany jak czarownik w fioletowe szaty, otoczony był składowiskiem… czegoś co elfka mogłaby uznać tylko za jedno. Śmiecie. Nic nie błyszczało wśród tej zbieraniny, zwojów, latarni, fiolek, czaszek, kości... Te “skarby” musiały być dla niego interesujące, bo kręcił się wokół nich, niczym trzmiel pośród kwiatów.
Ale ucieszył się na widok wchodzącego Ruchacza.
- Paniczu Tancriście, dobrze cię widzieć całego i zdrowego.- rzekł głośno i z uśmiechem na obliczu.- Tak żeśmy się martwili o panicza w zamku. To była wielka strata. Widzę jednak że wielki świat pana nie pochłonął niczym żarłoczna bestia.
- I ciebie dobrze widzieć Benedictusie. Nadal służysz wsparciem swoich mikstur i zwojów?-
zapytał z uśmiechem.- Nie powinieneś przekazać pałeczki następnemu pokoleniu?-
- Nigdy! Nie jestem jeszcze zniedołężniałym staruszkiem.-
zaśmiał się gnom dodając buńczucznie.- Mogę jeszcze ubić każdą górską bestię która stanie na mej drodze.-
- W to nie wątpię.-
odparł ze śmiechem czarownik.- Ale czy nie nużą cię ciągłe podróże?-
- Bardziej nużyłoby mnie zostanie w jednym miejscu i grzanie kości pod kominkiem. Na odpoczynek będę miał sporo czasu w grobie.
- zaśmiał się Benedictus i spytał.- Czy księgi które ci podarowałem, przydały się na wygnaniu?-
-Wiele razy.-
odparł z ciepłym uśmiechem Ruchacz. A spojrzenie gnoma spoczęło na Eshte. Podkręcając zawadiacko wąsa spytał.- A kim jest ta towarzysząca tobie zachwycająca młoda dama?-
- Właśnie.-
sarkastyczny kobiecy przerwał tę miłą konwersację. Należał on do kruczowłosej kobiety schodzącej po schodach. Strój jaki nosiła wielce odbiegał od tego, do czego Eshte przywykła przyglądając się tutejszym pudrowanym paniuniom.


Jakiś rodzaj lekkiego pancerza, czarna peleryna ozdobiona czarnymi piórami i… kruki. Jeden siedział na jej dłoni wpatrując się kuglarkę. Podobnie jak jego pani.
- Czyżbyś mój bracie przybył prosić o błogosławieństwo dla związku tą elfią przybłędą?- zapytała sarkastycznym tonem kobieta.
- Nie Ariane… Powód dla którego fatygowałem się tutaj nie dotyczy mego życia uczuciowego. -zaprzeczył czarownik krótko.- Sytuacja jest poważna. W zamku są strzygi.-
Te słowa przeraziły gnoma i sprawiły, że twarz Ariane spoważniała.- Hmm.. więc chodźmy do ojca. Ja i ty. Twoja… kochanica poczeka tutaj.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-12-2016, 17:10   #67
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-I tak nie miałam ochoty nigdzie iść -parsknęła Eshte takim tonem, jak gdyby Wiedźma wyświadczała jej przysługę, nie chcąc jej na tym ich rodzinnym spotkanku. Skoro ona i Ruchacz byli rodzeństwem, to niezbyt kusiło elfkę poznanie głównego winowajcy, który przyczynił się do ich stworzenia. Choć z drugiej strony, byłaby to jedyna w swoim rodzaju okazja, aby natrzeć ojcu uszu za tę jego porażkę wychowawczą w postaci Thaaneeekryyysta.

O ile przed wieczornym przyjęciem musiała się nasłuchać nakazów i zakazów obowiązujących ją pośród arystokratycznej śmietanki, to w sprawie swej rodziny czarownik nie podzielił się żadnymi zaleceniami. Żadnego „bądź miła dla moich sióstr”, czy „daj mamusi buziaka w policzek”, ani choćby „nie rozmawiaj z ojcem o polityce”. Nic! Nie to, żeby zamierzała się go słuchać. Ale przecież według plotek, i on coś miał na pieńku z nimi, czy nie tak? Musiały być pewno jakieś dworskie intrygi.

-Myślałam, że po prostu Ty lubisz być teatralny i otulony otoczką Groźnego i Mrocznego Czarownika, ale to najwyraźniej jest rodzinne, co? Pewno jesteście z tych szlachciurków, co to w swoim zamczysku mają specjalnego sługę dbającego o skrzypienie wszystkich drzwi, nad wieżami cały czas krążą kruki, a pajęczyny uważacie za cudowne dekoracje. Zgadłam? - lekko nachyliła się ku mężczyźnie, aby ze swej niezbyt pokaźnej wysokości przyjrzeć się podejrzliwie jego ustom - Właściwie to nie zwróciłam uwagi wcześniej.. ale chyba nie masz kłów, prawda?

- Widzę że twój gust co do kobiet w ogóle się nie polepszył co?
- zapytała retorycznie kobieta teraz zupełnie ignorując elfkę. Za to nie zignorowały ją jej skrzydlate pieszczochy.




Czarne kruki wbiły swe spojrzenia w kuglarkę, a ich paciorkowate oczka zaświeciły złowrogo na czerwono. Sprawiły przy tym, że Skel’kel wyraźnie się sprężył i powarkiwał starając się być bardziej groźnym niż był naprawdę.

- To akurat nie ma żadnego znaczenia.- odparł Tancrist spokojnie.- Nie przyszedłem tu po jego błogosławieństwo.
- Kranneg, Ghungir… wyrzućcie stąd tą pyskatą dziewoję. Niech czekając pod drzwiami uczy się pokory i manier.- zadecydowała Ariane, a krasnoludy stojące przy drzwiach ruszyły w kierunku Eshte.
-Stójcie.- i to wystarczyło by zatrzymać na moment krasnoludy. Jedno słowo jakie czarownik wypowiedział - Ona jest mi potrzebna, a na korytarzu bezpieczna nie będzie.

Korzystając z bycia ignorowaną przez Wiedźmę ( jak to już elfka pieszczotliwie zdążyła przezwać kobietę w myślach ), Panna Potrzebna zza pleców czarownika pokazała krukom niewybredny gest dłonią, jak gdyby tym samym chciała im powiedzieć „Widzicie? Jestem potrzebna. A teraz sfruwać stąd, wyleniałe kury”. Oh, złośliwości było jeszcze wiele tam, skąd wzięły się te niewypowiedziane wyzwiska, czyli z zuchwałego ducha Eshte. Pewno jeszcze znalazłyby się jakieś specjalne dla siostrzyczki Thaneekryyysta, ale w tym momencie kto inny przykuł jej uwagę. Oto jeden z krasnoludów okazał się być dla niej bardziej interesujący niż czarnowłosa.

-Kranneg? -powtórzyła kuglarka, a z braku znajomości zwyczajów krasnoludów, to konkretne imię skojarzyło jej się tylko z jedną brodatą twarzą. Dziarsko ruszyła w kierunku strażników nie zważając ani trochę na to, że przed chwilą prawie ją stąd wyrzucili na rozkaz ten tutaj siostrzyczki. Rozłożyła szeroko ręce, wołając -Kranneg! To Ty, głupi zjadaczu kamieni?! Szukałam Cię!

-Nie znam ciebie kobieto, wiedz jednak że głupotą jest obrażanie klanowego wojownika.
- odparł dumnie krasnolud o imieniu Kranneg. Nie brzmiał za bardzo znajomo.

-A do czego ta pyskata, nie znająca swego miejsca plebejka może być przydatna?- spytała Wiedźma powątpiewającym tonem głosu.

-Wszystkie krasnoludy wyglądają i nazywają się tak samo -podsumowała Eshte, tylko troszkę zawiedziona swoją pomyłką. Nie pierwsza to, ani pewno nie ostatnia w jej życiu. Machnęła ręką na strażnika, który nagle zupełnie przestał być interesujący. Wróciła więc do czarownika, który jak na jej gust zbyt długo czekał z powiedzeniem, do czego właściwie jest mu tak potrzebna i niezbędna.

-Nie muszę mieć bogatego tatusia ani umorusanych w węglu kurczaków, aby być przydatną, laleczko - niewiele było osób i kreatur, potrafiących zamknąć usteczka kuglarki. Mało kto mógł powstrzymać jej cięty języczek oraz wrodzoną bezczelność i brak poszanowania dla hierarchii. I.. Wiedźma również nie należała do tego wąskiego grona, reprezentując sobą wiele z tego, za czym prosta elfka nie przepadała. Albo jej zwyczajnie nie polubiła przez tych kilka chwil.

Zwinnie obróciła się na pięcie, aby do tamtej stanąć plecami, lecz twarzyczką zwrócić się do Ruchacza. Dziwacznie było myśleć, że on był bardziej akceptowalny z tego rodzeństwa.
-Ale do rozmowy z ojczulkiem nie będę Ci potrzebna, nie? Mogę zostać tutaj i poczekać.. -rozejrzała się po komnacie, aż jej wzrok zatrzymał się na gnomie, chyba najbardziej przyjaźnie nastawionej tutaj istocie. Uśmiechnęła się beztrosko - Z nim?

-Tylko nie narozrabiaj.
-westchnął zmartwiony Tancrist i zwrócił się do Ariane.- A ty droga siostro nie spuszczaj swych skrzydlatych ogarów z mentalnej smyczy. Jeszcze będą miały okazję rozerwać coś na strzępy.

-No dobrze. Może następnym razem dorwę tą twoją kochanicę.
- prychnęła ironicznie Wiedźma i ruszyła na górę dodając.- Za mną.
Czarownik podążył za nią, a krasnoludy wyszły z chrzęstem swych ciężkich zbroi zamykając za sobą drzwi.

-Słyszałeś go? Narozrabiać, dobre sobie! - parsknęła urażona kuglarka, kiedy już czarownik oddalił się ze swoją siostrzyczką, oraz zaraz po tym, jak pokazała język jego plecom. Widać w gnomie próbowała odnaleźć bratnią ( i marudną ) duszę, nawet jeśli on sam niekoniecznie tego chciał. W końcu pracował dla arystokracji, a co za tym idzie pewnie nie raz ta rodzina musiała mu zajść za skórę. No przecież nie mogło być inaczej z Thaaaneeekryyystem i tą Wiedźmą, a co dopiero z całym kompletem!

-Powinien się martwić o te strzygi biegające po zamku, a nie o to, czy narozrabiam w komnatach jego rodzinki, rozwalę się na meblach czy domaluję wąsiska jego przodkom - urwała przy tej ostatniej sugestii, która wcale nie była najgorszym z jej pomysłów. Szczególnie, kiedy się popatrzyło po tych nudnych obrazach i portretach. Wyraźnie potrzebowano tutaj talentu prawdziwej artystki.

- Naraziłaś się panience Ariane - wtrącił uprzejmie gnom zerkając na kruki siedzące tuż za oknami.- Zapewne martwił się co byś rozzłościła jej bardziej. Mogłaby w chwili furii rzeczywiście wysłać swoje kruki do ataku.
Uśmiechnął się dodając.- A więc… jesteście sobie bardzo bliscy, ty i panicz Tancrist?

-Nie wiem
-skłamała Eshte, bo przecież dobrze wiedziała jakie łączyły ją relacje z czarownikiem. Nie życzyła sobie, aby ktokolwiek nazywał je bliskimi, nawet jeśli tylko w niewinnej sugestii! Po prostu komuś na górze wydaje się niezwykle zabawnym, splatanie ze sobą ścieżek jej i tego mężczyzny. To wszystko. Okazywał się wprawdzie przydatny w trzymaniu Pierworodnego na dystans oraz w przełamywaniu klątwy demona, ale nie było nic przyjemnego w jego towarzystwie. Nie mogła się doczekać wskoczenia na wóz i wyrwania się z tego miasta, o!

-A często paniczyk przyprowadza elfki do swojej rodziny? -zapytała przewrotnie, próbując mu zasugerować odpowiedź, która i ją sama zaciekawiła. Wszak, jeśli co tydzień Ruchacz przyprowadzał coraz to kolejne kobiety do tych komnat, to tylko miało potwierdzić opinię kuglarki o nim. A jeśli byłą pierwszą, która dostąpiła tego wątpliwego zaszczytu, to.. to niczego nie miało zmienić! - Może wykazuje jakąś niezdrową słabość do spiczastych uszu, co? To by wyjaśniało tę niechęć jego siostrzyczki do mnie.

-Panicz jest persona non grata w rodzinie, więc… raczej nikogo nie sprowadzał. A zanim został wygnany, cóż… Taelgrimowie to bardzo surowa rodzina i poważna oraz bezlitosna, jak ich rodzinne strony.
- zaczął wyjaśniać cicho Benedictus.- Młodzi szlachcice nie mają możliwości przyprowadzania swych wybranek przed oblicze rodziny. To senior rodu wybiera im wybrankę…- po czym uśmiechnął się wesoło dodając.- Ale kto by pomyślał, że taki spokojny i wyważony młodzian wybierze sobie tak gorącokrwistą ptaszynę jak ty pani. Prawdę mówią, że przeciwieństwa się przyciągają.

-Nooo...
-zająknęła się elfka, nie tyle zszokowana tym co w oczach gnoma działo się pomiędzy nią i Thaaaneekryyystem, ale jego innymi słowami.
Spokojny i.. wyważony młodzian?! Czy oni na pewno rozmawiali o tym samym Ruchaczu?! Tym samym, który po pijaku wpijał się w jej usta, który wykorzystywał każdy moment do zmacania jej oraz ku własnemu zadowoleniu, przedstawiał ją wszystkim jako swoją kochanicę?! TEN RUCHACZ?! Bogowie, w których właściwie Eshte nie wierzyła, jakimi to kłamstwami czarownik nakarmił tego biednego wąsacza?
Choć nie powinna mu mieć tego bardzo za złe. Nie teraz, kiedy sama postanowiła wykorzystywać swe „bliskie stosunki” z nim. Bo jeśli gnom miał się podzielić jakimiś soczystymi ploteczkami, to z kim innym, jak nie z przyjaciółeczką Thaaneekryysta.

Uniosła rękę, aby móc dłonią rozetrzeć swój kark i.. zaśmiać się. Głośno, z pewną sugestią zawstydzenia tym co powiedział gnom. Nie omieszkała jednak pochlebić samej sobie -Widać bogactwo i tytuły to nie wszystko, co? Biedaczek narzekał mi na te wszystkie dostojne i wydelikacone damulki. Brzmiały straszliwie drętwo, więc jeśli poszukiwał kobiety z temperamentem, to trafił idealnie. Chyba nie pozwalam mu się nudzić -śmiech kuglarki jeszcze chwilę pobrzmiewał w komnacie. Potem zaś zerknęła w kierunku schodów, pytając już poważniejszym tonem - Skoro został wygnany, to pewnie nie czeka go tam zbyt ciepłe powitanie.. ?

-Cóż… jest różnica między flirtem, a przedstawianiem damulki rodzicom. Bardzo duża różnica.
- zaśmiał się w odpowiedzi gnom i potwierdził jej przypuszczenia.- To prawda. Panicz Tancrist nie jest mile widziany w rodzinnych stronach, a zwłaszcza w rodzinnych posiadłościach. Nie ma prawa reprezentować interesów rodu von Taelgrim.

-Czyżby pogardził jakąś dobrze urodzoną laleczką podsuniętą mu do zaślubin, że teraz własna rodzina go tu nie chce?
-zapytała żartobliwie, siląc się na ton bardziej nonszalancki niż okazujący jej faktyczne zainteresowanie tematem. Choć po prawdzie z tego co wiedziała o szlachciurkach, to pewno dla nich i taki powód byłby odpowiedni, aby wydziedziczyć własnego syna. Duma, fortuna i podporządkowanie się arystokratycznym wymaganiom, ot i cali ludzie.

-Nie… to nie był tak trywialny powód.- stwierdził cicho gnom i nagle przerwał przemowę rozglądając się nerwowo dookoła.- I może lepiej zmieńmy temat. Jak się poznaliście?

- Potrzebował mojej pomocy
-odparła nie bez dumy kuglarka, zawsze potrafiąca wywęszyć okazję do tworzenia swej własnej legendy. Błysnęły jej ząbki wyszczerzone w uśmiechu. A w razie, gdyby wąsaczowi umknął ten blask, Eshte dodatkowo wskazała palcem na swoją twarzyczkę.
-Może nie wiesz, ale pod tą śliczną buzią kryją się talenty artystyczne i magiczne. Okazały się być niezbędne w pokonaniu pewnego czarnoksiężnika, którego paniczyk ze swoimi zakonnikami nie potrafił ubić. Dobrze, że akurat przejeżdżałam w pobliżu! -wsparła dłonie na biodrach i znów się roześmiała głośno. Rubasznie nieco, jak gdyby już wprowadzała w życie całą tą swoją wizję o Ruchaczu oraz jego nieustraszonej towarzyszce, Władczyni Ognia i Mistrzyni Śmiania Się Bestiom Prosto W Ślepia.

-I tak ci się spodobało wspólne czarowanie, że zostaliście parą? -zapytał z naiwnym zachwytem Benedictus wyciągając przerażająco błędne wnioski. Czyżby uznał że pomiędzy nią a Ruchaczem iskrzy romans? Brrr… przerażająca wizja. Choć najgorsze było to że ostatnio elfka zyskała wizje gorszych piekieł niż małżeństwo Thanekrystem… choćby wizja wtulania się w nagie ciało Pierworodnego.

- Właściwie, to on naciskał, aby mi towarzyszyć do Grauburga -stwierdziła Eshte, choć w duchu pragnęła zaprzeczyć wszystkim tym obrzydliwościom, jakie teraz przychodziły do głowy gnoma. Ale nie mogła, pomimo tych żarliwych zaprzeczeń cisnących się jej na usta. Zresztą, przecież każdy, kto nie był tak naiwny jak ten tutaj, mógł od razu stwierdzić, że nie są żadną parą! Tak zdolna kuglarka jak ona, miałaby się związać z takim nudziarzem jak Ruchacz? No chyba tylko w jego snach!
Nachyliła się ku wąsaczowi i dłonią usteczka przesłoniła, jak gdyby szeptem zdradzała mu tajemnicę Thaaaneeekryyysta - Ale nigdy się nie przyzna do tej swojej elfiej słabości, rozumiesz. Ukrywa się za tymi szkiełkami i sprawianiem wrażenia mrocznego maga, ale naprawdę jest wstydliwy. Pewno przez wychowanie w tej rodzince. Jego siostrzyczka też nie wygląda na zbyt ckliwą, nie?

- Ckliwość, litość i inne miękkie cechy nie są cenione w tym rodzie.
- wyjaśnił smutno gnom.- Ale poniekąd miejsca spaczone przez Gon wymagają wiele poświęcenia od ich mieszkańców.
Uśmiechnął się dodając.-Cieszy mnie jednak że dotarłaś do jego delikatnej strony i podróżujecie razem. Bałem się że panicz nie otworzy się przed nikim i będzie samotny. Miło mi więc wiedzieć, że znalazł sobie tak uroczą towarzyszkę podróży. Dokąd zamierzacie się udać z Grauburga?

-Oh, jeszcze o tym nie rozmawialiśmy
-odparła Eshte wzruszając ramionami. Przeszła kilka kroków, aż do najbliższego z wygodnie wyglądających foteli, po czym usi.. nie, beztrosko uwaliła się na nim, nogi przerzucając przez jedno z oparć na ręce. W tym czasie rozespany Skel'kel spłynął po jej szyi i ramieniu, a kiedy już był na ziemi, to niby ciekawski ognik pognał w kierunku gnomich skarbów.

-Ja jestem artystką, wędruję od jednego miasta do kolejnego w poszukiwaniu zarobku i sławy. A on jest przyzwyczajony do wygodne życia w luksusach. Ciężko też go sobie wyobrazić w roli kuglarza, nie uważasz? Paniczyk popisujący się swoją magią na ulicach i przyjęciach.. -elfka parsknęła śmiechem wyobrażając sobie tego nadętego szlachcica w fikuśnych strojach i włosach o tęczowych barwach, tańczącego czy żonglującego w próbach zachwycenia publiki -Wtedy to dopiero własna rodzina miałaby powody, aby się go wyrzec.

-To prawda… ciężko.
- zgodził się z nią gnom w zamyśleniu. Po czym spytał zaciekawiony.- To jakież to twe potężne moce pozwoliły pokonać owego czarnoksiężnika? Musisz być bowiem niezwykle utalentowana w sztuce magicznej by móc zaimponować tak doświadczonemu magowi jak panicz Tancrist.

- Przysmażyłam ogony kilku nieumarłym brytanom, nic szczególnego
-nonszalanckim ruchem Eshte machnęła ręką w powietrzu, jak gdyby tamte zdarzenia nie były czymś szczególnym. Dzień jak każdy inny, prawda. I nie wiedziała kto się wtedy bał, ale na pewno nie ona!
-Ważniejsze jednak, co się wydarzyło w tym zamku, wręcz zaraz za rogiem! -głos podniosła, dodając swej krótkiej opowieści dramatyzmu - Goniła nas krwiożercza strzyga ze swoim niewolnikiem i gdyby nie ja, to paniczyka nie byłoby już z nami. Do tego też jest zbyt dumny, aby przyznać, ale uratowałam mu życie - wyprostowały się dwa z jej smukłych paluszków, kiedy dodała - Dwa razy!

Gnom wydawał się tak jakoś rozczarowany przechwałkami Eshte na temat przysmażenia brytanów. Jakby spodziewał się po niej więcej. Zamyślił się przez chwilę rozważając jej słowa. -Strzyga brzmi kłopotliwie. Jeszcze gorzej, że służą wampirom, więc jakiś wampir może się kręcić po zamku.
Uśmiechnął się radośnie.- Ale skoro po swej stronie, mamy tak potężną magiczkę, to będę miał okazję zobaczyć pokaz twej mocy pani, gdy będziesz walczyła na pierwszej linii z potworami. Wszak kogoś kto uratował dwa razy życie paniczowi nie godzi się trzymać z dala od pola walki, prawda?

Tej, która z taką łatwością przyjęła pseudonim Władczyni Ognia i Mistrzyni Śmiania Się Bestiom Prosto W Ślepia, odjęło nagle mowę po usłyszeniu błyskotliwego pomysłu gnoma. Przechwałki przechwałkami, ale nie spodziewała się, że ich snucie pójdzie jej aż tak dobrze. Wręcz za dobrze, skoro ten tutaj chciał ją stawiać do jakichś kolejnych walk! Nie, nie, Eshte miała ich już wystarczająco na dziś. Na najbliższy tydzień. I miesiąc. Kilka miesięcy.

- Ale przede wszystkim jestem artystką, nie jakąś bojową czarodziejką. Niech czaruś i jego rodzina też mają trochę zabawy, nie? -próbowała się ratować bez popadania w panikę. A że był to dla niej niezwykle długi i męczący dzień, to wygodnie wtuliła się w fotel. Mięciutki był, cieplutki. Jeśli kuglarka będzie nieostrożna, to jeszcze zaśnie tutaj ze smakiem.
Póki co jednak zakołysała leniwie nogami w powietrzu, zastanawiając się na głos -Właściwie, to Grauburg musi być dla nich idealny. Strzygi, wampiry, Pierworodni i demony w jednym miejscu, a przecież oni lubią polować na takie bestie, prawda?

-Ależ przecież nie wypada, by tak potężna magiczka trzymana była w odwodzie. Strzygi to straszliwie bestie... trudne do pokonania, więc skoro ci się udało, to tym bardziej powinnaś wspomóc nas swą potęgą
.- ocenił sytuację Benedictus.- Jeszcze by się coś złego stało paniczowi Tancristowi i kto by go wtedy ocalił?

Uparty karzeł nie odpuszczał i co gorsza… miał nieco racji. Bo jeśli się coś złego stanie Thaaneekryystowi? Nie żeby elfce zależało na aroganckim magu, ale nie skończył on jeszcze usuwania jej tatuażu.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 22-12-2016 o 17:23.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-12-2016, 17:22   #68
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Przyglądała się ponuro wąsaczowi, który okazywał się być nadmiernie sprytny lub.. przesadnie głupi i łatwowierny. Ciężko jej było teraz ocenić. Wiedziała jednak, że wcale go nie polubiła. Zresztą, czego właściwie innego się spodziewała po kimś, kto zdaje się z własnej i nieprzymuszonej woli, pracuje dla tych ekscentrycznych arystokratów. Musiał być szalony!

W pewnym momencie pstryknęła palcami, czemu towarzyszyło trzaskanie kilku bezwiednie wznieconych iskierek.

-To dlatego go wygnali, co? Bo nie potrafi samotnie walczyć z hordami bestii i według rodzinki przynosi im wstyd? -zabłysnęła nagle nową myśli. Bo przecież musiało chodzić o coś niezwykle trywialnego. Szlachciurki słynęły z dramatyzowania.

-No cóż, niezupełnie. Zhańbił się litością. Pozwolił uciec wrogom po bitwie, zamiast ich ścigać i wybić co do jednego. Nie można powierzyć władzy osobie o słabej woli - wyjaśnił mętnie gnom.

-Nooo.. powinien ich był zabić, a potem jeszcze wykąpać się w ich krwi. Pewnie takie zachowanie byłoby bardziej należyte dziedzicowi rodu, co? -mruknęła Eshte w odpowiedzi, tylko trochę zaskoczona słowami wąsacza. Wszak oczekiwała jakiegoś cudacznego powodu tego wygnania, chociaż myślała, że będzie w tej historii więcej.. kobiecych, cycatych demonów przywoływanych i wykorzystywanych przez młodego panicza. Ale równie dobrze mogło się okazać, że jego ojciec takie zachowanie akurat pochwala.

-Nigdy nie zrozumiem tych ludzkich zwyczajów – wzruszyła ramionami w niepojęciu, co też nie było dla niej pierwszym razem w przypadku szlachciurków. Prawie można ją było posądzić o.. bronienie Ruchacza, mimo że ten nie wydawał się bardzo przygnębiony tym całym wygnaniem - Chyba, że to jakimś straszliwym bestiom pozwolił chodzić wolno. Wtedy mogę zrozumieć niezadowolenie jego rodzinki.

-Nie są to ludzkie zwyczaje, a raczej lokalny obyczaj. Rodzinne strony Taelgrimów są niebezpieczne i wymagają stanowczego przywódcy. Ojciec Tancrista, Magnus von Taelgrim uznał go za niegodnego dziedziczenia tronu. Nie było to problemem, gdyż Tancrist nie jest jedynym jego synem, ale pozostając na dworze mógłby knuć intrygi przeciw swym braciom. I z tegoż to powodu został wyrzucony z dworu, oczywiście zachowując tytuł i wraz z pokaźnym majątkiem, co by biedy nie cierpiał
-gnom wyjaśnił skomplikowane relacje dworskie

- Zdaje się, że nie jest też.. lokalnym obyczajem, życie takich rodzin długo i szczęśliwie. Ciągłe intrygi i walka o władzę, zamiast rodzinnych pikników na łonie natury - skwitowała pokrótce elfka, w taki właśnie sposób wyobrażając sobie codzienne życie starych, arystokratycznych rodów. Kiedyś może i małe siostrzyczki zmuszały równie nieletniego Thaaneeekryyysta do zaplatania warkoczy, ale to musiało być w dawnych, bardzo niewinnych dla nich czasach. Teraz Wiedźma nie wyglądała na taką, która komukolwiek pozwala dotykać swych włosów czarnych jak smoła.
Stuknęło coś w okolicy gnomich skarbów, pewno fajkowy lisek zrzucił któryś ze „skarbów” na podłogę, ale Eshte tylko niewzruszona podrapała się za uchem - Aż dziw, że po tym wszystkim postanowił się zwrócić akurat do ojca po pomoc. Może pojawienie się tych strzyg jest większym problemem niż myślałam.

-Strzygi są problemem, zwłaszcza jeśli służą wampirowi. To wtedy jest duży problem, ale my mamy krasnoludzkich łowców potworów toteż umiemy sobie z nimi poradzić - wyjaśnił gnom i zaciekawiony hałasem zerknął w kierunku hałasującego zwierzęcia.- Fajkowy lisek… milutki. To wróżysz z dymu, czy z kuli? Bo to zwierzak kapłanów i wróżbitów.

- W niczym. Jestem kuglarką tańczącą z ogniem, a nie jakąś wróżbitką
-odparła Eshte takim tonem, jak gdyby wąsacz ją obraził swym wysnutym pomysłem o niej, wielkiej artystce, bawiącej się w byle wróżby. Mimo, że zrobił to z czystej niewiedzy. To musiało być niezwykle smutne, ale pewnie nigdy nie miał okazji oglądać któregoś z jej zachwycających występów.
Z zadziwiającą jak na siebie czułością zerknęła w kierunku beztrosko brykającego zwierzaczka. Cóż, to nie tak, że mógł narobić większego bałaganu wśród skarbów gnoma -A ten mały żył samotnie w ruinach warowni tamtego czarownika, co to go ubiłam razem z paniczykiem. On wprawdzie mówił, że te pieszczoszki lubią zapach całopalnych ofiar, ale Skel'kel rozsmakował się również w fajkowym zielu. I tak już ze mną został.

-Lubią dym, ale to nie jest ich jedyna sztuczka. Potrafią pomagać przy wróżebnym transie
- wyjaśnił zamyślony gnom przyglądając się stworkowi.- Artystka tańcząca z ogniem, powiadasz? Uczennica Walhara mistrza Siedmiu Ognistych Smoków? A może występowała w trupie akrobatycznej Rajskie Ptaki Płomieni? Bo szczerze powiedziawszy, jakoś nie kojarzę twego oblicza, a widziałem już trochę akrobatów i mistrzów ognia w swym życiu.

-Nie, nie. Występuję sama. Ale w tych okolicach jestem pierwszy raz, więc dlatego mogłeś o mnie dotąd nie słyszeć
-odparła Eshte niezrażona tym, że jej sława nie dotarła do jego gnomich uszu. No bywały jeszcze gdzieniegdzie takie biedactwa nieświadome jej talentów. Szczęśliwie ona miała dobre serduszko, więc była gotowa we własnej osobie oświecić takie jednostki.
Podekscytowana usiadła inaczej, krzyżując nogi na fotelu i spoglądając na wąsacza z błyskiem w oczach -Kiedy czaruś ze swoją rodziną zajmą się już strzygami, a Grauburg przestanie przypominać ponury grobowiec, bo szlachciurki się dogadają i ucałują na zgodę, to wtedy powinieneś wyjść na ulice. Na własne oczy zobaczyłbyś mój taniec z ogniem.

-Na ulice? Czyż słynnej artystce godzi się występować na ulicy? Nie powinnaś pani być zapraszana na dwory, do zamków na przyjęcia, by błyszczeć swym kunsztem przed gośćmi? Albo chociaż w teatrach lub… przynajmniej w karczmach występować?- zdziwił się zaskoczony jej słowami gnom drapiąc się po czole.- Na ulicy byle chałturnik może tańcować. Każdy w sumie. Osoby twojego talentu winny się wyżej cenić.

- A bo to występowanie na ulicach czyni moją sztukę jakąś gorszą?
-zapytała kuglarka przekrzywiając głowę. Mogła się obrazić za bycie przyrównaną do jakiegoś chałturnika, ale przecież nie zamieniłaby swego wozu na zamkowe wygody. Mogli tu mieć miękkie poduchy, służbę na każde zawołanie i stoły uginające się pod tonami pysznego jedzenia, jednak były tu również obecne męczące Eshte intrygi. Nie miała do tego głowy. Uh, no i jeszcze tutejsze paniunie..
-Zdarzało mi się być zapraszaną na dworskie przyjęcia, ale zostałam wychowana wśród wiecznie podróżujących artystów, akrobatów i wróżbitów. Lubię wolność i nie przepadam za szlachciurkami dyktującymi mi co chcą zobaczyć, a później próbującymi złapać mnie za tyłek. Bo przecież jestem tylko prostą elfką to można, no nie? -swój wywód zwieńczyła dość nieprzyjemnym uśmieszkiem.

-Jest w tym jakaś logika.. więc tu na zamek też cię zaproszono? Bo jakoś przegapiłem chyba twój występ - odparł nieco przepraszającym tonem Benedictus wyraźnie zakłopotany tym faktem.

-Nie, nie. Tutaj jestem tylko jako towarzyszka panicza – cisnęło jej się na usta dodanie „niestety”, ale zdołała je przełknąć na rzecz dalszego odgrywania milutkiej przyjaciółeczki Thaaaneeekryyysta -Właściwie, to nie widziałam jego rodzinki na przyjęciu, a ta siostrzyczka nie należy do takich, co to łatwo gubią się w tłumie, nie? Czyżby nie przepadali za tańcami i muzyką?

-Przecież tam byli. Zresztą ja też.
- wyjaśnił dumnie gnom, a kuglarka przyjrzała się bacznie gnomowi próbując sobie przypomnieć.- Oczywiście inaczej ubrany. Także i von Taelgrimowie dobrali stroje odpowiednie do okazji.

Był? Nie był? Eshte nie była pewna. Tyle tam było ludzi i nieludzi, każde z dziwnym gniazdem z włosów na głowie, każde obwieszone koronkami, wielu w twarzach wypudrowanych ponad zdrowy rozsądek. Niektórzy w perukach. Zbyt wiele osób, by kuglarka mogła zapamiętać kogokolwiek, czy nawet zauważyć.

-Towarzyszka… to brzmi jakbyście byli bardzo blisko. Cieszę się waszym szczęściem.- dodał gnom sięgając do sakiewek przy pasie.- Ale jakbyście chcieli doprawić swoje życie… łóżkowe, odrobiną ognia, to ja mam coś takiego w sam raz.

-Co co co takiego?!
-zakrzyknęła kuglarka nie tylko zaskoczona, ale również wielce zszokowana śmiałością gnoma. Choć może dla niego zaopatrywanie tej rodzinki w tego typu.. specyfiki, było zaledwie częścią codziennych obowiązków. Bynajmniej jednak korzystanie z nich nie należało do zwyczajów Eshte, czemu otwarcie dała wyraz machając w panice rękami oraz tłumacząc – Nie, nie! Nie trzeba! To bardzo miłe, ale raczej nie potrzebujemy...
Reszta jej słów utonęła w żarliwym bełkocie mającym uprzejmie wyjaśnić wąsaczowi, dlaczego jego „usługi” nie będą potrzebne jej i Ruchaczowi. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby wprost mogła powiedzieć jak bardzo ją brzydzi myśl o dzieleniu łoża z tym napuszonym czarownikiem. Tymczasem musiała sobie radzić innymi wytłumaczeniami, które nieznający jej natury gnom mógł wziąć za, haha, przejaw wstydliwości elfki.

-Oj tam… jak to mówią, trzeba sobie życie miłosne urozmaicać. Moja rasa słynie z ciekawości, więc lubi eksperymentować, także w łóżku. Mógłbym wam podpowiedzieć to i owo. -rzekł z uśmiechem Benedictus i dodając cicho.- Oczywiście, w pełni dyskretnie. Wszak to delikatne dla ludzi i krasnoludów sprawy. Cieszy mnie, że tak lgniecie do siebie. Bardzo się bałem, iż Panicz nie odnajdzie się w szerokim świecie, a tu proszę... przygruchał sobie taką ślicznotkę. I to jeszcze światową artystkę!

-No taaaaaaak. Chyba nie najgorzej sobie radzi na tym wygnaniu.. - przyznała ostrożnie Eshte z niejaką ulgą przyjmując to, że gnom zaniechał poszukiwań tego tajemniczego sposobu na.. uh, doprawienie łóżkowego życia jej i Ruchacza. Szczególnie, że w jego ustach takie eksperymenty brzmiały szalenie niebezpiecznie. I przywodziły jej na myśl wszelkiego rodzaju wybuchy w najmniej ku temu odpowiednich momentach oraz miejscach.. no, intymnych. Zaniepokoiło ją to, ale też.. w przedziwny sposób zaintrygowało. W czysto artystyczny sposób, więc zapytała -A często dochodzi do.. wypadków w trakcie tych waszych eksperymentów?

-Zależy o jakich eksperymentach mówimy. W przypadku tych łóżkowych, to raczej nie.
- zaśmiał się wesoło gnom i wyciągnął z pasa małą kunsztownie wykonaną fiolkę.






I otworzył ją… uff, nie wybuchło. Za to gnoma i kuglarkę otoczyła niewidoczna ale wyraźnie wyczuwalna mgiełka fiołkowego aromatu.
Marszcząc nos Eshte powąchała zapach unoszący się w powietrzu. Towarzyszyła jej przy tym olbrzymia doza.. podejrzliwości, w razie gdyby ustrojstwo okazało się mieć działanie podobnemu pyłkowi wróżek, co to go Ruchacz składował w swej komnacie. Nie chciała w szale pożądania i namiętności rzucić się na biednego gnoma. Albo na kogokolwiek innego, aby już być dokładnym.

- Co to takiego? - mruknęła, choć w jej oczkach bardziej interesującym zdawała się ta prześliczna fioleczka niż sam znajdujący się w niej specyfik.

- No cóż. Pachnidło mego pomysłu. Olejek mający pobudzić zmysły i fantazyję.- odpowiedział dumnie gnom. - Bo też ja jestem alchemikiem i uczyłem Panicza tej sztuki.

-Naprawdę? Nie chwalił się, że lubi eksperymentować w taki sposób.. - kłamsteweczko wycisnęło się na wargach elfki. Wprawdzie w komnacie Ruchacza nie znalazła łańcuchów, kajdan czy choćby jednego bicza, ale posiadany przez niego pyłek wróżek mówił sam za siebie. „Ważny składnik alchemiczny”, dobre sobie.
-Ja się nie znam na alchemii. Masz może jakieś specyfiki mogące się przydać w czasie występów? Muzykę zamkniętą w fiolce? Eliksir otwierający cudze kieszenie? A może taki, który przyzywa smoka z płomieni? -podekscytowana, jak gdyby gnom odpowiedział twierdząco na każde z jej pytań, kuglarka uniosła wysoko ręce pokazując wymaganą wielkość owej ognistej gadziny. Niezbyt postawna, zaledwie nieco większa od zdobnego fotela - Albo przynajmniej maść na stare poparzenia?

- Hmmm… to dość wiele różnorakich podejść. I nie wszystkie da się zamknąć w czystej alchemii, ale tak… mam muzykę zamkniętą w mechanicznym pudełeczku, a dokładniej jedną melodię…- wyjaśnił dumnie gnom.- W podręcznej katarynce, po nakręceniu kluczykiem można posłuchać muzyki odgrywanej przez dzwoneczki. Można też wpisać nową melodię w miejsce starej jeśli ma się dość wiedzy i talentu. Niestety mnie tego drugiego brakuje, więc… tylko słucham mej ulubionej. Mam magiczne eliksiry, które pozwalają zionąć ogniem i rękawicę czarów. Nie wiem jednak po czemu tobie potrzebne coś takiego jak eliksir… otwierający cudze kieszenie? Przecież złodziejką chyba nie jesteś?- spytał na koniec nieco podejrzliwie gnom.

-Pfff, no oczywiście, że nie! Jestem artystką! -parsknęła Eshte głośno, w niemałym rozbawieniu na pytanie wąsacza. Cóż za niemądry pomysł mu przyszedł do głowy! Musiało być przez te wszystkie alchemiczne wyziewy.
Ze śmiechu aż paluszkiem otarła niewidoczną łezkę z kącika oka.
- Złodziejką, to żeś wymyślił, naprawdę. Po prostu czasem zdarza się.. że co poniektórzy lubią sobie pooglądać moje tak wyczerpujące występy zupełnie za darmo, bez zaglądania do kieszeni po choćby jedną monetę. A sygnety błyszczą na tłustych paluszkach, prawda -wzruszyła ramionami -Takim skąpiradłom przydałaby się dodatkowa zachęta, nie uważasz?

- No… nie wiem. Jak wspomniałem wielkie artystki opłaca się z góry za ich starania
.- podrapał się po podbródku Benedictus.- Nie mają więc powodu… zaglądać do kieszeni i sakiewek widzów.
Wzruszył ramionami dodając. -A co do poparzeń, to… może? Jestem alchemikiem, nie medykiem, ale może mógłbym coś poradzić. Tyle że nie mam takiej mikstury na podorędziu.

- Oh. Podejrzewam, że przez te wszystkie grauburgowe bestie, jeszcze przez jakiś czas zostaniemy w zamku. Dlatego jeśli wpadnie Ci w ręce taka maść, to będziesz wiedział w czyich komnatach mnie znaleźć - w szerokim uśmiechu błysnęły ząbki elfki, choć tak naprawdę to niezbyt było jej do śmiechu. Wcale nie chciała być w taki sposób tutaj kojarzona. Jako wielka artystka, owszem, ale nie jako kochanica i przyjaciółeczka Ruchacza! Jednak jeśli miała mieć z tego jakieś korzyści, to mogła trochę.. uh, pocierpieć.

-A teraz..-ciało swe pochyliła, aż łokcie wsparła o kolana wygodnie skrzyżowanych nóg. Na splecionych palcach dłoni zaś oparła podbródek, spoglądając na wąsacza z nadzieją -Jestem pewna, że masz w zanadrzu jakieś zabawne historyjki z dzieciństwa paniczyka, co? Przydałoby nam się trochę śmiechu przed kolejnym spotkaniem ze strzygami.

- Och… nie wiem czy powinienem opowiadać.
- zamyślił się gnom wyraźnie zmieszany. - Może najpierw opowiesz cosik o sobie. Wstyd mi że tak niewiele żem słyszał, o tak znanej wszak personie jak ty pani.

Elfka machnęła od niechcenia ręką, kiedy wąsacz zgasił jej zapał.
-E, moje dzieciństwo wcale nie było ciekawe. Dni spędzane na ćwiczeniu się w kuglarstwach i śpiewach przy ognisku, nic wartego opowieści. Teraz moja sztuka mnie kształtuje -następnie rozdziawiła usta w ziewnięciu i z powrotem wtuliła się w ciepłe objęcia fotela. Powierciła się trochę, aż znalazła sobie idealnie przyjemną pozycję i nogi luźno wyciągnęła przed siebie, mówiąc -To był długi i wyczerpujący dzień. A szkoda, bo inaczej może zdołałabym Cię przekonać moimi sztuczkami do opowiadania. Prywatny występ za historyjkę z dzieciństwa czarusia, to chyba nie brzmi najgorzej?

-No… to… ciekawe…
- zamyślił się Benedictus drapiąc się w podbródek - Zgoda.


Gnom się zgodził, ale los chyba elfki nie lubił, bo nie było czasu sfinalizować transakcji. Usłyszeli skrzypienie schodów za sobą, po których jak się okazało schodził nie tylko Ruchacz, ale i jego siostra Wiedźma. A także drobny starzec w zbroi.
Mężczyzna ów miał siwe włosy i pomarszczoną twarz.






Pomiędzy swymi dziećmi niski nestor Taelgrimów wydawał się kruchym słabeuszem, ale jego ruchy były energiczne, a spojrzenie przenikliwe. I tym spojrzeniem przyglądał się w zaciekawieniu.

-To ty jesteś tą pyskatą elfką, co zauważyła strzygi? Muszę przyznać iż cenię sobie śmiałość u niewiast, ale rozsądek też.- zaczął przemowę. - Mój syn twierdzi żeś cenna dla niego i ważna w związku z całym… tym bałaganem. Toteż najlepiej będzie jeśli zostaniesz tu pod strażą, podczas gdy my zajmiemy się porządkowaniem sytuacji.

-Ee.. dobrze?
-bąknęła Eshte zaskoczona, nie tylko samym pojawieniem się tej trójki. Po otwarciu ust przez thaaaneeekryyystowego ojczulka spodziewała się co najmniej jakiejś tyrady, może próby wykorzystania jej ( raz jeszcze ) jako przynęty, a przynajmniej reakcji podobnej, jaką miała Wiedźma na widok kuglarki. A tu zdziwienie, plan okazał się być całkiem jej sprzyjający, o ile nie chciano jej tutaj zatrzymać jako więźnia lub niewolnika. Co więcej, staruszek nawet zwrócił się do niej jednym z wielu imion nadanych Eshte przez lata! Pyskata Elfka, Ruchacz musiał już ją przedstawić swojemu tatusiowi.

-Podobno wy
-skinęła w ich kierunku głową o barwnej czuprynie włosów -Lubicie sobie wojować z przeróżnymi bestyjkami, więc ani myślę wam stawać na drodze ku takiej.. rozrywce.

- To dobrze… ptaki mej córki przypilnują cię tutaj, a dwóch strażników przy wejściu dopilnuje by nikt ci nie przeszkadzał. Benedictusie szykuj swoją rękawicę, będziesz potrzebny.
- stwierdził nieznoszącym sprzeciwu głosem. Sprzeciw jednak nastąpił i to z najmniej spodziewanej strony.
- Ależ miłościwy panie. Nie wolno zostawiać tutaj tak potężnej magiczki, która swoją mocą twego syna ocaliła. Dyć się nie godzi odmawiać jej udowodnienia swych talentów magicznych.- stwierdził z wyraźnym przekonaniem.- I narażać jej na martwienie się o ukochanego, który będzie narażał swe życie w jej obronie.

I sześć oczu skupiło swe spojrzenie na kuglarce: kpiące oczy Ariane, zdziwione spojrzenie Tancrista, oraz zamyślony wzrok ich ojca Magnusa.

Porażona łatwowiernością ( lub sprytem ) wąsacza, elfka w pierwszym odruchu potrafiła się tylko uśmiechnąć szeroko, jak gdyby tym samym chciała bezgłośnie powiedzieć -”Tak, potężna magiczka. To właśnie ja. Macie jakiś problem?”.

-Nooo, ale skoro mój.. ukochany -uh, to z trudem wycedzone słowo smakowało na jej języku niczym.. zepsute jajka, tanie wino pędzone ze szczurów, siuśki podawane w piwnym kuflu -Będzie dzielnie walczył w towarzystwie swojej rodziny, to ja nie będę musiała się o niego martwić. Szczególnie, że dużo dzisiaj używałam magii i teraz jestem wyczerpana. Na pewno sobie poradzi beze mnie, prawda czarusiu?
Zagruchała równie umiejętnie, co niedawno na tym nieszczęsnym przyjęciu, kiedy zmuszona była odgrywać jego kochanicę. Chyba nigdy nie będzie w stanie zmyć z siebie tego poniżenia.

- To prawda. Jest wyczerpana i tu nie będę się musiał martwić o bezpieczeństwo mego kwiatuszka.- rzekł z czułym uśmiechem, ale jego szkiełka okularów błysnęły złośliwie. A on sam podszedł i nachyliwszy się ku siedzącej w fotelu kuglarce pogłaskał ją po głowie i pocałował namiętnie w usta. Esthe nie miała wyboru tylko musiała pozwolić mu się pocałować i odwzajemnić pocałunek. A krępująca sytuacja w jakiej się znaleźli sprawiła, że zapomniała poczuć obrzydzenie z powodu zetknięcia się ich ust.
Potem czarownik nachylił się do jej ucha i znów cmoknął je grożąc przy tym szeptem samej kuglarce.- Bądź grzeczna, bo jak nie to postawię cię w takiej sytuacji, że będziemy się musieli miziać i tulić przez godzinę ku uciesze gawiedzi. I wyglądać na zauroczonych sobą. Nie rozrabiaj. Proszę.

Tymczasem gnom spakował większość swoich rzeczy do poręcznego plecaka i nałożył złotą rękawicę wysadzaną klejnotami na dłoń. A wiedźma otworzyła okno i wysłała część swoich skrzydlatych pupili na zwiad.

- Zawsze tak mówisz, zupełnie jakbym nie potrafiła się zachować czy coś - zamarudziła równie cicho Eshte, w towarzystwie powstrzymując się przed okazaniem swego niezadowolenia z wyczynu czarownika - Jeśli rzeczywiście nie napadnie mnie tutaj żadna strzyga, wampiór, Pierworodny czy inny demon, to obiecuję być grzeczna.
Tyle, że w swoim przekonaniu elfka nigdy nie robiła niczego złego, więc inaczej postrzegała swoją „grzeczność” niż Ruchacz. Teraz jednak wyciągnęła ku niemu rękę, aby w nieco niezręcznym przejawie fałszywej czułości, wytarmosić go za policzek, dodając głośniej ze słodyczą - Przynieś mi jakąś śliczną pamiątkę ze swego polowania, cukiereczku.

- Postaram się.
- rzekł “czule” Tancrist i wyszedł z rodziną oraz gnomem zostawiając elfkę samą. Pomijając oczywiście czarne ptaszyska obserwujące każdy jej ruch. Dobrze chociaż, że Skel’kel… gdzie on był?!
Pobieżne nerwowe rozglądnięcie i bezskuteczne próby nawoływania pupilka potwierdziły rosnące obawy elfki. Skel’kela tu nie było.
Zimny pot spłynął po plecach kuglarki, gdy znalazła prawdopodobną odpowiedź. Benedictus musiał go zgarnąć przypadkiem do swojego plecaka, gdy zbierał swe porozrzucane klamoty, pośród których jej pieszczoch buszował.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-12-2016, 17:28   #69
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
A jednak myliła się, przeszukiwanie zajęło jej dość czasu, by ruchaczowa grupka zaczęła już znikać za zakrętem. A pilnujące krasnoludy zerknęły na czuprynkę elfki pytając - A panieneczka to gdzie się wybierać zamierza, hę?

-...rozglądam się
-odparła rezolutnie Eshte. Nie było sensu mówić tym gburom o jej problemie z liskiem porwanym przez wąsacza, i tak nie chcieliby jej pomóc. Tym bardziej, że dla tej rasy chyba jedynymi słusznymi pieszczoszkami były kamienie, a nie jakieś puchate zwierzątka.
-Sprawdzam jak wam idzie pilnowanie mnie - mruknęła spoglądając w nieprzyjazne ciemności korytarza. Potem uśmiechnęła się szelmowsko i uniosła kciuk w górę - Dobra robota. Tak trzymajcie.

-Jest panieneczka bezpieczna jak w smoczym skarbcu.
- stwierdził stanowczo krasnolud. A drugi skinął głową.- Cokolwiek będzie chciało się do panienki dobrać, będzie musiała przejść przez nas.

-Noooo, ja to bym z chęcią zobaczyła jak tymi toporami oddzielacie główkę od ciała jakiegoś wampióra czy strzygi
-albo Pierworodnego. Jego śliczną główkę z największą przyjemnością zobaczyłaby turlającą się po zamkowych posadzkach. Eshte nie była wprawdzie istotą krwiożerczą i lubującą się w rozlewie krwi, ale ten długouch o nieskazitelnych rysach wyjątkowo jej podpadł.
Rzuciła spojrzeniem za siebie, na komnatę widoczną przez szparę w drzwiach. Nie zachęcała do powrotu. Wyćwiczonymi już gestami poklepała poły swego ubrania w strategicznych miejscach, aż wyciągnęła smukłą fajeczkę, towarzyszkę tak wielu niedoli. Ubijając w niej aromatyczne ziele, dodała od niechcenia -Trochę tam teraz pusto i straszno.

- Ale bezpiecznie, jak to w skarbcu. Tu
- jeden krasnolud wskazał najbliższe okno w ciągnącym się w obie strony mrocznym korytarzu. -Wyćwiczony leśny elf potrafiłby, używając swego dwumetrowego łuku, przeszyć twoje gardziołko strzałą. Jeśli w odległości tego okna około 400 wiorst krasnoludzkich jest jakiś dach czy murek, to elf leśny zdjąłby cię jednym naciągnięciem cięciwy. Nas nie… pancerz za gruby, a w szczelinę nawet szpicastouchowemu łucznikowi trafić nie łatwo.

Nie przejmował się przy tym, że straszy elfkę, też zresztą szpiczastouchą.
A ona podejrzliwie powiodła spojrzeniem po korytarzu. Jak gdyby już wcześniej nie był mało zachęcający do spacerów wieczorową porą, to teraz krasnolud jeszcze skuteczniej odwiódł ją od pomysłu ruszenia biegiem za porwanym Skel'kelem.

Cofnęła się powoli kilka kroczków, aż schowała się zwinnie za jednym skrzydłem uchylonych wrót. Ostrożnie wychylała zza niego jedynie swą barwną czuprynę, aby ewentualnemu leśnemu elfiakowi utrudnić trafienie w siebie strzałą. Najwyraźniej Pierworodny, demony i strzygi to było jeszcze dla niej zbyt mało, teraz jeszcze jakiś długouch mógł ją zestrzelić. Taki bezpieczny zamek, doprawdy.
-A to.. takie atrakcje często się tutaj zdarzają? -zapytała cicho -Wielu szlachciurków zginęło tutaj od takiej strzały?

-Nooo… wielu. Na polach bitwy, w zasadzkach leśnych, na traktach.
- zaczął wyliczać krasnolud na grubych paluchach. Podczas gdy jego opancerzona kopia z drugiej strony odparła.- W zamku po prawdzie to dwóch. Jeden na własnym ślubie. Lubią szlachciury wynajmować elfich zabójców… ponoć najlepsi w swym fachu, ale od łuku ci zabójcy wolą podrzynanie gardziołka we śnie. Podejdzie taki do łóżka i… juże się nie obudzisz. Ale czasem nie ma możliwości podejść, to wtedy łuk. Markiz Valchard piąty tego imienia z rodu Falwerków dostał strzałą pod żebra w danskerze jak srał.

- Ale nie z łuku, a od bełtu kuszy pirotechnicznej gnomiej roboty. I to nie elf zabił, a krasnolud.- rzekł dumnie brodacz.- Tak więc… jeden zginął z łuku. A… most zwodzony liczymy jako zamek czy nie?
- Hmm..
- zamyślił się pierwszy brodacz - Niech będzie zamek.
- No to dwóch, bo lorda Hadwicka z łuku elf zdjął właśnie jak przez most przejeżdżał.
- stwierdził krasnolud i dodał przypominając sobie.- A i sir Velbergat też zginął na moście od strzały z elfiego łuku. Więc trzech.
- Nie, nie, nie…
- odezwał się drugi brodacz.- Dyć wtedy się wojna toczyła, a sir Velbergat zginął w bitwie.
- Ale z rąk elfiego zabójcy, który nie walczył po żadnej ze stron, a którego to wynajęła jego wiarołomna żona, by upewnić się że mężuś z wojaczki nie wróci.
- stwierdził niewzruszony jego odpowiedzią przedmówca.
-A no… tooo… hmm.. racja.- pokiwał głową krasnolud zgadzając się ze swym “odbiciem”.- To trzech zginęło od strzały zabójcy w zamku.

Eshte przysługiwała się opowieściom krasnoludów z lekko rozchylonymi ustami, a prowadzona ku nim fajeczka zastygła w powietrzu wraz z trzymającą ją dłonią.
-Szlachciurki, co? -stwierdziła w końcu tonem sugerującym, że właściwie czego innego było się spodziewać po tych wszystkich paniczykach i wystrojonych damulkach. Życia prawdziwego nie znali, to sami sobie tworzyli problemy i za gardła brali - Zobaczycie. Jeszcze się okaże, że i te strzygi do zamku wpuściła jakaś matrona wzgardzona przez młodszego kochanka, albo jaki hrabia szukający zemsty za byle żarcik na sobie.

-Strzygi to magia Dzikiego Gonu, twory Wampirów. Szlachta przed takimi ma przykazane bronić lud. Wchodzić w układy ze strzygami to herezja. Za to się idzie na stos
- stwierdził krasnolud numer jeden, a numer dwa dodał.- Jeśli ma się szczęście, bo takich heretyków tłuszcza lubi kamienować.

-Wy krasnoludy to chyba osobliwie postrzegacie szczęście. Wątpię, aby jaki szlachciurek był ucieszony jednym czy drugim rozwiązaniem
-zarechotała elfka, w trakcie przeszukiwania swych kieszeni za pudełeczkiem zapałek. Używanie ich było straszliwym wstydem dla Mistrzyni Ognia, ale nie zamierzała teraz próbować wskrzesić iskier własnymi palcami. Ten dzień okazał się być dla niej niezwykle wyczerpujący, w szczególności spotkanie z jasnowłosą potworą. A później jeszcze ze strzygą.

-Właściwie to bardziej mnie interesuje wyrzucenie ich z zamku, niż kto je tutaj wpuścił -zasyczało, zapachniało i strużka siwego dymku uniosła się w powietrzu. Eshte odetchnęła odprężająco, nim skinęła głową na drzwi – Zostawię je uchylone. Tak na wszelki wypadek, gdybym musiała krzyczeć o pomoc.

Obie brodate głowy pokiwały się w zrozumieniu, a kuglarka zniknęła, w czym niestety nie brała udziału magia, nie było żadnego „puff”. Zniknęła cofając się kilka kroków i chowając się z powrotem w komnacie swych przymusowych gospodarzy.
Uchylone drzwi mogły wprawdzie sprawić, że rzeczywiście czuła się bezpieczniej, ale nie były w stanie uczynić tego miejsca ekscytującym. W sypialni ( uh ) Thaaaneeekryyysta przynajmniej mogła sobie poprzymierzać jego mięciutkie szaty, przewertować obrazki w książkach, pooglądać filigranowe buteleczki z podejrzanymi specyfikami, aż nareszcie zasnąć na kilkuosobowym łożu. Tutaj nie było niczego, co mogłaby na dłużej zainteresować kuglarkę. Graty gnoma były mało ciekawe, drzwi za którymi wcześniej zniknął czarownik ze swą siostrzyczką okazały się być dobrze zamknięte ( Eshte sprawdziła, naturalnie. Sprawdziła nawet kilka razy, ale zamek niechybnie był jakiś magiczny, skoro nie ugiął się pod jej wytrychem ), a jedyne co tutaj mogła sobie pooglądać, to sztywnych arystokratów spoglądających na nią z góry ze swych portretów. Właściwie, to nie były jedyne oczy podążające za nią, kiedy nieśpiesznie kręciła się po komnacie..

Wyleniałe, usmolone kury spoglądały na nią swymi demonicznymi oczami. Nie czuła się dzięki nim spokojniejsza, ani odrobinę. Coś jej podpowiadało, może to ulotne wrażenie po przeuroczym spotkaniu z siostrzyczką czarownika, że ta niekoniecznie zareagowałaby w porę, gdyby teraz wdarł się tutaj Pierworodny. Nie to, że specjalnie, ale może.. może akurat, dziwnym zbiegiem okoliczności oba kruki nagle zamknęłyby w tym momencie ślepia? Tak przypadkiem, oczywiście. A potem, kiedy biedna kuglarka zostałaby już porwana i zaciągnięta do leża lubieżności pięknisia, to Wiedźma tylko bezradnie wzruszyłaby ramionami przed Ruchaczem.
Bo przecież ona niczego nie widziała, Pierworodny musiał użyć jakichś swoich sztuczek, aby się zakraść, ot co.
Ale niech się braciszek nie martwi, znajdzie sobie następną spiczastouchą. Wystarczy, że pójdzie do najbliższego lasu, potrząśnie drzewem i jakaś spadnie mu prosto w ramiona. Jak nie ta, to inna.

Oh, aż się zagotowało w Eshte, kiedy tak sobie wyobrażała wymianę zdań pomiędzy rodzeństwem. Bezczelna dziewucha! Nikt nie może zastąpić Mistrzyni Iluzji i Królowej Trzymania w Napięciu!
W swej złości wystawiła język ku ptaszyskom. Ku nim, ale nie do nich. Zwierzęta były jedną z nielicznych grup istot, co do których elfka żywiła sympatię, choć w stosunku do tych kurczaków na pewno nie było to łatwe. Ale nie, ta złośliwość z językiem była skierowana do Wiedźmy podglądającej ją ich oczami. Niewychowana jakaś.

Później ignorowanie ich istnienia szło jej tak dobrze, że zdołała zasnąć ze zmęczenia i.. znudzenia otoczeniem. Zdobny fotel okazał się ku temu idealny, niewiele gorszy od łoża. Brakowało tylko poduszeczki, ale to nie było żadnym zaskoczeniem dla kuglarki. Tutejsi gospodarze nie sprawiali wrażenia takich osób, które przepadały za maleńkimi, dekoracyjnymi poduszeczkami rozkładanymi na każdej wolnej przestrzeni. Ale i bez tego dodatku dała sobie radę.
Skulona na meblu, nogi ku sobie podkuliła i głowę wygodnie wsparła na kolanach. Dla Eshte musiała to być całkiem wygodna poza. Szkoda tylko, że sen nie zamierzał być wobec niej łaskawy.





***



Ten bowiem był bliższy koszmarowi.
Kuglarka była golutka i tulił się do niej mężczyzna. Nie widziała jego twarzy, ale pod paluszkami czuła jego mięśnie. I jego usta na swych wargach oraz szyi.






Wodziła paluszkami po niebieskich liniach na ciele kochanka, jak po szlakach prowadzących do sekretów. A podświadomie wiedziała, że były one warte odkrycia. Dlatego drżała z podekscytowania i oczekiwania.
Robiło jej się cieplutko i nie mogła się doczekać się, by zrobił coś więcej niż tylko całował. No… na co on czekał? Nie powinien zrobić czegoś bardziej lubieżnego? Zachwycać się jej krągłościami, manifestować się pieszczotami palców na płaskiej linii jej brzucha, na biodrach i udach? Pochwycić ją mocno, rzucić na łóżko lub przyprzeć do muru i zdobyć drapieżnie? Zaspokoić jej zaintrygowanie, wydobywać z niej dyszący oddech i głośne jęki?

Całowanie było przyjemne, ale ona była gotowa na więcej. Chciała.. chciała wybuchu fajerwerków, które nie miałyby swojego źródła w jej magicznych sztuczkach. Chciała rozkoszy, chciała spełnienia. Czy naprawdę sama musiała się tego wszystkiego domagać?!

Musiała.
Mocnym pocałunkiem wpiła się w jego wargi, w swej niecierpliwości przygryzając je lekko ząbkami. Niech mu zostanie ślad jej namiętności.
Potem przyciągnęła go gwałtownie do siebie, sama nagim tyłeczkiem opierając się o mebel za sobą. Może stół, może fotel, może.. może co innego. Kogóż to teraz obchodziło? Przecież to był sen, w nim mogła robić wszystko, czego tylko pragnęła. Na wiele sposobów. I nikt się o tym nie dowie.
Zwinnie objęła nóżkami swego bezimiennego kochanka, nie pozwalając mu nigdzie uciec. Chętnymi ustami wyszeptywała słowa zachęty. Paznokciami przesuwała po skórze jego ramion i pleców, tworząc nań swe własne szlaki koło tatuaży lśniących błękitem.

Męczący sen...
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-12-2016, 17:39   #70
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dziwiło kuglarkę, że nie wyrwała się z niego z krzykiem, a dospała do jego końca. Może to była wina poduszki. Takiej ciepłej, sprężystej i twardej zarazem. Pokrytej siatką tatuaży.

Klatka piersiowa Thaneeekrryyysta. Kuglarka śpiąc tuliła się do nagiego - szybkie zerknięcie w dół pod kocyk, którym byli przykryci - tylko półnagiego czarownika. Miał spodnie, a ona była na szczęście w ubraniu. Był to niewątpliwy postęp. Wszak po wczorajszej nocy obudziła się naga z równie nagą elfką. Tym razem była przynajmniej ubrana, a czarownik nie był całkiem nagi. Było jednak wystarczająco dużo golizny, by twarz i uszy elfki przybrały czerwony kolor. W dodatku obudziła się w jego komnacie, w jego łóżku i z jego osobą w jego łóżku. Na szczęście nie sama, bowiem jej fajkowy lisek spał sobie na kocyku którym byli przykryci.

„Cojatutajrobięcoontutajrobiolabogacholerajasna dupaaaa...”

Tak jak myśli przewaliły się przez rozczochraną główkę elfki, tak samo jej ciało wykonało gwałtowny ruch, jak gdyby to upadek z łóżka na twardą podłogę był jej milszy od tego tulenia się do nagiego mężczyzny. Oh, z pewnością Paniunia, albo jakakolwiek inna tutejsza szlachcianka zachwycałyby się widokiem Ruchacza tuż po przebudzeniu i ani myślałyby o ucieczce z jego objęć. Ale nie Eshte, nie. Ona powinna już się była nauczyć, że Grauburg nie sprzyja słodkim i beztroskim drzemkom. A to strażnicy potem próbują przestawić jej wóz, albo budzi się u boku nagiej kapłanki, albo czarownik wykorzystuje drzemkę przeciwko niej, albo tak jak teraz – ona odnajduje się z nim w jednym łóżku! I jeszcze te obrzydliwe sny..

Ten, z którego co dopiero się wyrwała, nie tylko wypełnił ją niechęcią i wstrętem. Kuglarka wprawdzie miała drobne piersi, jednak reagowały one na bodźce równie mocno oraz.. wyraźnie, co i te wylewające się z ram dekoltów. Teraz ku swojemu niezadowoleniu odkryła, że cała ekscytacja z sennych pieszczot prawie przebijała się przez jej bluzkę. Zawstydzona szybko skrzyżowała na niej ręce, aby nikt nie dostrzegł tej bezwolnej reakcji jej ciała.
Na pewno istniało wytłumaczenie dla tego koszmaru. Może zaszkodziło jej jedzenie z balu, lub tamtejsze wino. Może Wiedźma lub Paniunia w swej wściekłości rzuciły na nią klątwę. Musiała być jakaś magia, przebrzydłe sztuczki, albo.. albo.. podstęp.

Eshte spojrzała podejrzliwie na śpiącego Thaaaneeekryyysta.. znaczy, bardziej podejrzliwie niż dotąd. Coś bez większego echa zakończyło się to całe polowanie na strzygi. Była odporna na ich śpiew, kręcenie biodrami i machanie cyckami pod nosem, więc musiały znaleźć inny sposób, aby ją dopaść. Nie znała się na wampiórach, ale możliwym było, że ten jakoś zdołał przybrać postać czarownika dla uśpienia jej czujności, nie? Co za naiwność! Od razu przejrzała cały misterny plan tych potworów. Nikt nie będzie się tak nią zabawiał!

Nachyliła się nad szlachcicem, a raczej.. nad tym, co się za niego podawało. Dobrą miało maskę, nie sposób było dostrzec żadnej różnicy pomiędzy Ruchaczem, a ukrywającą się bestią. Ale pozostawał jeden, drobny szczegół, który pozwoliłby jej odróżnić potwora od łotra. Dłonią sięgnęła ku niemu, palcem wskazującym ostrożnie unosząc mu górną wargę. Nie będzie żadnych wątpliwości, jeśli błysną mu drapieżne kiełki.
Ale był tylko biały równy rządek ząbków, ładny ale ludzki. Nie tylko to dostrzegła. Thaaneeekrryst bowiem okazał się mieć opatrunek na przedramieniu lewej ręki. Zagapiła się na ten opatrunek i czarownik podstępnie to wykorzystał. Wargi mężczyzny zacisnęły się na palcu dziewczyny pieszczotliwie, wywołując przy tym przerażająco miły dreszczyk przechodzący przez jej wszak nadpobudliwe jeszcze ciałko. Dotarło to czerwieni na jej liczku i wywołało dziwną pokusą podsycaną ciekawością, by pomuskać jego wargi jeszcze bardziej. Niby spał… ale diabli wiedzą z tym Ruchaczem.
Może i nie miał kiełków, ale najwyraźniej chciał ją pożreć! Co zadziwiające, nie było to.. najbardziej nieprzyjemne uczucie jakiego doświadczyła, lecz mimo to odruchowo cofnęła dłoń. Eshte była całkiem przywiązana do swych palców, wszak narzędzi swej pracy.

Nadal nie spuszczała z niego podejrzliwego spojrzenia, i to obróciło się przeciwko niej. Ciekawość bowiem cicho, acz uporczywie kusiła, aby sprawdzić jakie w dotyku są te tatuaże zdobiące skórę czarownika. Wprawdzie lubił dźwięk własnego głosu, ale o tych zdobieniach nie mówił za wiele. Ani o tym, skąd wzięły się na jego ciele, ani czemu miały służyć, ani jakie uczucie towarzyszyło ich.. świeceniu. A przecież kuglarka nie zamierzała się go o to pytać wprost! Jeszcze pomyślałby, że jest dla niej interesujący. Co za bzdury!
Musiała więc sama znaleźć odpowiedź na pytanie, czy te tatuaże były zimne pod palcami, czy może gorące, czy całkiem zwyczajne. A skoro Ruchacz smacznie spał, to nie mógł wnieść sprzeciwu, ani tym bardziej posądzić elfki o jakieś lubieżności względem siebie. Poza tym, ona tylko delikatnie dotknie, mężczyzna nawet nie zauważy.
Znów wyciągnęła ku niemu rękę, opuszkami palców przesuwając wzdłuż malowideł wijących się po jego najbliższym ramieniu.

Poczuła pod palcami skórę mężczyzny, miękką i ciepłą. Nie było to nieprzyjemne doznanie. Może dlatego że to dla odmiany ona wodziła palcami po skórze mężczyzny. A nie na odwrót. Oj, wiele razy podpici mieszczanie i kmiecie próbowali zmacać jej biust, albo zadek. I w przypadku pupy parę razy im się udało. Oczywiście każdemu odpłaciła z nich odpłaciła za tą zniewagę. Ale teraz to jej palce muskały klatkę piersiową mężczyzny wodząc po niej. Linie tatuaży były rzeczywiście odrobinę zimniejsze od nie zamalowanej tatuażem skóry. Ale przyjemne w dotyku… nagle Ruchacz poruszył się płosząc zaskoczoną elfkę. Ale najwyraźniej nadal spał mocnym snem. Bo oczu nie otworzył.

Ona za to przymrużyła srogo oczęta, w napięciu przyglądając się mężczyźnie i jego ewentualnym oznakom przebudzania się. Jeszcze tylko tego jej brakowało, aby nagle otworzył oczy. Już do końca swego życia musiałaby słuchać, jak to niby „go macała” w czasie snu. Nie pozwoliłby jej o tym zapomnieć.
Tymczasem jednak zdawał się dalej smacznie spać, bądź całkiem nieźle stwarzał pozory. Eshte natomiast siedziała przy nim ze skrzyżowanymi nogami, przypominając odrobinę.. kota, któremu w każdym momencie może jakiś chytry pomysł wpaść do głowy. A wiadomo było, że te futrzaki to wredne bestie. Częściowo wprawdzie zaspokoiła swoją ciekawość, ale teraz niemądrze zaczynała zastanawiać się nad.. sprawdzeniem jak daleko ciągną się te jego tatuaże. Niebezpieczna to była pokusa, którą zdołała jednak odepchnąć od siebie na bezpieczną odległość i w zamian skupić się na innej. Chciała, aby Thaaaneeekryyyst znowu zabłysnął tym bladym, niebieskawym światłem. Ale nie wiedziała w jaki sposób go do tego zmusić bez jego pomocy. Czy świecenie było tylko efektem używania magii, czy miał do tego jakieś tajemnicze słowo, by móc popisywać się przed kobietami? Nie wiedziała, więc pozostało jej wypróbować własnego sposobu.

-Czary mary zaświeć się – syknęła, palcem dźgając go w bok przeplatany tatuażami.

Czarowanie nie dało rezultatów, żadnych. Natomiast dźganie, tak.
Ruchacz ziewnął, nieporadnie machnął ręką na oślep odganiając natrętną dłoń kuglarki i marudząc coś pod nosem, nadal z zamkniętymi oczami obrócił się pokrytymi tatuażami plecami do kuglarki. Zachrapał i znów pogrążył się w głębokim śnie.

Elfka nachmurzyła się, po tym jak z ledwością uniknęła uderzenia jego ręką. Już nieśmiało zaczynała sobie myśleć w duchu, że śpiący czarownik wcale nie jest aż tak odrzucający jak ten gadający, uśmiechający się ironicznie i ciągle próbujący ją zmacać. Jednak ten tutaj osobnik nawet przez sen potrafił ją drażnić.
Jego tatuaże nie zabłysły, pomimo tak usilnych starań Eshte, ale za to w jej oczach pojawiły się złośliwe iskierki. Ruchaczowi coś za słodko się spało, aby szybko nudząca się kuglarka miała na to tak po prostu pozwolić. Nie odpuszczała też zbyt szybko, a nadal chciała zobaczyć jak mężczyzna rozbłyska.

-Zaświeć się -powtórzyła, niezbyt przejmując się byciem przeganianą niby mucha. Palcami znów dotykała splotów jego tatuaży, za każdym razem powtarzając -Zaświećsięzaświećzaświeć.
Obudzony chrapnięciem Skel'kel widać uznał to za dobrą zabawę, gdyż dołączył się do elfki, radośnie skacząc i wijąc się po męczonym Thaaaneeeekryście.

Czarownik nagle obrócił się na plecy, chwycił zaskoczoną elfkę za dłoń i przyciągnął do siebie gwałtownie sprawiając, że znów wylądowała biustem na jego torsie.
-Chyba strasznie lubisz się do mnie tulić, skoro ciągle prowokujesz mnie do tego - ziewnął głośno czarownik zerkając zaspanym spojrzeniem na oblicze kuglarki będące bardzo blisko jej twarzy.- Już się wyspałaś, że ciągle mnie szturchasz? Tak się nudzisz beze mnie, co? Całą noc spędziłem na ratowaniu Twojej pupy przed strzygami. A potem musiałem cię tu dźwigać. Mogłabyś być bardziej wdzięczna i dać mi pospać.

Skel’kel zaś zwinnie wypełzł z pomiędzy przytulonej parki w ogóle nie stając w obronie “zaatakowanej podstępnie” elfki.

-Dź.. dźwigać?! -zakrzyknęła Eshte, bardziej oburzona sugestią czarownika o swojej ciężkiej wadze, niż o byciu do niego przytuloną na siłę. Ale i temu dała wydźwięk, próbując unieść się nad jego torsem i przy okazji uderzając weń piąsteczką -Jestem leciutka jak piórko! Jeśli te Twoje mięśnie nie są zaledwie iluzją, to mogłeś mnie unieść jedną ręką! Nie wspominając o tym, że wystarczyło mnie obudzić. Poszłabym sama i spałabym.. też sama, zamiast budzić się w jednym łóżku z Tobą, Ruchaczu - wypowiedziała to takim tonem, jakby z trudem przychodziło jej wyobrażenie sobie gorszej pobudki niż z nim obok siebie. A jako uliczna, wędrowna artystka budziła się już w przeróżnych miejscach i okolicznościach.

- Cóż, jako moja kochanica powinnaś sypiać przy mnie - przypomniał mężczyzna niezbyt wzruszony jej oburzeniem - Żebyś mnie rano mogła obudzić czułymi pocałunkami i pieszczotami. A nie szturchaniem -
Ziewnął szeroko - Zresztą, tak uroczo i mocno spałaś, że nie miałem serca cię budzić. A potem.. tuliłaś się do mnie ochoczo w nocy. Tak jak teraz, tylko z większym entuzjazmem.

- Uważaj sobie czarusiu, bo ktoś jeszcze pomyśli, że całkiem Ci pasuje uliczna artystka w łóżku zamiast pałacowej kochanicy
-burknęła elfka, której wcale nie podobały się takie umizgi ze strony czarownika. Z szyderstwami i złośliwościami potrafiła sobie radzić, ale takie przytulanki nieco ją wyprowadzały z równowagi.
Teraz jeszcze skrzywiła się będąc tak blisko jego twarzy -Uh.. z takim porannym oddechem to tylko jakaś wyjątkowo oddana lub.. zdesperowana kochanica mogłaby Cię całować.

Przyłożyła dłoń do jego policzka, bynajmniej nie w pieszczotliwym geście jakiego oczekiwał. Ona bezceremonialnie przycisnęła palce do skóry mężczyzny, aby odwrócić od siebie jego twarz. Potem zaś sama zsunęła się z jego torsu i uwaliła wygodnie obok. Przeciągnęła się z pomrukiem, nim zapytała -Co wczoraj właściwie się wydarzyło? Miłe miałeś polowanko z rodzinką? Nie wyglądasz na bardzo poturbowanego przez strzygi..

- Są kapłani na zamku.-
przypomniał czarownik odwracając znów twarz w kierunku oblicza elfki -Udało się nam zabić jedną strzygę, drugą przepędzić. Okazało się też, że to kochanice miejscowego wampira ubitego kilka wieków temu. Jak na parosetletnie baby wyglądały całkiem nieźle.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się ironicznie - A co do kochanic… to kto wie. Sprawdzimy jak dobrze sobie radzisz w łożu? Czy też pozwolisz mi jeszcze pospać? Bo ja jestem nieco zmęczony, a chciałbym się przespać przed tym co nas czeka.

- Podobno Twoja rodzinka to żyje takimi polowaniami na bestie, ale Ty teraz sam brzmisz jak parosetletni dziadunio
- odparła Eshte, szczerząc się do niego w krnąbrnym uśmieszku. Nudziarz jeden. Albo parszywy lubieżnik. Nie wiedziała, które było gorsze w jego przypadku.
Poczochrała dłonią swoje włosy, już i tak po śnie ułożone w artystycznym chaosie. Niesforne kosmyczki sterczały w najdziwniejszych kierunkach, miejscami przyprawiając elfkę o istne różki fiołkowej barwy.
-I co takiego nas czeka? Czyżby.. -przetarła rozespane oczy, w których znów zabłysło pragnienie, jakże jednak teraz odmienne - Czyżby tutaj służba przynosiła szlachciurkom śniadanie prosto do łóżka?

- Randka…
- zażartował czarownik i wzruszając ramionami dodał już poważniejszym tonem.- Czeka mnie wyprawa w pobliskie knieje, a że wolę cię mieć na oku zabieram cię ze sobą. Przelecimy się do lasu po zioła i z powrotem.
I pogroził palcem przed nosem kuglarki.- I nie myśl sobie, że możesz odmówić. Przyciągasz kłopoty jak magnes opiłki żelaza. Nie chcę cię znów szukać po całym zamku, tylko dlatego że gdy mnie nie było znów wpakowałaś się w jakąś awanturę.

Za palcem mężczyzny powędrowały oczy Eshte. Ten ruch przyprawił ją o śmiesznego zeza, nim niecierpliwym ruchem odgoniła od siebie jego dłoń.

-Zaraz, zaraz.. -przymarszczyła brwi, bo i wcale nie przypadł jej do gustu pomysł czarownika. Nie tylko naprawdę wolałaby tutejsze śniadanie do łóżka zamiast jakiejś, uh, randki z nim, ale taka wyprawa wiązała z różnymi niebezpieczeństwami! Doprawdy, jak gdyby już nie miała wystarczająco dużo atrakcji.
-Myślałam, że z tym tatuażem i Pierworodnym ciągle łażącym na wolności, nie powinnam ruszać tyłka za mury zamku. Nie mam zamiaru wpaść w jego łapy tylko dlatego, że Tobie się zamarzyły jakieś leśne schadzki -raz jeszcze dźgnęła Thaaneeekryyysta palcem w wytatuowane ramię, co dla odmiany nie miało na celu przyprawienia go o blade lśnienie. Miało być po prostu nieprzyjemne i oskarżycielskie -Chyba nie chcesz mnie oddać temu pięknisiowi, co?

- Podejrzewam, iż twój elfi wielbiciel przebywa w mieście. My polecimy znacznie dalej. Potrzebuję rzadkich ziół i minerałów do realizacji moich planów.
- wyjaśnił Tancrist spokojnie.- Tak więc wyruszyć mogę. Wolałbym z tobą co by mieć cię na oku. Acz ostatecznie mogę poprosić o to siostrę.

Krzywy uśmieszek elfki był wystarczającym komentarzem na propozycję Ruchacza. Mówił więcej niż tysiąc słów. Coś bowiem Eshte czuła, że byłaby o wiele bezpieczniejsza w ramionach Pierworodnego niż pilnowana przez Wiedźmę. Bądź co bądź ten pierwszy chciał ją wykorzystać tylko jako matkę dla dużej gromady swych dzieci, a w przypadku siostrzyczki Thaaneeekryyysta miała wrażenie, że ta niezbyt została oczarowana urokliwym charakterem kuglarki.
Podrapała się lekko po głowie, tym bardziej jeszcze zmierzwiając swe barwne włosy.
-No dobrze, dobrze. Chociaż sądziłam, że nikt nie może teraz wejść ani.. wyjść z zamku, póki szlachciurki sobie nie wyjaśnią wszystkiego – przyjrzała się czarownikowi z rozbawieniem-Czyżbyś zmierzał się wykraść, czarusiu? Niczym złodziejaszek?

-Wylecieć. Zapomniałaś że mam gryfa?
- przypomniał jej czarownik. Bo i miał...dużą złowieszczo wyglądającą bestię, która wydawała się być pół dzika i zawsze wściekła.- Nie powstrzymają mnie. Poza tym ja nie jestem byle szlachciurką. Mam pewne przywileje od niedawna.

- Nie sposób zapomnieć tego Twojego pieszczoszka
- mruknęła twierdząco kuglarka. Bestyjka czarownika rzeczywiście pozostawała w pamięci dłużej niż najbardziej szlachetne z rycerskich rumaków. Szczególnie, kiedy ktoś planował wykorzystać rozpiętość jej skrzydeł w swych własnych występach.

Rozluźniona, pomimo oczywistego towarzystwa Ruchacza tuż obok w łóżku, Eshte nonszalancko oparła jedną nogę o kolano drugiej. Machając nią w powietrzu prezentowała kolorystyczną różnorodność swych pończoszek, tak pewnie niegodną nóżek wysoko urodzonych damulek.

- Cóż, podejrzewam, że zbieranie z Tobą kwiatków będzie przynajmniej odrobinę lepsze, od ponownego słuchania wyrzutów i krzyków jakiejś rozkochanej w Tobie Paniuni -wzruszyła lekko ramionami -A później może w końcu usuniesz mój tatuaż, co?

-Zajmę się nim też.-
potwierdził Ruchacz ale tak jakoś wymijająco, zerkał na majtającą nogę elfki zamyślony.- Wiele się w nocy wydarzyło. Trudno rzec, jakie sprawy przykują moją uwagę.

-Co takiego?
-syknęła Eshte, jakby niedosłyszała lub dawała czarownikowi jeszcze jedną chwilkę na zmianę jego słów. A jej nóżka, ta sama co z taką beztroską kołysała się w powietrzu, teraz nagle zastygła. I coś.. coś w tym bezruchu oraz grymasie na jej twarzyczce podpowiadało, że z przyjemnością doprowadziłaby do spotkania swojej stopy z tyłkiem tego konkretnego szlachcica -Niby co może być ważniejsze od usunięcia niewolniczego znamienia z mojej skóry?

-Niech pomyślę… a tak kwestia trzech strzyg, które przeniknęły do zamku i prawie przekabaciły pół straży i kilku szlachciców, pewien Pierworodny buszujący gdzieś w mieście i powiązania między tymi istotami, kwestia tego jakim cudem te bestie dostały się do zamku i… cóż… posprzątania bałaganu, bowiem owych walk z potworami i przemienionymi przez nich śmiertelnikami nie udało się jakoś ukryć przed gośćmi
.- Tancrist zaczął wyliczać na palcach z ironicznym uśmieszkiem na obliczu.-I nie zapomnijmy o najważniejszym. Niedoszłej pannie młodej, której nieobecność jest zauważalna i rodzi coraz więcej pytań. I tutejszego arcymaga który wykorzystuje ten problem, by dobrać się do artefaktów wampira których śmiertelnik tykać nie powinien. Tak jak więc widzisz droga Eshte… jest mnóstwo spraw, które pośrednio uderzą w ciebie, jeśli nie zostaną odpowiednio rozwiązane.

-Nie uderzy, jeśli piękniś mnie pierwszy znajdzie i zmusi do urodzenia mu armii długouchych bachorków
- burknęła Eshte, ani myśląc przyznać czarownikowi rację. W końcu, gdyby szlachciurki bardziej interesowały się miastem niż własnymi intrygami i zadkami, to może Pierworodnego wcale nie byłoby w Grauburgu, więc ona nigdy nie otrzymałaby podarunku w postaci tatuażu. Właściwie, to teraz pewnie byłaby już daleko od tego chędożonego miasta! Ona najmniej zawiniła w tej całej sytuacji, ale najbardziej cierpiała!
-Wiesz, to nie ja przyszłam do Ciebie błagając o pomoc. To Tobie na przyjęciu Ery wyjątkowo zależało, aby uwolnić mnie od niego i tej klątwy demona - głowę przechyliła i skrzywiła się na nową myśl. Być może znów okazała się głupia, naiwna. - Chyba, że po prostu byłeś pijany. To wiele by wyjaśniało.

-Bo ty panikowałaś i słusznie zresztą. Niemniej twój tatuaż nie jest jedynym moim problemem moja droga
.- westchnął czarownik smętnie.- I nie jest w dodatku łatwy do rozwiązania. Potrzeba czasu i sił. Na jednym i drugim mi obecnie nie zbywa.

-To co według Ciebie ja mam teraz robić? Czekać bezczynnie, aż Ty uratujesz świat i wszystko sobie powyjaśniacie w zameczku?
- zamarudziła w odpowiedzi, ale również bardziej z przygnębieniem niż wyrzutem - Nie mogę tutaj występować, nie mogę się swobodnie poruszać ani choćby wyściubić nosa za mury. To jak więzienie z wygodnymi łóżkami i jedzeniem, które jeszcze nie zaczęło się ruszać.

Aż spiczaste uszka jej leciutko oklapły. Bo jeśli Thaaaneeekryyyysta przerastało usunięcie tej klątwy i tatuażu, to kto mógł jej pomóc? Nie to, żeby tak bardzo wierzyła w jego magiczne zdolności, ale zwyczajnie nie znała żadnego innego czarownika. No.. był jeszcze ten brodacz z balu, jednak on sprawiał wrażenie tego rodzaju maga, który lubił eksperymentować w swoich lochach.

-Pomóc mi przy zbieraniu ziół na początek. Wylecimy poza zamek i miasto, więc będziesz mogła nawdychać się powiewów wolności. Poza tym… nosisz piękne suknie i masz co dzień trzy posiłki dzienne, chodzisz na bale… są gorsze lochy od tych tutaj.- odparł czarownik próbując ją… pocieszyć.

-Ja wiem, że wczoraj to nie mogłeś oderwać ode mnie oczu i łap – i ust także, dodała sobie w obrzydzonym duchu Eshte. Brr – ale mimo wszystko nadal jestem kuglarką. Lubię moją wolność. Mam inne potrzeby niż tutejsze damulki i nie podoba mi się bycie zamkniętą w zamku, niczym w złotej klatce.

-Ooo tak, z pewnością.
- zaśmiał się ironicznie czarownik zerkając na elfkę.- Taka z ciebie była królowa balu, z pewnością ciężko mi było od ciebie oderwać dłonie, gdy siłą i przymusem zaciągnęłaś mnie do tańca, więc kto od od kogo dłoni oderwać nie potrafił?

-Ratowałam się przed spotkaniem z kapłanką!
-zawołała buńczucznie Eshte. A jako, że zwyczajowo nie miała zamiaru dać temu mężczyźnie przyjemności z naśmiewania się z niej, to łokciem bez delikatności uderzyła go w bok -Mam zamiar spróbować i się dobrze bawić, pomimo odgrywania Twojej kochanicy. Szykuj się zatem na jeszcze więcej tańców, Thaaaneeekryyście.

-A właśnie… jakoś nie podałaś szczegółów dotyczących relacji łączących cię z tą kapłanką. A szkoda, może mogłaby jakoś pomóc.
- zamyślił się Ruchacz rozważając całkiem poważnie tą przerażającą opcję. Któż wie jakie “rytuały” zaleciłaby ona w celu pomocy kuglarce. Prawdopodobnie coś bardziej lubieżnego niż kiedykolwiek doświadczył czarownik, o samej Eshte nie wspominając.

-Nie - tak ważne było dla Eshte wybicie mężczyźnie z głowy tego pomysłu, że nawet opuściła obie nogi na łoże, podniosła się i usiadła. Stanowczo potrząsnęła głową, niby mantrę wypowiadając swój sprzeciw, aby Ruchacz usłyszał wyraźnie -Nie, nie, nie, nie. Zapomnij o niej. Moja sytuacja i tak już jest parszywa, nie potrzebuję jeszcze fałszywej kapłaneczki do pogorszenia jej.
- A skąd wiesz że jest fałszywa?
- zamyślił się czarownik i wzruszył ramionami.- Ciężko ją też zapomnieć, to sama musisz przyznać.
Po czym zakrył oczy dłonią dodając - Potrzebna jest nam każda pomoc w tej chwili.

-Ona tylko udaje kapłankę, aby sobie wygodnie podróżować z rycerzykiem i zapijać się winem w wolnych chwilach. Nie pomoże nam z Pierworodnym
-wyjaśniła kuglarka, zwinnie pomijając kwestię prawdziwej profesyji Arissy. Mogłaby tym za bardzo zainteresować czarownika i jeszcze pokusiłby się o sprawdzenie słów Eshte, co... wcale nie obudziłoby w niej zazdrości! Po prostu była tak wspaniałomyślna, że miała na względzie dobro tego świata, któremu mogłoby zagrozić spotkanie dwójki takich lubieżników.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172