Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2016, 01:01   #96
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pytanie krasnoluda zawisło w powietrzu. Po kilku chwilach Katal odpowiedział na nie.
- Może lepiej trzymać się z dala od Hrupów, ich piwnic i ich klątwy. - rzekł i rozejrzał się po karczmie. - Kto wie czy tu nie jest bezpieczniej…
- Na dwoje babka wróżyła - mruknął Larn, a Utrata odwrócił zmieszany głowę. Jitka w końcu była praktycznie tuż obok. - Ta klątwa ofiar może nie wybierać, a wejście solidne, bronić łatwo. Jak do tych na górze wlezie, to nas może ominie.
Krasnolud jak to krasnolud, w tego typu miejscach widział się bezpieczniejszym niż w innych. Reszta krótkonogich kiwała na to głowami.
- Skąd pewność, że to co się dzieje dotyczy wszystkich z rodu Hrupów? - spytał cicho Jan, bez patrzenia w stronę Katala.
- Zróbcie jak uważacie. - rzekł elf krasnoludowi. - Nikt wam za złe żadnej decyzji mieć nie może, ani wymagać innej. Już zrobliście więcej niźli winniście. Ja zostanę na górze.
- Twoja wola, elfie - Larn skinął głową i uścisnął dłoń Katala. Oni podjęli inną decyzję, zgodnie z predyspozycjami bezpieczniej czując się pod ziemią. Brodacze popatrzyli jeszcze po innych i bez ociągania ruszyli do wyjścia. Jan się zawahał, zawieszając spojrzenie na Jitce. Lola się nie odzywała.
- No właśnie, skąd pewność, że klątwa dotyczy wszystkich z rodu Hrupów - muzykantka powtórzyła pytanie Jana. W jej głosie słychać było coś dziwnego, coś jakby strach kiepsko skrywany pod ciekawością. - I jeśli nie w piwnicy, to gdzie zamierzasz spędzić najbliższą noc - zagadnęła do elfa.
- Tutaj. - odrzekł krótko.
- A my co robimy, panie Janie - zagadnęła dziewczyna szlachcica. Nie lubiła podejmować decyzji, nie lubiła odpowiedzialności, wolała zrzucić jej ciężar na innych i zdawać się na cudzy osąd.
- Nie mi się mierzyć z tym złem co tu szaleje... - westchnął Utrata wahając się i wyglądając jakby on też nie lubił podejmować decyzji. - Propozycja krasnoluda wydawała się dobra, tam w razie co bronić się też idzie. Tylko pannę Jitkę bym zabrał, ona za młoda, aby wiele lat temu tu nagrzeszyć…
- Tak zróbmy - Lola kiwnęła głową zgadzając się.

Zanim zdążyli krzyk przeciął krystalicznie czyste powietrze. Ludzie stojący przed karczmą rzucili się hurmem, ale okazało się, że tę pierwszą nieprzyjemność nocy wyjaśniła już Macha. Niewiele komukolwiek wyjaśniała, ale leżący w śniegu trup był ciągle łatwo rozpoznawalny dla tych, którzy zdążyli wcześniej przyjrzeć się Bryndenowi.


Krasnoludy ze swoim planem nie obnosiły się publicznie. Zebrały swoje rzeczy, rannego i razem z tymi klamotami zaczęły barykadować przejście. Nagromadziły też wystarczająco dużo światła, aby nie trzeba było siedzieć w całkowitych ciemnościach. Larn ani myślał ryzykować życia w takiej kruchej karczmie, jaką wybrał elf. Ostatecznie pod ziemią znalazła się cała grupa Vimmego, Utrata i jego dwóch ochroniarzy, Lola i Jitka oraz kilka kobiet i trochę liczniejsza od nich gromadka dzieci - zebranych głównie z głównej sali dworku, gdzie ciągle gromadziła się duża ich ilość. Rozbici wieśniacy nie mieli pojęcia co czynić, bo nie było przywódcy, którego byliby w stanie posłuchać.
I którego rady byłyby mądre.

Czas mijał powoli. Ci nieliczni, którzy potrafili spać w takich warunkach i stresie czynili to. Korytarz był jednak niewygodny i nierówny, a łóżek ani nawet posłań nikt tu nie przyniósł. Nie było czasu, bo kiedy schodzili do tunelu, na dworze dawno już było ciemno. Lola i tak wiedziała, że nie dałaby rady spać. Napięcie było wyczuwalne i jeszcze pogłębiło się, kiedy sekretne drzwi zamknęły się za nimi, a krasnoludy napięły dwie solidne kusze.
- Szczać w głębi korytarza - zarządził Larn.
I czekali.

Nic nie było słychać, nic nie było widać. Panna Merritt nie potrafiła określić ile godzin minęło, bo przecież musiały być to godziny, nieprawdaż? Kilkoro dzieci kwiliło, szlochała też jedna z kobiet, ale nic więcej się nie działo. Aż do momentu, w którym siedząca do tej pory na ziemi z podwiniętymi nogami Jitka wstała nagle i zanim ktoś ją powstrzymał, podeszła do dźwigni otwierającej przejście i pociągnęła za nią. Ściana zachrobotała, zaczynając się otwierać. Dopiero wtedy Regan złapał ją za rękę.
- Co ty wyprawiasz, dziewko?!
- Puść mnie! - dziewczyna szarpnęła się. - Muszę wyjść na zewnątrz!


Macha została sama. Nikt jej nie niepokoił, a okowita i maści spotkanej gdzieś w przelocie Ozy szybko utuliły ją do snu, pomimo niewygodnej pozycji i miejsca słabo nadającego się na nocleg. Ból po zaczerpnięciu mocy złagodniał, szybko tracąc na sile, ale pozostawiając bardzo wyraziste wspomnienie nie tylko w głowie druidki. Bardziej intensywne niż fakt, że została sama i zamierza stanąć w obronie wsi. Miejsca, któremu nic nie zawdzięczała. Krasnoludy i trochę innych schroniło się w tajnym tunelu. Katal i reszta obcych w Złotnicy przybyszów pozostała w karczmie. I tylko najstarsi wieśniacy ciągle palili ognie i pełnili wartę przed wejściem.

Nie była pewna, co ją obudziło.
Zaraz po otworzeniu oczu do świadomości dotarły cztery fakty.
Była trzeźwa, ślad po alkoholu przeminął całkowicie, jakby wchłonęła go z siebie z niewiarygodnym pragnieniem posiadania. Fałszywa ściana w piwnicy chrobotała, wydając z siebie dokładnie ten dźwięk, jaki towarzyszył jej przesuwaniu. Na górze, w oddali - ale ciągle we dworze jak sądziła - ktoś krzyczał. Mężczyzna. Sobeslav?

A na koniec poczuła mrowienie na skórze. Włoski na przedramionach stanęły dęba, a w żołądku coś wyżerało dziurę. Ktoś korzystał z magii, choć nie sama Macha była jej obiektem.


Karczma została przygotowana na noc niczym twierdza do obrony przez zbliżającym się oblężeniem. Zamknięto okiennice i zabarykadowano drzwi. Nawet ogień w kominku jakby słabiej płonął. Para z dalekich krain i milczący mężczyzna wraz ze swoją "podopieczną" udali się na górę, do swoich pokoi. Stara Słomkowa siedziała w izbie na zapleczu i głośno modły składała, jakby święcie wierząc, że to coś pomoże. Mirko tak jak mówił, wyszedł na zewnątrz i gdzieś we wsi z widłami czekał na przyjście wilków czy inkszych potworów. Te pierwsze wyły, ale dalej, poza palisadą i tej nocy nie wydawało się, że przybędą w takiej ilości jak poprzednio. O ile w ogóle.
Katalowi dotrzymywała towarzystwa jedynie córka gospodarzy, w elfie wypatrując swojego bezpieczeństwa. Ah, jakże dziwne wyobrażenia krążyły w młodych głowach.

Przez kilka godzin panował niczym niewzruszony spokój. Nikt nie atakował wioski, przynajmniej sądząc po braku zwiastujących to odgłosów. Magda nawet przysnęła na trochę, wtulona w komin, z miną sugerującą, że wolałaby w Katala. Powoli mijała północ, a kiedy przeminęła, ktoś mógłby nawet pomyśleć, że tym razem jednak nic się nie wydarzy. Stara Słomkowa zachrapała głośniej, ale to nagłe poruszenie na piętrze zwróciło uwagę elfa. Kroki, a potem zduszony krzyk.
I chwilę później znacznie głośniejszy kobiecy pisk, połączony z głuchym uderzeniem czegoś ciężkiego o drewno. I męski głos wołający z obcym akcentem.
- Co się stało?!
I drzwi otwierane z impetem i trzaskiem walące w ścianę.

 
Sekal jest offline