Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2016, 12:53   #63
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dotarła do swojego wozu i mogła się przebrać w swoje ciuszki i uwolnić od ciężaru rusztowania na włosach i wokół talii. W swoich ciuszkach czuła się już lepiej, acz stwierdziła, że sytuacja jest dość kłopotliwa. I pełna problemów.
Pierwszym z nich był gołąb w pokoju czarownika. Jej gołąb, wzięty na zakładnika.
Drugim był Skel’kel w jej pokoju.
Trzecim zaś brama zamkowa pod pełną strażą i zamknięta na cztery spusty. Potężne i wysokie mury zamkowe były wyzwaniem, ale Eshte była pewna że zdoła się przez nie bezszelestnie i niezauważenie przedostać. Przejazd wozem jednakże w ogóle nie wchodził w rachubę. Zwłaszcza teraz, gdy jej możliwości kreowania iluzji nadal ograniczało skażenie, które Thaaaneekryyst jedynie częściowo usunął.

Przytłoczona ciężarem przeszkód na swej drodze, z westchnieniem przysiadła na schodkach swego wozu. Pochylona zanurzyła palce w swoich włosach, dokańczając rozplatanie ich z warkocza i zaprowadzając na swej głowie zwyczajowy artystyczny chaos. Nie musiała tutaj odgrywać niczyjej kochanicy, nie powinna się na to zgadzać od samego początku. Ależ była głupia. Strach przed kolejnym spotkaniem z Pierworodnym musiał całkiem przyćmić jej zdrowy rozsądek oraz szacunek do samej siebie. Nie potrafiła sobie w inny sposób wytłumaczyć powodu, dla którego szukałaby pomoc u Thaaneeekryyysta. Parszywiec. Łajdak. Wielkoduszny paniczyk.

Ależ była głupia! Podciągnęła kolana ku sobie i wsparła na nich czoło, chowając twarz wykrzywioną w grymasie. Czego właściwie się spodziewała? Że jakiś człowiek tak po prostu będzie chciał jej pomóc, bo zależy mu na jej dobrze? Ha! Durna, oj durna. Przez ten cały czas nie była w jego oczach zdolną kuglarką, ani zaradną elfką, ani materiałem do przyuczenia nowych, magicznych sztuczek, ani choćby kobietą godną pożądania. Dla niego była tylko jakąś.. nieogarniętą życiowo, zastraszoną dziewuszką, którą należy prowadzić za rączkę, bo inaczej się przewróci i będzie płakać. Drań.. drań! Nie po to tyle w życiu przeszła i osiągnęła, aby jakiś Ruchacz się nad nią łaskawie litował. Nie potrzebowała jego pomocy. Jeszcze mu pokaże i wtedy będzie musiał zmienić zdanie.

Dopiero teraz to sobie uświadomiła, ale.. do stajen nie docierała muzyka i cały ten gwar z przyjęcia. W ciszy słychać tylko było postukiwanie końskich kopyt, ale też w towarzystwie tylko śpiących gołębi i przeżuwającego coś Brida, elfka poczuła się nagle.. niesamowicie samotna. Głupie to było uczucie, tak samo jak i ona była głupia. Głupia!

Zerwała się na równe nogi. Właśnie czegoś takiego spodziewałby się po niej czarownik. Bezczynności i zagubienia! Musiała działać póki go zgubiła, chociaż domyślała się, że pewnie już i tak znalazł sobie jakąś paniunię na pociechę i zapomniał o Eshte. Tym lepiej dla niej. Szczególnie, że zamierzała wrócić do komnat, aby zabrać ze sobą gołębia i Skel'kela. Nie znała może drogi przez zamkowe korytarze, ale skoro szlachciurki potrafiły się wśród nich odnaleźć, to ona tym bardziej. A później.. później.. no, też coś wymyśli, żeby się stąd wydostać.
Poradzi sobie. Sama. Jak zawsze.

Tyle że nie było, aż tak łatwo… jak się okazało. Bowiem zamek był mrocznym labiryntem korytarzy, po których chodzili zakuci w zbroję wojownicy pilnujący bezpieczeństwa wszystkich oraz cicha niczym myszy służba. I kuglarka… niczym cień. Budziło to jej chichot. Akrobatyczne talenty i iluzjonistyczne sztuczki w postaci drobnych światełek pozwalało przekradać się bez problemu. Oczywiście nie musiała się posuwać do dyskrecji. Ale taki pokaz swego talentu poprawiał kuglarce humor. Do czasu…

Nieco frustrowała Eshte niemożność znalezienia swej komnaty i komnaty Tancrista, ale był to detal. Przemierzając po ciemku korytarze, dostrzegła strażnika migdalącego się z jakąś bezpruderyjną panienką w prowokacyjnych szatkach. On miętosił dłońmi jej pośladki, ona pieściła jej szyję i ucho ustami.
Nagle kuglarka zamarła. Bystre elfie oczka dostrzegły, że chutliwa blondynka nie całowała karku strażnika… wgryzała się w jego kark! A strażnik wcale nie pieścił dziewczyny, tylko desperacko próbował się od niej oderwać.

- Teraz… służysz mnie… -wysyczała blondynka do jego ucha, a ten wychrypiał cicho -Tak… moja pani.
I niespodziewanie odwróciła się w kierunku kryjącej się Eshtelëi, a ona rozpoznała ją.







To była śpiewaczka z sali głównej, delikatnej budowy i urody… pomijając obecnie widoczne wilcze oczy i długie kły.

-Zapach znamienia Pierworodnego… słodki… ofiara dla pana. Gdzie się kryjesz… turkaweczko?- zasyczała nieludzko, zaskakująco słodkim głosem. Nie widziała jeszcze Eshte, ale wyczuwała ją. I miała do pomocy rosłego strażnika.

Kuglarka musiała zacisnąć zęby na własnej pięści, aby nie wrzasnąć ze strachu.
P-P-P-P-Pierworodny?! Skąd? Jak? Dlaczego?! Przecież w żaden sposób nie odczuła jego obecności w zamku, a czarownik mówił.. mówił, że będzie w stanie dzięki jego własnej pieczęci! Oszukał ją? Te jego bazgroły były nic niewarte? Uh, musiał mieć nie lada rozrywkę, śmiejąc się w duchu z jej wiary w jakąś niewytłumaczalną moc byle farbek.
I skąd właściwie ta.. ta.. to coś o kobiecej sylwetce i dzikich oczach, wiedziało o znamieniu mieniącym się kolorami na szyi kuglarki? Czy to także była jedna z ofiar idealnego elfa? Czy to właśnie czekało Eshte, jeśli nie zdoła przed nim uciec? Chodzenie w skąpych ciuszkach, macanie się z mężczyznami i robienie sobie z nich niewolników?! Okropność! To z dwojga złego już naprawdę wolałaby zostać Panią von Thaaaneeekryyyst. I gdzie ten czarownik właściwie teraz był, kiedy akurat raz mógł się okazać przydatnym?!

Nie, nie. Głupia. Nie potrzebowała go wcześniej, nie potrzebowała i teraz. Jeśli w czymś była dobra, oprócz samego kuglarstwa, to.. uciekanie. Przed strażnikami, wściekłymi szlachcicami i kupcami, szalonym tłumem z pochodniami i widłami. Jakaś tam paniunia o przerośniętych zębach nie mogła być przecież wiele gorsza od nich, prawda?

Dobrze, że nie miała teraz czasu szukać odpowiedzi na te wszystkie pytania tłoczące się jej w głowie. Musiała działać szybko, zanim ta dwójka odkryje jej kryjówkę. Złożyła ze sobą obie dłonie, aby znów wykorzystać jedną ze swoich sztuczek. Niewinną i niepozorną. Maleńkie, lekko świecące kuleczki pojawiły się pod jej palcami, które po chwili rzuciła daleko w ciemności korytarza. Nie tylko tam znów zaczęły bawić swoimi kolorami, ale wybuchając wypełniły powietrze głośnymi trzaskami, dodatkowo odbijającymi się echem wśród grubych murów.

Kuleczki były małe, kolorowe i głośne. Nie tak głośne jakby kuglarka chciała. Niestety i w tej materii demoniczna skaza ją ograniczała. Wybuchy jednak zrobiły co do nich należało, odwróciły uwagę strażnika i blondynki od kryjówki Eshte i pozwoliły jej się bezszelestnie wymsknąć. A tak przynajmniej sądziła, dopóki nie usłyszała za sobą ciężkich kroków wojskowych butów i stukotu obcasów jasnowłosej panienki. Tylko na moment zerknęła za siebie, by przekonać się że ją ścigają.

- Wyczuwam cię -zasyczała złowieszczo blondynka tylko dodając skrzydeł uciekającej artystce. Tylko gdzie tu uciec? W panice skręcała raz w jeden, raz w drugi korytarz nie wiedząc już w ogóle gdzie jest w tym przeklętym zamku. Musiała się chyba oddalić od przyjęcia, bo i służby nie widziała, ni straży, ni odgłosy uczty już do niej nie docierały. Była sama, samiuteńka… nikt nie mógł jej pomóc!
A blondynka i jej sługus podążały za nią jak psy gończe!

Kolejny skręt na lewo i… wpadła prosto na Tancrist, wokół którego ramienia owinięty był niuchający powietrze Skel’kel. Czarownik użył pupilka do odnalezienia kuglarki.
-Tu jesteś.. gdzie ty się właściwie włóczysz i… wiesz, dobrze że w takich szatach, byle pijany wielmoża może cię zaciągnąć do łóżka. Tak często kończą artyści. Możesz się na mnie obrażać, ale nie powinnaś lekcewa…- no tak! Teraz mu się chciało udzielać jej lekcji! Nawet warczący Skel’kel którego łepek był skierowany prosto w miejsce z którego zaraz wybiegną się prześladowcy kuglarki, wiedział że to ni czas ni miejsce na takie pogadanki.

Krzywiąc się z bólu, elfka dłonią rozcierała swe czoło. Na co czarownikowi właściwie były te mięśnie i tak twardy tors?! Czy siłował się z każdym przywołanym demonem, że potrzebował takiej siły?!
Pierwszy odruch na jego widok był dla Eshte dość wstydliwy, dobrze zatem że zderzenie się z nim skutecznie wybiło jej to z głowy. Bowiem.. uh, ucieszyła się na widok Thaaaneeekryyysta. Miała wręcz ochotę rzucić mu się w ramiona, włącznie ze zwinnym zapleceniem nóg naokoło niego. No, to na pewno byłoby zaskoczenie dla całej trójki, włącznie z Skel'kelem. Ale to był ten drań, ten sam jaśniepański łaskawca co wcześniej. Na pewno poradziłaby sobie i bez jego nagłego pojawienia się, nie potrzebowała jeszcze więcej współczucia ze strony jakiegoś paniczyka wychowanego w luksusach.

Otworzyła usta, aby odwarknąć mu coś w odpowiedzi, ale dobiegający z niedaleka odgłos kroków skutecznie zamknął je z powrotem. Też wiedziała, że to nie był czas ni miejsce na kłótnie. Później, ale nie teraz.
-Cicho.. cicho siedź! Musimy stąd.. musimy.. uciekać! -wydyszała w przerażeniu i zmęczeniu swym szalonym biegiem. Bez dalszych wyjaśnień pochwyciła mężczyznę za rękę i ruszyła dalej biegiem, próbując go pociągnąć za sobą. I kto teraz ratował kogo?!

-Hej… hej! - krzyknął Tancrist na szczęście szeptem i na szczęście dawał się ciągnąć bez oporu kuglarce, mimo że nie dorównywała mu siłą. - Co się dzieje? Komu się naraziłaś? Przecież cię ostrzegałem, że pijani wielmoża mają zwykle trzeźwych i groźnych sługusów.

-Nikomu!
-syknęła w biegu Eshte, w myślach zaś dodając niewinne „tym razem”. Gdyby to jakieś tępe pachołki szlachciców ją goniły, albo choćby pomagierzy popadającej w histerie Paniuni, to sytuacja miałaby się o wiele inaczej. Byle osiłków zgubiłaby bez trudu w tym labiryncie korytarzy, oni nie potrafiłby jej.. wyczuć. I jeśli wtedy wpadłaby na czarownika, to tylko ze śmiechem zamiast ze strachem o swoją wolność.

-Ja tylko.. ah.. wracałam po Skel.. kela. I po drodze spotkałam jedną z tych.. hah..hah.. śpiewających laluń migdalącą się ze.. ze strażnikiem -opowiadała mu w skrócie, pomiędzy jednych oddechem a kolejnym. Kondycję miała nie najgorszą, co zawdzięczać tylko mogła wszystkim swoim treningom. Idealną do ucieczek, chociaż rozglądała się także w poszukiwaniu nowej kryjówki. Te drzwi? Tamte? Może jeszcze dalej?

-W szyję mu się wgryzła! Stał się.. on.. ah.. jeszcze bardziej tępy, jak jej niewolnik. Ale ona też mnie.. mnie.. wyczuć potrafiła! Przez ten mój tatuaż! -obrzydzenie i niechęć wyraźnie zabrzmiały w jej głosie. Czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy?! Przeklęte miasto! -Pierworodnego wspomniała. I o.. o ofierze dla swojego pana. To uciekłam.

- To jej nie uciekniemy. Wgryzła? Brzmi jak strzyga. Podejrzałaś ją podczas posiłku i opętywania ofiary.
- Tancrist nagle zatrzymał się wstrzymując dziewczynę.- Chce cię więc uciszyć, nic dziwnego że ściga. Ale ucieczka nic nie da. Musimy walczyć.
Przyciągnął kuglarkę do siebie mówiąc cicho.- Jaką broń masz przy sobie, jaką dobrze władasz?

-C.. co.. co?!
-prawie krzyknęła w zaskoczeniu kuglarka, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Czarownik musiał być już pijany po całym wieczorze na przyjęciu. Albo coś złego wydarzyło się w jego głowie, że takie pomysły przychodziły mu do głowy.
-Czemu ja mam walczyć?! Jesteśmy na zamku, czy nie macie tutaj rycerzy i zakonników odpowiedzialnych za ubijanie takich kreatur?! Albo czy Ty nie możesz zrobić jakiegoś swojego czary mary i sprawić, aby zniknęła?! -pytała, jednocześnie rozpaczliwie próbując się wyrwać z mocnego uchwytu tego szalonego człowieka -I co ona tu właściwie robi?! Skąd wie o Pierworodnym?! Może.. może to jakaś jego wcześniejsza ofiara?
Bliżej nieokreślony pisk przerażenia wydobył się z elfich usteczek. Nie tak sobie wyobrażała swoją przyszłość!

- Cicho!- szepnął Tancrist zakrywając jej usta.- Pomnij, że trzy były śpiewaczki na sali biesiadnej. Jeśli każda z nich była strzygą, to skąd wiesz ile straży już przekabaciły na swą stronę? Mamy szansę. Ta jest jedna i ma tylko jednego strażnika. I nie wie, że masz czarownika, który cię obroni. Tyle że mogę nie być zbyt… dobry. Trochę mi popisy przed tobą uszczupliły moc i pisanie znaków ochronnych też. Mogę sobie ze strzygą i jej pomagierem sam sobie nie poradzić. Musisz mięśniaka zająć nieco bojem co by mi ze strzygą nie przeszkadzał. Mamy przewagę, ona o mnie wie. Jestem twoim ukrytym w rękawie asem.
Po czym odsłaniając usta kuglarki dodał.- A co tu robi, to nie wiem. Nie jest tu z twego powodu. Strzygi to służki wampirów, a nie Pierworodnych. Niemniej ich pojawienie oznacza duże kłopoty dla nas wszystkich.

-Czy są na tym świecie jeszcze jakieś kreatury, których nie ma w Grauburgu i nie chcą dorwać mojej głowy?!
-jęknęła cierpiętniczo elfka. Dreptała niespokojnie w miejscu, w każdej chwili gotowa rzucić się do dalszej ucieczki, lecz jednocześnie spoglądała na czarownika.. z nadzieją. Nie taką naiwną, jak dama w opresji spoglądająca na swego rycerza w lśniącej zbroi. Ona oczekiwała, że to wszystko okaże się być po prostu żartem i zaraz pojawi się tutaj cały okrągły stół rycerzy gotowych do ubicia bestii. Jednak kiedy nic takiego się nie wydarzyło, Eshte tylko westchnęła ciężko.

-Sztylet. Sztyletem potrafię się posługiwać, powinnam mieć tutaj jakiś jeden.. -mówiąc to dłońmi zaczęła w poszukiwaniach oklepywać swój przylegający kubraczek, spodenki i różnokolorowe pończochy -Mogę też użyć sztuczek i pomocy Skel'kela. Lubi straszyć i robić idiotów ze strażników -nagle spojrzała ostro na Thaaneeekryyysta - A jeśli i Ciebie uwiedzie ta strzyga? Na przyjęciu nie mogłeś oderwać spojrzenia od tych damulek.

-Skel’kela ukryj raczej. Ten strażnik nie czuje strachu i fajkowego lisa po prostu zarąbie. Podaj mi więc swe sztylety, zaklnę je by stały się bardziej groźne.
- szeptał cicho czarownik, bo oboje już słyszeli kroki swych prześladowców. Uśmiechnął się przy tym zawadiacko. - A o strzygę się nie martw. To nie Pierworodny czy Wampir. Nie ma takiej mocy, by mnie spętać. Poradzimy sobie. Nie martw się. A potem pokażę ci potwory… których nie ma w Grauburgu.

Eshte przyglądała mu się podejrzliwie, zupełnie nie rozumiejąc co miał na myśli. I wcale nie podzielała tej radości czarownika tematem jakichś demonów, dwunożnych kozłów czy innych bestii jakich podobizny widziała w jego księdze. Doprawdy, jak na jej gust, to w tym mieście widziała już wystarczająco i jej noga już więcej w nim nie postanie. No, zaraz po tym jak tylko się stąd wydostanie.

Wyciągnęła pojedynczy sztylet zza pasa spodenek, po czym zręcznie obracając go w palcach podała Thaaaaneekryystowi. Denerwowała się, to na pewno. Jak już korzystała ze swoich sztyletów, to przeciwko cudzym sakwom albo byle bandziorom, nie strażnikom o zakutych łbach. I już z pewnością nie przeciwko strzygom. Drepcząc w miejscu zerknęła w kierunku, w którym zaledwie chwilę wcześniej zamierzała dalej uciekać. Burknęła cicho -Wcale mi się to nie podoba.

-Mi też nie. Nie lubię improwizacji- odparł nerwowo czarownik kładąc ostrze w dłoni i przecinając nim zarówno rękawiczkę, jak i własną skórę. Broń pokryła się krwią czarownika, gdy ten mamrotał jakieś słowa, z których jedynie jak Esthe zrozumiała to “klątwa krwi na to ostrze”. Krew zamiast rozlać się na powierzchni metalu wniknęła w niego, sprawiając że ostrze sztyletu kuglarki nabrało karminowej barwy. Byłoby śliczne, gdyby nie fakt, że elfka widziała jak powstawało.

- Generalnie powinnaś unikać kogoś, kto wykorzystuje własny ból i krew w czarowaniu.- wyjaśnił cicho Tancrist.- Ale… desperackie sytuacje wymagają, drastycznych zagrań… postaraj się wrazić sztylet głęboko w ciało przeciwnika, najlepiej w okolicy głowy lub serca.
I podał oręż kuglarce. W samą porę, bowiem strzyga wraz ze swym przemienionym sługą wpadła właśnie w korytarz zamkowy i zasyczała.- Coraz lepiej. Teraz dwójka do usunięcia.

Tancrist wymruczał coś pod nosem i wykonał kilka gestów dłonią, jakby pociągał nią na raz za kilka sznurków, które sprawiły że z cieni korytarza wystrzeliły długie kolce. Dwa z nich wbiły się w strażnika, jeden przeszywając jego udo, drugi w bok przez szczelinę w napierśniku. Pozostałe chybiły albo otarły się jedynie o pancerz. Strzyga zwinnie uniknęła sztuczki czarownika i ruszyła na czterech kończyna wspinając się po ścianie jak jaszczurka i biegnąc w kierunku swych dwóch ofiar.

-Tandetne sztuczki mnie powstrzymają, trzeciorzędny kuglarzu.- zakpiła blondynka szyderczo zmierzając błyskawicznie do celu. Strażnik czynił podobnie, nie przejmując się bólem i ranami, choć wyraźnie kulał.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem