Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2016, 13:03   #64
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Co on zrobił? Elfka przyglądając się swojemu zmienionemu sztyletowi nie potrafiła zrozumieć, jaką magią Thaaaneeekryyyyst przemienił jej ostrze i czego mogła się po nim spodziewać. Szkarłat ślicznie błyszczał, ale kiedy minął pierwszy zachwyt jego widokiem, pozostał tylko jakiś niezrozumiały.. niepokój. Wcale nie miała zamiaru go teraz używać, a już w szczególności wbijać w ciało strażnika! Nigdy nikogo nie zabiła, ani nawet nie zraniła jakoś bardzo dotkliwie. Zawsze polegała tylko na przestraszeniu przeciwnika swoimi sztuczkami lub po prostu ucieczce. Na pewno dotąd nie musiała ratować się wbijaniem ostrza pomiędzy pancerz strażnika!

Byłaby się tak zamartwiała i w końcu pewnie popadła w panikę, gdyby z pomocą nie pojawiła się.. strzyga właśnie. Swoimi słowami sprawiła, że duma przesłoniła Eshte wszelkie niepokoje.
-Kuglarzu?! To miała być obelga, Ty wywłoko?! -warknęła bojowo, rozmyślnie jednak cały czas stojąc za plecami czarownika. Nawet popchnęła go lekko w stronę tej przebrzydłej kreatury, radośnie przy tym go zagrzewając do walki swoimi okrzykami -No dawaj, czarusiu! Pokaż tej żółtozębnej harpii gdzie jej miejsce!

- Jestem zbyt osłabiony i wyczerpany… żeby pokazać jej sam. Za dużo dzisiaj używałem magii na tobie.
- przypomniał jej czarownik gniewnym tonem głosu… a może przestraszonym?
Niemniej stojąc pomiędzy nimi, a kuglarką rzeczywiście osłaniał Eshte i owijającego się wokół jej ramienia Skel’kela przed obydwojgiem napastników. Zwinna strzyga już szykowała się do skoku na Tancrista, gdy ten wymachem ręki rozsiał kropelki swojej krwi słowami sięgając po magię i zmieniając kropelki krwi w olbrzymią krwawą kierunkową eksplozję.







Która uderzyła całym swym impetem w skaczącą w ich kierunku potworzycę, odrzucając ją z powrotem na ścianę z której zeskakiwała i niszcząc jej nieskazitelną skórę paskudnie wyglądającymi oparzeniami, jakoby od jakiegoś kwasu. Blondynka ryknęła z bólu i wściekłości. A czarownik uśmiechnął się blado dysząc ciężko. Nie zauważył zajęty wampirzycą, że osiłek kulejąc docierał do niego z wyciągniętym ciężkim mieczem w dłoni, gotów pozbawić życia obrońcę kuglarki, nawet za cenę własnej śmierci. Bo rana w jego boku mocno krwawiła.

Uszy elfce oklapły, a w przypadku tak długich i spiczastych uszu, było to mocno widoczne. Nie tyle spłoszyły ją słowa Thaaneeekryyysta, co.. ton jego głosu. Bo jeśli ten łajdak czuł się tak niepewnie stając przeciwko strzydze i jej pachołkowi, to jakie szanse przeciwko nim miała biedna Eshte dotknięta klątwą demona? Znów kusiło, aby zostawić mężczyznę na pastwę tego potwora, a samej wykorzystać okazję do ucieczki. Daleko.
Ale wstrzymała się w miejscu. Nie to, żeby dbała o bezpieczeństwo Ruchacza, lecz jeśli miał przestać widzieć w niej tylko godną pożałowania, bezbronną dziewczynką, to teraz była idealna okazja do zmiany jego zdania. Pomimo tego, że jej spocone palce ślizgały się na rękojeści sztyletu. Tymczasowo więc schowała go z powrotem za pas spodenek, po czym z pomocą zębów szybko ściągnęła z dłoni rękawiczki. Desperackie sytuacje wymagają drastycznych zagrań, tak? Potarła o siebie dłońmi, a kiedy je znów rozłożyła, to na obu znajdował się delikatny pyłek o złotym migotaniu. Niczym ziarenka piasku pustyni skąpanej w słońcu, w zamiarze mające oślepiać oczy przeciwnika równie mocno jak ono. Wychyliła się potem nagle zza czarownika, aby silnym dmuchnięciem posłać swoją sztuczkę w kierunku nadciągającego strażnika.

Dmuchnięty w kierunku strażnika słoneczny pyłek, który rozbłysł gwałtownie wokół niego w postaci dziesiątek światełek. Niezbyt mocno. Gdy kuglarka chciała osiągnąć potężny blask poczuła jak jej ciało płonie od bólu. Nieprzyjemne wrażenie przypominające jej, że skaza demona nadal tkwi w jej ciele. Niemniej światełka okazały się doskonałym odwróceniem uwagi, bo strażnik uznał że stanowią zagrożenie.

To wystarczyło. Zdobyła kilkanaście sekund dla Tancrista… wystarczająco dużo by kilkoma słowami sprawił, iż kryształowy zakrzywiony róg wyrósł po wewnętrznej stronie jego dłoni.
To wystarczyło, by czarownik wbił ten róg w brzuch strażnika przebijając jego napierśnik. Ruchacz nie miał skrupułów. Nie miał też jednak oczu dookoła głowy, więc nic dziwnego, że nie zauważył jak poparzona strzyga rzuciła się na niego. Odbiła się z dużą siłą od ściany i skoczyła na czarownika powalając go na podłogę i próbując wgryźć mu się w szyję swoimi kiełkami.

Strażnik zraniony śmiertelnie przez czarownika wydawał się już konać z upływu krwi. Ale czy to było pocieszające dla kuglarki? W niewielkim stopniu. Wszak strzyga właśnie próbowała zagryźć Ruchacza, by zmienić go w swojego sługę. Kolejny wredny babsztyl, który się dobierał do JEJ czarownika!

Eshte wyklinała pod nosem wszystko na czym ten świat stał, nie pomijając także i jakichś tam istot wyższych, które zapewne przyglądały się wszystkiemu i miały przy tym nie lada rozrywkę.
Bolało ją, no bolało. Jak gdyby niewinna sztuczka wykorzystana przeciwko strażnikowi, po tysiąckroć mocniej wybuchła w niej samej, słonecznym ogniem spalając ją od środka. W innej sytuacji padłaby na ziemię i skuliła się cała w agonii, ale teraz nie miała czasu na takiego słabości. Później. Uh, wiele już jej się nazbierało na to całe „później”.

Minął wprawdzie pierwszy szok i największe cierpienie przeszywające jej ciało, lecz nadal jeszcze czuła jego wspomnienie pod swoją skórą. Na pewno nie miała go zapomnieć zbyt szybko. Albo wręcz przeciwnie, mogła bardzo szybko, jeśli strzyga skończy swoją zabawę z czarownikiem i zwróci się ku szyi elfki. Niedoczekanie! Ale znów nie wiedziała co zrobić, jak sobie poradzić z tą potworą i uratować Thaaneeekryysta. Tak, uratować. Ona jego, a nie na odwrót. A skoro nie wiedziała, to musiała improwizować.

Rzuciła się w stronę czarownika, i tak jak damulka skoczyła na niego, tak samo Eshte.. no, wskoczyła na nią. Wyglądało to jak scenka z jednego z tych rubasznych przedstawień wystawianych ku uciesze prostej publiczności zajadającej się kapustą. Mężczyzna leżący na ziemi, a na nim dwie kobietki, no pewny wybuch śmiechu. Tyle, że tutaj nikomu nie było do śmiechu, a chyba najmniej kuglarce. Zacisnęła kurczowo palce w jasnych włosach strzygi, aby gwałtownie szarpnąć za nie w próbie odciągnięcia jej od szyi Thaaaneekryyysta.
-Zostaw go, Ty poczwaro! -warczała przy tym wściekle.

Tyle że strzyga nie była namolną babą. Była potworem o olbrzymiej zwinności. I równie dużej sile.
Eshte co prawda udało się odciągnąć głowę strzygi, ale ta strząsnęła z siebie namolną kuglarkę, niczym pchełkę. To jednak wystarczyło. Czarownik coś wymamrotał pod nosem i promień światła niczym włócznia przeszył klatkę piersiową strzygi i jej serce.
Bestia zawyła z bólu, zacharczała, a potem osunęła się martwa.
-Dobra… robota - wydyszał Tancrist leżąc pod zwłokami martwej strzygi. Zwłokami gwałtownie starzejącymi się.

Elfka poderwała się na nogi, gotowa odpłacić pięknym za nadobne tej bezczelnej poczwarze. Zbliżyła się więc do dwójki leżących, po czym kopniakiem nieznającym litości dla martwej strzygi, zrzuciła jej nieruchome ciało z czarownika i posłała na bok. Oh, słodka satysfakcja.

-Ha! Już nie jesteś taka piękna, co? Turkaweczko? -syknęła triumfalnie, dodając do swych słów jeszcze wulgarny gest wykonany dłonią w kierunku truchła. No, to powinno nauczyć te wszystkie paniunie, aby nawet paluszkiem nie ośmieliły więcej się tknąć Eshte. Thaaneekryyystowi zaś powinno wybić z głowy te wszystkie myśli o godnej pożałowania, bezbronnej elfce!
Bo i nagle gdzieś zniknęła ta cała przestraszona, uciekająca kuglarka, jak gdyby w ogóle jej tutaj nie było. Ani w obecnej pozie Eshte, pełnej pewności siebie, ani tym bardziej w uśmiechu, z jakim pochyliła się nad szlachcicem. Uśmiechu, w którym wyszczerzyła się do niego krnąbrnie, mówiąc -Uratowałam Cię. Ja. Ciebie. Dwa razy.

-Nie powiedziałbym, żebyś była w tym zbyt dobra w tym ratowaniu. Jestem cały we krwi i w kiepskim stanie.
- jęknął Tancrist z trudem wstając i trzymając się lewą dłonią za krwawiący bok. Widać strzyga go poharatała przed śmiercią. Był zresztą bardzo blady i dość osłabiony.- A kiedy uratowałaś mnie po raz pierwszy? Bo z tego co pamiętam, to pod wieżą to ja ratowałem ciebie dwa razy… przy czym raz narażając życie.

Eshte, zadziwiająco w zrozumieniu i bardzo cierpliwie, wysłuchiwała gderania mężczyzny. Nie było ono wszak ani niczym nowym, ani tym bardziej szczerym, o czym oboje wiedzieli. Albo przynajmniej elfka. Bowiem w jej mniemaniu, próbował on tym sposobem ukryć swą prawdziwą wdzięczność wobec niej, ot co. Cóż, legendarna męska duma. Słyszała, że ciężko się przebić przez taki mur, a w przypadku szlachcica i czarownika jeszcze bardziej. Musiała jej teraz wystarczyć sama świadomość, że Ruchacz zawdzięczał swe życie byle kuglarce. I to dwa razy!

Nie podobało jej się za to, co ślina próbowała jej nanieść na język na widok stanu w jakim się znajdował. Najchętniej przełknęłaby te słowa, albo wypluła razem z ową śliną na zamkowy korytarz. Przecież i tak powinna już być dawno być z powrotem w swym wozie poszukując sposobu na ucieczkę poza mury, a jednak.. a jednak nadal stała tutaj. Wykrzywiając usteczka, jak gdyby zjadła coś kwaśnego, pochwyciła z ziemi swe rękawiczki. Naciągając je z powrotem na dłonie, zapytała od niechcenia -Przeżyjesz?

-Może…
- mruknął Tancrist spoglądając na swoje zakrwawione rękawiczki i równie zakrwawiony bok.- Może przeżyję. Potrzebuję jednak dotrzeć do swej komnaty. Mam tam mikstury i… świeże szaty. No i… kryształy magiczne. Ta strzyga nie występowała sama. Boję się zgadywać co planują jej siostry.

Nie pocieszył elfki, ale przecież.. to nie tak, że ona potrzebowała jakiejś pociechy ze strony tego kłamcy i łajdaka! Wcale nie interesowało jej jego dobro, zapytała tylko tak.. kurtuazyjnie, o. Jednak myśl, że miałby nagle tutaj zemrzeć i zostawić ją samą przeciwko pozostałym strzygom oraz zamkowi pełnemu ich sług, sprawiło, że Eshte nagle odnalazła w sobie troskę dla niego. Wprawdzie troskę kierowaną własnym przeżyciem, ale i tyle wystarczyło.

-A ja nie chcę tutaj być, jak pojawią się inni strażnicy i zaczną zadawać niewygodne pytania -wzruszyła ramionami, po tym jak rozejrzała się po korytarzu. Krew rozpryśnięta na ziemi i ścianach, dwa truchła z czego jedno w tutejszych barwach. Nawet gdyby dla odmiany kuglarka mówiła prawdę, to i tak nikt by jej nie uwierzył. Ona sama nie wierzyłaby sobie.

Zbliżyła się do czarownika, ku swemu własnemu zdziwieniu i wewnętrznej niechęci, ale na widok jego szat mokrych od krwi tylko się skrzywiła. Obeszła go naokoło i stanęła z jego drugiego boku, aby w razie potrzeby mógł się na niej wesprzeć. Ani myślała mówić wprost, że mu pomoże. Tak naprawdę to spojrzała tylko na niego ostro i mruknęła cicho, z groźbą w głosie -Chodźmy. I nawet nic nie mów, tylko prowadź dokąd.

- Musimy udać się do moich komnat. A potem… muszę spotkać się z ojcem
.- ostatnio słowo czarownik wypowiedział z wyraźną niechęcią. Jakby wizja spotkania z rodziną niespecjalnie go cieszyła.
Ruszył do przodu, asekurowany przez elfkę mrucząc przy okazji.- A czemu to właściwie tak nagle uciekłaś z sali?

Eshte wywróciła oczami. Nie miała się czemu dziwić, czarownik nie sprawiał wrażenia, jakby znał pojęcie i naturę ciszy. Zresztą, tak jak i ona. Ale spodziewała się, że prędzej będzie on znów złośliwie próbował doszukiwać się w jej pomocy wielce gorących uczuć wobec niego. I cóż to byłyby za bzdury! Ale przynajmniej teraz to on był godny pożałowania i współczucia -zmęczony, zakrwawiony, w porozdzieranych szatach niepamiętających już swej niedawnej świetności. Elfka za to, choć nieco uginała się pod ciężarem zranionego mężczyzny, już całkiem zapomniała o swym przerażeniu. Nadal chciała się wydostać z zamku, ale przynajmniej już nie goniła jej żadna paniunia.

-Dopiero co ubiliśmy tamtą poczwarę, jest ich jeszcze więcej wśród bawiących się szlachciurków, a Ty teraz chcesz rozmawiać akurat o tym? -odparła niekulturalnie, bo przecież pytaniem na zadane sobie pytanie -A może tak wygląda każdy zwyczajny dzień na zamku, co? Wino, tańce i krwiożercze bestie?

-Dzieciństwo moje tak wyglądało.
- stwierdził cicho czarownik z lekkim uśmiechem, gdy bocznym korytarzami docierali do jego komnaty.- Nie wiem co zapędziło cię w te strony, ale Północ roi się od śladów Dzikiego Gonu, a co za tym idzie, niebezpieczeństw. Ale ty z kolei sama wydajesz mi się wyciągnięta z innej bajki. Kuglarka o olbrzymim potencjale i brakiem wiedzy by go wykorzystać. Jeżdżąca samotnie, nie potrafiąca walczyć. Po prostu słodka przekąska dla jakiejś bestii czy potwora w ludzkiej skórze. Aż dziw, że tak długo wytrwałaś sama.

-Radziłam sobie wręcz wy-bor-nie do czasu, aż Ty się napatoczyłeś na mojej drodze. Wtedy nagle każdy demon w okolicy postanowił się mną zainteresować. To Twoja wina. Wszystko znowu będzie dobrze, jak tylko odjadę daleko od Ciebie i tego przeklętego miasta
– syknięcie, jakie wydobyło się z usteczek Eshte, było aż ciężkie od wyrzutów. Musiała zostać jakoś naznaczona w oczach wszystkich okolicznych potworów, nie było innego wyjaśnienia. Naznaczona, bo miała nieszczęście krótko podróżować z tym Ruchaczem i w jego towarzystwie przekroczyć bramy Grauburga. Gdyby nigdy go nie poznała, to pewnie nadal mogłaby korzystać z całej swej magii, o Pierworodnych słyszałaby tylko w pogłosach, a jej ciało pokrywałyby tylko własne tatuaże, te malowane tuszem.

Dotarli do jego komnaty, gdzie Tancrist zbliżył się do zgromadzonych na stole butli i fiolek. Sięgnął po jedną z nich i wychylił duszkiem. Nie smakowała za dobrze, bo skrzywił się po wypiciu ej zawartości. A potem zsunął się na ziemię zwijając z bólu.

Kuglarka nie zdążyła w porę zareagować, aby powstrzymać Skel'kela. Przez całą drogę owinięty spokojnie wokół jej szyi, teraz ożywił się nagle i nim zdążyła go z powrotem złapać, pognał zwinnie ku wyraźnie cierpiącemu mężczyźnie. To języczkiem, to noskiem lisek troskliwie muskał jego policzek, kiedy elfka tylko stała nieruchomo, jak zaklęta w kamień. Bo i cóż innego miała zrobić? Rzucić mu się na ratunek, choć co dopiero z własnej woli przyprowadziła go krwawiącego do komnaty? Przecież od samego początku nie chciała pomagać temu draniowi. Łajdakowi. Chędożonemu łaskawcy! Gdyby nie strzygi kryjące się po zamku, to odwróciłaby się teraz na pięcie i wyszła. Prawda? Zaraz, czemu miała jeszcze wątpliwości?

Wyrwała się z pierwszego osłupienia, po czym zbliżyła się do skulonego Thaaaneeekryyysta. Dziwnie było go widzieć w takim stanie, tak drastycznie odmiennym od jego zwyczajowej pewności siebie podkreślonej ironią.
-Mmmm... to powinno tak.. działać? -zapytała, nie do końca oczekując odpowiedzi. Nachylała się nad czarownikiem ostrożnie, z dystansem. W obawie, że to co mu dolega mogłoby się rzucić i na nią.

- Niestety… tak. Zakłaaadam..- mówił z trudem czarownik pocąc się jak szczur.- .. że… nie chcesz, sprób... sprób... spróbować?
Wstał blady i zmęczony, ale po ranach na jego ciele nie było widać śladu.
-Mogłabyś nalać wody do tamtej miski z dzbana stojącego obok?- zapytał Tancrist rozdziewając z się z zakrwawionych szat. A kuglarka przez chwilę stała zbaraniała na ten widok. Wszak od dawna żaden mężczyzna się przy niej rozbierał. Ba, jakoś nie tęskniła do takich widoków.

A teraz spojrzenie kuglarki wędrowało plecach czarownika i jego ramionach. Pokrytych magicznymi tatuażami. Całe ciało Tancrista było pokryte wzorem podobnym temu noszonemu przez Eshte na karku. Całe, dość muskularne i miłe oku ciało. Mimo gustowania w luźnych szatach przypominających suknie, był on z postury bardziej muskularny niż by się można tego było spodziewać. Nic dziwnego że wydawał się jej taki silny. Był taki. Oczka elfki podążały za liniami tatuażu po ciele czarownika, kuszonej by placami przesunąć po owych liniach. Czemu służył ten tatuaż, czemu zajmował niemal całe, oprócz głowy, ciało? I jak wyglądał pod spodniami, bo tych czarownik nie zdjął.

-Co z tą wodą?- zapytał mężczyzna wyrywając ją z zamyślenia.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem