Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2016, 13:18   #65
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kuglarka zamrugała gwałtownie, dzięki słowom mężczyzny przebudzając się z tego przedziwnego stanu, w którym mogła myśleć tylko o tatuażach wijących się po jego umięśnionym ciele. A co najgorsze, także bezwiednie próbując sobie je wyobrazić tam, gdzie teraz nie mogła dotrzeć swym spojrzeniem.

-Ah, woda. Tak – mruknęła rozkojarzona, ale szczęśliwa z tego powrotu do rzeczywistości. Czuła ze wstydem, jak płoną jej policzki i końcówki uszu, pewnie teraz aż ogniście czerwone. Głupie jakieś! Dobrze przynajmniej, że chyba Thaaaneeekryyst tego nie zauważył, ileż miałby wtedy powodów do drażnienia się z elfką, a jakże połechtałaby jego dumę. Tak w ogóle, to mógłby ją najpierw ostrzec zanim zaczął się rozbierać! Bo może ona wcale nie chciała tego oglądać! Nie miał za grosz przyzwoitości, ot co!
Na dziwnie miękkich nogach zbliżyła się do stolika i pochwyciła za dzban z wodą. Chociaż bardzo się starała ignorować tę jego częściową nagość, to napełniając misę co chwilę wbrew sobie zezowała w kierunku jego pleców. Najchętniej sama oblałaby się tą wodą dla ochłody.

-Cooo.. co to było? To co wypiłeś? -zapytała, próbując swe myśli skierować ku bezpieczniejszym ścieżkom.

-Dekokt z górskich ziół. Życiostrzęp czarnoksiężników. Świństwo, ale kanalizuje magię w celu uleczenia ciała.-wyjaśniła czarownik i chwyciwszy dłoń kuglarki przycisnął ją do swego boku.- Widzisz? Ani śladu po ranie.

Widziała, a bardziej… czuła pod palcami ciepłą i miękką skórę, a pod nią twarde mięśnie poruszające się wraz jego oddechem. Czuła i oddychała wraz z nim tym samym rytmem, ale z sercem bijącym znacznie szybciej. Zrobiło się tak jakoś... intymnie. Mimo, że nawet się nie całowali!

Miała wrażenie że spłonie od wstydu i dziwnej ekscytacji. Nagle przypomniał się jej ten pocałunek, który ją upoił bardziej niż wino, które wypiła. Stanowczo za długo przebywała w towarzystwie Arissy , a potem Tancrista! Dziwne myśli, tak do niej niepodobne roiły się w jej głowie niczym stado natrętnych ćwierkających wróbli. Myśli dotyczące spraw, które wszak artystka zwykle ignorowała.

-Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś gorączkowała?- zapytał troskliwie Ruchacz, tak jakby mu na niej zależało.

O dupa blada..” -Eshte bezwiednie powtórzyła w głowie tą samą myśl, jaka w pierwszej chwili nawiedziła ją na widok Pierworodnego. A przecież czarownik nie był tak idealny jak tamten, ani tak piękny, jego głos nie przypominał cudownego śpiewu, nie roztaczał wokół siebie tej kuszącej i lepkiej aury, dzięki której nawet elfka chciała być dla niego najważniejsza i najlepsza. Nie, nie. Ten tutaj na pewno nie miał w sobie takiej straszliwej mocy, choć zaczynała go podejrzewać o użycie tego pyłku wróżek. To wyjaśniałoby wszystko. I nagłe „gorączkowanie”, i niespotykane w jej przypadku zaniemówienie, i pragnienie przesunięcia dłoni, aby poczuć pod palcami więcej z tych twardych mięśnie i odkryć jakie w dotyku są jego tatuaże. Czy zimne, tak jak i ten błękit, którym pobłyskują? Czy stają się ciepłe, kiedy on używa magii i zaczynają całe lśnić? Musiała tu się ukrywać jakaś paskudna sztuczka, inaczej kuglarka nigdy nie zadawałaby sobie takich pytań!

-Noo... to był.. długi.. dłuuuugi i męczący dzień. Mogę być zmęczona, nie? -odparła po wymyśleniu odpowiedniego wytłumaczenia, które nie wydawało się być podejrzane. Wbrew swym wewnętrznym chęciom, wyszarpnęła dłoń z uścisku Thaaaaneeekryyyysta, dodając kąśliwie -Widzę, widzę. Magia jakaś. Ale nie pozwalaj sobie, co?
Ze stuknięciem odstawiła dzban na stolik. Następnie ostentacyjnie odwracając wzrok, przesunęła misę w stronę czarownika ze słowami -Masz wodę, przemyj się i ubierz. Wcale nie mam ochoty Cię oglądać nago.

-Nago?
- zdziwił się zaskoczony Tancirst i dodał spokojnym głosem.- Nie jestem nago… mam jeszcze sporo na sobie ubrania. A ty…- przesunął spojrzeniem po kuglarce i zabrał się za obmywanie ciała i doni z krwi.- Odlej sobie nieco dekoktu, który piłem z tamtej butli. Może ci się przydać, jeśli będziesz w niebezpieczeństwie.

Pył wróżek, to było właściwe wytłumaczenie. Tak, to na pewno pył. Pewne jako składnik tego trunku co go czarownik popijał. Straszliwa rzecz… ale przynajmniej nie zmieniła Eshte w bełkoczącą idiotkę, jak to uczynił urok Pierworodnego.

-Właściwie… to czemu nie użyłaś sztyletu?- zapytał nagle Tancrist wyrywając kuglarkę z kolejnego zamyślenia.

-No, nie było takiej potrzeby, prawda? -elfka wzruszyła obojętnie ramionami. Teraz, kiedy mogła się w końcu oddalić od czarownika i jego niezwykle muskularnego ciała, z powrotem odkryła w swej krtani ten głos, o którego zadrżenie nie musiała się obawiać - Nie umiem walczyć, aby zabić. Jestem artystką, a nie jakąś zabójczynią.

Sposób w jaki wypowiedziała ostatnie zdanie nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że Thaaneeekryyyst prawie uraził ją swoją niewypowiedzianą sugestią. Kuglarka była dumna ze swojej artystycznej profesji. Tak bardzo, że stawiała ją ponad wszystkimi innymi – karczmarzami, zabójcami, magami, nawet najwyższymi kapłanami. Zatem zabijanie kogoś, nawet jeśli ten ktoś był przebrzydłą strzygą, nie leżało w jej zainteresowaniach.

Z całej siły starając się ignorować mężczyznę, którego skóra umięśnionego torsu i pleców lśniła od spływających po niej strużek wody ( raz zapatrzyła się nieuważnie na wędrówkę jednej z nich, brrr ), Eshte chwyciła w dłoń buteleczkę. Zakołysała nią lekko w powietrzu, przyglądając się paskudztwu wewnątrz. Nie była osobą próżną, a przynajmniej nie w kwestii swojego wyglądu. Nie potrzebowała być idealna. Ale jeśli miałaby marzenie, aby zmienić cokolwiek w sobie, to te blizny szpecące jej ciało. Gdyby tylko.. wtedy, tak dawno temu, miała ze sobą fiolkę takiego eliksiru czarowników, to teraz po poparzeniach pewnie nie byłoby już śladu. Nie mogłyby już swoim istnieniem przypominać o nocy pełnej ognia, cierpienia i strachu.

-A to działa tylko na świeże rany? -zapytała ciekawsko, a nie czekając na odpowiedź, czy pozwolenie, odkorkowała buteleczkę. Zamoczyła opuszkę małego palca w cieczy, po czym niepozorną kropelką dotknęła swego języka.
Smakowało gorzko i pachniało intensywnie. Nieprzyjemnie. Nie była to mikstura, którą pije się z przyjemności.

- Tak tylko na świeże. Czemu pytasz?- słyszała tylko chlupot wody w misce bojąc się odwrócić i zerknąć na niego. Ostatnie czego potrzebowała, to przyłapania się na gapieniu na niego.
-Zabójczynią nigdy nie będziesz. Daleko ci do tego… i mnie też. Zabijanie w obronie życia czyjegoś czy własnego nie czyni zabójcą. Gdyby twoje było zagrożone, nie wahałbym się przed użyciem sztyletu. I ty nie powinnaś. Owszem… niechęć do odbierania życia to szlachetne uczucie, ale nie dziś. Stwory z którymi może przyjść ci walczyć wykorzystają twoje zawahanie przeciwko tobie.-odparł dość poważnym i troskliwym tonem Tancrist. Po czym spytał zaciekawiony.- Czyli masz jakieś rany które ci dokuczają? Ta mikstura nie pomoże, ale może mam inne…

-Trochę blizn..
-mruknęła od niechcenia Eshte, nie chcąc się wdawać w szczegóły. A prawdą było, że „trochę” było o wiele zbyt słabym słowem na określenie tych splotów szpecących skórę jej ramienia, ręki i boku -Powstały z rąk ludzkich, a nie szponów czy kłów potworów. I żadna ilość zaklętych sztyletów nie uratowałaby mnie przed nimi.

Przelewając część cieczy do innej, pustej buteleczki, elfka mogła myśleć tylko o kolejnej fali gorąca nawiedzającej jej ciało. Niby czemu Thaaneeekryyyst powiedział, że obroniłby ją przed zagrożeniem? Przecież tak naprawdę w ogóle jej nie znał, nie miał najmniejszych powodów do troski o jej bezpieczeństwo, a mimo to wypowiadał te słowa z takim przekonaniem. Pewno chciał tym sposobem sprawić, że zapomni ona o jego bzdurnym gadaniu o litości i współczuciu. Niedoczekanie.

Zakorkowała buteleczkę, ale na tym nie zakończyło się jej zainteresowanie pozostałymi eliksirami. Pochylając się nad nimi muskała palcami i przechylała coraz to kolejne flakony, ciesząc oczy ich różnorodnymi barwami. W pewnym momencie nawet uśmiechnęła się krzywo -Ale te wszystkie Twoje mikstury wiele wyjaśniają. Pewnie codziennie sobie którąś popijasz, aby stworzyła Ci te mięśnie, co? Bo i jak inaczej siedzący w księgach czarownik miałby mieć ciało, jakiego nie powstydziłby się niejeden rycerzyk?

-Moje rodzinne strony w całości zostały pochłonięte przez Dziki Gon panieneczko. To nie są zbyt bezpieczne miejsca i wymagają nie tylko wiedzy, ale i siły fizycznej oraz wytrzymałości. Stąd moje mięśnie.
- wyjaśnił Tancrist pusząc się wyraźnie.- Możesz sama sprawdzić ich autentyczność dotykiem. Nie są wytworem żadnej magii… tylko się pośpiesz z tym sprawdzaniem albowiem czas mi się ubierać. A co do sztyletu… klątwa na nim potrwa pięć dni, pięć godzin i pięć uderzeń serca. Potem sztylet znów będzie zwyczajnym kawałkiem metalu

- Ani myślę Ciebie dotykać i sprawiać Ci tym przyjemności! -parsknęła elfka, choć zadziwiająco nie była aż tak niechętna jego propozycji niżby chciała. Po prawdzie, to aż czuła jak świerzbią ją paluszki do przysunięcia nimi pomiędzy łopatkami mężczyzny, albo.. albo po jego twardym brzuchu..
Ah! Co za obrzydliwość! Potrząsnęła mocno głową, aby wybić sobie z głowy takie pragnienia. Niech przeklęty będzie ten rozpustnik i wszystkie wróżki z ich pyłkiem! Wywaliła język do pleców tego łotra i łajdaka. Potem zręcznie podrzuciła w dłoni buteleczkę i schowała ją w jednej z licznych kieszeni swojego kuglarskiego stroju.

-Tak w ogóle, to już dawno powinnam być w swoim wozie, a nie zabawiać się w elfkę, strzygę i czarownika w korytarzach zamku – mruknęła poruszając się i wyciągając rękę w kierunku Skel'kela, aby mógł wrócić do roli cieplutkiego, futrzanego szala otulającego jej szyję. Co też fajkowy lisek zrobił bez większych oporów.

-Jesteś pewna, że chciałabyś być teraz w wozie… sama? Po prawdzie wolałbym cię nie brać na spotkanie rodzinne i zostawić tutaj zamkniętą…- mruknął bardziej do siebie niż do niej Ruchacz, ubierając się w nowe szaty.- Ale boję się cię zostawić tu samą. Kto wie jak bardzo byś narozrabiała w tym czasie. Albo niechciani goście.

Eshte przystanęła w pół kroku prowadzącego ją ku wyjściu z komnaty.
-Znowu się nade mną litujesz? -zapytała tonem aż złowieszczym w swym spokoju. W końcu nie była osobą, dla której spokój i cierpliwość były naturalnymi stanami charakteru. Raczej impulsywność, beztroska oraz brak poszanowania dla etykiety czy wymyślnych hierarchii, według których zajmowała podobno dość niski szczebel. Bzdury.

Odwróciła się w miejscu, a następnie palcem wycelowała oskarżycielsko w Ruchacza. Jakże dobrze, że zaczął już się ubierać, bo inaczej ciężko byłoby jej zachować powagę z zaczerwienionymi policzkami i uszami. Tymczasem spoglądała na niego ponuro, mówiąc z kpiną -Ojejku, biedna kuglareczka jest taka nieudolna, tak? Nie poradzi sobie, jeśli Wielki Czarownik nie będzie jej ciągle trzymał za rączkę, tak?

-Zapominasz moja droga, że po zamku grasują jeszcze dwa podstępne potwory podobne temu, który omal mnie nie zabił.
-przypomniał Tancrist spokojnym głosem kończąc ubieranie.- Rycerze mogą ginąć w tej chwili, a oni wszak są bardziej przygotowani na takie sytuacje od biednej kuglareczki. Niemniej jeśli tak bardzo ufasz w swe siły to… zostaniesz tutaj, za zaryglowanymi drzwiami i nie otworzysz nikomu, na kogo twój lisek będzie warczał. Czy zgadzasz się na to?

Eshte zawahała się. No tak, oczywiście że nie mógł zareagować tak, jakby ona sobie tego życzyła. Powinien teraz kajać się przed nią na kolanach, zapewniać o tym, że nigdy wcześniej nie spotkał tak utalentowanej kuglarki. Nie, tak utalentowanej elfki. Nie! Żadnej innej tak utalentowanej istoty! I tak, wtedy czułaby się usatysfakcjonowana. Ale on zdawał się wcale nie zauważać swojego błędu, ani tego co od niego wymagała. Niczym rozmowa z jedną z tutejszych kamiennych ścian, doprawdy.
Przestała w niego celować palcem, i teraz gniewnie zaplotła obie ręce na piersi.

-O nie, nie, nie. Nie zamkniesz mnie tutaj. Nie mam zamiaru spędzić reszty życia w Twojej komnacie, jeśli po drodze spotkasz kolejną strzygę i nie będziesz miał mnie obok, abym Cię uratowała. Znowu -burknęła niezadowolona, że ciągle jakieś zrządzenia losu pchały ich dwoje ku sobie. Że na te same ścieżki, nie.. intymnie. Na pewno nie -I po co właściwie idziesz do swojego ojca? Jeśli to po nim odziedziczyłeś swój charakter, to wcale nie jestem podekscytowana tym spotkaniem.

- Reszty życia? Oczywiście że nie. Najwyraźniej swe życie to wolisz spędzić przy moim boku
.- odparł z łobuzerskim śmiechem czarownik, po czym dodał.- Ale to zrozumiałe. Kto iny uczyniłby je tak interesującym.
Poważnym zaś tonem dodał.- natomiast co do komnaty, to myślałem o spędzeniu tu czasu do mojego powrotu. Niemniej jeśli chcesz iść ze mną, to… poza oczywistym faktem, że to moja rodzina, to winna wiedzieć, że mój ród wielokrotnie toczył boje z takimi potworami i z pewnością nie uległ podszeptom strzyg, czego nie mogę powiedzieć o tutejszych strażnikach. A wolę rodzinę od perunowych zakonników. Nie mam tam zbyt wiele przyjaciół poza młodym von Gersteinem. A Gadziemu Językowi po prostu nie ufam.

Elfka przymrużyła oczy, pozornie wpatrując się w ubranego już ( na szczęście! ) czarownika, ale tak naprawdę to nie zwracając w tym momencie na niego najmniejszej uwagi. W zastałej chwilowo ciszy.. rozmyślała, a owoc tego musiał być doprawdy słodki, bowiem rozciągnął jej wargi w szerokim uśmiechu. Uśmiechu osoby, widzącej już oczami swej wyobraźni pokaźny zysk lśniący na horyzoncie.

-Czyli teraz nagle jesteśmy bohaterami ratującymi cały zamek przed potworami, co? -wymruczała zmieniając nieco swe podejście do całej sytuacji. Jeśli już musiała tutaj być, łazić ramię w ramię z Ruchaczem i dalej narażać się na jego litość, to przynajmniej mogła coś z tego wynieść dla siebie -To jak dużo szlachciurki są gotowe zapłacić w nagrodę za uratowanie swej wypudrowanej skóry?

-Z pewnością dużo, ale czy ty jesteś gotowa stawać ramię ramię ze mną i walczyć z hordą sług strzyg?
- Tancrist wypowiedział te słowa z wyraźnym powątpiewaniem, acz wziął kuglarkę pod ramię kierując się do wyjścia.- Wyglądasz słodziutko z tym uśmieszkiem, acz nie licz jeszcze monet, których nie masz w dłoni.

-Oh, na pewno dojdziemy do jakiegoś porozumienia
-stwierdziła beztrosko elfka, całkiem ochoczo dając się mężczyźnie prowadzić ku wyjściu z komnaty. Uśmieszek zaś nie schodził jej z ust, a cała niechęć i strach zniknęły gdzieś pod wielce kuszącą wizją kosztownych nagród, jakimi zostanie obsypana po uratowaniu szlachciurek. No, nie własnoręcznym, oczywiście. Do tego niech się Thaaaneeekryyyst przyda. I może nie była bardem, ale odpowiednia wersja wydarzeń powinna i ją postawić w nie najgorszym świetle.

-Ty pokonasz strzygi jedną ognistą kulą, a ja zadbam, by wszyscy arystokraci i cała służba w zamku o tym usłyszała. Nie, nie. Aby wszyscy w zamku i poza nim usłyszeli, jak to zaledwie ruchem jednego palca pokonałeś całą armię krwiożerczych strzyg! -podekscytowana swym planem, mającym jej przynieść niemałą fortunę, rękę jedną uniosła i zatoczyła nią krąg w powietrzu przed ich oczami -Ruchacz oraz jego nieustraszona towarzyszka, Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Władczyni Ognia i Mistrzyni Śmiania Się Bestiom Prosto W Ślepia. Na pohybel potworom!

- Obawiam się że moje ogniste kule są dziś na wyczerpaniu.
- odparł ironicznie czarownik.- I trzeba będzie kogoś innego przyuczyć do ich rzucania. Potrzebujemy sojuszników, a ty…- dotknął dłonią jej dekoltu -.. przebrania.
Wymruczał parę słów dotykając jej ubrania na piersiach i cały strój począł się zmieniać, stając się nieco obcisłą suknią podkreślającą jej urodę podobną tej, którą nosiła. Znów wyglądała jak jego kochanica, a nie artystka.- Strzygi chyba jeszcze nie wiedzą, że zabiliśmy jej siostrę, więc nie wyglądajmy podejrzanie. A strojem się nie martw, to efekt tymczasowy… nie wytrzyma dłużej niż trzy godziny.

Eshte nie zdążyła w porę zareagować, a Skel'kel jej świadkiem, że zdążyłaby odskoczyć nim czarownik dotknąłby jej piersi! A bo to powiedziała co teraz siedziało w jego głowie, zwichrowanej od wina i sponiewieranej przez strzygę? Na szczęście tym razem były to tylko fatałaszki i to całkiem niezgorsze jak na męską wyobraźnię. Była o wiele mniej wyuzdana i odsłaniająca, niżby się tego spodziewała po takim Ruchaczu. Ba, podekscytowana wizją przyszłej nagrody, w której będzie mogła wręcz brać kąpiel, wykonała w miejscu zręczny piruet, wspomagając się ręką Thaaneeekryyysta uniesioną ponad sobą. Materiał sukni mienił się ładnie naokoło niej.

-Przyznaj, że po prostu lubisz sobie popatrzeć na proste, elfie kuglarki w sukniach. I korzystasz z każdej okazji ku temu, co? -zapytała spoglądając na niego podejrzliwie, jak gdyby właśnie odkryła jego wstydliwy sekrecik. Także i jej triumfalny uśmieszek o tym świadczył.

-Jesteś urodziwa… nie możesz temu zaprzeczyć.- odparł bezczelnie czarownik i tonem pozbawionym jakiekolwiek ironii. Jakby stwierdzał oczywisty fakt. I nie zdawał sobie sprawy, że ją komplementuje.
Właśnie przez tę jego bezmyślną szczerość Eshte.. przybrała trochę kolorków. Jej policzki zapłonęły czerwienią, a w ustach jakoś tak zaschło nagle.
Łajdak, kurzy móżdżek, kłamca, zboczeniec. Z dwojga złego już zdecydowanie wolała, kiedy się z nią drażnił i traktował ją jak nieporadną, byle kuglarką, niż kiedy się tak zapominał. Wcale jej nie interesowało co miał do powiedzenia o jej urodzie!

-Ej, weź.. przestań bredzić -burknęła zmieszana, bo i sytuacja na ten krótki moment stała się jakaś wyjątkowo niezręczna. Aby więc przywrócić ją na właściwą ścieżkę, to jest wzajemnych złośliwości, zacisnęła dłoń w piąstkę i uderzyła nią czarownika w ramię, dodając - Pijany jesteś, cicho siedź.
To go powinno nauczyć. Sobie mógł wsadzić takie komplementy, ot co.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem