Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2016, 18:04   #8
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Droga do Szuwarów, niedaleko Chlupocic. Część II/II


- Pani Petunia to te pięć kilometrów uleci ale najpewniej bez koła. Z takim ciężarem na rękach to po godzinie zamiast w powietrzu to w błocie będzie ją można szukać. Szkoda nawet próbować. Konia też nie ma co męczyć - oceniła bardziej racjonalnie Laura. Na chwilę schowała się w dyliżansie, najpewniej by poprawić pozycję lub westchnąć. Następnie kontynuowała. - Gdyby panowie mogli zjechać na jakieś mniejsze błoto i zdjąć trzeci kufer.
Zabieranie się za naprawy niezaspecjalnie leżało w atrakcyjnej dla konstruktorki dziedzinie. Ciekawsze było rozmontowanie tej starej krypy na części pierwsze i zmontowanie czegoś lepiej zaprojektowanego. Naprawa najpewniej sprawi, że nowy fragment będzie najmocniejszym fragmentem w całości konstrukcji. A pomyślałby kto, że narzędzia o mały włos nie zostałyby w warsztacie mistrza Jocelyna Gaudina... Jak mistrz powiadał: "Wakacje są od odpoczywania a nie od pracowania".

Bolat Grouzlok Bolderyine połypał oczami to na pannę Laurę, to na kleryka i pocmokał. Pasażerowie dobrze płacili i szkoda byłoby żeby gadali w mieście, że Bolat wytarzał ich w błocie i końskim gównie.
- Yorgel! - Wrzasnął krasnolud nie spuszczając badawczego wzroku z bagaży na dyliżansie - Chono tu!
Z dala dały się słyszeć ciężkie kroki trolla.
- Weź no wóz i ściągnij z drogi… Panienka będzie wysiadać… - To rzekłszy, Bolat zawrócił i oddalił się nieco, by zrobić miejsca. Wykombinowanie, który to był trzeci kufer też wymagało zajrzenia w papiery, a te znowu lepiej czytało się nieupaskudzone błotem.
Koła skrzypnęły, ośki jęknęły, dyszel skręcił w lewo i szarpnęło.
Powóz potoczył się mlaskając po błocie. Yorgel ciągnął dyliżans z całej siły to i rozpędu on nabrał. Gdy koła wskoczyły na trawiaste pobocze - coś huknęło, bagaże z Petunią podskoczyły i zatarabaniło całą budą...
Szczęśliwie troll się zatrzymał. Tylko z pomiędzy kufrów na górze dało się słyszeć klnięcia i utyskiwania skrzacicy.
- No! - wrzasnął kierownik tego zamieszania i żwawo poczłapał ku pojazdowi ściskając w ręku ściągawkę zatytułowaną “Inwentarz przewozowy” - To teraz Yorgel ściągnij pojemnik 22Az6!

Theseus przyglądał się manewrom trolla, przystając z boku. Siła oraz masa istoty bez problemu poradziła sobie z przesunięciem wozu, na co kapłan mruknął, będąc pod wrażeniem. Kiedy dyliżans został przestawiony, batiseista podszedł ostrożnie do drzwiczek, po drodze uważając, by nie wpaść w błoto.
- Zna się pani na kołodziejstwie? - zapytał Laury, przystając pod okienkiem. Jednocześnie czekał, gotów pomóc jej wysiąść z wozu.

- Czy się znam? Cała rodzina w drwie siedzi. Od dziada sami cieśle, od babki sami stolarze - zaczęła wysiadając z wozu. Zrobiła chwilę przerwy, by skorzystać z pomocnej dłoni duchownego. Zeszła z wysokości bardzo ostrożnie przywiązując do tego sporo uwagi. - Dziękuję - wtrąciła i kontynuowała. - Jakby we krwi takie rzeczy. A drewno to drewno. Materiał jak każdy inny. Jeśli wie się do czego jest zdolne, to i naprawić można nie będąc kołodziejem.

Duchowny skinął głową, puszczając dłoń kobiety. Z zaciekawieniem wysłuchał zawodów praktykowanych w rodzinie Bréguet’ów. Jak każdy sługa Wielkiego Budowniczego, doceniał i szanował wszystkich ludzi obdarzonych praktycznymi umiejętnościami. Tym bardziej należało się uznanie kobiecie, która potrafiła wykorzystać swoje zdolności w tej dziedzinie.
- W takim razie opatrzność boska nie opuściła nas bez reszty - uśmiechnął się lekko, co nieczęsto miało u niego miejsce.

Yorgel szarpnął kufer, ciężko postąpił kilka kroków i ostrożnie postawił bagaż tuż przed Laurą Bréguet. Odsunął się trochę. Petunia poprawiła się na dachu powozu, De Vramount też wyciągnął szyję... Wszyscy stali i w oczekiwaniu obserwowali, cóż też młoda pannica wygrzebie z rzeczonej skrzyni.


- Dziękuję panu - Laura zwróciła się uprzejmie do trolla. Spod pazuchy wyciągnęła niewielki kluczyk i kucając poczęła otwieranie zagadkowego kufra.
Kufer trzeci był największym z trzech kufrów stanowiących bagaż młodej Bréguet. Żadnego z nich sama nawet nie byłaby w stanie ruszyć. Obecność Yorgela najprawdopodobniej w ogóle umożliwiała Laurze podróż z tak ciężkimi bagażami. Pojemnik 22Az6 zawierał narzędzia, które były potrzebne do dokonania naprawy uszkodzonego koła. Dobieranie się do jego zawartości zajęło chwilę, bowiem jego zamknięcia nie stanowił sam kluczyk a jakiś jeszcze tajemniczy mechanizm, przy którym trzeba było pogmerać. W końcu kluczyk wrócił na swoje miejsce a srebrnowłosa zaparła się o jego wieko, co samo w sobie stanowiło dla niej nie lada problem. W końcu górna część z ciężkim brzdękiem opadła po drugiej stronie. Zawartość z początku była trudno rozpoznawalna. Prawie jednolita bryła o kolorze takim samym jak włosy właścicielki. Po następnych chwilach wpatrywania wyłapywało się kontury bardzo ściśle poukładanych elementów. Laura sięgnęła z całej zawartości jedynie po rękawice. Zapewne to one sprawiały, że jej dłonie były dalej miękkie.
- Panie Yorgelu, można? - odezwała się prosząc w ten sposób o podanie koła, które i tak było dla niej za ciężkie.
Mając je przed sobą i otrzepawszy nieco z błota, mogła się wszystkiemu przyjrzeć. Spoglądając to na wóz, to na koło, to na utopioną w błocie drogę z felernym kamieniem, podstawowe elementy stały się jasne. Waga wielce naładowanego wozu z przyłożona do jednego punktu z taką prędkością połamała drewnianą ćwiartkę koła i zmiażdżyła jedną z przymontowanych do niej szprych. Dalsza jazda tylko by zgniatała owalność w stałym miejscu, co po parudziesięciu obrotach ciężkiego wozu sprawiłoby, że koło roztrzaskałoby się zupełnie. Po przeglądzie Laura zabrała się za wymontowanie uszkodzonych elementów. Wróciła do otwartego kufra, z którego wysunęła... ściankę robiąc z niej półkę. Okazało się, że cały kufer był zbudowany w dość nietypowy sposób. Na każdej ściance były skrupulatnie poukładane odpowiednie rodzaje narzędzi: młotki, obcęgi, dłuta, pilniki. W środku było całe skupisko innych bardziej zagmatwanych przedmiotów. Za pomocą młotka i dłuta wybiła kliny a składowe koła uwolniła, co sprawiło, że pęknięte elementy bez żadnego wsparcia rozsypały się samoczynnie.
- Panie Bolderivne, będzie pan musiał podjąć decyzję - zwróciła się do krasnala zebrawszy kruchą układankę. - Te elementy - wskazała unosząc je lekko w dłoniach - nie są do naprawy. Trzeba je wymienić. Trzeba znaleźć materiał zastępczy. Rozwiązanie mamy dwojakie: Albo szukamy po okolicy, licząc na łut szczęścia, że trafi się coś odpowiedniego, albo... - nabrała powietrza jednak wstrzymała się z odpowiedzią, wiedząc, że druga propozycja będzie dla przewoźnika trudna.

Theseus stał za plecami Laury i z lekko rozdziawionymi ustami przyglądał się cudom, którymi kobieta operowała. O ile pokaz siły Yorgela wywarł na kapłanie niejakie wrażenie, to zaplecze inżynierskie młodej panny Bréguet zabrał mu dech z piersi. Kunsztu i skomplikowania konstrukcji mógłby pozazdrościć niejeden Patron, a i sam Wielki Budowniczy, zwany też Genialnym Inżynierem, byłby dumny z przodków kobiety.
- Niesamowite… - powiedział tylko, wpatrując się jak zaczarowany. Szybko jednak odzyskał panowanie nad sobą, i zaplatając dłonie za plecami, jak to często miał w zwyczaju, przeniósł wzrok na krasnoluda, do którego przemawiała Laura.

- E? - stęknął krasnolud, jakby wyrwany z transu. Jak wszyscy obecni, on również zapatrzył się na fikuśny kuferek i pokaźny zestaw egzotycznych narzędzi - Tak... tak... - odrzekł, kompletnie nie w temat.
- Albo? - doleciało z dachu dyliżansu. Petunia czując nosem temat nie mogła ominąć tego co mogło się zaraz zdarzyć - Pani się nie krępuje i dokończy...

- Albo... - dopowiedziała Laura, choć zrobiła kolejną przerwę by powoli podejść do drzwi dyliżansu - brakujące elementy pożyczymy stąd - uniosła trzymaną szprychę i roztrzaskany półksiężyc wskazując na wewnętrzne wyposażenie. Propozycja zakończyła się lekko uniesionymi brwiami proponując opcję z innego niż typowy repertuar myślowy.

Batiseista tkwił przez chwil parę w kompletnym milczeniu, przysłuchując się rozmowie. Być może nie chciał ingerować w działania Laury, albo chciał w spokoju obserwować zachowania towarzyszy. Cokolwiek nim nie prowadziło, w jednej chwili postanowił zmienić nastawienie, bowiem przytknąwszy pięść do ust, odchrząknął.
- Bardzo sprytny pomysł, panno Lauro - przybył jej z odsieczą, widząc, że sprawa zaczyna robić się delikatna. A jemu zależało na jej pomyślnym zakończeniu. - Po co marnować siły i szukać rozwiązania gdzieś poza naszym zasięgiem, skoro wszystko, czego potrzebujemy, mamy tuż pod nosem? Wszak Wielki Budowniczy powiedział kiedyś: “szanuj siebie i swoich współpracowników, albowiem każdy ułamek waszej energii winien być spożytkowany w jak najlepszym celu i być świadectwem waszej mądrości i waszych zdolności” - opowiedział z pełną powagą i przekonaniem.

Trochę zajęło nim Theseus Glaive przekonał krasnoluda do tego, że niektóre fragmenty jego powozu nie są mu tak bardzo potrzebne. A i lepiej się odnajdą w nowej funkcji jako zastępcze elementy koła. Były krzyki i wrzaski, dreptanie i potrząsanie pięścią, aż w końcu cichy jęk na zgodę i westchnienie.
Mrok zapadł szybko, ale dzielni podróżnicy, lekko przysypiając stali nad panną Bréguet z lampami i pochodniami, a ta piłowała, dłubała i wierciła aż szły wióry.
Po dwóch godzinach z minutami, w powietrzu trzasnął bat i powóz ruszył na centrowanym kole, powoli, przez błoto, potrząsając bagażami i bez drzwiczek wejściowych. Lekko oświetlony dyliżans zniknął z nad Tentacli i kierował się gliniastym traktem w kierunku Chlupicic.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 21-06-2016 o 18:44.
Proxy jest offline