Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2016, 17:03   #142
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Chyba żartujesz – Monika zaśmiała się odrywając lornetkę od oczu ale zwątpiła napotkawszy poważną minę Portnera. - Będziecie się czołgać opłotkami a my mamy co, pierdzieć w tapicerkę? Przecież widać, że przejezdni tam łażą. Impreza trwa! Żarciem pachnie. Nie możemy tam po prostu iść?
- Tam być światełka! – łysa jak kolano dziewczynka podskakiwała do wtóru celując palcem w falujące w oddali ogniska. - Tam być zabawa!

Ale wybrali nieformalnego przywódcę wycieczki i nikt nie podważył jego autorytetu. Na słowo Potrnera mniej lub bardziej ochoczo przystali wszyscy.

Kwadrans później Monika pochrapywała na tylnej kanapie challengera. Wyprostowane nogi wystawały jej przez uchylone drzwi, twarz nakryła kraciastą koszulą, strzelając focha a może zasłaniając się przed zachodzącym słońcem. Na miejscu kierowcy pogwizdywała Hope kręcąc rytmicznie zamkiem szyfrowym walizki.
- Róbcie zwiad – Jill jako jedyna z odtrąconej trójki nie skrytykowała ostrożnego planu. Pogładziła rękojeść strzelby, nie nabitej co prawda ale działającej na wyobraźnię. Usiadła na skrzyżowanych nogach na masce półciężarówki i wypatrywała.

Musieli nadrobić drogi i wioskę okrążyć aby nie wypaść od razu na otwarty teren.

Muzyka

Wioskę obsypywała ciemność budzącej się nocy. W świetle rozpalonych ognisk rysowały się kształty prymitywnych budyneczków pomiędzy którymi pałętał się żywy inwentarz. Na otwartej przestrzeni wrzała zabawa. Skryci za zabudowaniami mogli obserwować pląsających w amoku tubylców. Pomiędzy nimi podrygiwał szarpany podskokami mężczyzna uzbrojony w żywego węża. Kroczący za nim tłum podawał sobie ponad głowami kobietę w brudnej czerwonej sukience, jak nic naćpanej jakiegoś tubylczego halucynogenu. Rytuały, lub czymkolwiek były te dziwne, przesycone mistyczną aurą zachowania, odbywały się w pobliżu ołtarzyka. Na niego składał się szkielet ubrany w zużytą, kiedyś białą suknię z welonem. Dalej stał posążek buddy, spory mosiężny krzyż, święte wyblakłe obrazki w wyświechtanych ramkach i cały tabun tlących się świeczek.

Żaden z dzikich nie wykazywał się jednak agresją. Pochłonęła ich raczej im tylko wiadoma ceremonia. Choć nie wszyscy tańczyli i poddawali się tej religijnej ekstazie. Część wioskowych podpierało ściany jedynego murowanego budynku, popijając coś ze szklanych butelek lub drewnianych kubków. Śmiali się i rozmawiali, także z przejezdnymi w ich rasowanych czterokołowcach. W większości pustynni gangersi, z różnymi jednak oznaczeniami na kurtkach. Ci również jedli szczury z patyków, popijali bimbrem rozlanym do brudnawych słoików i puszczali między sobą świńskie żarty, klepiąc swoje panienki po tyłkach i tankując benzynę z kanistrów do baków swoich maszyn.

Wioska wyglądała jak regularny punkt handlowy. Kilka otwartych lepianek serwowało nawet jedzenie i usługi.
I tylko jeden element krajobrazu niepokoił swoim widokiem.

Stos suchych gałęzi usypany pod ciałem obwiązanym białym całunem. A obok ciała, przywiązana za nadgarstki klęczała kobieta w sfatygowanej sukience i wymalowanej twarzy. Białe policzki przecinały bruzdy po wylanych łzach.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 22-06-2016 o 17:21.
liliel jest offline