Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2016, 21:52   #11
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Dłoń napastnika zacisnęła się na ramieniu Irlandki. Uścisk ten był silny, paniczny, rzec by można. Było w nim pragnienie, które nakazywało trzymać ofiarę z całych sił i nie pozwolić jej na ponowne zasmakowanie wolności.
Ofiara jednak zdecydowanie bezbronną i uległą istotą nie była. Życie stanowiło wystarczającą nagrodę by dla niej podjąć walkę. Obuch toporka z impetem, zwiększonym przez adrenalinę, która objęła władanie nad ciałem Lauren, uderzył w podbródek napastnika, posyłając jego głowę do tyłu. Trzask, który temu towarzyszył nie należał do przyjemnych dźwięków. Suchy, zwiastujący koniec czyjegoś życia. Tyle, że wedle wszelkich zebranych do tej pory dowodów, koniec ów musiał nastąpić już wcześniej.
Uścisk zelżał, jednak nie zniknął. Zakrwawione ciało pociągnęła Lauren ze sobą, zmuszając ją do zaparcia się by nie wylądować plackiem na trupie. Przynajmniej jednak żyła, a to już było coś. Jak długo jednak? Sądząc po zbliżających się odgłosach, czas ów mógł być liczony, w najlepszym razie, w minutach.
Dysząc niczym po przebiegnięciu maratonu, kobieta ostatni raz spojrzała na swoje dzieło. Pól minuty, dwa trupy, tym razem definitywnie martwe… a korytarzem nadbiegali kolejni. Przeciwnicy, czy sprzymierzeńcy? Istniała szansa, że ktokolwiek na posterunku uchował się normalny, nie zmieniony w beznamiętną maszynkę do zabijania. W czym Lauren była od nich lepsza? Wzdrygnęła się, ściśnięte do bólu usta zadrgały. Musiała zacisnąć zęby, by nie zacząć krzyczeć. Krew na siekierze, na ścianach, podłodze i ubraniu. Rubinowe krople zdobiące bladą skórę, spływające w dół dzięki sile grawitacji. Z obrzydzeniem otarła ręce o spodnie, pozbywając się najdobitniejszych dowodów niedawnego morderstwa. Potem… potem o tym pomyśli, jakoś poukłada w głowie. Teraz nie była na to czas ani miejsce. Do magazynów pod ziemią prowadziło jedno wejście. Kwestia bezpieczeństwa. Prowadziło przez pokój do pobierania próbek krwi, badania stężenia alkoholu w wydychanym powietrzu, oraz reszty podobnych przyjemności. Wejść da radę, gorzej z wyjściem. Zabarykadowanie się też stanowiło jakieś rozwiązanie, lecz nie w przypadku, gdy tykający zegar odmierzał uciekające sekundy. Zostało już tak mało czasu - kolejne przestoje i wzięcie wroga na przeczekanie… niestety nie ta bajka.
Dała słowo, zostawienie Thompsona samemu sobie odpadało. Po prostu, kurwa jego mać, nie da plamy. Nie dziś.
Szybko wyjęła z kieszeni telefon, przesunęła palcem po ekranie. Chwilę przerzucała aplikacje, aż znalazła odtwarzacz muzyki. Parsknęła cicho, widząc pierwszą pozycję na liście. Ustawiła pojedyncze odtworzenie oraz najwyższa głośność, a gdy pierwsze takty przecięły powietrze, wyciągnęła kartę sim i chwilę później kucnęła, aby mocnym ślizgiem posłać telefon prosto w stronę zbliżającej się grupy.
- Wybacz Daniel - mruknęła, mając przed oczami pochmurną, wiecznie niezadowoloną twarz najstarszego brata. Zrozumiałby… zresztą i tak prawie nigdy nie odbierała, gdy dzwonił. Z bronią w pogotowiu ruszyła ku magazynom, ignorując podskórne wrażenie, że oto widzi światło słoneczne po raz ostatni.
Muzyka wypełniła korytarz, rozchodząc się po nim echem. Odgłos kroków, który Lauren wcześniej słyszała, został całkowicie zagłuszony. Nikt jednak nie wyłonił się zza załomu, co pozwalało przypuszczać iż osoby które się zbliżały były ludźmi, a nie powstałymi z martwych trupami. Same drzwi, które odgradzały przejście do części, w której znajdowały się schody prowadzące do magazynu, otworzyły się bez jednego skrzypnięcia, a następnie zamknęły za plecami kobiety, wydając przy tym głośny trzask. Nie na tyle jednak głośny by zdominować dźwięki, które towarzyszyły jej przez cały odcinek drogi, jaki dzielił Irlandkę od upragnionego zejścia do magazynu. Zejścia, które kończyło się kolejnym korytarzem, tym razem krótkim, na którego końcu znajdowały się drzwi z małym, kwadratowym wizjerem. Zamknięte drzwi, o czym Lauren przekonała się po chwili. Zamek, który bronił wstępu do wnętrza magazynu, nie należał do tych prostych, z jakimi spotkać się można było na co dzień. System był podwójny i wymagał nie tylko posiadania klucza ale i znania kodu, do którego wpisania służyła niewielka klawiatura numeryczna.
Cofanie się odpadało, odejście z pustymi rękoma po zabiciu dwójki ludzi tak samo. Mnąc pod nosem stek bluzgów, technik zabrała się do pracy. We własne umiejętności nie wierzyła, elektronika nie należała nigdy do jej koników. Ledwo obsługiwała telefon i laptopa, a to tylko dlatego, że Daniel swego czasu poświęcił mnóstwo czasu,by krok po kroku wytłumaczyć siostrze ich działanie. Co prawda do tej pory używała podstawowych funkcji, nie wgłębiając się w skomplikowane szczegóły... a teraz stała przed drzwiami z zamkiem kodowym. Zupełnie jakby zwykły klucz był zbyt małym zabezpieczeniem... poniekąd tak właśnie było. Gdyby nie dodatkowe środki ostrożności każdy debil z lepkimi łapami biegłaby po mieście z ukradzioną z depozytu bronią. Kwestie bezpieczeństwa tym razem działały na niekorzyść MacReswell.
- A jebać to - warknęła przez zaciśnięte zęby, doskakując do drzwi. Napędzana złością, strachem i frustracją, odstawiła logikę na najwyższą półkę. Siekiera powędrowała w powietrze i zaraz opadła, uderzając w panel numeryczny. Rozległo się głuche, metaliczne łupnięcie, a ustrojstwo odskoczyło od gładkiej powierzchni drzwi, z grzechotem lądując na podłogowych płytkach. Oczom kobiety ukazała się plątanina kabli, płytki układów scalonych, czy jak to się tam nazywało. Widok ten skwitowała zadowolonym mruknięciem, odkładając narzędzie mordu na ziemię, tuż przy nogach, aby w razie kłopotów móc po nie szybko sięgnąć.
Wpierw jednak pogmerała w zamku, pozbywając się przeszkody najprostszej, mechanicznej. Mechanizm zamka kliknął, oznajmiając światu, że zapadki się zwolniły.
Nie zważając na czyniony hałas, technik chwyciła garść izolowanych kabli i wyrwała je, ze złością rzucając za plecy. Coś zaiskrzyło, syknęło. Powietrze wypełnił ostry, syntetyczny smrodek. Normalnie już samo zdjęcie osłony uruchomiłoby alarm... ale teraz każdy miał to w dupie, woląc zająć się własnym przetrwaniem niż łamaniem prawnych norm.
Skoro systemu nie umiało się pokonać po dobroci, zostawała opcja barbarzyńska.
W rękach Lauren pojawiła się puszka coli, do odgłosu przyspieszonego, chrapliwego oddechu dołączyło wymowne "tsssst!". Uderzenie serca później struga musującego płynu zalała mechaniczne bebechy.
Rozległ się trzask, ciałem Irlandki szarpnęło. Poczuła potężne uderzenie, które posłało ja w powietrze, włosy na całym ciele stanęły dęba. Błysnęło, zaśmierdziało spalenizną...
Uderzenia o ziemię już nie odnotowała.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline