Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2016, 23:12   #52
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=tWfTLafvmXM[/media]

Las Rawliński, popołudnie


Czarnoksiężnik wbił leżący sztylet w pierś Osbern’a wgryzając się nim aż do serca. Krew trysnęła zdobiąc szmaragdową-złotą szatę Xaazz’a, a ów dopełnił inkantacje ofiary kradnąc duszę.

Jego demoniczny, czarny wzrok wbił się w niezauważonych dotąd przez nań, Dolita i Zehirle. Chwilę tak śledził ich ślepia, niczym zwierzę pogrążonę w amoku, a był umorusany czarnoziemem oraz krwią. Wyglądał niczym diabeł, w podobie do goniącej ich bestii.
- Nie poczęstujecie się? – zagarnął do gołąbków, a w powietrzu uniósł się smród spaleniziny, który powędrował za nim z jamy. – Wasze szanse na ucieczkę po potyczce ze mną są równie nikłe jak też, iż bez mych rytuałów zostaniemy pożarci przez tego potwora.
- Zwariowałeś?! Co ty wyczyniasz Xaazz?! Odsuń się! - Krzyknęła Zehirla podbiegając i stając naprzeciw napięta w bojowym rozkroku. Zdawało się że już by się na niego rzuciła, gdyby nie trzymał tego sztyletu. Oczy miała dzikie, wściekłe, i przerażone zarazem.
- Odejdź kurwo albo spalę Cię na popiół. Mniejsza raczysz rzec jesteś niż wilki, które padły przed Mą mocą martwe na ziemie. Odejdź, a będziesz pozostawiona w spokoju. - odparł ostro z ogromnym gniewem wyrysowanym w rysach na jego twarzy.

To co Dolit ujrzał przekraczało jego najgorsze przewidywania. Stanowiło coś tak skrajnie sprzecznego, ze wszystkim czym żył do tej pory, było gorsze od wszelkich koszmarów. Widział przecież wcześniej trupy, choćby ostatnio w lesie. Ten widok oczywiścnie nie przeszedł bez echa w Jego duszy, ale ujrzenie jak ktoś, a może coś, bo przecież Xaaz nie mógł być normalną istotą rozumną, robi coś takiego było… szokujące. Ten zapach, ten widok, unoszące się wokół muchy i inne owady pełzające po ziemi, krew wokół. To wszystko było nie do zniesienia dla biednego młodzieńca. Nie był w stanie zrobić kroku dalej, nie był w stanie się odezwać, ani nawet sprzeciwić się wobec naruszenia godności Zehirli. Po prostu… padł na czworaki i zaczął wymiotować.

Półelfka zerknęła pospiesznie na Dolita, lecz widząc że ten klęczy wymiotując skupiła swoją uwagę z powrotem na czarodzieju. Stanęła przed Dolitem, ale zachowując dystans. Jeśli coś miało się zacząć, nie mógł przez nią ucierpieć. Tymczasem delikatne dłonie zaklinaczki sięgnęły po dwie fiolki uczepione pasa, a które tak kurczowo osłaniała wcześniej przed upadkiem.
- Darthien neitar val'kyroc!
- Krzyknęła na czarodzieja przez zęby równie ostro, po czym syknęła dalej. - Ta kurwa zabierze cię ze sobą do grobu!


Nie odrywając wzroku od Xaazza okręcała fiolki delikatnie w palcach dłoni, skupiona na każdym jego ruchu i drgnięciu brwi. Elfka wyraźnie nie zamierzała się poddawać i rzuciła tylko wyzywające spojrzenie czarodziejowi, a w spojrzeniu tym był gniew i obłęd podobny jemu własnemu.

Bera zbliżyła się marszcząc nos. Stanęła przy klęczącym Dolicie. Poklepywała go po plecach jakby chcąc pocieszyć, czy dodać sił. Jak na człekokształtną małpę czyniła to bardzo delikatnie. Jednak jej twarz bynajmniej nie wyrażała współczucia, a z pewnością nie troski. Grymas na jej obliczu wskazywał na gniew, który stopniowo przeradzał się w furię. Oczy błyszczały jej dziko. Ukazały się zęby. Gdy emocje osiągnęły apogeum przestała poklepywać Dolita, a ten przestał kaszleć. Nadal pochylony powoli, niemal nonszalancko wyrwał kępkę trawy i oczyścił nią usta, po czym podniósł głowę. W Jego oczach widniała podobna dzikość jak u Bery.


Spór przerwał słaby krzyk niosący się z oddali. Czarownik prędko wykorzystał zamieszanie i zbiegł ze swoim krwawym trofeum, zostawiając przy zakrwawionym truchle Osberna parę jeszcze bardziej skofundowanych towarzyszy.
Chwilowo jednak zbeszczeszczony poległy wojownik nie zajmował ich myśli. Ruszyli w stronę dochodzącego jęku. Źródło znaleźli kilkaset mertów dalej, idąc w tę stronę, skąd prawdopodobnie uciekał osbern, sądząc po ułożeniu ciała. Kilkanaście metrów wyżej ujrzeli Davy'ego, na powrót w normalnej formie, którego miażdżyły niemiłosiernie gałęzie wielkiego drzewa.
- Pomóżcie... - wykrztusił ostatkiem sił i zemdlał.
Nie przebierając w środkach rzucili się do pomocy. Dolit zawezwał kolejnego świecącego żuka, który poleciał w górę i zaczął drapać pazurami jedną z gałęzi ściskających Davy'ego. Bera prędko poszła w jego ślady. Elfka zaczęła ciskać iskrami, które choć wypalały drzewo, nie dawały zbyt wiele przy rozproszonych trafieniach. Widząc starania kobiety, sam Dolit również spróbował się wspiąć po drzewie. Po minucie ciężkich starań i rąk otartych do krwi był bardzo blisko Daviego, jednak sromotnie się ześliznął i upadł twardo.
Po kilku minutach żuk rozpłynął się, a Bera zeszła na dół. Grube konary nie ustąpiły. 'Małpa' o ludzkiej twarzy szturnęła swego pana.
- DOLEK, PRZEPRASZAM, ALE... ON CHYBA UMAR.

* * *

Wilcza nora, popoludnie

Wracający z ponurymi wieściami Zehirla i Dolit zastali spojrzenia pełne wdzięczności ze strony Lily i Roleya. Xaazz zaszył się w głębszej części jamy, a inni nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Na pewno mieli sobie jeszcze sporo do wyjaśnienia, jednak strach i wyczerpanie emocjonalne zdecydowało za nich: Później.
Przeprowadzili naradę, co do dalszego planu. Zdecydowali się wyruszyć wczesną nocą, by zminimaliować szansę wykrycia. Przeczekali jeszcze kilka godzin w ukryciu, potem niektórym udało sie zasnąć.


* * *

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3mX_B9WTt4s[/media]

Północ

Roley obudził śpiących. Wokół panowała głęboka ciemność. Nie rozpalił żadnej pochodni, by ich oczy pozostały przynajmniej częściowo zaadaptowane do koloru nocy. Na wszelkie ustalenia był już czas, wszyscy czekali na tę chwilę mniej lub bardziej. To była najlepsza pora, by umknąć ścigającym ich nie wiadomo za co kapłanom Malara. Po kolei wyszli w mrok.

Przewodził oczywiście łowca. Nawet jeżeli Zehirla widziała więcej, gdy jedynie gwiazdy były im źródłem światła, Roley zwyczajnie znał się na rzeczy. Za nim szła właśnie elfka z Dolitem. Pochód zamykał sztywno kroczący Xaazz.

Las wydawał się spokojny i zachęcający. Powietrze było chłodne i rześkie, u większości prędko odpędziło resztki senności, które im pozostały. Wyjątkiem był ledwo trzymający się na nogach Dolit, który widocznie nie był zbyt odporny na brak

pełnowartościowego snu. Wędrowali nieistniejącym szlakiem na północny-zachód, w górę. Kurs ten zasugerowała Lily, twierdząc, że droga będzie najmniej bezpieczna, a im dalej od lasu, tym mniej możliwości będą mieli malaryci. Widzieli już że korzystali z drzew jako szybkiego środka transportu. Jeynie logicznym wydało się im, że należy się od nich oddalić.

Na sprawnym marszu zeszło im może pół nocy. Na początku było lekko, z czasem jednak wszystkie odgłosy leśne stały się podejrzane. Nikt nie był pewien, czy pohukująca sowa w pobliżu nie jest jednym ze zwierzęcych szpiegów kapłanów. Ba, ten spory jeż, którego Dolit prawie nie nadepnął mógł być kapłanem w zwierzecej formie!

Wreszcie wyszli na otwarte wzgórza porośnięte wysoką trawą. Co rzuciło im się w oczy, to miriada świateł porozsiewanych po zboczach. Pochodnie? Małe ogniska? Ciężko było stwierdzić. Wodząc wzrokiem po okolicy dostrzegli zarys domów.



Wśród nich Zehirla wypatrzyła małe biegające kształty. Dzieci? Niziołki?


Zbliżyli się kawałek, ale Roley pełniący teraz tylną straż nakazał zatrzymać się i paść na ziemię. Łucznik wychylił się lekko, po czym zaklął pod nosem.

- Gobliny! - rzucił szetem - Tylko jakieś spore... Idą dwa!
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 22-06-2016 o 23:21.
Ryder jest offline