Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2016, 23:56   #7
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Fundacja Sunny Hill, ranek
Można było mieć to w dupie, zarżnąć Della i Fergusa na oczach ogromnej widowni i jedząc popcorn patrzeć jak media pożerają fundację nie zostawiając nawet kosteczki. Eve w takim przypadku dostałaby totalny, mentalny kop w dupę. Jednak wyszłaby z tego bez większego szwanku, jej ojciec pewnie by zadbał o swoją córkę kreując pewną ciszę w jej powiązaniach z sunny. Kredyty czynią cuda. “VP? Jaki VP?”. Pewnie usunęłaby się w cień. Zrozpaczona i zgorzkniała pojechałaby znów do Niemiec czy na Tajwan. Może tak mocno sparzona nie włączałaby się już w większe projekty.
Patrząc na jej delikatny wpływ, jej rękę w choćby drobiazgach, Luc ucieszył się, że zabrał ją wtedy do restauracji i dał furtkę dzięki której fundacja mogła przetrwać. Owszem obrywała mocne ciosy przez swego CEO, ale miała do dyspozycji gardę opracowaną przez Eve i Hao. Raporty policyjne, udział Eve w sprawie nie pozwalały tu na proste KO. Prasa zresztą czasem podchwycała temat profundacyjny dając momenty wytchnienia, by otrzeć twarz w narozniku i wstać szykując się do kolejnej rundy medialnego szaleństwa. Na stojąco, a nie będąc liczonym na deskach.
Heenowi przeszło przez głowę, że jak przetrwają te pierwsze tygodnie festiwalu hejtu, to mogą wyjść z tego bez większego szwanku. Wtedy taka fundacja z misją zarządzana przez kogoś takiego jak Eve…
Było warto.
- Witam - odpowiedział zdawkowo na przywitanie recepcjonisty. - Mam pacjetkę w taksówce, jest na usypiaczu, sam nie dam rady przenieść…
- Pan van Den Heen? Pani Withers zaraz będzie. Proszę usiąść. -
Wskazał na kanapę i fotele w poczekalni.

Eve zjawiła się po kilku minutach, a wraz z nią młody stażysta z noszami sunącymi tuż obok.
- Cześć Ali. - Uśmiechnęła się do chłopca. Kucnęła przy nim, obserwując malucha wczepionego w nogawkę spodni ojca. - Ciężki poranek, co? Słyszałam, że pomagałeś tacie dzielnie. Zajmę się Twoją mamusią a potem sobie odpoczniemy, dobrze? Tata, będzie całkiem niedaleko, też będzie odpoczywał. Ok?
Malec skinął krótko łebkiem.
W miedzyczasie stażysta udał się do wyjścia i wkrótce pojawił się z Kirą na noszach.
- Proszę zabrać pacjentkę do pokoju 76 i powiadomić dr Farrow, że pani Van Den Heen już jest.
Stażysta kiwnął głową i ruszył wraz z noszami do wind.
- Ali, zabierzemy Tatę z nami? - spytała skupiając się ponownie na Alisteirze.
Za odpowiedź musiało starczyć objęcie łapką tatowej nogi.
- No chodźmy.
- Dzięki, dawno nie byłem tak przerażony -
rzucił do Eve na tyle cicho by mały mógł nie usłyszeć. - Sam fakt, że była z nim w tym stanie sama przez dwa dni… - Pokręcił głową udając się za nią wraz z wczepionym w jego nogę chłopcem.
- Dałeś sobie świetnie radę. Opanowałeś sytuację. A teraz się Wami zajmiemy. Opowiesz mi zaraz wszystko tylko zajmiemy się najpierw Alim, dobrze? - Położyła reporterowi dłoń na plecach profesjonalnym lecz i ciepłym gestem.
- Jasne. Martwię tylko co będzie jak się wybudzi. Sama, w nieznanym miejscu… może szaleć.
- Seana, dr Farrow, to moja przyjaciółka. Nie współpracuje z SH, ale jest psychiatrą klinicznym. Zajmie się Kirą, nie martw się. Nie podejmiemy żadnych kroków bez informowania Cię, Luc. -
Otworzyła pokoik zabaw i wpuściła obu Heenów. - Odpowie na Twoje pytania. Usiądź i postaraj się jeszcze wytrzymać parę minut. Idzie Ci doskonale. - Spojrzała reporterowi w oczy. Uśmiechnęła się ciepło. - Jak na tostera - dorzuciła by rozluźnić atmosferę. - Zajmę się Twoim synkiem, dobrze?
“Nie martw się.” No proste…
- Ok, bawcie się piaskiem i dinozaurami. Traktujcie mnie jakby mnie tu nie było.
Eve rzuciła okiem na malca i wyciągając dłoń do niego stwierdziła:
- Tata zostanie, nie masz się czego obawiać. Zobacz - wskazała na fotel - on będzie w zasięgu wzroku. A my … cóż … mam tutaj taką małą niespodziankę dla Ciebie, Ali. Chcesz zobaczyć co to?
W kącie stało coś przykryte nieprzeźroczystą folią. Eve wykonała zachęcający gest do małego i z miną chochlika podkradła się do "cosia". Powoli zaczęła zsuwać folię szeleszcząc strasznie i generalnie robiąc więcej hałasu niż odkrywanie było warte. Ali postąpił parę kroczków zaciekawiony ale wciąż niepewny. Odwrócił się w stronę ojca, który kiwnął zachęcająco głową.
Wcisnął łapki w kieszonki i ruszył nieco bliżej.
Blondynka w końcu “poradziła” sobie z zasłona i oczom Heenów ukazał się przenośny teatrzyk.
Eve zrobiła wyczekującą minę, Malec zaś nieco zdębiał nie bardzo wiedząc co to.
Zaczął oglądać na wszystkie strony “cosia”. Terapeutka zaś powoli tłumaczyła, że to teatrzyk dla lalek. Nakładała przy okazji różne pacynki na dłonie i objaśniała zasady działania teatrzyku.
Ali skoncentrował się na lalkach i ich nakładaniu do tego stopnia, że przestał spoglądać w kierunku ojca. który za to siedział cicho i nie wtrącał się, nie przeszkadzał. Patrzył tylko z zaciekawieniem na metody Eve i reakcje Alisteira. Ten zaś wybierał i przebierał w różnych lalkach, aż terapeutka zadała mu zadanie: miał laleczkami opowiedzieć historyjkę.
Jaką tylko chciał.
Sprytnie wykorzystała kwestie niemówienia i komunikacji niewerbalnej.
- Jak będziesz gotów, unieś kciuk. Ja i Tata będziemy oglądać, jak w kinie albo teatrze. - Klasnęła radośnie w dłonie i umościła się na drugim fotelu.

- Wcześniej zauważyłeś jakieś niepokojące objawy? - spytała cicho rzucając spojrzeniem na Luca.
- W szpitalu nic. Było wszystko okey. Wczoraj wieczorem dziwnie zareagowała - odpowiedział półgębkiem patrząc jak mały przygotowuje się do występu. - Huśtawka nastroju aż do przesady, apatia, dziś rano pełen odpał…
- Coś mogło wywołać taki stan? Chodzi mi o jakiś czynnik, którego nie było w szpitalu ale pojawił się w domu?
- Martwiła się o mnie gdy dwa dni mnie nie było? Seks? Nie wiem…

Eve pokiwała głową.
- Nowa sytuacja, nowe otoczenie, brak stabilizacji. To wszystko mogło być bodźcem. A jak Ali się zachowywał?
- Gdy na mnie nawrzeszczała przez tą mocną huśtawkę emocjonalną, to mnie pobił. Pewnie myślał, że ja jej coś zrobiłem. Wiesz, jej krzyk, obok niej mężczyzna… Jak zapewniałem go, że nic im ode mnie nie grozi i udowodniłem mu, że z nią jest słabo… to się na mnie wściekł, zaczął płakać, odpowiedział (na głos) “nie” na to czy mi zaufa. Dziś rano sama widziałaś. Wczepiony jak koala w eukaliptusa. Był przerażony totalnie jak ją widział. Podrapała się do krwi i siejąc kroplami wody i krwi po pokoju radośnie tańczyła sambę. Zlał się w spodnie, ja daleki też od tego nie byłem.
- Luc… -
Eve zawahała się na chwilę. - …Nie chcę byś mnie źle zrozumiał. Myślę nad pewną opcją dla waszej trójki. Kira zapewne będzie potrzebować opieki przez jakiś czas. Ty też potrzebujesz wsparcia po ostatnich wydarzeniach. A Ali jest między młotem a kowadłem. Nie chciałabym aby to co robimy tutaj razem przepadało z chwilą gdy wraca do domu. Dlatego sugeruję byś przemyślał opcję rodziny zastępczej. To układ wyłącznie tymczasowy, ale dałby każdemu z was możliwość złapania drugiego oddechu. - Spojrzała na reportera.
- Nie Eve. - Pokręcił głową wciąż patrząc na małego uważnie dobierającego pacynki.
- Czemu?
- Kira mówiła, że on się boi. Że znów zniknę. Boi się też obcych, szczególnie mężczyzn. I mam w tej sytuacji zostawić go jakiejś nieznanej rodzinie zastępczej?
- Nie wyrwalibyśmy go z godziny na godzinę i nie wrzucilibyśmy w nieznane, Luc. A jesteś w stanie się nim zajmować? Sam mówiłeś, że dwa dni byłeś wyłączony i Kira się martwiła. On zapewne martwił się też… -
Nie naciskała. - Przemyśl to sobie. Myślę, że mimo naturalnej reakcji odmownej, dałoby to sporo Aliemu.
- Dałoby. Poczucie strachu, zagubienia. A może też i poczucie, że znów go zostawiłem przy tym odbierając mu matkę. -
Odwrócił się do blondynki i spojrzał jej w oczy. - Mylę się?
- Nadal nie powiedziałeś, czy jesteś się w stanie nim zajmować, zapewnić mu spokój i rutynę jakiej potrzebuje. Powinien zacząć chodzić do przedszkola, by się socjalizować z innymi dziećmi, mieć rutynowe obowiązki, chodzić spać o wyznaczonych porach, jadać w wyznaczonych porach. To wszystko nadaje ramy. I poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście poza spokojem rodziców. Poza tym to byłoby jedynie tymczasowe rozwiązanie. Nie naciskam. Ale pomyśl o tym.
- Nie wiem czy jestem w stanie. Teraz Ty odpowiedz na moje pytanie Eve.
- On żyje w stanie zagubienia i strachu od jakiegoś czasu. Fakt, że jesteś przy nim z doskoku a nie na stałe, niekoniecznie musi pomagać. Byłeś przez jakiś czas, potem zniknąłeś na dwa dni. Matka zaczęła odreagowywać. W tej chwili on nie czuje się pewnie ani z Tobą ani zapewne z Kirą.

Po chwili dodała:
- Luc, ja nie twierdzę, że masz być przyspawany do niego, ani nie upieram się przy rodzinie zastępczej. Ostatecznie to Twoja decyzja i odpowiedzialność za dziecko. Ja mogę jedynie doradzać, sugerować.
- Jak oddam go pod opiekę obcym, to może uznać, że znów go zostawiam i być może drugi raz… Być może tego nie wybaczy mi juz nigdy. Tak, czy nie? -
Luc powtórzył pytanie.
- Jest taka możliwość, jeśli ta kwestia nie zostanie przepracowana, Enzi. Ale po to są terapie. Nie zostajecie sami. Ani Ty ani on.

Mały w końcu uniósł kciuk do góry.
Eve zaczęła głośno klaskać i tupać na zachętę.
Malec zaś zaczął przedstawienie… z którego ciężko było zrozumieć dużo. Chociaż powtarzający motyw dinozaura zjadającego pozostałe pacynki nie umknął nawet Heenowi.
Ostatecznie Ali wyjrzał zza teatrzyku spoglądając uważnie po Eve i Lucu. Solos uśmiechnął się kiwając głową na znak, że przedstawienie mu się podobało… choć motyw zjadania innych przez dinozaura zaniepokoił go. Szczególnie, że ostatnio dinozaury rządziły w umyśle chłopca. Zabawka, dinek na koszulce...
Zerknął na lekarkę nie odzywając się.
Eve podeszła do jego synka i zaczęła z zainteresowaniem wypytywać go o różne rzeczy: czemu czerwononosa pacynka była zeżarta pierwsza, i co czuje dinozaur gdy pożarł ostatnią z lalek. I czy dinozaur pomyślał, że może warto kogoś zostawić całego nie zaś w forme przekąski.

Do drzwi zapukano.
Cicho i dyskretnie.
Solos nie chciał by Whiters przerywała, wszak i tak nie było łatwo dotrzeć z pytaniami do chłopca nie odzywającego się nawet słowem. Wstał i sam uchylił drzwi za którymi stał recepcjonista. Uśmiechnął się przepraszajaco.
- Czy mógłby pan dołączyć do żony? Lekarka chciałaby porozmawiać.
- Tak, już idę. -
Zerknął ku Eve i Alisteirowi. - Za chwilkę wrócę.
Eve zagadała Alisteira, który zareagował nerwowy drgnieniem na odejście ojca.




Recepcjonista poprowadził Luca do pokoju, w którym znajdowała się jego żona i nieznajoma lekarka. Kira lezała na leżance całkiem spokojnie, w miarę trzeźwo spoglądając na męża i na kobietę.
- Witam, panie Van Den Heen. Jestem Seana Farrow - powiedziała terapeutka dość niskim, ciepłym głosem wskazując jednocześnie fotel koło leżanki.
Kira wyciągnęła do Luca dłoń, a on uścisnął ją i usiadł nie okazując po sobie nerwowości ani wahania.
- Miło mi poznać - zwrócił się do lekarki, ale wnet spojrzał na żonę. - Wszystko okey? Lepiej się czujesz?
- Lepiej. -
Kira skinęła głową.
Seana usiadła na ostatnim wolnym fotelu:
- Porozmawiałyśmy - stwierdziła spoglądając na Kirę, by ta nie czuła się jak osoba nieobecna. - Pani Kira streściła mi ostatnie wydarzenia i wyjaśniła jak martwi się o pana i o państwa synka.
Odpowiedziało jej jedynie poważne kiwnięcie głową.
- Doszłyśmy do wniosku, że niedawne przejścia mają duży wpływ na panią Kirę i wymykają się spod kontroli.
Kira przytaknęła.
- Seana zasugerowała pobyt w szpitalu by przyspieszyć terapię.
- To jest decyzja, jaką omówimy wszyscy razem. -
Lekarka spojrzała na solosa. - Na początek zasugerowałam trzy tygodniowy program w klinice pod nNY. Jest to program dla osób z traumami i PTSD. Obserwujemy naszych podopiecznych pod kątem wzorców snu, objawów napięcia, czynników wywołujących zmiany nastrojów i włączamy w to leczenie. Po trzech tygodniach omawiamy wyniki terapii i na ich podstawie sugerujemy kolejne postępowanie.
- Co Ty na to? -
Luc zwrócił się do Kiry.
- Jeśli mogę się wyleczyć i… ratować nas ...to zgadzam się. Tylko nie chcę mieć wpisu, że byłam w wariatkowie.
- Na ile to jest... Hm... -
jakby się krępował - odwracalne? - To ostatnie rzucił do Seany.
- Nauka kontrolowania objawów PTSD oraz leczenie pozostałych elementów powinno przynieść znaczącą poprawę. Standardowo, jeśli w ogóle można mówić o standardach, pacjenci cierpiący na PTSD powracają w pełni do funkcjonowania w społeczeństwie i życia w rodzinie.
- Co Ty na to? -
teraz spytała Kira powtarzając jego własne pytanie.
- Chcę byś była taka jak dawniej - powiedział miękko. - Jeśli to ma pomóc, to oczywiście, że tak. Coś z tym zrobić trzeba…
- Zajmiesz się Alim? -
spytała gładząc męża po ręce.
- Tak, damy sobie radę.
- Dobrze. -
Seana pokiwała głową z profesjonalnym uśmiechem. - Zacznę przygotowania zatem. Myślę, że nie zajmie to więcej niż pół godziny.
- Jest jedna kwestia, która nie może czekać trzy tygodnie. Kira, czujesz się na siłach by coś teraz omówić?
- Co takiego? -
spytała żona, a lekarka spojrzała bacznie na solosa.
- Lekko zahacza to o… - w środku wił się jak piskorz - ...o to co cię spotkało. - Nie powiedział nic więcej wzrokiem sugerując dr Farrow, że to raczej rozmowa na mniej niż sześcioro oczu.
- Zostawię państwa samych. - Lekarka zorientowała się dość szybko. - Wrócę za kwadrans.

Gdy wyszła Luc przez chwile milczał w końcu pod pełnym pytań wzrokiem Kiry westchnął.
- Załatwiłem, że policja spełni wszelkie obietnice jakie Ci dali pomimo, że oficjalnie nie będzie Cię w śledztwie - zaczął ostrożnie. - Jednak sam detektyw z jakim nad tym pracowałem uważa, że możesz walczyć o więcej. Nawet nieoficjalnie, ot na zasadzie ugody. Podobno góra policji i… ktoś jeszcze drży byleby to tylko nie wyciekło jak się Tobą posłużyli. Można ich przycisnąć. Mam dać odpowiedź…
- Myślisz, że warto? -
spytała niepewnie. - To pewnie sądy i tak dalej, co?
- Nie. To negocjacje. Jak to pójdzie do sądu, to oni będą mieć ogień pod dupkami. Polecą pewnie głowy. Ale media nie zostawią też nas w spokoju. I im i Tobie nie powinno na tym zależeć by dogadać się po cichu. Można jedynie zagrozić, że jak wobec tego do czego doprowadzili nie dadzą rekompensaty wyższej niż obiecali, to się pójdzie drogą oficjalna. Poker, blef. Obiecali Ci ćwierć miliona stosując lekki szantaż można zrobić tak byś dostała nie wiem…? Bańkę? Dwie? To Twoja decyzja Kiri, Twoje pieniądze, Twoje poświęcenie. Twoja krzywda. Ale sam policjant zachęcał. Zwykłe porządne gliny widać same chcą by te gnoje planujące i spieprzające akcję beknęły. Zastanów się nad tym, cokolwiek postanowisz, mogę się tym zająć.

Po chwili namysłu twarz Kiry jakby stwardniała.
- To dobierz im się do tyłka. Niech ich zaboli. Wyciśnij ile się da. Ali musi być zabezpieczony. - zacisnęła usta w ciasną linię - Na wypadek gdyby… coś było nie tak. Ustanów jakiś fundusz z tego. I oddaj kasę swojej rodzinie za mnie. - Zaczynała się denerwować.
Pocałował ją w czoło.
- Stara dobra Kiri, nie wierzyłem być powiedziała inaczej. - Uśmiechnął się kłamiąc. - Będzie z Tobą dobrze. Zajmę się wszystkim.

Po kwadranse pojawiła się Seana, która weszła do pokoju uprzednio zapukawszy.
- Jak tam? Gotowi?
- Tak. Idę do Alisteira, wpadniemy jeszcze po naszych terapiach.
- Radziłabym wizytę albo popołudniu albo jutro rano. Tak aby pani Kira miała czas na zaaklimatyzowanie się. Panu i synkowi też potrzeba czasu. -
Uśmiechnęła się ciepło.
- Niall pomoże pani przejść do ambulansu. Ja dołączę za parę minut.
Za lekarką stanął stażysta, który wcześniej transportował uśpioną Kirę. Dziewczyna zebrała się powoli i stanęła przy Lucu.
- Pamiętaj, że Cię kocham - wyszeptała najciszej jak mogła - Dobrze?
- Będę. Ty też. Obiecaj mi, że zrobisz wszystko by wyzdrowieć, byśmy mogli Cię zabrać z Alim jak najszybciej.
Kira mruganiem odpędzała łzy, kiwała głową.
- Obiecuję. - Pociągnęła nosem i otarła szorstkim gestem łzy spływające po policzkach. - Zajmij się nim, tyle przeszedł… - pocałowała męża lekko w usta i ruszyła ku drzwiom.
Patrzył na drzwi i aż go telepało tak chciało mu się palić.
Ale miast szukać palarni ruszył zaraz do pokoju gdzie Eve dowiadywała się właśnie na ile sposobów Tyranozaur może zeżreć czerwononose laleczki.




Ali drzemał w ramionach Eve. Blondynka uśmiechnęła się ciepło do solosa kołysząc małego lekko.
- I jak? - zapytała bezgłośnie.
- Kira na terapię dłuższą do kliniki dla… - szepnął siadając obok, ale na wszelki wypadek nie mówił na głos jakiej. Mały mógł się zbudzić i znów szaleć wiedząc, że matka jedzie do wariatkowa. - Świetnie Ci idzie. - Wskazał na niego. - Może szukasz dorywczej pracy popołudniami i wieczorami jako opiekunka do dziecka?
- Seana zabrała ją do siebie? -
Uśmiechnęła się na komentarz Luca ale nie skomentowała. - Pomóc Ci szukać przedszkola?
- Myślisz, że on już jest w gotów na przedszkole?
- Myślę, że możemy znaleźć placówkę, która sobie poradzi z jego problemami. Lepiej nie zamykać go w czterech ścianach.
- To byłbym wdzięczny za pomoc. Co z dzisiaj? -
wciąż szeptał ale głową wskazał na małego. - Jakieś wnioski?
- Dużo w nim agresji -
powiedziała zasmucona - z poczucia bezsilności. Jest sfrustrowany. Trzeba to rozładować. Może jakaś wyprawa na świeżym powietrzu? Zoo? Park? - “Polowanie w Brazylii?” pomyślał. Eve za to kontynuowała: - Zabierz go na jakieś zajęcia, które są oparte na konkurencyjności. Wyścigi samochodzików? Możesz go zabrać na bouldering. To mogłoby mu sprawić frajdę.
- Tak zrobię. Dziś pójdziemy w parę miejsc. Hm… to teraz moja kolej, tak? -
Westchnął. - Obiecuję być grze… no przynajmniej się postaram. Gdzie mam się udać i co przez ten czas z nim? Ty masz przecież masę roboty.
- Bądź miły. -
Uśmiechnęła się szeroko. - Bo za niedługo skończą się nam terapeuci. Ali może zaczekać z opiekunką. Tam gdzie ostatnio. Ok?
- Ok… -
wstał i powlókł się do gabinetu w którym ostatnio odbył interesująca, wesołą i jakże przyjazną rozmowę z dr Nikkansenem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 05-03-2017 o 11:58.
Leoncoeur jest offline