Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2016, 00:10   #219
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Wieczór spędzony w towarzystwie blondwłosej Norsmanki stanowił dla Wilhelma najprzyjemniejsze wydarzenie w czasie całej wyprawy. Jego zły nastrój i ponure myśli zostały utopione w strugach alkoholu, kiedy uległ pokusie wyzwania Lexy na pijacki pojedynek. Oczywiście, mógł o wiele wcześniej przewidzieć wynik owego zakładu, biorąc pod uwagę miejsce z którego dziewczyna pochodziła. Jednak aktor chciał zrobić wszystko byleby poprawić sobie humor. Nawet kiedy alkohol się skończył, a nogi dziwnym sposobem zaczęły odmawiać posłuszeństwa, Andree uparcie twierdził, że mógłby wypić więcej i miał wciąż szansę pokonać blondynkę. Przypomniawszy sobie o dodatkowym, prywatnym zapasie gorzały w swoim pokoju aktora, oboje udali się tam, by kontynuować to co zaczęli.

Głupa alkoholowa gra skończyła się jednak zupełnie inaczej, niż Andree to sobie wyobrażał. Jego żart o niebywałych zdolnościach Norsmanów w piciu i pieprzeniu się, zainicjował niespodziewanie to drugie. Wojowniczka, która przez wiele dni podróży nie wydawała się mu wcale atrakcyjna, wzbudziła w nim niespodziewanie pożądanie. Wilhelm nie spodziewał się, że będzie mogła ona wykazać się aż tak wielką dozą namiętności, choć przez swoje dominujące obycie (które mu się nawet podobało) wciąż potrafiła pozostać sobą. Skończywszy, nieco zmęczeni, ale na pewno zadowoleni, oboje postanowili udać się na przechadzkę po twierdzy, mając wciąż na uwadze, że to na pewno nie był ich ostatni raz tej nocy.

Podróż przez mroczne zakamarki zamczyska usiana była wieloma dramatycznymi, strasznymi lub nawet nieco komicznymi wydarzeniami, które zwieńczyło pojawienie się zjawy. Andree natychmiast otrzeźwiał i wykorzystał swój garłacz, który jednak nie wyrządził wielkiej krzywdy duchowi, a jedynie go rozwścieczył. Lodowaty dreszcz przeszył jego ciało, gdy zjawa przeniknęła przez nie, nie pozostawiając na szczęście żadnej większej szkody. Były aktor wciąż siedział przerażony na ziemi, gdy, zbudzona hukiem wystrzału, gromada wieśniaków przybiegła czym prędzej na ratunek.

Później było już tylko dziwniej. Odnaleziona kawałek dalej od miejsca spotkania z duchem komnata została napiętnowana podejrzanymi pentagramami, które z pewnością nie mogły służyć dobrej sprawie. Staruch, który kilka godzin wcześniej przybył na czele oddziału wykwalifikowanych obrońców obory, w dramatycznych słowach, ostrzegł przed niebezpieczeństwami czyhającymi za tymi znakami i przestrzegł, by pod żadnym pozorem ich nie dotykać. I co? Zaraz rzuciła się na nie Katarina, jakby była to Kislevska wódka, koń, czy co tam jeszcze uwielbiają mieszkańcy jej kraju. Skutkiem tej, jakże rozsądnej i przemyślanej akcji, była chwilowa śmierć dziewczyny, która niespodziewanie później uciekła z objęć Morra. Andree nie mógł zrozumieć, co tak właściwie miało potem miejsce, jednak kiedy rozwścieczona Lexa opuściła laboratorium, on, z kilkunastoma zgarniętymi prędko miksturami leczniczymi, ruszył za nią, nie bacząc na pozostałych w pomieszczeniu wieśniaków.

Oboje postanowili nieco obciąć swoje racje snu, na rzecz cielesnych uciech. Mogła to być dla nich ostatnia okazja na chwilę przyjemnej rozkoszy, dlatego gotowi byli na każde poświęcenie. Wilhelm oberwał nawet, próbując poskromić dziką naturę blondynki. Owe rany były jednak niczym w porównaniu z przyjemnością, która się za nimi kryła.


O świcie, nim jeszcze wrócił do rzeczywistości ponurego świata, mógł jeszcze raz zakosztować ciała Lexy. Zaraz po tym, zgodnie ze swoimi planami, udał się do lochów w celu przesłuchania zielonej poczwary, którą pojmał poprzedniego dnia. Goblin, ku jego zaskoczeniu, potrafił mówić w staroświatowym. “Potrafił mówić”, być może, stanowiły zbyt wielkie słowa, jednak kto by się tym przejmował. Gadał, i to się liczyło.
Niestety, Wilhelm do najcierpliwszych osób nie należał, toteż przesłuchanie wypadło raczej słabo. Zachęcony kilkoma kopniakami goblin, na pytanie o liczebność zwierzoludzi odpowiedział dość precyzyjnie:
- Som trzy! - mówił, pokazując pięć palców. Liczenie z pewnością nie należało do mocnych stron zielonoskórych. Natomiast ten osobnik z pewnością musiał należeć do elity, jeżeli chodziło o głupotę wśród nich.
- Kazać nam pilnować Goboczujka - wyskrzeczał odpowiedź, która niezbyt imała się treści pytania, które najemnik mu zadał. Mógł się spodziewać, że goblin nie będzie znał żadnych szczegółów związanych z planami zwierzoludzi.
Na pytanie o ich słabe strony, odpowiedział mocno tonem zakłopotanym:
- Hę? - Natomiast zapytany o to, czy zwierzoludzie mają jakieś sztuczki w zanadrzu, opowiedział nieco bardziej treściwie. - Zjeść Gibbo, Gibbo brat Gobbo, zwierzoczłaki być głodni. - No cóż… Była to naprawdę smutna historia, która chociaż nijak się miała do jego pytania, potrafiła wzruszyć. A teraz chociaż znał jego imię.
Wilhelm próbował wyciągnąć z niego jeszcze jakieś wiadomości odnośnie specjalnych jednostek zwierzoludzi, jednak z podobnym skutkiem co poprzednio:
- Nie znać jednostka. Szaman być tam, być tszy szaman!

Tym oto sposobem, Wilhelm dowiedział się dwóch rzeczy: gobliny to najbardziej debilne istoty na ziemi, a on jest kiepskim oprawcą. Mimo wszystko, polubił nieco tą zielonoskórą paskudę. Nim wyszedł, wcisnął mu do pyska niewielki ochłap mięsa z wczorajszej kolacji i nieco wody. Jeżeli Andree kiedykolwiek miałby powrócić jeszcze do fachu cyrkowca, to z pewnością chciałby zostać treserem goblinów.
 
Hazard jest offline