Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2016, 00:19   #12
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Know your duty!

Poszło dobrze. Nawet lepiej niż dobrze, biorąc pod uwagę sytuację. Każda inna drużyna - czy to zwyczajnych gwardzistów, najemników, nawet szturmowców - nie przetrwałaby tej próby. Ale nie ta. Nie awangarda odsieczy dla Tricorn. Nie oni. Oni mieli przetrwać... to nie był ich czas, jeszcze nie.

Za to nastał czas tych, którzy próbowali odmówić im wejścia do Pałacu.

Korzystając z mechanizmów na podczerwień, zautomatyzowane działka masakrowały pierwszy z furgonów. Jego wciąż działający silnik generował zbyt kuszącą plamę w oczach Duchów Maszyny. Kiedy ta plama zaczęła się rozpadać na mniejsze, było już za późno. Kelvar wystrzelił z lasera, szybko i skutecznie eliminując szperacze oświetlające płytę lądowiska. Dziesiątki kawałków szkła runęło w dół, brzęcząc po skałobetonowej konstrukcji. Ułamek sekundy potem z cichym sykiem uaktywnił się granat fotonowy, spalając wzmocniony amalgamat magnezowy. W jednej chwili, sensory wszystkich trzech wieżyczek zostały oślepione. Nie był to jednak kres ich kanonady - wręcz przeciwnie. Duchy Maszyny, nauczone przez swych treserów, wpadły w szał, prując ile wlezie wszędzie, gdzie tylko mogły. Teraz każdy mógł oberwać - ale nikt nie strzelał we wrak. A przynajmniej nie umyślnie.

Wykorzystali to psionicy-piromanci. Z kulami i boltami bzyczącymi im nad głowami, skupili swe moce i uderzyli. Moc Mordaxa stopiła lufy bocznych cekaemów. Te kontynuowały ostrzał, rozchlapując stopioną stal i uszkadzając swoje mechanizmy. Z obydwu doszedł jakby przytłumiony odgłos pękających, prażonych ziaren. Poszły skrzynie z amunicją. W chwilę potem, ostatnią wieżyczką zajął się Ammanar, uderzając w nią bezpośrednio. Siła jego psioniki była na tyle mocna, by przepalić konstrukcję broni i również dobrać się do amunicji. Ciężkie bolty .75 cal, wyposażone w mikroładunki wybuchowe i zapas paliwa rakietowego nie były szczególnie bezpieczne przy takim źródle ciepła. Dziura, jaką wyrwała eksplozja taśm starczyłaby na pomieszczenie ogryna.

Pod lądowiskiem było ciężej. Wojownicy Inkwizycji ledwo wydostali się z drugiego wraku. Ostatni był Kaarel Cotant, któremu pomagał wydostać się Cortez Abaroa. Wspólnie zaczęli wspinać się po strukturze, znajdując lepsze miejsca. Byle z dala od pojazdu, który właśnie przełamał opór wspornika, na którym się zakleszczył. Runął w dół razem z kawałkiem Tricornu. Zabawne... nie było nawet słychać, jak się rozbija. Valeria Flavia jako jedyna mogła skupić się na wozie, który właśnie znikał bezszelestnie w smogu Sibellus. Przez myśl przeleciała jej wizualizacja, jak nadal tam siedzą. Siedzi. Otrząsnęła się. W tej sytuacji, mogła tylko czekać.

Durran Morgenstern zdawał się być najszybszy, mimo swej masy i toporności bioniki. Wybrał najlepszą z dostępnych pozycji i położył ciężki, laserowy ogień na jeden z nadlatujących pojazdów. Piloci jednakże go dojrzeli - próbowali unikać, skutecznie czyniąc to z większością świetlnych smug. Większością, ale nie wszystkimi. Połowa trafiła w jeden z pojazdów, uszkadzając go i uśmiercając jednego z pasażerów. Jego gładko ucięta (jeśli "gładkim ucięciem" nazwać można było spalenie wszystkiego pomiędzy nosem a sercem) głowa poszybowała w scintilliańską noc. Operatorzy cekaemów nie pozostali dłużni, obsypując pozycję Morgensterna gradobiciem kul. Ten już jednak ku nim leciał, na rakietowych skrzydłach specjalnie dostosowanego plecaka skokowego. Kilka kul go trafiło, szczególnie po nogach. Nawet nie poczuł.

Runął na maskę pojazdu, od razu bijąc pięścią energetyczną. Ale chyba nawet on sam nie spodziewał się takiego efektu. Jego pęd, ciężar i potężna broń dosłownie rozłamały pojazd na jedną i dwie trzecie, postawiły go na sztorc i wyrzuciły zeń wszystkich, wrzeszczących ludzi, niczym kukiełki. Pomknęli w dół razem z fragmentami hovercrafta. Nie mieli szans na ratunek. Przez moment leciał z nimi Durran, zaskoczony obrotem spraw, lecz zaraz się ogarnął, wyhamował lot jetpackiem i wystrzelił w górę, celując w pozostałe pojazdy.

Matuzalem i Christopher Blaine go wyręczyli. Pierwszy ostrzelał krótkimi seriami drugi pojazd, uśmiercając strzelca i sprawiając pasażerom wiele bólu. Zawtórował mu Blackhole, pozbawiając życia pilota. Drugi z pojazdów zawisł w powietrzu - a raczej zaczął powoli opadać, wypełniony martwymi truchłami. Dobrał się do niego właśnie Morgenstern, wyrzuciwszy truchło kierowcy i zajmując jego miejsce.

Ostatni z pojazdów gęsto obsiał pociskami pozycje inkwizycyjnych strzelców, zmuszając ich do krycia się. Ciężki stubber i czwórka pistoletów maszynowych skutecznie przyszpiliły ich ogniem i lada moment miały dobrać się do ich skór. Jedną z osób, w które te lufy nie strzelały, był Cortez. Zająwszy dobrą pozycję, wprawnymi, wyćwiczonymi ruchami zdjął z pleców wyrzutnię rakiet, odblokował mechanizmy, zarzucił sobie na ramię, odpowiednio się zaparł, wycelował i zwolnił spust. Nikt nie widział, jak rakieta typu Krak leciała. Zbyt krótki dystans. Płomień wylotowy, który trwał ułamek sekundy i zostawił po sobie chmurę siwego dymu spowijającą Abaroę. Równie siwa smuga, która jakby znikąd podzieliła powietrze między nim, a trzecim z hoverów. Masywny "trzask", oznajmiający eksplozję głowicy. Kawałki metalu rozpryskujące się na wszystkie strony. Płonący wrak, który pomknął do tyłu, a potem runął korkociągiem.

Zapadła względna cisza, przerywana przez odległe odgłosy walk w kopcu i wizg silnika przejętego hovera, który zgarniał kolejnych członków ekipy. Nowi pasażerowie mogli sobie obejrzeć starych. Wojskowe mundury, nocny kamuflaż. Kominiarki, patrolówki, kamizelki taktyczne. Dobrej jakości broń do walk miejskich. Kilka granatów - flashbangi, odłamkowe z Gunmetal i dymno-dipolowe. Czernione noże bojowe. Foto-soczewki. Ciuchy wzmacniane tkaniną balistyczną lub pancerzem splotowym. Nie widać było żadnej symboliki, prócz szarf, szmat, chust bądź innych kawałków materiału w czerwonym kolorze, przewiązanych przez prawe ramię.

Ledwo Morgenstern posadził poduszkowca na lądowisku, dokonując połączenia obydwu sekcji, jak Duchy Maszyny Pałacu ogarnął gniew na "intruzów". Z górnych poziomów wystrzeliły rakiety. Dużo rakiet. Dziesiątki rakiet. Runęły w dół, biorąc na cel wrak, zdobyczny pojazd, całe lądowisko. Nawet nie siliły się na kierowanie swym lotem. Przed takim deszczem był tylko jeden ratunek.

- Do środka! - ryknął Cortez, puszczając się sprintem w stronę na wpół zawartej, jakby zablokowanej bramy. Pozostali nie czekali, a niektórzy nawet go wyprzedzili, dopadając do środka i wciągając pozostałych. Wrota były zacięte. Dopiero wspólny napór kilku silnorękich zawarł je z okropnym zgrzytem. Na tyle, na ile było można. Sekundy potem, gradobicie uderzyło w lądowisko, niszcząc obydwa wozy i, zaprawdę, całą potężną konstrukcję. Kolejne eksplozje wybijały w niej dziury, kruszyły konstrukcję, rozbijały pręty zbrojeniowe. Wreszcie, spowita dymem, odłamkami i wciąż szalejącymi eksplozjami, płyta rozpadła się na kilka części i spadła, dołączając do wielu innych śmieci zrzuconych tego dnia z Tricorn.

- To było jedyne wciąż dostępne lądowisko. - zaczął zdyszany Diesel - Reszta chłopaków i dziewuch musi sobie znaleźć inne drzwi.

Krótki rekonesans wewnątrz poziomu potwierdził, że był on przeznaczony na hangar, magazyny i sortownie. Pobieżny rzut oka z utytłanej trupami, zachlapanej krwią i podziurawionej kulami sterówki lądowiska potwierdzał obecność kilku różnych lataczy i hoverów w tym pierwszym.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=-IIOnY_-tbY[/media]



Atmosfera wewnątrz Tricorn była chwilową ciszą po burzy... i przed. Już jedna nawałnica tędy przeszła. Wszędzie było widać ślady walk. Zniszczone, trzaskające snopami iskier wieżyczki wystające w spalonych kikutach ze ścian i sufitu. Ciężkie, na wpół bioniczne truchła serwitorów robotniczych i bojowych. Wszędzie wokół nich walały się łuski po kulach, puste magi, wyczerpane baterie. Krew... ich własna i cudza. Te od walki wręcz i niektóre robotnicze miały ręce, narzędzia i broń uwalane w jusze. Nikogo jednak nie dopadły z zaskoczenia. Cywilni pracownicy oraz Inkwizycyjni Stróżowie byli gotowi na ich nadejście i drogo sprzedali swe życia. Na prawych rękach mieli kawałki materiału, podobne do tamtych, które mieli ci z hoverów. Nie były jednak czerwone, tylko białe. A przynajmniej nie przed śmiercią właścicieli... Pierwszych napastników dali radę zdjąć. Potem musieli przyjść mordercy. Arco-biczownicy albo mord-serwitory. Z nimi nie mieli szans.




Krótka randka z cogitatorami w sterówce (przynajmniej z tymi nie wypatroszonymi za pomocą kul) potwierdzała, że ten poziom - i pewnie wiele innych - były zablokowane. Duchy Maszyny nie słuchały komend. Wszystkie systemy zabezpieczeń były aktywne. To oznaczało mnogość wieżyczek obronnych, wściekłych serwitorów wszelkiej maści, bomb, pułapek wszelkiego sortu, niedziałających paneli oraz zamkniętych drzwi. Oraz pełne vox-zagłuszanie... a nawet telepatyczne wytłumianie. Psionicy czuli się skrępowani - null-zwoje, których delikadny uwiąd wyczuwali w całym poziomie... ba, całej cholernej cytadeli... ograniczały ich zdolności do najbliższego otoczenia. Korytarzy i pomieszczeń, w których się znajdowali. Nawet jeśli były na tyle słabe, by kontrować psionikę jedynie tunelując ją, to były wszędzie - ileż to pracy i pieniędzy kosztowało wyposażenie całej iglicy w tak niebywałe okablowanie?

Jedynym problemem był całkowicie wyłączony bądź uszkodzony intercom. Vox-zagłuszanie to jedno, ale obrońcy Tricorn musieli się jakoś ze sobą porozumiewać. W "normalnej" sytuacji obronnej. Widać było jednak, że cytadela była atakowana od wewnątrz. I światła. Brak świateł, zniszczone, uszkodzone, wyłączone. Okazyjne ocalałe lampy były nieliczne. Więcej już działało w trybie awaryjnym. Sporo było też kogutów, błyskających na czerwono lub pomarańczowo. Nie słychać było syren, ale kiedy Cortez i Cotant sprawdzali pobliski szyb windy, usłyszeli głośne dźwięki, dochodzące tak z góry, jak i z dołu. W całym Tricorn musiała wciąż trwać zażarta, desperacka walka...


[media]http://www.youtube.com/watch?v=hlxkDRk1-zc[/media]



Diesel i Abaroa nic wiedzieli na temat Pałacu, podobnie jak większość pozostałych. Nawet Matuzalem nie spędzał wiele czasu w twierdzy, kontynuując swe szkolenie w monastyrze Templar Calix. Spośród zgromadzonych, tylko jedna osoba bywała w Tricorn wystarczająco często, by mieć jakiekolwiek rozeznanie. Inkwizytor Jethro Sejan.

Z tego, co sobie przypominał, powyżej nich były poziomy mieszkalne, treningowe i rekreacyjne, a także mniejsze składy i zbrojownie. Poniżej zaś wszystko, co najważniejsze - od głównych koszar Stróżów, poprzez garaż serwitorów, Manufactorum, główne Munitorium, sale spotkań, przesłuchań i tortur, hale osądów i egzekucji, główną halę przemów Calixiańskiego Konklawe, wreszcie poziomy ufortyfikowane (tak zwany "bunkier" - co najmniej dwadzieścia poziomów jakby żywcem wyjętych z jakiegoś świata-fortecy), wreszcie podziemia, kazamaty, składy, krypty wiedzy i artefaktów, pierdle, główne Generatorium i, z pewnością, masa tajnych pomieszczeń, korytarzy, skrytek i tuneli.

Nie mieli bladego pojęcia, co się dzieje. Mieli jedynie przeczucie, że ci z białymi szmatami nie byli tak agresywni, jak ci z czerwonymi, a owi czerwoni mogli być prowodyrami ataku, przejmując kontrolę nad zabezpieką cytadeli. Nie wiedzieli gdzie iść - a przynajmniej nie do końca. Co było najważniejsze, musiało się dziać na dole. Nie wiedzieli co, gdzie i jak.

Nagle, podczas przetrząsania okolicy, w korytarzu z ciałami pomordowanych, ktoś chwycił za nogę Hinnera. Był to jeden ze Stróży. Czarny prochowiec typu Flak był poszatkowany. Cały był ochlapany własną krwią. Miał wiele głębokich, otwartych ran, docierających do kości. Nie miał lewej nogi w kolanie, prawy bark był w strzępach. Jakim cudem ten człowiek się nie wykrwawił? Czyżby ta rzeźnia wydarzyła się ledwo parę chwil temu? Nie. Przyczyna była wbita w udo. Dwa iniektory po Stimmach. Z roztrzaskanego wizjera hełmu wyzierało przekrwione oko. Coś próbował wykrztusić. Nie zdołał. Osunął się. Stimmy nie były w stanie utrzymać go przy życiu.

W dłoni ściskał biały pas materiału, teraz przesiąknięty czerwienią.

Wiedzieli jedno. Musieli dostosować się. Wykorzystać teren. Obejść zasadzki i przeszkody, bądź je znieść. Pokonać wrogów i wesprzeć sojuszników. Dowiedzieć się czegoś na temat tego... incydentu. Znaleźć i ukarać winnych. Opanować sytuację. Odwrócić karty w tym nieprzyjemnym rozdaniu.

Musieli odzyskać Pałac Tricorn.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 24-06-2016 o 13:49. Powód: Zmiana piktury
Micas jest offline