Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2016, 18:03   #163
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
-No czesc - Aaron obejrzał kobietę od góry do dołu - jesteś dość duża jak na zwykłą kobiete. Co do mieszkania tam, to w zasadzie, chwilowo jest to moje miejsce pracy. Mieszkanie mam w innym miejscu.
-Aaron Martell
- mało co zapomniał się przedstawić, wyciągnął rękę do przywitania.
Masz jakąś sprawę do załatwienia w akademii?
Mina jej stężała. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Cofnęła głowę, zamrugała, jakby dostała wiadrem zimnej wody w twarz. Potrząsnęła głową.
Ona na pewno zwariowała, a gość, który przed nią stał był wytworem jej wyobraźni. Była tak zdziwiona tym co powiedział, że stała tak dłuższą chwilę w milczeniu, przyglądając się uważnie rozmówcy.
-Co? Czej, prry, ej, chwila- Chciała się pomasować po nasadzie nosa, ale gdy tylko dotknęła opuszkami placów skóry, syknęła z bólu i zaniechała swojej próby. Bolało jak diabli.
Westchnęła, rozglądając się, czy ktoś jej nie robi przypadkiem w konia.
Przestrzeń wokół nich była tak spokojna i pusta jak parę chwil temu. Niestety, to się chyba działo naprawdę.
-ym...Kay. Kaylara.-Była zdenerwowana. Odpowiedziała mu roztargnionym głosem.
Popatrzyła nieufnie na jego wyciągnięta dłoń i niepewnie podała swoją. Ale na krótko. Uścisnęła ją tylko na chwilę by szybko puścić.
Nie miała w ogóle czasu na pogawędki.
Kto zaczyna rozmowę wypowiadając jakieś dziwne uwagi o posturze?!
Zbliżyła się trochę, wiedząc że raczej ma do czynienia z wariatem niż z przeciwnikiem.
W sumie to nie bardzo wiedziała co mu powiedzieć.
Przygryzła wargi, namyślając się co zrobić.
-Wiesz, sytuacja jest z lekka pokręcona, ale skoro tam pracujesz...Ręką wskazała na świątynię.-Tak...w sumie mam sprawę. Tak to chyba wygląda. Raczej na pewno-Zerknęła niepewnie na nieznajomego.-Sprawa nie cierpi zwłoki. W sumie to zaraz się nimi mogę stać, jeśli nie zejdziemy z widoku. Mówię poważnie.-.
-A propo, nie gniewaj się o tą 'ocene postury’ - zaakcentował ostatnie dwa wyrazy - Poprostu nie kojarze nikogo z tutejszych… a zreszta, jeszcze mi wpierdolisz i tyle z tego bedzie - uśmiechnął się tylko.
A wracając, mogę Cię tam zaprowadzić, tylko mała uwaga, nie znam Cię i jeśli masz zamiar tam kogoś skrzywdzic to nawet nie próbuj, nie wyjdziesz z tego żywa - rozejrzał się dookoła po czym z powrotem na Kaylare - Widzę ze te przebranie to tylko dla zmylenia wscibskich oczu.
-Nie za dobrze wyglądasz, trzeba coś będzie z tym zrobić. - obejrzał jej twarz z większą dokładnością.
-Co?-Spytała roztargniona, robiąc niewyraźną minę.-ja? Jasne, że nie jestem tutejsza-Postanowiła puścić mimo uszu uwagę o biciu.-Słuchaj, ta historia jest trochę z deka pojebana-Rozejrzała się znów nerwowo dookoła. Mechaniczną ręką przejechała po włosach.-Nie ma za dużo czasu. Ja nie mam czasu.-Popatrzyła mu się uważnie w oczy. Musiało to wyglądać dziwnie i z lekka strasznie, bo pierwsze co się rzucało w oczy to jej rozjebany, uchlapany krwią nos i stara szrama w poprzek twarzy.
Spróbowała jednak się uspokoić i wytłumaczyć wszystko spokojnym głosem.
-Nie wyglądam na to, wiem, uwierz mi widziałam swoje odbicie. Ale jestem żołnierzem sił specjalnych Republiki. Jeśli w tym momencie nie wejdziemy do środka i nie uratujesz mi dupy, to jestem w stanie przewidzieć że pewnie za pięć minut zleci się tu cały wywiad i ty i ja zostaniemy podziurawieni jak Sullustiański ser. A sprawa z jaką idę to nie tylko uratowanie mojej mało znaczącej dupy, ale kto wie, może dupy całej Republiki. Czy teraz mi pomożesz?-
Spojrzała z nadzieją w spojrzeniu na swojego rozmówcę. Dupa zaczynała jej się palić. Nie lubiła stać na otwartych przestrzeniach. Zresztą chyba dzięki Karellenowi nabawiła się jakiejś nerwicy.
-Chodź zaprowadzę Cię do jednego z tutejszych Mistrzów Jedi, a później jeśli wszystko będzie w porządku opatrze do porządku twoja rane, tutaj też widzę amatorska robotę.
Odwrócił się na pięcie i kazał nowo poznanej isc za nim. Nadal jeszcze wiadomość przez komunikator do swojego pracodawcy.
-Mical, prosiłbym Cię o przybycie do wyjścia jeśli to możliwe, ktoś ma do Ciebie sprawę.
Żołnierz republiki? No prosze
Ruszyła za nowo poznanym i rozejrzała się jeszcze nerwowo za siebie parę razy.
-Hm? Umiałbyś nastawić?-Odpowiedziała po chwili na jego wcześniejsze stwierdzenie.-Boli jak ostatni skurwysyn. Niedawno jeden taki skurwiel mi przywalił, zresztą jeśli będziesz mieć okazję to może ci o tym opowiem.-Wzruszyła ramionami.-Czy ten...Mical to jakaś szycha? Wiesz, to naprawdę bardzo ważne. Chyba tylko Jedi zostali, a oni nie zabijają bez powodu nie? To znaczy, nie wplątują się w jakieś polityczne potyczki nie? Dużo się ich w ogóle ostało?-Próbowała zagadać swój stres. -Długo u nich pracujesz? Co robisz?-
To, że była dobrze wytrenowana, to że była komandosem jeszcze nie oznaczało że była wyzuta z uczuć. Nie była maszyną. Żołnierze też czuli co to strach
-Robie to i owo, ale nie chcę mi się za bardzo mówić o tym, pięć dni i nocy pracowałem i chciałbym iść odpocząć, a mówienie o tym jeszcze bardziej by mnie męczyło. Jak będę miał siły to Ci powiem.
A co do MISTRZA Micala, nie wiem czy byłby zadowolony gdyby ktoś kogo nie znał mówił do niego per ty, dlatego jeśli to Ci nie sprawi trudności to mów do niego Mistrzu, dobra?
- w zasadzie jakby mistrz miałby się na kogoś wkurzać to tylko na Martell, bo to on prowadzi mu nieznajoma na pogawędkę, dlatego wolał tego uniknąć - A rane jeszcze przebolej, niedługo nie będziesz czula że masz coś takiego na twarzy - uśmiechnal się i dochodzili już prawie do wejścia świątyni.
-Mistrz? Czyli ktoś wysoko? Bardzo dobrze.-Słychać było po jej głosie, że trochę jej ulżyło.
Ale dalej była napięta w sobie jak struna, czujna i ostrożna.
Te parę ładnych tygodni dało jej psychice w kość. Czuła się trochę jak podczas polowania, tylko że tym razem to ona była ofiarą. I nie było to fajne uczucie.
Ale mimo wszystko uśmiechnęła się delikatnie. Był to cień uśmiechu. Kiedyś pewnie miły i bardzo ciepły, teraz na tej okaleczonej twarzy wyglądał marnie i smutno. Ale jej zimno-błękitne, prawie białe oczy błyszczały się chęcią do życia. Nie zamierzała łatwo umierać.
-Na pewno do niego nie będę mówić na ty, spokojnie. Nie narobię ci wstydu. Nie przyszłam tu błaznować.-Odpowiedziała na jego słowa.-Ja ostatni czas też mam bardzo zapracowany.-Dodała z ironią. Trochę jej się humor polepszył.
W końcu mogła z kimś normalnie porozmawiać. Karellen był jak maszyna pod tym względem, nie dało się z nim zamienić normalnie ani jednego słowa. Odpowiadał wtedy i na to, na co uważał za słuszne. Ten tu wydawał się być w ludzkiej normie psychicznej. Miło się rozmawiało.
-Jesteś więc lekarzem?-Spytała ciepłym głosem. Nie była typem nerwusa czy żądnego krwi osiłka. Mimo wielkiej postury i wyglądu niezbyt atrakcyjnego była bardzo miłą osobą.- Naprawdę będę wdzięczna za twoją pomoc. Modelką to może ja nigdy nie będę, ale nie chcę straszyć przetrąconym nosem.-Jeszcze raz obejrzała się dookoła.-Los mi ciebie zesłał najwidoczniej.
-Tak, jestem lekarzem, a twarzą to się nie martw, widziałem gorsze - uśmiechnął się - Na razie to masz do pogadanka z Mistrzem, a potem będziemy rozmawiać o twojej twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 24-06-2016 o 18:06.
Ravage jest offline