Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2016, 19:51   #161
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Czas spędzony nad ‘przywracaniem życia’ byłemu łowcy nagród dał mu popalić. Teraz musiał chwilę odpocząć, opuścił budynek akademii, i udał się na przechadzkę. Cały czas miał w głowie Parkera, czy wszystko zrobił dobrze, czy nie popełnił błędu przy podłączeniu mu cybernetycznych urządzeń. W tym przypadku nie mogło być pomyłki, najmniejszy błąd mógł narazić go na utratę życia, a przecież Mical mu zaufał, zdał się na jego umiejętności chirurgiczne. W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach był pewien swoich zdolności, aczkolwiek ten jeden procent zawsze był pod znakiem zapytania. Sam nie chciałby aby operował go ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojecia, tylko wykwalifikowany lekarz. Martell był dobrej mysli co do swoich działań. Wystarczyło zeby się tym nie zamartwiać, to było najgorsze co mógł robić w tym momencie.
Siedzenie w zamkniętym prosektorium spory kawał czasu odzwyczailo jego oczy od światła codziennego, dlatego ciężko było mu sie dostosować do blasku slonca.
Zasłaniając oczy przed nadmiarem slonca, ujrzał kobietę stojąca kilka kroków przed nim, w starych lachmanach i zabandażowana w dodatku, nie szata zdobi człowieka jak to mowia, a w tym momencie to na pewno nie byla prawda, doslownie. Nie wyglądała ona bowiem na zwyklego człowieka który idzie na zakupy do sklepu, tylko sporej budowy niewiastę, pierwsza myśl jaka mu do głowy przyszla. Kogoś takiego właśnie szukam..
Podszedł do kobiety słysząc jej odzew.
 
Ramp jest offline  
Stary 24-06-2016, 14:55   #162
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Starł pierwsze krople potu z czoła. Już chyba wolał zimno na wyższych poziomach niż ten straszny zaduch. W skupieniu się nie pomagał też hałas tych kombajnów. Spędził tylko trochę czasu w tym miejscu szukając jakiegokolwiek śladu i już zaczynał się irytować, gdy dojrzał coś na wzór poszlaki. Podszedł do koła i zerwał materiał, gładząc go w ręce. Zdecydowanie musiał pochodzić od jakiegoś ubrania. Rozejrzał się bacznie w poszukiwaniu jakiegoś przejścia. Teoretycznie przy każdym z drążących ziemię kombajnów był nieduży tunel, którym mogły poruszać się istoty, których Jedi szukał. Szybko jednak zauważył, że oprócz tych były jeszcze dwa tunele, przystosowane dla istot ludzkich wymiarów. Jeden z nich był poziomy, ale przy drugim była maszynownia bardzo prymitywnej windy. Musiał być wręcz pionowy. Skierował do niej kroki i przestudiował oznaczenia. Miał wrażenie, że im głębiej zejdzie tym lepiej. Zbadał dotykiem mocowanie windy z obawy przed wadliwym mechanizmem. Winda działała na prostym silniku. Raczej nie miało co się tutaj zepsuć. Mechanizmem sterujacym była prosta przekładnia z opcjami góra/dół umieszczona na balkonie zjazdowym. Przełożył ją w dół i hałasując winda zaczęła powoli się opuszczać.
Trudno mu było określić jak głęboko zjechał. Na pewno robiło się coraz cieplej i duszniej. Kiedy winda wreszcie stanęła był już cały zlany potem. Z trudem mu się oddychało. Od windy rozchodziły się cztery korytarze, ale nim Jon zdażył cokolwiek zrobić, do jego nóg podbiegł pobratymiec istoty, którą spotkał w hotelu.
- O panie, nowy korytarz jeszcze nie oczyszczony! Prosiliśmy o więcej czasu! - upadł mu do stóp.
Odpowiednio opłacani pracownicy... Kłamstwo ma krótkie nogi, Xen.
- Wstań. Nie jestem żadnym z panów. Chcę wam pomóc. Odwiedził mnie jeden z waszych, Vato i przyszedłem zobaczyć, co z wami robią na własne oczy.
- Wybawiciel z Legend! - oczy mu się zaświeciły. - To prawda! - stał jak oczarowany.
Jon nie wiedział co powiedzieć, przez moment oddychał tylko ciężko zaglądając w tunele.
- Macie tu jakąś radę starszych z którymi mógłbym porozmawiać?
- Tak Wybawicielu! - chwycił go za rękę i zaczął ciągnąć za sobą - Aaaiiiaan! - krzyknął - Zbierz radę! Wybawiciel przybył!
Nie odzywał się już i dał poprowadzić podekscytowanemu obcemu.
 
Kolejny jest offline  
Stary 24-06-2016, 18:03   #163
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
-No czesc - Aaron obejrzał kobietę od góry do dołu - jesteś dość duża jak na zwykłą kobiete. Co do mieszkania tam, to w zasadzie, chwilowo jest to moje miejsce pracy. Mieszkanie mam w innym miejscu.
-Aaron Martell
- mało co zapomniał się przedstawić, wyciągnął rękę do przywitania.
Masz jakąś sprawę do załatwienia w akademii?
Mina jej stężała. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Cofnęła głowę, zamrugała, jakby dostała wiadrem zimnej wody w twarz. Potrząsnęła głową.
Ona na pewno zwariowała, a gość, który przed nią stał był wytworem jej wyobraźni. Była tak zdziwiona tym co powiedział, że stała tak dłuższą chwilę w milczeniu, przyglądając się uważnie rozmówcy.
-Co? Czej, prry, ej, chwila- Chciała się pomasować po nasadzie nosa, ale gdy tylko dotknęła opuszkami placów skóry, syknęła z bólu i zaniechała swojej próby. Bolało jak diabli.
Westchnęła, rozglądając się, czy ktoś jej nie robi przypadkiem w konia.
Przestrzeń wokół nich była tak spokojna i pusta jak parę chwil temu. Niestety, to się chyba działo naprawdę.
-ym...Kay. Kaylara.-Była zdenerwowana. Odpowiedziała mu roztargnionym głosem.
Popatrzyła nieufnie na jego wyciągnięta dłoń i niepewnie podała swoją. Ale na krótko. Uścisnęła ją tylko na chwilę by szybko puścić.
Nie miała w ogóle czasu na pogawędki.
Kto zaczyna rozmowę wypowiadając jakieś dziwne uwagi o posturze?!
Zbliżyła się trochę, wiedząc że raczej ma do czynienia z wariatem niż z przeciwnikiem.
W sumie to nie bardzo wiedziała co mu powiedzieć.
Przygryzła wargi, namyślając się co zrobić.
-Wiesz, sytuacja jest z lekka pokręcona, ale skoro tam pracujesz...Ręką wskazała na świątynię.-Tak...w sumie mam sprawę. Tak to chyba wygląda. Raczej na pewno-Zerknęła niepewnie na nieznajomego.-Sprawa nie cierpi zwłoki. W sumie to zaraz się nimi mogę stać, jeśli nie zejdziemy z widoku. Mówię poważnie.-.
-A propo, nie gniewaj się o tą 'ocene postury’ - zaakcentował ostatnie dwa wyrazy - Poprostu nie kojarze nikogo z tutejszych… a zreszta, jeszcze mi wpierdolisz i tyle z tego bedzie - uśmiechnął się tylko.
A wracając, mogę Cię tam zaprowadzić, tylko mała uwaga, nie znam Cię i jeśli masz zamiar tam kogoś skrzywdzic to nawet nie próbuj, nie wyjdziesz z tego żywa - rozejrzał się dookoła po czym z powrotem na Kaylare - Widzę ze te przebranie to tylko dla zmylenia wscibskich oczu.
-Nie za dobrze wyglądasz, trzeba coś będzie z tym zrobić. - obejrzał jej twarz z większą dokładnością.
-Co?-Spytała roztargniona, robiąc niewyraźną minę.-ja? Jasne, że nie jestem tutejsza-Postanowiła puścić mimo uszu uwagę o biciu.-Słuchaj, ta historia jest trochę z deka pojebana-Rozejrzała się znów nerwowo dookoła. Mechaniczną ręką przejechała po włosach.-Nie ma za dużo czasu. Ja nie mam czasu.-Popatrzyła mu się uważnie w oczy. Musiało to wyglądać dziwnie i z lekka strasznie, bo pierwsze co się rzucało w oczy to jej rozjebany, uchlapany krwią nos i stara szrama w poprzek twarzy.
Spróbowała jednak się uspokoić i wytłumaczyć wszystko spokojnym głosem.
-Nie wyglądam na to, wiem, uwierz mi widziałam swoje odbicie. Ale jestem żołnierzem sił specjalnych Republiki. Jeśli w tym momencie nie wejdziemy do środka i nie uratujesz mi dupy, to jestem w stanie przewidzieć że pewnie za pięć minut zleci się tu cały wywiad i ty i ja zostaniemy podziurawieni jak Sullustiański ser. A sprawa z jaką idę to nie tylko uratowanie mojej mało znaczącej dupy, ale kto wie, może dupy całej Republiki. Czy teraz mi pomożesz?-
Spojrzała z nadzieją w spojrzeniu na swojego rozmówcę. Dupa zaczynała jej się palić. Nie lubiła stać na otwartych przestrzeniach. Zresztą chyba dzięki Karellenowi nabawiła się jakiejś nerwicy.
-Chodź zaprowadzę Cię do jednego z tutejszych Mistrzów Jedi, a później jeśli wszystko będzie w porządku opatrze do porządku twoja rane, tutaj też widzę amatorska robotę.
Odwrócił się na pięcie i kazał nowo poznanej isc za nim. Nadal jeszcze wiadomość przez komunikator do swojego pracodawcy.
-Mical, prosiłbym Cię o przybycie do wyjścia jeśli to możliwe, ktoś ma do Ciebie sprawę.
Żołnierz republiki? No prosze
Ruszyła za nowo poznanym i rozejrzała się jeszcze nerwowo za siebie parę razy.
-Hm? Umiałbyś nastawić?-Odpowiedziała po chwili na jego wcześniejsze stwierdzenie.-Boli jak ostatni skurwysyn. Niedawno jeden taki skurwiel mi przywalił, zresztą jeśli będziesz mieć okazję to może ci o tym opowiem.-Wzruszyła ramionami.-Czy ten...Mical to jakaś szycha? Wiesz, to naprawdę bardzo ważne. Chyba tylko Jedi zostali, a oni nie zabijają bez powodu nie? To znaczy, nie wplątują się w jakieś polityczne potyczki nie? Dużo się ich w ogóle ostało?-Próbowała zagadać swój stres. -Długo u nich pracujesz? Co robisz?-
To, że była dobrze wytrenowana, to że była komandosem jeszcze nie oznaczało że była wyzuta z uczuć. Nie była maszyną. Żołnierze też czuli co to strach
-Robie to i owo, ale nie chcę mi się za bardzo mówić o tym, pięć dni i nocy pracowałem i chciałbym iść odpocząć, a mówienie o tym jeszcze bardziej by mnie męczyło. Jak będę miał siły to Ci powiem.
A co do MISTRZA Micala, nie wiem czy byłby zadowolony gdyby ktoś kogo nie znał mówił do niego per ty, dlatego jeśli to Ci nie sprawi trudności to mów do niego Mistrzu, dobra?
- w zasadzie jakby mistrz miałby się na kogoś wkurzać to tylko na Martell, bo to on prowadzi mu nieznajoma na pogawędkę, dlatego wolał tego uniknąć - A rane jeszcze przebolej, niedługo nie będziesz czula że masz coś takiego na twarzy - uśmiechnal się i dochodzili już prawie do wejścia świątyni.
-Mistrz? Czyli ktoś wysoko? Bardzo dobrze.-Słychać było po jej głosie, że trochę jej ulżyło.
Ale dalej była napięta w sobie jak struna, czujna i ostrożna.
Te parę ładnych tygodni dało jej psychice w kość. Czuła się trochę jak podczas polowania, tylko że tym razem to ona była ofiarą. I nie było to fajne uczucie.
Ale mimo wszystko uśmiechnęła się delikatnie. Był to cień uśmiechu. Kiedyś pewnie miły i bardzo ciepły, teraz na tej okaleczonej twarzy wyglądał marnie i smutno. Ale jej zimno-błękitne, prawie białe oczy błyszczały się chęcią do życia. Nie zamierzała łatwo umierać.
-Na pewno do niego nie będę mówić na ty, spokojnie. Nie narobię ci wstydu. Nie przyszłam tu błaznować.-Odpowiedziała na jego słowa.-Ja ostatni czas też mam bardzo zapracowany.-Dodała z ironią. Trochę jej się humor polepszył.
W końcu mogła z kimś normalnie porozmawiać. Karellen był jak maszyna pod tym względem, nie dało się z nim zamienić normalnie ani jednego słowa. Odpowiadał wtedy i na to, na co uważał za słuszne. Ten tu wydawał się być w ludzkiej normie psychicznej. Miło się rozmawiało.
-Jesteś więc lekarzem?-Spytała ciepłym głosem. Nie była typem nerwusa czy żądnego krwi osiłka. Mimo wielkiej postury i wyglądu niezbyt atrakcyjnego była bardzo miłą osobą.- Naprawdę będę wdzięczna za twoją pomoc. Modelką to może ja nigdy nie będę, ale nie chcę straszyć przetrąconym nosem.-Jeszcze raz obejrzała się dookoła.-Los mi ciebie zesłał najwidoczniej.
-Tak, jestem lekarzem, a twarzą to się nie martw, widziałem gorsze - uśmiechnął się - Na razie to masz do pogadanka z Mistrzem, a potem będziemy rozmawiać o twojej twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 24-06-2016 o 18:06.
Ravage jest offline  
Stary 25-06-2016, 00:12   #164
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Ostatnie dni miłały jej bardzo szybko. Leczenie pacjenta Mocą było wyczerpujące dla niej fizycznie więc każdorazowo po takim leczniczym seansie była wyrzuta z sił i energii na cokolwiek.
Zwykle wtedy korzystając z faktu, że w porze kiedy kończyła pracę w prosektorium to padawani byli na zajęciach, więc mogła nie zaczepiana przez nikogo przemykać się do swojego dormitorium. A tam po wzięciu prysznica, czasem nawet tego nie robiła, kładła się na łóżku i zapadała w drzemkę.

Ale ten dzień był inny. Pacjent Martella przebudził się, a ona miała za zadanie porozmawiać z nim i wydobyć kody dostępu. Dzięki nim oraz wiedzy jaką Hayes sama zdołała zebrać o Kraycie to będą mieli ich w garści. Wszystko będą mogli im prześwietlić...
Laurienn patrzyła jak Slevin, zwany teraz Cyrusem, zapada ponownie w sen. Odsunęła się z krzesłem od jego łóżka. Westchnęła ciężko, ale i cicho by nie niepokoić Micala. Jej odczucia w tym momencie można byłoby porównać do zadyszki po nagłym biegu. Oczywiście oddychała normalnie, ale czuła ucisk na klatce piersiowej i ogólne zmęczenie. Miała wrażenie jakby jej nogi zrobiły się bardzo ciężkie.

Po chwili spędzonej na odsapnięcie, Laurie wzięła do ręki datapad na którym zapisała to co podyktował jej pacjent. Nie miała pretensji do niego, że podszedł do ich rozmowy z dużym dystansem. W końcu był w obcym miejscu, otaczali go obcy ludzie. Cholera też wie jaki miał stosunek do Jedi wcześniej.
- No i mamy to co potrzeba - powiedziała z zadowoleniem w głosie, przyglądając się Micalowi. - Co dalej mamy w planach? - zapytała uśmiechając się do niego szczerze. Nie wstawała z krzesła, bo czuła, że jeśli teraz to zrobi to zakręci się jej w głowie.
Mężczyzna podniósł się z krzesła i wyciągnął rękę po datapad, na którym zapisała kody Cyrusa.
[media]http://orig15.deviantart.net/08f9/f/2013/168/8/2/me2_datapad_for_xps_by_just_jasper-d69hhn0.png[/media]
- Muszę wbić to w gotowe algorytmy i poczekać aż system to przeliczy. Później… jeśli te kody zadziałają… opcji otworzy się przed nami naprawdę sporo. W tej chwili nawet nie wiem od czego zaczniemy.
- Czasu mamy tyle ile potrzeba Kraytowi na zorientowanie się że ktoś te kody może mieć- stwierdziła. - Ja już z nim skończyłam - wskazała skinieniem głowy na Cyrusa.
- Chodźmy więc - podał rękę by pomóc jej wstać. - Co do kodów, to nie chodzi o ich aktualność, ale o sposób szyfrowania. Ten ma pewną powtarzalność, której nie da się wykorzenić. Ale nie chcę cię zarzucać szczegółami, bo sam nie jestem aż takim specjalistą w tej sprawie. Pogadaj z swoją siostrą następnym razem, ona więcej ci o tym powie.

Laurienn ostrożnie wstała z krzesła i skorzystała z pomocy Micala by utrzymać się w pionie.
- Po co moją siostrę kłopotać jak mamy wciąż w dyspozycji Lyn - powiedziała lekko się uśmiechając. - A Em powinna się zjawić lada dzień. Poproszę je obie by nad tym przysiadły. Co o tym myślisz?
Na ustach pojawił się mu tajemniczy uśmiech.
- Ja te algorytmy mam już napisane. Autorem jest nikt inny jak Emily Hayes. Pozostaje wpisać to czego się dziś dowiedzieliśmy.
- Oh, naprawdę? - zapytała retortycznie gdy wyszli już na korytarz. Uśmiechnęła się zaraz. - No to z pewnością będzie działać. Ale już nie mogę się doczekać, żeby spotkać się z nią po takim długim czasie. Cudem udało mi się ją wyplątać od Krayta i wysłać z… - prawie a by przez zmęczenie wygadała się o Yuthurze. - No, z HK, żeby zajęła się czymś konstruktywnym.

Stanęli przed windą i Jedi wdusił panel by ją przywołać.
- Za chwilę wyślę wiadomość twojej siostrze, musi wpaść i skontrolować, czy algorytmy dobrze działają. To pewnie zajmie z dwa tygodnie - weszli do turbowindy i zamiast wbić piętro, na które muszą jechać, Mical zablokował śluzę. Nagle przycisnął Laurienn do ściany i pocałował ją gwałtownie.
Hayes zupełnie się tego po nim nie spodziewała, tym bardziej, że myślami była gdzie indziej. Do tego zmęczenie...
Ale jakoś tak, gdy ich usta się złączyły...
W chwilach takich jak ta sił zdawało się tylko przybywać, a wszystko co ich otaczało traciło na jakimkolwiek znaczeniu. Liczyło się tylko tu i teraz.
To co do niego czuła było niezwykle głębokim uczuciem, zupełnie jakby pod wpływem ich uczucia również łącząca ich więź poprzez Moc uległa zmianie, wzmocnieniu. Miała wrażenie, że teraz rozumieli się praktycznie bez słów.
Laurienn objęła go ramionami za szyję odwzajemniając pocałunek z zaangażowaniem i determinacją jakiej się po sobie nie spodziewała będąc tak wykończona pracą. Jego niewypowiedziana propozycja spotkała się z wyraźnym entuzjazmem z jej strony i gdy ten zsunął dłonie na jej biodra i przyciągając ją blisko do siebie, ona sięgnęła rękami do jego piersi rozpinając mu koszulę. Najbardziej uwielbiała te momenty kiedy patrzył na nią w ten konkretny sposób jak właśnie w tej chwili.
Był dla niej wszystkim, a zdobycie go uznawała za swoje największe osiągnięcie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-06-2016, 23:20   #165
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Miriala, dom rodziny Morlan
Porucznik nie przerywała krótkiego monologu, jaki wygłaszał Rohen. Uśmiechała się jedynie nieznacznie, ewidentnie mając ubaw z padawana.
- Coś może się znajdzie… - odpowiedziała, gdy skończył swoje. – Niech panicz się przebierze w coś co nie jest obrzygane, a ja zaraz wrócę – odwróciła się na pięcie i wyszła.
Jej polecenie byłoby łatwe do spełnienia, ale nie w dzisiejszym przypadku. Choć zimny prysznic go zdecydowanie otrzeźwił, to nadal nogi mu się plątały, a ręce jakoś nie do końca chciały spełniać jego polecenia.
Gdy Ward wróciła, zastała go leżącego na podłodze. Był już bez spodni, ale w połowie rozpięta koszula zaklinowała się na nim, gdy chciał ją ściągnąć przez głowę. Szarpał się z tymi rękawami, które nagle wydawały się labiryntem nie do przejścia.
Porucznik Tyrenne była jednak właściwą osobą, na właściwym miejscu. Wyciągnęła nóż i po prostu rozcięła jego wierzchnie ubranie, uwalniając go. Potem z powrotem zaprowadziła go do łazienki, nachyliła go nad wannę i podsunęła mu coś pod nos.
- Wciągnij. Na raz! – jej głos nie znosił sprzeciwu.
Potulnie zaciągnął się i dziwnym proszek wypełnił jego nozdrza. Przez chwilę nie czuł nic, oprócz ochoty do kichnięcia, ale nagle zawirowało mu gwałtownie w głowie. Zwymiotował intensywnie, jakby miał się pozbyć swoich wnętrzności.
Ward trzymała go mocno w stalowym uścisku. Wreszcie torsje ustały, a Rohen poczuł się zdecydowanie lepiej. Wróciło czucie w kończynach, a i umysł zaczął pracować jaśniej.
- Panicz weźmie szybki prysznic i idziemy – zarekomendowała Porucznik puszczając go. Nie wyszła jednak z łazienki, czego mógł się spodziewać.
- No ruchy – pogoniła go – Jeszcze mi tu zemdlejesz i głowę rozbijesz. Złapię cię w razie potrzeby. I nie przejmuj się mną – uprzedziła jego możliwe obiekcje. – Nie ma opcji, żeby jakikolwiek facet w twoim stanie mógłby mnie zawstydzić.
Nie mając większego wyboru, Morlan obmył się w jej obecności i później ubrał. Ward powstrzymała się od złośliwych komentarzy, choć miał wrażenie, że te cisnęły się na jej usta.
Zaprowadziła go do hangaru ścigaczy. Specyfik jaki mu podała działał, choć Rohen czuł wielkie zmęczenie.
- Słuchaj młody – zwróciła się do niego, kiedy otoczył ich wianuszek komandosów. – Dostaniesz spluwę nabitą ślepakami. Fen’Ik – wskazała na jednego z jej podwładnych – będzie kierował, a ty masz być po prostu na widoku. Będę za tobą, gdyby ci brakło sił. Gdy naganiacze wypłoszą zwierzynę, strzel w jej kierunku. Podstawiony snajper zajmie się tym, żeby wyglądało na celne trafienie. Później będziesz się pławił w sławie wielkiego łowcy. Zrozumiano?

Mygeeto, kopalnie
Korytarze choć ciasne, były przystosowane do poruszania się w nich osoby o ludzkiej posturze. W każdym razie nie były one wyciosane z jakąś szczególną starannością i Jon musiał niejednokrotnie się uchylać by nie rozbić głowy o wystający fragment skały. Tymczasem prowadzący go obcy był bardzo podniecony i równie bardzo rozmowny.
- Nie chcieli wierzyć Vato, a ja im mówiłem! Zawsze! Wybawiciel z Legend! Takoż Rada teraz musi odpowiedzieć! Wszystko się zmieni! Wybawiciel z Legend, Wybawiciel z Legend… – powtarzał to ostatnie jak mantrę.
Po drodze spotkali kilka innych istot. Każda z nich wyglądała na wychudzoną, ich ubrania przypominały łachmany. W oczach jednak, słysząc okrzyki jego przewodnika, zapalało się im światełko nadziei. Przekazywali też dalej te wzbudzające otuchę słowa.
- Wybawiciel z Legend!
Wkrótce to zawołanie ich wyprzedziło i w każdej większej komnacie którą mijali w powietrzu unosiło się:
- Wybawiciel z Legend!
W akompaniamencie tych okrzyków, które przybierały wręcz formę modlitwy, dotarli do największej z jaskiń. Wysoka na dwa metry, miała kształt nieregularnego koła. Była zapełniona tymi małymi istotami, a coraz to nowe osobniki się tam wciskały. Baelish mógł podejrzewać, że byli w centrum ichniej podziemnej wioski.
Przewodnik nie pozwolił się oddzielić od niego i sam prowadził go na środek tej komnaty. Tam stało kilka starszych istot, a wraz z nimi Vato, którego Jedi poznał wcześniej.
- O czcigodni starsi – rozpoczął przemowę, a nagle cały gwar umilkł. – Jako rzekłem, tako przedstawiam wam Wybawiciela z Legend! – wskazał na Jona. – Jak przepowiedziano przybył z pustki, by przegonić wysokoczołych i oddać nam ziemie naszych przodków!
W przeciwieństwie do młodych z ich plemienia, Rada Starszych nie podchodziła do tego tak entuzjastycznie.
- Zali prawda i to? Tyśże Wybawicielem z Legend? – zapytał najstarszy z nich, noszący na szyi okulary górnicze z rozbitymi szkłami.

Coruscant, sektor 30, dzielnica mieszkalna, motel Mynoc, pokój 30A
Uchylili okno, bo klimatyzacja nieco szwankowała. W powietrzu unosił się zapach seksu. Sol robił wszystko, żeby nie zasnąć, ale po tych tygodniach spędzonych w napięciu, nagłe rozluźnienie i wydzielana do organizmu prolaktyna wręcz prosiły się o przymknięcie oczu. Wiedział, że jeśli pozwoli sobie choćby na chwilę słabości to zaśnie.
Tymczasem Brianna przeciągając się wygięła się jak kotka, mrucząc przy tym. Jej maślane spojrzenie także sugerowało, że sen będzie dobrym rozwiązaniem.
Pojawiła się w hotelu po sześciu godzinach od jego wiadomości. Wynajęła pokój obok i chwilę później wpadli sobie w objęcia. Cokolwiek Zhar-kan miał do powiedzenia, musiało poczekać. Mistrzyni dopadła go z taką miną, że arkanianin zrobił szybki rachunek sumienia i musiał przełknąć ślinę, bo trochę grzeszków jednak miał.
Na szczęście zamiary Jedi były jednoznaczne i wiązały się wyłącznie z cielesną przyjemnością. Z racji tego, że oboje byli dosyć wyposzczeni to całość nie trwała zaskakująco długo. Nie zmieniało to jednak faktu, iż teraz chęć snu uderzała jak nigdy wcześniej.
Brianna jednak posiadała większą samokontrolę i podniosła się na rękach, siadając obok niego.
- Stęskniłeś się za mną, co? – mruknęła łasa na komplementy.

Akademia Jedi, turbowinda
Całował ją po szyi jednoczesnie rozpinając, czy raczej rozrywając jej bluzkę, gdy odezwał się jego komunikator. Ze złością przerwał dotychczasowe czynności. Poczucie obowiązku wzięło górę nad pożądaniem.
Na krótką chwilę.
Gdy tylko przeczytał informację wyłączył dźwięk z krótkim komentarzem:
- Poczekają.
Wrócił do gorliwego pozbywania się jej ubrań.

Wielki Hol
Olbrzymie kolumny podtrzymujące wysoki sufit ciągnęły się dziesiątkami.
Była to imponująca budowla, która robiła na gościach Jedi wrażenie potęgi gospodarzy. Tak było i teraz, choć o ile wcześniej poparte to było setkami Rycerzy stawiających swoje stopy na tych zimnych posadzkach, tak teraz czuć było pustkę. Echo towarzyszące każdemu wypowiedzianemu słowu bardzo deprymowało i nie zachęcało do prowadzenia rozmów.
Pewnie dlatego Martell wybrał boczny korytarz, w którym oczekiwali na Wielkiego Mistrza.
Ten wszak się nie zjawiał. Minęło ponad dwadzieścia minut spędzonych w znacznej mierze w krępującej ciszy, nim usłyszeli stukot obcasów o posadzkę i w ich kierunku szedł Mical.
Widok Aarona w towarzystwie zakrwawionej kobiety, która nie wyglądała na pierwszego z brzegu przechodnia musiał mu dać sporo do myślenia.
- Tędy proszę – skierował ich do jednej z licznych komnat dla gości. W środku wskazał by Kaylara usiadła. - Czy to ktoś z twojego zadania, czy zupełnie inna sprawa? – zapytał Aarona
- To drugie – odparł medyk. – W sumie to mnie to nie dotyczy, a im mniej wiem, tym spokojniej śpię – wzruszył ramionami.
- Racja – przytaknął mu Jedi.
Bez zbędnych słów Martell skinął głową Quest i wyszedł.
Gdy zostali sami Wielki Mistrz usiadł naprzeciw kobiety.
- Sprowadzają cię tutaj te obrażenia, czy to tylko skutek powodu, dla którego jesteś tutaj? Jak cię zwą?

Dwa tygodnie później, Akademia Jedi, gabinet Wielkiego Mistrza
- Cokolwiek można powiedzieć o twoim pobycie wśród Krayta, to jedno jest pewne. Potrafisz zarządzać najemnikami Laurienn – Mical nie mógł oderwać od niej wzroku. To był dopiero drugi dzień, od kiedy ściągnęła bandaże. Jej wygląd wbrew pozorom nie zmienił się znacznie. Jednak teraz jej rysy twarzy były znacznie bardziej poważne. O ile wcześniej była świetną kumplą, ładną dziewczyną ze sąsiedztwa, czy nawet Żelazną Dziewicą z którą żartowali sobie najemnicy, to teraz ona sama widziała w lustrze kobietę. Poważną, pewną siebie kobietę, która prędzej byłaby panią senator z Korelli niż kapitanem przemytniczego frachtowca. Jeśli można to porównać, to kiedyś była Laurienn, to teraz jest Hayes.
Dzieciaki w Akademii w ogóle jej nie poznały i została zarzucona uprzejmymi „dzień dobry” i „w czym możemy pani pomóc”.
Na swój sposób było to urocze.
- Dlatego postanowiłem zostawić ich pod twoimi rządami. Wybierz sobie lidera polowego i po prostu zoptymalizuj ich akcje. Listę i informacje o nich masz już na swojej skrzynce. Kiedy odbędę rozmowę z Parkerem, to dam ci znać, być może dołączy do twojego oddziału – wstał z kanapy. Rozmowę prowadzili w jego gabinecie, ale nie przy jego biurku, tylko przy stole gościnnym przy którym była właśnie kanapa i szeroki fotel w którym siedziała teraz Jedi. Było tak po prostu wygodniej.
- Co do misji, to podyskutuj o tym z naszym najlepszym zwiadowcą – otworzył śluzę i do środka weszła rudowłosa mandolarianka.
- Kopę lat Laurie! – Mira musiała się wcześniej widzieć z Micalem, gdyż ledwo zwróciła na niego uwagę. Od razu ruszyła w kierunku siedzącej ciągle Hayes. – Spoko nie wstawaj – machnęła ręką. – Oho – podchodząc pochyliła się i spojrzała na lekko zaokrąglony brzuch Jedi. – Który to miesiąc? Czwarty? Ty bliźniaki tam nosisz czy co? – zaśmiała się.

Hangar wschodni
Echo zwielokrotniało odgłosy wystrzałów. Tak samo było z rozbijaniem się boltów blasterowych o tarcze.
Kiedyś stacjonowało tu dziesiątki myśliwców, które były do dyspozycji Rycerzy Jedi. Teraz Martell dostał zgodę by zaadaptować tą pustą przestrzeń na strzelnicę dla najemników, których zrekrutował na polecenie Micala.
- To jest kurwa bez sensu, przecież zupełnie tracisz celność. Jak chcesz strzelać serią to bierzesz karabin, a nie obnosisz się z dwoma pukawkami – mruknął Angus zakładając ręce na swej wielkiej piersi.
.
- Tak? To patrz na to – Gael zakręcił dwoma blasterami, przymierzył i strzelił. Bolt z modyfikowanego arkaniańskiego blastera rozbił się na krawędzi oddalonej o sto metrów tarczy, ale ten z ciężkiego mandaloriańskiego trafił w obrys sylwetki na tarczy. – I co ty na to? – ponownie zakręcił swoimi brońmy.
Był bardzo z siebie zadowolony.
- Pff, weź przyłóż sobie to do skroni i naciśnij spust. Może trafisz. Masz dwie szanse – skwitowała jego popisy Muriel.
Jej cel znajdował się przy wylocie z hangaru, czyli odległość wynosiła ponad pół kilometra. I w dodatku losowo się poruszał. Nie zamierzała się jednak przegadywać z dwoma mężczyznami. Znała swoją wartość.
- Słuchaj – zwróciła się do Martella, który akurat zrobił sobie przerwę. – Kiedy ruszamy? Bo jeśli jeszcze chwilę będę musiała tu z nimi wysiedzieć, to będę żądać podwójnej stawki.

Pokój gościnny
Po raz kolejny masował się po piersi. Zapoznał się z danymi odnośnie cyborgizacji jaką mu zaaplikowano. Mimo wszystko było to nieswoje uczucie, nosić w sobie tyle metalu. W każdym razie Jedi w niego sporo zainwestowali. Podejrzewał, że gdyby chcieli to któreś z nich mogło wydobyć z niego te kody siłą, a potem pozwolić mu zdechnąć jak psu.
Tymczasem Parker żył i czuł się dobrze jak nigdy dotąd. Poprzedni dzień spędził na siłowni i sam był zaskoczony swoimi osiągami. Po wstaniu zza grobu oczywiście mięśnie miał odleżałe i nie od razu wróci do pełnej sprawności, ale i tak wyniki były pozytywne.
Akademia czegoś od niego chciała jeszcze. Pierwszą i pewnie trafną myślą było to, że skoro już raz pokonał Krayta, to będzie w stanie to zrobić drugi raz.
Założył koszulkę. Pod drzwiami do przydzielonej mu komnaty stał mistrz Mical, by przeprowadzić rozmowę odnośnie przyszłości najemnika.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 28-06-2016, 18:30   #166
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Spojrzała prosto w oczy mężczyźnie, którego jej przedstawili jako Mistrza Micala. Czy to była ta osoba, czy ktoś zupełnie inny, kto przesłał im wiadomość?
-Obrażenia?-Zamyśliła się na chwilę. To był w sumie pikuś, to co teraz się stało. Wyrwane i poszatkowane ramię – to było dopiero obrażenie.
-W sumie, ma m...mistrz rację-trudno było jej się przemóc, żeby powiedzieć do niego tak, jak kazał jej Aaron. Trochę było to dla niej egzotyczne, dziwne.-Jestem Kaylara Quest. Komandos sił specjalnych Republiki.-Zamilkła na chwilę, by dać sobie chwilkę czasu. Musiała zebrać myśli. Nabrała powietrza.-Ponad dwa i pół tygodnia temu ze statku Brock wysłaliśmy zakodowaną wiadomość. Dostaliśmy również zwrot od Wielkiego Mistrza. Jednak ja i mój towarzysz wybraliśmy inaczej i...-
Z jej ust popłynęła opowieść. Powiedziała wszystko. Od samego początku. Od akcji na Ilum, i to, czemu chciała jednak ocalić Karellena. Bo w żadnej mierze nie była potworem. Wierzyła w Republikę. Wierzyła w dobre zamiary przełożonych. Mimo wszystko była tylko człowiekiem. Dobry, posłusznym i przeszkolonym. Ale z ideałami. Opowiadała co się stało podczas podróży na Coruscant, jak zostawili za sobą robotników na platformie gazu, jak została ogłoszona przez wywiad niebezpiecznym zdrajcą. Jak dotarło do niej, że przecież nie zrobiła nic złego, po prostu wypadło na jej oddział, że zostaną tak po prostu spisani na straty, że coś się niedobrego dzieje w wojsku, ale wtedy, podczas podróży na Coruscant nie mogła tego pojąć. Myślała że to pomyłka. Że to mimo wszystko piekielne nieporozumienie. Mówiła z przerwami. To było dla niej trudne.
Na jej twarzy malował się bezbrzeżny smutek. Z trudem opowiedziała o tym, jak wywiad zamknął ją w celi i torturował, mimo że mówiła prawdę tak jak tu i teraz. Jak musiała zabić znajomych, by przeżyć i o tym, że między nimi trafił się jednak ktoś dobry, kto pomógł jej uciec. A potem zjawił się gość, którego już raz musiała się pozbyć, bo zabił jej towarzyszy i próbował odbić Karellena. Jak wypowiadał się o nim z pogardą. Po czym okazało się, że Karellen ma brata bliźniaka który ma oddać mu władzę. Mieli tu jechać razem ale on wysiadł. To nie był normalny człowiek. O nim też opowiedziała ze szczegółami.
-Nie ufam już nikomu. Szczerze mówiąc... wam też nie.-Dopiero teraz spojrzała na swojego rozmówcę, swoimi zimnymi w wyrazie oczami.-Ale nie mam już gdzie iść. Tak czy siak, gdzie nie pójdę mogę zginąć. Ale znałam za dziecka o was opowieści. Została mi już nadzieja. Nawet nie wiem, czy moja rodzina jeszcze żyje. Myślałam, że może ty Mistrzu mi pomożesz.-Dodała ze smutkiem i nieskrywaną goryczą w głosie.

Przez ten cały czas gdy snuła swoją opowieść Jedi nie przerwał jej ani razu. Słuchaj jej uważnie, jakby chciał zapamiętać każde jej słowo. Na jego twarzy malował się smutek, choć kobiecie wydawało się, że gdzieś w kącikach oczu, w mocniejszym zaciśnieciu szczęki pojawiały się ogniki złości.
Gdy skończyła, Mical nie odpowiedział od razu. Milcząco przypatrywał się kobiecie, rozmyślajac nad opowiedzianą przed chwilą historią. Wreszcie wstał podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.
- Wykonałaś zadanie. Nikt ci go nie wyznaczył, w trudnych chwilach sama podejmowałaś decyzje zgodne z twoim sumieniem i zakończyłaś to sukcesem. Republika, ta prawdziwa Republika, dla której ważne są życie i wolność każdej istoty, jest z ciebie dumna żołnierzu.
Wypowiedział to tonem oficera przyjmującego raport od podwładnego. Jego głos był twardy i zdecydowany. Nie była pewna czy zrobił to dla niej, czy miał jakąś osobistą potrzebę oddania honoru dla jej czynów.
Po wszystkim usiadł i przemówił znacznie spokojniej.
- Wiadomość do Brocka wysłałem osobiście. Dobrze, że udało ci się ostatecznie dotrzeć do nas. Teraz zostaniesz objęta kuratelą Akademi Jedi i tylko zgoda dwóch trzecich Senatu może to odwołać. A na to nie zanosi się dopóki nie rozpiszą nowych wyborów - uśmiechnął się lekko. - Nic ci tutaj nie grozi, natomiast swoimi drogami zobaczę co z twoją rodziną. Ty jednak będziesz zmuszona pozostać na naszym terenie, tylko w ten sposób będziemy mogli zapewnić ci pełne bezpieczeństwo. Zgadzasz się na moją propozycję?
Była zaskoczona jego słowa. Otworzyła usta. Siedziała tak chwilę, nie wiedząc co powiedzieć.
Oczy jej się zaszkliły. Chyba z radości, że to w końcu koniec. Koniec ucieczki. Że ktoś w końcu się za nią ujął, wysłuchał i nie ocenił źle. Westchnęła cicho.
Nie mogła osiąść na laurach i tu siedzieć.
-Ale...-Zaczęła. Sama chyba nie bardzo wiedziała co powiedzieć.-Dziękuję....-Te słowa wypowiedziała szeptem. Uszy jej poczerwieniały. Miała nadzieję, że to wszystko prawda.
-Chciałabym dowiedzieć się prawdy.-Dodała równie cicho co słowa podziękowania. Znów patrzyła na swoje stopy. Była psychicznie bardzo wyczerpana. Czuła się trochę jak zagubione małe dziecko, a nie jak wielka komandos, która potrafiła rozwalić kilku przeciwników na raz.
-Chciałabym się dowiedzieć czemu komandor Hien i reszta chłopaków musiała zginąć...dla ich rodzin.-Znów podniosła wzrok. W jej oczach widać było iskry gniewu, ale na płomień nie starczało sił.-I po co komu był potrzebny Karellen...Cały czas mówił o wielkim planie. O jakiejś tajemniczej pracy dla Republiki. Że to on ją stworzył. I ten jego brat. Choć się zapierał, że to nie rodzina, to następny klon. Poszedł się z nim spotkać. Wyznaczył mu spotkanie. Chyba. To był dziwny facet, ale nawzajem ratowaliśmy sobie tyłki, aż do tej pory...-
Uśmiechnęła się smutno.
-Chcę tu zostać. Będę bardzo wdzięczna. Jeśli będę mogła, to chcę i wam pomóc. Ale nie wiem, czy jeszcze będę w stanie...- Z trudem przychodziły jej te słowa. Nie lubiła się rozklejać. Miała być twarda nie miętka. A teraz nie umiała ukryć uczuć ale i z ich wyrazem miała bardzo duże trudności. Nie była dobra w te klocki.
W przeciwieństwie do niej, Mical uśmiechnął się bardzo ciepło.
- Na razie musisz po prostu odpocząć. Nie będę ukrywał, że twoje informacje noszą wielką wagę dla wielu naszych aktualnych i przyszłych misji - widać chciał być z nią szczery. - Częścią naszych kolejnych działań będzie wybadanie kim jest ten wspomniany przez ciebie Karellen. A to doprowadzi nas do informacji, dlaczego ludzie z twojego oddziału zginęli. Jednak wszystko po kolei. Wody? - nie czekając na odpowiedź wstał i wyciągnął z zabudowanej w szafie lodówki zimny napój. Podał jej go i kontynuował. - Nie jestem zwolennikiem robienia wszystkiego na raz, ale z racji tego, że zaproponowałaś swoją pomoc, to pozwól, że pociągnę temat - spojrzał jej prosto w oczy. - Tworzymy oddział szturmowy, który wspomoże naszych rycerzy i padawanów. To nie będzie łatwa robota, choć myślę, że nie trzeba ci tego tłumaczyć. Przepraszam, że wspominam o tym już teraz, ale sama poruszyłaś ten temat - mrugnął porozumiewawczo.
Wzięła napój i podziękowała cicho, by nie przerywać Jedi. Otworzyła go i upiła łyk. Był przyjemnie chłodny. Zorientowała się dopiero teraz, że ostatnio piła rano, gdy tylko wstała. Strasznie jej się pić zachciało, ale nie piła łapczywie, tylko małymi łyczkami słuchając uważnie tego, co mówił do niej Mical.
Pikiwała smętnie głową, zakręciła butelkę i uśmiechnęła się smutno.
-Kiedy?-Spytała.-Jak na razie nie wiem...nie wiem czy jestem w stanie.-Zamyśliła się. To prawda. Była wymęczona fizycznie i psychicznie. Do tego myśli o rodzinie nie dawały jej spokoju.
-Wybacz...Mistrzu. Ale ja naprawdę muszę najpierw zobaczyć się z rodziną...z matką. Z braćmi. Oni mają małe dzieci...ja od początku misji o nich myślę. Codziennie, a odkąd to wszystko poszło w złą stronę…-Westchnęła ciężko, z trudem powstrzymując się od emocji i pokręciła głową.-Po prostu myśl o tym, że przeze mnie ktoś im zrobił krzywdę doprowadza mnie na granicę szaleństwa.-Podniosła wzrok i spojrzała się na twarz swojego rozmówcy.
-Obawiam się, że na polu walki w takim stanie się nie przydam. Tu jestem tak blisko nich...Jakbym mogła teraz wyjechać? A…-Zawahała się na chwilę.-Ja...ja nie wiem co mam teraz zrobić. Czuję się rozbita. Czuję się jak uciekinier z pola walki. W wojsku jestem spalona. Tyle dla nich zrobiłam, a teraz...Moja kariera poszła w drobny mak. Wywalczyłam sobie tylko życie, nic nie udało mi się więcej osiągnąć...-Zgarbiła się trochę i znów wbiła smętny wzrok w podłogę.
Naprawdę nie wiedziała co robić. Nie miała teraz sił na walkę. Czuła, że jest nikim, że jej umiejętności są niczym. Że wszystko dzieje się poza nią. Że nie jest w stanie na niczym zapanować.
Czy dobrze zrobiła, broniąc się tak zaciekle przed śmiercią?
 
Ravage jest offline  
Stary 28-06-2016, 21:34   #167
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Coruscant, sektor 30, dzielnica mieszkalna, motel Mynoc, pokój 30A

Najemnik z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem, czemu trudno się dziwić po tak długim okresie życia w ciągłym napięciu. Przewrócił się na bok, uważając przy tym na obtłuczone żebra i odpowiedział z uśmiechem na ustach.
- Jak za wodą na Tatooine. Brakowało mi ciebie i odrobiny luzu. Chyba po raz pierwszy od… dwóch lat? Nie muszę się zastanawiać czego Czerwoni zarządają tym razem, nie muszę się nigdzie śpieszyć, ani ryzykować życiem. Nawet nie jestem zbytnio obity. - Sol podniósł się do pozycji półleżącej i poklepał się po obandażowanej klatce piersiowej. - Ty się musisz w Akademii nudzić. - dodał.
- Zależy co przez to chcesz powiedzieć. Oczywiście, że nie ma tam tyle emocji co podczas podróży z Wygnaną Jedi, ale zapał dzieciaków potrafi się udzielić. Poza tym jest naprawdę wesoło, co w porównaniu z życiem z moimi siostrami jest świetną odmianą.
- Siostrami? Nie wiedziałem ze masz rodzeństwo. - zainteresował się Sol.
- Mam, miałam... Nie interesowałam się co z nimi się stało po... Zresztą, nie chcę do tego wracać - ucięła.
- Rozumiem. Ja jako klon żadnej rodziny nie miałem, zdaje się że z mojej linii produkcyjnej nie zeszło zbyt wiele osobników. Mam "wady wrodzone" jak to określali. Nieważne. - mruknął i spojrzał na hotelowy barek. - Chcesz się czegoś napić?
- Masz tu gdzieś wodę? - rozejrzała się. - Muszę dbać o linię, kto wie jakie tam seksowne najemniczki się za tobą oglądają - mrugnęła do niego.
- Jasne, jasne. - odparł i sięgnął ręką pod łóżko, gdzie czekała butelka wody. Odkorkował ją i podał Briannie. - Jedyne "najemniczki" jakie spotykam to te które chcą mi spuścić wpierdol. W zasadzie skłamałem, bo nawet nie najemniczki, tylko taka jedna komandos. Znowu spotkałem tą z Ilum co mnie podziurawiła, tym razem skończyłem z popękanymi żebrami. Ale odrobinę satysfakcji mam, bo ostatecznie ją załatwiłem. Nos zdaję się w trzech miejscach ma złamany. Tak na szybki rzut oka. - odpowiedział z lekkim uśmiechem na ustach. - To raczej ja się powinienem martwić, kto wie czy jakiś polityk, czy inny wpływowy facet nie próbuje cię odbić jak ja się rozbijam po galaktyce.
- To ty nie wiesz, że wokół Jedi panuje fama cnotek niewydymek? Każdy jeden facet, który zawita z jakiejś okazji w Akademii zachowuje się jakby do klasztoru wszedł. No, troszkę niby racji w tym jest - zaśmiała się - ale mimo wszystko jest to śmieszne. Z drugiej strony jest tak rzeczywiście wygodniej, już sobie wyobrażam te kolejki do naszej hojnie obdarzonej - zrobiła charakterystyczny gest na wysokości swoich piersi - miraluki.
- Mistrzyni Visas? Prawdę mówiąc nie zwracałem uwagi. Ale faktycznie, famę macie dokładnie taką jak mówisz. Stary Zakon kategorycznie zabraniał wszelkich związków, a widać publika jeszcze się nie zorientowała że macie ciut inne tradycje. Za sto lat każdy polityk będzie zarywał do co znaczniejszych osób w Akademii, gwarantuję. - powiedział i odebrał butelkę z rąk kobiety. Pociągnął kilka solidnych łyków po czym zakręcił ją i zostawił na łóżku. - Zależy jeszcze jak się rozrośniecie i jak duże wpływy będziecie mieli. Tak z ciekawości, dużo przyjęliście młodych przez ostatnie dwa lata?
- Czwórkę nowych - odparła. - Przyjęliśmy, że każdy mistrz będzie miał pod swoją opieką trójkę padawanów - zadumała się na chwilę.
- Nie wysycicie swoich szeregów zbyt szybko. Ale może to i lepiej, tak możecie poświęcać uwagę każdemu padawanowi z osobna. A co z Baelishem? Ma już kogoś pod swoimi skrzydłami? - spytał by podtrzymać konwersację.
- Nie. Może kiedyś. Co do szkolenia młodych... stawiamy na jakość nie ilość. Maszynowo robił to Zakon i wszyscy wiedzą jak się to skończyło - powiedziała to z dużą dezaprobatą. - Wiele czytałam o tym w kronikach. Najgorzej było jak Jedi przejawiał talent do czegoś szczególnego. Na przykład jeśli był dobrym szermierzem, to częściej był traktowany jako broń niż żywa istota. Trenowani przez wielu różnych mistrzów, z których każdy chciał się wybić na zdolnym padawanie. To było bardzo nieludzkie, te dzieci a później dorośli w ogóle nie orientowali się w sytuacjach międzyludzkich. W ostateczności ich izolowano i wypuszczano tylko na konkretne misje. Nikt o tym nie pisał wprost, ale można to było między wierszami wyczytać.
- Nie będę się w takim razie wypowiadał. Jedi którego znałem w czasie Wojen był niezwykłą, wyjątkowo empatyczną osobą. Dla mnie niemalże ojcem. Oprócz tego znałem Revana i Malaka z widzenia, no i wszyscy znali twarz Generał Surrik. - mruknął i podciągnął się lekko. - Więc moja próba badawcza jest raczej zbyt wąska bym się mógł w tym temacie wypowiedzieć. - Sol sięgnął po butelkę wody, pociągnął z niej jeszcze kilka łyków i zamilkł.
Zmrużyła oczy.
- Byłeś tak zapatrzony, że nigdy nie zauważyłeś tych, którzy na tamtą wojnę poszli tylko szatkować innych mieczem świetlnym? Wiesz, że Revan rekrutował także dzieci? Wśród nich również te, o których ci przed chwilą opowiadałam - założyła ręce na piersi. - Wśród nich wszystkich JEDYNĄ, która zrozumiała co tam się działo była Wygnana. Wszyscy pozostali się zatracili.
- Brianna, ja miałem wtedy dwanaście lat, dla mnie to byli rówieśnicy. Zresztą Wojny były dla mnie wybawieniem, zdecydowanie wolałem biegać pod otwartym niebem i wyżynać kogo mi wskazano palcem, niż siedzieć w kopalniach i bać się że korytarze się zawalą, albo że nadzorca "zapomni" przynieść jedzenie. - westchnął - Z perspektywy czasu widzę że to co robili było złe. Ale ja swojej decyzji bym nie zmienił. Nigdy.
- Byłeś żołnierzem Zhar-kan. Z całym szacunkiem, ale od Jedi należy wymagać więcej.
- Z wielką siła przychodzi wielka odpowiedzialność. - odparł sentencjonalnie i przewrócił się na bok. - Jak jesteśmy przy wymaganiach, wypadałoby żeby Mical wiedział jak mi poszło z Mrożonką. Chcesz raport ustny, czy wysłać ci na skrzynkę?
- Przekaż to elektronicznie. Nie chcę czegoś zapomnieć bądź przeinaczyć - położyła się obok. Rozmowa rozbudziła ich oboje i teraz dalecy od snu byli. - Co teraz planujesz? - zapytała.
- Hmm... Odmeldować się do Sladka i kontynuować pracę dla Krayta. Teraz będzie to podwójnie irytujące bo będę musiał robić też za Laurienn, ale cóż poradzić. Ale to plany na za kilka dni. - odparł i położył dłoń na biodrze kobiety - Na chwilę obecną... Chyba wolałbym się zająć tobą. - dodał z uśmiechem.
- W takim razie nie wiem dlaczego marnujesz tyle czasu - uśmiechnęła się lubieżnie.

Kilka godzin później

Najemnik znowu był sam. Pokój który miał po sobie zostawić wyglądał jakby przeszedł po nim tajfun. Westchnął lekko i usiadł do datapadu, musiał napisać raport dla Micala i zgłosić się do Sladka. Postanowił najpierw skrobnąć krótką wiadomość dla Micala.

Mrożonka trafił na Coruscant, Zero podał mi listę adresów gdzie powinienem go szukać. Włamałem się do kilku z nich, po ich zawartości i sposobie utrzymania podejrzewam że wywiad maczał w tym palce. W ostatniej z nich znalazłem Mrożonkę (Karellen, nazwisko nieznane) i Komandos (tożsamość nieznana, ewidentnie Republikańska, wysoka, krótkie blond włosy, niezbyt przyjemna aparycja, nos złamany w kilku miejscach, mechaniczne ramię). Po krótkiej walce udało mi się spacyfikować Komandos i przekonać Mrożonkę do spotkania z Zero. Możliwe że Komandos, bądź Mrożonka (być może oboje, ale jest to mało prawdopodobne), pojawią się w Akademii. Starałem się ich zbyt mocno w tym kierunku nie popychać, skutecznie by mnie to zdekonspirowało. Następnie odmeldowałem się do Zero, który za wykonane zadanie nagrodził mnie 4 tysiącami republikańskich kredytów i wibroostrzem wyjątkowo wysokiej jakości. W rękojeści wibroostrza znajduje się lokalizator, na chwilę obecną postanowiłem sobie zostawić je w stanie nienaruszonym, ale zmuszony byłem unikać Akademii. Zero coś podejrzewał po pierwszym spotkaniu, ale wierzę że uda mi się go jeszcze trochę wodzić za nos. Teraz mam odmeldować się do Sladka, postaram się wkraść w jego łaski i zająć miejsce Lany Derei.



Następnie zasiadł do o wiele krótszej wiadomości dla Sladka.

Robota dla Zero wykonana, poprosił bym odmeldował się do Ciebie. W chwili obecnej jestem na Coruscant. Planuję wylot za dwa dni, powiedz gdzie powinienem się skierować do kolejnego zlecenia. Cisza.



Upewnił się że właściwa wiadomość idzie do właściwego adresata po czym je wysłał. Najemnik wydał z siebie niekoherentny dźwięk i ruszył pod prysznic. Musiał się doprowadzić do stanu używalności. Cuchnący, zmęczony zwiadowca to zły zwiadowca. Kolejnym problemem był lokalizator z którym musiał coś zrobić, ale jeśli jeszcze przez parę godzin będzie w motelu to nic nie powinno się stać. Po chwili namysłu zadecydował że pluskwę zostawi na lądowisku, gdy będzie opuszczał Coruscant.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 01-07-2016, 21:24   #168
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Czuł się nieswojo. Cieszył się, że w końcu odnalazł Mygeetian i miał szansę z nimi porozmawiać i pomóc, ale Ci wzięli go za kogoś, kim nie był. Po ich reakcji było widać jak zdesperowani byli, ale Jedi nie miał zamiaru kłamać, żeby ich nie rozczarować. Chciał im pomóc jako Jon, nie był żadnym tytułowanym Wybawicielem.
Ukłonił się w wyrazie szacunku przed Radą i zaczął mówić:
- Jestem Jon Baelish, Rycerz Jedi. Prawdę mówiąc przybyłem na tę planetę przypadkiem i gdyby nie Vato nigdy bym się nie dowiedział o was. Muunowie bardzo starają się was ukryć przed wszystkimi. Nie słyszałem też nigdy o Wybawicielu. Ale mam możliwość i z całego serca pragnę wam pomóc i to liczy się najbardziej.
Jego słowa wysłuchane zostały w wielkim skupieniu. Kiedy skończył, wybuchła wielka wrzawa i radość. Jakby nikt w ogóle nie wziął pod uwagę jego "przypadkiem".
- Jedi! Jedi! - kilkanaście mygeetian zaczęło skandować, ale zostali uciszeni przez gest rady starszych.
- Oczekiwaliśmy na Ciebie Jonbaelishu - wymówił to w dziwny sposób, łączą imię i nazwisko. - I nie zaprzepaściliśmy tego. Wysokoczoli zawsze sobie żartowali z naszych legend i nie brali nas na poważnie, ale teraz z tobą jesteśmy gotowi stawić im czoło! Poprowadzisz nas przez tunele na powierzchnie! Zniszczymy maszyny gryzące! Odzyskamy nasz dom!
Ekscytacja w jaskini sięgnęła zenitu. Jon ujrzał przez chwilę oczami wyobraźni, jak wyrusza na czele armii Mygeetian przegonić Muunów i choć coś w głębi serca kusiło go do tego, szybko wrócił myślami na twardy grunt. Nie planował tutaj żadnego krwawego przewrotu, w którym zresztą małpopodobni mieli małe szanse zwycięstwa. Chciał wpierw doprowadzić do uczciwego dialogu.
- Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe. Muunowie są dobrze chronieni przez droidy bojowe i taka nagła rewolucja mogłaby was kosztować wiele żyć. - przesadził trochę, ale musiał ich ochłodzić - Zanim przeleje się krew trzeba spróbować negocjacji. Rozumiem, że nie traktowali was na poważnie i upokarzali, ale ze mną jako wsparciem nie będą mieli innego wyboru niż was wysłuchać i potraktować wasze żądania na poważnie. Potrzebowałbym więc jednego lub dwóch przedstawicieli, którzy razem ze mną wrócą na powierzchnie rozmówić się z właścicielem tej stacji i dopilnować, by sprawiedliwości stała się zadość!
- Twoja łaskawość jest godna legend! - skomentował jeden z starszych rady. - Ale wysokoczoli nie chcą rozmawiać. Nie uznają nas za równych sobie! I dlatego żeby zacząć jakiekolwiek rozmowy musimy pokazać naszą siłę! Tylko jeśli zobaczą na co nas stać, dopiero wtedy będziemy mogli z nimi porozmawiać! I może zobaczą cień twojej łaskawości Jonbaelishu i pozwolimy im ujść stąd z swoimi ziemiogryzarkami!
- Nalegałbym na ponowne rozważenie sprawy. Czy macie jakiekolwiek uzbrojenie? Ciężko będzie wam wygrać przeciwko zastępom machin wojennych, nawet z moją pomocą. Jestem pewien, że Muunowie ze mną za waszymi plecami mnie wysłuchają. Reprezentuję jedną z większych jeśli nie największą sił w galaktyce! Jeśli tego nie zrobią mimo to, sprowadzą sobie na głowę olbrzymie kłopoty i oni o tym wiedzą. Nie musicie pokazywać przedtem swojej siły. Oszczędźcie ją na wtedy, kiedy tamci odmówią. Wtedy podejmiemy zdecydowane działania i sprowadzę konkretną pomoc. Ale wpierw chciałbym spróbować pokojowej opcji.
Miał nadzieję, że Mygeetianie go posłuchają i że Muunowie sięgną po rozum do głowy i spasują, oferując odpowiednią rekompensatę i ostateczne rozwiązanie problemu. Nie chciał, żeby sprawy wyrwały się spod kontroli. Igrał z ogniem, ale wolał tak niż pozostać biernym.
 
Kolejny jest offline  
Stary 02-07-2016, 18:26   #169
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Szanował zwyczaje ale ten kto wymyślił polowanie zaraz po takich imprezach był sadystą. Może dwa czy trzy tysiące lat temu… Gdy ruszało takie polowanie to zanim ruszyła nagonka, zanim się zorganizowali... towarzystwo już trochę trzeźwiało. Gdyby nie środki pobudzające obecnych czasów Rohan byłby w przysłowiowej dupie…. albo i gorzej.
- Poruczniku mówcie mi Rohen. Od biedy paniczu ale nie per młody. Upadlam się wykonując obowiązki, służbowe bez mała. Tak więc… - zgubił na chwilę wątek- no szacun. Jak nie spierdolicie zabezpieczenia polowania to bedzię bardzo udana misja, dla tego rodu i przyszłości Mirala. Tak w ogóle to czemu ślepaki? Skoro potrafię machać tym - włączył miecz świetlny czym wywołał konsternację wśród komandosów - poradzę sobie i z jakąś pukawką. - Rohen nie był do końca sobą po takim zmieszaniu różnych środków.
Wszyscy odsunęli się od krok. Ward pochyliła się w jego kierunku.
- Nie powątpiewamy w to, ale nadal możesz być trochę rozkojarzony… Rohen - przemogła się. - Ten… środek który zażyłeś, w pewien sposób oszukuje twój mózg. Pozwól nam to zrobić po naszemu, ok? I najlepiej będzie jak na czas polowania odłożysz ten… miecz świetlny - mówiła bardzo spokojnym i przekonującym tonem.
- Mózg nie mózg. Jedi zawsze ma miecz, ale jestem skłonny go nie właczać. Na te ślepaki też już pójdę -machnął ręką- Skoro mówisz, że tak będzie lepiej.
Nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek chciał się z nim w tym momencie sprzeczać. Nie kiedy był pijany i miał w ręku tą groźną broń.
- Niech tak będzie - porucznik przytaknęła mu. - Zabierz ze sobą swoją broń, ale mógłbyś ją już wyłączyć? - dopytała grzecznie.
- A tak skoro nalegasz -padawan grzecznie wyłączył miecz.- Ruszamy?- zaczynał się już niecierpliwić. Rozpierała go energia.
- Teraz tak - odetchnęła z ulgą. Część jej podwładnych także. Morlan zastanawiał się w pijackim rozmyślaniu czy rozumieją, że poświęcenie i służba... Przybierają czasami różne formy.
 
Icarius jest offline  
Stary 03-07-2016, 01:58   #170
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Moment kiedy w końcu mogła zdjąć bandaże z twarzy i pierwsze spojrzenie na to obce odbicie w lustrze sprawiły, że Laurie zdecydowała by po kolei i bez zwłoki wszystko naprostować i tak naprawdę na nowo ułożyć sobie życie w Akademii.
Krycie się przed innymi z uczuciami jakie do siebie czuli Laurie i Mical musiało odejść w niepamięć. Wspólnie zdecydowali, że sugestia mistrzyni Brianny jest najbardziej słusznym rozwiązaniem. Hayes już dawno nie czuła tak wielkiej tremy przed mówieniem i obawy reakcją Padawanów na te wieści. Miała też wrażenie, że nie tylko ona się tym przejmowała, bo choć po Micalu nie było tego widać to przeczucie wiedziało swoje.

Było to dwa dni po zmianie jej wizerunku. Cały czas nie mogła przywyknąć do swojego spojrzenia. Teraz miała tęczówki w odcieniu jasnego brązu. Wydawało jej się teraz że świat widzi jakby w cieplejszych barwach. Ale to mogło być tylko złudzenie. W każdym razie jej odmieniona twarz dodawała jej powagi. Do tego to jak zwracały się do niej dzieciaki… Choć jej pewność siebie podupadła w czasie gdy miała zdecydować o zmianach i później gdy była obandażowana tylko to się pogłębiło, to teraz czuła się bardziej… dorosła.
I to sprawiło, że trema gdzieś zniknęła gdy w końcu stanęli przed padawanami zebranymi w sali apelowej. Po ich wspólnej mowie zapadła głucha cisza i czuli tylko na sobie zaskoczone spojrzenia uczniów. A trzeba było przyznać, że nie omieszkali wspomnieć o stanie w jakim znajdowała się Laurienn, bo przecież lada chwila a nie będzie można tego ukrywać.

- Ale… - ciszę zakłócił speszony głos trzynastoletniej Ricci, która uniosła rękę w geście, że chce zabrać głos. - To teraz weźmiecie ślub, prawda?
Laurienn zaskoczona pytaniem spojrzała niepewnie na Micala.

***


W pierwszej chwili roześmiała się myśląc, że Mical robi sobie z niej żarty mianując ją "koordynatorką" najemników na uslugach Akademii. Później dopytywała w niedowierzaniu co mu chodzi po głowie. Ostatecznie wzruszyła ramionami.
"W sumie mam w tym całkiem dobre kwalifikacje" stwierdziła w myślach wspominając nie tak jeszcze odległe czasy jej pracy w Kraycie.
- Wiesz, czasem jak tak nie myślę jakim typem tak naprawdę był Sladek to zaczynam go żałować, że został z tym wszystkim sam... - westchnęła, ale uśmiechnęła się z rozbawieniem, gdy oczami wyobraźni widziała jak mogłoby to teraz u niego wyglądać. Dobrze pamiętała ten chaos jaki zastała dostając od niego tą fuchę.

Mirę przywitała zadowolona, że ją widzi. Chciała wstać, ale ostatnio wszyscy tak jakoś poczuwali się w powinności by przypominać jej w jak bardzo ciężkim stanie zdrowia się znajduje... A przecież ciąża to żadna choroba a do tego czuła się bardziej niż wspaniale.
Mimo to nie zamierzała się z nikim o to wykłócać. Szkoda zachodu, bo prędzej urodzi niż komukolwiek to wyperswaduje, że nie jest inwalidą.

- Dobrze cię widzieć Miro - odparła do łowczyni nagród, swej tymczasowej pracodawczyni, mandaloriance i czym tam jeszcze ta kobieta się nie zajmowała. Laurie gestem dłoni wskazała jej miejsce na kanapie.
- Eh, miałam nadzieję, że w tych szerokich szatach nie będzie widać, że przytyłam - stwierdziła Hayes z bezsilnością w głosie.
Rudowłosa zaśmiała się.
- Coś ty, dobrze się kamuflujesz. Oceniłam to raczej na podstawie zaaferowanej miny Micala.
Wielki Mistrz westchnął jedynie.
- Oj tam już mi tutaj tak nie wzdychaj - łowczyni nagród go zganiła. - Przecież nie powiedziałam, że to coś złego, ale nie przesadzaj też za bardzo. Laurienn umie o siebie zadbać. A teraz mykaj - wykonała w kierunki mężczyzny gest “sio!”.
- Hej, ja jestem u siebie - ośmielił się zaprotestować.
- Szczegóły - mruknęła Mira. - Twoje gapienie się, czy Laurie ciągle oddycha mnie dosyć rozprasza, a tu poważne sprawy będziemy dyskutować. Idź się pobawić w swoją politykę czy coś.
Hayes spojrzała na Micala z czułością.
- Mi to nie przeszkadza - odparła ze szczerym uśmiechem komentując co myśli o jego wpatrywaniu się w nią.
Mandalorianka przewróciła oczami.
- Żeście się dobrali… W każdym razie mi to przeszkadza! Wypad! - machnęła w kierunku drzwi.
- Daj znać jeśli będziesz czegoś potrzebowała - powiedział do Hayes, wstając.
Laurienn posłała mu całusa w powietrze i mrugnęła okiem.
- Oczywiście - odpowiedziała radośnie.
- Tak słodko, że zaraz się porzygam - Mira udawała strasznie zażenowaną. Kiedy Mical wyszedł, kontynuowała już normalnym tonem. - Nieźle się tu ustawiłaś. Choć i tak to mało w porównaniu z tym, jaką opinię miała Lana Derei. Sladek ciskał takimi gromami, że aż odetchnęłam, że nie ma w posiadaniu jakiejś broni masowej zagłady, bo spuścił by ją każdemu kto by krzywo spojrzał w jego obecności na głowę.
Laurie nagle spoważniała w jednej chwili.
- Tak, zaimponowanie mu na samym początku było dobrym zagraniem, które zapewniło mi duże fory u niego. Ale dobrze, że to już za mną. I tak za długo się to ciągnęło. Zaczynałam mieć niebezpieczne myśli że może uda mi się ich wszystkich zmanipulować tak jak Sladka - spuściła wzrok i położyła dłoń na brzuchu. Gdyby nie ciąża to wciąż by tam była, robiła swoje i dążyła do tego o czym wspomniała.
- Cóż, pytanie brzmi na ile naprawdę tam grałaś, czy też manipulowałaś, a na ile byłaś po prostu sobą Laurie. Na to musisz sobie sama odpowiedzieć - Mira też spoważniała. - Ale przechodząc do konkretów. Przyglądałaś się już swoim nowym podwładnym?

Pytanie Miry było dla Laurienn niezwykle trudne. Sama wielokrotnie od powrotu do Akademi zastanawiała się nad tym. Czy to całe manipulowanie innymi było grą? A może to czyni ją tym kim jest... W każdym razie nie miała wyrzutów sumienia i skłamałaby gdyby powiedziała, że nie sprawiało jej to przyjemności. W praktyce, na żywym organizmie, widziała, że często słowem można wywalczyć dużo więcej niż karabinem czy mieczem świetlnym. Oczywiście posiadanie owych karabinów i ludzi potrafiących ich używać również było jak najbardziej wskazane, bo nic lepiej nie potęguje słów dyplomaty co zbrojne wojsko za jego plecami. I z tym nie zamierzała się spierać.
- Szczerze? Dopiero się o tym dowiedziałam, że mam się tym zająć. I naprawdę, mimo wszystko, nie spodziewałam się tego. Tym bardziej teraz. Mical mówił ci może, że będziemy mieli syna?
- A jak myślisz? Chyba jeszcze tylko na Tatooine tego nie wiedzą, ale tam zawsze wieści z opóźnieniem docierają - pokręciła głową. - Przejdźmy do interesów, bo o ile lubię poplotkować, to daleko mi do Brianny, a czas mnie zaraz zacznie gonić.
Hayes roześmiała się rozbawiona jej słowami.
- Coś mi mówi, że gdy minie pięć miesięcy to nie zobaczymy cię prędko w Akademii - mrugnęła do niej. - No dobra, już nie będę nic mówić na ten temat. Co masz ciekawego dla mnie?

- Jest kilka spraw - zaczęła. - W sumie to sama nie wiem od czego zacząć, dlatego powiedziałam Micalowi, że chcę to skonsultować z tobą. Pierwsza sprawa dotyczy Seswenny. To ważna planeta na rimmskim szlaku handlowym. Akademia ma w nich sojuszników, więc zwrócili się do nas o pomoc. Przerzucono tam znaczą część sił piechoty Krayta. Nic do tej pory nie zrobili, ale sama ich obecność destabilizuje tamtejszą scenę polityczną i politykę handlową. Seswennczycy mają związane ręce, bo jakakolwiek reakcja zbrojna z ich strony może się źle skończyć. W końcu tamci najemnicy nic nie robią.
Laurienn zatkało to co powiedziała tamta. Lekko uniosła rękę by przerwać Mirze i wtrącić się.
- Daj mi skończyć, bo stracę wątek - mandolarianka nie pozwoliła na wtrącenie się. - I właśnie dlatego tkwią w impasie, który z każdym dniem coraz bardziej osłabia gospodarkę Seswenny. Zyskuje na tym sąsiednia Eriadu, która otwarcie popiera ruchy separatystyczne, a po kryjomu dogaduje się z Kraytem. Jako Jedi również mamy związane ręce, nie możemy wystąpić tam z żadną oficjalną akcją, a jakikolwiek ślad po mieczu świetlnym będzie wykorzystany w grze politycznej przeciwko nam.
Laurienn mogła zauważyć, że łowczyni nagród mówi o Jedi w pierwszej osobie.
- Solucja na tą chwilę jest dosyć prosta, ale trudna w wykonaniu. Trzeba zlikwidować oficerów nadzorujących najemników na Seswennie. Idealna akcja dla niezwiązanej z nikim grupy komandosów. To dopiero pierwsza sprawa - zrobiła kwaśną minę.
- Potrzebujemy zrobić rajd na jeden z konwojów, które często przemieszczają się pomiędzy Korelią i Zonju V. Nigdy bezpośrednio oczywiście, za każdym razem obierają inną trase, ale ich cel ostateczny zawsze był ten sam. Krayt coś szykuje, coś o czym pewnie nawet Sladek ciebie nie informował. Odkąd w tamtych rejonach zintesyfikowały się wycieczki floty Huttów, to trudno cokolwiek wybadać. Mało kto teraz tam lata. Twoi ludzie powinni pobawić się w piratów, przejąć jeden ze statków i zinfiltrować to, co budują na orbicie Zonju V.
- No i trzecia sprawa - Mira nie była zmęczona mówieniem. - Mam potwierdzoną informację, że na Tatooine dojdzie w Kraycie do przekazania dostaw broni i amunicji. Transakcja ma opiewać na kilkanaście milionów kredytów. Trzeba w odpowiednim momencie wysadzić wszystko w powietrze.
Po wymienieniu tego wszystkiego, nalała sobie wody z stojącej karafki.
- Wszystko wygląda na proste, tylko sprawy komlikują się wtedy gdy ma się ograniczone środki, a każda z tych misji ma najwyższy priorytet.

- Ech… - westchnęła z zakłopotaniem Laurienn. Wyglądało na to, że jedyne w czym nie maczała swych palców Lana Derei to była ostania sprawa. Choć kto wie? Bardzo jej to z opisu przypominało próbę wyczajenia Shawna przez Zero.
- No cóż… Niektóre z tych tematów można powiedzieć, że znam od podszewki - odparła w końcu. - Mam nadzieję, że o śmierć Derei Sladek zacznie podejrzewać kogoś z Krayta, bo całkiem dobrze mu ułożyłam organizację… Ech… Biorąc pod uwagę, że wszystko spadło na jego głowę i za cholerę nie może nic opóźnić to możemy liczyć na jakieś wpadki w organizacji.
- To jest dobra informacja, ale musimy to potraktować teraz jako ewentualną wartość dodaną, niż pewnik.

Hayes miała już swoje zdanie co do tego tematu i jedynie z Micalem zamierzała je uzgodnić, dlatego po prostu skinęła Mirze na zgodę co do jej komentarza.
- W pierwszym zadaniu byłabym idealna, bo miecza świetlnego na pewno bym ze sobą nie zabrała - uśmiechnęła się żartując i kłamiąc za razem dla podtrzymania swojej antysławy we władaniu tym orężem. Sposób używania broni Jedi jaki pokazała jej Yuthura był bardzo lubiany przez Laurie. - Z tym drugim... Może lepiej byłoby wyciągnąć z Korelii informacje co im do tej pory sprzedali? Wiem, że Krayt w ostatnim czasie zamówił u nich sporo nowych statków. Albo odwiedzić Zonju V? Znam bezpieczne trasy, którymi nie chodzi nikt... Hymm daj mi chwilę. Muszę się zastanowić. Co do tej zabawy w piratów... Akurat główna piratka tamtego sektora jest członkiem Krayta. To może nie być zbyt fortunne zagranie z naszej strony.
Mandolarianka uśmiechnęła się.
- Znasz Czerwonych lepiej niż ja. Zresztą jako jedna spoza ich ścisłego kręgu miałaś okazję się z nimi zapoznać.

- Pokażcie mi tylko akta mojej grupy uderzeniowej a ja ci powiem ile zajmie mi rozbicie Czerwonych - mrugnęła do niej Laurie.
Mira sięgnęła do terminalu i uruchomiła ekran na jednej z ścian gabinetu.
- Masz do dyspozycji sześciu najemników. Zacznijmy od tych, których już znasz - na ekran pojawiło się zdjęcie lekarza, który zajmował się jej twarz. - Aaron Martell, 28 lat, specjalizacja bojowa - wsparcie ogniowe. Doświadczenie w korzystaniu z broni dużego kalibru i egzoszkieletów - wymieniała informacje z jego krótkiego biosu. Przy ostatnim się zatrzymała na chwilę i z uśmiechem dodała - Medyk. Choć z tego co mówił Mical, to mało powiedziane. Czego on do cholery szuka na polach bitew? - pokręciła głową.
- Pewnie chodzi o adrenalinę - stwierdziła Jedi. Coś o tym sama wiedziała. - Kto dalej?
- Tego też zdążyłaś już poznać. Cyrus Parker. 32 lata, operator karabinów blasterowych, cechuje się samowystarczalnością i dużą zdolnością adaptacji do warunków bojowych, swoisty uniwersalny żołnierz. Nie znamy dokładnie jego historii, ale sądząc po tym co wiemy, to musi mieć spore doświadczenie bojowe.
- Czyli niewiadomą jest jak radzi sobie w grupie? - zauważyła Hayes. - Samotne wilki potrafią być zmorą gdy trzeba ich zmusić do współpracy.
- Według informacji Morlana, dobrze sobie poradził w drużynie na Korriban. Zapewne kolejny aspekt jego zdolności adaptacyjnych.
- I to już brzmi obiecująco - powiedziała z zadowoleniem Jedi.
Mira pokiwała głową i przeszła do następnej osoby.
- Angus Ram, 44 lata - na ekranie ukazała się sylwetka starszego mężczyzny z bliznami na twarzy. - Weteran wojen mandaloriańskich, operator karabinów blasterowych, wysokie umiejętności walki wręcz. Utworzony na podstawie dostępnej historii profil psychologiczny zaznacza nieustępliwość jako wychodzącą na pierwszy plan cechę. Gość wykona każdy rozkaz, niezależnie czy to masakra na jakiejś dziewiczej planecie, przeczołganie się przez strumień odchodów czy zrobienie zakupów. Idealna beta.
Dla Hayes było to pocieszające. Na takich ludziach można było polegać, że zrobią dobrze wszystko od początku do końca.
Kolejną osobą był młody facet z cwaniackim spojrzeniem.
- Gael Zozin, 26 lat, infiltracja i sabotaż. Ekspert od walki w zamkniętych pomieszczeniach, mistrz improwizacji. Wykazuje tendencje do lekceważenia rozkazów i działania wedle
planu. Czyli zdolny gość z psychiką nastolatka - Mira szybko go podsumowała.

Laurienn skrzywiła się na te słowa. W Kraycie przynajmniej mogła nastraszyć niepokornego najemnika tym co może mu Sladek zrobić jeśli się nie ogarnie. Przemoc i zastraszanie potrafiło ułatwić życie.
- Z tego opisu jego charakteru i umiejętności to wychodzi mi młodszy Mistrz Rand - stwierdziła z rozbawieniem Laurie.

Mira parskneła i zaczęła się śmiać.
- Toś pojechała po bandzie - aż łzy ze śmiechu się jej zgromadziły w kącikach oczu. - Jak teraz zobaczę Attona to zapytam czy nie jest z tym Gaelem spokrewniony. W sumie to nawet podobni w jakimś stopniu są - była bardzo rozbawiona.
- Więc, masz dla mnie jakieś rady jak postępować z takim typem? - zapytała Hayes uśmiechając się niewinnie.
- Trzymaj krótko i nie daj wejść na głowę. W końcu się rozklei, trzeba wyczuć moment i w odpowiedniej chwili przytulić. Później będzie ci jadł z ręki - odparła bez wahania.
Laurienn roześmiała się.
- Dzięki, ale Mical może mieć obiekcje co o tego przytulania najemników - powiedziała rozbawiona do łez.
- Jeśli masz to zamiar zrobić dosłownie, to po prostu staraj się by Wielki Mistrz tego nie widział - wzruszyła ramionami.
Laurie zmrużyła oczy posyłając gniewne spojrzenie Mirze. Zrobiła nawet oburzoną minę.
- No to kogo dalej mamy? - wróciła do głównego tematu spotkania.
- Muriel Photsu, 27 lat, snajper. - kobieta która się pokazała na ekranie miała ten sam typ urody co Ricca. - Dodatkowe umiejętności to prowadzenie wojny elektronicznej, oraz zdolności analityczne dotyczące pola bitwy. Służyła jako obserwator w oddziałach specjalnych Republiki, ma bardzo długa listę potwierdzonych trafień. Nigdy nie dowodziła, ale dowódcy oddziałów zawsze trzymali ją blisko siebie.
- Mogę sobie wyobrazić czemu - skomentowała patrząc na jej umiejętności. - To wszystko?
- Ostatni członek ekipy to Kaylara Quest - zdjęcie przedstawiało olbrzymią kobietę, bardzo silnie zbudowaną w pełnym pancerzu z nowoczesnym karabinem blasterowym. - Była komandos służb specjalnych. Operator każdej praktycznie broni, wysokie umiejętności walki w każdych warunkach. Olbrzymia wytrzymałość fizyczna i psychiczna. Mechaniczne ramię. Baba, którą jak wyślesz do piekła, to zapyta jedynie co ma przynieść i na którą wrócić.

Hayes pokiwała głową i zgrała wszystko na swój datapad. Laurienn, jak to ona, nie miała w zwyczaju wybierać. W tej chwili intensywnie rozmyślała jak za pomocą tego co ma ogarnąć w miarę jak najwięcej z tego co było do zrobienia.
- Mira, daj mi chwilę. Muszę to przemyśleć - powiedziała w końcu Jedi z poważną miną, prosząc w ten oto sposób by zostawiła ją w gabinecie samą.
- Jasne - odparła jej mandalorianka po czym wstała z kanapy i skierowała się do wyjścia.

***

Laurienn podeszła do hologramu i wprowadziła do niego dane, które przemodelowała na własny użytek. Miała szóstkę ludzi i trzy, nie cierpiące zwłoki, misje.
Tak się składało, że w dwóch wydarzeniach osobiście mocno przysłużyła się do sukcesów Krayta. Teraz była na to zła, ale prawdą było, że na tamten moment było to konieczne. Jedyne co jej pozostawało to wykorzystanie własnej, nie małej przecież wiedzy o ich sposobie działania.
Pierwsza z misji na liście nazwana przez Hayes “Sesweną” była jej autorskim projektem. Sladek już jej ufał na tyle, że sama mogła decydować który z jego ważniejszych ludzi czym ma się zajmować i jakie środki ma do tego przydzielone. Czas jaki Sladek miał odkąd Derei zginęła śmiercią tragiczną i zapewne nie przypadkową był zbyt mały by mógł on wprowadzić znaczące zmiany, a inne “niedogodności” związane ze stratą prawej ręki, według Laurienn mogły skutecznie odwieźć go od modyfikowania tego co ona zaplanowała. Dla Hayes wykonanie tej misji było pewniakiem. Muriel była pewniakiem jeśli chodziło o ten przydział.

Drugia misja “Korellia-Zonju V” miała jej zdaniem najniższy priorytet. Przerzuty zdarzały się cyklicznie. Sama strefa na Zonju V była dla niej domem przez ostatnie dwa lata. Do tego zabawa w piratów, gdy królowa piratów jest jedną z Czerwonych wydawało się jej być za bardzo ryzykowne. Tak, zdecydowała że tym zajmie się tylko jeśli uzna, że ma kogoś kto nudzili by się w innych przydziałach.

I trzecia sprawa. Tatooine, broń i wszystko mające się skończyć jednym wielkim wybuchem. Jakoś tak Cyrus wydawał jej się w tym miejscu najbardziej odpowiednią osobą.

Do wstępnego rozwiązania doszła w miarę szybko. Najwięce czasu zajęło jej studiowanie profili psychologicznych i umiejętności poszczególnych członków załogi. Na tej podstawie oceniła, którym osobom, jej zdaniem, współpraca może wychodzić w naturalny sposób, a które lepiej trzymać z dala od siebie. Na przykład wyobrażała sobie, że Muriel musi strasznie irytować zachowanie Gaela. Inna sprawa, że pewne ich umiejętności się dublowały co było ważniejszym powodem na nie parowanie ich przy podziale na dwie drużyny.
Laurienn wytypowała kogo gdzie wysłać i uśmiechnęła się na koniec.
- Tak, jak najbardziej został mi ktoś kto nie może uczestniczyć ani w misji 1 ani w 3 - powiedziała sama do siebie z wyraźnym zadowoleniem.

Hayes była w końcu gotowa podzielić się swoim planem z zainteresowanymi, których wezwała przez intercom. Sama, w oczekiwaniu na nich, podeszła do skrytej w zabudowie lodówki i wyciągnęła z niej napój. Upiła łyk.

***

- Zajmiemy się wszystkim - oświadczyła z pewnością siebie w głosie Hayes. Mówiąc o planie nad którym spędziła chwilę, stała i wspomagając się prezentacją danych wyrzuconych na hologram opowiadała w jaki sposób ma to jej zdaniem się udać.
- Pierwsza grupa, Muriel, Angus i Kaylara, dowodzona przez tą ostatnią, zajmie się Sesweną. Zrobię im dokładny wykład o tym czego mają się tam spodziewać. Dokładne działania ludzi Sladka w tamtym terenie mam na datapadzie - postukała dłonią urządzenie, które trzymała w ręku. - Uważam, że nasze dwie panie spokojnie poradziłyby sobie we dwie, ale z drugiej strony typy Tonego to straszne skurwysyny więc dobrze, żeby dziewczyny miały wsparcie kogoś takiego jak Angus.
Laurienn upiła łyk napoju i przewijając w prezentacji drugą misję, od razu przejechała do ostatniej.
- Tatooine to dom rodzinny Cyrusa. Przyda mu się wypad w znajome miejsce. Natomiast wysadzenie czegoś z pewnością poprawi mu humor po tym co ostatnio się wydarzyło. Aaron i Gael będą jego wsparciem. Niestety w tej drużynie ciężko jest mi wybrać dowódce, ale ze względu na to jak dobrze Aaron radzi sobie z wyciąganiem wszystkich z kłopotów to jemu dałabym dowodzenie. Gael to cwaniaczek więc nada się do wspomożenia ich w sprawie hakowania czy gadania.
Dopiero gdy wymieniła przydziały Laurienn zdecydowała się usiąść na fotelu.
- No i ostatnia rzecz. Korellia i transport na Zonju. Tym chcę zająć się osobiście.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172