Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2016, 21:02   #66
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Noc jeszcze trwała. Noc pełna emocji. Tych nieprzyjemnych i tych zaskakująco miłych. W tej chwili elfka była zadowolona, wychodząc z komnaty wraz z Ruchaczem. Na horyzoncie przyszłości majaczyła powiem chwała pogromczyni potworów i materialne profity wynikające z tej sławy. Oczywiście wcześniej musieli usunąć jeszcze dwie strzygi, ale z pewnością Thaaaneeekryyyst się tym zajmie, a ona… opowie jak razem zniszczyli zło. O tak!
Tylko że w tej chwili coś ją… uwierało. I to dosłownie... uwierało ją w plecy w okolicy pasa. Tym czymś był sztylet, ten który zarobiła “zaczarowując” kopie. Zupełnie o nim zapomniała. Był wszak dla niej niezbyt użyteczny. Zbyt ciężki, zbyt duży, zbyt zakrzywiony by można było nim rzucać. Był śliczny, i gdy znów go trzymała w dłoni, czuła że jest magiczny.
A przecież zupełnie o nim zapomniała ukrywając go w swoich szatach niemal odruchowo, dopiero nowa suknia sprawiła, że sztylet “przypomniał” o sobie wrzynając się w plecy Eshte.
Magiczny… Tymczasem czarownik biorąc kuglarkę pod ramię ruszył z nią przez korytarze mówiąc o magii i eterycznej przestrzeni, która jest zasłoną i osnową jednocześnie, o jej zrozumieniu i przeniknięciu… bla, bla, bla… Wpadało jednym uchem, drugim wypadało. Oglądanie żłobień na ostrzu sztyletu wydawało się ciekawsze. Nagle… coś oderwało kuglarkę od oglądania sztylecika i udawania że słucha Thaneekryysta.
Kolejna strzyga.


Lubieżna bestia o paskudnym wnętrzu i apetycie. Tancrist jednak zignorował ją, poświęcając jej ledwie kilka spojrzeń i z zimną krwią minął wraz Esthe ową kobietę, a ta… cofnęła się pod ścianę i skłoniła. Tak jak każda plebejuszka winna była czynić w obecności szlachetnie urodzonego. Nie przyłapana na niczym podejrzanym strzyga wolała zachować swą “maskę” zwyczajnej artystki.
Minęli ją bez słowa. Tancrist najwyraźniej nie miał ochoty na kolejną przypadkową konfrontację. Zajęty był nauczaniem.


- Twoje iluzje powstają tylko w tym wymiarze. Są mamieniem oczu i uszu, ale dla istot widzących magię są barwnymi plamami energii. Żeby uczynić je skuteczniejszymi musisz nauczyć się je tworzyć jednocześnie w więcej niż jednym wymiarze postrzegania rzeczywistości.- strasznie dużo strasznie przemądrzałych słów, których znaczenia Eshte nie pojmowała. Szli ostrożnie przez zamek szukając kwater rodziny Tancrista, bo czarownik nie wiedział gdzie ich ulokowano. I był zbyt dumny, by spytać służbę o drogę. Ech… mężczyźni i ich duma.
Tak więc włóczyli się po korytarzach zamkowych, a kuglarka musiała wysłuchiwać jego gadaniny, aż w końcu wystawił jej palec. Ordynus jeden!
- Skup się i spróbuj dojrzeć to co jest przed tobą. Ogień.- wyjaśnił czarownik machając jej palcem przed nosem.- To że nie widzisz go, nie oznacza że go nie ma. On tam jest, tyle że twoja percepcja jest ograniczona by go dostrzec.-

A wsadziłby sobie w rzyć tą całą percepcję! Nie wiedziała co to słowo znaczy, jest z pewnością było obraźliwe.
Machnęła dłonią przed swą twarzą, by przepędzić owego magowego palucha i… syknęła z bólu. Bo jak przybliżyła dłoń swą do palca czarownika, poczuła żar i poczuła ból. I miała drobne poparzenia dłoni.
Cóż… jeśli czarownik chciał w niej wzbudzić motywację do nauki, to mu się udało. Elfka więc się skupiła i… nawet zniżyła się do wysłuchania z uwagą jego rad i słów mocy, które miały pomóc jej koncentracji i ułatwić skupieniu się umysłu na zadaniu. Co okazywało się nie tak łatwe, jakby mogło się wydawać.
Eshte raz po raz mamrotała inkantację egzotycznie brzmiących: revelatio eterum oculare.
Nie rozumiała ich i według czarownika nie miało to znaczenia. Liczyła się melodia ukryta w kolejnych dźwiękach tego słowa pozwalająca skupić umysł, by użył mocy w tym określonym celu. Tak twierdził Ruchacz, ale co on tam mógł wiedzieć.

W końcu jednak za którymś razem wypowiedziane słowa sprawiły że dostrzegła je ! Niebieskie płomyczki otulające palec czarownika niczym błękitny kokon ognia. Ale nie tylko to dostrzegła. Zobaczyła także kolorową aurę wokół siebie, aurę wyraźnie pokrytą czarnymi plamkami, jakby zginilizną. Aurę o wiele silniejszą niż aura Ruchacza, ale bardziej chaotyczną i niestabilną, bo aura maga była uwięziona w klatce pokrywających tatuaży, które świeciły blado.


W końcu znaleźli to czego szukali. Komnaty przeznaczone dla członków rodu von Taelgrim. Wejścia do niego pilnowały dwa metalowe posągi kryjące w sobie krasnoludy.


Tak okryte zbrojami, że jedynie brody im wystawały. Ciche i niewzruszone, czujne żywe posągi. Jakże odmienne od rubasznych i pragmatycznych brodaczy jakich wielu Eshte widziała w swoich podróżach. Ci tutaj ledwo wydawali się żywymi istotami. A bardziej golemami z brodami.
Uprzejmie zapytały Ruchacza.- Czego sobie panicz życzy? Przecież panicz wie, że wpuścić go tu nie możemy.-
- Przybyłem rozmówić się z ojcem w ważnej sprawie nie cierpiącej zwłoki.-
stwierdził stanowczo Tancrist.- To dotyczy sytuacji w zamku i mieście. To ważne.-
Krasnoludy zaczęły szeptać między sobą, w końcu jeden z nich przekroczył drzwi prowadzące do komnat przeznaczonych dla rodu Ruchacza.
I elfka wraz ze swym magiem musieli czekać jeszcze kilka minut, nim krasnolud powrócił i rzekł.- Możecie wejść.
I wreszcie przekroczyli drzwi.

Za nimi zaś była komnata większa od tej która przeznaczona była dla Ruchacza czy Eshte. I o wiele lepiej urządzona. Wygodne fotele, piękne meble, marmurowe schody prowadzące na piętro, obrazy na ścianach i dywany na podłodze i w dodatku to był tylko jeden z pokojów przeznaczony dla Taelgrimów. Różnica wręcz rzucała się w oczy.
W oczy rzucał się też stary gnom, którego wąsy rywalizowały z brwiami jeśli chodzi o długość.


Ubrany jak czarownik w fioletowe szaty, otoczony był składowiskiem… czegoś co elfka mogłaby uznać tylko za jedno. Śmiecie. Nic nie błyszczało wśród tej zbieraniny, zwojów, latarni, fiolek, czaszek, kości... Te “skarby” musiały być dla niego interesujące, bo kręcił się wokół nich, niczym trzmiel pośród kwiatów.
Ale ucieszył się na widok wchodzącego Ruchacza.
- Paniczu Tancriście, dobrze cię widzieć całego i zdrowego.- rzekł głośno i z uśmiechem na obliczu.- Tak żeśmy się martwili o panicza w zamku. To była wielka strata. Widzę jednak że wielki świat pana nie pochłonął niczym żarłoczna bestia.
- I ciebie dobrze widzieć Benedictusie. Nadal służysz wsparciem swoich mikstur i zwojów?-
zapytał z uśmiechem.- Nie powinieneś przekazać pałeczki następnemu pokoleniu?-
- Nigdy! Nie jestem jeszcze zniedołężniałym staruszkiem.-
zaśmiał się gnom dodając buńczucznie.- Mogę jeszcze ubić każdą górską bestię która stanie na mej drodze.-
- W to nie wątpię.-
odparł ze śmiechem czarownik.- Ale czy nie nużą cię ciągłe podróże?-
- Bardziej nużyłoby mnie zostanie w jednym miejscu i grzanie kości pod kominkiem. Na odpoczynek będę miał sporo czasu w grobie.
- zaśmiał się Benedictus i spytał.- Czy księgi które ci podarowałem, przydały się na wygnaniu?-
-Wiele razy.-
odparł z ciepłym uśmiechem Ruchacz. A spojrzenie gnoma spoczęło na Eshte. Podkręcając zawadiacko wąsa spytał.- A kim jest ta towarzysząca tobie zachwycająca młoda dama?-
- Właśnie.-
sarkastyczny kobiecy przerwał tę miłą konwersację. Należał on do kruczowłosej kobiety schodzącej po schodach. Strój jaki nosiła wielce odbiegał od tego, do czego Eshte przywykła przyglądając się tutejszym pudrowanym paniuniom.


Jakiś rodzaj lekkiego pancerza, czarna peleryna ozdobiona czarnymi piórami i… kruki. Jeden siedział na jej dłoni wpatrując się kuglarkę. Podobnie jak jego pani.
- Czyżbyś mój bracie przybył prosić o błogosławieństwo dla związku tą elfią przybłędą?- zapytała sarkastycznym tonem kobieta.
- Nie Ariane… Powód dla którego fatygowałem się tutaj nie dotyczy mego życia uczuciowego. -zaprzeczył czarownik krótko.- Sytuacja jest poważna. W zamku są strzygi.-
Te słowa przeraziły gnoma i sprawiły, że twarz Ariane spoważniała.- Hmm.. więc chodźmy do ojca. Ja i ty. Twoja… kochanica poczeka tutaj.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem