Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2016, 22:35   #30
Lifeless
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Wielki Mistrz roześmiał się głośno, słysząc słowa Joh. Niespiesznie otarł łzy z oczu, odchrząknął jeszcze i zaczął, wciąż mając na twarzy szeroki uśmiech.

- Z przyjemnością przyjęlibyśmy wyzwanie, młoda damo, gdyby nie to, że kodeks zakonny zabrania nam pojedynkowania się z cywilami. Niepłonący to rycerze stworzeni do walki z demonami, nie z istotami inteligentnymi. To pierwszy powód. Drugi zaś jest taki, że udowadnianie swoich racji za pomocą metod siłowych jest dość prymitywnym zagraniem. Chyba się ze mną zgodzicie, prawda? - Słowa sorodianina tymczasem wyraźnie go uszczęśliwiły. - Świetnie! Widzę, że choć część z was zdaje się rozumieć powagę sytuacji i w pełni zgadzać z wynikiem głosowania! W takim razie nie ma co chyba opóźniać pochodu, zwłaszcza że przed wami kilkutygodniowa wędrówka. Sir Ralfasie – wywołał rycerza, a ten natychmiast skierował tułów w stronę mistrza i uklęknął – proszę, aby to właśnie twoja drużyna eskortowała naszych gości do Aventyret. Czy jesteś w stanie podjąć się zadania?

- Oczywiście, Wielki Mistrzu – odparł bez zająknięcia.

- W jakim czasie będziecie gotowi do wymarszu?

- W każdej chwili, mój panie.

- W takim razie nie ma co zwlekać! - zakrzyknął Uther, wznosząc wysoko ręce. - Wyruszajcie najszybciej, jak tylko możecie, jeszcze zanim wieści dotrą do mieszkańców wioski i będziemy mieli więcej problemów na głowie.

Ralfas Lighten pokiwał głową i podniósł się z klęczek. Ukłoniwszy się mistrzom, włożył miecz do pochwy i skierował się w stronę wyjścia z sali, przechodząc przez środek grupki gości. Ci po chwili wahania ruszyli za nim, a później razem z nim zeszli po schodkach ze wzgórza. Przy okazji spostrzegli dość interesujący szczegół. Większość rycerzy mocowała broń u pasa, podczas gdy ich nowy znajomy był jedynym, który trzymał go na plecach. Co jeszcze ciekawsze był także jedynym, który używał miecza dwuręcznego, choć zaskakująco łatwo wywijał nim nawet przy użyciu jednej ręki.

U stóp wzgórza na kompanię czekała już rycerska eskorta. Ralfas szepnął słówko kilku podkomendnym i ponownie poprosił niespalonych o wejście do klatki. Choć z oporami, w końcu usadowili się niewygodnie w jej wnętrzu i po kilkunastu minutach czekania pochód wyruszył. Znowu. Tym razem jednak część odprowadzających więźniów Zakonu spojrzeń prezentowała się zdecydowanie wrogo. Wyglądało na to, że plotki powoli rozchodziły się wśród mieszkańców i wieczorem w karczmach może zrobić się nieciekawie. Ale to już nie problem przybyłych. Ci raczej nigdy nie zawitają tu ponownie.


Z Brivert wyjechali tą samą drogą, którą przyjechali, ale na jednym z rozwidleń wybrali inną ścieżkę, dlatego też sceneria nie zmieniła się w nizinę, lecz pozostała górska, a oni sunęli powoli po trakcie otoczeni przez wysokie drzewa, rwące rzeki i strome zbocza. Kiedy znaleźli się już w odpowiedniej odległości od miejscowości – to jest wystarczająco daleko, aby nie obawiać się przypadkowych strażników kryjących się po krzakach – Ralfas podjął krótki monolog, przerywając ciszę.

- Kiedy dotrzemy do świątyni Świetlistego, puszczę was wolno. Odzyskacie rzeczy i będziecie mogli wrócić do swojego życia.

Przemowa skończyła się równie szybko, jak się zaczęła i ciężko ją było nawet nazwać przemową. W każdym razie Ralfas wypowiedział te słowa i do końca podróży nie odezwał się już ani razu. Wyraz jego twarzy pozostawał jednak skupiony, ewidentnie myślał nad czymś intensywnie, jakaś sprawa zżerała go od środka. Ale to również nie należało dłużej do zmartwień niespalonych.

Świątynia okazała się równie wystawna jak siedziba Zakonu Niepłonących. Choć może nie na taką skalę, bo budynek był ewidentnie mniejszy i nie zbudowany na potrzeby oblężenia, ale wciąż prezentował się solidnie. Należało przy tym brać pod uwagę fakt, że ludzie decydujący się całe życie oddać religii nie potrzebowali pieniędzy dla siebie i mogli je przeznaczyć na rozbudowę miejsca ich modłów. Zwłaszcza że przechodzące po okolicy patrole Niepłonących skutecznie odstraszały ewentualnych bandytów.

Na miejsce dotarli pod wieczór. Słońce zaczynało zachodzić już za horyzontem, jednak niewykluczone, że było nieco wcześniej niż mogłoby się wydawać – kiedy z każdej strony otaczają cię góry, ciężej ocenić czas. Pracujący przy pobliskim cmentarzu wyznawcy Świetlistego powoli porzucali obowiązki i kierowali się do środka świątyni. Na grupę przybyłych nie zwracano większej uwagi.

Sir Ralfas dotrzymał obietnicy. Wypuścił ich z klatki i kazał swoim ludziom rozdać zabrane w Borjar rzeczy, więc niedługo później każdy z nich mógł się na powrót cieszyć z pełnego ekwipunku.

- Nie uważam, abyście byli sługami Krainy Demonów – stwierdził, podczas gdy jego świta przekazywała kolejne przedmioty. - Moim zdaniem na miejscu znaleźliście się przypadkiem i równie przypadkowo zdarzenie przeżyliście. Choć jako rycerza Zakonu Niepłonących wiąże mnie przysięga, która nakazuje wykonywanie rozkazów mistrzów, od pewnego czasu zwykłem bardziej wierzyć swojej intuicji. Nie podoba mi się sytuacja na górze, tym bardziej zaś nie podoba mi się nagłe i wyjątkowo zdecydowane skierowanie was do zamku w Aventyret. Na szczęście teraz nadarzyła się sposobność, abym zniknął z życia zakonnego i mógł sprawdzić sprawę na własną rękę. Co prawda nie wszyscy z drużyny się ze mną zgadzają, ale dopóki pozostaję ich kapitanem, ufają mojemu przeczuciu. Wy tymczasem jesteście wolni. Jak już mówiłem, możecie wrócić do swojego życia i zrobić z nim, co wam się żywnie podoba. To nie jest dłużej nasz kłopot... Choć muszę przyznać, że zgadzam się z mistrzami w jednej kwestii. Nigdzie nie zaznacie spokoju, dopóki nie wyjaśnicie powodu przetrwania Pożogi. Kiedy znaleźliśmy was w Borjar, kończyny mieniły się na pomarańczowo, że aż w oczy raziło. Kolor ustąpił po jakimś czasie, ale nie sądzę, żeby był to jednorazowy przypadek. Nie wiem też, czy właśnie w Aventyret znajdziecie odpowiedź na tak wiele pytań, jednak macie tylko ten trop, więc czemu nie? - Wzruszył ramionami. - Z drugiej strony dopilnujcie, abyście to wy rozdawali karty w tej grze. W chwili, w której dacie się zdominować, wasza przyszłość pogrąży się w mroku.

Skończywszy monolog, westchnął głęboko, a twarz rozjaśnił mu szeroki uśmiech. Skłonił się kobietom i wyciągnął po kolei rękę do każdego z mężczyzn, by przekazać mocny uścisk dłoni.

- Choć formalnie rzecz biorąc, właśnie was pożegnałem, to byłbym zobowiązany, gdybyście jednak zostali na kolacji. Głupio odchodzić skądś bez pełnego brzucha, prawda? Jeżeli ktoś wyznaje Rzemieślnika, po posiłku zapraszam do głównej sali, gdzie pomodlimy się za wynik bitwy wydanej mu przez bogów. Nie wiem bowiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale Stwórca przyjął wyzwanie i zmierzy się ze swoimi przeciwnikami na ziemiach Nordii. - Uśmiech zszedł z twarzy Ralfasa zastąpiony zasępieniem. - W takich chwilach honor okazuje się przekleństwem.
 
Lifeless jest offline