Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2016, 20:00   #43
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Smacznego skurwielu! - Nightfall pomachał robalowi na pożegnanie. - No i teraz liczba kombinezonów się zgadza - popatrzył przenikliwie po reszcie załogi. - Po minach widzę, że tacy z was piraci, jak z Boostera utalentowany muzyk... i za to was kocham - zaczął wyciągać z dezaktywowanego robota power backpack. - Uchu pomóż mi, zabieram to gówno. Jak ktoś nie chce dziś umrzeć, niech lepiej wraca na statek. Żaden wstyd. Ja... ja po prostu nie mogę jej tu zostawić. Poza tym, nie mogę też pozwolić Xiu wygrać - w pamięci wciąż paliły go słowa o sraniu w gacie. - To ścierwo daje z dwadzieścia punktów - ocenił z rozmysłem. Spieszył się, chciał jak najszybciej wyruszyć, nie zgubić tropu.

- Co? A ty... - zaczęła odpowiadać Becka, ale najwyraźniej nie mogła dobrać odpowiednich słów. - Nie wiem co to za bydle, ale nie zabił jej, tylko zabrał. To nie jakaś byle bestia, przypełzł specjalnie po nią... Ale idziemy po Isabell? - powiedziała pilotka, trzymając pistolet laserowy w jednej dłoni, a kombinezon w drugiej.

-Uchu i Becka powinniście szykować już stateczek. Pani kapitan… ruszasz z nimi na nasz okręcik, czy z idiotami którzy pójdą ratować damulkę?- zapytał Doc wyraźnie niezadowolony z rozwoju sytuacji, za to wyraźnie mający ochotę coś rozwalić… najlepiej całą tą parszywą stację.
- Czy te stwierdzenie oznacza skarbie, że też idziesz ją ratować? - Odparła poddenerwowana Leena - W takim razie ja się udam na statek...
- Ale... Ja nie wiem. Co? Znowu się rozdzielamy? Czy to dobry pomysł? - Becka spoglądała badawczo na Leenę, niepewna w którą stronę ma się ruszyć. Z jednej, bardzo chciała ratować przyjaciółkę i gotowa była dla niej zaryzykować. Zaś z drugiej, była potrzebna na statku, z którego mogła zdziałać więcej... i gdzie byłaby już bezpieczna.
- Nie mamy wyjścia. A ty idziesz z nami, będziesz potrzebna na Feniksie - oznajmiła Leena, kończąc tym dylemat Becky, która kiwnęła tylko potwierdzająco głową.

- Wymontowanie tego zajmie mi minutę lub dwie! - Krzyknął Uchu z trzęsącymi się łapami niczym u zaprawionego w boju alkoholika. Tyle czasu jednak Night raczej nie miał…

-Nie możemy go puścić samego.- westchnął Dave wskazując kciukiem kierunek w którym podążył Night i podrapał się po brodzie.-Ale ty tu Leena rządzisz, ostatecznie jak powiesz mi bym został z wami. Posłucham.
- Idź! Idź! Bo sam wiesz jak z tymi wojami… tylko masz...macie wrócić! - Pani kapitan ostatnie słowa aż krzyknęła.
-Wrócimy… najwyżej bełkocząc coś o mózgach!- odparł żartobliwie Bullit na pożegnanie, choć nie było mu za bardzo do śmiechu. Mocniej zacisnął dłonie na plazmowym karabinie, który to otrzymał od Uchu, zanim w ogóle ruszyli zadki.
- Powodzenia. Jak coś, to tu jest punkt zbiórki “Alfa” - rzuciła jeszcze Becka.

Gdy obaj mężczyźni pognali za Isabell porwaną przez monstrum, Leena spojrzała po Uchu i Becky.
- Ubierajmy skafandry, pomoże mi ktoś? - Powiedziała, wskazując zdrową ręką, tą na temblaku.

- Jasne - odpowiedziała szybko Becka, łapiąc skafander Leeny i naprowadziła odpowiedni rękaw na niemobilną rękę. Mimo, iż pilotka starała się jak mogła, pani kapitan i tak miała cały czas mocno zaciśnięte usta, a raz nawet syknęła z bólu.
- Dobrze, nic się nie stało… - Uśmiechnęła się nerwowo do Becky - Ubierajcie się, resztę skafandrów tu zostawiamy, a potem ktoś z nas wróci z tym brakującym? Nie odlecimy bez nich, a oni tu wrócą z Isabell. Tak będzie i koniec i kropka - Ostatnie słowa Leena wypowiedziała z wielką pewnością. Tylko kogo ona chciała przekonać? Załogantów, siebie, czy może jedno i drugie?
- Przepraszam. Nerwy - Becka nie omieszkała się trochę wytłumaczyć z niezgrabności. - Może uda nam się podstawić Feniksa i zgarnąć ich zaraz stąd - zasugerowała. Była to strategia statku cumującego tuż przy wejściu, w celu zapewnienia szybkiej ucieczki, zaraz po zrabowaniu... po prostu do szybkiej ucieczki.
Nie tracąc czasu, sama zabrała się za pospieszne ubranie się w skafander. Całe życie, a przynajmniej jego zdecydowaną większość, spędziła na statku kosmicznym, ale tak w próżnię wychodziła dość sporadycznie... Miała nadzieję, że obejdzie się bez problemów...


~~~



Trójka towarzyszy ubrała się w końcu w skafandry próżniowe, dwa luzem zostawiając w korytarzu dla brakującego trio. Oby trio. Na pewno trio… przymocowali je nieco, żeby ich czasem nie wywiało w miejscu o jedne drzwi wcześniej.

- Uruchomcie buty magnetyczne, ciąg wsteczny dysz na pół mocy! - Doradziła Leena, po czym w końcu stuknęła w panel tych właściwych drzwi.

Rozległ się syk uciekającego powietrza, i odrobinę nimi targnęło w przód. Ruszyli przed siebie zwyczajowym korytarzem, przytrzymywani podłogi magnesami w butach, aż do miejsca, gdzie znajdowała się naprawdę spora wyrwa w konstrukcji stacji.


Mimo, że jeden czy drugi, już nie raz spacerowali w próżni, widoki i tak robiły wrażenie. Nie byli tu jednak, aby je podziwiać, a działać.
- Dobrze, Fenix powinien być tam... - Odezwała się Leena przez komunikator w skafandrze, wskazując kierunek ręką - To lecimy!

Jak powiedziała, sama zrobiła jako pierwsza.

Kapitan na przodzie, za nią Becky, na końcu Uchu. Lecieli na zewnątrz stacji, w próżni, ciesząc się już na widok własnego statku. W pobliżu bez składu krążyła kupa śmieci, będąca wcześniej wyrwanymi elementami, czy i wyposażeniem zalegającym na korytarzach… nie wszystko było bezwładnym złomem.

Wokół stacji krążyło bez ładu kilka Zombie!

Becka zaniemówiła. Skąd się tu wzięli to jedna sprawa, bo było kilka możliwości, ale jak u licha oni jeszcze... “egzystowali”!? Skoro od dłuższego czasu nie mieli czym oddychać, to nie powinni być martwi-martwi? Pewnie, jeść ludzi to "każden jeden by chciał", głód to czują, ale oddychać nie muszą... ten wirus miał w sobie więcej tajemnic niż im się zdawało.
- O rzesz w mordę! - Zdziwiła się Leena. Ale w końcu nie powinno być problemu z ominięciem kilku zdechlaków w przestrzeni kosmicznej… gówno prawda.

- AAAaaaa! - Wrzasnął Uchu, gdy niespodziewanie jeden z owych przyjemniaczków, będący zbyt blisko, i w miejscu, w które nikt nie spoglądał, złapał go za nogę - Puszczaj! Puszczaj! - Inżynier kopał zdechlaka, chcąc się od niego uwolnić.

- Spokojnie... - Nie zdążyła dokończyć Becky, gdy Uchu odpalił swój napęd na pełnej mocy, i pognał w przód niczym torpeda. Z uczepionym buta Zombie.

- Zwolnij! - Krzyknęła pani kapitan. Uchu był jednak zbyt rozwrzeszczany, wystraszony, i nie patrzył przez chwilę gdzie leci, lecz na swój dodatkowy balast… i zderzył się z jakimś wielkim, dryfującym kawałem stacji. Przynajmniej od impetu, odpadł od niego owy cholerny Zombie, odlatując gdzieś w bok, wśród własnego machania rąk.

- Uchu?! - rzuciła Becky, spoglądając na inżyniera. Miał on o tyle szczęścia, że nie trafił na jakiś ostry fragment, który rozwaliłby mu skafander albo i nawet jego. No i w sumie nie wiadomo gdzie by poleciał, gdyby nie wyhamował... tylko trochę zbyt gwałtownie mu to wyszło.
Nie tracąc czasu, podleciała szybko w jego kierunku, choć nie tak szybko jak on to zrobił.
- Uchu, jesteś cały? Odpowiedz - rzuciła przez komunikator w skafandrze.
- Blllllbhhhhhhb - To było wszystko, co pilotka usłyszała, od zamroczonego towarzysza. Odwróciła go nieco w swoją stronę, żeby spojrzeć Uchu w dosyć duży wizjer, na jego twarz… i ona również uległa maaaaaaałej panice. Na wizjerze Inżyniera pojawiły się małe pęknięcia.
- O cholera! - wyrwało się Becky. - Leena. Uchu ma popękany wizjer - zameldowała Pani Kapitan, łapiąc jednocześnie Inżyniera za ramię. - Oddychaj normalnie! - zwróciła się do niego i wyszukała wzrokiem Feniksa. Nie mieli czasu do stracenia!
- Nie panikuj... - Burknął nagle całkiem zwykłym tonem Uchu, zaskakując tą wypowiedzią pilotkę. Pomacał ostrożnie dłonią w rękawicy swój wizjer - Przecież to super pancerne szkło, nic się nie… uważaj!! - Odepchnął Becky w bok, efektem czego ta poleciała dosyć niekontrolowanie, wykonując dziwaczne piruety. Nie bardzo mogła więc i stwierdzić w tej chwili, co też tam się u Uchu działo.
W ogóle straciła przez chwilę orientacją, co gdzie i jak. Czuła się jak kompletnie pijana nastolatka na karuzeli lub w pralce. Stacja, Feniks, wszystkie kosmiczne śmieci i mgławica w oddali, wirowały i przeplatały się wzajemnie, zmieniając się jak w kalejdoskopie. Kobiecie zdawało się, że cały wszechświat wiruje wokół niej, ale była świadoma, że to ona się kręci.
- Co to było?! Jest!? Leena, gdzie ja lecę?! - Becka co prawda nie panikowała, ale zdecydowanie nie była spokojna.
Świadoma, że machając rękami nie wyhamuje, starała się odpalić dysze skafandra, aby się zatrzymać. I wtedy ktoś ją złapał.


- Przeleciał naprawdę ostry kawał żelastwa, miałaś szczęście, że Cię Uchu odsunął - Usłyszała Becky przez komunikator. Uspokoiła się więc, głęboko odetchnęła, odwracając do Leeny… gówno, a nie do Leeny. Zombie!! Drący niemo w przestrzeni kosmicznej zdechlak, uczepiwszy się kobiety, próbował coś zdziałać, by pokonać skafander czy hełm i dostać się do apetycznego mięska wewnątrz. Pazurami przejechał po jej wizjerze, aż pilotce przeszła stonoga w lodowatych kapciach po kręgosłupie.
- Łaaaaa - wyrwało się jej, na otwartym kanale. Ufała, że Inżynier miał rację co do wytrzymałości wizjera, ale była w pełni świadoma, że zombiak może inaczej uszkodzić jej skafander. Niestety nie mogła go odpiąć, aby dobyć swojego pistoletu laserowego - nie przewidzieli, że w próżni będą potrzebować broni. Ale miała tę przewagę nad przeciwnikiem, że rozumiała fizykę ich otoczenia... przynajmniej sądziła, że on jej nie rozumie. Zaparła się nogami i postarała odepchnąć przeciwnika od siebie, jednocześnie uderzając w trzymającą się jej kończynę zombiaka.
Ryder co prawda przesunęła się nieco względem Zombie, jednak pozostała w jego mocnym chwycie. Choć dwoiła się i troiła, kombinując jak mogła, nieumarły sukinkot jak ją chwycił, tak nie miał zamiaru puścić. Zamiast jednak gdzieś w okolicach tułowia, przynajmniej chociaż trzymał ją teraz za nogi… i zgniótł jej jedną z nich w swej nieumarłej dłoni dosyć boleśnie, nawet przez kombinezon.
- Ała! - zapiszczała kobieta. - Odwal się!! Pomocy, zabierzcie go ode mnie! - powiedziała, nieustannie siłując się z zombiakiem, kopiąc go i odpychając jakoś nogami. Na niewiele się to jednak zdało, sukinkot normalnie się do niej przyczepił, i nie miał zamiaru puszczać. Zaczynała ją ta sytuacja już nawet mocno wkurzać… bum! Ktoś w skafandrze wleciał w owego zdechlaka, w końcu go odrywając brutalnie od Becky(zabolało). Owy “ktosiek” poleciał z nim kilkanaście metrów dalej, po czym rozsmarował jego łepetynę o samą stację.
- Dobra robota Uchu - Odezwała się Leena.
- Mam już naprawdę dosyć tego miejsca, wracajmy na statek, i spadajmy stąd! - Powiedział Inżynier.
- Popieram powrót. I masz tam kielicha ode mnie, dzięki - powiedziała Becky, czując wyraźną ulgę, po pozbyciu się natrętnego zombiaka.

- Dziewczyny, jest problem - Powiedział po drobnej chwili, całkiem spokojnie Uchu.
- Jaki? - spytała Becka, przyglądając się głównie ich statkowi, do którego zmierzali.
- Ten… gnój… rozwalił… mój… skafander... - Zaczął dyszeć Uchu. Obie kobiety spojrzały wystraszone w jego stronę. Postać inżyniera zaczęła dryfować bez oznak życia.
- Fuck!! - Wrzasnęła Leena - Becky, szybko, do niego! Musimy podkręcić jego tlen, żeby powstało większe ciśnienie w kombinezonie, i natychmiast stąd lecimy! Uchu! Uchu kurwa mać! Trzymaj się!!
- Cholerne zombiaki! - warknęła Becka, której cierpliwość do zdechlaków ewidentnie się skończyła. Nie tracąc czasu odpaliła w stronę Inżyniera.
- Może uda się jakoś zatkać rozdarcia zanim się bardziej rozerwą. Te skafandry mają jakieś uszczelniacze? - powiedziała lekko zaniepokojona o los Uchu.
 
Mekow jest offline