Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2016, 12:39   #41
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Nieco później…

Nightfall z ulgą przywitał rejony 4 poziomu. Było tu tak spokojnie. Strzały i krzyki Xiu gdzieś ucichły, zostały daleko z tyłu. Krzyki, prędzej śmiech. Sam się tak śmiał, wtedy gdy wielonożne szkaradztwo próbowało zerwać dach windy. W pełni pogodzony ze śmiercią, spędzając ostatnie chwile na przedniej destrukcji. Nie był pewien, czy Leena z resztą kompanii nie uznali ich za martwych i wyruszyli dalej. Równie dobrze mogli zostać zmuszeni do ucieczki atakiem kolejnego mutanta. Uspokoił się dopiero, gdy zza drzwi ambulatorium usłyszał głosy. Wcisnął przycisk panelu i stał tak dłuższą chwilę w świetle wrót przyglądając się twarzom ocalałej załogi.

- Nightfall!! - Pisnęła Isabell radośnie, i rzuciła się ku mężczyźnie, na końcu wprost wieszając się na jego szyi. Była tak szczerze, słodko, a nawet i szczęśliwie uradowana na jego widok, jak naprawdę mało kto w jego parszywym życiu.
Becka uśmiechnęła się szczerze, cała rozpromieniona. I to nie tylko Isabell miała na to wpływ - wszak byli znowu w komplecie i mogli się wynosić z tej stacji.
- Witajcie - Powiedziała Leena, przyglądając się obu - A gdzie Xiu? - Spytała niepewnie.
- Ano… gdzie ona jest? Chyba się nie zgubiła? -spytał wyraźnie zaniepokojony Dave.
Uśmiech zniknął z twarzy Becky, a jej zaniepokojone spojrzenie powędrowało w głąb korytarza, którym przyszli chłopaki.
Strzelec jedną ręką objął Isabell w talii, by nie stracić równowagi, drugą walczył z zapięciem skafandra. Wreszcie wygrał z zatrzaskiem, odchylił na plecy przyłbicę kombinezonu i mógł na nią spojrzeć bez nieprzyjemnego pośrednictwa kompozytowej szyby. Hełm też zdjął, miał go dosyć na jakiś czas.
- Hej... martwiłaś się? - uśmiechnął się radośnie do wiszącej na jego szyi dziewczyny. - Słyszałem cię w unikomie, niestety nie byłem pewien, czy to naprawdę ty. SI jest w stanie symulować nasze głosy.
- No dobra, ale gdzie jest Xiu? - ponagliła go, poważnie już zaniepokojona Becka.

Nightfall spoważniał, delikatnie odsunął od siebie Isabell.


Usiadł przy stole i nalał pół szklanki z jednej butelki. Wypił haustem. Nalał drugie pół i zawahał się dopiero w drodze do ust.

- Xiu... Xiu w miejscu, w którym jest, sieje niezły rozpierdol. Oby nigdy nie zabrakło rakiet w jej wyrzutni - odłożył szkło na bok. - Pokój jej duszy.
- W… widziałeś to? - Wydusiła z siebie Leena - Jesteś… pewny? Uchu zrób coś z łącznością! - Pani kapitan krzyknęła pierwszy raz od niepamiętnych czasów na Inżyniera.
- Ale gdzie ona jest? Na którym poziomie? - dopytywała się Becka. - Może mamy podgląd, zobaczmy. Jeśli wszyscy zaraz ruszymy - rzuciła, gotowa natychmiast udać się na ratunek.
- Wirus prawie w pełni opanował jej ciało - Night siedział wpatrzony w blat. - Zdecydowała spędzić ostatnie chwile przytomności na tym co kochała najbardziej - starał się nie okazywać żalu. Wiedział, że Xiu by go za to zbeształa i miała by rację, byli cholernymi wojownikami do samego końca. Śmierci śmiali się w twarz.

Kapitan zazgrzytała zębami, po czym… po prostu gdzieś poszła. Do innego pomieszczenia, z dala od pozostałych, chciała chyba zostać chwilowo sama. Uchu grzebał zaś nerwowo w komputerze, znów podłączony do systemu, z Becką nerwowo zaglądającą mu przez ramie w monitor, a Isabell pogładziła Nighta po ramieniu z poważną miną. Doc…spochmurniał wyraźnie, spoglądając gniewnie na Nighta. Nie wydawał się w pełni akceptować jego tłumaczeń. Zaklął pod nosem i wzorem Leeny, również wyszedł, kierując się do gabinetu tutejszego lekarza.

Pilotka zaś zrozumiała, że ich haker nic nie poradzi. Dotarło do niej co się stało, a doskonale zdawała sobie sprawę, że Xiu oddała jej ich jedyną szczepionkę jaką mieli... Nie mogąc pozbierać myśli, sięgnęła po butelkę z trunkiem... upijając parę solidnych łyków, w milczeniu.

Nightfall objął dłoń Isabell swoją. Uniósł spojrzenie, szukając w jej oczach zrozumienia, ulgi, może rozgrzeszenia. Niespodziewanie młoda dziewczyna przytuliła go zaś mocno do siebie, kryjąc jego twarz w swym biuście. Pogładziła go po włosach.

W ambulatorium zapanowała ogólna, nieco przytłaczająca cisza...


***


Becka miała spore doświadczenie w piciu alkoholu. Zdawała więc sobie sprawę, że to co pili do obiadu, a to co teraz popija z gwinta, to dwie zupełnie inne rzeczy. Zaprzestała więc picia zanim będzie za późno, gdyż zdała sobie z czegoś sprawę... Jeśli teraz stracą wolę i zaczną się użalać i upijać, to nie pożyją długo. Musieli się stamtąd zabierać i to czym prędzej... tak by zrobiła Xiu - huknęła by od razu, opierdzielając ich za załamywanie się i siedzenie na dupach, podczas gdy należy się ruszyć i to natychmiast!
Becka pospiesznie wstała od stołu i ruszyła za Leeną. Stawiając pierwsze kroki zachwiała się przez chwilę, ale to dlatego że wstała za szybko - a nie od alkoholu. Zatrzymała się zaraz za drzwiami, nie dbając o podchodzenie bliżej, czy nawet kontakt wzrokowy z Panią kapitan.
- Leena, wynośmy się stąd. Trzeba działać, a nie się załamywać - powiedziała zdecydowanym i silnym głosem, nieomal w stylu Xiu.

- Tak... - Odpowiedziała przez drzwi pani kapitan, ledwie słyszalnie - Tak, zaraz idziemy - Dodała już głośniej.
Nie chcąc wdawać się w dyskusje w złym momencie (a to właśnie był zły moment), pilotka przyjąwszy wiadomość cofnęła się do poprzedniego pokoju.
Zobaczyła tam, że Uchu aktywnie grzebał przy swoim komputerku, a Isabell z Nightem przeżywali przytulaśne chwile pocieszenia. Uznając, że można im było dać jeszcze z minutę, blondynka poszła po Bullita.
- Bull, zbieramy się do wyjścia - powiedziała, zatrzymawszy się ledwie dwa kroki za drzwiami. - W miarę szybko - dodała od razu... przekazując mu, może nie tyle rozkaz, co raczej zgodę, od pani kapitan.

Bullit zajęty własną milczącą stypą i medytacją nad pustawą butelką alkoholu popatrzył z byka na Beckę, ale… ostatecznie się nie odezwał. Jedynie skinął głową i mruknął coś pod nosem, co brzmiało tak ugodowe: “Już zaraz.”
Ona nie spodziewała się wiele więcej. Sama była pełna smutku i żalu, a to co wypiła niewiele jej pomogło. Skinęła doktorowi głową i wróciła do reszty. Im nie musiała już nic mówić - mogła, ale nie miała ochoty na rozmowy (podobnie zresztą jak wszyscy inni), a pogonienie załogi to zadanie dla pani kapitan.
Nie tracąc czasu Becka pospiesznie zabrała się za spakowanie ostatnich butelek.


Co prawda pilotka nie wiedziała ile są warte znalezione przez doktora chemikalia, ale wszystko co zgromadzili, było żałośnie niską rekompensatą za ich trud, nie mówiąc o przesyłce... a co dopiero o najwyższej cenie, jaką ostatecznie przyszło im zapłacić na tej okropnej stacji... Woląc nie myśleć o stracie przyjaciółki, zajęła się pakowaniem - lepiej było się czymś zająć. W plecaku znalazło się akurat miejsca na badziewia, które wyciągnęła z łazienki, a zdobyte ręczniki idealnie nadawały się do owijania szklanych naczyń.
 
Mekow jest offline  
Stary 19-06-2016, 21:15   #42
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Załoganci “Fenixa” pozbierali w końcu się do kupy, pozbierali i wszelkie manele, jakie do zebrania było, i nadszedł czas opuścić ową cholerną stację. Wszyscy mieli już naprawdę dosyć tego miejsca, ogólnie również nie było już naprawdę sensu tu dłużej siedzieć.

Karabiny, granaty, pistolety… oporządzenie gotowe. Skafandry były, klamory spakowane, a łączność odzyskana po trudach Inżyniera. Ruszyli do windy, by zjechać na 6 poziom, tamtędy zaś przez wyrwę, spacerkiem niewielkim w próżni, na tyły blokującemu tłumowi zdechlaków dostępu do ich statku. Jednak ich było sześcioro, a skafandrów pięć.


“Ping” - drzwi windy stanęły otworem na 6 poziomie, a karabiny zostały wycelowane w ewentualne zagrożenie przed samą windą, którego na szczęście nie było.

- Dobra, to teraz jak… - Zaczęła Leena, jednak nie dokończyła. Zrobiła bowiem duże oczy, po czym przytknęła palec do ucha, do Unicomu.
- Xiu? Xiu to Ty?? - Pani kapitan była wprost zszokowana. Zresztą nie tylko ona. Kwadrans wcześniej wszyscy opłakiwali śmierć towarzyszki, teraz jednak najwyraźniej się okazało, że ona żyje!
- Xiu słuchaj… ja… ale… no ale… - Leena próbowała z nią porozmawiać, i fakt, że nikt inny nic nie słyszał w komunikatorze, świadczył o tym, iż najwyraźniej Xiu łączyła się z kapitan tylko na jej częstotliwości.
- Nie zgadzam się! - Leena niemal krzyknęła. Wyszła w międzyczasie z windy, zresztą pozostali również, zajmując bezpieczne pozycje w korytarzu, z karabinami gotowymi do strzału. I oczywiście przysłuchiwali się rozmowie, sami również będąc tym wszystkim poruszeni.
- Ale Xiu… nie… ok… Xiu… ok… ja… ja Ciebie też. Żegnaj... - Pani Kapitan oparła czoło o pobliską ścianę, zamykając oczy.
- Odezwała się Xiu - Poinformowała resztę załogantów - Jest na 7 poziomie, gdzie toczy ciężkie walki z robotami i innymi… gównami - Leena uśmiechnęła się na drobny moment - Przebija się do rdzenia SI, by ją zniszczyć. Dzięki temu, my mamy większe szanse uciec. Zaspawała również po drodze jedne drzwi na amen, jakby nam przyszły do głowy głupie pomysły ratowania jej.

- Panowie i panie, ruszać się, idziemy dalej!
- Leena zebrała się w sobie, wydając w końcu rozkaz, jak na kapitana załogi przystało - Nie ma na co czekać!

Otarła skrycie łzę.

***

- Dobra, za tymi drzwiami panuje już próżnia - Wskazał Uchu na pobliską barierę - Trzeba już w skafandrach...

Wtedy też dopiero naprawdę wszyscy zdali sobie sprawę, iż jest o 1 skafander za mało. Ich plan był równie dziurawy, co chyba sama przeklęta stacja. Jak oni chcieli rozwiązać ten problem, jak to niby leciało?

Isabell, nagle nieco pobladła i wystraszona, cofnęła się kilka kroczków w tył, z drżącymi melodramatycznie ustami i łezkami pojawiającymi się w oczach.
- Night... no chyba nie chcecie mnie tu zostawić? - Szepnęła wystraszona.

Jeden czy drugi, będący w połowie zakładania skafandra, spojrzał na Isabell. W sumie tak to właśnie niby wyglądało… ale kurde, co robić, losowanie, kto wyciągnie najkrótszy kawałek drutu zostaje, i przebija się normalnie przez 5 poziom naprzeciw tuzinów Zombie czy jak?

Bum!

Boczne drzwi łączące korytarze rozstały rozwalone, i wpadła do środka “znajoma” bestia Nightfalla i Uchu. Nie zdechł z braku powietrza, nie zdechł przy spotkaniu z Xiu?


Widok rozpędzonego bydlaka niemal dosłownie zamurował wszystkich, a Becka aż otwarła z szoku usta.

- Nieeeeee!!!! - Ryknął strzelec, widząc co się święci. Uniósł w górę karabin, było jednak już za późno.

Oddalona ledwie o 3 metry od reszty Isabell, znalazła się na drodze rozpędzonego, lekko dwudziestometrowego stwora. Wpadł na nią, gdy krzyczała, nawet nie zwalniając, i porwał ją brutalnie ze sobą.

Doc i Night otwarli ogień z karabinów, trafiając jedynie ogon znikającego stwora.

Fuck!

Ale to tak naprawdę fuck!!




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-06-2016, 20:00   #43
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Smacznego skurwielu! - Nightfall pomachał robalowi na pożegnanie. - No i teraz liczba kombinezonów się zgadza - popatrzył przenikliwie po reszcie załogi. - Po minach widzę, że tacy z was piraci, jak z Boostera utalentowany muzyk... i za to was kocham - zaczął wyciągać z dezaktywowanego robota power backpack. - Uchu pomóż mi, zabieram to gówno. Jak ktoś nie chce dziś umrzeć, niech lepiej wraca na statek. Żaden wstyd. Ja... ja po prostu nie mogę jej tu zostawić. Poza tym, nie mogę też pozwolić Xiu wygrać - w pamięci wciąż paliły go słowa o sraniu w gacie. - To ścierwo daje z dwadzieścia punktów - ocenił z rozmysłem. Spieszył się, chciał jak najszybciej wyruszyć, nie zgubić tropu.

- Co? A ty... - zaczęła odpowiadać Becka, ale najwyraźniej nie mogła dobrać odpowiednich słów. - Nie wiem co to za bydle, ale nie zabił jej, tylko zabrał. To nie jakaś byle bestia, przypełzł specjalnie po nią... Ale idziemy po Isabell? - powiedziała pilotka, trzymając pistolet laserowy w jednej dłoni, a kombinezon w drugiej.

-Uchu i Becka powinniście szykować już stateczek. Pani kapitan… ruszasz z nimi na nasz okręcik, czy z idiotami którzy pójdą ratować damulkę?- zapytał Doc wyraźnie niezadowolony z rozwoju sytuacji, za to wyraźnie mający ochotę coś rozwalić… najlepiej całą tą parszywą stację.
- Czy te stwierdzenie oznacza skarbie, że też idziesz ją ratować? - Odparła poddenerwowana Leena - W takim razie ja się udam na statek...
- Ale... Ja nie wiem. Co? Znowu się rozdzielamy? Czy to dobry pomysł? - Becka spoglądała badawczo na Leenę, niepewna w którą stronę ma się ruszyć. Z jednej, bardzo chciała ratować przyjaciółkę i gotowa była dla niej zaryzykować. Zaś z drugiej, była potrzebna na statku, z którego mogła zdziałać więcej... i gdzie byłaby już bezpieczna.
- Nie mamy wyjścia. A ty idziesz z nami, będziesz potrzebna na Feniksie - oznajmiła Leena, kończąc tym dylemat Becky, która kiwnęła tylko potwierdzająco głową.

- Wymontowanie tego zajmie mi minutę lub dwie! - Krzyknął Uchu z trzęsącymi się łapami niczym u zaprawionego w boju alkoholika. Tyle czasu jednak Night raczej nie miał…

-Nie możemy go puścić samego.- westchnął Dave wskazując kciukiem kierunek w którym podążył Night i podrapał się po brodzie.-Ale ty tu Leena rządzisz, ostatecznie jak powiesz mi bym został z wami. Posłucham.
- Idź! Idź! Bo sam wiesz jak z tymi wojami… tylko masz...macie wrócić! - Pani kapitan ostatnie słowa aż krzyknęła.
-Wrócimy… najwyżej bełkocząc coś o mózgach!- odparł żartobliwie Bullit na pożegnanie, choć nie było mu za bardzo do śmiechu. Mocniej zacisnął dłonie na plazmowym karabinie, który to otrzymał od Uchu, zanim w ogóle ruszyli zadki.
- Powodzenia. Jak coś, to tu jest punkt zbiórki “Alfa” - rzuciła jeszcze Becka.

Gdy obaj mężczyźni pognali za Isabell porwaną przez monstrum, Leena spojrzała po Uchu i Becky.
- Ubierajmy skafandry, pomoże mi ktoś? - Powiedziała, wskazując zdrową ręką, tą na temblaku.

- Jasne - odpowiedziała szybko Becka, łapiąc skafander Leeny i naprowadziła odpowiedni rękaw na niemobilną rękę. Mimo, iż pilotka starała się jak mogła, pani kapitan i tak miała cały czas mocno zaciśnięte usta, a raz nawet syknęła z bólu.
- Dobrze, nic się nie stało… - Uśmiechnęła się nerwowo do Becky - Ubierajcie się, resztę skafandrów tu zostawiamy, a potem ktoś z nas wróci z tym brakującym? Nie odlecimy bez nich, a oni tu wrócą z Isabell. Tak będzie i koniec i kropka - Ostatnie słowa Leena wypowiedziała z wielką pewnością. Tylko kogo ona chciała przekonać? Załogantów, siebie, czy może jedno i drugie?
- Przepraszam. Nerwy - Becka nie omieszkała się trochę wytłumaczyć z niezgrabności. - Może uda nam się podstawić Feniksa i zgarnąć ich zaraz stąd - zasugerowała. Była to strategia statku cumującego tuż przy wejściu, w celu zapewnienia szybkiej ucieczki, zaraz po zrabowaniu... po prostu do szybkiej ucieczki.
Nie tracąc czasu, sama zabrała się za pospieszne ubranie się w skafander. Całe życie, a przynajmniej jego zdecydowaną większość, spędziła na statku kosmicznym, ale tak w próżnię wychodziła dość sporadycznie... Miała nadzieję, że obejdzie się bez problemów...


~~~



Trójka towarzyszy ubrała się w końcu w skafandry próżniowe, dwa luzem zostawiając w korytarzu dla brakującego trio. Oby trio. Na pewno trio… przymocowali je nieco, żeby ich czasem nie wywiało w miejscu o jedne drzwi wcześniej.

- Uruchomcie buty magnetyczne, ciąg wsteczny dysz na pół mocy! - Doradziła Leena, po czym w końcu stuknęła w panel tych właściwych drzwi.

Rozległ się syk uciekającego powietrza, i odrobinę nimi targnęło w przód. Ruszyli przed siebie zwyczajowym korytarzem, przytrzymywani podłogi magnesami w butach, aż do miejsca, gdzie znajdowała się naprawdę spora wyrwa w konstrukcji stacji.


Mimo, że jeden czy drugi, już nie raz spacerowali w próżni, widoki i tak robiły wrażenie. Nie byli tu jednak, aby je podziwiać, a działać.
- Dobrze, Fenix powinien być tam... - Odezwała się Leena przez komunikator w skafandrze, wskazując kierunek ręką - To lecimy!

Jak powiedziała, sama zrobiła jako pierwsza.

Kapitan na przodzie, za nią Becky, na końcu Uchu. Lecieli na zewnątrz stacji, w próżni, ciesząc się już na widok własnego statku. W pobliżu bez składu krążyła kupa śmieci, będąca wcześniej wyrwanymi elementami, czy i wyposażeniem zalegającym na korytarzach… nie wszystko było bezwładnym złomem.

Wokół stacji krążyło bez ładu kilka Zombie!

Becka zaniemówiła. Skąd się tu wzięli to jedna sprawa, bo było kilka możliwości, ale jak u licha oni jeszcze... “egzystowali”!? Skoro od dłuższego czasu nie mieli czym oddychać, to nie powinni być martwi-martwi? Pewnie, jeść ludzi to "każden jeden by chciał", głód to czują, ale oddychać nie muszą... ten wirus miał w sobie więcej tajemnic niż im się zdawało.
- O rzesz w mordę! - Zdziwiła się Leena. Ale w końcu nie powinno być problemu z ominięciem kilku zdechlaków w przestrzeni kosmicznej… gówno prawda.

- AAAaaaa! - Wrzasnął Uchu, gdy niespodziewanie jeden z owych przyjemniaczków, będący zbyt blisko, i w miejscu, w które nikt nie spoglądał, złapał go za nogę - Puszczaj! Puszczaj! - Inżynier kopał zdechlaka, chcąc się od niego uwolnić.

- Spokojnie... - Nie zdążyła dokończyć Becky, gdy Uchu odpalił swój napęd na pełnej mocy, i pognał w przód niczym torpeda. Z uczepionym buta Zombie.

- Zwolnij! - Krzyknęła pani kapitan. Uchu był jednak zbyt rozwrzeszczany, wystraszony, i nie patrzył przez chwilę gdzie leci, lecz na swój dodatkowy balast… i zderzył się z jakimś wielkim, dryfującym kawałem stacji. Przynajmniej od impetu, odpadł od niego owy cholerny Zombie, odlatując gdzieś w bok, wśród własnego machania rąk.

- Uchu?! - rzuciła Becky, spoglądając na inżyniera. Miał on o tyle szczęścia, że nie trafił na jakiś ostry fragment, który rozwaliłby mu skafander albo i nawet jego. No i w sumie nie wiadomo gdzie by poleciał, gdyby nie wyhamował... tylko trochę zbyt gwałtownie mu to wyszło.
Nie tracąc czasu, podleciała szybko w jego kierunku, choć nie tak szybko jak on to zrobił.
- Uchu, jesteś cały? Odpowiedz - rzuciła przez komunikator w skafandrze.
- Blllllbhhhhhhb - To było wszystko, co pilotka usłyszała, od zamroczonego towarzysza. Odwróciła go nieco w swoją stronę, żeby spojrzeć Uchu w dosyć duży wizjer, na jego twarz… i ona również uległa maaaaaaałej panice. Na wizjerze Inżyniera pojawiły się małe pęknięcia.
- O cholera! - wyrwało się Becky. - Leena. Uchu ma popękany wizjer - zameldowała Pani Kapitan, łapiąc jednocześnie Inżyniera za ramię. - Oddychaj normalnie! - zwróciła się do niego i wyszukała wzrokiem Feniksa. Nie mieli czasu do stracenia!
- Nie panikuj... - Burknął nagle całkiem zwykłym tonem Uchu, zaskakując tą wypowiedzią pilotkę. Pomacał ostrożnie dłonią w rękawicy swój wizjer - Przecież to super pancerne szkło, nic się nie… uważaj!! - Odepchnął Becky w bok, efektem czego ta poleciała dosyć niekontrolowanie, wykonując dziwaczne piruety. Nie bardzo mogła więc i stwierdzić w tej chwili, co też tam się u Uchu działo.
W ogóle straciła przez chwilę orientacją, co gdzie i jak. Czuła się jak kompletnie pijana nastolatka na karuzeli lub w pralce. Stacja, Feniks, wszystkie kosmiczne śmieci i mgławica w oddali, wirowały i przeplatały się wzajemnie, zmieniając się jak w kalejdoskopie. Kobiecie zdawało się, że cały wszechświat wiruje wokół niej, ale była świadoma, że to ona się kręci.
- Co to było?! Jest!? Leena, gdzie ja lecę?! - Becka co prawda nie panikowała, ale zdecydowanie nie była spokojna.
Świadoma, że machając rękami nie wyhamuje, starała się odpalić dysze skafandra, aby się zatrzymać. I wtedy ktoś ją złapał.


- Przeleciał naprawdę ostry kawał żelastwa, miałaś szczęście, że Cię Uchu odsunął - Usłyszała Becky przez komunikator. Uspokoiła się więc, głęboko odetchnęła, odwracając do Leeny… gówno, a nie do Leeny. Zombie!! Drący niemo w przestrzeni kosmicznej zdechlak, uczepiwszy się kobiety, próbował coś zdziałać, by pokonać skafander czy hełm i dostać się do apetycznego mięska wewnątrz. Pazurami przejechał po jej wizjerze, aż pilotce przeszła stonoga w lodowatych kapciach po kręgosłupie.
- Łaaaaa - wyrwało się jej, na otwartym kanale. Ufała, że Inżynier miał rację co do wytrzymałości wizjera, ale była w pełni świadoma, że zombiak może inaczej uszkodzić jej skafander. Niestety nie mogła go odpiąć, aby dobyć swojego pistoletu laserowego - nie przewidzieli, że w próżni będą potrzebować broni. Ale miała tę przewagę nad przeciwnikiem, że rozumiała fizykę ich otoczenia... przynajmniej sądziła, że on jej nie rozumie. Zaparła się nogami i postarała odepchnąć przeciwnika od siebie, jednocześnie uderzając w trzymającą się jej kończynę zombiaka.
Ryder co prawda przesunęła się nieco względem Zombie, jednak pozostała w jego mocnym chwycie. Choć dwoiła się i troiła, kombinując jak mogła, nieumarły sukinkot jak ją chwycił, tak nie miał zamiaru puścić. Zamiast jednak gdzieś w okolicach tułowia, przynajmniej chociaż trzymał ją teraz za nogi… i zgniótł jej jedną z nich w swej nieumarłej dłoni dosyć boleśnie, nawet przez kombinezon.
- Ała! - zapiszczała kobieta. - Odwal się!! Pomocy, zabierzcie go ode mnie! - powiedziała, nieustannie siłując się z zombiakiem, kopiąc go i odpychając jakoś nogami. Na niewiele się to jednak zdało, sukinkot normalnie się do niej przyczepił, i nie miał zamiaru puszczać. Zaczynała ją ta sytuacja już nawet mocno wkurzać… bum! Ktoś w skafandrze wleciał w owego zdechlaka, w końcu go odrywając brutalnie od Becky(zabolało). Owy “ktosiek” poleciał z nim kilkanaście metrów dalej, po czym rozsmarował jego łepetynę o samą stację.
- Dobra robota Uchu - Odezwała się Leena.
- Mam już naprawdę dosyć tego miejsca, wracajmy na statek, i spadajmy stąd! - Powiedział Inżynier.
- Popieram powrót. I masz tam kielicha ode mnie, dzięki - powiedziała Becky, czując wyraźną ulgę, po pozbyciu się natrętnego zombiaka.

- Dziewczyny, jest problem - Powiedział po drobnej chwili, całkiem spokojnie Uchu.
- Jaki? - spytała Becka, przyglądając się głównie ich statkowi, do którego zmierzali.
- Ten… gnój… rozwalił… mój… skafander... - Zaczął dyszeć Uchu. Obie kobiety spojrzały wystraszone w jego stronę. Postać inżyniera zaczęła dryfować bez oznak życia.
- Fuck!! - Wrzasnęła Leena - Becky, szybko, do niego! Musimy podkręcić jego tlen, żeby powstało większe ciśnienie w kombinezonie, i natychmiast stąd lecimy! Uchu! Uchu kurwa mać! Trzymaj się!!
- Cholerne zombiaki! - warknęła Becka, której cierpliwość do zdechlaków ewidentnie się skończyła. Nie tracąc czasu odpaliła w stronę Inżyniera.
- Może uda się jakoś zatkać rozdarcia zanim się bardziej rozerwą. Te skafandry mają jakieś uszczelniacze? - powiedziała lekko zaniepokojona o los Uchu.
 
Mekow jest offline  
Stary 25-06-2016, 20:50   #44
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Jeżeli nam się uda, będziemy potrzebowali dodatkowego skafandra - strzelec wyszedł poza zasięg głosu i nadawał już przez unikom. - Albo możemy wykorzystać dwukrotnie to co posiadamy. Tylko ktoś musiałby przynieść go tutaj, jak już dotrzecie na Feniksa. Później poinformuję o statusie misji.
Night na razie jeszcze mógł kierować się hałasem wielkiego cielska szorującego o ściany korytarza.
Doc tymczasem spiesząc się bardzo i klnąc pod nosem podążał śladem Nighta by jak najszybciej się z nim zrównać.

Kolejne rozwalone drzwi, ślady na ścianach i sufitach prowadzące korytarzem w lewo… krew na podłodze. Zwykła, czerwona krew, nie wróżąca nic dobrego, ludzka krew, bardzo, bardzo świeża, żadne tam zielone gówno. Szuranie gdzieś z przodu.

I kolejna, sporych rozmiarów dziura w posadzce, prowadząca na poziom jeszcze niżej(na 8 poziom). Do tego ślady i śluz wokół owej dziury, jak poprzednio… od przeciskania sporych rozmiarów cielska? A tam gdzieś w ciemnościach, poniżej, coś odlegle zawarczało, ledwie na granicy słyszalności.
- Ok… to już mi się nie podoba. Wygląda na to że pakujemy się w głębokie gówno.-ocenił Bullit zerkając w dół. Po czym zerknął w górę oceniając czy jest tam miejsce na jego hak grawitacyjny.
- Nic nie mów. Od tego szamba cały już się lepię - strzelec starał się przeniknąć ciemność dolnego poziomu. - To co gonimy posiada żrącą krew. Nie znam właściwości śluzu, który pozostawił na krawędziach. Lepiej unikać kontaktu. - szukał możliwości by bezpiecznie opuścić się na dół.
-Ok…- stwierdził Doc wyciągając niewielką tubę z hakiem grawitacyjnym. Wystrzelił “kotwiczkę” na grawitacyjnym promieniu w sufit, która momentalnie do niego przywarła.
- Ty pierwszy, ja osłaniam. Potem na odwrót.- zadecydował Bullit.

Nightfall przerwał swoje starania, obserwując działanie gadżetu Doc'a. Wykrzywił usta w odwróconą podkowę i pokiwał głową w geście uznania.
- Czasami człowiek tak bardzo koncentruje się na czystej sile ognia, że zapomina o użytecznych drobiazgach.
Ustawił prędkość opuszczania, dopiął karabińczyk do osobistej uprzęży i zjechał w mrok, trzymając broń w pogotowiu, gotową do strzału.

Zjechali więc obaj w miarę szybko piętro niżej, prosto w ciemności… z którymi Night nie miał żadnych problemów, dzięki cybernetycznemu wszczepowi w oczach. Docowi z kolei przyszło się zmierzyć z brakiem widoczności. No dobrze, coś widział, ale to było naprawdę niewiele, ledwie może metr przed siebie. Jakby stwór tu na nich czekał, nawet by nie zauważył nadchodzącego końca.
Zapalniczka rozświetliła okolicę… niedużą okolicę wokół Doca. Rozejrzał się on powoli próbując zorientować gdzie wylądowali. A dokładniej… czym było to miejsce, zanim się zmieniło w strefę mroku.

Strzelec zwrócił uwagę na kłopoty Dave'a z widzeniem w ciemności.
- Mogę polecić wam dobrego cyber transplantologa - szepnął, nie chcąc za bardzo zaburzać ciszy spowitych mrokiem korytarzy. - Wciąż wisi mi przysługę. Światło zapalniczki wiele nie pomoże, co najwyżej zwabi okoliczne stworzenia. Dalej nie zapowiada się lepiej. - ocenił. Stwierdził też, że ciemność jest jego szansą. Gdyby tylko udało się uszkodzić ślepie przerośniętej glizdy. Zgadywał, że to dzięki niemu potrafi dobrze orientować się w przestrzeni. Było dość wyrośnięte i pojedyncze. Nie dawał głowy, już kilka razy pomylił się co do zdolności przetrwania osobnika.
-Póki mam swoje oczy, to wolę z nich korzystać.- odparł Bullit nie mając zamiaru jej zgasić. Przynajmniej na razie.-A stwory i tak tu przylezą. Jeśli nie światło i hałas, to zapach je zwabi. Lepiej będzie sprawdzić, czy da się tu przywrócić jakąś formę zasilania.-

Niewielki magazyn, może dziesięć metrów każdej ściany, z jakimiś skrzyniami i pudłami, pogniecionymi już, zepchniętymi w kąty. No i kolejne, wyrwane drzwi… za nimi zaś, po szybkim odnalezieniu tropu przez Nighta, powinni podążyć korytarzem w prawo. I gdzieś w tym korytarzu dało się słyszeć cichutki, pojedynczy szloch Isabell.

- Odkąd SI wrzuciła awaryjne, z zasilaniem może być problem - Nightfall nasłuchiwał. - Brzydal się zatrzymał, jesteśmy blisko, albo rzucił Iss na przynętę, a sam się na nas czai...
-To ja będę przynętą… też. Z zapalniczką, niezdarny… łatwy cel.- zaproponował Doc.

- Od jakiegoś czasu nosze ze sobą to wybuchające gówno - wskazał na kilka granatów przypiętych w różnych miejscach ekwipunku. - A one już nie mogą doczekać się by eksplodować pod brzuchem skorupiaka. To co, wciągniesz go w pułapkę? Bylebyś tylko sam nie wszedł w potykacz.
-Nie wiem czy to dobry pomysł… to wszak żywy baniak z tą kwasową krwią.- stwierdził sceptycznie Bullit. Był to bowiem kiepski pomysł, zwłaszcza zważając na to jak kwas ten radził sobie z metalem. Nadwątlenie konstrukcji w złym miejscu i pół sekcji mogło wyssać w kosmiczną próżnię.

- Ostatnia deska ratunku. Jest szybki, dogoni cię. Musisz mieć gdzie uciekać. Z Uchu używaliśmy grodzi. Chociaż z dwa granaty. Zmierzaj na nie jak już nie będziesz miał wyjścia - strzelec spojrzał jeszcze w górę na otwór. - Ma jeszcze problem z przeciskaniem się tutaj. Moglibyśmy wykorzystać moment spowolnienia. Drugi wariant. Granaty montuje pięć metrów przed drzwiami - wziął się do roboty.
-Dwa granaty wezmę, ale pułapkę… zwłaszcza taką sobie odpuśćmy.- stwierdził Doc godząc się na kompromis.
Night tylko wzruszył ramionami, kładąc dwa żłobione, owalne kształty w dłoniach Dave'a. -Będziesz widział w co rzucać? Chyba nie marzy ci się etat zamachowca samobójcy? Planowanie trochę za długo im zajmowało. Nie zamierzał tracić więcej cennych sekund. Ostrożnie ruszył w stronę głosu Isabell.
-Jak najdalej od siebie. To wystarczy.- mruknął Doc biorąc owe granaty.-Lepsze to niż potknąć się o drut pułapki którą się samemu zastawiło. Zresztą… ten zwierzak nie wyglądał na takiego, co potrzebuje podłogi do chodzenia.

Po pokonaniu kolejnego zakrętu, strzelec zauważył dziewczynę przed sobą. Leżała oddalona o jakieś 20 kroków, dokładnie na środku skrzyżowania czterech korytarzy, w nawet oświetlonym miejscu. Leżała pokiereszowana, w kałuży swojej krwi, z podartym nieco kombinezonem. Bez ruchu, bez… życia? Nie, poruszyła jednak minimalnie palcem u dłoni. Była jednak w fatalnym stanie, umierała. Nighta ścisnęło w gardle.




Strzelec stłumił przekleństwo. Nie był pewien rozległości obrażeń. Isabell wyglądała paskudnie. Udzielanie pomocy przy potworze kręcącym się w pobliżu nie napawało optymizmem, a próba szybkiego transportowania poszkodowanej mogła tylko pogorszyć jej stan. Rozejrzał się, czy w korytarzu są wejścia do bocznych pomieszczeń. Takie by paszczur nie mógł łatwo ich sforsować. Z kroplami zimnego potu, występującymi na czoło, nasłuchiwał, chcąc wychwycić położenie monstrum. Jednocześnie podkradał się do rannej dziewczyny. A gdzieś tam z tyłu, świecąc sobie zapalniczką dreptał niemrawo i ostrożnie Bullit nieświadom tego co było przed nim.

Obaj mężczyźni zbliżali się powoli do leżącej na skrzyżowaniu korytarzy dziewczyny. Nightfall szedł wprost bezszelestnie, skradając się niezwykle profesjonalnie… Bullitowi również nie szło wcale tak źle, i nie narobił żadnego hałasu. Zostało dziesięć kroków do celu. Wtedy też, strzelec wyczuł bardziej niż usłyszał, po prostu wyczuł jakby szóstym zmysłem, że ta przerośnięta, pieprzona stonoga czai się w prawej odnodze korytarza(krytyczny sukces nasłuchiwania!). Jego kompan z kolei, nie zdawał sobie absolutnie z niczego sprawy.

Isabell stanowiła przynętę, myśliwy był gotowy do ataku, a oni za osiem kroków mieli wpaść prosto we wredny ryj owej bestii…

Nightfall zastygł, było tak jak się spodziewał, brzydal czekał na nich. Wyuczonym gestem uniósł otwartą dłoń za siebie, każąc oddziałowi się zatrzymać. Nie było oddziału, był za to Doc, choć akurat ten sygnał używany w bliskich starciach zdawał się być na tyle intuicyjny, że powinien go zrozumieć. Zbliżył rękę do ucha, podniósł do góry jeden palec, ułożył dłoń w układ oznaczający wroga i wskazał prawy korytarz. Pierdolił, nie było wyjścia, musiał zbliżyć się na tyle, aby rzucić granat w odnogę, dość głęboko, jak najdalej od Isabell.
Bullit się zatrzymał i przyczaił. Zgasił zapalniczkę, ujął w dwie ręce karabin plazmowy i wyczekiwał ruchu, w który mógłby strzelić… podkradając się powoli, nieco przykucnięty.

Strzelec odpiął z oporządzenia granat. Wskazał go Docowi i potem na prawy korytarz i robił to tak długo, aż ten ogarnie o co chodzi, by chwycić za swój.
Bullit zbliżył się i zrobił to samo co Night czekając na jego ruch, by podobnie jak on rzucić granatem.
Nightfall odliczając, uniósł w górę trzy palce lewej ręki, potem dwa, potem jeden... aż nadeszła chwila zero i z krótkiego zamachu broń poszybowała za załom.
Obaj rzucili granatami, starając się je odbić od ściany korytarza, by te poleciały odpowiednio w prawą stronę, do chowającego się tam robala. Strzelcowi udało się bez problemu, grawitacyjny poleciał… Docowi owy granat odmówił posłuszeństwa(krytyczna porażka zręczności przy rzucie). Zamiast odbić się od owej ściany i polecieć dalej, walnął w nią i spadł na podłogę. Fireflush. Cztery metry od Isabell.

Wtedy wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że Night nawet nie zdążył zjebać kumpla choćby jednym słowem.

Obydwa granaty eksplodowały w momencie wyskoczenia zza rogu robala. Grawitacyjny trafił go po dupsku, urywając kawałek odwłoku, ogniowy przysmolił zaś skrzecącą mordę, lecącą prosto na Nightfalla. Robal zaatakował właśnie jego, stojącego w końcu na przedzie.

Właściwie to zmiótł go z nóg siłą rozpędu, wpadając na strzelca z rozwartą paszczą. Ten próbował się jakoś zasłonić karabinem, efektem czego zębiska capnęły go po ręce.
Doc sięgnął po karabin i strzelił z niego plazmą podchodząc odrobinę. Sytuacja była parszywa, ale co innego mógł zrobić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-06-2016, 23:11   #45
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall instynktownie odepchnął się nogami, szorując po podłodze plecami, byle dalej od potwora, chcąc złapać nieco dystansu. Choćby tyle by unieść karabin, błądząc po omacku po obudowie broni, odszukać kciukiem przełącznik autofire i posłać skoncentrowane wiązki energii we wpatrzone w niego, świecące żółcią ślepie.

Zaryczały karabiny, potwór… a nawet Night. Doc strzelił raz w ślepie robala, jego towarzysz pociągnął serią, rozpętując małe piekło. Robal został oślepiony już przy pierwszym strzale, a później to z jego pyska powstało istne sito, padł jednak prosto na strzelca, przygniatając go swym cielskiem, i zalewając mężczyznę swą żrącą juchą.
Bullitowi nie pozostało nic innego tylko posłać w stwora dodatkową serię plazmy w nadziei, że zdąży ona zniszczyć bestię na tyle szybko by nie zdołała się wykrwawić na Nighta.

Strzelec próbował za wszelką cenę się wyszarpnąć spod wielkiego cielska, nie wdychać oparów. Wyciągnął dłoń w stronę Doc'a.
- Pomóż - wykrztusił zachrypiały. Kwas mimo wszystko podrażnił jego krtań i powoli przeżerał się przez pancerz.

Bullit odrzucił broń i zabrał się za ściąganie stwora unikając przy tym dotykania jego ran, co by uniknąć poparzeń. Na niewiele się to jednak zdało, cielsko było zbyt ciężkie, by je zsunąć z Nighta… w końcu więc Doc chwycił za desperacko wyciągniętą dłoń towarzysza i po chwili jakoś go wyciągnął, lekko dymiącego, bladego, ze zżeranym właśnie kwasem lekkim pancerzem. Ale adrenalina działała, i to nie było w tej chwili najważniejsze dla strzelca, nawet nie poczuł owego kwasu… Isabell.

Nightfall stanął chwiejnie na nogach. Łapiąc równowagę, próbował biec do dziewczyny, jednak każdy krok zdawał się trwać całą wieczność. W drodze odpinał trawione kwasem części pancerza. Opadały ze stukiem na podłogę, gdy pokonywał kolejne metry. Przyciskał przedramię do ust i nosa, chcąc odgonić unoszące się w powietrzu opary.
- Isabell, Isabell! - wołał, walcząc z pieczeniem w krtani, które sprawiało, że głos który się z niego wydobywał być przyćmiony, niewyraźny. - Nigdy cię nie zostawię! Słyszysz!

- To… już drugi… raz... - Szepnęła dziewczyna, z nie pasującym do sytuacji uśmieszkiem czającym się w kącikach ust. Ust z których wypłynęła krew, podobnie jak z nosa. Wywróciła oczami, ukazując białka, a jej ciało zwiotczało w dłoniach Nighta.

- Hej, nie rób mi tego - najemnik klęczał, trzymając dziewczynę w ramionach i potrząsając, jakby chciał wybudzić ze snu. - Chyba nie chcesz mi tu umrzeć? Co? Iss? Isabell - głos mu się łamał, gdy wypowiadał jej imię. - Nie staniemy przecież na dwóch? No chodź, obudź się, pozwól uratować jeszcze kilka razy. Ile tylko będziesz chciała. Koniec żartów. Miałaś mi pokazać swoją planetę. Pamiętasz? Miejsce, gdzie można żyć w pokoju. Chce żyć w pokoju. Z tobą. Chce... - brakowało oddechu, nie wyczuwał tętna, przechodziła na drugą stronę. Rozbieganym wzrokiem spojrzał na doktora z bolesną świadomością, że ją traci.


- Odsuń się… pozwól cudotwórcy działać - stwierdził Doc, gdy już uznał że Night zbyt długo zajmuje się dziewczyną. Teraz była jego kolej. Musiał użyć swych umiejętności i sprzętu by zdiagnozować i uleczyć Isabell. Za dużo czasu spędzili w tej dziurze, by wyjść z niej z niczym. Miała paskudną ranę kłutą w okolicach prawej piersi, z której krwawiła wyjątkowo obficie, do tego masa mniejszych ran, zadrapań oraz poparzone ogniem nogi…

Zatamowanie krwawienia i wstrzyknięcie mieszanki nanitów leczniczych i chemikaliów pobudzających krążenie, było pierwszym co Bullit zastosował. Po czym zajął się masażem serca i przywróceniem oddechu za pomocą maski tlenowej. Potem zajął się opatrywaniem tych poważniejszych z ran, pozostawiając białkowym robotom naprawę wewnętrznych struktur tkanek Isabell.

Strzelec stał patrząc z nadzieją na zabiegi Dave'a, choć widział już podobne obrażenia i wiedział, że nie rokują dobrze. Nie bez specjalistycznej aparatury, nie w takich warunkach. Pocieszał się, że Isabell długo zachowała świadomość, że jest silna. W końcu nie mogąc znieść bezczynności, ruszył w stronę magazynu, z którego tu przyszli. Pomagając sobie w marszu wsparciem o ścianę korytarza. Znajdowały się tam skrzynie i pudła, materiał z którego mógł zmontować nosze.

Złapała oddech! Nabrała powietrza w płuca… żyła. Doc ją uratował. Oczu co prawda nie otwarła, i wciąż pozostawała nieprzytomna, jednak Isabell żyła, uratował ją, uratował!. Kosmiczny kowboj zajął się więc czym prędzej ustabilizowaniem pacjentki, oraz dalszym opatrywaniem licznych ran. Najgorsze więc było za nimi.

- No to ruszamy z powrotem - krzyknął Bullit, załadował nieprzytomną dziewczynę na plecy i przewiesił przez ramię karabin plazmowy. - Gdzie żeś do cholery polazł?

Nightfall wyłonił się z ciemności taskając swoją prowizoryczną konstrukcję z kompozytowego wieka skrzyni zaopatrzeniowej z dorobionymi uchwytami i pasami do unieruchomienia poszkodowanej, wcześniej wykorzystywanymi do stabilizacji ładunku. Zatrzymał się widząc Doc'a, niosącego dziewczynę.
- Nie powinieneś tak... - nie dokończył. Regularny, choć cichy i bardzo słaby oddech dobiegający z ust Isabell wstrzymał na chwilę jego własny. Nie potrafił ukryć wzruszenia. Zanurzył dłoń w jej włosach i pogładził po poliku, szczęśliwy, jakby faktycznie doświadczył cudu - Połóżmy ją... - nie mógł oderwać wzroku od umorusanej krwią twarzy uratowanej. - Wcześniej chciałem cię zabić za ten granat, teraz chce postawić tyle wódy, żebyś nie trzeźwiał przez tydzień, albo chuj, miesiąc.

- Nie dramatyzuj jak primadonna mydlanej opery - podsumował jego wywód Dave sceptycznym tonem głosu. - Rzucanie po ciemku granatami, to było szaleństwo samo w sobie. Ruszamy zanim kolejny potworek nas odwiedzi.

- Zaraz jeszcze mi powiesz, że ogniem chciałeś rozjaśnić teren, by kolejnym łatwiej trafić - nawet się zaśmiał, miał powody. Zbierał fragmenty przeżartego pancerza. Kwas kontra odbudowa molekularna. Nie wiedział, które wygra, ale może jeszcze dało się go uratować. - A wiesz, że zawsze chciałem w takiej zagrać? Etat na całe życie, proste dialogi, niezłe aktorki. Do tego formuła każdy z każdym. Masa psychofanek wysyłających bieliznę. Praca marzenie.
Zgadzał się co do konieczności szybkiego opuszczenia tego miejsca.

- Cóż.. każdy ma swoje marzenia - ocenił ironicznie Doc, pomijając fakt jak na rodzinnej planecie nazywano aktorów takich produkcji. Zresztą wszelakich aktorów tam nie poważano. - Mnie jakoś nie kusiło.

- Cóż mi po nich. Przeznaczenie wiedziało lepiej, urodziłem się by żuć gwoździe i pluć napalmem - urwał wszelkie insynuacje. Spojrzał raz jeszcze na Isabell, poprawił pasy. - W drogę - dźwignął nosze, zaciskając zęby z bólu rozchodzącego się impulsem po nerwach rannej ręki.

- W drogę… - mruknął Doc biorąc nosze z drugiej strony i zdając się na wzrok Nighta. Ruszyli przed siebie.
 
Cai jest offline  
Stary 26-06-2016, 18:28   #46
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Corvetta “Fenix”
Becky(Leena, Uchu)

- Doc i Night, zgłoście się, co u was? - Odezwała się pani kapitan przez Unicomy na otwartej częstotliwości, do brakujących towarzyszy - Znaleźliście już Isabell, czy wszystko w porządku? Uchu jest ranny, ma dziurawy kombinezon, Zombie są nawet w próżni, odbiór
- Tak, mamy Isabell, jest ciężko ranna, ale Doc ją poskładał. Wracamy na miejsce spotkania, przybywajcie z kombinezonami, odbiór - Odpowiedział jej Nightfall.
- Przyjęłam, już działamy w tym kierunku. Bez odbioru - Potwierdziła Leena.

….

Becky i kapitan, trzymając nieprzytomnego Uchu, wpadły przez śluzę do wnętrza własnego statku. Czym prędzej przywróciły w owej śluzie stosowne warunki atmosferyczne, ściągając hełmy, i na wszelki wypadek, przeciągnęły jeszcze Inżyniera na korytarz.



Za podwójnymi wrotami, pani kapitan zaczęła najzwyczajniej w świecie strzelać dłonią szczurzego humanoida po pysku.
- No dawaj, dawaj! Dobrze jest, przeżyjesz!

Uchu w końcu ledwie sapnął, pozostając nieprzytomnym, powinien jednak chyba z tego wyjść… Leena usiadła obok niego na podłodze, głośno wzdychając.
- Co za popieprzony dzień i miejsce - Zwróciła się do Becky - Miejmy nadzieję, że nic sobie nie odmroził, i że nie ma uszkodzonych płuc. Trzeba by go zawlec do labora medycznego.

Pani kapitan ściągnęła kombinezon z Uchu z pomocą pilotki… i wtedy usłyszały czyjeś dudniące kroki w korytarzach statku. Przecież na Fenixie nikogo nie było, cała załoga znajdowała się poza statkiem?? Wlazł tu kto obcy, Zombie, albo inne świństwo? Czy statek również był już skażony??

Obie rozpięły nieco kombinezony i sięgnęły po pistolety.

Robot, a dokładniej to jakiś biodroid, uzbrojony w karabin plazmowy, wyłonił się zza zakrętu korytarza, na co obie kobiety momentalnie otwarły ogień. Maszyna cofnęła się jednak tak szybko, że obydwa strzały były pudłem. Zarówno Leena, jak i Becka, były mocno zdenerwowane owym zdarzeniem…


- Pani kapitan, pilotko Ryder, proszę wstrzymać ogień - Odezwał się robot mechanicznym głosem, skryty za zakrętem - Jestem TRX-215 “Arhon”. Zostałem uaktywniony alarmem wywołanym stanem zdrowotnym Uchu Chissa, mojego stwórcy. Proszę wstrzymać ogień, wychodzę.

Jak powiedział, tak zrobił, wciąż na celowniku obu pistoletów. Sam “Arhon” z kolei, karabin plazmowy trzymał lekko skierowany w podłogę.
- Jak mogę pomóc? - Spytał zdziwione kobiety.





Stacja EAS Bavarian
Bullit, Nightfall(Isabell) poziom 6

Obydwaj mężczyźni nieśli na prowizorycznych noszach ranną Isabell do punktu ewakuacyjnego, by wkrótce stamtąd spacerkiem w próżni na Fenixa. Brakowało jednak jednego kombinezonu… dwa pozostałe tam na nich czekały. W międzyczasie, usłyszeli również kilka przytłumionych eksplozji i stacja lekko zadrżała. Czyżby Xiu zakończyła swą misję, niszcząc wredną SI?

….

- Obawiam się, że Isabell nie jest w stanie odbywać teraz spacerku na zewnątrz - Doc rozmawiał z Leeną przez Unicom - Samo już wsadzenie jej w skafander, może mieć dla niej poważne konsekwencje. Wydaje mi się jednak, że nie mamy innego wyjścia, prawda? - Bullit spojrzał z zaciętą miną na stojącego obok Nightfalla.

- Pojawiło się światełko w tym pieprzonym, mrocznym tunelu - Odpowiedziała pani kapitan - Mamy na statku nieoczekiwane wsparcie. Uchu zbudował sobie po cichaczu biodroida, który właśnie się uaktywnił i teraz może nam pomóc. Zostawiam więc wam wybór drogi: podlatujemy Fenixem, a wy do niego wskakujecie w skafandrach… które musimy wam jeszcze dostarczyć. Plan B to idziecie zwyczajowo 5 poziomem, prosto na Zombie i robicie rozwałkę, my rozwalamy je od tyłu przy wsparciu TRX-215, spotykamy się wszyscy i wracamy na statek. Co wybieracie?










W całkiem innym, bardzo odległym miejscu...
Stacja Maggelan-Tethannis

Hangar 16, stanowisko 5

Mężczyzna ogromnej budowy, mający sporo ponad dwa metry, i składający się chyba tylko i wyłącznie z mięśni, zajmował się właśnie naprawą uszkodzonego kadłuba niewielkiej jednostki kurierskiej. Ot zwyczajowe zajęcie dla ubranego w roboczy kombinezon Bixa, nic wielce trudnego, chleb powszedni.

Pochłonięty pracą, z początku nie słyszał, co rozgrywało się na stanowisku obok, zresztą, w samym hangarze również było dosyć głośno. Kręciło się tu bowiem kilkadziesiąt osób, do tego różnego rodzaju roboty, androidy, odbywał się również załadunek i wyładunek, trwały także inne naprawy...



- Aaaaał! - Dopiero męski krzyk 10 metrów obok, zwrócił uwagę “Młota”. Spojrzał więc w tamtą stronę, marszcząc brwi. Nikt bowiem nie zauważył dziejącej się właśnie sąsiadowi Bixa krzywdy, i nikt nie pomagał.

Para szumowin, jakiej na stacji pełno, okładała właśnie metalową rurą innego mechanika, głupawo się z tego nabijając.
- Nie trzeba było robić długów! - Krzyknął ten tłukący nieszczęśnika, a jego towarzysz szczerząc zęby rozglądał się za ewentualnymi strażnikami. Ci jednak mało kiedy zaglądali do hangarów, a jeśli już, to oczywiście nie w tych momentach, kiedy trzeba.

Zostawić to tak, nie wtrącać się? W końcu to nie dotyczyło Bixa, skoro okładany wisiał im kasę, to jego problem, powinien wiedzieć, jak takie rzeczy się kończą, jeśli się nie spłaci na czas...







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 26-06-2016 o 18:48.
Buka jest offline  
Stary 02-07-2016, 04:21   #47
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Na Fenixie


Robot odwiesił karabin na plecy mocując go do uniwersalnego chwytaka. Ruszył powoli w stronę istot organicznych.
- Spokojnie. Nic wam nie zrobię. Trzeba go zabrać do ambulatorium.
Gdy doszedł w końcu do kobiet które wciąż trzymały go na muszce, stanął w bezruchu ani drgając. Widać czekał na jakieś pozwolenie.

Brak alarmu i śladów wtargnięcia zgadzały się z wersją, że robot był już na ich statku gdy go opuszczali, a stąd już krok do przedstawionej przez Arhona wersji. Becka zastanowiła się kiedy Uchu mógł go zbudować i obejrzała robota od stóp do głów starając się wyszukać w pamięci widok Inżyniera z odpowiednimi częściami... Ale po tym wszystkim przez co przeszli ostatnio nie mogła sobie nic przypomnieć i wolała przyjąć każdą oferowaną im pomoc.

Pani kapitan schowała pistolet, kiwając przy tym głową.
- No ładnie, ładnie Uchu... - Zerknęła na leżącego na podłodze Inżyniera, po czym zwróciła się do robota:
- Zabierz go do ambulatorium, tylko ostrożnie… jak to było, Arhon, tak?
- Dokładnie TRX-215 Arhon. - konstrukt przykucnął na jedno kolano, wsunął ręce pod ciało i ostrożnie uniósł nie przytomnego.
- Becky, odpalaj grata, podlatujemy po resztę, zostaw tu proszę swój skafander - Leena rzuciła do pilotki.
- A tak, już już - odparła krótko Becka i po odłożeniu broni do kabury zaczęła szybko zdejmować z siebie skafander. Miała jeszcze zaoferować Leenie pomoc w zdjęciu jej skafandra, ale skoro ta miała dla niej już inne wytyczne, a do pomocy był ktoś inny, nie było sensu proponować.
Wyskoczywszy z kosmicznego wdzianka, odstawiła jeszcze plecak ze zdobycznymi tobołami na podłogę i zostawiając wszystko w nieładzie, pobiegła zająć swoje miejsce za sterami Feniksa. Dobrze znała drogę, którą niejednokrotnie przemierzała w pośpiechu. Zniknęła za drzwiami po prawej stronie, przebiegła przez ładownię, aby na korytarzu za nią skierować się do schodów prowadzących na górny poziom. W pośpiechu przeskakiwała po trzy stopnie na raz, wbiegając na wyższy poziom, a potem kolejnymi schodami bezpośrednio na mostek.



Tymczasem Arhon ruszył w stronę ambulatorium. Na miejscu położył Uchu na maszynie skanującej.
- Niestety nie mam informacji na temat medycyny żadnego gatunku ani jak korzystać ze sprzętu medycznego. - odezwał się nie odwracając nawet głowy - Zdaje się że musimy poczekać na lekarza Bullita.
- Zajmę się nim sama, sprawdzić potrafię… Ty w tym czasie weź kombinezon Becky, przekażesz go Docowi i Nightowi, gdy już podlecimy do stacji. Poradzisz sobie ze spacerkiem w próżni? - Spojrzała w metalową twarz TRX-215.

Uniósł i odwrócił swoją twarz wyposażoną jedynie w wizjer w stronę pani kapitan.
- Tak jest pani kapitan. Warunki w próżni nie stanowią dla mnie zagrożenia. Poruszanie się po niej też nie stanowi problemu. - odwrócił się od poszkodowanego i ruszył w stronę głównej śluzy. Jego ruchy były bardzo elastyczne bardziej ludzkie niż mechaniczne, jednakże widać było że to nie tkanka organiczna a metalowe części nim poruszają.

Znów po statku rozniósł się odgłos metalicznych kroków. Gdy doszedł do miejsca spotkania jego z członkiniami załogi, podniósł z ziemi zostawiony skafander. Złożył go na 4 i lewą ręką przycisnął do piersi żeby go nie zgubić podczas manewrów w kosmosie. Otworzył wewnętrzna śluzę i przekroczył próg wchodząc do środka.
Zamknął za sobą grodzie, wyssał powietrze wyrównując ciśnienie i stał cierpliwie gotowy, czekając aż zewnętrzne się otworzą lub na odpowiedni sygnał by on to zrobił.
- Jestem przy głównej śluzie gotowy do jej otwarcia. - pilot Becky usłyszała w swojej słuchawce komputerowy głos.

Becka w tym czasie siedziała już w swoim fotelu i obudziła główny komputer z drzemki. Przed odpaleniem silników manewrowych sprawdzała jeszcze skanerami jakie to śmieci dryfowały jej na drodze. Zbyt dobrze pamiętała spotkania z zombie i różnymi odłamkami, aby teraz na ślepo kierować przez nie statek. Do tego puściła i podstawową diagnostykę całego statku… i rozległ się nieprzyjemny dla ucha alarm. Jeden z silników manewrowych był uszkodzony, najpewniej oberwał czymś ze stacji. To jednak nie powinno aż tak bardzo utrudnić zdolności manewrowej Fenixa, w końcu owych działających, pomocniczych silników było jeszcze kilka na chodzie.

- Dobra. Poczekaj jeszcze chwilę, zanim zajmę pozycję - odpowiedziała kobieta, zadowolona z tego że system komunikacji znowu działa prawidłowo.
Odpaliwszy silniki odbiła z poziomu przy którym zadokowali i ruszyła statek bliżej “punktu Alfa”. Po nabraniu odpowiednio bezpiecznej szybkości wyłączyła ciąg i leciała zgodnie z planem. Nadzorowała ten krótki lot bardzo uważnie i odpowiednim momencie odpaliła w drugą stronę. Chciała aby znaleźli się bliżej umówionego wyjścia, ale jednocześnie nie mogła ryzykować, że zderzą się w którymś punkcie ze stacją. Jej osobistym zaś życzeniem było w miarę ostre wygaszenie prędkości, aby ewentualne szczątki i dryfujące zombie, które zapewne zebrali po drodze, nie przyczepiły się do kadłuba tylko poleciały dalej - na stację.
Był to bardzo skromny i prosty manewr, który nie sprawił pilotce problemu, nawet jeśli jeden z silników był uszkodzony... A może coś właśnie się tam zagnieździło?
- Dobra Arhon, Feniks siedzi na miejscu. Możesz śmigać. Wiesz które to wyjście? - zakomunikowała.
- Leena, komputer coś mi piszczy z czwartym silnikiem manewrowym. Trzeba rzucić okiem, bo mogliśmy oberwać odłamkiem, albo co gorsza złapać pasażera na gapę - przekazała Pani Kapitan, na innej częstotliwości.
- Dobra, już tam idę - Odpowiedziała kapitan.

- Z technicznego punktu widzenia pilotko Becky jestem niezdolny do śmigania. Ostatnie śmigła wyszły z użytku 500lat temu. - Becky usłyszała odpowiedź biodroida.
Otworzył gródź prowadzącą na zewnątrz. Szybko odnalazł cel skoku… nie było aż tak daleko, 31 metrów lotu w próżni. Musiał jednak uważać na latające szczątki i kilka martwych, lecz nadal poruszających się humanoidów, i to bez skafandrów próżniowych. Tych dwóch ostatnich faktów nie potrafił logicznie zanalizować.
- Widzę cel... Pilotko Becky. Jak to jest możliwe że martwe jednostki organiczne wciąż mogą się poruszać w próżni? - wziął rozbieg i wyskoczył ze statku wprost na jeden z większych odłamków stacji. Chwycił się prawą ręką jako że lewą wciąż przyciskał skafander do piersi, włączył magnesy w podeszwach stóp i wyprostował się stojąc na wirującym przez nagłe uderzenie ciężkiego obiektu odłamku.
- Yyy, to wina wirusa. Są zarażeni, ciało obumiera, mózg nie pracuje prawidłowo i cały organizm siada. Zarażony wirusem nie musi oddychać, więc egzystuje i w próżni - odpowiedziała Becka, zgodnie z tym co sama sądziła... I z ulgą na sercu mogła przed sobą przyznać, że ta krótka analiza sprawiła iż zombie stały się odrobinę mniej przerażające... odrobinę.

Sięgnął prawą ręką po karabin plazmowy, i wycelował w jednego z dziwnych przypadków organicznego życia. W odpowiednim momencie pociągnął za spust wysyłając wiązkę plazmy wprost ku żyjącemu-martwemu(?) trafiając go w okolice lewego biodra. Humanoid odrzucony siłą trafienia poszybował gdzieś w dal... Według obliczeń TRX-215 oczyściło mu to tor lotu na poziom docelowy. Znów wziął rozbieg i odbił się ku stacji szybując w bezruchu w próżni. Wylądował z włączonymi magnetycznymi podeszwami by nie odbić się wprost na wrota, kucnięciem amortyzując lot. Podszedł do grodzi i otworzył je.
W tej części korytarza była pustka. tylko kilka lamp działało dobrze, a kilka migało, widać dziura za nim powodowała problemy w zasilaniu. Zamknął za sobą śluzę pozwalając atmosferze na powrót wypełnić korytarz. Podszedł do kolejnych wrót i znów je otworzył, lecz za nimi też nic nie było. Ruszył dalej powtarzając czynność jeszcze parę razy. Grodzie - otworzyć - grodzie - otworzyć.

- Hej Becky, sprawdziłam ten silnik. Coś w niego przyrąbało, ale wydaje się wszystko w porządku, powinniśmy go później naprawić bez problemu - Zameldowała się u pilotki Leena.
- Więc nie ma powodów do obaw? Wiesz, po tym co dzisiaj przeżyliśmy wolę dmuchać na zimne - odpowiedziała zaraz Becky, mając nadzieję, że to faktycznie nie będzie nic takiego. Po prostu, dla własnego spokoju warto było wiedzieć. Zresztą nadzorowała właśnie odczyty czujników, aby żaden zombie czy inne cholerstwo, nie dostało się przypadkiem na pokład ich statku... A przy okazji śledziła też poczynania Uchowego Robota, który dotarł do celu.
- Jak tylko reszta tu wpada, przygotuj proszę kurs na 1-1-3-7, zmywamy się stąd, wprowadź również dane do komputera, niech już oblicza skok. Lecimy na Bellateer 4, wracam na mostek - Powiedziała Leena.
- Więc znaleźli Isabell całą i zdrową? No, to miło usłyszeć dobre wieści - odpowiedziała Becky, wpisując do systemu nawigacyjnego odpowiednie koordynaty.

- Możemy ruszać? Droga czysta? - Bullit spytał przez komunikator.
- Czysto. Ale warto trzymać oczy otwarte. Nadal dryfuje tam parę zombie i te pe - odpowiedziała po chwili Becka, zadowolona że łączność działa już na dobre i załoga zaraz będzie na Feniksie... choć nie do końca w komplecie.
 
Mekow jest offline  
Stary 02-07-2016, 17:24   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nightfall zamyślił się chwilę. Był zmęczony, obity i chętnie znalazł by się już na statku. Wybór? Miał wybór, chociaż tyle. Narażać siebie, brnąc przez tabuny zombie, albo Isabell próbując zapakować ją w skafander i wystrzelić jak przesyłkę stanem nieważkości. Żaden wybór.
- Biodroid - powtórzył za Leeną. - Sierściuch się nieźle maskował. Nie wiedziałem, że cierpiał na kompleks stwórcy. Teraz już jasne dlaczego, zawsze gdy był w pobliżu, ginęły mi sztućce i garnki. Metalem trupy się nie najedzą. Tyle jego. Jaki masz stan naładowania ogniw? - zapytał Dave'a, spoglądając na ładownice z rezerwowymi akumulatorami.
-Nie używałem karabinu plazmowego prawie wcale. Zostało na niecałą czterdziestkę.- ocenił Bullit jakoś nie przejmując tajnym projektem Uchu. Każdy ma swojego bzika.-Przedzieranie się przez piątkę ściągnie uwagę tej szalonej SI, jeśli nie została jeszcze załatwiona.
Potarł podbródek.-Lepiej użyć skafandrów. I wreszcie urwać się z tego miejsca.-
- Tak byłoby najkorzystniej - strzelec się zgodził. - Tylko, czy Isabell da radę? - wolał się upewnić, usłyszeć lekarską opinię. - Jeśli to dla niej za duże ryzyko, idę piątym.
-Będzie żywym bagażem… w przestrzeni kosmosu łatwym do poruszania.- stwierdził cynicznie Dave rozglądając się dookoła.-Będzie balastem przez całą piątkę. Będziemy ją ciągnęli jednocześnie odpierając hordy tych kreatur. Ma przechlapane równo w obu sytuacjach. Ale w kosmosie będzie mniejszym kłopotem dla nas.

- Bardziej obawiałem się, czy stan nieważkości i pakowanie dziewczyny w skafander, nie wpłynie niekorzystnie na stan zdrowia? Pozostałych zagrożeń jestem w pełni świadomy - mężczyzna wahał się jeszcze przez moment, nim uruchomił unikom.
- Tu Nightfall, spróbujemy przedostać się próżnią. Prosimy o dodatkowy kombinezon. Odbiór. - czekał na potwierdzenie komunikatu.
- Przyjęłam. Odstawimy Uchu do ambulatorium, i Becky już podstawia Fenixa gdzie trzeba. Przyślemy wam nowy nabytek firmy z brakującym kombinezonem - Zażartowała sobie Leena.

- I już na głęboką wodę. Leena nie zna litości - strzelec kontynuował marsz w stronę miejsca, gdzie rozstali się z towarzyszami. - Wątpię, by Uchu przeprowadził odpowiednie testy polowe. Poza tym... po ostatnim, nie mam zaufania do urządzeń bardziej skomplikowanych niż w fotel z funkcją masażu.
Doc nie odpowiedział. Sam miał wobec Uchu dość ograniczony margines zaufania.

***

Usiadł na podłodze w oczekiwaniu na przesyłkę. Chcąc zebrać siły, złapać oddech przed ostatnim skokiem. Przychylił się do twarzy nieprzytomnej Isabell.
- Jeszcze jeden zryw i będziemy bezpieczni - nie wiedział dlaczego do niej mówił, nieracjonalne, świadomość dziewczyny szybowała właśnie w krainie snów i nie mogła go usłyszeć. Mimo to nie przestawał. - Krótki spacer w kosmosie i trafimy na Feniksa. Becky zaraz zaparkuje w pobliżu... tylko, tylko nie ocknij mi się w trakcie, by nagle spanikować i polecieć ku gwiazdom. Obiecujesz? - mógłby przysiądź, że nieznacznie skinęła głową, a potem złapał się, że bezwiednie bawi się puklem jej włosów i to mogło wywołać ruch. - Isabell... - zamyślił się. - To nie ma sensu, jesteś atrakcyjna, nawet bardzo, ale to wciąż za mało - o tak, nawet blada z upływu krwi, brudna, w porozdzieranym ubraniu nie traciła wiele. - Za mało, by zawrócić mi w głowie i w tak szybkim tempie zniszczyć uporządkowany, cyniczny świat. Patrz, jak Doc się za mnie śmieje. On wciąż jest tam, gdzie byłem dziś rano. Kurwa Iss, przyznaj, hipnoza, feromony... - nie był sobą jakiego znał, łącznie z głupimi myślami o próbie obudzenia jej pocałunkiem jak w jakiejś starej bajce. Oparł się o ścianę zrezygnowany. Przyłożył dwa wyprostowane palce do skroni, coś na kształt pistoletu i trzecim pociągnął za spust.
Bullit był jednak zajęty czymś bardziej prozaicznym. Sprawdzaniem swej broni, obserwowaniem okolicy… Niespecjalnie zwracał uwagi co Night mówił i robił przy nieprzytomnej dziewczynie. Wyjął z kieszeni kolejny skrawek papieru i zaczął skręcać kolejnego papierosa mówiąc do siebie.- Trzeba było siedzieć na statku. Po kie licho my wszyscy się pchaliśmy na tą kupę złomu.

- Hej, jesteście tam, czy już na wakacjach? - Usłyszeli obaj przez Unicom panią kapitan - Już podlatujemy, za chwilę u was się pojawi “Arhon”. To imię owego biodroida.
- Brzmi…- podrapał się za uchem Doc chowając skręta. Już nie zdąży zapalić. Arhon… imię brzmiało dziwacznie, tak jakoś, egzotycznie.-... obiecująco, że przylatujecie.-

- Archon, czyli "ten, który rządzi"? Ja pierdolę - Night westchnął ciężko ze swojej pozycji. Może obecnie zajmował się pracą nie wymagającą zbyt wiele myślenia, ale kiedyś kończył szkoły i to nawet prestiżowe, interesował się historią, literaturą starożytną. Kurwa, wieki temu. - SI cierpią na jakąś nieuleczalną obsesję - przeładował rekwizyt i oddał jeszcze dwa strzały. Chciał być pewny, że samobójstwo będzie nie do odratowania. W końcu towarzyszył mu cholerny cudotwórca.
-Same dobre wieści…- mruknął ironicznie do siebie Bullit, gdy Night zdradził korzenie owego imienia. Po całej hecy z tutejszą rezydentką Doc nie był specjalnie zachwycony SI w ekipie, tym bardziej stworzonej przez Uchu… tym bardziej wyskakującej niczym diabeł z jakiegoś pudełka.- U nas na razie cicho, ale gdybyście się deczko pospieszyli, bylibyśmy wdzięczni.

W końcu wrota za nimi się rozsuneły. Nightfall i Doc momentalnie odwrócili głowy w ich stronę. W przejściu zobaczyli wysokiego metalowego biodroida który lewą ręką dociskał do piersi skafander, a w prawej trzymał wycelowany w dół karabin plazmowy.
- Nightfall, doktorze Bullit. Przyniosłem skafander. - usłyszeli komputerowy głos.
Ruszył pewnie w ich stronę. Gdy do nich doszedł kucnął na jedno kolano i wysunął w stronę Doca rękę ze skafandrem.
- No… dzięki. A teraz się ubieramy i zbieramy stąd.- stwierdził wszak oczywistość Bullit. Nie mieli wszak powodu, by tu zostać choć chwilę dłużej. Na wszelkie uprzejmości i rozmowy… jeśli nastąpią, będzie czas później.

Strzelec przyglądał się dłuższą chwilę droidowi. Gdzieś w opancerzeniu dostrzegł nawet kształt zaginionej pokrywki.
- Jaka jest twoja specjalizacja? - zaciekawił się jakie funkcje wprowadził Uchu swojemu stworowi i czy również bojowe? Na tych ostatnich gryzoń słabo się znał, a przecież nic, a nic z nimi nie konsultował.
Gdy przesyłka została od niego wzięta, stalowy humanoid wyprostował się. Wyminął leżącą kobietę i stanął na czatach zabezpieczając tyły. Karabin miał już przyłożony do metalowego barku i wycelowany w korytarz.
- Walka w zwarciu jak i na dystans, taktyki bojowe... - droid zaczął wymieniać nie kłopocząc odwróceniem się do ludzi. - ...pilotaż, prowadzenie pojazdów planetarnych, zaawansowana obsługa komputerów oraz naprawa urządzeń mechanicznych i elektronicznych.

- No Isabell, czas wskoczyć w skafander - Night uśmiechnął się do dziewczyny. - W pysk dasz mi później, bo... - przyjrzał się co ciekawszym fragmentom jej ciała, tych osłoniętych cienkim materiałem kostiumu, jak i ujawnionych pomiędzy rozdarciami, co tylko jeszcze bardziej rozpalało wyobraźnię. - nie potrafię być równie profesjonalny jak Dave i traktować cię jak kolejną pacjentkę - powiedział rozbrajająco, rozpinając pasy i unosząc ją nieco nad podłoże, by ułatwić wsunięcie w kombinezon. Starał się nie łapać za pewne miejsca, ze średnim skutkiem, o czym przekonał się, gdy dłoń zsunęła się na jej tyłek. Wtedy jak skafander opiął już zgrabne nogi i dojechał do bioder. A musiał przyznać, że samo to sprawiało, że robiło mu się gorąco.

Bullit tymczasem szybko zakładał swój skafander, by nie tracić czasu na wystawianie swego tyłka na postrzał. Było spokojnie na razie. Mieli szczęście. Ale nie wiadomo jak długo fortuna będzie po ich stronie.


Osłonięty skafandrem i z bronią w rękach zerknął na Nighta i jego… “księżniczkę”, pytając.-Możemy ruszać?-
Po czym o to samo spytał przez komunikator załogę Fenixa? -Możemy ruszać? Droga czysta?
- Czysto. Ale warto trzymać oczy otwarte. Nadal dryfuje tam parę zombie i te pe - odpowiedziała po chwili Becka.

- Tak, tak, już prawie gotowe - Nightfall mocował się właśnie z hełmem skafandra. - Do zobaczenia po drugiej stronie - twarz Isabell zniknęła za zamykaną przyłbicą. Sam również się przebrał. Dużo sprawniej i szybciej, by stanąć w końcu przed drzwiami, gotowy do drogi.
-Ruszamy więc… mech-woj przodem, tragarz w środku, ja zamykam oddział.- zadecydował szybko Bullit.
- Doktorze Bullit. Z taktycznego punktu widzenia jest to błędna formacja. Jako jedyny znający się na medycynie powinieneś trzymać się w środku. Jako jednostki organiczne możecie odczuwać brak energii. Proponuję żebym to ja zamykał pochód. - TRX-215 skomentował plan.
-Ale to ty przebyłeś drogę… nieprawdaż?-przypomniał Doc.-Będzie łatwiej jeśli przewodnik będzie z przodu niż z tyłu.-
- Korytarz za nami biegnie cały czas prosto. Nie ma żadnych rozwidleń, oraz brak jakichkolwiek zagrożeń. Ale to tylko moja sugestia, nie musicie jej słuchać.
- Przemieszczamy się zgodnie z formacją Doc'a - Nightfall zaopiniował. - Inaczej, pozostając na przedzie, musiałbym jednocześnie oczyszczać drogę i uważać na Isabell - wykorzystał uchwyty skafandrów, by połączyć kombinezon dziewczyny ze swoim. - A mam niesprawne ramie i świeży uraz do próbujących mnie zabić robotów. Także... chwilowo żadnego więcej za moimi plecami - wyciągnął przed siebie dłoń w geście "biodroidy przodem". Gdy tylko wspomniał o ranie znów odezwał się pieczeniem ślad po zębach pełzacza odciśnięty w tkankach. - Cholera, a już prawie udało mi się go ignorować. Kurwa.
- Droga jak mówiłem prowadzi cały czas prosto. Nie ma po drodze rozgałęzień, skrzyżowań czy pomieszczeń, ani żadnych jednostek organicznych aż do grodzi oddzielającej próżnię od reszty konstrukcji. Do uszkodzonej części stacji jest nie daleko. Nightfall, z niesprawną ręką będziesz mniej skuteczny przy pilnowaniu tyłów. Ale skoro mi nie ufasz możesz ze mną iść na końcu a doktor Bullit poprowadzi kolumnę. - biodroid dalej oponował próbując przekonać logicznie ludzi. - Jest to kompromis który mógłby Ciebie zadowolić i gwarantować wysoką skuteczność.

Strzelec wzruszył ramionami, pogwizdując pod hełmem. Tak czy inaczej miał zamiar trzymać się mniej więcej w środku szyku. Załączył unikom, ustalając transmisję przeznaczoną bezpośrednio dla ucha doktora.
- Co wygra? Upór człowieka zahartowanego w słońcu prerii, czy żelazna analiza tostera z karabinem? Powodzenia w wymianie argumentów, to potrwa wieki, szkoda że nie mam popcornu.

- Słuchaj Arhon - zapytał głośniej, w sumie nie na temat, bardziej z czystej ciekawości. - Masz zaimplementowany ośrodek emocji? Czy tylko kierujesz się wynikiem przetwarzania danych, w celu jak najwydajniejszej realizacji zadań?
- Nie posiadam zainstalowanego ośrodka emocji. Moja ocena opiera się na posiadanych danych. Chociaż przyznaję że nie mam ich kompletnych, ale na podstawie tych posiadanych najlogiczniejszą taktyką wydaje się ta zaproponowana przeze mnie. - odpowiedział spokojnie TRX.
- Chodzi, by ktoś usuwał mi sprzed nosa szybujące w próżni trupy i kawałki stacji, reszta jest drugorzędna, ale mniejsza z tym. Pytam bardziej globalnie - sprecyzował. - Ludźmi kierują przede wszystkim emocje, uczucia. Jak gniew, miłość, troska. To ich napędza, motywuje, buduje więzi. Dajmy na to... nie wiem kto ma u ciebie ustalony priorytet wydawania poleceń. Zrobisz już wszystko co Leena ci kazała, zakończysz dzienny obchód Feniksa i wszystkie bieżące naprawy. Co wtedy? Po prostu przejdziesz w tryb uśpienia do czasu wydania kolejnego polecenia?
Po 3 sekundowej chwili ciszy Arhon odpowiedział.
- Pozostaję dalej aktywny. Przed śluzą mogę wyskoczyć przed wami. Nightfall, doktorze Bullit, jeśli tak nalegacie mogę i teraz ruszyć przodem. - droid w końcu odwrócił się do ludzi, lecz nie patrzył się na nich. Opuścił broń i ruszył bez słowa w kierunku Feniksa.
- Żadnego dreszczu emocji, gdy masz pustą rękę, a udajesz, że co najmniej karetę. Ekscytacji, gdy zbliżasz się do potwierdzenia hipotezy, którą inni naukowcy wyśmiali. Satysfakcji z wywalenia dziury w głowie gnoja, który cię wkurwiał od dłuższego czasu. - Night już mówił bardziej do siebie. - Więc na chuj pozostawać aktywnym? - nie rozumiał.
- W razie nagłej potrzeby nastąpi szybsza reakcja niż podczas czekania na wybudzenie. Oraz pozostały czas mogę wykorzystać do nauki.... Nightfall, doktorze Bullit. Gdzie obecnie znajduje się XiuXiu? Nie przybyła razem z Kapitan Leen’ą i pilotką Becky na statek. Dołączy do nas przy grodzi?
- Xiu... - Night wycedził - Xiu za ostatni cel obrała wyeliminować twoją krzemową koleżankę - odpowiedział. - SI przez którą została zarażona wirusem i weszła już w zbyt głębokie stadium, by móc ją uratować. Syntetycznej inteligencji, której popierdolił się układ rozpoznawania wróg-przyjaciel i doprowadziła do zagłady całego personelu stacji. To wszystko przez to. Wy nawet spać nie musicie. Nauka, nauka, gromadzenie danych, aż sieci neuronowe ulegają przeładowaniu i wam odpierdala. Zero więzi, wynik operacji zero/jeden. Powiedz, podjąłbyś się zadania o tak niskim prawdopodobieństwie powodzenia, że przypominałoby kopanie sobie grobu? Bo szansa unicestwienia napierdala na wyświetlaczu wyjącym, jebanym dziewięćdziesiąt i pół procenta? Co? Tylko po to by ratować życie kogoś z załogi?
- Nightfall, nie znam SI tej stacji. Skoro posunęła się do wyeliminowania załogi musiała być ograniczona dyrektywami których musiała przestrzegać. Nie mam odpowiedniej ilości danych żeby ocenić jej działań…. Natomiast działania XiuXiu wydają się logiczne. Jeśli jej szanse przeżycia wynosiły 0.00%, postanowiła zwiększyć wasze szanse. Ma to logiczne podstawy. W moim przypadku sprawa byłaby prostsza, zabezpieczyłbym się tworząc wcześniej swoją kopię. - biodroid wciąż odpowiadał spokojnie, z przerażającym komputerowym spokojem.
Doc nie brał udziału w tej filozoficznej dyspucie, bo też nie miało to dla niego znaczenia. Niespecjalnie go obchodziły motywacje Archona, bo też i motywacje jego własnego karabinu też go nie obchodziły. Jak i nosoroga piżmowego na którym przemierzał rodzinne prerie. Co prawda słyszał, że gdzieś tam istniały organizacje walczące o prawa społeczne jednostek cybernetycznych, ale cóż… każdy miał swoje zboczenia. Doc nie zamierzał nadawać imion swoim spluwom, ani też w robotach dostrzegać coś więcej niż były. Zresztą.. w tej chwili należało się skupić na dostrzeganiu zagrożeń.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-07-2016, 18:44   #49
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Trójka towarzyszy, wraz z nieprzytomną dziewczyną, udała się w końcu korytarzami do wyrwy w stacji, by stamtąd małym spacerkiem w próżni na Fenixa, a potem w długą, jak najdalej od tej przeklętej stacji, by w końcu zostawić za sobą ten mały koszmar…

[MEDIA]https://zongrik.files.wordpress.com/2011/12/space_light_girl.jpg[/MEDIA]

Statek czekał naprawdę niedaleko. Becka podprowadziła go sprawnie jak najbliżej samej stacji, ustawiając się do niej bokiem. Na jego pokładzie Uchu leżał na kozetce i powoli do siebie dochodził, Leena zaś już wracała na mostek Fenixa. Bullit, Nightfall wraz z przyczepioną Isabell, i “Arhon” wykonali skok w próżnię. Trochę śmieci, większych i mniejszych, kawałki stacji, ot pojedyncze, i w miarę oddalone od ich toru lotu zdechlaki, nie powinno to wszystko być zbyt trudne. Ich skafandry miały własne silniczki. Niezbyt potężne, ale wystarczająco silne na tak krótki lot. Ot szykował się dla nich “spacerek po parku”… zaśmieconym kosmicznym parku.

[MEDIA]http://img2.goodfon.su/wallpaper/big/6/fe/art-astronavty-skafandr.jpg[/MEDIA]

Gdy trzej załoganci byli w połowie drogi, na wizjer nieco rozglądającego się Nightfalla padł jakiś cień. I to ich właśnie uratowało.

Zombie.

Dziesiątki Zombie, całe tabuny Zombie, pojawiły się w próżni, opadając chmarą z górnych poziomów stacji, wylewając się wprost z niej, i szybując prosto na ich głowy.

- Zombie!! - Wrzasnęła Becka, obserwując wszystko z mostku Fenixa.

- I co Arhon, stworzyłeś se już te kopię? - Nightfall zakpił. Nie miał zamiaru dać się złapać nadlatującej chmarze. Nie, gdy już byli tak blisko. Rozejrzał się, który kierunek dawał największe szanse na uniknięcie spotkania z rozpędzonym stadem, szukał przeszkody za którą mógł się schować, by uniknąć głównej fali, która zrobiłaby wyrwę w chmurze. Odpalił silniki skafandra. Musiał być szybki i precyzyjny.

-Zombie… zombie..- burknął Bullit zirytowany tym stwierdzaniem oczywistości.-Użyj broni pokładowej… nie powinno być trudno ich przerzedzić- Dave ustawił się plecami do Fenixa i posłał serię w chmarę truposzy licząc, że odrzut karabinu plazmowego da mu dodatkowego boosta do napędu skafandra. Dwa w jednym. Sytuacja wszak nie była zła. Truposzaków było może i wiele, ale były bez skafandrów ochronnych, więc ich ciała były powoli rozrywane przez różnicę ciśnień. Pozbawione też były napędu odrzutowego ze skafandrów.. nie były tak szybkie jak uciekinierzy.

- Leena, zombiaki padają na naszych - zameldowała blondynka, przesiadając się w pośpiechu sprzed sterów do stanowiska taktycznego.
- Zrobię co się da - odpowiedziała Doc’owi odpalając maszynerię. Owszem, łatwiej się strzelało bezpośrednio ze stanowiska strzelniczego, ale dla kogoś kto przesiedział tyle godzin przed monitorami, zdalne sterowanie nie robiło aż tak wielkiej różnicy.
Becka swego czasu grywała w różne symulatory i nie raz ostrzeliwała nadlatujące meteoryty lub droidy wroga, broniąc swojego statku. Nigdy jednak nie sądziła, że będzie chronić załogę przed padającym na nich deszczem zombiaków, a w dodatku nie na symulatorze tylko w rzeczywistości.
Odpalając działko starała się skoncentrować na tej części przeciwników, którzy lecieli bezpośrednio na głowy jej kolegów, uznając że pozostali są mniej szkodliwi i po prostu polecą dalej. Osobiście miała nadzieję, że truposze nie dolecą do Feniksa.

- Tam! - Nightfall krzyknął w mikrofon, wskazując dryfujący fragment oderwany od poszycia stacji. Wydawał się wystarczająco gruby i solidny, by pod nim przeczekać pierwszą nawałnicę. Z dysz skafandra wydobyły się smugi, gdy emitowana energia kierowała strzelca pod tymczasową osłonę.

TRX-215 widząc że z Fenixa otworzyli ogień wprost na hordę nieżywych-żywych organizmów chwycił się przelatującego obok niego odłamka stacji na tyle dużego że mógł na nim stanąć. Włączył magnes w podeszwach przyczepiając się do metalu i wyprostował się. Wziął na cel najbliższe lecące w ich stronę organizmy.
- Doktorze Bullit, Nightfall, wykorzystajcie odłamki stacji jako osłonę i udajcie się jak najszybciej na statek. Osłaniamy was. - usłyszeli komputerowy głos w słuchawkach jednocześnie zaczął oddawać strzały w te osobniki które leciały torem kolizyjnym z załogą statku.

Doc nie bawił się w osłony, tylko gnał do statku na silniczkach skafandra. Zombiaki wszak nie miały czym do nich strzelać. No chyba że ich ślina bądź zęby trupiszy mogły być przez nich wypluwane z naddźwiękową prędkością. Ale w to wątpił...

Opadająca w próżni setka Zombie na uciekających załogantów. Serie i pojedyncze strzały z karabinów plazmowych, w końcu i zagrało nawet działko kwantowe Fenixa. Widoki były iście godne zapamiętania…

Bullit mknął na pełnej mocy silniczków skafandra, do tego walił serią w zdechlaki. Dwóch z nich oberwało, zaczynając szaleńczo wirować, i wpadać na inne Zombie, odbijając się od siebie… Doc jednak również się obił, i to wyjątkowo boleśnie o ich własny statek. Przygrzmocił plecami, aż mu zęby zadzwoniły, i przez chwilę nie umiał dojść ze sobą do składu i ładu, bolała głowa, kark, i górna część kręgosłupa… ale chociaż skafander nie darł mordy jakimiś alarmami o nieszczelności.

Night przeczekał pod kawałem żelastwa wraz z nieprzytomną Isabell. Wyraźnie poczuł, jak w jego osłonę coś walnęło, pewnie wylądował na niej jakiś zdechlak…kilku innych przeleciało dalej, w dół, w bezkres kosmosu. Becky strzelała raz po raz z działka, nie szło jej jednak za dobrze. Cele były naprawdę malutkie, do tego nieco ruchliwe… pudło, pudło, pudło, w końcu trafiła i znowu trafiła. Dwóch Zombie wprost eksplodowało na krwawy pył, a na stacji nawet coś raz również wybuchnęło, gdy zabłąkana wiązka trafiła w jej zewnętrzne poszycie.

- Za stery!! - Wrzasnęła wpadająca na mostek Leena - Przechył na prawą burtę, 45 stopni! Zgarniemy naszych wprost do śluz, otwórz je! - Pani kapitan sama szybko zasiadła do obsługi działka.

TRX-215 wycelował w nadlatujących przeciwników z karabinu, po czym oddał 2 strzały, obydwa celne. Trafione humanoidy zaczęły niekontrolowanie wirować, zmieniając tory lotów… wciąż ich było jednak tak dużo, i kilka z nich spadało prosto na niego.
 
Cai jest offline  
Stary 02-07-2016, 19:22   #50
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Bullit klnąc na czym świat stoi, zaczął się wdrapywać po poszyciu statku, kierując do śluzy.
Przełożył broń przez ramię i szedł mozolnie, ku wrotom zbawienia. Pas z rewolwerami zapięty był na skafandrze i z nich zamierzał skorzystać, gdyby trafił się jakiś żwawy pasażer w okolicy. Wszak potrzebował do ich użycia jednej ręki.

- Ile mam ich po drugiej stronie blachy? - Nightfall rzucił w eter, rozważając decyzję o opuszczeniu osłony lub przyklejeniu się do poszycia i walce o swój kawałek stacji. Zrobieniu porządków przed następnym ruchem. Zombie odpychając się od przeszkody mogły w końcu próbować przechwycić go w locie. Ujął mocniej concussion rifle.

- Już się robi - Becky potwierdziła otrzymanie polecenia i ustępując miejsca przy taktycznym, w pośpiechu wróciła na swoje stanowisko. Obrót statku nie był dla niej nowością, więc wiedziała co i jak należy zrobić. Odpaliła systemy sterowania pionem i nadzorując wszystko zainicjowała zamówiony manewr.
- Tylko jednego - odpowiedziała przy okazji, widząc Nighta skrytego pod stalowym parasolem, na którym przyczepił się jeden delikwent, zamiast potulnie spłynąć wraz z innymi.
Nie tracąc zbytnio czasu, otworzyła odpowiednie śluzy.

Doc wlazł na czworaka ciesząc się z powrotu sztucznej grawitacji. Mimo wszystko od latania wolał biegi. Będąc w śluzie, znów chwycił za karabin plazmowy strzelając do wszystkiego co poruszało kończynami i nie było mu znane. Tym razem ogniem pojedynczym.

- [i]Przyjąłem[i] - strzelec potwierdził odbiór wiadomości. - To co Iss? Nie będziemy czekać aż łaskawie do nas zajrzy. Z jednym poradzimy sobie w locie - oddalił się o jakieś dziesięć metrów od powierzchni przeszkody, nim wychylił się za jej obrys i zorientował w otoczeniu. Sprawdzając, czy za plecami nie ma nic w co mógłby uderzyć, przymierzył w zombie. - Trochę nami zatrzęsie - oddał strzał, starając się jak najszybciej silnikami skafandra zniwelować efekt siły odrzutu.

Biodroid obliczył trajektorię zainfekowanych. Po czym wciąż obserwując i oddając strzał zbliżył się do krawędzi. Chwycił się jej jedną ręką, wyłączył magnesy i przekręcił się na drugą stronę swojej części kosmicznego złomu. Po czym znów przyssał się do metalu, wyprostował i dalej prowadził ogień.

Doc załatwił kolejnego zdechlaka, trafiając go w biodro, efektem czego Zombie stracił nogę. Mężczyzna uśmiechnął się perfidnie pod nosem...

- Meldować się w śluzach! - Krzyknęła pani kapitan, prowadząc ostrzał z Fenixa. Rozwaliła 6 Zombie, gromiąc ich z działka(w tym 1 strzałem załatwiła nawet 2 na raz).

Night przywalił zdechlakowi z taką siłą, że ten zgubił buty, i gdyby nie powaga sytuacji, uśmiałby się na całego… no dobrze, było w Unicomie słychać czyjeś rechoty… leciał już z Isabell w stronę statku.

“Arhon” działał z chirurgiczną precyzją, co strzał, kolejny wyeliminowany przeciwnik, a swym wybiegiem, chwilowo uniknął bezpośredniej walki wręcz. Usłyszał jednak nawoływania pani kapitan, czym prędzej więc i on ruszył w stronę Fenixa.

Strzelec z nieprzytomną dziewczyną był już 5 metrów od śluzy. Odwrócił się w locie ostatni raz, by spojrzeć na cały ten burdel zostawiany za sobą, wśród serii walącego z działka Fenixa, gdy… mało nie dostał zawału. Tuż za nimi, tuż za Isabell, szybował Zombie, wyciągający w stronę nóg nieprzytomnej dziewczyny swoje brudne łapska, a on nie miał czystego pola ostrzału. Wtedy jednak, pojawiła się owa przyjacielska kupa złomu. TRX-215 pochwycił Zombie za jego własne nogi, po czym cisnął nim gdzieś w bok… a zdechlak po chwili rozsmarował swój łeb na kawałku dryfującej konstrukcji stacji.

Do śluz!

- Laska, trzymasz się? - Zagadnęła do Becky pani kapitan, mrugając niczym macho, nie przerywając ostrzału.
- Tak tak, dobrze jest. Mamy przechył 45 stopni i załoga wraca na pokład - odpowiedziała szybko Becky, monitorując poczynania kolegów.
- Jak będą wszyscy, to odbijam - pilotka chciała odsunąć statek od stacji i wyskakujących z niej zombie tak szybko jak to będzie możliwe.

-Na miejscu już jestem!- krzyknął niepotrzebnie Doc przebywając w śluzie i szukając celów dla karabinu, póki wrota się nie zamykały.

- Tu Nightfall, w transmisji na żywo z pokładu Feniksa... - w jego głosie dało się słyszeć ulgę. Złapał za krawędź śluzy i wyciągnął ramię do znajdującego się za nim droida, chcąc pomóc mu wejść. - Uchu nie mógł cię zaprogramować. Po pierwsze brzydził się przemocą, po drugie nie miał pojęcia o walce, broni i taktyce. Więc kim ty kurwa naprawdę jesteś? - ciężko było stwierdzić, czy wyraża złość, żartuje, czy może okazuje uznanie.

TRX chwycił wyciągniętą do niego dłoń. Po wylądowaniu zrobił krok do przodu nie blokując szyn.
Odwrócił głowę w stronę Nightfall’a.
- Jestem TRX-215 Arhon. Zbudował mnie inżynier Uchu. Jestem w pełni autonomiczną, samoświadomą jednostką SI, potrafiącą się uczyć i ewoluować. Opartą jednak na modelu wojskowym. Ale nie obawiaj się, nie stanowię zagrożenia.
- Pewnie jak tamta SI z bazy- odparł cynicznie Doc wzruszając ramionami. Po czym uśmiechnął lekko.-Ale przyjmuję do wiadomości, że na razie… masz przyjazne nastawienie.-
- Standardowe instalowane SI na stacjach kosmicznych są…. - nie dane mu było dokończyć wypowiedzi.

[media]http://img1.joyreactor.cc/pics/post/full/art-красивые-картинки-Sci-Fi-Last-Man-Standing-1720369.jpeg[/media]

- Zrób “śrubę” skarbie - Usłyszeli wszyscy na otwartym paśmie. Czyżby Leena chciała, żeby Becky… i Fenix zaczął obracać się w bok, coraz bardziej, i bardziej i bardziej, i w śluzie wszystkimi zawirowało, niczym w jakiejś pieprzonej pralce.
- Przepraszam - Usłyszeli znów głos pani kapitan - To dla nieproszonych gości na kadłubie… a wy włączcie wizję dziobową, za chwilę fajerwerki.

- Zatocz rundkę, i daj im dwie niespodzianki. Celuj w poziom 7 - Powiedziała do Becky kapitan.
- Już się robi - odpowiedziała z entuzjazmem Becky, gotowa posłać tę piekielną stację do diabła. Fakt, że na poziomie 7 znajdował się rdzeń SI, tylko umilał powierzone jej zadanie.
- Mam nadzieję, że użyliście butów magnetycznych - zakomunikowała pilotka, odnosząc się do zafundowanych akrobacji, których sztuczne ciążenie Feniksa mogło jedynie ograniczyć.

Doc zdjął hełm i zabrał się za mozolne rozpinanie kombinezonu. Potrzebował zapalić przygotowanego wcześniej skręta.
Strzelec skorzystał z rady Becky i wstrzymał się ze zdejmowaniem skafandra. Uruchamiając magnetyczne podeszwy kombinezonu, chwytając za element konstrukcji, przygotował się na gwałtowne manewry. Przełączył osobisty HUD na obraz z kamer statku. W milczeniu obserwował ostateczny upadek stacji. Wiele myśli przelatywało mu przez głowę, ale był gdzieś daleko, nie analizował, pozwalał im płynąć. Równie daleko jak rozbłyski zapalające się i gasnące na jego wyświetlaczu.
- A wystarczyło grzecznie wziąć przesyłkę i wręczyć nam zapłatę - uśmiechnął się krzywo. Ponura reputacja załogi Feniksa wyrastała jak trupy na cmentarzu skażonym nanitami. Okręt widmo, zjawia się znikąd i pozostawia za sobą zgliszcza. Ogień i śmierć, kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.
Arhon nie skomentował manewrów i sposobu pożegnania się załogi ze stacją. Włączył tyko magnetyczne podeszwy, podszedł do ekranu włączając go i czekał w bezruchu.

Dwie rakiety pomknęły prosto na stację… jedna z nich trafiła nawet po drodze zabłąkanego Zombie, nadziewając go na siebie. Taaak, to było kilmatyczne… lecący pocisk z nadzianym na nim zdechlakiem, machającym bezsilnie łapami. Szkoda, że nie było słychać jego zawodzenia.

Stacja eksplodowała. Jednak nie całkowicie, nie było niszczącego wszystko wybuchu finałowego. Ot, pierdyknęło solidnie, rozerwało całą konstrukcję na pół, wśród szybujących szczątków, błysków wyładowań. I po wszystkim.

- Czas do domu Xiu - Szepnęła Leena.
 
Raist2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172