Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2016, 20:50   #44
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Jeżeli nam się uda, będziemy potrzebowali dodatkowego skafandra - strzelec wyszedł poza zasięg głosu i nadawał już przez unikom. - Albo możemy wykorzystać dwukrotnie to co posiadamy. Tylko ktoś musiałby przynieść go tutaj, jak już dotrzecie na Feniksa. Później poinformuję o statusie misji.
Night na razie jeszcze mógł kierować się hałasem wielkiego cielska szorującego o ściany korytarza.
Doc tymczasem spiesząc się bardzo i klnąc pod nosem podążał śladem Nighta by jak najszybciej się z nim zrównać.

Kolejne rozwalone drzwi, ślady na ścianach i sufitach prowadzące korytarzem w lewo… krew na podłodze. Zwykła, czerwona krew, nie wróżąca nic dobrego, ludzka krew, bardzo, bardzo świeża, żadne tam zielone gówno. Szuranie gdzieś z przodu.

I kolejna, sporych rozmiarów dziura w posadzce, prowadząca na poziom jeszcze niżej(na 8 poziom). Do tego ślady i śluz wokół owej dziury, jak poprzednio… od przeciskania sporych rozmiarów cielska? A tam gdzieś w ciemnościach, poniżej, coś odlegle zawarczało, ledwie na granicy słyszalności.
- Ok… to już mi się nie podoba. Wygląda na to że pakujemy się w głębokie gówno.-ocenił Bullit zerkając w dół. Po czym zerknął w górę oceniając czy jest tam miejsce na jego hak grawitacyjny.
- Nic nie mów. Od tego szamba cały już się lepię - strzelec starał się przeniknąć ciemność dolnego poziomu. - To co gonimy posiada żrącą krew. Nie znam właściwości śluzu, który pozostawił na krawędziach. Lepiej unikać kontaktu. - szukał możliwości by bezpiecznie opuścić się na dół.
-Ok…- stwierdził Doc wyciągając niewielką tubę z hakiem grawitacyjnym. Wystrzelił “kotwiczkę” na grawitacyjnym promieniu w sufit, która momentalnie do niego przywarła.
- Ty pierwszy, ja osłaniam. Potem na odwrót.- zadecydował Bullit.

Nightfall przerwał swoje starania, obserwując działanie gadżetu Doc'a. Wykrzywił usta w odwróconą podkowę i pokiwał głową w geście uznania.
- Czasami człowiek tak bardzo koncentruje się na czystej sile ognia, że zapomina o użytecznych drobiazgach.
Ustawił prędkość opuszczania, dopiął karabińczyk do osobistej uprzęży i zjechał w mrok, trzymając broń w pogotowiu, gotową do strzału.

Zjechali więc obaj w miarę szybko piętro niżej, prosto w ciemności… z którymi Night nie miał żadnych problemów, dzięki cybernetycznemu wszczepowi w oczach. Docowi z kolei przyszło się zmierzyć z brakiem widoczności. No dobrze, coś widział, ale to było naprawdę niewiele, ledwie może metr przed siebie. Jakby stwór tu na nich czekał, nawet by nie zauważył nadchodzącego końca.
Zapalniczka rozświetliła okolicę… niedużą okolicę wokół Doca. Rozejrzał się on powoli próbując zorientować gdzie wylądowali. A dokładniej… czym było to miejsce, zanim się zmieniło w strefę mroku.

Strzelec zwrócił uwagę na kłopoty Dave'a z widzeniem w ciemności.
- Mogę polecić wam dobrego cyber transplantologa - szepnął, nie chcąc za bardzo zaburzać ciszy spowitych mrokiem korytarzy. - Wciąż wisi mi przysługę. Światło zapalniczki wiele nie pomoże, co najwyżej zwabi okoliczne stworzenia. Dalej nie zapowiada się lepiej. - ocenił. Stwierdził też, że ciemność jest jego szansą. Gdyby tylko udało się uszkodzić ślepie przerośniętej glizdy. Zgadywał, że to dzięki niemu potrafi dobrze orientować się w przestrzeni. Było dość wyrośnięte i pojedyncze. Nie dawał głowy, już kilka razy pomylił się co do zdolności przetrwania osobnika.
-Póki mam swoje oczy, to wolę z nich korzystać.- odparł Bullit nie mając zamiaru jej zgasić. Przynajmniej na razie.-A stwory i tak tu przylezą. Jeśli nie światło i hałas, to zapach je zwabi. Lepiej będzie sprawdzić, czy da się tu przywrócić jakąś formę zasilania.-

Niewielki magazyn, może dziesięć metrów każdej ściany, z jakimiś skrzyniami i pudłami, pogniecionymi już, zepchniętymi w kąty. No i kolejne, wyrwane drzwi… za nimi zaś, po szybkim odnalezieniu tropu przez Nighta, powinni podążyć korytarzem w prawo. I gdzieś w tym korytarzu dało się słyszeć cichutki, pojedynczy szloch Isabell.

- Odkąd SI wrzuciła awaryjne, z zasilaniem może być problem - Nightfall nasłuchiwał. - Brzydal się zatrzymał, jesteśmy blisko, albo rzucił Iss na przynętę, a sam się na nas czai...
-To ja będę przynętą… też. Z zapalniczką, niezdarny… łatwy cel.- zaproponował Doc.

- Od jakiegoś czasu nosze ze sobą to wybuchające gówno - wskazał na kilka granatów przypiętych w różnych miejscach ekwipunku. - A one już nie mogą doczekać się by eksplodować pod brzuchem skorupiaka. To co, wciągniesz go w pułapkę? Bylebyś tylko sam nie wszedł w potykacz.
-Nie wiem czy to dobry pomysł… to wszak żywy baniak z tą kwasową krwią.- stwierdził sceptycznie Bullit. Był to bowiem kiepski pomysł, zwłaszcza zważając na to jak kwas ten radził sobie z metalem. Nadwątlenie konstrukcji w złym miejscu i pół sekcji mogło wyssać w kosmiczną próżnię.

- Ostatnia deska ratunku. Jest szybki, dogoni cię. Musisz mieć gdzie uciekać. Z Uchu używaliśmy grodzi. Chociaż z dwa granaty. Zmierzaj na nie jak już nie będziesz miał wyjścia - strzelec spojrzał jeszcze w górę na otwór. - Ma jeszcze problem z przeciskaniem się tutaj. Moglibyśmy wykorzystać moment spowolnienia. Drugi wariant. Granaty montuje pięć metrów przed drzwiami - wziął się do roboty.
-Dwa granaty wezmę, ale pułapkę… zwłaszcza taką sobie odpuśćmy.- stwierdził Doc godząc się na kompromis.
Night tylko wzruszył ramionami, kładąc dwa żłobione, owalne kształty w dłoniach Dave'a. -Będziesz widział w co rzucać? Chyba nie marzy ci się etat zamachowca samobójcy? Planowanie trochę za długo im zajmowało. Nie zamierzał tracić więcej cennych sekund. Ostrożnie ruszył w stronę głosu Isabell.
-Jak najdalej od siebie. To wystarczy.- mruknął Doc biorąc owe granaty.-Lepsze to niż potknąć się o drut pułapki którą się samemu zastawiło. Zresztą… ten zwierzak nie wyglądał na takiego, co potrzebuje podłogi do chodzenia.

Po pokonaniu kolejnego zakrętu, strzelec zauważył dziewczynę przed sobą. Leżała oddalona o jakieś 20 kroków, dokładnie na środku skrzyżowania czterech korytarzy, w nawet oświetlonym miejscu. Leżała pokiereszowana, w kałuży swojej krwi, z podartym nieco kombinezonem. Bez ruchu, bez… życia? Nie, poruszyła jednak minimalnie palcem u dłoni. Była jednak w fatalnym stanie, umierała. Nighta ścisnęło w gardle.




Strzelec stłumił przekleństwo. Nie był pewien rozległości obrażeń. Isabell wyglądała paskudnie. Udzielanie pomocy przy potworze kręcącym się w pobliżu nie napawało optymizmem, a próba szybkiego transportowania poszkodowanej mogła tylko pogorszyć jej stan. Rozejrzał się, czy w korytarzu są wejścia do bocznych pomieszczeń. Takie by paszczur nie mógł łatwo ich sforsować. Z kroplami zimnego potu, występującymi na czoło, nasłuchiwał, chcąc wychwycić położenie monstrum. Jednocześnie podkradał się do rannej dziewczyny. A gdzieś tam z tyłu, świecąc sobie zapalniczką dreptał niemrawo i ostrożnie Bullit nieświadom tego co było przed nim.

Obaj mężczyźni zbliżali się powoli do leżącej na skrzyżowaniu korytarzy dziewczyny. Nightfall szedł wprost bezszelestnie, skradając się niezwykle profesjonalnie… Bullitowi również nie szło wcale tak źle, i nie narobił żadnego hałasu. Zostało dziesięć kroków do celu. Wtedy też, strzelec wyczuł bardziej niż usłyszał, po prostu wyczuł jakby szóstym zmysłem, że ta przerośnięta, pieprzona stonoga czai się w prawej odnodze korytarza(krytyczny sukces nasłuchiwania!). Jego kompan z kolei, nie zdawał sobie absolutnie z niczego sprawy.

Isabell stanowiła przynętę, myśliwy był gotowy do ataku, a oni za osiem kroków mieli wpaść prosto we wredny ryj owej bestii…

Nightfall zastygł, było tak jak się spodziewał, brzydal czekał na nich. Wyuczonym gestem uniósł otwartą dłoń za siebie, każąc oddziałowi się zatrzymać. Nie było oddziału, był za to Doc, choć akurat ten sygnał używany w bliskich starciach zdawał się być na tyle intuicyjny, że powinien go zrozumieć. Zbliżył rękę do ucha, podniósł do góry jeden palec, ułożył dłoń w układ oznaczający wroga i wskazał prawy korytarz. Pierdolił, nie było wyjścia, musiał zbliżyć się na tyle, aby rzucić granat w odnogę, dość głęboko, jak najdalej od Isabell.
Bullit się zatrzymał i przyczaił. Zgasił zapalniczkę, ujął w dwie ręce karabin plazmowy i wyczekiwał ruchu, w który mógłby strzelić… podkradając się powoli, nieco przykucnięty.

Strzelec odpiął z oporządzenia granat. Wskazał go Docowi i potem na prawy korytarz i robił to tak długo, aż ten ogarnie o co chodzi, by chwycić za swój.
Bullit zbliżył się i zrobił to samo co Night czekając na jego ruch, by podobnie jak on rzucić granatem.
Nightfall odliczając, uniósł w górę trzy palce lewej ręki, potem dwa, potem jeden... aż nadeszła chwila zero i z krótkiego zamachu broń poszybowała za załom.
Obaj rzucili granatami, starając się je odbić od ściany korytarza, by te poleciały odpowiednio w prawą stronę, do chowającego się tam robala. Strzelcowi udało się bez problemu, grawitacyjny poleciał… Docowi owy granat odmówił posłuszeństwa(krytyczna porażka zręczności przy rzucie). Zamiast odbić się od owej ściany i polecieć dalej, walnął w nią i spadł na podłogę. Fireflush. Cztery metry od Isabell.

Wtedy wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że Night nawet nie zdążył zjebać kumpla choćby jednym słowem.

Obydwa granaty eksplodowały w momencie wyskoczenia zza rogu robala. Grawitacyjny trafił go po dupsku, urywając kawałek odwłoku, ogniowy przysmolił zaś skrzecącą mordę, lecącą prosto na Nightfalla. Robal zaatakował właśnie jego, stojącego w końcu na przedzie.

Właściwie to zmiótł go z nóg siłą rozpędu, wpadając na strzelca z rozwartą paszczą. Ten próbował się jakoś zasłonić karabinem, efektem czego zębiska capnęły go po ręce.
Doc sięgnął po karabin i strzelił z niego plazmą podchodząc odrobinę. Sytuacja była parszywa, ale co innego mógł zrobić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline