Nie mówił. Mówienie zawsze stanowiło wysiłek. Wymagało koncentracji, okiełznania języka. Nie miał na to czasu. Nie miał okazji. Walczył w milczeniu, desperacko przeciwstawiając swoją furię i umiejętności temu czemuś. I przegrywał.
Jego furia, umiejętności, jego wytrzymałość. Wszystko to okazywało się niewystarczające. Przegrywał.
I nie był w stanie wołać o pomoc. Tuż przed walką widział Connora, ale teraz Bobby był skupiony tylko na przeciwniku. Duszącym go potworze. Nie wiedział więc co się działo dookoła. I mógł mieć tylko nadzieję, że Connor dobrze wykorzysta czas, który Barker dał mu ściągając na siebie uwagę tego czegoś.
Brakowało mu oddechu. Czuł jak panika w nim narasta, ale czysta zwierzęca panika związana z walką o życie. Coś znajomego.
Nie skupiał się na nadnaturalnej naturze przeciwnika. Nie przejmował się martwym spojrzeniem wroga, gdy sam walczył o każdy oddech. A było mu coraz trudniej. Jedyna jego szansa była na uwolnieniu się z tego uścisku. Musiał go zrzucić z siebie lub przewrócić na bok i wyrwać z się z tego klinczu.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |