J-
Historia zawsze może być zmieniona. - powiedział Doktor na pytanie Magnusa. -
A jakieś ogólnie wyjaśnienia, proszę Imh.
-
Faron jest żyjącym bogiem, a jego słowo jest prawem - powiedział Imhotep. -
Właśnie jego łaska sprawiła, że jestem obecnie w tym miejscu. W gruncie rzeczy, mógł mnie skazań na śmierć, prawda?
-
Mnie interesuje, co zrobiłeś, że tak się na ciebie wkurzył - powiedział Doktor chwytając za drugie ramię architekta.
-
Nie tutaj, dobrze? - poprosił Imhotep i jęknął gdy został postawiony na nogi.
We dwójkę eskortowali architekta z bogatej dzielnicy przy rzece w głąb miasta. Przeszli przez kolorowy plac kupiecki i dalej na obrzeża, do slamsów. Tam doby były zrobione dosłownie ze wszystkiego. Słowy, patyków, poruszonych cegieł, starych materiałów, mat. Ciężko, było powiedzieć z czego nie były zrobione.
Ich przybycie wywołało poruszenie. Kilka brudnych dzieciaków wybiegło do nich piszczą radośnie.
-
Wujek Imh! Wujek Imh! - krzyczały radośnie.
Doktor wzdrygnął się gdy chłopiec, na oko trzy, czteroletni złapał go za wolną rękę.
-
Czego? - warknął na malca.
Chłopiec cofną się ze łzami w oczach. Podróżnik w czasie westchnął poirytowany i wyciągnął torebkę żelkowych misiów z kieszeni.
-
Masz, tylko nie rycz i podziel się w resztą -mrukni i wręczył ją chłopcu.
Dzieciaki pouciekały ze śmiechem opychając się słodyczami.
-
Awww, Doktor dalej lubi dzieci, choć udaje że nie - zażartował Imhotep.
-
Zamknij się - powiedział Doktor.
W końcu dodarli do niewielkiej lepianki, gdzie czekała na nich kobieta z noworodkiem na rękach. Miejsce było znacznie czystsze niż inne schronienia i widać było, że ktoś o nie dbał.
-
Panie, mała Ami, już nie gorączkuje, uratowałeś jej życie! - zawołała do Imhotepa ze łzami w oczach. -
Jak mogę ci się odwdzięczyć?
-
Żaden ze mnie pan, tylko Imhotep - odpowiedział architekt i wyciągnął z podartej szaty mały woreczek i podał go matce. -
Daj jej jeszcze to przez dwa dni, po szczypcie na kubek wody. Na wszelki wypadek, gdy choroba wróciła, a co do wdzięczności, wystarczy mi ta twoja pyszna zupa. Znajdzie się też po misce dla moich przyjaciół?
-
Oczywiście panie! - kobieta ukłoniła się i pobiegła ku szałasowi kilka metrów dalej, gdzie na ognisku stał wielki gar z jakąś gotująca się potrawą.
-
Jesteś całkiem popularny - powiedział Doktor do architekta.
-
Lekarz zawsze się przydaje w miejscu takim jak to - stwierdził Imhotep wchodząc do lepianki i gestem zapraszając ich do środka. -
Zarabiam na pisaniu, kupuję leki, a w zamian o nic niemal nie proszę. Jak mnie tu nie lubić? Można powiedzieć, że jestem ich Doktorem!
-
Wmawiaj to sobie dalej - mruknął Doktor.
W lepiance było chłodniej. Pod ścianami było kilka półek zleconych z byle czego z wieloma zwojami papirusów. Imhotep wyciągnął z pomiędzy nich amulet wielkość dłoni. Był metalowy, błyszczący i co ciekawe, lekko brzęczał.
-
Bóg Khepri dał mi ten amulet i powiedział mi że przyniesie on wielkie zmiany dla Egiptu - powiedział architekt. -
Gdy przyszedłem z nim do faraona na początku ucieszył się że jeden z trzech postaci Ra pobłogosławił jego dwór, ale w ciągu kilku następnych dni nazwał mnie heretykiem i wyrzucił z pałacu. Straże oczywiście zbyt delikatni nie byli i gdy się w końcu obudziłem byłem tutaj. Nie wiem czemu mój władca tak się zmienił.
-
Khepri? Czyli przylazł do ciebie wielki skarabeusz i dał ci nieznane urządzenie, a ty uznałeś za dobry pomysł zatrzymać to urządzenie? Niczego się nie nauczyłeś?! Wiesz ile jest kosmitów, którzy wyglądają jak wasi bogowie?! Zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno jesteś pierwszym geniuszem w historii! - Doktor załapał amulet i zaczął oglądać je ze wszystkich stron.
-
Kiedyś był mniej nerwowy - powiedział Imhotep. -
Nie żebym nie zasłużył... Ale powiedz mi przyjacielu, jesteś Grekiem? Mówisz niczym prawdziwy Egipcjanin, ale towarzysze Doktora dają się rozumieć każdy język, a gdy mówią rozumie ich każdy - Imhotep spytał Magnusa.
Gdy Doktor badał skarabeusza wróciła kobieta, która wcześniej dziękowała Imhotepowi za wyleczenie córki. Przyniosła ze sobą coś na kształt gęstego gulaszu w trzech miskach. Potrawa była nawet smaczna, choć dość ostra.