Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2016, 18:58   #78
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wspomnienie bitwy
Po bitwie rycerz zachowywał się dziwnie. Z jednej strony oczywistym było to, że był przybity stratą swoich ludzi. Z drugiej strony jego oblicze coś wyraźnie rozświetlało. Starał się unikać wzroku i ludzkich towarzyszy i wampirów. Wydał krótkie polecenia dla Rocha, opisujące co zrobić z poległymi, po czym zabrał ich konie. Prowadząc dwa spore rumaki szedł w stronę zgrupowania Tatarów. Pierwszy dojrzał go Tsgot. Ich spojrzenia spotkały się. Choć mężczyźni nadal żywili do siebie urazę, to po bitwie, w czasie której walczyli ramię w ramię, Jaksa nie miał ochoty rozdrapywać dodatkowych ran.
- Naszym ludziom się już nie przydadzą. Może dla was będzie z nich użytek. Dobre to zwierzęta. Do boju przywykłe - podsunął lejce ghulowi Sarnai.
Mężczyzna lejce zabrał bez słowa. Bo cóż można było powiedzieć, co by zmieniło bieg wydarzeń lub stracie ulżyło?
Skinieniem głowy jeno podziękował i z drogi się lekko cofnął. Niewiele. Krok zaledwie. A jednak znać było, że pola Jaksie ustępował.
- Gdzie znajdę… - zawahał się. Twoja Panią? Ją? A może po prostu Sarnai? Nie miał pojęcia jak zwracali się do niej jej ludzie, a dotychczasowe kontakty utwierdziły go w tym, że niezmiernie łatwo ich obrazić. Zamilkł wiec w pół zdania w nadziei, że ghul domyśli się o co chodzi udręczonej duszy krzyżowca.
Tsogt mruknął coś pod nosem. Po chwili powtórzył nieco głośniej:
- Günj - i wskazał na miejsce nieopodal ognia, gdzie niewielki namiot stał.
Rycerz ukłonił się lekko w podzięce za wskazanie drogi i ruszył w stronę namiotu. Przed wejściem zatrzymał się na chwilę i chrząknął nie chcąc najść Günj w nie stosownej sytuacji.
Uchyliła połę namiotu, by do niego wejść musiałby się sporo pochylić.
Z cichym pomrukiem ni to na powitanie ni to na zaakceptowanie jego obecności odsunęła się robiąc Jaksie miejsce. Wnętrze było wyłożone matą i skórami. Rycerz odczytując to jako zaproszenie zgiął się mocno i zaraz za wejściem do namiotu przysiadł na swoich piętach i ukląkł.
- Dobrze cię widzieć całą i zdrową po tej straszliwej bitwie.
Zajęła podobną pozycję, sadowiąc się wygodniej.
- Tak - rzekła niezbyt pewnie - Tysz czały? Duszo luci stracziłesz? - wzrokiem toczyła po sylwetce rycerza.
- Dwóch oddało swoje życie. Jeden co mieczem dwuręcznym wilkołaka przeszył, drugi zaś najstarszy z moich ludzi. Poza nimi czterech ciężko rannych. W siodle się nie utrzymają o własnych siłach. Na noszach ich ściągnęli z pola bitwy. Minie wiele tygodni nim sprawność odzyskają..
Rycerz był wyraźnie przejęty losem swoich ludzi, choć na jego obliczu dostrzec można było coś jeszcze. Coś zupełnie innego niż niepokój.
- Ci, którzy nas zaatakowali… walczyłaś kiedyś z wilkołakami?
- Nie - wampirzyca pokręciła głową przecząco. - Ale dziwnym ich napaszcz sze zdała. Brak kontroli i woli szyczia?
- Wiesz, że widzę więcej niż inni. Zostałem tam po bitwie. W czasie gdy Marta i Koenitz zajmowali się zbieraniem zwłok poległych. Dotknałem tego, z którym walczyliśmy i miałem wizje. Wizję, w której to stado wilkołaków piło krew z drewnianego kielicha. Krew pełną życia. Magiczną. Może nawet świetą. Nie wiem. Nie widziałem tego wcześniej. - Bożogrobiec kręcił głową i wodził oczami unikajać jej spojrzenia.
- Dotknąłesz? - Tatarka zmarszczyła brwi - Szwenta krew? Jak? - niewiele rozumiała z tego co mówił. - Szwenta jak dla Czebie czy jak dla nich?
Sięgnął po jej dłoń. Czuł, że nić porozumienia gdzieś znika. Nie chciał stracić tego, co w takim trudzie wypracowywał.
- Pamiętasz jak wczorajszej nocy wszedłem do twojej głowy, a później odsłoniłem ci siebie? Umiem też dotknąć przedmiotu i poznać emocje z nim związane. Zwłoki wilkołaka nie były już osobą, były przedmiotem. Ale czułem emocje, jaki nim targały za życia. Czułem z jaką czcią podchodzili do krwi w kielichu - ścisnął mocniej jej dłoń i spojrzał w oczy sprawdzając reakcje - czułem że też muszę spróbować tej krwi. I nie mogłem się powstrzymać, piłem z tego wilkołaka.
- Wilkołaki pijo krew jak my? - zdziwiła się ze zmarszczonymi brwiami nie cofając dłoni.
- To nie były zwykłe wilkołaki. W mojej wizji czciły krew, a totem wilczego boga leżał zniszczony.
- Ktosz urok rzucził mosze...ale to potęszny chyba musziałby bycz, by wilkołaki odszucziły swe zwyczaje…
Wpatrzyła się w oblicze Jaksy:
- Czemu piłesz krew padłej bestyji?
- To było silniejsze ode mnie. Nie umiałem się opanować. Ale nie to napawa mnie najwiekszym przerażeniem - wbił wzrok w kolana Sarnai. Po chwili przerwy kontynuował:
- Po wypiciu tej krwi czułem się znowu żywy. Czułem bijace serce. Czułem krew płynącą w żyłach. Moje płuca znowu potrzebowały powietrza do oddychania. Tak, jakbym przez krew wilkołaka spróbował tej krwi, którą oni czcili w kielichu - skończył i zamilkł. Dopiero po kilku chwilach zebrał się na odwagę, żeby znowu spojrzeć w jej oczy.
- Benciesz szukał wilkołaków takich ponownie? - spytała z dziwnym wyrazem twarzy - Czy może będziesz kchciał szukacz powrotu człowieczeństwa - dorzuciła jakby kwestia była jej znana.
- Najpierw będę szukać przyczyny. Dlaczego wilkołaki zamiast czcić boga-wilka czczą kielich z krwią? Czy to naprawdę potężna magia? Czy ta magia mogłaby oddać mi utracone pięć setek lat temu człowieczeństwo? Nie wiem. - znów zamilknął. W końcu ciszej dodał:
- Może.. może w mojej krwi pozostało choć echo tego co czułem? Może chciałabyś spróbować?
- Szukanie człowieczeńsztwa to nie magija. Magija to droga na skróty i nie daje nicz prócz ułudy. - stwierdziła zdecydowanym tonem - Pamientaj o tem. Szczególnie gdy to magija co w kończu ku uniczestwieniu zmiesza. Jako u wilkołaków się ształo.
- Pomożesz mi zatem znaleźć odpowiedzi? Jesteś tutaj jedyną wampirzycą, której ufam.
Przez chwilę spoglądała na twarz wampira jakby szacując wyraz i mimikę:
- Pomogę. - wahanie odbiło się na jej obliczu z kolei. Już prawie otworzyła usta do kolejnej wypowiedzi, gdy zmieniła zdanie i powtórzyła jedynie: - Pomogę.

Spotkanie z Giacomo

Jednooki rycerz izolował się od wszystkich. Unikał zarówno towarzystwa wampirów, jak i swoich własnych ludzi. Zazwyczaj małomówny teraz praktycznie milczał. Siedział gdzieś pod drzewem przy wjeździe na dworek i dłubał coś w kawałku drewna krótkim nożem. Tam właśnie znalazł go Giacomo. Kapłan już od zakończenia bitwy chciał porozmawiać z Jaksą, jednak nie było ku temu okazji. Tym razem ciężko byłoby krzyżowcowi uciec od rozmowy. Toteż swoim zwyczajem zmierzył nadchodzącego Giacomo swym czujnym okiem.
- Wyglądasz jakby coś leżało ci na sercu.- stwierdził od razu ksiądz na powitanie.
Rycerz skinął głową.
- Nadal nie mogę pogodzić się ze swoją słabością - mówił przez zęby.
- Czy pokora przypadkiem nie jest cnotą? Co prawda cnotą przeznaczoną ludziom raczej, niż nam.- stwierdził z delikatnym uśmiechem Włoch.- Więc… jaka to twa słabość cię gnębi, jeśli można wiedzieć?
- Ten wilkołak. Widziałem ich słabość. Pili krew. Krew, którą stawiali ponad swoich bogów. Krew, która niosła w sobie życie.
-Too… nietypowe.- okazał zdziwienie Giacomo. Zamyślił się.- Nie znam się na zwyczajach tych bestii, ale… chyba nie piją krwi. Może Marta by mogła wyjaśnić tą kwestię. Wydaje się dobrze znać obyczaje tych stworzeń.
- Marta nie wydawała się zainteresowana rozmowami po moich ostatnich ekscesach nad zwłokami lupina.-
- A tak… coś się stało na pobojowisku. Mieliście tam małe starcie.- zamyślił się Giacomo pocierając dłonią podbródek.- Hmm… Niewiele mogę pomóc w sprawie rytuałów likantropów. Nie znam się na tym. Natomiast jeśli… nie wiem co się stało tam na polu walki. Ale mogę spróbować mediacyji między wami.
- Gdy miałem tę wizję, pokusa wypicia krwi była zbyt duża, żebym mógł się oprzeć. Piłem z martwego wilkołaka. A krew ta obudziła we mnie uczucia dawno zapomniane. Bijące serce. Pulsujące żyły. Oddech w płucach stał się naturalny. A dzisiejszej nocy śniłem. Po raz pierwszy od wieków miałem sen. A może wizję, bo ujrzałem świetlistego posłańca, który przemawiał do mnie - rycerz patrzył wyczekująco na kapłana.
Giacomo zamyślił wyraźnie zaintrygowany jego słowami. Uśmiechnął się do siebie po chwili, po czym spojrzał na Jaksę.
- Tooo...wielce intrygujące. Znasz może słowa “Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą?
Rycerz kiwnął głową.
- Cóż… Ja byłem poszukującym, ale widać, że ty… coś znalazłeś. Do ciebie przyszedł świetlisty posłaniec.- odparł drżącym głosem Giacomo. Po czy złożył ręce razem niczym do modlitwy. Znów je rozłożył.- Albo też… przypisuję zbyt wiele temu, co przeżyłeś. Wybacz. Jednakże musisz przyznać, że brzmi to obiecująco z mego punktu widzenia.
- Dlatego uważam, że na tym powinniśmy się skupić. Może nie jako cała drużyna. Ale ja i ty, powinniśmy zacząć wizytę w okolicach Smoleńska właśnie od zbadania tej sprawy.
- Jeśli jeszcze ci się objawi ten… posłaniec. Powiadom mnie co przekazał ci.- szepnął cicho Giacomo zgadzając się z krzyżowcem.
Jednooki znów pokiwał głową. Nie miał ochoty ciągnąc tego spotkania. Wiedział, że jego poszukiwania właśnie się zaczynają.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline