| Wspomnienie bitwy
Po bitwie rycerz zachowywał się dziwnie. Z jednej strony oczywistym było to, że był przybity stratą swoich ludzi. Z drugiej strony jego oblicze coś wyraźnie rozświetlało. Starał się unikać wzroku i ludzkich towarzyszy i wampirów. Wydał krótkie polecenia dla Rocha, opisujące co zrobić z poległymi, po czym zabrał ich konie. Prowadząc dwa spore rumaki szedł w stronę zgrupowania Tatarów. Pierwszy dojrzał go Tsgot. Ich spojrzenia spotkały się. Choć mężczyźni nadal żywili do siebie urazę, to po bitwie, w czasie której walczyli ramię w ramię, Jaksa nie miał ochoty rozdrapywać dodatkowych ran. - Naszym ludziom się już nie przydadzą. Może dla was będzie z nich użytek. Dobre to zwierzęta. Do boju przywykłe - podsunął lejce ghulowi Sarnai.
Mężczyzna lejce zabrał bez słowa. Bo cóż można było powiedzieć, co by zmieniło bieg wydarzeń lub stracie ulżyło?
Skinieniem głowy jeno podziękował i z drogi się lekko cofnął. Niewiele. Krok zaledwie. A jednak znać było, że pola Jaksie ustępował. - Gdzie znajdę… - zawahał się. Twoja Panią? Ją? A może po prostu Sarnai? Nie miał pojęcia jak zwracali się do niej jej ludzie, a dotychczasowe kontakty utwierdziły go w tym, że niezmiernie łatwo ich obrazić. Zamilkł wiec w pół zdania w nadziei, że ghul domyśli się o co chodzi udręczonej duszy krzyżowca.
Tsogt mruknął coś pod nosem. Po chwili powtórzył nieco głośniej: - Günj - i wskazał na miejsce nieopodal ognia, gdzie niewielki namiot stał.
Rycerz ukłonił się lekko w podzięce za wskazanie drogi i ruszył w stronę namiotu. Przed wejściem zatrzymał się na chwilę i chrząknął nie chcąc najść Günj w nie stosownej sytuacji.
Uchyliła połę namiotu, by do niego wejść musiałby się sporo pochylić.
Z cichym pomrukiem ni to na powitanie ni to na zaakceptowanie jego obecności odsunęła się robiąc Jaksie miejsce. Wnętrze było wyłożone matą i skórami. Rycerz odczytując to jako zaproszenie zgiął się mocno i zaraz za wejściem do namiotu przysiadł na swoich piętach i ukląkł. - Dobrze cię widzieć całą i zdrową po tej straszliwej bitwie.
Zajęła podobną pozycję, sadowiąc się wygodniej. - Tak - rzekła niezbyt pewnie - Tysz czały? Duszo luci stracziłesz? - wzrokiem toczyła po sylwetce rycerza. - Dwóch oddało swoje życie. Jeden co mieczem dwuręcznym wilkołaka przeszył, drugi zaś najstarszy z moich ludzi. Poza nimi czterech ciężko rannych. W siodle się nie utrzymają o własnych siłach. Na noszach ich ściągnęli z pola bitwy. Minie wiele tygodni nim sprawność odzyskają..
Rycerz był wyraźnie przejęty losem swoich ludzi, choć na jego obliczu dostrzec można było coś jeszcze. Coś zupełnie innego niż niepokój. - Ci, którzy nas zaatakowali… walczyłaś kiedyś z wilkołakami? - Nie - wampirzyca pokręciła głową przecząco. - Ale dziwnym ich napaszcz sze zdała. Brak kontroli i woli szyczia? - Wiesz, że widzę więcej niż inni. Zostałem tam po bitwie. W czasie gdy Marta i Koenitz zajmowali się zbieraniem zwłok poległych. Dotknałem tego, z którym walczyliśmy i miałem wizje. Wizję, w której to stado wilkołaków piło krew z drewnianego kielicha. Krew pełną życia. Magiczną. Może nawet świetą. Nie wiem. Nie widziałem tego wcześniej. - Bożogrobiec kręcił głową i wodził oczami unikajać jej spojrzenia. - Dotknąłesz? - Tatarka zmarszczyła brwi - Szwenta krew? Jak? - niewiele rozumiała z tego co mówił. - Szwenta jak dla Czebie czy jak dla nich?
Sięgnął po jej dłoń. Czuł, że nić porozumienia gdzieś znika. Nie chciał stracić tego, co w takim trudzie wypracowywał. - Pamiętasz jak wczorajszej nocy wszedłem do twojej głowy, a później odsłoniłem ci siebie? Umiem też dotknąć przedmiotu i poznać emocje z nim związane. Zwłoki wilkołaka nie były już osobą, były przedmiotem. Ale czułem emocje, jaki nim targały za życia. Czułem z jaką czcią podchodzili do krwi w kielichu - ścisnął mocniej jej dłoń i spojrzał w oczy sprawdzając reakcje - czułem że też muszę spróbować tej krwi. I nie mogłem się powstrzymać, piłem z tego wilkołaka. - Wilkołaki pijo krew jak my? - zdziwiła się ze zmarszczonymi brwiami nie cofając dłoni. - To nie były zwykłe wilkołaki. W mojej wizji czciły krew, a totem wilczego boga leżał zniszczony. - Ktosz urok rzucził mosze...ale to potęszny chyba musziałby bycz, by wilkołaki odszucziły swe zwyczaje…
Wpatrzyła się w oblicze Jaksy: - Czemu piłesz krew padłej bestyji? - To było silniejsze ode mnie. Nie umiałem się opanować. Ale nie to napawa mnie najwiekszym przerażeniem - wbił wzrok w kolana Sarnai. Po chwili przerwy kontynuował:
- Po wypiciu tej krwi czułem się znowu żywy. Czułem bijace serce. Czułem krew płynącą w żyłach. Moje płuca znowu potrzebowały powietrza do oddychania. Tak, jakbym przez krew wilkołaka spróbował tej krwi, którą oni czcili w kielichu - skończył i zamilkł. Dopiero po kilku chwilach zebrał się na odwagę, żeby znowu spojrzeć w jej oczy. - Benciesz szukał wilkołaków takich ponownie? - spytała z dziwnym wyrazem twarzy - Czy może będziesz kchciał szukacz powrotu człowieczeństwa - dorzuciła jakby kwestia była jej znana. - Najpierw będę szukać przyczyny. Dlaczego wilkołaki zamiast czcić boga-wilka czczą kielich z krwią? Czy to naprawdę potężna magia? Czy ta magia mogłaby oddać mi utracone pięć setek lat temu człowieczeństwo? Nie wiem. - znów zamilknął. W końcu ciszej dodał: - Może.. może w mojej krwi pozostało choć echo tego co czułem? Może chciałabyś spróbować? - Szukanie człowieczeńsztwa to nie magija. Magija to droga na skróty i nie daje nicz prócz ułudy. - stwierdziła zdecydowanym tonem - Pamientaj o tem. Szczególnie gdy to magija co w kończu ku uniczestwieniu zmiesza. Jako u wilkołaków się ształo. - Pomożesz mi zatem znaleźć odpowiedzi? Jesteś tutaj jedyną wampirzycą, której ufam.
Przez chwilę spoglądała na twarz wampira jakby szacując wyraz i mimikę: - Pomogę. - wahanie odbiło się na jej obliczu z kolei. Już prawie otworzyła usta do kolejnej wypowiedzi, gdy zmieniła zdanie i powtórzyła jedynie: - Pomogę. Spotkanie z Giacomo
Jednooki rycerz izolował się od wszystkich. Unikał zarówno towarzystwa wampirów, jak i swoich własnych ludzi. Zazwyczaj małomówny teraz praktycznie milczał. Siedział gdzieś pod drzewem przy wjeździe na dworek i dłubał coś w kawałku drewna krótkim nożem. Tam właśnie znalazł go Giacomo. Kapłan już od zakończenia bitwy chciał porozmawiać z Jaksą, jednak nie było ku temu okazji. Tym razem ciężko byłoby krzyżowcowi uciec od rozmowy. Toteż swoim zwyczajem zmierzył nadchodzącego Giacomo swym czujnym okiem. - Wyglądasz jakby coś leżało ci na sercu.- stwierdził od razu ksiądz na powitanie.
Rycerz skinął głową. - Nadal nie mogę pogodzić się ze swoją słabością - mówił przez zęby. - Czy pokora przypadkiem nie jest cnotą? Co prawda cnotą przeznaczoną ludziom raczej, niż nam.- stwierdził z delikatnym uśmiechem Włoch.- Więc… jaka to twa słabość cię gnębi, jeśli można wiedzieć? - Ten wilkołak. Widziałem ich słabość. Pili krew. Krew, którą stawiali ponad swoich bogów. Krew, która niosła w sobie życie. -Too… nietypowe.- okazał zdziwienie Giacomo. Zamyślił się.- Nie znam się na zwyczajach tych bestii, ale… chyba nie piją krwi. Może Marta by mogła wyjaśnić tą kwestię. Wydaje się dobrze znać obyczaje tych stworzeń. - Marta nie wydawała się zainteresowana rozmowami po moich ostatnich ekscesach nad zwłokami lupina.- - A tak… coś się stało na pobojowisku. Mieliście tam małe starcie.- zamyślił się Giacomo pocierając dłonią podbródek.- Hmm… Niewiele mogę pomóc w sprawie rytuałów likantropów. Nie znam się na tym. Natomiast jeśli… nie wiem co się stało tam na polu walki. Ale mogę spróbować mediacyji między wami. - Gdy miałem tę wizję, pokusa wypicia krwi była zbyt duża, żebym mógł się oprzeć. Piłem z martwego wilkołaka. A krew ta obudziła we mnie uczucia dawno zapomniane. Bijące serce. Pulsujące żyły. Oddech w płucach stał się naturalny. A dzisiejszej nocy śniłem. Po raz pierwszy od wieków miałem sen. A może wizję, bo ujrzałem świetlistego posłańca, który przemawiał do mnie - rycerz patrzył wyczekująco na kapłana.
Giacomo zamyślił wyraźnie zaintrygowany jego słowami. Uśmiechnął się do siebie po chwili, po czym spojrzał na Jaksę. - Tooo...wielce intrygujące. Znasz może słowa “Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą?
Rycerz kiwnął głową. - Cóż… Ja byłem poszukującym, ale widać, że ty… coś znalazłeś. Do ciebie przyszedł świetlisty posłaniec.- odparł drżącym głosem Giacomo. Po czy złożył ręce razem niczym do modlitwy. Znów je rozłożył.- Albo też… przypisuję zbyt wiele temu, co przeżyłeś. Wybacz. Jednakże musisz przyznać, że brzmi to obiecująco z mego punktu widzenia.
- Dlatego uważam, że na tym powinniśmy się skupić. Może nie jako cała drużyna. Ale ja i ty, powinniśmy zacząć wizytę w okolicach Smoleńska właśnie od zbadania tej sprawy. - Jeśli jeszcze ci się objawi ten… posłaniec. Powiadom mnie co przekazał ci.- szepnął cicho Giacomo zgadzając się z krzyżowcem.
Jednooki znów pokiwał głową. Nie miał ochoty ciągnąc tego spotkania. Wiedział, że jego poszukiwania właśnie się zaczynają.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |