Szliśmy klasztorem i cały czas rozglądałem się po klasztorze. Szukałem jakiś dziwnych i interesujących zmian jakie mogły naprowadzić nas na zdradę lub nie, Siostry Shayach. Miałem wielką nadzieję, że jednak nie muszę się o to martwić i że wszystko z kapłankami jest dobrze i idą właściwą drogą. Często spoglądałem na Ojca Alberta oczekując, że może on coś swoim czujnym okiem zauważy.
Doszliśmy bez żadnych problemów pod wrota. Przewodniczka wiele opowiadała o klasztorze, ale nic o tym co możemy spotkać po przekroczeniu wrót.
Kiedy wrota się rozwarły i wkroczyliśmy. Ciała arabów leżały na posadce bez ducha. Niestety ku mojemu bólowi, jeden z duchów jednak stał na przeciw nam. Z początku poczułem strach, ale szybko minął gdyż czując bliskość boskości, którą zesłał na mnie ojciec Albert podczas bitwy na powierzchni. - Witaj wojowniku. Przybyliśmy chronić to miejsce przed tymi co zakłócili Twój spokój.- Odparłem w klasycznym po słowach wiekowego woja.
Ten nic nie mówiąc ruszył ku nam. Dałem znak by się wszyscy cofnęli i sam stanąłem na przeciw rozgoryczonemu duchowi. Podałem tarczę giermkowi, który sprawnie ją zdjął. Wiedziałem z doświadczenia, że tylko świętymi relikwiami można przeciwstawić się duchom. Tarcza mogłaby mnie zgubić gdybym odruchowo się nią osłonił. - Jaką pieczęć zerwano? Może by ukoić Twój ból i cierpienie pomożemy w jej odnowieniu?- Zapytałem gdy już był prawie przy mnie i szykował się do ataku. Przyjąłem pozycję obronną i wiedziałem, że najpierw muszę przyjąć jego ataki by samemu móc zaatakować. Ten wiekowy wojownik był dziwnie przytłaczający. Tyle lat w nim było widać. Nie zamierzałem go nie doceniać. Mogło by to się skończyć źle dla nas wszystkich. |