Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2016, 23:20   #165
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Miriala, dom rodziny Morlan
Porucznik nie przerywała krótkiego monologu, jaki wygłaszał Rohen. Uśmiechała się jedynie nieznacznie, ewidentnie mając ubaw z padawana.
- Coś może się znajdzie… - odpowiedziała, gdy skończył swoje. – Niech panicz się przebierze w coś co nie jest obrzygane, a ja zaraz wrócę – odwróciła się na pięcie i wyszła.
Jej polecenie byłoby łatwe do spełnienia, ale nie w dzisiejszym przypadku. Choć zimny prysznic go zdecydowanie otrzeźwił, to nadal nogi mu się plątały, a ręce jakoś nie do końca chciały spełniać jego polecenia.
Gdy Ward wróciła, zastała go leżącego na podłodze. Był już bez spodni, ale w połowie rozpięta koszula zaklinowała się na nim, gdy chciał ją ściągnąć przez głowę. Szarpał się z tymi rękawami, które nagle wydawały się labiryntem nie do przejścia.
Porucznik Tyrenne była jednak właściwą osobą, na właściwym miejscu. Wyciągnęła nóż i po prostu rozcięła jego wierzchnie ubranie, uwalniając go. Potem z powrotem zaprowadziła go do łazienki, nachyliła go nad wannę i podsunęła mu coś pod nos.
- Wciągnij. Na raz! – jej głos nie znosił sprzeciwu.
Potulnie zaciągnął się i dziwnym proszek wypełnił jego nozdrza. Przez chwilę nie czuł nic, oprócz ochoty do kichnięcia, ale nagle zawirowało mu gwałtownie w głowie. Zwymiotował intensywnie, jakby miał się pozbyć swoich wnętrzności.
Ward trzymała go mocno w stalowym uścisku. Wreszcie torsje ustały, a Rohen poczuł się zdecydowanie lepiej. Wróciło czucie w kończynach, a i umysł zaczął pracować jaśniej.
- Panicz weźmie szybki prysznic i idziemy – zarekomendowała Porucznik puszczając go. Nie wyszła jednak z łazienki, czego mógł się spodziewać.
- No ruchy – pogoniła go – Jeszcze mi tu zemdlejesz i głowę rozbijesz. Złapię cię w razie potrzeby. I nie przejmuj się mną – uprzedziła jego możliwe obiekcje. – Nie ma opcji, żeby jakikolwiek facet w twoim stanie mógłby mnie zawstydzić.
Nie mając większego wyboru, Morlan obmył się w jej obecności i później ubrał. Ward powstrzymała się od złośliwych komentarzy, choć miał wrażenie, że te cisnęły się na jej usta.
Zaprowadziła go do hangaru ścigaczy. Specyfik jaki mu podała działał, choć Rohen czuł wielkie zmęczenie.
- Słuchaj młody – zwróciła się do niego, kiedy otoczył ich wianuszek komandosów. – Dostaniesz spluwę nabitą ślepakami. Fen’Ik – wskazała na jednego z jej podwładnych – będzie kierował, a ty masz być po prostu na widoku. Będę za tobą, gdyby ci brakło sił. Gdy naganiacze wypłoszą zwierzynę, strzel w jej kierunku. Podstawiony snajper zajmie się tym, żeby wyglądało na celne trafienie. Później będziesz się pławił w sławie wielkiego łowcy. Zrozumiano?

Mygeeto, kopalnie
Korytarze choć ciasne, były przystosowane do poruszania się w nich osoby o ludzkiej posturze. W każdym razie nie były one wyciosane z jakąś szczególną starannością i Jon musiał niejednokrotnie się uchylać by nie rozbić głowy o wystający fragment skały. Tymczasem prowadzący go obcy był bardzo podniecony i równie bardzo rozmowny.
- Nie chcieli wierzyć Vato, a ja im mówiłem! Zawsze! Wybawiciel z Legend! Takoż Rada teraz musi odpowiedzieć! Wszystko się zmieni! Wybawiciel z Legend, Wybawiciel z Legend… – powtarzał to ostatnie jak mantrę.
Po drodze spotkali kilka innych istot. Każda z nich wyglądała na wychudzoną, ich ubrania przypominały łachmany. W oczach jednak, słysząc okrzyki jego przewodnika, zapalało się im światełko nadziei. Przekazywali też dalej te wzbudzające otuchę słowa.
- Wybawiciel z Legend!
Wkrótce to zawołanie ich wyprzedziło i w każdej większej komnacie którą mijali w powietrzu unosiło się:
- Wybawiciel z Legend!
W akompaniamencie tych okrzyków, które przybierały wręcz formę modlitwy, dotarli do największej z jaskiń. Wysoka na dwa metry, miała kształt nieregularnego koła. Była zapełniona tymi małymi istotami, a coraz to nowe osobniki się tam wciskały. Baelish mógł podejrzewać, że byli w centrum ichniej podziemnej wioski.
Przewodnik nie pozwolił się oddzielić od niego i sam prowadził go na środek tej komnaty. Tam stało kilka starszych istot, a wraz z nimi Vato, którego Jedi poznał wcześniej.
- O czcigodni starsi – rozpoczął przemowę, a nagle cały gwar umilkł. – Jako rzekłem, tako przedstawiam wam Wybawiciela z Legend! – wskazał na Jona. – Jak przepowiedziano przybył z pustki, by przegonić wysokoczołych i oddać nam ziemie naszych przodków!
W przeciwieństwie do młodych z ich plemienia, Rada Starszych nie podchodziła do tego tak entuzjastycznie.
- Zali prawda i to? Tyśże Wybawicielem z Legend? – zapytał najstarszy z nich, noszący na szyi okulary górnicze z rozbitymi szkłami.

Coruscant, sektor 30, dzielnica mieszkalna, motel Mynoc, pokój 30A
Uchylili okno, bo klimatyzacja nieco szwankowała. W powietrzu unosił się zapach seksu. Sol robił wszystko, żeby nie zasnąć, ale po tych tygodniach spędzonych w napięciu, nagłe rozluźnienie i wydzielana do organizmu prolaktyna wręcz prosiły się o przymknięcie oczu. Wiedział, że jeśli pozwoli sobie choćby na chwilę słabości to zaśnie.
Tymczasem Brianna przeciągając się wygięła się jak kotka, mrucząc przy tym. Jej maślane spojrzenie także sugerowało, że sen będzie dobrym rozwiązaniem.
Pojawiła się w hotelu po sześciu godzinach od jego wiadomości. Wynajęła pokój obok i chwilę później wpadli sobie w objęcia. Cokolwiek Zhar-kan miał do powiedzenia, musiało poczekać. Mistrzyni dopadła go z taką miną, że arkanianin zrobił szybki rachunek sumienia i musiał przełknąć ślinę, bo trochę grzeszków jednak miał.
Na szczęście zamiary Jedi były jednoznaczne i wiązały się wyłącznie z cielesną przyjemnością. Z racji tego, że oboje byli dosyć wyposzczeni to całość nie trwała zaskakująco długo. Nie zmieniało to jednak faktu, iż teraz chęć snu uderzała jak nigdy wcześniej.
Brianna jednak posiadała większą samokontrolę i podniosła się na rękach, siadając obok niego.
- Stęskniłeś się za mną, co? – mruknęła łasa na komplementy.

Akademia Jedi, turbowinda
Całował ją po szyi jednoczesnie rozpinając, czy raczej rozrywając jej bluzkę, gdy odezwał się jego komunikator. Ze złością przerwał dotychczasowe czynności. Poczucie obowiązku wzięło górę nad pożądaniem.
Na krótką chwilę.
Gdy tylko przeczytał informację wyłączył dźwięk z krótkim komentarzem:
- Poczekają.
Wrócił do gorliwego pozbywania się jej ubrań.

Wielki Hol
Olbrzymie kolumny podtrzymujące wysoki sufit ciągnęły się dziesiątkami.
Była to imponująca budowla, która robiła na gościach Jedi wrażenie potęgi gospodarzy. Tak było i teraz, choć o ile wcześniej poparte to było setkami Rycerzy stawiających swoje stopy na tych zimnych posadzkach, tak teraz czuć było pustkę. Echo towarzyszące każdemu wypowiedzianemu słowu bardzo deprymowało i nie zachęcało do prowadzenia rozmów.
Pewnie dlatego Martell wybrał boczny korytarz, w którym oczekiwali na Wielkiego Mistrza.
Ten wszak się nie zjawiał. Minęło ponad dwadzieścia minut spędzonych w znacznej mierze w krępującej ciszy, nim usłyszeli stukot obcasów o posadzkę i w ich kierunku szedł Mical.
Widok Aarona w towarzystwie zakrwawionej kobiety, która nie wyglądała na pierwszego z brzegu przechodnia musiał mu dać sporo do myślenia.
- Tędy proszę – skierował ich do jednej z licznych komnat dla gości. W środku wskazał by Kaylara usiadła. - Czy to ktoś z twojego zadania, czy zupełnie inna sprawa? – zapytał Aarona
- To drugie – odparł medyk. – W sumie to mnie to nie dotyczy, a im mniej wiem, tym spokojniej śpię – wzruszył ramionami.
- Racja – przytaknął mu Jedi.
Bez zbędnych słów Martell skinął głową Quest i wyszedł.
Gdy zostali sami Wielki Mistrz usiadł naprzeciw kobiety.
- Sprowadzają cię tutaj te obrażenia, czy to tylko skutek powodu, dla którego jesteś tutaj? Jak cię zwą?

Dwa tygodnie później, Akademia Jedi, gabinet Wielkiego Mistrza
- Cokolwiek można powiedzieć o twoim pobycie wśród Krayta, to jedno jest pewne. Potrafisz zarządzać najemnikami Laurienn – Mical nie mógł oderwać od niej wzroku. To był dopiero drugi dzień, od kiedy ściągnęła bandaże. Jej wygląd wbrew pozorom nie zmienił się znacznie. Jednak teraz jej rysy twarzy były znacznie bardziej poważne. O ile wcześniej była świetną kumplą, ładną dziewczyną ze sąsiedztwa, czy nawet Żelazną Dziewicą z którą żartowali sobie najemnicy, to teraz ona sama widziała w lustrze kobietę. Poważną, pewną siebie kobietę, która prędzej byłaby panią senator z Korelli niż kapitanem przemytniczego frachtowca. Jeśli można to porównać, to kiedyś była Laurienn, to teraz jest Hayes.
Dzieciaki w Akademii w ogóle jej nie poznały i została zarzucona uprzejmymi „dzień dobry” i „w czym możemy pani pomóc”.
Na swój sposób było to urocze.
- Dlatego postanowiłem zostawić ich pod twoimi rządami. Wybierz sobie lidera polowego i po prostu zoptymalizuj ich akcje. Listę i informacje o nich masz już na swojej skrzynce. Kiedy odbędę rozmowę z Parkerem, to dam ci znać, być może dołączy do twojego oddziału – wstał z kanapy. Rozmowę prowadzili w jego gabinecie, ale nie przy jego biurku, tylko przy stole gościnnym przy którym była właśnie kanapa i szeroki fotel w którym siedziała teraz Jedi. Było tak po prostu wygodniej.
- Co do misji, to podyskutuj o tym z naszym najlepszym zwiadowcą – otworzył śluzę i do środka weszła rudowłosa mandolarianka.
- Kopę lat Laurie! – Mira musiała się wcześniej widzieć z Micalem, gdyż ledwo zwróciła na niego uwagę. Od razu ruszyła w kierunku siedzącej ciągle Hayes. – Spoko nie wstawaj – machnęła ręką. – Oho – podchodząc pochyliła się i spojrzała na lekko zaokrąglony brzuch Jedi. – Który to miesiąc? Czwarty? Ty bliźniaki tam nosisz czy co? – zaśmiała się.

Hangar wschodni
Echo zwielokrotniało odgłosy wystrzałów. Tak samo było z rozbijaniem się boltów blasterowych o tarcze.
Kiedyś stacjonowało tu dziesiątki myśliwców, które były do dyspozycji Rycerzy Jedi. Teraz Martell dostał zgodę by zaadaptować tą pustą przestrzeń na strzelnicę dla najemników, których zrekrutował na polecenie Micala.
- To jest kurwa bez sensu, przecież zupełnie tracisz celność. Jak chcesz strzelać serią to bierzesz karabin, a nie obnosisz się z dwoma pukawkami – mruknął Angus zakładając ręce na swej wielkiej piersi.
.
- Tak? To patrz na to – Gael zakręcił dwoma blasterami, przymierzył i strzelił. Bolt z modyfikowanego arkaniańskiego blastera rozbił się na krawędzi oddalonej o sto metrów tarczy, ale ten z ciężkiego mandaloriańskiego trafił w obrys sylwetki na tarczy. – I co ty na to? – ponownie zakręcił swoimi brońmy.
Był bardzo z siebie zadowolony.
- Pff, weź przyłóż sobie to do skroni i naciśnij spust. Może trafisz. Masz dwie szanse – skwitowała jego popisy Muriel.
Jej cel znajdował się przy wylocie z hangaru, czyli odległość wynosiła ponad pół kilometra. I w dodatku losowo się poruszał. Nie zamierzała się jednak przegadywać z dwoma mężczyznami. Znała swoją wartość.
- Słuchaj – zwróciła się do Martella, który akurat zrobił sobie przerwę. – Kiedy ruszamy? Bo jeśli jeszcze chwilę będę musiała tu z nimi wysiedzieć, to będę żądać podwójnej stawki.

Pokój gościnny
Po raz kolejny masował się po piersi. Zapoznał się z danymi odnośnie cyborgizacji jaką mu zaaplikowano. Mimo wszystko było to nieswoje uczucie, nosić w sobie tyle metalu. W każdym razie Jedi w niego sporo zainwestowali. Podejrzewał, że gdyby chcieli to któreś z nich mogło wydobyć z niego te kody siłą, a potem pozwolić mu zdechnąć jak psu.
Tymczasem Parker żył i czuł się dobrze jak nigdy dotąd. Poprzedni dzień spędził na siłowni i sam był zaskoczony swoimi osiągami. Po wstaniu zza grobu oczywiście mięśnie miał odleżałe i nie od razu wróci do pełnej sprawności, ale i tak wyniki były pozytywne.
Akademia czegoś od niego chciała jeszcze. Pierwszą i pewnie trafną myślą było to, że skoro już raz pokonał Krayta, to będzie w stanie to zrobić drugi raz.
Założył koszulkę. Pod drzwiami do przydzielonej mu komnaty stał mistrz Mical, by przeprowadzić rozmowę odnośnie przyszłości najemnika.
 
Turin Turambar jest offline