Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2016, 11:04   #19
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Jednak jesteśmy naćpani w chuj - oznajmiła cicho Barbara - Mega w chuj wykurwiście naćpani. Krasnoludek, elf, wróżka. Faza - podniosła dłonie do twarzy, zasłoniła palcami oczy i ucisnęła powieki, aż kolorowe kółka zaczęły pojawiać się jej przed zamkniętymi oczami. Otworzyła je po kilku sekundach, ale nic się nie zmieniło. Kransoludek, czy kij wie co to za rasa, stał w oczekiwaniu na ich imiona, a wróżka próbowała nabić na swoją dzidę trzeciego owada lekko podlatując i opadając na tych swoich absurdalnych skrzydełkach.

Zmysłom nie pomagały zapachy i dźwięki, które akcentowały nadwrażliwość, która pojawiła się znikąd, ale Barb była zbyt zszokowana nowymi rozmówcami, żeby przejmować się tą kakafonią. Zignorowała również wyniki monetarno-kamiennego eksperymentu. Kucnęła powoli, schowała głowę w ręce i powtórzyła kolejny raz:
- Naćpani W CHUJ.

- Ciiiii… tylko spokojnie. - Nela wzięła głęboki oddech, chociaż jej myśli przedstawiały dokładnie to co wypowiedziała Barb, za nic nie chciała przestraszyć mówiących, rozumnych… ISTOT (!) które mogą odpowiedzieć na pytania. Kamienie, elfka i cała reszta mogły poczekać.

- Ja jestem Nela. - Zwróciła się do “krasnoludka”. - A to… a reszta przedstawi się sama jak będzie chciała. - Zrobiła krótką pauzę. - Często spotykacie tu, jak powiedziałeś takich nowych, którzy nie wiedzą gdzie są i skąd się tu wzięli, a woleliby przy tym jak najszybciej wrócić do domu?
Alex nie czuł się naćpany. Choć widział i słyszał rzeczy dziwne i niespotykane (no może poza literaturą fantasy), to z całą pewnością jego umysł i zmysły działały prawidłowo. “Jeśli wleziesz między wrony, kracz jak i ony” - postanowił dostosować się do tej maksymy i wystąpił w kierunku Ambaruna Bezrabiego Tasutetiego.

- Witaj Ambarunie… - ukłonił się równie nisko (choć stosownie do wysokości) - Nazywam się Alexander Burton i jak szanowny towarzysz… Waszej Wysokości - prostując się na wszelki wypadek użył tytułu użytego przez liliputa nazwanego Nys - ...zauważył, to nasza pierwsza wizyta w tym przepięknym miejscu. Wielce się raduję z poznania tak znamienitych mężów, lecz i nie będę ukrywał, że przydałaby nam się pomoc w wyjaśnieniu paru kwestii. - Dopiero zakończywszy wypowiedź zdał sobie sprawę jak bardzo udzielił mu się kwiecisty styl rozmówcy i momentalnie cały pokrył się czerwienią.

Mówienie 'Wasza Wysokość' do kogoś, kto ze spokojem mógłby występować jako Willow (i do tego tytułu 'Wysokość' z pewnością nie nosił) wyglądało na jawną kpinę, ale Jack nie zamierzał tej wpadki prostować. Ani też nie wiedział, jak by to zrobić...
- Nys, Ambarunie... - Z braku kapelusza Jack nie skłonił się równie dwornie jak ten ostatni, lecz ukłon był bardzo uprzejmy. - Jestem Jack Wood MacAlpine - na wszelki wypadek, by nie być gorszym od rozmówcy, dodał panieńskie nazwisko matki - ze Stirling - zakończył, dorzucając i miejsce urodzenia. - Wybaczcie memu towarzyszowi, lecz zapewne wzruszenie i zaskoczenie zaćmiło mu wzrok…

I umysł, dodał w myślach. Ale plama...
Nela w reakcji na słowa Alexa przesunęła ręką po czole, co młodzież z Salisbury mogła jednoznacznie zinterpretować jako klasyczny “facepalm”. Komentowała tylko w myślach, a nie były to miłe komentarze. Milcząco czekała na ciąg dalszy: reakcję baśniowych stworzeń i kolejne niemalże rycerskie tytuły towarzyszy…

Jesteśmy na planecie Fantasy! ~ Myśl tłukła się Dave'mu w głowie, próbując wyskoczyć na zewnątrz. Pokręcił głową czując zmieszanie. Usiadł na jakimś kamieniu i schował twarz w dłoniach.

Barbara wolnym i niemal wystudiowanym ruchem podniosła się. Do twarzy miała przylepiony uśmiech, który w sumie był bardziej przerażający, niż radosny. Skoro wszyscy stwierdzili, że czas zagrać do tego, co im rzucono, ona na pewno nie będzie się wyłamywać. Choć nadal uważała, że wszystko jest totalnie nienormalne i popieprzone.
- Barbara Morgan, urodzona w Londynie, zamieszkała w Salisbury, gdzie pobiera nauki - dygnęła lekko z ugięciem nogi i minimalnym pochyleniem, powstrzymując przy tym chęć zwymiotowania prosto pod nogi tego… kogoś.

Gdy Barry zobaczył karła… gnoma… skrzata czy innego kurdupla o mało nie parsknął śmiechem. Usta zadrżały, kiedy wróżka z owadami zamachała skrzydełkami. Elfa nie skomentował nawet w myślach. Przed chwilą jedna z towarzyszących mu osób została rozmazana na masce samochodowej. To, że pewnie nigdy nie istniała, to swoją drogą, ale przy tym uszy nie były dziwne.
Opanował się jednak, choć z wielkim wysiłkiem nieco ironicznie odnosząc się w myślach do własnej trzeźwości.
Wystąpił o krok do przodu i z drżącymi, kolejny raz, wargami poklepał Barbarę po ramieniu w wyrazie zrozumienia, a następnie zwrócił się do Barnabasza:
- Ekhem… Bardzo miło mi poznać - “jego wysokość” dodał w myślach.
- Ja jestem Barry Williams i jak mnie moi starzy znajdą, to ojciec wróci mnie do życia tylko po to, żeby matka zabiła pałą policyjną - stwierdził poważnie.

- Przepraszam bardzo, ale pewnie wiecie w jakim świecie właśnie jesteśmy i w jakim czasie? - zaciskając szczęki, by nie parsknąć małemu w szczyt czupryny przetrwał następną falę śmiechu. Rozejrzał się w poszukiwaniu ogromnych zajęcy posuwających kurze jaja w otoczeniu fallicznych grzybów.

Jeżeli nawet inni się powstrzymywali od śmiechu, to zdecydowanie Nys owej praktyki w życie nie wprowadziła. Gdy tylko padł “Jego Wysokość” skierowane w stronę jej towarzysza, skrzydełka istoty zatrzepotały szybko, niemalże znikając z oczu patrzącym. Dłoń znalazła się przy ustach, a ciałkiem poczęły wstrząsać spazmy. Być może z tego powodu nie dosłyszała dalszych słów Alex’a, które bez wątpienia mogłyby ów wybuch wesołości ukrócić. Jako jednak, że tak się nie stało, po ostatniej wypowiedzi która z ust Barry'ego padła, mała porzuciła wszelkie próby i zwyczajnie parsknęła głośnym śmiechem. Jako że, najwyraźniej, latanie i zwijanie ze śmiechu nie szły w parze, przez to też miast latać, wylądowała na głowie Jack’a i tam dalej oddawała się w najlepsze wyrażaniu swej wesołości.

W międzyczasie Ambarun nader spokojnie wysłuchał każdego, kto zdecydował się głos zabrać, a następnie sam ponownie przemówił.
- To niezwykle uprzejme ze strony tak znamienitych osób by i mnie wywyższyć ponad stan, jednak do takich tytułów to mi jednak daleko.

- Racja - wtrąciła się Nys, piskliwym głosikiem, który widać dwie miał szansę na wyrwanie się ku wolności, spomiędzy więzów śmiechu.

- Siedź cicho głupia - zaperzył się jej towarzysz, robiąc przy tym gniewną miną i łypiąc groźnie na… cóż, Jacka. - Raczcie jej wybaczyć. Nieokrzesane to, jako rzekłem i nieobyte w towarzystwie…

- Że niby ja nieobyta?! - Tym razem salwy śmiechu ucichły jakby je ktoś nożem odciął od źródła. Istota usiadła prosto, gładząc przy tym włosy Wood’a, a następnie wzniosła się w górę. - To tyś nie dostrzegł, że to nowi, ty ślepa kupo wstążek. Z nowymi się nie gada, każdy to wie. Nowi są groźni. Nowych się…

- Stul ten pysk wreszcie na wszystkie pomioty Zor! - Ambarun, rozgniewany nie na żarty, postąpił krok do przodu. - Pytania nam zadano to wypada odpowiedzieć. Zatem, panienko Nelo - zwrócił się już nieco spokojniej do dziewczyny, jednak widać było że wciąż gniew w nim buzuje - nie często mamy tą przyjemność.

- Nieszczęście - mruknęła z góry Nys, jednak widać uznała, że wystarczy tych docinek bowiem zamknęła usta i dla odmiany wylądowała na głowie kolorowowłosej.

- Przyjemność - powtórzył mały człowieczek. - Zwykle też nie widujemy wam podobnych chadzających wolno tak zaraz po przybyciu do naszej pięknej krainy. Już też mówię gdzie jesteście, co by wasze myśli zbyt długo w strachu i niepewności nie tkwiły. Avalon, moi państwo - zatoczył dłonią krąg. - Kraina cudów, ziemia obiecana…

- Przestań już gadać bo uszy bolą - wtrąciła Nys, widać zmieniając zdanie co do nie wtrącania się. - Pewnie zaraz i tak ich zgarną i zaprowadzą do Jego Wysokości, więc po kiego mlesz ozorem jakbyś się grzybków nażarł?

- Bo mam taką ochotę, ot co! Raczcie jej wybaczyć, niewychowana i chyba ją dziś coś w dupę użarło, bo drażliwa jak osa. Co ja tez mówiłem… - Zamyślił się chwilę, po czym kontynuował. - Czas zaś jest nader przyjemny, jak widać. Lato się nam rozpoczęło i czas radości. Jak nic wkrótce na dworze królewskim bale się rozpoczną. Ach bale królewskie… - Rozmarzył się odpływając całkiem.

- I tak ich pewnie nie zobaczycie. Chociaż kto wie, dawno takich jak wy nie było. Będzie z lat dziesięć jak mnie pamięć nie myli. Tamci jednak długo nie pożyli, bo im się ubzdurało, że sobie wrócą ot tak, do tego waszego świata. Nie ma łatwo - rozgadała się z kolei Nys. - Jak raz wnikniecie, to już chyba tylko najwyższy mag da radę coś wykombinować. No i po co też tam wracać. Tacy jak wy i tak tam już miejsca nie mają. Lepiej się przyzwyczajcie i to zanim przemiana się dokona, bo marnie z wami będzie, mówię wam.
Zakończyła kiwnięciem głowy i zaczęła bawić się w nawijanie kolorowych włosów na włócznię. Robaki zrzuciła z niej jakąś chwilę temu.

Barry obserwował całą scenę z poszerzającym się szybko uśmiechem. Zupełnie, jakby usta miały się połączyć z tyłu głowy, co z całą pewnością pasowałoby do klimatu panującego wokół. W głowie natomiast włączył się Barrytube.


Spojrzał na Bambarana ze ściśniętym od śmiechu gardłem.
- O jakiej przemianie mówisz? I… Jak próbowali się wydostać do tego… Naszego świata? Aaaaa i jeszcze chciałem zapytać czy nie było tutaj Alicji? Taka dziewczynka - blondynka w niebieskiej sukieneczce. Gadała z królikami i kotami - odchrząknął.

- No waszej - oparła, wyraźnie zdziwiona że nie załapał od razu. - Przecież bez tego byście się tu nie dostali, to jasne jak to słońce nad nami - wskazała na złotą kulę unoszącą się w najlepsze nad wierzchołkami drzew. - Zwykły człowiek tu nie trafi, to oczywiste. Jak mnie nos nie myli - pociągnęła owym narządem raz i drugi - to jak nic psami od was zalatuje. To by się na dobrą sprawę zgadzało, bo nikt inny bez pozwolenia króla by się tak nie zabawiał. Chyba wam można w sumie współczuć…

- [i]Czy ja ci czasem nie kazałem stulić pyska?[i] - ocknął się Ambarun. - Nie słuchajcie jej, bo głupoty gada. Widać zjadła coś szkodliwego, albo ta osa miała jakąś trutkę w żądle, kto ją tam wie. Nie ma co się na zapas martwić i zrażać do naszej pięknej krainy. Alicja zaś…

- Jaja sobie robi przecież - prychnęła Nys. - Nie pamiętasz tej historii, co ją bard Charles opowiadał? Skrzaty czasem potrafią być takie głupie…

- Odezwała się zafajdana pixie. Lepiej sprawdź, czy nie ma cię gdzieś indziej zamiast wszystkim humor psuć i dupę zawracać. Wybaczcie jej, nieobyta jest - powtórzył po raz kolejny, robiąc przy tym minę męczennika.

- Zostaliśmy… upolowani? - Alex patrzył z niedowierzaniem na dwójkę nieznajomych.

- Psami powiadasz? - Jack spojrzał na uskrzydloną istotę, którą Ambarun określił jako pixie.

Całość informacji, jakimi zostali zarzuceni, w najmniejszym stopniu mu nie odpowiadała, ale wypytywanie wolał zacząć od drobiazgów. Panna-chochlik, chochliczka, jak zwał, tak zwał, mogła łgać na potęgę, ale zachowanie Ambaruna sugerowało coś innego. No, chyba że ta para robiła sobie żarty kosztem 'nowych'.

- [i]Moment, moment… [i]- Nela aż złapała się za głowę z natłoku dziwnych informacji. - Zgarną i zaprowadzą do Jego Wysokości? Czy ta Jego Wysokość, to ktoś kto będzie chciał nam dobrze, czy źle życzyć? Bo nie wiem, czy właśnie sugerujecie że powinniśmy się stąd jak najszybciej wynosić, skoro zostaliśmy zauważeni.

- [i]Raczej przeciągnięci na naszą stronę przy pomocy różnych sposobów i środków perswazji[i] - Ambarun poprawił Alex’a, ponownie głowę pochylając chociaż bez zdejmowania kapelusza tym razem. - Powiedziałbym, że jakiś czas temu, chociaż mogę się mylić. Jak jednak się to stało, to już raczej wasza pamięć wam powinna odpowiedź podsunąć, bo jakby nie spojrzeć to nas tam jednak nie było. No może ta cholera miałaby z tego uciechę i byłaby chętna towarzyszyć sta…
- Stul pysk
- przerwała mu Nys, a następnie wystawiła język i przyłożywszy kciuk do nosa, pomachała palcami.

- Jak bogów szanuję, tak ja ją kiedyś z tych skrzydeł obedrę. Że też takie coś ma prawo zatruwać powietrze porządnym mieszkańcom…

Skrzat pokręcił głową, robiąc minę jeszcze bardziej męczeńską od tej, która zdobiła jego twarz jeszcze chwilę temu.
- Kiedy zatem nastąpi pełna przemiana? - odezwała się niespodziewanie właścicielka kolorowych włosów.

- I w co? - zaniepokoił się Alex.

- Pewnie niedługo - oświadczyła Nys z wszystkowiedzącym wyrazem twarzy. - Kto wie, ja się na kundlach nie znam.

- Nie wyrażaj się tak przy owych kundlach, bo jak nic to oni, a nie ja ci skrzydła wyrwą. Cóż za głupie stworzenie mi się trafiło - jęknął skrzat, przykładając dłoń do twarzy.

- Jeszcze nie do końca kundle, a jak znam życie i straże Jego Wysokości, to pewnie ich już na oczy nie ujrzę, więc co mi tam.
Nys wzruszyła ramionami i powróciła do przerwanego zajęcia.

- Ona nie chciała was obrazić, oczywiście - zapewnił Ambarun. - To przez jej niewychowanie i tę osę, jak nic. Ale psami czy kundlami to już zdecydowanie nazywać nie powinna. Jakby nie spojrzeć wilki zawsze były szanowaną grupą w naszym społeczeństwie i nie licząc kilku renegatów, przysłużyły się wielce naszej krainie. Każdy to wie, nawet to głupie stworzenie - wskazał na pixie. - Niestety nie jest to najlepszy czas, więc wasze najbliższe dni mogą obfitować w różne, niekoniecznie miłe wypadki. Pewnym jednak, że wszystko dobrze się ułoży. Jak nic… Nie ma się wiec co niepokoić, panienko Nelo - zwrócił się do niej, skłaniając głowę.

- Jest - zaprzeczyła od razu Nys. - Ale i tak elfom nie zwiejecie, więc po co się męczyć?

- Kto włada tą piękną krainą? - spytał Jack, starając się, by słowo 'piękna' nie zabrzmiało ironicznie.

- Zaraz… w co się mamy przemienić? O jakiej przemianie mówicie? - Wyobraźnia Alexa podsuwała mu wiele możliwości, z których większość wcale mu się nie podobała. Przede wszystkim miał nadzieję, że nie w martwe ciała.

- Ja wiem, że to idealna okazja by uzyskać odpowiedź na wszystkie nurtujące nas pytania, ALE mimo to sugeruję zmywać się i to w podskokach - wtrąciła krótko Nela, skupiona na rozglądaniu się, w którą stronę najlepiej byłoby to zrobić.

- [i]Kundlami? Psami? Wilkami? Czy oni nas porównali do jakiś psowatych?[i] - Barb rozejrzała się, jak Nela, przeczesując wzrokiem horyzont - Czy to oznacza, że ten.. ta.. elfka - ostatnie słowo prawie wypluła z niesmakiem - Pojechała po jakieś wsparcie i wpadnie tu banda spiczastouchych kto wie czego… na koniach? Z lassem albo czymś? Jestem za opcją “spieprzamy”.

- Łapaczy - podpowiedział uprzejmie Jack. Spojrzał w stronę, gdzie zniknęła amazonka. Aż żal, że nie paradowała w stroju rodem z niektórych grafik fantasy... Byłoby chociaż na co popatrzeć.

- Łapaczy, jeszcze gorzej… - westchnęła Barb.

- Cześć. Jestem Dawid Nowakowski. Z Polski. Możecie mi mówić Dave. - Dave wstał z kamienia, podszedł do mężczyzny i przywitał się po polsku. Czyli z wyciągniętą dłonią do uścisku. Był ciekaw co się stanie.

- A, że tak zapytam, co się stanie, jak nas złapią? - zapytał Barry.

Pytania pojawiały się jedno za drugim, tak iż nawet Ambarun zdawał się wyglądać na przytłoczonego ich ilością. Być może to właśnie z tego powodu, jako pierwsza odpowiedziała Nys.
- Pewnie że pojechała powiadomić resztę - potwierdziła słowa Barb. - Przecież nie po to, by zafundować sobie przejażdżkę. Pewnie zaraz się tu zjawią, no ale jak wam się chce biegać, to my wam przecież nie bronimy, co nie?

- Stulże ten pysk wreszcie - jęknął jej towarzysz, po dłuższej chwili wahania podając Dawidowi rękę. - Nie bardzo zrozumiałem, ale to nie szkodzi. Porządnego człeka rozpoznać rozpoznam i rękę podam, chociaż ten gest to mi tak bardziej do goblińskich handlarzy pasuje. - skinął głową uprzejmie, a jego wąsy powędrowały w górę, odsłaniając zęby w przyjaznym uśmiechu. Gdy zaś Dawid powtórzył swe słowa w języku, który zdawał się być zrozumiałym dla wszystkich zebranych, mały człowiek skinął głową ponownie. Zaraz też uścisk dłoni rozluźnił i wycofał ją, by wesprzeć ją na pasie.

- Naszą piękną krainą włada obecnie Jego Wysokość Vellandrill - odpowiedział, kierując spojrzenie na Jack’a. - Przemienić zaś - tu spojrzał na Alex’a - najpewniej przemienicie się w wilki, bowiem nie mogę zaprzeczyć słowa tej okropnej istoty, która nie wie kiedy trzymać język za zębami i zapomniała resztki dobrego wychowania jakie jej kiedyś tam wpojono. Jest to jednak jedynie moje przypuszczenie. Na magii się nie znam, raczycie wybaczyć. Jak prosty wojak, taki co to wiarę swą pokłada w stali, a nie tajemnej wiedzy. Wszystkiego się dowiecie z czasem, jak mniemam. Od tych, którzy was złapią zapewne, bowiem tu też rację miała ta wyszczekana i nieuprzejma ofiara losu, ucieczka na wiele się nie zda. Chociaż… Czy to nie było jakieś dwadzieścia parę lat temu, gdy jednemu się udało?

- Nie znaleźli go - potwierdziła Nys, do której to pytanie było skierowane. - Szczwana sztuka to była i strasznie szybko się musiał zaaklimatyzować, bo jedyne co wiadomo to że był i uciekł. No ale miał też ponoć pomoc, pamiętasz? Ta jego… Jak jej było…?

- Visena - podjął temat Ambarun, kiwając głową. - Tak, takie bodajże miano nosiła. Widziałem ją raz na dworze, piękność jakich mało, nawet wśród elfów, a to nie lada komplement. Ciekawe co się z nimi stało…

- Pewnie wrócili, bo innego tłumaczenia nie widzę, chociaż jak sobie elf poradził po drugiej stronie to ja nie wiem. - Nys pokręciła głową, przeciągnęła się i wstała, zgrabnie balansując na głowie długowłosej. - Na mnie już czas, nie byłoby za dobrze, gdyby mnie tu z wami złapali.

- No tak, racja - przytaknął jej Ambarun. - Gdy was już złapią, to i parę spraw pewnie wyjaśnią. Nie ma się czym przejmować, tak mi się przynajmniej wydaje. Tylko nie wspominajcie, że chcielibyście wracać i postarajcie się być uprzejmi, nie jak pewna istota, którą mieliście nieszczęście poznać. Elfy są nader wrażliwe na punkcie etykiety.
Co powiedziawszy, ponownie zamiótł kapeluszem, tworząc niewielką chmurę pyłu.
- Życzę wam szczęścia w nowym życiu. Kto wie, może się jeszcze spotkamy.

- Może - przytaknęła długowłosa, tracąc całkiem te resztki zainteresowania jakie jeszcze się w niej tliły, a które skupiały się na Ambarunie. - Ciekawe jakie to uczucie… - mruknęła, skupiając wzrok na własnej dłoni, którą zaczęła obracać, zupełnie jakby szukała pierwszych objawów wspomnianej przez tubylców przemiany.

- Do zobaczenia, zatem - odparł Jack. - Z przyjemnością będę wspominać nasze spotkanie i waszą uprzejmość.
Uprzejmość... Warto zapamiętać, dodał w myślach.

- Pieskie zapewne - odparł na słowa tęczowowłosej.

- Jeszcze jedno... - Mimo wymienienia uprzejmych pożegnań ponownie zwrócił się do Ambaruna. - Jak są traktowani tacy, jak my? Co zamieniają się w wilki?

- Nie no… Mamy przemienić się w wilki czy coś tam? Serio? A jak ktoś nie chce? Jest na to jakieś lekarstwo? Jakoś można to powstrzymać? - spytał Dave zbierającą się do odejścia parę. Jakoś za cholerę nie uśmiechało mu się biegać na czworakach porośnięty futrem i szczać podnosząc tylną łapę. Ten kurdupel coś dziwnie lekka ręką nawijał o przemianie jaka w ich rodzimym świecie była niemożliwa. Zdumiewało go jak lekko jego towarzysze przyjęli tą wiadomość. Zupełnie jakby przemiana w jakieś skundlone zwierzaki była jakąś cholerną normą! A przecież nie była! Dawid nie chciał się w nic zmieniać i podobał się sobie taki jaki jest. Czyli dwunożny człowiek a nie jakiś sierściuch. Poza tym jakoś dziwnie za jasne i oczywiste przyjęto, że te niby elfy wrócą i ich wyłapią.

- I jak to… Chcecie już odejść? Nie poczekacie z nami na te elfy? Nie lubicie się z nimi czy jak? - spytał jeszcze widząc że naprawdę zbierają się do odejścia a jakoś z wcześniejszej gadki wywnioskował, że chyba nie przepadają za tymi elfami. Z drugiej strony ten Ambarun coś mówił o królewskich barach w balach, więc chyba był z towarzystwa. Nowakowski na razie nie mógł ogarnąć, czy ten dwór władcy o którym ten szpadzista mówił i ten dwór elfów to te same czy jakieś różne i przeciwstawne.

- Czy elfy mają jakieś słabe strony? - rzucił kolejnym pytaniem Jack.

- Zbieranie informacji to świetny sposób, ale wątpię, żeby odpowiedziano nam na zadane w ten sposób pytanie - oznajmiła Barb, ściszając głos i stając tuż za Jackiem, tak, aby tylko on i co najwyżej najbliższa osoba mogły ją usłyszeć i mając nadzieję, że nadprzyrodzeni rozmówcy nie mają supersłuchu.

- Jak domyślam się, elfy wspaniale jeżdżą konno! Pewnie w cwale przetną mieczem lecącą jedwabną chusteczkę, co? - Barbara mrugnęła porozumiewawczo w stronę Nys - Czymś innym jeszcze potrafią zachwycić? Tropieniem? W tropieniu nie przeszkadzają ich zgrabnym noskom jakieś brzydkie zapachy, czy coś? - ciągnęła dalej beztroskim tonem, radośnie się uśmiechając.
Tak, udawanie radosnej, pogodnej i zaciekawionej pasowało do tego, póki co, idyllicznego świata, pieprzonej fruwającej wróżki i pieprzonego krasnoludka w pieprzonym kapelutku.

- Jak każdy, o ile zasady są przestrzegane - wyjaśnił skrzat, wyraźnie wykazując przy tym ochotę do oddalenia się. - Z wami, wilkami, to jednak sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Szczególnie gdyście nie zrodzeni w naszym świecie. Wierzę jednak, że wszystko dobrze się ułoży - dodał z pasją, która wcale jednak szczera nie musiała być.

- Lubimy, lubimy - zapewniła Dawida, Nys. - Bardziej jednak lubimy gdy nie wtrącają się w nasze sprawy. Amburynie, rusz już tę dupę - ponagliła zaraz swego towarzysza, kierując się przy tym w stronę drzew.

- No tak, ma rację to niewdzięczne stworzenie - odparł ze smutkiem skrzat. - Każdy ma słabe strony, nie istnieją istoty doskonałe, chociaż znam parę takich, które od razu by zaprzeczyły. Jeżeli chcecie im koniecznie uciec, to wypadałoby wam ruszyć już teraz. Nie sądzę jednak by się wam ta sztuka udała. Jeżeli w dodatku mieliby ze sobą kogoś z waszej rasy to… - Pokręcił głową ze smutkiem. - Żegnajcie, moi mili. Szczęście niech wam przyświeca i obyśmy kiedyś jeszcze się spotkali w zdrowiu i dobrobycie.
Co powiedziawszy, nader szybko i zwinnie, podążył w ślady pixie. Widać było, że mu się spieszy, chociaż nikt z pozostałych na drodze nie był w stanie usłyszeć czy też wyczuć zagrożenia. To jednak, że stać bezczynnie na poboczu nie mogli, było jasne jak słońce, które leniwie, nie bacząc na nic i nikogo, pięło się w górę.

- Uciec? Wolne żarty - mruknął Jack. - Mamy może wśród siebie kogoś, kto zna się na zacieraniu śladów? Potraficie biec szybciej, niż ich konie? Potraficie w ogóle szybko i długo biec? Oczywiście elfy mogą być rozczarowane, jeśli nie będziemy uciekać... Pościg i złapanie kogoś to zawsze większa frajda.

- Tak, fajnie byłoby pogadać o tym kto co umie. Pomogłoby nam to w tych zjebanych okolicznościach, a tymczasem… nawet jeśli nie mamy szans, to ja nie mam zamiaru stać tu i czekać. Jeśli - a póki co na to wygląda - topografia pokrywa się z tą co znamy, to proponuję iść w stronę rzeki - odparła Nela, odprowadzając wzrokiem ich małych informatorów.

- Ej, chwila, powiedźcie mi coś. Rozumiecie teraz co do was mówię? - Dawidowi coś się nie zgadzało w tej wersji mikrusowych tubylców jakich spotkali. Ale był ciekaw jak go dobierają ludzie z jego świata. Dlatego znowu przeszedł na rodzimy język i czekał czy go zrozumieją czy nie. Coś mu mówiło, że jeśli nie znali polskiego to chyba nie powinni ale za to powinni wyłapać, że mówi jakiś obcym dla nich językiem. Tak by było u nich w świecie. Ale był ciekaw jak jest tutaj.

- Zwariowałeś do reszty? - zapytała Nela w języku polskim patrząc na Dawida.

- Znasz polski? U nas? Jesteś Polką? - spytał Nowakowski niezrażony odpowiedzią choć nadal ciekaw swojego małego eksperymentu językowego.

- Tak i tak - odparła szarowłosa opierając przy tym ręce o biodra, wyglądała na taką która jest na coś zła. - I jakbyś nie zauważył, on nie wiedział co do niego mówisz. - Kontynuowała w rodowitym języku.

- Powiedział co powiedział. Ale on jest stąd. A my nie. Dlatego interesuje mnie czy na nas też tak to działa czy jednak ta znajomość językowa jest taka jak u nas. Chciałbym sprawdzić czy się w tym jakoś zmieniliśmy… Albo dostosowali czy zaadaptowali do tego miejsca czy nie i zostało jak u nas. Ale fajnie, że też jesteś Polką. Zawsze raźniej niż samemu. - Nowakowski tłumaczył swoją improwizowaną na poczekaniu teorię a na koniec uśmiechnął się. Chociaż akurat Nela jeśli była jego rodaczką do tego testu niezbyt się nadawała. A przynajmniej nie tak jak rodzimi Wyspiarze.
Nela nie odwzajemniła uśmiechu.

- No, zajebiście. - Popatrzyła po innych, po czym przeszła na angielski.

- Jeśli macie ochotę to traćcie czas na stanie tu i gadanie, ja idę. - I tak odwróciła się niemalże na pięcie by powoli (póki nikt do niej nie dołączył) ruszyć dalej na południowy-wschód w stronę drzew przechodzących w pełnoprawny las.

Jack nie sądził, ze mogli uciec elfom, ale stanie w miejscu też niezbyt przypadło mu do gustu.
- W lesie przynajmniej będzie trochę cienia - powiedział, po czym skręcił z drogi w stronę lasu. Jeśli dobrze pamiętał, gdzieś tam właśnie, nieco w bok od drogi, była rzeka, o której wspomniała Nela.
Z pewnością woda była tam czysta...

Barb nie komentowała bełkotu w obcym języku współtowarzyszy, zrezygnowana - westchnęła i zaczęła podążać za Nelą.

- Każdy trip może być dobry lub zły... A skoro nie możemy im uciec, to niech nas znajdą na naszych warunkach. Może jednak któraś skusi się na walca? - zapytał Barry, zaczynając nucić.


- "Walc nr 2", Dmitrij Szostakowicz - wtrącił. Kraina była szalona, więc zachowywanie się normalnie jest szaleństwem, ale dopasowując się do szaleństwa ma szansę stać się normalny.
A może również te elfy były wrażliwe na sztukę? Zamierzał to sprawdzić w towarzystwie lub sam. Nie znajdą go uciekającego jak zwierzyna łowna.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline