Twarz Karla wykrzywiła się w grymasie gniewu i pogardy. Pewnie był to słuszny grymas. Eleny twarz także przyozdobił grymas, ale lekko inny. Smród. O tak, ten czynnik potrafił zdziałać cuda - choć cuda bardzo przyziemne. Elena poczuła obrzydzenie do tego, co charczało i krwawiło, a w pewnym momencie jakby się zsikało po stokroć. Poczuła też obrzydzenie do tego, co ze stworem zrobił Galvin. Ona wolała zdecydowanie bardziej "pokojowe" rozwiązania, a przynajmniej takie, które nie wymagają noszenia przy sobie śmierdzącego uryną trofeum.
A potem smród się nasilił.
- Trza to wybić, inaczej mi się żołądek przewróci - burkła niezadowolona z zastanej pachnącej inaczej sytuacji. Nie pchała się pierwsza, bo i (jak mawia stare przysłowie) starsi mają pierwszeństwo (a przynajmniej pierwszeństwo mają ci lepiej uzbrojeni), ale stanęła tak, by w razie czego móc atakować sztyletem. Krasnolud zamierzał tam wejść bez pukania i tym bardziej bez zaproszenia. I dobrze! Im szybciej, tym lepiej. Elena naciągnęła chustkę na twarz, jakby to miało jej jakoś pomóc. A potem była gotowa, by ciąć, mordować i niwelować smród, jeśli drużynnicy stwierdzą to samo. |