Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2016, 14:17   #20
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Las prezentował się nader okazale i to już od pierwszych chwil, w których znaleźli się w jego nieco dzikszych odstępach. Ciężko bowiem było powiedzieć by okolice drogi, której poboczem do tej pory podążali, zaliczały się do szczególnie dzikich. Fakt, było tu więcej krzaków niż zwykli widywać, jednak poza samą drogą, różnica była względnie niewielka. Skrzat wraz z pixie rozpłynęli się w powietrzu niemal w tej samej chwili, gdy zasłona roślinności odcięła grupie widok na oddalającą się parę. Gdzie poszli oraz to kim właściwie byli, pozostało nadal tajemnicą. Nie dało się jednak ukryć, że sytuacja w której cała grupa się znalazła, nie niepokoi przynajmniej dwoje jej członków. Zarówno panna bezimienna, jak i Barry, zachowywali się tak, jakby nic im nie groziło, a to co mówiła Nys, było tylko głupim gadaniem przerośniętego owada. Podczas gdy on starał się wykazać umiejętnościami tanecznymi, które na terenie lasu miały spora ilość naturalnych przeciwników, ona w najlepsze korzystała z piękna przyrody, tworząc rosnący z każdą chwilą bukiet. Wlokła się też przez to na końcu, bowiem zerwanie każdego kwiatka, listka i trawy, odbywało się z pieczołowitością godną leniwego, niedzielnego spacerku, a nie próby ujścia ewentualnej i dość prawdopodobnej wedle słów tubylców, pogoni.

W taki oto sposób, jedni zastanawiając się nad ich przyszłym losem, inni zaś korzystający z doświadczeń jaki niósł otaczający ich las, pokonywali kolejne jego odcinki. Należało tu nadmienić, że z każdym kolejnym krokiem, otaczająca ich natura stawała się bardziej upajająca. Nagrzewający się stopniowo mech, począł wydzielać mocną, odurzającą woń, kuszącą by opaść na czworaka i wciągnąć ją tuż przy źródle, gdzie byłą najsilniejsza. Kwiaty, których ku zadowoleniu bezimiennej, nie brakowało, pachniały jakby intensywniej. Każdy zaś wydzielał inny, właściwy dla siebie aromat, który zwykle docenić można było jedynie, gdy się nos wcisnęła w jego kielich. Oni z kolei nic takiego robić nie musieli. Zapachy wdzierały się w ich nozdrza, samoistnie oddzielając i wysyłając do ich umysłów niedostępne wcześniej informacje. W ten oto sposób, chociaż nie wiedzieli na dobrą sprawę skąd ta wiedza pochodziła, odkryli ścieżkę jeleni, która zaprowadziła ich do wąskiego strumienia. Podążając nim, bowiem prowadził względnie tam, gdzie chcieli się udać, dotarli do nieco bardziej sprzyjającego spacerom fragmentu lasu.


Lasu, który przestał sprawiać wrażenia dziewiczego. Jakby na to nie spojrzeć, zwierzęta z reguły nie budują sobie piętrowych chat, ani nie wstawiają szyb w okna. Żadne z nich nie słyszało także o takich, które by hodowały kwiatki w donicach czy też uprawiały zioła w ogródku, którego fragment mogli dostrzec za budynkiem. Kim jednak byli ci, którzy w chacie tej mieszkali i czy zaliczali się do wrogów, czy też przyjaciół? O tym grupa musiała się przekonać sama, do czego okazja nadarzyła się już po chwili, bowiem oto na ich oczach drzwi chatki stanęły otworem.


Osobą, która wyłoniła się z chaty, była młoda kobieta o krótkich, brązowych włosach, odziana w niebieską suknię, ozdobioną czarnym haftem.


Bez wahania skierowała swe kroki w stronę stojącej pod ścianą ławki, na której to usiadła i zaczęła rozkładać trzymane wcześniej w dłoniach przedmioty. Bez wątpienia jednym z nich było lusterko, od którego powierzchni odbił się promień słońca. Czym były pozostałe, tego trzeba się było domyślić, lub też podejść i zapytać. Za drugą opcją przemawiał jeden, drobny element wyglądu nieznajomej, a mianowicie tkwiące na nosie lenonki, które co prawda mogły być tworem tego świata, jednak niekoniecznie musiały.



Kobietą tą była Cassandra, która od bardzo niedawna gościła w owym świecie, który wedle jej świeżo zdobytej wiedzy zwał się Avalon. Przybyła do niego dzień wcześniej, obudzona na znanym co prawda terenie, jednak takim, który posiadał wyraźne odchylenia od normy. Podobnie jak jej ubranie, które zostawiało wiele do życzenia zarówno w kwestii czystości jak i ogólnego stanu. Zupełnie jakby tarzała się w kolczastych krzakach lub jakby ją po tych krzakach przeciągnięto. Co jednak tak właściwie się stało, tego przypomnieć sobie nie mogła. Ostatnie co podsuwała jej pamięć to udział w prywatnej imprezie mającej poprzedzić otwarcie nowego lokalu o nazwie “Pełna”. Zabawa bez wątpienia była przednia, napędzana różnymi środkami, niekoniecznie pochodzącymi z butelek czy kranów.
To jednak wydarzyło się wczoraj, podobnie jak przydługi spacer i spotkanie z jej obecną gospodynią.



Tamina, takim bowiem imieniem się jej przedstawiła, była, a przynajmniej twierdziła że była, wiedźmą. Spędziwszy z nią dzień i noc, CJ miała parę okazji do tego by nawet dać wiarę jej słowom. Teraz zaś, gdy kolejny poranek przywitał ją wesołymi promieniami słońca i ćwierkającym wokoło ptactwem, a gospodyni wygoniła by nie zawracała jej głowy w ogromnej kuchni, czas przyszedł by zdecydować co dalej. Wedle słów Taminy, nie mogła ona zostać w chacie w nieskończoność. Było to stwierdzenie jak najbardziej logiczne. Wiedźma dodała jednak, że dobrze by było gdyby została przynajmniej dzień czy dwa, żeby obeznać się z nowym otoczeniem i zasadami jakie panowały w Avalonie. Było też nieco o elfach, królu i lochach. Na dokładkę Tamina uparcie twierdziła, że Cass wkrótce zacznie się zmieniać, dopasowując do świata, w którym się znalazła. Coś o wilkach, pełni i tym, że został jej ledwie miesiąc bycia w miarę ludzką istotą.
- Po pierwszej pełni przemiana się dokona, a wtedy nikt już nic nie poradzi - brzmiały jej słowa, wypowiedziane z wyraźnym współczuciem.
Należało tu nadmienić, że wiedźma wcale taka znowu wiedźmowata nie była. Brakowało wielgachnego nosa, czarnego kota czy ochoty na przekąski z małych dzieci nafaszerowanych piernikami. Był za to kocioł i były mikstury oraz zioła wszelakiego rodzaju i zastosowania. Niektóre z nich owe zastosowanie miały nader ciekawe, o efektach, które CJ znała z doświadczenia.

Ławeczka przed domem wiedźmy okazała się być całkiem przyjemnym miejscem by dać nieco odpocząć zmęczonej głowie. Było tu cicho, sielsko i całkiem przyjemnie, zupełnie jak na wakacjach na łono natury za które niektórzy gotowi byli zabulić niezłe sumki. Ona zaś miała to wszystko za darmo i do tego nikt jej na ręce nie patrzył ani na dobrą sprawę, nikt jej nie pilnował. Mogła robić co chciała i to też zrobić zamierzała. Przynajmniej do momentu, w którym jej nos nie wyłapał nowej woni. Nader czujny nos, musiała przyznać i wyjątkowo czułe uszy, które podłapały dźwięk łamanej gałązki, który rozległ się po prawej stronie. Ktoś bez wątpienia się zbliżał. Pytanie tylko czy był to wróg, czy też może przyjaciel.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline