Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2016, 17:14   #144
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Eddie dłuższą chwilę spędził na przyglądaniu się obozowisku, kiedy podeszli już bliżej. Zwiadowca z niego był marny, ale piętnasty zmysł ostrzegał go dość natrętnie przed tym, że znowu lezą prosto w gównianą sytuację. Niby na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Widział przecież że jacyś przejezdni zatrzymali się tutaj przed nimi i jeszcze nikt na rożnach ich nie piekł nad ogniskami. Tamten obdartus zdzierał zębami przecież mięso wiewiórki z patyka, nie udziec dziewczęcia, prawda? Spostrzegł też jakieś punkty wymiany, gdzie można było popróbować handlu. W końcu mieli sporo na wymianę.

- Eee tak. - głos Portnera wydarł go z rozmyślań - Mamy racje żywnościowe, mamy części wyszabrowane z kompleksu i z podziemi po tym jak mutki sobie stamtąd poszły. Emitery zmajstrowane przez Hope, które dostaliśmy od Jill. Mam też trochę szmelcu który… przywiozłem z Posterunku, tylko cholera wie czy oni będą chcieli za coś takiego pohandlować. Wyglądają bardziej na użytkowników dzid, pał i łuków niż potrzebujących części zamiennych. No ale z drugiej strony może nie potrzebują za bardzo paliwa i amunicji, więc jakiś geszeft uda się ukręcić.

Łypnął okiem na kobietę drgającą w amoku, czy też w ekstatycznym tańcu. Każda kultura świętowała na swój własny sposób. Inni mogli pomyśleć że świętowanie a’la Posterunek było sztywniackie jak cholera, ale Eddie nie mógł się przekonać do szaleństwa wokół ogniska. Coś mu tutaj nie pasowało.
Nagle go olśniło, ściszył głos tak by nikt poza Portnerem i Dhalią mogli go usłyszęc.
- Wiem. Wiem już do cholery co mi to przypomina. Czytałem kiedyś o takich bykach z północy Europy. Wiecie, takie mocarne typy z tarczami, toporami i statkami z wiosłami. Nie pamiętam jak im było, ale zapamiętałem jedno. Jak im tam jakiś kacyk pomarł to palili go na stosie razem z żoną.
Wskazał dyskretnie paluchem na kobietę koło zawiniętych w płótno zwłok.
- Nie wygląda to podobnie? Może stąd te jasełka które tu odstawiają? - Eddie niespokojnie powiódł wzrokiem wokół. - Może dobrym pomysłem będzie załatwienie handelku jak najszybciej i wypieprzać stąd w podskokach? Swoją drogą ciekawe czy ta... żona - przypatrzył się znowu pomalowanej na twarzy postaci - bo to chyba kobieta jest… No czy ona tak z własnej woli tam siedzi i czeka na finał tego wszystkiego?
Spojrzał na towarzyszy.
- W każdym razie proponuję zagadać z szefostwem wioski, tak by nie wywołać jakiegoś skandalu dyplomatycznego naszym przybyciem. Może pogadać z tymi przyjezdnymi od wozów? Może wiedzą coś więcej o tych dzikich. No i nie wplątać się znowu w jakiś pieprzony lokalny karnawał tak jak w Betel...
 
Harard jest offline