Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2016, 18:30   #166
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Spojrzała prosto w oczy mężczyźnie, którego jej przedstawili jako Mistrza Micala. Czy to była ta osoba, czy ktoś zupełnie inny, kto przesłał im wiadomość?
-Obrażenia?-Zamyśliła się na chwilę. To był w sumie pikuś, to co teraz się stało. Wyrwane i poszatkowane ramię – to było dopiero obrażenie.
-W sumie, ma m...mistrz rację-trudno było jej się przemóc, żeby powiedzieć do niego tak, jak kazał jej Aaron. Trochę było to dla niej egzotyczne, dziwne.-Jestem Kaylara Quest. Komandos sił specjalnych Republiki.-Zamilkła na chwilę, by dać sobie chwilkę czasu. Musiała zebrać myśli. Nabrała powietrza.-Ponad dwa i pół tygodnia temu ze statku Brock wysłaliśmy zakodowaną wiadomość. Dostaliśmy również zwrot od Wielkiego Mistrza. Jednak ja i mój towarzysz wybraliśmy inaczej i...-
Z jej ust popłynęła opowieść. Powiedziała wszystko. Od samego początku. Od akcji na Ilum, i to, czemu chciała jednak ocalić Karellena. Bo w żadnej mierze nie była potworem. Wierzyła w Republikę. Wierzyła w dobre zamiary przełożonych. Mimo wszystko była tylko człowiekiem. Dobry, posłusznym i przeszkolonym. Ale z ideałami. Opowiadała co się stało podczas podróży na Coruscant, jak zostawili za sobą robotników na platformie gazu, jak została ogłoszona przez wywiad niebezpiecznym zdrajcą. Jak dotarło do niej, że przecież nie zrobiła nic złego, po prostu wypadło na jej oddział, że zostaną tak po prostu spisani na straty, że coś się niedobrego dzieje w wojsku, ale wtedy, podczas podróży na Coruscant nie mogła tego pojąć. Myślała że to pomyłka. Że to mimo wszystko piekielne nieporozumienie. Mówiła z przerwami. To było dla niej trudne.
Na jej twarzy malował się bezbrzeżny smutek. Z trudem opowiedziała o tym, jak wywiad zamknął ją w celi i torturował, mimo że mówiła prawdę tak jak tu i teraz. Jak musiała zabić znajomych, by przeżyć i o tym, że między nimi trafił się jednak ktoś dobry, kto pomógł jej uciec. A potem zjawił się gość, którego już raz musiała się pozbyć, bo zabił jej towarzyszy i próbował odbić Karellena. Jak wypowiadał się o nim z pogardą. Po czym okazało się, że Karellen ma brata bliźniaka który ma oddać mu władzę. Mieli tu jechać razem ale on wysiadł. To nie był normalny człowiek. O nim też opowiedziała ze szczegółami.
-Nie ufam już nikomu. Szczerze mówiąc... wam też nie.-Dopiero teraz spojrzała na swojego rozmówcę, swoimi zimnymi w wyrazie oczami.-Ale nie mam już gdzie iść. Tak czy siak, gdzie nie pójdę mogę zginąć. Ale znałam za dziecka o was opowieści. Została mi już nadzieja. Nawet nie wiem, czy moja rodzina jeszcze żyje. Myślałam, że może ty Mistrzu mi pomożesz.-Dodała ze smutkiem i nieskrywaną goryczą w głosie.

Przez ten cały czas gdy snuła swoją opowieść Jedi nie przerwał jej ani razu. Słuchaj jej uważnie, jakby chciał zapamiętać każde jej słowo. Na jego twarzy malował się smutek, choć kobiecie wydawało się, że gdzieś w kącikach oczu, w mocniejszym zaciśnieciu szczęki pojawiały się ogniki złości.
Gdy skończyła, Mical nie odpowiedział od razu. Milcząco przypatrywał się kobiecie, rozmyślajac nad opowiedzianą przed chwilą historią. Wreszcie wstał podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.
- Wykonałaś zadanie. Nikt ci go nie wyznaczył, w trudnych chwilach sama podejmowałaś decyzje zgodne z twoim sumieniem i zakończyłaś to sukcesem. Republika, ta prawdziwa Republika, dla której ważne są życie i wolność każdej istoty, jest z ciebie dumna żołnierzu.
Wypowiedział to tonem oficera przyjmującego raport od podwładnego. Jego głos był twardy i zdecydowany. Nie była pewna czy zrobił to dla niej, czy miał jakąś osobistą potrzebę oddania honoru dla jej czynów.
Po wszystkim usiadł i przemówił znacznie spokojniej.
- Wiadomość do Brocka wysłałem osobiście. Dobrze, że udało ci się ostatecznie dotrzeć do nas. Teraz zostaniesz objęta kuratelą Akademi Jedi i tylko zgoda dwóch trzecich Senatu może to odwołać. A na to nie zanosi się dopóki nie rozpiszą nowych wyborów - uśmiechnął się lekko. - Nic ci tutaj nie grozi, natomiast swoimi drogami zobaczę co z twoją rodziną. Ty jednak będziesz zmuszona pozostać na naszym terenie, tylko w ten sposób będziemy mogli zapewnić ci pełne bezpieczeństwo. Zgadzasz się na moją propozycję?
Była zaskoczona jego słowa. Otworzyła usta. Siedziała tak chwilę, nie wiedząc co powiedzieć.
Oczy jej się zaszkliły. Chyba z radości, że to w końcu koniec. Koniec ucieczki. Że ktoś w końcu się za nią ujął, wysłuchał i nie ocenił źle. Westchnęła cicho.
Nie mogła osiąść na laurach i tu siedzieć.
-Ale...-Zaczęła. Sama chyba nie bardzo wiedziała co powiedzieć.-Dziękuję....-Te słowa wypowiedziała szeptem. Uszy jej poczerwieniały. Miała nadzieję, że to wszystko prawda.
-Chciałabym dowiedzieć się prawdy.-Dodała równie cicho co słowa podziękowania. Znów patrzyła na swoje stopy. Była psychicznie bardzo wyczerpana. Czuła się trochę jak zagubione małe dziecko, a nie jak wielka komandos, która potrafiła rozwalić kilku przeciwników na raz.
-Chciałabym się dowiedzieć czemu komandor Hien i reszta chłopaków musiała zginąć...dla ich rodzin.-Znów podniosła wzrok. W jej oczach widać było iskry gniewu, ale na płomień nie starczało sił.-I po co komu był potrzebny Karellen...Cały czas mówił o wielkim planie. O jakiejś tajemniczej pracy dla Republiki. Że to on ją stworzył. I ten jego brat. Choć się zapierał, że to nie rodzina, to następny klon. Poszedł się z nim spotkać. Wyznaczył mu spotkanie. Chyba. To był dziwny facet, ale nawzajem ratowaliśmy sobie tyłki, aż do tej pory...-
Uśmiechnęła się smutno.
-Chcę tu zostać. Będę bardzo wdzięczna. Jeśli będę mogła, to chcę i wam pomóc. Ale nie wiem, czy jeszcze będę w stanie...- Z trudem przychodziły jej te słowa. Nie lubiła się rozklejać. Miała być twarda nie miętka. A teraz nie umiała ukryć uczuć ale i z ich wyrazem miała bardzo duże trudności. Nie była dobra w te klocki.
W przeciwieństwie do niej, Mical uśmiechnął się bardzo ciepło.
- Na razie musisz po prostu odpocząć. Nie będę ukrywał, że twoje informacje noszą wielką wagę dla wielu naszych aktualnych i przyszłych misji - widać chciał być z nią szczery. - Częścią naszych kolejnych działań będzie wybadanie kim jest ten wspomniany przez ciebie Karellen. A to doprowadzi nas do informacji, dlaczego ludzie z twojego oddziału zginęli. Jednak wszystko po kolei. Wody? - nie czekając na odpowiedź wstał i wyciągnął z zabudowanej w szafie lodówki zimny napój. Podał jej go i kontynuował. - Nie jestem zwolennikiem robienia wszystkiego na raz, ale z racji tego, że zaproponowałaś swoją pomoc, to pozwól, że pociągnę temat - spojrzał jej prosto w oczy. - Tworzymy oddział szturmowy, który wspomoże naszych rycerzy i padawanów. To nie będzie łatwa robota, choć myślę, że nie trzeba ci tego tłumaczyć. Przepraszam, że wspominam o tym już teraz, ale sama poruszyłaś ten temat - mrugnął porozumiewawczo.
Wzięła napój i podziękowała cicho, by nie przerywać Jedi. Otworzyła go i upiła łyk. Był przyjemnie chłodny. Zorientowała się dopiero teraz, że ostatnio piła rano, gdy tylko wstała. Strasznie jej się pić zachciało, ale nie piła łapczywie, tylko małymi łyczkami słuchając uważnie tego, co mówił do niej Mical.
Pikiwała smętnie głową, zakręciła butelkę i uśmiechnęła się smutno.
-Kiedy?-Spytała.-Jak na razie nie wiem...nie wiem czy jestem w stanie.-Zamyśliła się. To prawda. Była wymęczona fizycznie i psychicznie. Do tego myśli o rodzinie nie dawały jej spokoju.
-Wybacz...Mistrzu. Ale ja naprawdę muszę najpierw zobaczyć się z rodziną...z matką. Z braćmi. Oni mają małe dzieci...ja od początku misji o nich myślę. Codziennie, a odkąd to wszystko poszło w złą stronę…-Westchnęła ciężko, z trudem powstrzymując się od emocji i pokręciła głową.-Po prostu myśl o tym, że przeze mnie ktoś im zrobił krzywdę doprowadza mnie na granicę szaleństwa.-Podniosła wzrok i spojrzała się na twarz swojego rozmówcy.
-Obawiam się, że na polu walki w takim stanie się nie przydam. Tu jestem tak blisko nich...Jakbym mogła teraz wyjechać? A…-Zawahała się na chwilę.-Ja...ja nie wiem co mam teraz zrobić. Czuję się rozbita. Czuję się jak uciekinier z pola walki. W wojsku jestem spalona. Tyle dla nich zrobiłam, a teraz...Moja kariera poszła w drobny mak. Wywalczyłam sobie tylko życie, nic nie udało mi się więcej osiągnąć...-Zgarbiła się trochę i znów wbiła smętny wzrok w podłogę.
Naprawdę nie wiedziała co robić. Nie miała teraz sił na walkę. Czuła, że jest nikim, że jej umiejętności są niczym. Że wszystko dzieje się poza nią. Że nie jest w stanie na niczym zapanować.
Czy dobrze zrobiła, broniąc się tak zaciekle przed śmiercią?
 
Ravage jest offline