Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2016, 10:38   #30
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Obrano kurs z powrotem na Antiguę. Mała przestrzeń statku nie pozwalała choćby na dozę prywatności czy możliwość dyskretnej rozmowy. Załodze stale towarzyszyło drażniące napięcie. Ciągłe dźwięki spoiw natężały ową bolączkę, a klaustrofobiczna atmosfera potęgowała uczucie niepokoju. Z czasem fakt bliskości metalowych ścian stawał się nie do zniesienia. Trudno było zachować spokój myśląc o hektolitrach wody na zewnątrz; bezkresie w którym na zawsze zasnęli towarzysze. Równie ciężko szło znieść świadomość że dystyngowany lokaj, świeżak Papuga czy awanturniczy Casimir zniknęli z tego świata. Ot tak. Nawet śmierć szeregowego personelu, choć dotychczas niezauważonego, pogłębiała wyraz smutku.
Denis myślał o stratach w ludziach do których zdążył się już trochę przyzwyczaić. Swoim zwyczajem zachowywał wstrzemięźliwość w osądach oraz samej dyskusji. Czuł się jednak zobowiązany aby wspierać Richarda. Ostatecznie nie był tylko lurkerem jego rodziny. Profesja ta oznaczała coś więcej niż kontrakt na piśmie. Podczas jakże żywych pertraktacji nie zgodził się na wyławianie szczątków sterowca. Wciąż odczuwał zmęczenie i donośnie kaszlał. Nawet chwilowa niewydolność płuc podczas nurkowania mogła go kosztować życie. Z pewnością wehikuł należący do Black Cross skrywał niejedną tajemnicę. Niestety, zwyczajnie nie czuł się na siłach aby je teraz weryfikować.
Młoda croixówna wciąż pozostawała w ciężkim szoku. Brat dał jej wodę oraz koc. Z troską spoglądał na wystraszoną, smutną twarz. Biedna dziewczyna, nie wiedziała na co się porywa. Richard ani myślał tkwić w podobnym marazmie. Nawet w obliczu ogromnej przecież straty oraz będąc poważnie rannym - nic nie usprawiedliwiało defetyzmu. Oczywiście tragedia przytłaczała go, a w pierwszych momentach aż zaniemówił. Jednakże poczucie obowiązków było ważniejsze bez względu na okoliczności.
Powiadało się kiedyś, że słowo La Croixa było szczersze niż złoto. Zamierzał trzymać się tej zasady. Choć Jacob nalegał na inne rozwiązania, to szlachcic postanowił eskortować piratkę zgodnie z umową. Zaimplementowani piraci byli więcej niż nieprzewidywalni, lecz wróg po raz kolejny udowodnił że i on nie będzie przebierać w środkach.
Cooper opowiedział dość zagmatwaną historię, według której Samantha traciła nad sobą kontrolę. Niewątpliwą zasługę w tym wszystkim miał mieć implant, który powoli wpływał na jej psychikę. Ile było w tym prawdy, a ile niechęci wobec Kidd? W nadmiarze zdarzeń i emocji trudno było odnieść się do tego obiektywnie.
Manuel skupiła się na kierowaniu maszyną. Odzwyczajona od morskich wojaży, potrzebowała kilku rad. Jak się okazało, najlepiej zorientowanym w nawigacji był po niej Denis. Czasem zachodziła do niego i razem dyskutowali nad podręcznymi mapami co do dalszego kierunku. Lurker nurkował już w dużej liczbie miejsc. Sam wuj Louis natomiast nauczył go wyznaczania bieżącego położenia tudzież nowych tras uwzględniających prądy morskie oraz niebezpieczne tereny.
Malfoy w tym czasie doglądał dawno nieużywanych trybów oraz przewodów, czy aby uruchomione po latach nie uszkodzą się w nagłym zrywie. Było to mało prawdopodobne, ale zboczenie zawodowe robiło swoje. Ferat zajął jeden z kątów i począł czytać kieszonkową wersję “Dzieła cudownej kreacji”. Był to jednak tylko mało skuteczny sposób na odwrócenie uwagi od ostatnich wydarzeń. Wyraźnie trzęsły mu się ręce, a w paru momentach zaszkliły oczy.
Jacob znalazłszy miejsce dla siebie, rozluźnił się i zamknął oczy. Wystarczyła tylko chwila, aby odpłynął w niebyt, do głębokich pokładów podświadomości… Niektórzy nazwaliby to zwykłym snem. Cooper przypisywał meandrom swego umysłu większe możliwości.


Senna biblioteczka zdawała się upleciona z cienkiej nici. Odnosił wrażenie że wystarczyłoby trącić najbliższy regał, a ten rozpadłby się w ułamku sekund. Smugi światła wpadały przez okna, rozpraszając się w ciepłych kolorach. Kurz tańczył w nich i przeistaczał się w widmowe kształty.
Jacob przywołał do siebie kobietę. Bladolica niewiasta pojawiła się znikąd. Jej smukłą twarz zdobył skromny uśmiech. Gdy do niego mówiła, nie poruszała ustami.
- Przecież zawsze cię pilnuję - uspokoiła go, choć był tak pewny swego.
Gdy upewnił się, że strażniczka ma na niego baczenie, zszedł na niższą kondygnację. I kolejną. Kręte schody prowadziły stromo w dół, a z każdym stopniem widoczność na nich malała. Po pewnym czasie Jacob kroczył już w kompletnych ciemnościach.
Znalazł się w pustce. Czuł zimne powietrze, co go zdziwiło. Nie powinno tu być żadnej temperatury. To z pewnością przyzwyczajenie zmysłów kazało mu sądzić, że ciemność oznaczała chłód.
- Dobrze cię widzieć, przyjacielu.
Merlin wyszedł z cienia na podobieństwo konferansjera w onirycznym teatrze. Obok niego zmaterializowało się krzesło. Oparł się na siedzeniu i z szelmowskim uśmiechem zapalił fajkę.
Najpierw dwójka pojawiła się na sterowcu. Cooper prowadził swoisty rachunek sumienia, mający za zadanie znaleźć sprawcę zamieszania. Jednak wina miała to do siebie, że lubiła pozostawać nieuchwytna. Dostrzegał pewne błędy w zachowaniu Samanthy, Richarda, ale i swoim.
Nie podobało mu się, iż wracali na Antiguę. Zwyczajnie brakowało gwarancji, że James nie ustrzeli mu łba przy najbliższej okazji. Słyszał już wiele o kapitanie Kidd. Każda z opowieści była daleka od napawania optymizmem.
Spojrzał na zatrzymany w ruchu pistolet plazmowy. W głębokim zamyśleniu analizował zawieruchę, która miała miejsce na świecie.
Black Cross. Już dawno domyślił się, że nie są podnóżkami dla Barnesów, a realizują własny cel. To z resztą sugerowała już Triss. Wiele wskazywało na to, że coś łączy ich ze starożytnymi. To tłumaczyłoby ich zaciekłość w każdym przypadku kiedy grupa dowiadywała się czegoś o Yarvis.
Dilithium. Sekstansu z tego właśnie materiału szukali piraci. Zapewne chodziło im o czysty zysk. Dla Jacoba ten termin oznaczał coś więcej. Minerał uchodził za najrzadszy na świecie. Dochodziły do tego legendy obudowane na przyrządach zeń wykonanych. Jeszcze nikt nie dowiódł kto był autorem choć jednego.
Zmaterializowali się w białej pustce. Otaczała ich potężna wichura. Drobinki szronu osiadały na twarzach Jacoba i Merlina. Ten ostatni wciąż pozostawał na krześle i patrzył w dal.
Lurker E.C. To było zbyt oczywiste. Ale kim był W.B.? Tego na razie nie mógł rozgryźć. Ważne było to, że Enzo natrafił na ślady Yarvis. A przynajmniej tak twierdził, żeby dostać się do prasy.
Merlin tylko uśmiechnął się tajemniczo, jakby coś wiedział. Choć nie było to możliwe. Powinien posiadać tę samą wiedzę co Jacob.
Rzeź. Wystarczy z garłaczy. Okrzyki kapitana i zawodzenia rannych. Znaleźli się w samym sercu piekła. Kilka galeonów prowadziło regularny ostrzał. Jacob chodził pomiędzy walczącymi z założonym z tyłu rękoma. Kolejne trupy padały wokół niego, obryzgując posoką wszystko prócz nienagannie ułożonego stroju Coopera.
Black Cross. W.B. Kompania Wilka. Konflikt w Orionie. Wyłom na Southand. Potwór. Wszystkie wątki oscylowały w głowie uczonego jak szalone. Czy Red miał rozjaśnić choć trochę z tego informacyjnego mroku? Taką miał nadzieję. Ale proza życia nauczyła go, że trzeba było liczyć przede wszystkim na własny ogląd.
Kiedy wszystko zniknęło, a oni ponownie tkwili pośrodku nikąd, spojrzał na mądre oczy duchowego alter-ego.
- Merlinie, potrzebuję rady kogoś mądrzejszego ode mnie - twojej. Czy w którymś miejscu popełniłem błąd? Jeśli tak, to w którym? Pomóż mi to połączyć w całość. W Pałacu muszą być informacje, które będą przydatne do tego celu. Muszę to rozwiązać nim będzie za późno, a ta chwila zbliża się zdecydowanie szybciej niż myślałem. Czas mi się kończy. Obawiam się, iż wszyscy zginiemy, jeśli nie rozgryzę wszystkiego. Przykładem może być Richard, który nie ma pojęcia na jak wielkie zagrożenie się porywa. No i jak wyjdę, będę musiał powiedzieć wszystkim, że…
- Spokojnie. Na zbyt wiele koncepcji się porywasz przyjacielu - pojednawczo podniósł rękę do góry - Twój głód wiedzy sprawia, że we wszystkim chcesz znaleźć informacyjny klucz. Tymczasem rzuciliście się w wir wydarzeń, nie zawsze powiązanych ze sobą. Dla przykładu Hanza i Wolne Miasta ścierają się nieustannie od Przewrotu Zbożowego. I tak, Corvus tylko łakomie na ów konflikt spogląda. Ale to nie jest sednem sprawy. Barnesowie i operacja sto dziesięć. Dowiedz się czym ona była, a będziecie na właściwej drodze. Tymczasem bywaj.
Zniknął. A wraz z jego obecnością, skończył się też i sen. Jacob powoli otworzył oczy, chwilowo niepewny gdzie się znajdował. Za chwilę wszystkie tryby rzeczywistości wróciły na swoje miejsce.
- Wiem gdzie jest Yarvis. Mocno niedokładnie, ale udało mi się zawęzić obszar poszukiwań. Ferat, miałeś wysłać telegram z pytaniem o W.B. i odpowiedź miała być w ciągu jednego dnia. Dostałeś coś?
Ferat oderwał się od lektury i wzruszył ramionami.
- Gdybym coś miał, już byś o tym wiedział.
Ponownie podjęto dyskusję co do zasadności obrania kursu. Wkrótce miało wyjść, że problem sam się rozwiązał. Załoga usłyszała donośny charkot z miejsca, gdzie leżała Samantha. Implant przejął już kontrolę nad całym jej ciałem oraz jaźnią. Dziewczyna uderzała w spazmach głową o poduszkę, pociła na całym ciele.
- Co się tam odpierdala, do cholery?! - zakrzyknęła Manuel zza steru.
Lecz było już za późno. Najwidoczniej śmierć kroczyła tuż za nimi i postanowiła zebrać kolejne żniwo. Ostatnie drgawki młodej kobiety miały być przestrogą dla wszystkich którzy byli ciekawi zakazanych implantów. Kidd wydała ostatnie tchnienie. Jej skóra popękała jak zaschnięta glina, a oczy zaszły nieprzebraną czernią.


- Cóż - powiedział grobowym głosem Malfoy - Wygląda na to, że tę kwestię mamy rozwiązaną.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 29-06-2016 o 16:30.
Caleb jest offline