Opuściliście liściasty las na długo przed południem. Od teraz nieprzerwanie parliście pod stromym kątem, za towarzystwo mając świerki i jodły. Wyraźnie widzieliście poszarpaną grań, gdzie według waszych przewodników miało znajdować się skryte miasto. Nie dostrzegaliście jednak niczego poza turniami, rumowiskami i plamami rdzewiejących traw, barwiących szczyty na czerwono. Strome podejście brutalnie zweryfikowało wasze przygotowanie kondycyjne. Najlepiej - z wyłączeniem elfów - radzili sobie
Iwatsu oraz
Kelven. Tuż za ich plecami podążała pozostała czwórka, z wyłączeniem
Chassa, który dyszał jeszcze za nim na dobre rozpoczęła się wspinaczka.
***
Steven otarł twarz czapką, przeczesał palcami brodę, po czym odwrócił się do
Iwatsu:
-
Chciałbym to wiedzieć. Nie znam nazwy tej choroby, podobnie jak żaden z medyków, kapłanów czy magów, z którymi spotkałem się w przeciągu ostatnich trzydziestu pięciu lat.
Coś tu wyraźnie nie zagrało. Ronin nie mógł powstrzymać się przed zerknięciem na malutką dziewczynkę. Major odpowiedział mu czujnym wzrokiem strażnika. "
Lepiej zajmij się sobą!" - zdawało się mówić jego psie spojrzenie.
-
Rozmawiałem z członkami Dziewiątki Neverwinter, Mistrzami Skrytowieży, wielkimi magami Wysokiego Lasu. Udałem się Bitewnych Czarodziejów Cormyru, arcykapłanów Lathandera w Berdusk i do druidów kręgu ziemii na archipelagu Moonshae. Wszyscy mieli dla mnie tę samą odpowiedź - a właściwie jej brak. Nie zliczę długów jakie zaciągnąłem, nie chcę nawet myśleć o świństwach, które popełniłem. Mówiąc w skrócie, Lena starzeje się wstecz. Metrykalnie ma siedemdziesiąt lat, jednak od trzydziestu pięciu staje się coraz młodsza i młodsza. Co ranek traci cząstkę siebie i jak do tej pory nic nie było wstanie powstrzymać tej klątwy. ***
Vaen przystanął i z pełną powagą zadeklamował:
-
Nie ma słów, które są w stanie opisać piękno Domu. Nie ma.
Brzmiało to raczej jak deklaracja wiary, niż odpowiedź na pytanie zadane w trakcie górskiej wędrówki.
-
Lord Ulthien jest od dwóch wieków przywódcą strażników grobów. Podziwiam go i szanuję. Przeżył wiele i widział rzeczy, o których nie powinno wspominać się za dnia. Kiedy go zobaczycie, zrozumiecie. Co o c z y w i s t e, jest niezwykle nieufny względem obcych. ***
Około południa opuściliście regiel górny i zaczęła się prawdziwa wspinaczka. Zatrzymaliście się na krótki popas, podczas którego elfowie uzupełnili manierki w bystrym, górskim strumyku. Kilkaset metrów nad waszymi głowami dostrzegliście stado kozic, biegnących po pobrużdżonych stokach, jakby była to ośla łączka. Wysoko nad waszymi głowami krążył samotny orzeł.
-
Kiedyś tylko Wzgórzowa Starszyzna mogła wpuścić cudzoziemca za Shaeradim - zagaił
Luvran (młodszy, bardziej niecierpliwy elf). -
Pewnie nawet nie spodziewacie się jakie cuda skryte są za tymi graniami... - młodzian ewidentnie bawił się waszą niewiedzę.
-
Dostojny panie - rzekł Steven -
Wiele słyszałem o waszych miastach, aczkolwiek nie spodziewam się, by coś było w stanie przebić majestat zorzy, oplatającej Kopiec Kelvina w środku Długich Nocy. Nie mówiąc o grozie jaką napawa wycie watahy Malarytów.
-
...albo potęgę magii, która rozłupuje na dwoje latające miasto Pomroków - dodał milczący do tej pory
Immeral. -
Nie jesteśmy tu wszak po to żeby licytować się na wspomnienia i doznania, nieprawdaż? Skupmy się na bezpiecznym dotarciu do celu.
-
Słuchajcie mnie - obwieścił
Vaen -
Niezależnie od tego czy podróżujecie do Domu za naszym przyzwoleniem, jesteście obcy. Nie zdziwcie się, jeżeli znikąd otoczy nas oddział zwiadowczy. I nie róbcie żadnych głupich ruchów, albowiem będzie to wasz ostatni gest. Zachowajcie spokój i pozwólcie nam przemawiać. Przy odrobinie szczęście wejdziemy wszyscy cali.
-
Mmm - spod maski mruknął
Zwierz. Jego rany nie wyglądały najlepiej, ale nie krwawiły. Zastanawialiście się jaka siła byłaby w stanie zabić tego skurczybyka.
-
Za dziesięć minut ruszamy na ostatnią prostą. Sprawdźcie co tam u waszego czarownika, bo wydaje się, że droga mu nie służy
Stażnicy grobów zachichotali i zajęli się swoimi sprawami.