Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2016, 19:52   #36
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Volund

Elin szła, drżenie powstrzymując i od ludzi się oddalając ku jezioru zmierzała. Pewnie znów czekały ją szepty za plecami i wrogie bądź współczujące spojrzenia… A On szedł, kiedy ona zupełnie niegotowa była… Nic by Ragnarok powstrzymać i Go ocalić nie uczyniła. Usiadła przy samej prawie wodzie i objęła kolana ramionami w toń jeziora się wpatrując.
Niewiele czasu upłynęło nim kroki za sobą usłyszała. Dla wyczulonej Elin łatwy już do zapamiętania był rytm kroków Volunda, nawet jeśli tempo znaczyła uginająca się trawa i gdzieniegdzie tylko trzeszczący, pozostały śnieg. Przystanął bez słowa, w pewnej odległości, niewątpliwie na volvę patrząc.

- Odpowiedziałam na zarzut… - Powiedziała wzroku od wody nie odrywając. - Popytaj ludzi jeśliś chcesz, choć teraz pewnie szukać dziury w całym będą.
- Odpowiedziałaś im, i jeno w ich krótkowzroczności jak cię postrzegać będą. Nie wiedzą, że możliwym, byś zarówno Odynowi jak i Lokiemu służyła, wiedząć zaś ignorowaliby, iż w prawdzie jedyny, któremuś zawsze oddana to ich jarl. - wyjaśnił berserker, podchodząc powoli i spokojnie, niegroźnie - Więc zarzutu nie czynię.
Głowę między ramionami schowała, gdy Pogrobiec o służbie obu Bogom wspomniał.
- Nie pamiętam jak taką się stałam… - Odpowiedziała cichutko jakby zupełnie nie na temat.
Podszedł był również nad brzeg, lecz nie zupełnie blisko, jak gdyby nie chcąc naruszać komfortu w rozpaczy, w jakim volva zaległa. Pogrobiec był widział i siebie i Elin w odbiciu ich w jeziorze, wraz z bezkresem nocnego nieba ponad.
- Rzekłaś już, iż nie z swej woli wstąpiłaś w noc. Nie musisz nigdy i nikomu o tym mówić. - powiedział, odwrotnie i przecząco zaraem i sugerując… że jeżeli volva takie miałaby pragnienie, zostałaby wysłuchana.
Zagryzła wargę i milczała przez chwilę walcząc z pragnieniem, by wszystko powiedzieć. Westchnęła cichutko i postanowiła choć niewielki fragment zdradzić.
- Nie pamiętam pierwszych kilkudziesięciu lat z mego nieżycia… Prezentem, o który pytałam posłańca Sighvarta jest ręka… Kobiety którą wiem, że znałam lecz nie pamiętam… - Pokręciła głową. - Jeśli ktoś za mną podąża z tamtego okresu… Nie wiem o nim nic i co mogę na Was wszystkich sprowadzić. - Zaśmiała się cichutko. - Nie wiem czemu Ci o tym mówie… Jarla winnam ostrzeć… - Zagryzła ponownie wargi i czoło na kolanach położyła.
- Może nie. Ostatnim razem, gdy Freyvind chciał go ostrzec… - Pogrobiec suchym tonem zdawałoby się pozwolił sobie na odrobinę wisielczego humoru.
- Odpowiadając na Twoje pytanie, to była odległa podróż do największego miasta, jakie wzniesiono, daleko na południu i daleko w stronę wschodzącego słońca. Zwą je Konstantinopol. - powiedział, znikąd.
- Co znaczą te słowa? - Uniosła wzrok na Volunda zainteresowana, choć w błękitnym oku ciągle głęboki smutek się czaił.
- Jesteś oczyma i uszyma, odwagą i miłością. Pomożesz mu bardziej niż jakikolwiek, nawet jeśli nigdy się nie dowie. - odpowiedział berserker, zrazu orientując się, że volvie o słowa nocy poprzedniej chodziło.
- Usłyszałem też kiedyś słowa, że nie ważnym jest, jak się o tobie myśli, lecz kto o tobie myśli. Jedynie On ma znaczenie… a wiedzieć możesz tylko ty, jedynie na niego się zdając. - z tymi słowy Volund podniósł spojrzenie na jakiś punkt na niebie… jak nieraz, nagle, na chwilę jak gdyby w sen na jawie opadając…
Uśmiechnęła się ciepło na znaczenie słów, które wczoraj wypowiedział.
- Dziękuję… - Wyszeptała, gdy jednak kolejne zdanie wymówił ponownie wzrok spuściła zasmucona.
Czas najdłuższy Pogrobiec po prostu stał, milcząc, zapatrzony w jakiś fragment nieba.
- Nie wierzysz w jego względem ciebie uczucie… lub nie czujesz się godna. - odezwał się znowu. - Nie ma dużego znaczenia…
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - Spytała próbując temat zmienić.
- Nie zacznij mię lekceważyć, volvo. Jeżeli kiedykolwiek zdało się przy twej niewinności odrazę czuć do okrucieństwa jakiegoż z ręki Jarla twego uczynionego, nie winnaś rozmawiać ze mną wcale. Wieszli co prawią.
- I za nic mi to do Twych łagodnych słów nie przypasuje… - Odparła przyglądając się mu uważnie.
- Nadejdzie chwila… - zaczął, wzrok przenosząc z miejsca na nieboskłonie… na jego odbicie w wodzie - Iż zanurzysz się, jak byś cała w tej toni mogła się zagłębić, w nienawiści do mnie takiej, iż żałować będziesz każdej chwili, każdego oka mrugnięcia, kiedy nie poczyniłaś wszystkiego co w twej mocy i poza nią, by egzystencję mą zakończyć. Może i tak się stanie.
Słowa były wypowiedziane tak samo kamiennie, lecz coś w powolnej, skupionej intonacji Pogrobca miało prawie że prorocze brzmienie, a brzmiało nie nawet pewnością… wiedzą.
Odwrócił głowę i spojrzał w oczy volvie.
- Teraz jednak… pamiętam jedynie, o miejscach którem widział, gdzie mniej krzywd spotyka niewiasty, i szlachetnych a bezbronnych, i innych, i jak za życia, niechęć tkwi we mnie do niemało z tego, co widzę.
- Żywy czy umarły. - na koniec w zasadzie wyszeptał, sam do siebie, znów przestworzy wyglądając.
Patrząc w wieszczce w oko ujrzał strach, który się w nim pojawił. Umknęła szybko spojrzeniem przerażona własną reakcją, gdyż strach i poczucie bezpieczeństwa jakie czuła na zmianę przy Volundzie znała skądś… Okrucieństwo i łagodność wymieszane ze sobą… Gdzieś na granicy przeczucia rozpoznawała je.
- Nie sądzę bym potrafiła Cie znienawidzić… - Również wyszeptała nim zdążyła w ogóle o tym pomyśleć. Wstała gwałtownie, przestraszona tym wszystkim, co się z nią działo.
- Muszę… muszę z jarlem pomówić. - Powiedziała i skłoniła lekko głowę. - Dziękuję za słowa otuchy.
Pogrobiec skinął jedynie głową, po raz pierwszy wzrok w pełni na volvę kierując i jak gdyby po raz pierwszy w pełni się na niej skupiając. Pod kamiennym obliczem dostrzec jeszcze mogła najdziwniejszą z emocji do dostrzeżenia.
Nie współczucie, nie przestrach czy niechęć do Widzących, nie sympatię… zrozumienie.
Przystanęła na chwilę patrząc na Gangrela zadziwiona, po czym ponownie kiwnęła głową i ruszyła Agvindura szukać.

Pogrobiec chwilę jeszcze odczekał, by pewność mieć, że całkiem sam jest, po czym z odosobnienia nad jeziorem korzystając, z rynsztunku się rozporządził, z ubrań rozdziawił i pewną ulgą powoli brzegiem jeziorka idąc w czarną toń zagłębiał, aż na czas pewien całkiem pod powierzchnią zniknął.


Agvindur, Elin

Jarl stał z innymi wojami, rozmawiając i omawiając dalsze działania bez jednak dowódczego ognia. Nadal przywództwo zostawiał Freyowi.
Gdy volvę zoczył podszedł do niej:
- Kiedy zioła podasz? - jakby temat ten był najważniejszy obecnie.
- Pierwsza dawka wczoraj podana, zaraz drugą dam lecz pierw pomówić chciałam. W troje oczu. - Odpowiedziała cicho i na mężczyzn zerknęła.
Skinął głową i ruszył by nieco z dala się od obozu znaleźć.
- Mów…- zawiesił głos.
- Sven w prezencie obciętą rekę mi przyniósł. - Powiedziała cicho niechcąc, by ktokolwiek ich usłyszał. - Dłoń kobiety… którą wiem, że znałam ale nic poza tym przypomnieć sobie nie potrafię… - Palce nerwowo obu dłoni splotła. - Jeśli ktoś z tamtego czasu mnie ściga… Nic o nim nie wiem. - Dokończyła spuszczając wzrok.
Nie odpowiedział. Czekał. Jak na niego cierpliwie i nieporuszenie.
- Wizję miałam… - Kontynuuowała jeszcze ciszej. - Męża wielkiego, który oko mi zabierał i… w jego wzroku widać było, że to nie wszystko co zabrać pragnie. - Odetchnęła cicho. - Być może lepiej by było, bym jemu na przeciw wyszła niż pozwoliła, by dotarł, gdym ze wszystkimi. Jeno Sigrun chcę pomóc odzyskać. - Skończyła patrząc na Agvindura już spokojniej, jakby decyzje jakąś podjęła.
- Dokąd chcesz iść skoro nie wiesz kto i skąd nadchodzi? - spytał ciekawie odsuwając kosmyk jej włosów z twarzy.
- Nie wiem… Może runy powiedzą… - Odparła wpatrzona w niego. - Może on… sam mnie znajdzie…
- Runy wiele nie pomogą jeśliś wzburzona - uśmiechnął się lekko znając ją może lepiej niż kto inny. Pogładził lekko uniesiony policzek szorstkim i stwardniałym kciukiem - I z kim chcesz odeść? Samej Cię nie puszczę.
- Sama przecie zawsze wędruję… - Odparła cichutko.
- Nie w trakcie niepokoju. - Zamknął temat zdecydowanym tonem - Jedna rzecz na raz, Elin. Inaczej kłopoty zaćmią wzrok i myślenie. - ujął twarz dziewczyny pod brodą i w niebieskie ślepko zajrzał - Nie Ty decydujesz podczas wyprawy wojennej. - brew mu drgnęła w lekkim żarcie. - A jeśli kto ściga, niech znajdzie Cię w towarzystwie. Zastraszyć się nie daj. Masz w sobie dość siły.
- Nie o siebie się boję… - Wzrok spuściła, a policzki leciutko jej zaróżowiły. - Ale dziękuję… - Oko ponownie uniosła na jarla. - Najpierw lupini. - Pokiwała lekko głową.
Uśmiechnął się.
- Najpierw lupini. A z resztą poradzim sobie później. - odsunął się lekko puszczając ją w końcu.
- Przygotuję napar. - Skinęła Agvindurowi głową i ruszyła po swe rzeczy. Na chwilę zatrzymała się jeszcze i odwróciła ku jarlowi.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego i podjęła ruch.

Frey, Agvindur

Frey stał w oddali przystanąwszy na widok rozmowy jarla i volvy. Przeszkadzać im nie chciał, dopiero widząc, że Elin odchodzi zblizył się do Agvindura.
- Słyszałeś co Sven wykrzyczał. - Nie było to pytanie.
- Słyszałem - skinął głową - Słyszałem, co Volund rzekł też. - spojrzał na wychowanka - I co miarkujesz?
- Miarkuję, że Volund jakis inny cel miał w modłach, bo zaiste mylił się co do mej nienawiści, to i do dziewczyny również mógł. Jak rzekłem. Ale wszak nie o to pytasz… - zerknął za Volvą. - Ktoś kazał Svenowi dać “podarek”, a po tym wystarać się aby go zabiła. Żywot siostry rodzonej jego na szali rozkazu tego stał. Sighvart o niczym nie wiedział. Może być tak, że ten co dał przykaz Svenowi prawdę rzekł i służkę Ojca Hel ściga. Może być i tak, że ten ktoś jako sługa Pana Kłamstwa nakarmił Svena fałszem. Ty od wielu lat z nią przestajesz. Ty mi rzeknij co o tym sądzisz.
- Znam ją na tyle, by wiedzieć, że świadomie zła nie jest w stanie uczynić. Ale znasz plany suczego syna? - spytał jakoś retorycznie - Jej ból sprawia krzywda jakakolwiek. I chętniej niż inni pomoc niesie. Sama. Nieproszona. Ale jest w niej szaleństwa nuta. Może to na tym chce ktokolwiek ugrać coś i dla siebie?
- Elin… - zawahał się. - I ja patrząc na volve dobro widzę. Z Lokim mam na pieńku, Loki to ojciec wilków, Loki rozpęta Ragnarok, kres bogów. Ale Loki druchem Thora, Loki doprowadził do zbudowania murów Asgardu i Freyę ocalił. Odyn najpiękniejszego z synów stracił przez Ojca Kłamstwa, lecz Najwyższy na synu Pana Ognia jeździ. Loki nie jest złem. Loki jest chaosem. Nie ważne czy volva mu służy. Ważne czy jasną czy mroczną ze ścieżek z nim związanych podąża. Jeśli Ty jej ufasz i ja to uczynię. Ale to Ty musisz sięgnąć po ocenę. Znam ją dwa dni jeno.
Agvindur uśmiechnął się szeroko.
- Skaldowie… - pokręcił głową - Co ze Svenem zamierzasz uczynić? On na potomka Sighvarta był gotowion.
- Sven rzekł mi to. Co ja zechcę zrobić, zalezy od tego jak z wilkami stawać będzie. Ale i od Sighvarta również. Pełne prawo miałem go ubić Sighvart nie może rzec inaczej gdy dowie się jak zginął jego sługa. Jeżeli zły bedzie, że moją krwią przebudzony, ktoś szykowany na jego potomka swiat przemierza…. Zadość mu uczynię i Svena zabiję. Główszczyznę mu obiecam.
- Łacno szafujesz życiem potomka swego… - niejako zaciekawiony lecz nieco i zasmucony rzekł do skalda
- Gdyby to ktoś szykowany na potomka był, albo z wszech miar i bezsprzecznie godny, nie szafowałbym. - Na twarzy skalda pojawił się grymas smutku. - Z wściekłości go przebudziłem i by wskazać, że jak kto przywództwo będzie me podważać w sposób jaki on czynił, nawet w śmierc nie umknie. Takich nie żal ubijać gdy potrzeba, by spokój mieć od Sighvarta.
- Sighvart jego godnym uznawał - Agvindur położył Freyowi dłoń na ramieniu. - Pomów z nim, na spokojnie. Poprę Cię. - obiecał.
- Tak zrobie. Źle się stało. Siłę i iskrę w nim widziałem. W innym przypadku drwiny mimo uszu bym puścił, wesoły i odważny bękart.. Polubić nawet byłbym blisko. - Machnał ręką by temat urwać. - Prośbe mam lecz pytaniem ją poprzedzę. Karina, służka z południa, co dzielnie przeciw bestiom stawała, gdy reszcie wojów i sług sam widok pomiotu we łbach mieszał. Powiedz mi o niej więcej.
- To córka jednej z niewolnic Einara. Matka z wschodnich terenów Cesarstwa Rzymskiego. Matka temperament ognisty ma, ale Karina nie w pełni go odziedziczyła. Sprytna jest i uparta. Szkolić się uczyła po kryjomu, z ukrycia. Nakryli ją w lesie gdy na tereny szkoleniowe drużynników się zakradła przed świtem by samej poćwiczyć. W głowach młodym zawróciła jednak, i żreć się poczeli jako psy o względy jej. Einar odesłał ją do mnie. Odległość od matki chyba pomogła, bo Karina nie szuka zwady a godnie staje łucznikom pola. - uśmiechnął się nieco złośliwie. - A cóże z nią? - spojrzał nagle na Freyvinda z lekką podejrzliwością.
- Wykupić bym ją chciał.
Stwierdzeniem tym zaskoczył jarla:
- Na co ci ona? Mało masz …. - nie dokończył zadziwiony.
- Sługa mój zapatrzył się w nią, a i urzekła go odwagą. Prosił mnie abym się wystarał o to. Gdy trzeba to karam i śmierć niosę, lojalnym sługom i przyjaciołom szczodrosć i pomoc winienem.
- Przemyślę. - stwierdził krótko, obietnic żadnych nieskładając.
Skald kiwnął jedynie głową w bezgłośnej podzięce.


Volund, Hróðleifr

Volund zmierzał ku obozowisku cały ociekając wodą z jeziora, z powrotem przyodziany za wyjątkiem kolczugi, którą suchą niósł pomimo wielkiego ciężaru w jednym ręku. Oczy jego zwyczajowo, niewidziane poza widnokręgiem tworzonym przez ogniska z szkarłatu zbielały po powiek przymknięciu. Już w obozowisku kroki czyniąc rozglądał się za Agvindurem.
Dostrzegł jarla. Dostrzegł również, że ten, poza swymi obowiązkami, volvę akurat odprawiał. Przystanął na sekundę, upewniając się co do tego, po czym ruszyć do niego chciał i wówczas dostrzegł, że Freyvind już był go urzedził, od wozu ze skrzynią na męża całego, zapewne tego spętanego, odchodząc.
Umarły stał chwilę i podszedł po prostu do jednego z ognisk, ciężko upuszając swoją kolczugę na trawę i przysiadając opodal jednego z wozów.
Przy ognisku dwóch mężów siedziało, rozprawiając cicho ze sobą. Choć raczej burknięciami to można było nazwać niż rozmową. Jeden z nich już wcześniej wzrok Volunda przyciągał.
Obaj jednocześnie na zbliżającego się Gangrela spojrzeli. Nieco pytające, nieco niepewne spojrzenia rzucili na wampira, pogryzając placki i rzepę.
Na skraju siedzący afterganger przez chwilę na żazejącym chruście oczy skupiał nim je na dwóch wojów podniósł.
- Przeszkadzam wam? - zapytał.
- Nie, witaj, witaj... - padła odpowiedź z nieco twardym akcentem. - Jeno … - obaj nie wyglądali jakby wiedzieli jak powiedziec to co im w duszy się budziło.
- Nie przywyklście by afterganger się bratał… lecz wszyscy w Jarla imię wojować będziem. - nieznacznie, nawet jeśli ironicznie uśmiechnął się Volund - Chyba, że to niesława ma niechęć w was budzi…
- Nie. Nie to. Jeśli pożywić się musisz, to … nie na nas. Nie przed walką - w końcu wypluli o co chodzi.
Pogrobiec skinął głową.
- Doświadczeniście… Nie ma powodu do obaw. - powiedział, wsłuchując się w ich akcent. Spojrzenie przeniósł na jednego z nich - Prawdę rzekłszy wrażenie mam, że kiedyś już cię widział, lecz nieznane mi twe imię.
- Tu mnie zwą Hróðleifr. W rodzimych stronach Rulav. Ale nie pamiętam nikogo takiego jak Ty… - znowu zawiesił głos jakoś niepewnie.
- W hird żadnego z jarlów na południe od Ribe nigdyś służył? - zapytał Pogrobiec, z pewnym zaciekawieniem.
- Nie. Ostatnie kilka lat ciągle w Ribe, a przedtem większy kawał na vikingu. Może stamtąd? Wielu wojów bywa to i twarz się znajomą może zdać nawet jeśli nieznajomy.
- Może być… - skontastował Volund, teraz bardziej zaciekawiony przyglądając się wojowi.
- W vikingu żeś Agvindurowi służył? Nie… innym jarlom może? Pamiętasz, czy wyprawy na ziemie Franków? Rusinów? Germanów?
Mężczyzna poruszył się nieco na swym miejscu i ugryzł kawałek placka:
- Agvindurowi i jego słudze. Viking i do Franków i do Germanów bywał. - odpowiedział wymijająco, zapychając usta kolejną porcją jedzenia.
- Lecz rodzime strony twe na wschodzie. Twe imię tyleż zdradza… może więc i w jakimś vikingu uczestniczyłeś na południu… od twych ziem. - zamyślił się Pogrobiec, drugi raz w nocy wspominając o cywilizacji z morza za lądem, przypominając sobie opowieść stareńkiej kobieciny z Ribe o gajach… które widział.
- Dawne to dzieje. Nie czas na wspominki teraz, gdy lupinów zasadzki się nam obawiać raczej. - uciął temat, niechętnie odpowiadając na pytania do tej pory.
- Jak sobie życzysz. - odparł tajemniczo Pogrobiec, wstając powoli, kolczugę pod rękę jedną biorąc. Obóz spojrzeniem obaczył i powoli, przestępując niektóre elementy rynsztunku i wozów oporządzenia, ruszył by zostawić wojów w spokoju.
Przystanął jednak na chwilę obok siedzącego wojownika.
- Słyszałem jednak powieści, że Rusini z bestiami jak lupiny i gorsze walczą i wyobrazić sobie mogę, że jestli komu spoza nas - jasno wyraził się o afterganger - zawierzyć w boju, byłbyś to ty… gdybyś przypomniał sobie.
Z tymi słowy obdarzył raz jeszcze niepokojącym uśmiechem woja, który jak się okazało ze wschodu pochodził… i może kraj Greczynów również widział. Pogrobiec odszedł nie wiedząc jeszcze, jak resztę oczekiwania spędzić.

Bjarki, Frey, Elin

Bjarki z niepokojem wrócił.
Podszedł żwawo do Freyvinda, co z jarlem biesiadował.
- Panie… - rzekł krótko by na siebie uwagę Freya zwrócić. Chociaż jego wielka postura trudną była do przegapienia, tak samo jak grymas zmartwienia na twarzy.
- Tak?
- Nie mogę znaleźć Chlotchild, panie. Ślad się urywa nagle pomiędzy drzewami. Bez pochodni nie poradzę. W pojedynkę w lesie szukać … - urwał niedokończywszy.
- Przygotuj pochodnie, razem pójdziemy.

Grim gotów był niemalże w mgnienie oka. Zaś pan na Ribe dorzucił:
- Weź kogo jeszcze. Jeno nie mitręż zbyt wiele czasu.- zasugerował.
- Pomóc mogę… - Elin podeszła słysząc że Franka zniknęła. - Ziół już się napili wojowie. - Dodała.
- Dziękuję - odpowiedział volvie. - W trójkę nas starczy. - Na czas gdy nas nie będzie warty rozstaw - zwrócił się do Agvindura i spojrzał wyczekująco na Bjarkiego.
Bjarki poprowadził volvę i skalda wąską ścieżką, gdzie w błocie widoczne były odciśnięte ślady. Niedaleko wiódł też trop ciężkich, długich kroków.
- Tu biegła… - Grim wskazał dłonią przy świetle pochodni - … tu biec przestała - wskazał na ślady kroków krótszych i płytszych. Zagłębiali się w ciemnym lesie coraz dalej i dalej.
- A tu ślad urwany - wskazał miejsce przy rosłym drzewie - Panie… - spojrzał na Freya - … jeśli to pułapka… coś widzisz innego?
Skald rozejrzał się czujnie zarówno po niknącym śladzie jak i po drzewach.
Las jednak nie podsunął więcej odpowiedzi. Sprawa znikającej Franki jednak robotą Lokiego pachniała… podobnie jak zniknięcie wozu i dóbr pare nocy wcześniej. Ghoul ruszył nieco dalej.
- Rozejść się możem, pojedynczo szukać jeno… panie… blisko lupinów terytorium jesteśmy byś ryzykować miał żywotem swym. I volvy. - zaciął usta a blizna na oku drgnęła kilka razy.
- Bądźcie cicho przez chwilę. - Rzekła wieszczka klekajac przy ostatnim ze śladów. Dotknęła ziemi i oczy przymknęła.
Nie wiedziała czy śnieg czy coś innego sprawiły, że ślady służki skalda nie chciałby powiedzieć więcej niż jedynie potwierdzić jej obecność w tym miejscu. Nic bardziej istotnego wyczytać nie zdołała. Skald przez ten czas rozglądał się wokół.
Trawił przy tym słowa Grima, który miał rację. Przynajmniej w jednym aspekcie.
- Chlo! Na mury Utgardu! - krzyknął w noc. - Gorąca głowa do kroćset - warknął juz ciszej i przeniósł spojrzenie na wieszczkę.
Pokręciła lekko głową wstając.
- Mam jeszcze jeden pomysł ale proszę nie wrzeszcz przez chwilę. - mruknęła i ponownie zamknęła oczy wzmacniając swe zmysły i skupiając się głównie na zapachu i dźwiękach.
Skinął głową i nie odzywał się. Zerkał tylko to na Elin, to na Bjarkiego, to na urwane slady i drzewo.
Woń niezwykle ulotną złapała po długiej, długiej chwili. Delikatna nutka pięła się w górę po drzewie. I … dalej? Z gałęzi jednego drzewa … dalej.
- Po drzewach… - Powiedziała przywracają zmysły do normalnego stanu. - Była na drzewie, a potem na kolejnym… - Wskazała, gdzie zapach wyczuła.
- Toż to nie wiewiórka, jedno zwykła dziewucha - fuknął wielkolud gniewnie.
Volva nie przejęła się zbytnio.
- Jeno taki ślad wyczułam. - Wzruszyła ramionami. - A dziewczę, gdy uciekało mrok w oczach miało. Kto wie do czegóż jest zdolna? - Spojrzała na mężczyzn spokojnie.
- Przerażona była. Ma szczególnie na pieńku z krystianami. - powiedział jakoś i gniewnie i miękkko Grim. - Możesz wyczuć dalej, pani, dokąd po ...gałęziach skakała? - rozglądał się wokół czujnie.
- Ma na pieńku. Volund wiedział, reakcje jej w halli jarla zoczył. Specjalnie to uczynił, jak nic w pysk oberwie - skald się zjeżył. - Po nocy nie dała by rady za daleko skakac jak wiewióra. Na drzewo wlazła by ślad zgubić, widno przed nim. Ale wątpię by daleko po gałęziach ganiała, raczej tylko po to by gdzie zeskoczyć i dalej pociągnąć nowym niewidocznym tropem dla tego co jej śladem od obozu szedł.
Skald spojrzał na Grima i Volvę.
- Trzeba nam popatrzeć które gałęzie dałyby francy możliwość skakania między drzewami. Byc może niedaleko nowy ślad podejmiem.
Elin podeszła tam gdzie delikatną woń wyczuła i zaczęła rozglądać się po gałęziach, samo drzewo również obchodząc i zerkając na ziemię.
Kolejne drzewo u górze ślady nosiło nikłe. Następne podobnie. Przewędrowali tak kawałek, co teorię skalda potwierdzał. Chlo skakała jeno na takie drzewa co mogły udźwignąć jej ciężar. I takie co pomagały jej wrócić w kierunku ...obozu. W końcu przy jednym z drzew się woń nasiliła. Zaś trójka poszukujących dziewczyny dosłyszała niedalekie dźwięki obozu. Na tyle dalekie by straże wystawione jeszcze ich nie zoczyły lecz bliskie na tyle by z wysokości mniemanie mieć można było.
Dziewczyny wokół jednak nie można było uświadczyć.
- No i gdzież ona? - szepnął Bjarki dysząc cicho z furią. Miał dość latania po lesie i zdenerwowan był okrutnie bojąc się nagłego ataku.
Wieszczka rozejrzała się po drzewach i oko zmrużyła dostrzegając Chlo siedzącą na jednej z gałęzi i obserwującą obóz. Gestem pokazała, by mężczyźni stali, a sama ruszyła do drzewa na wprost nich.
- Chlo… - Zaczęła łagodnie.- Freyvind się martwi o Ciebie… - Podeszła ostrożnie uśmiechając się delikatnie i patrząc łagodnie na dziewczynę.
Bjarki zdębiał. Jedyne oko rozdziawił szeroko i mrugnął. Spojrzał pytająco na swego pana. Na gałęziach nie było nic… To samo nic zresztą Freyvind widział. Zmarszczył brwi i toczył wzrokiem to na volve to na gałęzie drzewa ku jakiemu się zbliżała.
Elin zamarła na chwilę i krok w tył zrobiła prostując się wyraźniej. Wyciągnęła jednak ręce
jakby na powitanie kogoś ale dar swój również przywołała pozwalający kolory wokół wszystkich widzieć. Czujności nie traciła.
Bjarki niepewnie zrobił krok ku volvie i zniżywszy się do jej wysokości zaczął wpatrywać się w punkt, w który i wieszczka patrzyła. Powoli miecz dobył, postawę przyjął jakby na atak się szykując.
Volva z kolei jakby odetchnęła i podeszła powoli do drzewa ręce rozstawione ciągle trzymając jakby chcąc pokazać, że broni żadnej przy sobie nie ma.
- Już po wszystkim. - Powiedziała łagodnie. - Już wszystko dobrze. - Jakby do spłoszonego konia się odzywała.
- Takam … zmęczona - nagle głosik Chlo spod drzewa się objawił i sama Franka na widoku stanęła. Siedziała jak osłabła, szmaciana laleczka z buźką przeraźliwie smutną i wymęczoną.
Bjarki z głośnym sapnięciem krok w tył zrobił.
- Panie?! - stanął w miejscu z mieczem opuszczonym.
- Co?! - warknął skald zbliżając się do drzewa. - Co Ci jest? Spojrzał uwazniej na Chlo, watpił by skakanie po drzewach ją ku zmęczeniu przywiodło.
Elin sobą dziewczynę zasłoniła, jakby przed złością Freya chciała ją chronić.
- Nie czas teraz na to. - Zwróciła się do niego chłodnym tonem, by zaraz wrócić spojrzeniem do Franki. - Odpoczniesz sobie w obozie, dobrze? - Zapytała uśmiechając się do niej łagodnie.
Blondynka pokiwała apatycznie głową. Zaczęła się zbierać z podmokłej ziemi, drzewa się przytrzmując. Powoli jakby energii zupełnie pozbawiona była.
- Bjarki, pomożesz jej? - Spytała volva patrząc zmartwiona na Chlo.
Skald zbliżył sie do służki i spojrzał jej w oczy. Jej stan odbiegał od zwykłego latania po lesie.
Wyciągnął rękę i rozerwał skórę kłami jakie wysunęły się z dziąseł.
- Pij, sił nabierz.
Elin cofnęła się od razu, oczu jednak z Franki nie spuszczając jakby ciągle szukając czegoś w jej obliczu.
Chlotchild wtuliła się w ramiona skalda i chłeptać poczęła powoli rozkoszując się smakiem jego krwi. Bjarki syknął gdy okolicę wypełnił zapach płynu życia i pochlipywanie. Naprężony jak struna burknął:
- W obozie można to było... Tuśmy wystawieni jak trusie…
Odsunęła zakrwawione usta i spojrzała na Lenartssona:
- Czemu on mnie nienawidzi? - spytała w oczętach błękitnych mając same znaki zapytania. - Com mu zrobiła? - wtuliła się mocniej drżąc cała - Wiedzieć musiał, że szukać mnie będziesz. W lesie, sam… tuż pod nosem wilków… - szeptała zasmucona wielce.
- Nie przydam się już… - Cicho odezwała się volva. - Potem pomówić bym z Tobą jednak chciała. - Zwróciła do Freyvinda i skinąwszy głową ruszyła w stronę obozowiska.
- Wiedział… - Skald udał, że się nad tym zastanawia. - Chodźmy. Bjarki, weź ją na ręce. -polecił. Jednooki dźwignął dziewczynę i ruszył wartko ku obozowi, gdy skald udał się w ślad za Volvą.
- Potem? - Spytał ją gdy kroczył tuż za nią. - Nie teraz?
- Myślałam, że podopieczną będziesz się zająć chciał. - odparła spokojnie.
- Bjarki ją ku wozowi uniesie. - Popatrzył na wielkoluda z drobną dziewczyną na rekach. - Pomówić możem teraz, po drodze.
Elin rozejrzała się lekko.
- Zatem może zostańmy tu. Straże na odległość głosu, winno być bezpiecznie.
- Staniemy na skraju lasu. Bezpieczeństwo złudne jest. - Kroczył powoli obok volvy. - Tam przystaniemm. O czym pomówic chciałaś? … i dziękuję Ci. Lubię tą dziewuchę.
- O niej właśnie pomówić chciałam. - Spojrzała na skalda, gdy przystanęli. - Nie wiem co spotkało ją w przeszłości ale wielce się, to na niej odcisnęło… - Mówiła ostrożnie jakby właściwych słów szukała. - Mrok głęboki w jej duszy, który wyrwać się próbuje na zewnątrz i nie wiem jaki skutek tego być może ale nic dobrego z tego nie wyniknie…
- Gdy kto u nas Asom i Vanom uchybia, zabijamy go, lub wściekłość okiełznając pozwalamy zyć. Słudzy Zachłannego… - Frey zadumał sie. - Słudzy Ukrzyżowanego i Ojca jego inaczej postepują. Wiele siedzib ich kapłanów spaliłem podczas rejzy Ragnara Lothbroka na Paryż, w jednym ja znalazłem. Katowali ją strasznie przez długi czas, bo w sercu zachłannego i syna jego nie miała. Nie dziw się jak reaguje. Może i nic dobrego z tego nie wyniknie. Gdy z suki syn jaki po złości, lubo by wilkom mnie wystawić, lub tez skrycie krzyż w sercu nosząc modlitwy krześcijańskie w oczy jej cedzi - Frey był zły.
- Modlitwy? - Zaskoczona volva była ale zaraz pokręciła głową i rzekła poważnie. - Freyvindzie, to nie tylko jej strach, złość i nienawiść siedzą… - Spojrzała w oczy skaldowi. - Tam jeszcze coś wyczuwam… Coś co z tego świata nie jest i nie ma krztyny światła w sobie… Mroczniejsze niż najczarniejsza noc…
- W każdym z nas coś siedzi. - Zerknął ku wozowi gdzie w skrzyni Sven związany leżał. - Wiernie do tej pory służyła.
- Czasami bywa tak, że uczucia są zbyt silne, zbyt gwałtowne i duchy je wyczuwają. Złe duchy, które karmią się tymi uczuciami i krzywdzą osobę, w której siedzą, a także jej otoczenie. Widziałeś jaka była zmęczona. To coś ją zżera od środka… I nie twierdzę, że złym sługą jest. Twierdzę jeno, że pomocy potrzebuje.
- Zły duch? - Freyvind zmarszczył brwi. - Loki?
- Po świecie gnają przeróżne duchy i dusze zmarłych ludzi, którzy nawet do królestwa Hell nie zdołali się dostać. To może być cokolwiek, niekoniecznie Pan Kłamstwa.
- Mówisz, ze pomocy potrzebuje. A pomóc potrafisz?
Pokręciła głową ze smutkiem.
- Innej volvy szukać musisz… Ja tego nie potrafię, niestety.
- Tedy nie ma o czym mówić. Bo ja tym bardziej z duchami nieobyty.
Zasmuciła się wyraźnie.
- Jeśli dowiem się, kto potrafi odpowiedni rytuał spełnić, dam znać. - Powiedziała cicho. - Przepraszam, że jeno tyle zrobić mogę.
- Nie przepraszaj i tak podziękowaniam Ci winny. - odrzekł Frey usmiechając się do Elin. Po czym tym samym miękkim naturalnym tonem podjął: - O co Svenowi szło, że służką Ojca Wilka Cie zwał?
- Nie wiem… Różnie mnie zwano… Przeklętą przez Lokiego, Szaloną ale nie służką Jego… - Powiedziała cicho patrząc gdzieś w dal. - Nie wiem też, kto go wysłał.
- Różnie Cię zwano, dziś jego służką. Przekleta… znak jakowyś? Dwoje przez niego przekleństwem naznaczeni na jednej wyprawie przeciw synom jego?
- Być może… Ale dowiemy się pewnie, gdy już po wszystkim będzie… - odparła kierując błękitne oko w stronę skalda.
- Albo i nigdy. Któż to wie. Ja wierzę w Ciebie.
W oku wieszczki łza krwawa się pojawiła, zamrugała szybko i uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję. Wiele to dla mnie znaczy.
Zdziwiła go troche jej reakcja. A raczej krwawa łza spływająca po policzku.
Objął ją lekko kierując ku ognisku.
- Chodźmy, dostatecznie długo nas nie było.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline