Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2016, 20:06   #31
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Freyvind, Elin


Skald udał się ku wskazanym mu przez Thorę kierunku i ujrzał wieszczkę z naręczem rzeczy z chaty wychodzącą. Na widok jego jakby spanikowana mocniej ubrania do piersi przygarnęła.
- Mogę skraść część twego czasu Elin? - spytał wskazując ławkę pod chatą i zmrużył lekko oczy starając się zrozumieć jej reakcje na jego widok.
Skinęła lekko głową i usiadła wprzódy ubrania ostrożnie odkładając i przykyrwając je peleryną wyciągniętą ze spodu stosiku.
- Słucham. - Głos volvy był spokojny podobnie jak spojrzenie, którym skalda obdarzyła.
- Złość do mnie żywisz, obwiniając jako rzekłaś przy Gudrunn?
Zamyśliła się na moment.
- Głównie za to, żeś od razu nie rzekł o znamieniu. - Odparła w końcu.
- Rozumiem… Taką to różnice robi na kogo sie usadzili wszystkich chcąc zabić. Mnie czy Agvindura?
- Agvindur by nie dopuścił do tego, że Ribe zagrożone. - Stwierdziła spokojnie. - Od lat kurwie syny nie atakowały miasta. A Ty chciałeś do Aros ruszyć mając ich na plecach… - Przyjrzała się uważnie mężczyźnie. - Jarl pewnie zawiedzion.
- Słucham? - Skald wygladał na zszokowanego.
- Co mam powtórzyć?
- Jam do Aros chciał ruszyć z nimi za plecami? Toć od poczatku mówiłem, że wpierw ich wyrżnąć nam trzeba.
- Nie wyjaśniając swych podejrzeń z początku i będąc gotów, by Agvindura posłuchać i ruszyć do Aros. - Wyjaśniła nadal spokojnym tonem. - Ale ostawmy to, powiedziałeś co trzeba.
- Czy byłem gotów, to tylko ja wiem, a gdybym nawet tak postapił to aby odciagnąć ich od Ribe. - Uśmiechnął sie lekko. - We dnie w skrzyni na wozie przez woły ciągnietym z dwójką sług jeno. Gdyby mnie nieświadomego ich polowania dopadli, Ribe w niczym by nie ucierpiało. Spokój jak przez wszystkie uprzednie dni by tu był. Żałujesz? Żałujesz tedy, że na strzępy nie rozszarpali mnie kilka dni drogi od miasta?
- Jeśli pytasz czy wolałabym śmierć Twoją czy Sigrun, odpowiem, że Twoją. Słoneczko nikomu krzywdy nie uczyniła. - Głos Elin w dalszym ciągu wyprany był z jakichkolwiek emocji. - Niesprawiedliwie jednakże stawiasz sprawę, jakbyś zwady na siłę szukał. A wszak czeka nas trochę czasu spędzonego razem.
- Nie szukam zwady - odpowiedział miękko. - Jam przez Ojca Wilka przeklęty. Dlatego po bezdrożach chodzę. Czasem na jakiś czas ku miastom dążę by wygód zaznać i swoich zoczyć. Jak Ciebie, Volunda, jarla, Gudrunn... Czasem nic z tego nie ma, a czasem Ognisty Bastard miesza, jak w Viborgu, gdzie czterech z nas padło. - Uśmiechnął sie smutno. - Nie zdziwiłbym sie gdybyś rzekła, że wolałabyś moją śmierć za spokój Ribe. Nijak by mi było wyboru takowego nie pochwalić. - Spojrzał na volvę i wpił w nią wzrok. - Stało się jednak. Teraz nam przyjdzie ramię w ramię sprawę rozwiązac. Jeśli niechęcią mnie darzysz, chcę wiedzieć to jedynie. Zrobię co mogę by Słoneczko odzyskać.
Wytrzymała spojrzenie sama patrząc na skalda tak jakby chciała myśli jego najskrytsze odczytać.
- Niechęci w sobie nie trzymam. - Odparła w końcu po dłuższej chwili. - Choć gniew z pewnością, na całą sytuację. Choć pewnie i tutaj Pan Ognia zamieszał. - Na ustach Elin zabłąkał się leciutki uśmieszek, który zaraz zniknął. - Przeklęty powiadasz? - Teraz ona wpiła we Freyvinda spojrzenie.
- Ci co na wyspach i w kraju Skane zwanym zyją… znają tę sagę. Chcesz jej wysłuchać? - Przez twarz przeleciał mu grymas żalu i złości, ale i determinacji.
Volva przymknęła na chwilę oczy przeczesując pamięć.
- Gdy Odyn siłę w ramię męża włożył, by ulubieńca Pana Kłamstw powalić? - Zacytowała bezbłędnie, jakby sama zaskoczona, że to robi.
- Tak, tak skaldowie mawiają. Jam jeszcze wtedy w rzemiosle Bragiego szkolony nie byłem.
- A więc to o Tobie… - Powiedziała z namysłem. - Długo w Skani przebywałeś? - Zapytała zainteresowana.
- Nie, jedynie gdy Halfdan w wizytę do Finbolgiego sie udał ku mojemu przekleństwu. Wtedy. Potem… bywało że kilka razy ziemię tę przebyłem gdym do Upsal szedł bogom się kłaniać.
- A więc widziałeś Upsalę. - Uśmiechnęła się leciutko. - Dobrze byłoby tutaj takową świątynię pobudować, by Bogów zadowolić.
- Wiele bym za to dał. Jednak w kraju teraz moda inne świątynie budować - odrzekł zachmurzony i lekko wburzony.
- Przepowiednię słyszałeś. - Odparła. - Stare obyczaje trzeba przywrócić.
- Miód to na me uszy gdy to słyszę. Loki to kurwi syn, menda ostatnia, ale w los przez Norny utkany się wplata. Bogowie tak jako i my przeznaczenie akceptują dążąc do chwalebnego losu wypełnienia. - Frey zamyslił się rzucając spojrzenie Volvie. - Ojciec Wilka poprowadzi Nagelfar na Ragnarok, z Hejmdalem się zmierzy i wzajem się zabiją. Kres czasów i bogów rozpęta. Ale ten kurwi syn nasz, zapowiedziany. As choć przewrotny. Jedyny-zachłanny i syn jego ukrzyżowany chcą nawet splendor godnej smierci bogom w Ragnarok odebrać, Asom i Vanom boskości odmawiają. Gdzie ich sługi słowo głoszą, tam nasz świat umiera. Życie po życiu oddać by to wstrzymać to mało.
- Nowe chce przyjść i stare zniszczyć, tak by nic się po nim nie ostało... - Odrzekła volva głębokim głosem. - Ale może będziesz miał szansę większą niż jeno palenie świątyń Chrysta, na to by tradycję chronić… Nie wiadomo czy Einar ciągle wśród nas. - Spojrzała uważnie na Freyvinda. - Być może zajmiesz jego miejsce.
- Tak może i być. Moze miejsce jego zajmę. A może wilki mnie rozwłóczą po łąkach - urwał. - Po prawdzie to pierwsze bym jednak wolał - uśmiechnął się i mrugnął.
Skinęła lekko głową ciągle poważna.
- Agvindur dość już utracił, miejmy nadzieję, że pierwsza opcja się ziści.
- Więcej nadziei pokładaj w tym byśmy Sigrunn odzyskali i tym, by los Einara nie był taki jak w smutku domyślać się możemy. Wątpię czy mój los byłby jarla obszedł choćby w połowie, czy dziesiątej części nawet jak ich losy. - Zamyślił się. - Agvindur rzekł, że w ziołach sie dobrze znasz? - rzucił w końcu próbując zakończyć smutne tematy o tym kto utracony a kto kolejnym może być.
- Dość dobrze, choć nie powiedziałabym, że jestem w tym kierunku szczególnie uzdolniona. - Odparła, a głos jej mógł wydać się Freyowi znacznie miękkszy niż chwilę temu.
- Jarl chce bym jutro na wilki ludzi poprowadził. A śmiertelni zmysły na sam widok tracą. Zioła by się zdały by otumanic kilku takich co nawet w stanie upojenia wciąż do walki nie będą ostatnimi.
- Las i polana, na którą przyjdzie nam się wybrać nie są dobrymi miejscami, by być pod wpływem ziół takowych… Czasami więcej przez nie zobaczą niż bez nich. A tam prawdopodobnie wieszcz mieszka. - Skrzywiła się lekko przy słowie “wieszcz”. - A uspokające mogłyby mieć efekt taki, że nic się ludziom chcieć nie będzie chciało.
- Tak czy owak zbrojnych wziąć musimy, do ochrony w dzień. Może lepiej by więcej zobaczyli niz ginęli rozszarpywani na kolanach, oszaleli ze strachu na widok bestii?
Smutek zagościł w oku Elin i skinęła delikatnie głową.
- Zobaczę co ocalało w pożarze ale będę musiała sama podać im zioła, by wiedzieć jakich dawek użyć. - Odparła cicho. Wydawała się delikatniejsza niż na początku rozmowy.

Skalda trochę wybiła z rytmu rozmowy ta nagła odmiana, przez chwile milczał.
- Wstrząsnęłaś mną. Wczoraj. Gdy bez wahania sztylet w oko wraziłaś. Wielce zdolna do poświęceń jesteś.
- Po prostu zrobiłam, to co uznałam za słuszne. Agvindur ukochanego konia oddał na ofiarę… Nie chciałam by jego śmierć poszła na marne. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Jeżeli Wiszący przyjął ofiarę… oka może nie odzyskasz. Koni Agvindursetki miec będzie do jakich uczuciem zapała. Tylko dwoje jeno urodziwych oczu volva miała. Straszna cena - Frey pokiwał głową. W oczach miał szacunek, żal i ciekawość.
- Zdaję sobie z tego sprawę… ale wtedy… - Znów na jej ustach zabłąkał się łagodny uśmiech. - Nie mogłam inaczej.
- Kiedy tak rzeczesz, tak widno czujesz w pełni. Kiedy tak czujesz, tedy tak najpewniej było. Nie mogłaś. Widziałem ja akty wielkiego poświęcenia, zazwyczaj z wielkiej miłości się one brały.
Spuściła wzrok jakby zawstydzona.
- Nie chciałam po prostu dopuścić, by jarl bez wieszczby odszedł. W końcu taka ma rola. - Słowa ponownie stały się jakby ostrzejsze, a uniesiona twarz opanowana.
- Myślę, że to nie jedyna twa rola tutaj.
- Czyżby? Wszak potraktował mnie tak jak widziałeś. - Machnęła lekko ręką. - Zresztą… Było jak było. Czy w czymś jeszcze pomóc mogę?
Wzrok mu lekko stwardniał ale niewiele.
- Nie, zioła jeno przygotuj o co proszę by przynajmniej kilku wojom zdolność mysli tak wstrzymać aby strach był poza ich zasięgiem. - Wstał przeciągając się. - Wybacz, żem cenny czas osmielił się zabrać. - Kiwnął volvie głową.
- Nie ma co wybaczać, pomysł dobry mieliście. - Skinęła również głową z szacunkiem.- Zobaczę, co zdołam znaleźć. - Wzięła ubrania na ręce i ruszyła spokojnie między chatami.
Freyvind popatrzył za nią i swoją droga ruszył.
Miał jeszcze wiele do zrobienia w tym Volunda poszukać. Ale to zdecydował Bjarkiemu ostawić.



Elin



Volva oddalała się od skalda zirytowana. Kolejna osoba sugerująca jej uczucie do Agvindura. Jakby Słoneczko prorocze słowa wypowiedziała: “Spójrz na jarla, volvo”. Spójrz na jarla… Głupota kompletna. Tyle lat nad nim pracowała i… potraktował ją tak jak dzisiaj. Zerknęła na tunikę trzymaną w ramionach i zastanowiła po co w zasadzie tak się stara. Dalsze rozważania przerwał jej jednak głos Thory wydającej polecenia w pobliżu i Elin ruszyła spokojnie w jej kierunku.
- Gotowe, Thoro. - Odezwała się do kobiety uśmiechając się promiennie. Zdążyła. Agvindur nie będzie wiedział, że w ogóle dotykała jego rzeczy.
Kobiecinka rzeczy przyjęła i...zaczęła je składać po swojemu. Czułym gestem przeciągnęła po kantac złożeń i dopiero wtedy podniosła wzrok na volvę:
- Dzięki Ci, gołąbeczko, za starania. - uśmiechnęła się - A Freyvind Cię znalazł? Szukał Cię, do pomówienia miał.
- I ja dziękuję za pomoc. - Volva ponownie się uśmiechnęła. - Tak, rozmawialiśmy. Mam zioła dla wojów przygotować… - Zerknęła w stronę domu jarla. - Jeśli nic nie ocalało z moim zapasów, będę Twoje musiała uszczerbnąć. - Dodała przepraszającym tonem. - I jeszcze o jedną rzecz spytać chciałam. Gdzie dzień mogę spędzić?
Klucznica pokiwała głową:
- Zabieraj jeno powiedz co bierzesz bym wiedziała. A dzień spędzić możesz u Ljubow, jeśli Ci nie wadzi w jej komnatce zlec.
- Kozełk i dziurawiec będą potrzebne. - Odparła i skinęła głową. - Dobrze, dziękuję. - Uśmiechnęła się do kobieciny. - Wracam do zielarni, gdyby ktoś mnie szukał.


Nim jednak do wywarów powróciła postanowiła jedną jeszcze rzecz zrobić. Ubrania u Ljubow zostawiła i udała się w kierunku warsztatów rzemieślników. O porze tej cisza już panowała i nie spotkawszy nikogo przed pracownią snycerza stanęła. Przez chwilę jakby wejść się wahała, zawsze w miejscu tym dziwny niepokój ją ogarniał, lecz w końcu próg przestąpiła. Palenisko przygaszone już było, narzędzia w jednym miejscu złożone, a rozpoczęte pracy stały rzędem na jednej z ław. Rozejrzała się niepewnie w poszukiwaniu niewielkich drewienek, które mogłyby jej za materiał do amuletów posłużyć. Znalazła nadające się fragmenty w jednym z kątów izby i zaczęła przeglądać je mrucząc coś pod nosem, gdy nagle cień ją ogarnął i wrażenie miała iż wielkolud jakowyś stanął za nią. Odwróciła się przestraszona ale nikogo za nią nie było, w drzwiach jeno stał czeladnik zaspany. Skinął jej głową na powitanie i zapytał:
- W czym pomóc możem, volvo?
- Brzozowego drewna na amulety potrzebuję. - Odparła przyglądając się chłopakowi intensywnie jednym okiem.
Czeladnik chrząknął niepewnie i rozejrzał się do warsztacie.
- Coś odpowiedniego przyniosę zaraz.
Elin głową skinęła i zapatrzyła w palenisko. Chłopak odszedł, a ona sama została i znów cień zwalistej sylwetki ją ogarnął. Rozejrzała się mrużąc lekko błękitne oko. Czyżby duch jakiś to miejsce nawedział ale gwałtownej śmierci w miejscu tym odkąd tu jest nie było… Z rozmyślań wyrwał ją młodzik wracający z deską brzozową.
- Czy takie drewno się nada? - Zapytał.
Przyjrzała się uważnie i głową skinęła.
- Dziesięć krążków wytnij, o takiej - Palcem pokazała. - wielkości. Trzy niech dziurki na rzemień mają. Poczekam na zewnątrz. - Stwierdziła i wyszła przed chatkę by usiąść na ławie przy drzwiach. Wpatrzyła się w niebo w myślach pogrążając. Czeladnik wyrwał ją z zamyślenia po chwili dłuższje, gdy przyniósł przygotowane kawałki. Elin przyjrzała się im uważnie i kiwnęła głową.
- Tobie jeden też ostawię. - Rzekła i do zielarni się udała.



Tam ponownie niewielkie palenisko rozpaliła i mocny napar z ziół parzyła, by go potem odsączyć i susz w ten sposób stworzyć. W czasie oczekiwania na ugotowanie się naparu zajęła się wyryciem w drewienkach run ochronnych, by uczestnicy wyprawy też chronieni byli. Trzy miały formę wisiorów te dla jarla, jego brata i Volunda ostawiła.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 29-06-2016 o 18:55.
Blaithinn jest offline  
Stary 25-06-2016, 01:23   #32
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Kolejnej nocy Ribe żyło przygotowaniami do wyprawy Agvindura, któren na jej czele swego wychowanka postawił.
Zebrali się przy zwęglonych resztkach langhusu jarla, który czterech rosłych chłopa prowadził ze sobą. Bjarki panu swemu cicho szepnął, że jego rozkazu dopełnić nie zdołał, Chlotchild zaś ubrana w skórzane nogawice i tunikę do pół uda, z włosami gładko zaczesanymi z czoła, sprawiała wrażenie młodszej niż była. I jakiejś zalęknionej. Właśnie konie im podstawiali co Rune i Ljubow uspokajali, Thora zaś zapasy w tobołku Grimowi wciskała. Elin z zadowoleniem ujrzała, że Agvindur brązową koszulę na sobie miał, a włosy splecione i z twarzy ściągnięte w niezwykłej fryzurze. Trzy warkocze ciasno przy głowie, złączone w jeden gruby splot od karku, opleciony skórzanymi łatkami i srebrnymi obręczami. Dwóch zbrojnych przystąpiło i rzucili ciało wilkołaka zabitego podczas ataku na langhus jarla. Trup nijak nie dawał odróznić się od zwykłych zwłok, leżał na śniegu już nawet nie barwiąc go posoką.
Do grupki szykującej się przez osadę biegł młodziak, z wypiekami na twarzy i dech ledwie łapiący.
- Posłaniec - wydyszał kłaniając się jarlowi - z Varde… - uzupełnił dech łapiąc.
Jarl klepnął młodzika w plecy i gestem odprawił czujnie wyglądając zbliżającego się człeka z wieściami.
Niewiele czasu później w ślady młodego strażnika pojawił się i posłaniec.
Szedł piechotą, konia mimo prowadząc. Podchodził spokojnie i z przyjaznym obliczem. Agvindur również się rozpogodził, gdy go ujrzał:
- Sven! - rzekł niemal ucieszony. - Co Sighvart rzecze?
- Jarlu! - Mężczyzna pokłonił się z uśmiechem choć oko błysnęło mu na widok volvy. - Pan mój rzecze, że pomoc w drodze. Spotkają się z nami za dzień drogi przy Engelsholm Sø, wschodnim jego krańcu. Tam przedniować można, a następnego wieczora do Jelling ruszyć.

Volva ubrana również w skórzane, brązowe spodnie i tunikę, gotowa do jazdy była. W niewielkim bagażu swoim trzymała susz z ziół uspokajających, które zamierzała podać wojom już przy pierwszym postoju. Na Svena widok skinęła powitalnie głową jeno.
- A wozy? - spytał Freyvind podchodząc do Agvindura.
- Wozy? - zdziwił się jarl, spojrzenie odwracając od posłańca.
- Na wozach w wygodnych skrzyniach schować się przed słońcem można. Podwody na nieobciążone zwierzęta wymieniwszy, w dzień wędrówkę dalej czynić można - skald wyjaśnił cierpliwie. - Szybciej niźli na piechotę gdy przed Solem w ziemi w dzień zakopanym lub w kryjówce kryć się trzeba.
- Z taborem wozów dłużej nam zejdzie droga - wcisnął dwa grosze nowoprzybyły z lisim uśmiechem na twarzy.
- Dłużej niż na piechotę?
Nowoprzybyły usta zaciął by śmiechem nie parsknąć i na Agvindura spojrzał, po czym wzrokiem umknął ku France.
- Dobrze, wóz. Jeden. Reszta na konie. - Jarl nie zrobił nijakiej uwagi - Gdzie Volund? - spytał dosiadając konia. Rune zaś wdał się w szybką rozmowę z Bjarkim, doświadczonym w wymaganiach Freya.
- Po naszej rozmowie i po tym jak z Elin omówiłem sprawę ziół i dyktów - Freyvind nie patrzył na Agvindura lecz na Svena, a raczej na krtań jego oblizując lekko wargi. - Grima puściłem na poszukiwania Pogrobca. Pół nocy szukał, nie odnalazł. Jakby pod ziemię się zapadł. Jeden wóz nie zapewni schronienia wszystkim...
- Zamierzał z nami ruszyć, zatem zapewne zaraz się zjawi -
odezwała się Elin podchodząc do rozmawiających.
- ... w dzień przystanąć trzeba będzie. Szybciej pójdzie jak kilka wozów weźmiemy i po parogodzinnym odpoczynku zwierząt, oraz wymianie na luzaki, w dzień wozami dalej pociągniemy niżby jeno nocą konno jadąc. Przed zmierzchem może i w Jelling stanąć nam wtedy przyjdzie - dokończył po urwaniu gdy volva o Volundzie słowa swe wyrzekła.
- Na każdą wyprawę ruszasz z rzędem wozów czy jeno na tę? - spytał wesoło Sven, jaki zdawał się być tu u siebie. - Ludzie czasem odpoczywać muszą, jeśli potem bić się na śmierć i życie mają.
Agvindur lekko brwi zmarszczył ale się nie wtrącał, widno miejsca Freyowi jako dowódcy ustępując. Obserwował jeno, przerwawszy dosiadanie konia w pół ruchu.
- Nie na każdą. Czasem okrętem idzie wypłynąć. - Skald zbliżył się dwa kroki do przybyłego i wystawił kły. Nie w celu wywarcia przestrachu, raczej ku okazaniu irytacji.
- Ty śmiertelniku dosiadać możesz konia. A czasem może woła, psa, czy świni. - Patrzył mu w oczy. - Od nas zwierzęta stronią i więcej niźli ciężko nawet towarzystwo nasze znoszą. Przyuczyć je trzeba, a mi na to nigdy czasu nie stawało. Ludzie wypoczęci być muszą, konie czy woły nie. Mogą i paść w Jelling byle nas dociągnęły. Woźnice jeno muszą tomni być powożąc, reszta zamiennie w dzień czy w nocy spoczywać podczas drogi może. - Spojrzał na jarla lecz zaraz znów odwrócił wzrok ku Svenowi. - A wilcze ścierwa i tak jak najbliżej świtu atakować będziem gdy po nas się tego spodziewać nie staną. Jak dotrzemy do Jelling pod kolejny wieczór, to zbrojni będą mieli czas i na sen i odpoczynek jeszcze nim w bój ruszymy. Pytania jakieś masz jeszcze?
- A mam… -
Uśmiech nie schodził z twarzy posłańca. - Zawsze tak wiele jęzorem klepiesz? Może wilki zagadasz na śmierć… - Uniósł brwi w przedrzeźniającym geście uniżenia.
- Może zagadam. -
Skald jakby się namyślał. - Mój wóz ty pociągniesz zaprzężony razem z woły. - Freyvind minę miał poważną by nie dać pomyśleć iż tylko żartuje. - Przed nimi. Niechaj kto mu załatwi chomąto.
- Pod jednym warunkiem -
zgodził się Sven. - Ona… - wskazał na Chlo - nago przed nami będzie szła. Jako marchewka świecić i drogę uprzyjemniać. - Mrugnął do Franki wesoło.
- Warunków mieć nie będziesz. Nie zastosujesz się do polecenia, to jak psa ubije, chyba że wodza wyprawy na holmgang chcesz podjąć. Wtedy byle szybko, bo czas goni. - Freyvind położył dłoń na głowicy miecza i zbliżył się do Svena tak blisko, że twarz od twarzy na dłoń mieli.
- Usuń się z mych oczu i na zaprząg czekaj - wycedził patrząc mu w oczy.

Volva przyglądała się całej sytuacji z nieporuszonym obliczem, jeno na Agvindura zerknąwszy ciekawa jarla reakcji, by po chwili zająć się spinaniem rozczochranych do tej pory włosów w schludny kok. Agvindur bez słowa stał konia po karku poklepując, najwyraźniej wolną rękę pozostawiając wychowankowi. Sven zaś miał na ustach jakąś ripostę jednak bliskość skalda w popłoch go musiała wprawić bo zbladł i nagły pot go oblał wyraźnie widoczny nad górną wargą i czole. Wzrok odwrócił nagle i począł tyłem się odsuwać, zgięty w pół niemalże. Po trzech krokach w ten sposób, gdy potknął się dwa razy, konia złapał za uzdę gwałtownie i pociągnął by niemalże do biegu się ruszyć. W oczach widać było przemożny wpływ Freyvindowej woli. Głosu wydobyć nadal nie mógł jeno słychać było jak raptem powietrze wciąga jakby dusił się z niepokoju.
- Trzy wozy gotować, dwakroć zwierząt ku temu potrzebnych przysposobić. Co postój zmiana pociągowych. - Lenartsson patrzył na Svena i tylko chwilowym odwróceniem się ku Thorze zaznaczył, że nie do przybysza kierowane są te słowa. - Wziąć woźnice co do walki stawać nie będą i dwóch co zwierzęta zamienne w drodze opilnują. W noc zbrojni niech spoczną na wozach. Skrzynie przygotować i od wewnątrz płótnem obić. Za pół godziny wyruszamy - dokończył tocząc wzrokiem po hirdmanach i sługach. Coś go tknęło. Loki. Sukinsyn… - A i nagotujcie kilka zapasowych kół i inszych części by na popasach wymienić można było jak co się spieprzy. Bo że tak się stanie to pewne… - dodał ciszej.
Wieszczka uważnie przyglądała się skaldowi, gdy polecenia wydawał, słowa jednak żadnego nie rzekła, by w końcu wzrok przenieść na pozostałych uczestników wyprawy. Zdawała się oceniać wszystkich w swych myślach.



Z turkotem i klekotaniem Rune podstawił trzy wozy drewniane.
Wszystkie zdobione półrzeźbami, z porządnie zbitymi kołami i wymoszczone skórami. Każdy z nich prowadzony przez młodzika może 16 - 17 letniego. Elin poznała, że to chłopcy - nowodrużynnicy, co szkolenie u jarla odbywają. Czas był by pierwsze wyprawy poczęli.
Za wozami szła Ingeborg i Svend, co do jarla przyszli, prosić o odnalezienie Sigrun. Życzyli powodzenia i jemu i pozostałym w tej wyprawie po niewinność.
Pojawił się i Ødger, od którego Chlo trzymała się z dala, Frey zbliżył się do niej, rozglądając się ze zmarszczonymi brwiami.
- Tego przybysza nie widziałaś gdzie czmychnął? - spytał orientując się, że Svena nagle brakuje wśród ludzi gotujących się do wyjazdu.
- Ruszył w głąb wioski, tam gdzie stos był - mruknęła lekko zezując by Rudowłosego w zasięgu wzroku mieć.
- Czemu taka zalękniona się zjawiłaś z Bjarkim?
- Miałam się taką zdawać, toć nakaz wypełniam -
podniosła oczy na Freya. Iskierki humoru w nich błyszczały.
Prawie się roześmiał. Nie skomentował.
- Konno czy na wozie z nami wolisz, czyń jak zechcesz - rzucił.
Chlotchild w siodle radziła sobie średnio, ale lubiła to. Jeszcze zanim zamknięto ją w klasztorze miała ku temu okazje. Potem już nie. Skald rozejrzał się zali wszyscy są, prócz Svena jaki z oczu zdecydował się na razie zniknąć. Volunda jednak jak nie było wcześniej, tak nie było i teraz. Agvindur zbliżył się do Freya.
- Daj znak do wymarszu. A Thorze każ mówić Gangrelowi, żeby nasz szukał na szlaku. Z wozami ciężko śladów nie zostawić. My ruszać winniśmy. Już i tak dość czasu zmitrężone. - Wszystko mówił to niby mimo, poklepał wychowanka po ramieniu.
Skald wdrapał się na wóz.
- Trupa do wozu uwiązać - powiedział wskazując na zwłoki wilkołaka majace w tej kondycji całą drogę być ciągnietymi po zmarźniętym trakcie. - Thoro, rzeknij Pogrobcowi aby naszym tropem zdążał ku Jelling gdy się pokaże. Konno winien nas łacno dopędzić. - Potoczył wzrokiem po niewielkim konwoju i konnych.
- W drogę! - krzyknął sadowiąc się wygodnie na skrzyni w której miał spędzić dzień. Bjarki wdrapał się z drugiej strony.
Volva z zaciekawiem przyjrzała się Freyvindowi siedzącemu na wozie i jakby leciutki uśmieszek przez chwilę na jej ustach zagościł.
Chlo za to na karego konika wskoczyła. Z minką buńczuczną pierś wypięła i dumnie nosek zadarła. Na tle berserkerów posępnie wyglądających w swych skórzanych kurtach, wyglądała niczym kwiatuszek.
Bjarki zaś niewprawnym ruchem łapsko uniósł w niemym pozdrowieniu, patrząc gdzieś w dal.
Gdy karawana ruszyła, Agvindur na przód się wysforował.
Z tyłu dwóch wojów szło, po bokach wozów Rudy jechał ze swymi ghulami, Elin zaś koło jarla konia dumnie dosiadała.



Kończył się pierwszy z nocnych popasów uczyniony by zwierzętom wytchnienie poczynić i zmienić na nowe, aby świeże zastąpiły je przy wozach. Dzięki temu być może noc i dzień do Jelling bez przerwy zajechać by można.
Volva w trakcie posiłku przygotowała pierwszą dawkę naparu dla wojów, gdyż zioła zaczynały działać powoli i potrzebowały czasu na rozwinięcie swych możliwości.
Ludzie również zmieniali się, kilku miast na koniach by wypoczywając podróż kontynuować na wozach się pokładło. Freyvind z chomonto w ręku podszedł do Svena, jaki na koniec kawalkady jeszcze w Ribe dołączył.
- Zapomniałeś o czymś. - W oczach skalda przebłyskały figlarne iskierki, gdy do zbrojnego Sigvartha się zwracał.
Elin w tym czasie zaczęła wojownikom amulety przez siebie poczynione rozdawać, na koniec zostawiwszy naszyjniki, gdy jej uwagę głos Freyvinda przyciągnął i zerknęła w tamtym kierunku.
- Przemyślałem Twą szczodrą ofertę i postanowiłem jej nie przyjmować. - Sven rozpakowywał tobołek nie patrząc na Freyvinda. - Następnym razem może…
Skald pokiwał głową.
- Tak tedy stawaj. - Odrzucił chomąto i wyciągnął miecz.
Volva ruszyła w kierunku obu mężczyzn z niezgłębionym wyrazem na twarzy.
- Do bitki tak Ci śpieszno, Freywindzie? - zapytała z zaciekawieniem.
- Zawsze. - Skald uśmiechnął się. - Choć tu mniej. Żal ubijać woja, co przeciw wilkom pomóc może.
- Elin, jak zwykle piękna wieszczka. -
Sven skłonił się z uśmiechem wyciągając pakiecik niewielki i podając wampirzycy. - Ot, prezencik dla Ciebie. - Puścił oko z zadowoleniem.
Volva spojrzała na pakunek potem na mężczyznę, choć nie wydawała się zaskoczona.
- Dziękuję. - Skinęła lekko głową i ponownie zwróciła się do skalda. - Sighvart nie będzie zadowolon jeśli jego sługę krwi ubijesz - rzekła ostrzegając Freyvinda. - Poza tym… - Na twarzy wieszczki pojawił się leciutki uśmiech. - ...cóż to za wyzwanie dla Ciebie?
- Z Sighvartem to omówię, powinien zrozumieć, główszczyznę wypłacę. -
Skald pokiwał głową. - A wyzwanie żadne. Nie ma jednak wyboru. Albo polecenie spełni, albo go ubiję. Na Freya się klnę. Widziałaś Agvindura, co zapowiedział coś, a cofnął się bo kto spełnić jego woli nie chciał? - Odwrócił się do Svena rzecząc: - Chomąto wkładaj, lub miecz w rękę bierz inaczej nie Valhalla ci pisana.
- Do pierwszej krwi? Czy śmierć i życie? -
spytał wesoło zbrojny Sighvarta.
- Śmierć. To nie sprawdzenie się. To kara.
Elin oczy uniosła ku gwieździstemu niebu jakby tam czegoś szukała ale słowa już nie rzekła. Mężczyźni… Tak typowe dla nich… W dłoni poczuła paczuszkę i zerknęła na nią z zainteresowaniem. W środku na płótnie leżała zasuszona ludzka dłoń z wymalowanym na niej znakiem Algiz. Sven zaś miecz dobył odstawiając tobołek na bok, przy koniu.
Volva zamarła wpatrzona w dłoń, by ze zmarszczonymi brwiami spojrzeć na Svena.
- Cóż to ma znaczyć?
Posłaniec już jej nie słuchał stając na przeciw skalda. Reszta wojów się zeszła by krąg utworzyć.
Elin była wściekła. Nie mogła już teraz przerwać walki, Sven nie przeżyje i nie odpowie na jej pytania. Jedyne co pozostało to skorzystać ze swego Daru. Dotknęła dłoni swoją i przymknęła oczy.
- Na śmierć, nie na drugie życie. Nie licz na przebudzenie, choćby i Agvindur tego chciał. Ktokolwiek, chciałby uczynić cię Einherjar następny będzie na holmgang ze mną. - Frey zrobił mu miejsce w kręgu.
Sven skinął jeno głową. Miecz szykując, lekkiego młyńca nim zakręcił i do walki niczym łasica się zwinął.
Frey na to jedynie wściekle wykrzywił twarz i zamachnął się mieczem.



Elin zachwiała się i krok w tył uczyniła, by szepnąć.
- Nie… - Nie bacząc na to, że nie powinna. Wojów zaczęła roztrącać, by do kręgu się dostać. - NIE! - Wrzasnęła.

Lecz jej krzyk niewiele dał, bo Freyvind Svena zabił…
Jednym ciosem, bez finezji wraził szybkim pchnięciem sztych w jego żywot, a sługa Sigvartha jakby tego oczekiwał i choć postawę do walki przyjął to wręcz nabił się na ostrze.
Bąbelki krwi pojawiły się w kącikach ust, by zmienić się w cieniutką stróżkę posoki. Miecza swego nie puścił, jeno drugą dłonią ostrze broni Freyvinda uchwycił. Z leciutkim skrzywieniem niby uśmiechem spojrzał w oczy skalda:
- Dziękuję - szepnął nim zaczął konać.
Przez tłumek volva przebijająca się zgon posłańca ujrzała.
- Założysz to chomąto, choćbym miał gołymi rękoma Utgardu dobywać - warknął Freyvind przypadając do Svena. - Choćby potem drugi raz cię zabiję. Choćbym miał świniom rzucić. - Dossał się do jego szyi pijąc krew woja zachlannie. Po czym naciął przegub swój i przystawił do ust umierającego woja.
Ktoś jeszcze się przez krąg przepchnął.
Franka stanęła blisko całą rzecz obserwując. Pochyliła się lekko z wyrazem twarzy tak … diabolicznym, że gdyby skald dychać mógł, dech by mu odebrało. Tymczasem płyn błogosławieństwa Odyna spływał powoli w gardło posłańca. Elin przystanęła przyglądając się wszystkiemu z kompletnym zaskoczeniem malującym się na twarzy, by powolnym krokiem niczym zahipnotyzowana zbliżyć się do obu mężczyzn.

Cisza wokół zapadła jak makiem zasiał.

Nikt przerwać postępku skalda nie zamierzał. Widzieli co spotyka tych co mu sprzeciw dają.
Agvindur obserwował wychowanka również wśród zebranych stojąc.
Tak mocnym było błogosławieństwo Canarla płynące w żyłach Freya, że Sven po kilku chwilach rękoma drapać ziemię począł. Oczy wybałuszone w niebo wbite, rzężenie dobywające się z gardła, przyduszony stęk bólu, nogi kopiące niemal agonalnie.
- Wiąż go i do skrzyni. - Skald odwrócił się do Bjarkiego. - Jak myślał, że w śmierć przede mną ucieknie, to srodze się pomylił. - Minę miał zaciętą.
Więcej…
Wkurwiony był strasznie, balansował na granicy szału głównie przez to, że z niezrozumiałego powodu Sven sam śmierci szukał co widać było po tym jak do walki stanął. Zabicie go nie ocierało się tu nawet o karę na tak obcesowe podważanie autorytetu przywódcy wyprawy. - Wiąż mocno - dodał.
Wstał i potoczył spojrzeniem po wojach unikając jednak z jakiegoś powodu wzroku volvy. Jakby z winą wypisana na twarzy.
- Gotować się do drogi. Wyruszamy - warknął cicho, ale wyraz jego twarzy daleki był od tego jak głośno polecenie wydał.
Elin nic nie mówiąc podeszła do skalda i drewienko z wyrytą runą na rzemieniu mu podała, po czym odwróciła się i odeszła bez słowa w stronę jarla. Ten na wampirzycę spojrzał pytająco.

Bez słowa również kolejna postać przybyła do niewielkiego widnokręgu ognisk, szlakiem od strony Ribe, doganiając forsownym marszem hird w czasie postoju. Pogrobiec przybył, wychodząc z ciemności - przez sekundy ułamek dostrzec było można, jak szkarłat jego oczu ku bieli powraca, gdy w pobliże światła się przybliżał - w tej chwili, co Jarl Bezdroży wydawał rozkaz z mocą swego brata krwi jakoby.
Z dala sylwetka Pogrobca niewiele się poprzedniej nocy różniła, poza tym że na gieźle kryte skórą oczka jakiejś z wolna rdzewiejącej kolczugi niósł.Pod ramieniem prawym, luzem na przedramieniu spoczywała włócznia grotem przy ziemi jako szedł, nawet dłonią jej nie trzymając, a jedynie kciuk jej dziwnie za pas zatknięty mając - w drugiej zaś hełm letko trzymając.
Pierwsza Chlotchild dostrzegła czy też może posłyszała Gangrela i uradowana skaldowi rzekła:
- Volund dopędził nas, panie! - Paluszkiem wskazała nadchodzącego.
Frey wyszedł naprzeciw Pogrobca.
- Między Tobą a jarlem to co w chacie było. Mnie cieszy Twój widok - powiedział uciekając lekko wzrokiem na wspomnienie tego jak moc dana przez samego Odyna przykazała rozpętywać jatkę w schronieniu aftergangerów w Ribe.
- Moje słowo jest żelazne - odparł tylko Pogrobiec, jak gdyby wstrzymując inne słowa… Być może za klątwą volvy sprawione, być może czymś jeszcze innym. Pochylił jednak głowę, oczu nie przymykając, w powitaniu. - I nie sposób ukryć, żeś dopiął swego. Jeno odpoczynku mi było trzeba.
- Wozym wzieli tak by w dzień wędrówkę prowadzić i spoczywać. Nie zbraknie ci tego. Agvindur na czele wyprawy mnie postawił. Przyjąłem, choć nie chciałem. Więcej upatrywałbym tego by on nas prowadził. Wolałbym abyś jak walkę ramię w ramię to traktował.

Najdrobniejszy z uśmiechów zawitał znów na ustach Pogrobca tak krótko, że równie dobrze mógł być przywidzeniem.
- To więcej, niż bym liczyć mógł, Jarlu Bezdroży - odparł tylko, jak zawsze lakoniczny.
- Ruszajmy tedy. Czas goni, a do świtu niewiele. Skrzynia czeka. Po dwie na wozach, nikomu nie zbraknie gdy zbrojni wieźć nas będą.

Niedługo potem w dalszą drogę wyruszyli.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-06-2016 o 01:37.
Leoncoeur jest offline  
Stary 25-06-2016, 13:01   #33
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Volund



Elin dostrzegłszy przybycie Volunda poczekała aż rozmowi się z kim pragnął, by potem podejść do niego. Uważnie szyi jego się przyjrzała nim rękę z niewielkim wisiorkiem wyciągnęła.
- Cieszę się, żeś dołączył. To dla Ciebie.
Szyja Pogrobca zaś zakryta była szmatłowym materiałem, jako szal służącym, pod którym i oczka kolczugi zapewne chronić go miały. Był zmierzał w stronę jednego z wozów, gdy volva doń podeszła, od razu jak drapieżny ptak wzrok ku niej zwrócił.
Kilka sekund milczał, nim oczy na wisiorek skierował. Nim się odezwał jeszcze, wznowił ku wozowi kroki.
- Cóż takiego czyni? - zapytał niewzruszenie, ale podejrzliwość i nieufność równie dobrze runami wypisane na plecach mieć mógł.
- Ochronę. - Podreptała za nim. - W walce się nie przydam, więc tak przynajmniej chcę pomóc.
- Jesteś afterganger, jako i my. Gdybyś chciała, nauczyłabyś się życie odbierać. - odparł nonszalancko, do ochrony się nie odnosząc. Do wozu podszedł, jednym ruchem ręki, nie tyle zręcznym co wprawionym w przód włócznię na wóz wyrzucając. Następnie wzrok na ubitego wilkołaka skierował, wzrok świadczący, iż jakiś zamiar ku niemu niósł.
Skrzywiła się lekko na myśl, że miałaby zabijać.
- Nie nadaję się do tego… - Odparła cicho i spojrzeniem ku wozowi potoczyła. - On jak sztandar ma być niesiony… - Powiedziała wpatrzona w martwe ciało.
- Nie musisz jak oni, śmiercią się napawać. - odparł, na “sztandar” patrząc, po czym odwrócił głowę ku volvie, w spojrzeniu jednak i słowach jak gdyby zdeterminowany był zniesmaczeniem, by grubiańsko niszczyć wszelkie plony postrzeganej hipokryzji. - Lecz pijąc życie rzeczesz, że się nie nadajesz?
- Ale nie zabijam… I nikt mnie o zdanie nie pytał, czy Dar pragnę przyjąć. - Wieszczka ciągle w ciało się wpatrywała jakby wzroku odwrócić od niego nie potrafiła.
- Widziałem Bestię w Tobie. Może za lata, może za dekady, z lęku z głodu zabijesz, a potem będzie tylko łatwiej.
Słowa Pogrobca sprawiły, że zdołała w końcu wzrok przesunąć na jego piękne oblicze, w błękitnym oku czaił się smutek.
- Mam nadzieję, że będzie to jak najpóźniej… - Wyszeptała. - Nie przyjmiesz amuletu?
- Amulet jako i tarcza, jest narzędziem, może i błogosławieństwem. Lecz jedyne jak możesz chronić, co i kogo Ci drogiego, to umieć zabić… i znać siebie. - odparł,również na volvę patrząc. Znienacka jednak zadał pytanie, choć równie spokojnym, cichym tonem.
- Znana ci jest jakaś mowa obca?
Pokręciła głową.
- Jena nasza i run. - odparła.
Pogrobiec skinął na to głową, znowu hird spojrzeniem omiatając. Cokolwiek chciał rzec, nie zaryzykował tego. Nie w zrozumiałym dla innych języku.
Przyjrzała mu się uważnie ale nie namawiała do wypowiedzenia słów, których nie chciał wypowiedzieć. Spojrzała ponownie na trzymany w ręku wisiorek i westchnęła cicho.
- Przeszkadzać zatem nie będę. - W słowach kobiety smutek dało się wyczuć. Skinęła mu lekko głową i oddalić się chciała.
Volund dłoń delikatnie ku volvie wyciągnął, po amulet.
- Prawdziwego daru, życzliwego jeśli niechcianego, nie sposobna nie przyjąć. - zaaluzjował do słów samej umarłej, na temat jej wstąpienia w noc…
Uśmiechnęła się łagodnie i podała Pogrobcu wisiorek. Ten wisior jął w obie ręce, odwróciwszy się w pełni ku volvie, i przyglądając się mu uniósł wysoko, by założyć, przez chwilę jeszcze go opatrując.
Założył ochronną runę na szyję kobiecie, upewniając się, że leży dobrze, jak gdyby na chwilę wolny całkiem od zatruwającej pogardy. Na chwilę dłonie na ramionach kobiety położył.
- Είστε τα μάτια και τα αυτιά, το θάρρος και την αγάπη. Θα βοηθήσει, περισσότερο από άλλους, ακόμα και αν ο ίδιος δεν ξερει. - powiedział tonem jakim i mówił, nie inkantacją, a zwykłą rozmową… pochwałą.
Potem dłonie z ramion wieszczki zdjął i o krok odstąpił, nim z niewzruszonym obliczem odwrócił się i do wilkołaka podszedł, przy truchle przyklękając, jak gdyby volvę całkowicie z myśli na obecną chwilę przepędziwszy.
Gdy dłonie na jej ramionach położył volva oblała się lekkim rumieńcem jakby żywą była i wpatrywała się zahpinotyzowana w jego piękną twarz. Słów kompletnie nie rozumiała ale gdy skończył zdołała wybąkać
- Dziękuję… - i korzystając,że uwagę od niej odwrócił spłoszona umknęła.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 26-06-2016, 18:43   #34
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Postój następnego wieczoru

Gdy Freyvind przebudził się podczas postoju niedługo po zachodzie słońca otworzył swą skrzynię napotykając wzrok Bjarkiego.
- Wyciągnij go - skald powiedział twardym głosem.
Grim nie ociągał się w wykonaniu polecenia swego pana.
Odbił wieko skrzyni i dźwignął związanego Svena, któren z szaleństwem i przerażeniem wpatrywał się w skalda i jego ghula. Mówić nie mógł, bo knebel mu to uniemożliwiał. Bjarki spojrzał na Freya:
- Knebel zdjąć?
- Jeszcze nie.
- Skald ignorował ciekawe spojrzenia. W części ciekawe, w części pełne obawy. W części rodzącej się wściekłości.

Wziął związanego za kubrak i przed nowo zaprzęgnięte woły pociągnął.
- Chomąto! - warknął ze złością, a Bjarki zbliżył się mocując je wpierw do zaprzęgu. Woły boczyły się trochę i trzeba było na linie w większej oddali Svena doczepić.
- Pij! - Frey niecierpliwie własnymi kłami rozdarł przedramie i zerwał knebel z ust skrepowanego potomka. - A ty - zwrócił sie do Grima - odciągnij, gdybym w przyjemności się zatracił.
Sven poddał się emocjom i Bestia pod jego skórą pełgała blisko. Skald nie musiał powtarzać dwa razy bezrozumnemu obecnie nowo stworzonemu. Ugryzienie bolało jeno chwilę. Gdy Sven pociągnął pierwszy łyk, łapczywie, niewprawnie, nie mogąc pomóc sobie rękoma, Lenartsson poczuł błogość rozlewającą się po członkach i wściekłość nieco tłumiącą.
Po dłuższym czasie oderwał przedramię od kłów zeszłej nocy przebudzonego i założył mu chomąto na szyję.
- Idź - polecił cedząc te słowo i patrząc mu w oczy. - Idź i prowadź ku Jelling.


Jezioro Engelsholm

Chlo, co ostatni odcinek przejechała na wozie przytulona do nóg skalda i opatulona skórami, zeskoczyła z wozu z rozespanym westchnieniem. Rozejrzała się z ciekawością. Połowa nocy już była, księżyc świecił jasno rozświetlając nieco okolicę:



Śnieg leżący jeszcze dość mocno nad brzegiem Engelsholm odbijał zimne światło Mániego, nadając miejscu spotkania wyprawy nieco widmowego charakteru. Łyse drzewa rzucały długie cienie, jakby bojaźliwie drżące tam gdzie padło na nie światło z zapalonych pochodni. Cisza z rzadka przerywana odgłosami zwierzyny jakby narzucała przyjezdnym sposób zachowania się. Nie wszystkim jednak...

- No tośmy pierwsi
- Rudowłosy radośnie klepnął zad konia po zlustrowaniu okolicy.
- Sighvart powinien być niedługo. - jarl skwitował beznamiętnie spoglądając na Freyvinda, jakby czekając na jego dalsze rozkazy.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 28-06-2016 o 20:31.
corax jest offline  
Stary 29-06-2016, 19:48   #35
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Elin, Freyvind, Sven
Elin odczekawszy chwilę podeszła do Freyvinda ostrożnie.
- Z Twym potomkiem o prezencie, który mi dał pomówić muszę - powiedziała cicho. - Czy będzie w stanie rozmawiać przy następnym postoju? - Spojrzała pytająco na skalda.
“Potomkiem”.
Do skalda wciąż to nie docierało. Przemienił Svena w spontanicznym akcie wściekłości, coś takiego nie mogło skończyć się dobrze.
- Co tylko zechcesz Elin, czy teraz, czy na postoju pomów z nim. - Spojrzał na nią uważnie. - Runa, którą mi dałaś… Jak mam to odczytywać?
- Gdy do walki dojdzie bezużyteczna będę, to choć ochronę próbuję Wam zapewnić -
odparła spokojnie. - Jarla ludziom i pozostałym Einhejahr podarowałam podobne amulety. - Zerknęła na Svena z niepokojem w błękitnym oku i wróciła spojrzeniem do skalda.
- Dziękuję. Wiele dar ten dla mnie znaczy. Widzę, żeś niecierpliwa by z nim pomówić. Nie wiem jednak czemu. Nijak naciskać nie będę, jeżeli powiedzieć nie zechcesz. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział żem nie ciekaw.
Milczała przez chwilę ale w końcu zdecydowała się odpowiedzieć:
- Prezentem jest obcięta ręka. Z pewnością to nie przesyłka od Sighvarta, a zatem muszę wiedzieć od kogo… Takie rzeczy zazwyczaj się jako ostrzeżenie wysyła… A ja nie mam pojęcia, kto mógłby chcieć mi taki prezent podarować.
- Zaiste dziwne to. - Freyvind zmarszczył lekko brwi. - I niepokojące… Elin… - Przez chwile na twarzy skalda odmalowała się bezradność, przykryta wnet wynikającą z niej złością. - Prośbę mam do Ciebie. Jeżeli mogę... Sven już w Ribe drwiną szydził. Celowo autorytet wodza podważał, za co nie mógł się spodziewać niczego innego niż śmierci, bo tak u nas wszak jest. Gdy miecz wyciągnął nijak się nawet nie bronił, sam na ostrze się nabił. Czym i mnie zaskoczył gdy ciężko ranić jeno zamierzałem. - Znów spojrzał na volvę bezradnie. - A oddając tchnienie jeszcze dziękował. Nic nie rozumiem, dowiesz się czemu tak postąpił?
- Sven jest cwany niczym lis… Takie zachowanie nie pasuje do niego. -
Zmrużyła lekko oczy. - Postaram się, choć podejrzewam, że prędzej Tobie więcej niż mi powie. - Odetchnęła cicho a w jej oku niepokój ponownie błysnął. - Zobaczę co da się zrobić.
- Obyśmy oboje odpowiedzi na swe pytania dostali. -
Skald miękko z pewnym zamyśleniem rysującym się na twarzy patrzył na volvę usuwając się lekko na bok i nie dodając nic więcej.
Pokiwała lekko głową i w stronę nowo przemienionego ruszyła, lecz z rozmową poczekać trzeba było do kolejnego postoju. Sven ciągnąc wóz z wołami zaciął się i nie reagował na nic. Do umysłu młodego wampira dotrzeć w tym momencie niemożnością było.





Elin, Freyvind, Volund, Sven
Elin podeszła do nowoprzebudzonego gdy Bjarki ruszył się aby aftergangera odwiązać.
Bo tylko ten krótki etap w jakim dotarli nad jezioro miał być karą. Freyvind nie chciał wszak przesadnie Svena upadlać, a i złość zeszła już z niego. Skald bardziej skupiał się nad problemami jakie wyniknąć mogły z jego zapalczywości.
- Pomówić z Tobą muszę - rzekła spokojnie do Svena gdy przystanęła przy wciąż związanym młodym wampirze.
Młody wampir spojrzał na volvę jakoś nieprzytomnie.
- Czemu… czemu on to zrobił? - niewiele sobie raczej robił z chomąta na sobie.
- A czemuż zginąć pragnąłeś? - Zapytała wieszczka patrząc intensywnie w oczy Svena. - Od samego początku go prowokowałeś… - Przekrzywiła leciutko głowę. - Czemuż to?
Wargami poruszył jakby rzec coś chciał ale jeno brwi zmarszczył. W oczach błysnęła bestia, gdy głową jeno pokręcił jakby z wody się otrzepywał.
- Z początku jeno krotochwila… - Skrzywił się. - Żalu nie mam o wyzwanie. Potem… -
Zerwał więzy i rzucił się gwałtownie ku volvie ręce ku niej wyciągając z wściekłością na obliczu. Szybkość po stwórcy musiał odziedziczyć. Gdyż Elin nie zdążyła mu umknąć, choć cofnąć się próbowała z przestrachem w oku. Freyvind z oddali ku nim zerkający zaklął szpetnie i rzucił się w ich kierunku.
Świeżo przebudzony afterganger ucapił ją mocno, choć chyba sprawy sobie nie zdając ze swej siły. Elin poczuła głuche chrupnięcie kości w stawach gdy szarpnął ją zbliżając swą twarz do jej:
- Nie pamiętam… czemu nie pamiętam? Ciebie jedną miałem znaleźć. Coś Ty zrobiła? Teraz wszystko przepadło… - Wściekłość rysy mu zaczynała wykrzywiać w upiornym wyrazie. - Coś ty kobieto zrobiła?! - ryknął gdy kły się pojawiały.
- Panie! - głos Grima ponaglił skalda, gdy sam do pomocy się rzucał.
- Kto… kto prezent Ci dał… - wyszeptała.
Frey z Bjarkim dopadli do spiętej ze sobą dwójki aftergangerów. Skald sięgnął ku mocy krwi zwiększając swą siłę i za chomąto szarpnął by głowę sługi Sighvarta od Elin odciągnąć, a sługa jego wspomagając również ze swej strony ułapił i pociągnął.
Pomogło.
Sven niby lalka odrzucony w tył został, jego uścisk pozostawił po sobie jeno obolałe miejsce na ramionach Elin. Charknięcie wyrwało się jeno z ust młodego przemienionego, gdy stracił równowagę pociągnięty wielką siłą.
- Kazał dać Tobie!!! - wrzeszczał szarpiąc się by wolność wywalczyć. - Coś Ty zrobiła?! To Ty!!! Lokiego służka! - Plwociny w powietrzu zawisły gdy wrzeszczał ochryple.

Ku scenie, która pomiędzy szarpaniną a okrzykami uwagę całego odpoczywającego pochodu hirdu była zwróciła, podszedł już Pogrobiec. Szedł spokojnym krokiem jak gdyby widział wcześniej Bjarkiego i Freyvinda samego, którzy chyżo na miejscu byli i nieszczęśnika tylko od wymarszu w chomąto opatrzonego od volvy oderwali. Podszedł o kroków kilka bliżej Elin z włócznią nie na ramieniu opartą, a w dłoni już trzymaną. Tuż za Gangrelem nagle pojawiła się Franka przyglądając się z fascynacją całemu przebiegowi sprawy. Freyvind zaś patrzył to na Svena, to na Elin z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy.
- On jest przerażony - mruknęła Chlotchild z jakąś dziką radością i wypiekami na twarzy.
Oczy jej płonęły. Postąpiła krok do przodu wychylając się bliżej jakby powąchać powietrze wokół świeżego potomka skalda chciała.
Wieszczka spojrzenia z niego nie spuszczała stojąc jakby nieporuszona.
- Kto? Kto dał Ci ten prezent? - wysyczała kły pokazując.
Sven szarpnął się wściekle w uścisku stwórcy.
- Mów jej wszystko co wiesz - rozkazał Freyvind wściekłym głosem. - I czemu służką Lokiego ją nazywasz?
- Boć to jej druga natura! Nie widzisz tego? Jesteś głupcem, jeśli nie dostrzegasz… - Wampir zaczął się szarpać nieco mocniej. Za to uwagę zwróciły jego słowa innych wojów. Nagle Elin stała się centrum ich zainteresowania. - On miał rację, miał rację! Bądź przeklęta!!! - Frustracja zaczynała się w nim przelewać i cienka nić dzieliła go od wpadnięcia w szpony bestii.

Pogrobiec przez sekundę milcząc oglądał sytuację i spojrzenie swoje na ghulicy Freyvinda skoncentrował. Jednym rzutem oka obaczył samego skalda, który Svena w ryzach trzymając z Bjarkim, na dodatek oskarżeniem volvie rzuconym był pochłonięty… zdawałoby się.
- Chlo - Volund zagaił ghulicę, która zza niego wychynęła napawać się przerażeniem świeżo stworzonego wampira.
- Aha? - Niby twarzyczkę obróciła do Gangrela ale spojrzenia nie spuściła, jakby chłonąc strach i obawy.
- Pater noster, qui es in caelis: sanctificetur nomen Tuum; adveniat regnum Tuum - zaczął mówić, prawie mimochodem, do kobiety.
Franka tym razem odwróciła się cała, trzęsąc się jakby dziegciu opita. Pobladła. Zamarła w bezruchu, usta niemal zasiniały. Obce słowa uwagę Elin przyciągnęły i spojrzała na oboje rozmawiających, oko zmrużyła widząc reakcję Chlo, skald zaś warknął do Grima by trzymał Svena i uniósł się na nogi.
Nim któreś z nich coś powiedzieć zdołało, blondynka doskoczyła do Volunda niczym łasica rzuciwszy mu nieswoim, niskim, chrapliwym głosem w twarz:
- Tu va mourir premier…. - pchnęła go mocno na volvę i uciekła w las.



Pogrobiec jednak leciutko się tylko zachwiał w miejscu, wobec nikłej siły kobiety, i gdy ruszyła biegiem jak gdyby w tej samej sekundzie już o niej nie pamiętał, podchodząc bliżej, na jej miejsce, chłodno patrząc na Svena i zgromadzonych.
- Wróci lub ją wytropię - jak gdyby tylko uspokoił Freyvinda.
Volva patrząc za Franką poczuła spojrzenia wszystkich na sobie i uśmiechnęła się lekko.
- Gdybym Ognistemu Olbrzymowi służyła, to czy swe oko Wszechojcu bym oddała? - Krzyknęła patrząc na wszystkich. - I czy przyjąłby wtedy mą ofiarę zsyłając wizję? - Zapytała. - Czy kogoś z Was ukrzywdziłam kiedy i czy me wieszczby nieszczęście przyniosły? Zastanówcie się nad tym, a teraz pozwólcie za dziewczyną pójść boć widać, że przerażona.
- Bjarki ją znajdzie. Wprawę w tym ma - odrzekł Freyvind patrząc to na volvę to na Pogrobca. - Zwiąż go, ale tym razem tak by się nie uwolnił i idź jej szukać - warknął do wielkoluda.
- Modły do zaborczego boga południa? - spytał spoglądając na berserkera.
- Znam mowy wielu umarłych. Dziewczyna jeno chwilę zaczęłaby przeszkadzać - spokojnie odpowiedział Pogrobiec, podchodząc w bezpiecznym pobliżu, jak by do wiązania Svena pomocy było trzeba z trzymaniem go.
- Przeszkadzać? - Skald zmarszczył brwi nie rozumiejąc.
- Agvindur rzecze, że ten tu to poseł… ja żem widział jedynie jak jest wiązan, inni żeś go ubił mówili. - zauważył Pogrobiec. - Nie rzekę, że nie wiesz co czynisz, lecz jeśli słowa z wczoraj prawdziwie prawiłeś… czemuż on w więzach wciąż? Czemu go Chlo jako zwierzę baczy?
- Spytałem w czym zaczęłaby przeszkadzać? - Freyvind zbliżył się.
Przez chwilę Pogrobiec obrócił nieco głowę na bok - bardzo jak Frey uciekł spojrzeniem, jednak Volund uciekał nie przez skalda oczyma, lecz po prostu, do jakiegoś lunatycznego stanu umysłu.
W następnej chwili jednak jak gdyby ocknął się i jak gdyby nic nie miało miejsca, rzekł:
- W pytaniach zadawanych przez Elin, i rozumieniu oszczerstw jego w noc wykrzykiwanych.
- Stojąc i chłonąc jego przerażenie? - w oczach Lenartssona pojawiły się ogniki gniewu.
- Stojąc i go concluti - zakończył ostatnim słowem w południowej mowie, oczy zaś niewzruszone zwrócił w pełni na Freyvinda.
- Stojąc i co? - Gdzieś w oczach skalda ogniki złości zmieniały się w leniwe przebudzanie się czegoś. Zacisnął pięści.
- Poniżając, pogłębiając wrogość, unieprzejedniając i szykując się do bardziej donośnych rzeczy. Nietrudno w niej to dostrzec, jako i nietrudno dostrzec w niej lęk przed południem, i Twoją do południa nienawiść. - Tak samo patrzył na Jarla Bezdroży Pogrobiec.
- Mylisz się, bo nie czuje nienawiści do południa. Skoro w tym się mylisz i w jej ocenie zapewne. A modły do ojca ukrzyżowanego jedynie złość Asów i Vanów wzbudzić mogą. Gdy tak wsparcia ich nam trzeba gdy ze strasznym przeciwnikiem zmierzyć nam się przyjdzie.
- Zatem mylę się - powiedział po prostu i nawet nie zwalniając Volund, czas cały w pobliżu stojąc, jak by do Svena pomocy było trzeba.
Bjarki skończył wiązać nagle leżącego spokojniej Svena.
- Panie, gotów. - Potomek Freya wygladął jak związany dzik.
- Lenartsson - dobiegł Freyvinda głos jego potomka. - Lenartsson… - przyzywał swego stwórcę cichym głosem.
- Dziękuję za pomoc - odrzekła w końcu Elin i odwróciła się by odejść w stronę jeziora. Na spokojnej do tej pory twarzy zaczynał malować się głęboki smutek. Skald odprowadził volvę wzrokiem, po czym znów wpił spojrzenie w Pogrobca. Patrzył dłuższą chwilę, ale nie odezwał się słowem. Ręka mu jeno trochę drżała.

Zrobił dwa kroki i pochylił się nad Svenem.
- Mów - polecił.
- Moja siostra. On ją zabije. - Sven wpatrzył się w stwórcę. - Nie wierz jej. Nie ufaj. Zbliż się - poprosił próbując strzelać oczami wokół. Ciężko szło gdy leżał na plecach w więzach. - Zbliż się skaldzie.
Bjarki w miedzy czasie ruszył w las, by Frankę szaloną dogonić zanim krzywdę w strachu sobie zrobi.
- Wybacz - powiedział tylko do mijającego go ghula Volund, również wpatrzony w odległą już volvę. Sekundę wzrokiem Agvindura w zebranych szukał, i reakcji jego na zajście, głowę jedynie obracając. Jarl stał nieopodal, jednak działań nie podejmował. Jego wolą było by wychowanego jego przywództwo objął, nie zamierzał podważać jego woli. Volund zaś na słowa Svena do Freyvinda kierowane, spojrzał jedynie przelotnie na Jarla Bezdroży, po czym sam się oddalił tak, by z pewnością nic nie słyszeć.
- Mów wszystko. - Skald nie pochylił się bardziej, będąc na tyle blisko by Sven mógł mówić szeptem. Wpił wzrok w oczy “potomka” jakby chciał jego wolę schwycić w imadło. - Mów kto dał Ci dla niej ten ‘prezent’. Czemuś śmierci szukał i za nią dziękował. Kto siostrę Twą ma zabić, skąd pewność, że volva Lokiemu służy.
Sven rozgorączkowanym wzrokiem spojrzał w oczy skalda jak… zranione zwierzę co pomocy szuka.
- Nie pamiętam, klnę się na życie mej siostry, nie pamiętam, kto. - Usta zacisnął. - Wiem jeno, że to mąż był. Elin szukał, co tańcuje z trupami. Kazał oddać zawiniątko. Mówił, że jeśli cenię życie siostry, oddam jej to i w szale jej dam się zabić. Mówił… - Sven brwi zmarszczył - … coś jeszcze ale pomnieć nie mogę… i mówił, że ona czego się nie dotknie to umiera wokół. Taki jej dar od Lokiego.
- Sighvart wie o tym co mąż ten uczynić Ci kazał?
- Karl? - Sven zadziwił się. - Nie… chyba nie. Nie wiem. Pomóż mi. Zabij mnie. Ocal moją siostrę - zaczął nagle błagać. - I nie ufaj jej. To jej sprawka… wszystko... zgubę zniesie na nas.
- Dar jej oddałeś jak Ci przykazano. Zginąłeś jak Ci przykazano. Sam możesz siostrę ocalić, może pomogę. Sighvartowi rzekniesz coś miał uczynić i co uczyniłeś. A co do volvy… jeno słowa tego męża pewnością Cię wypełniają, że to Ojca Wilka służka? Pytałeś czy nie widzę. Nie. Nie widzę nic w niej co by to potwierdzić mogło.
- Pomożesz? -
Nagle twarz Svena jakaś nikła nadzieja rozjaśniła. - Nie słowa. Obrazy, w głowie mam - wyszeptał wpatrując się we wspomnienia.
- Olbrzym w Krwi brat Jedynego, to pan kłamstwa. Ten co obrazami Cię omamił mógł Ci prawdę pokazać. Może i tak być również, że to on sługą Lokiego i kłamliwymi obrazy głowę Ci wypełnił. - Skald zamyślił się wspominając rozmowę z Elin jaką przed zielarnią odbyli. - Jak naprawdę jest? Zobaczymy… - mruknął. - To już nie Twoje zmartwienie. Teraz Einherjar jesteś, wielokroć mocniejszy niż zwykły woj. Przewiny życiem odkupiłeś. Teraz wykorzystasz swą moc od Canarla idącą, by wesprzeć nas w walce z synami Valiego. Tylko na tym się skup, bo od tego jak się sprawisz, zależy czy sam będziesz mógł siostrę ocalić, oraz czy pomogę w tym jeśli sposobność będzie.
- Sighvart wściekły będzie…
- Zapewne. Ale mniej gdy powiesz mu o wszystkim. - Dźwignął go za więzy taszcząc w stronę wozu. Krew wciąż dawała mu siłę. - Teraz poleżysz i porozmyślasz, póki Sighvart nie przybędzie. A niedługo to stać się winno.
- On chciał mnie na swego potomka - mruknął młody wampir, gdy Frey go dźwigał. - Myślisz, że mu szybko przejdzie? - lekkie iskierki humoru nagle dobyły się w jego głosie.
- Niech wściekłość na wilkach wyładuje - mruknął skald zamykając aftergangera w skrzyni.
Stał przy wozie nieruchomo z kwadrans rozmyślając i próbując zrozumieć pewne rzeczy jakich cały obóz był świadkiem.
W końcu nieśpiesznie odszedł by szukać Agvindura.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 29-06-2016 o 20:08.
Leoncoeur jest offline  
Stary 29-06-2016, 19:52   #36
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Volund

Elin szła, drżenie powstrzymując i od ludzi się oddalając ku jezioru zmierzała. Pewnie znów czekały ją szepty za plecami i wrogie bądź współczujące spojrzenia… A On szedł, kiedy ona zupełnie niegotowa była… Nic by Ragnarok powstrzymać i Go ocalić nie uczyniła. Usiadła przy samej prawie wodzie i objęła kolana ramionami w toń jeziora się wpatrując.
Niewiele czasu upłynęło nim kroki za sobą usłyszała. Dla wyczulonej Elin łatwy już do zapamiętania był rytm kroków Volunda, nawet jeśli tempo znaczyła uginająca się trawa i gdzieniegdzie tylko trzeszczący, pozostały śnieg. Przystanął bez słowa, w pewnej odległości, niewątpliwie na volvę patrząc.

- Odpowiedziałam na zarzut… - Powiedziała wzroku od wody nie odrywając. - Popytaj ludzi jeśliś chcesz, choć teraz pewnie szukać dziury w całym będą.
- Odpowiedziałaś im, i jeno w ich krótkowzroczności jak cię postrzegać będą. Nie wiedzą, że możliwym, byś zarówno Odynowi jak i Lokiemu służyła, wiedząć zaś ignorowaliby, iż w prawdzie jedyny, któremuś zawsze oddana to ich jarl. - wyjaśnił berserker, podchodząc powoli i spokojnie, niegroźnie - Więc zarzutu nie czynię.
Głowę między ramionami schowała, gdy Pogrobiec o służbie obu Bogom wspomniał.
- Nie pamiętam jak taką się stałam… - Odpowiedziała cichutko jakby zupełnie nie na temat.
Podszedł był również nad brzeg, lecz nie zupełnie blisko, jak gdyby nie chcąc naruszać komfortu w rozpaczy, w jakim volva zaległa. Pogrobiec był widział i siebie i Elin w odbiciu ich w jeziorze, wraz z bezkresem nocnego nieba ponad.
- Rzekłaś już, iż nie z swej woli wstąpiłaś w noc. Nie musisz nigdy i nikomu o tym mówić. - powiedział, odwrotnie i przecząco zaraem i sugerując… że jeżeli volva takie miałaby pragnienie, zostałaby wysłuchana.
Zagryzła wargę i milczała przez chwilę walcząc z pragnieniem, by wszystko powiedzieć. Westchnęła cichutko i postanowiła choć niewielki fragment zdradzić.
- Nie pamiętam pierwszych kilkudziesięciu lat z mego nieżycia… Prezentem, o który pytałam posłańca Sighvarta jest ręka… Kobiety którą wiem, że znałam lecz nie pamiętam… - Pokręciła głową. - Jeśli ktoś za mną podąża z tamtego okresu… Nie wiem o nim nic i co mogę na Was wszystkich sprowadzić. - Zaśmiała się cichutko. - Nie wiem czemu Ci o tym mówie… Jarla winnam ostrzeć… - Zagryzła ponownie wargi i czoło na kolanach położyła.
- Może nie. Ostatnim razem, gdy Freyvind chciał go ostrzec… - Pogrobiec suchym tonem zdawałoby się pozwolił sobie na odrobinę wisielczego humoru.
- Odpowiadając na Twoje pytanie, to była odległa podróż do największego miasta, jakie wzniesiono, daleko na południu i daleko w stronę wschodzącego słońca. Zwą je Konstantinopol. - powiedział, znikąd.
- Co znaczą te słowa? - Uniosła wzrok na Volunda zainteresowana, choć w błękitnym oku ciągle głęboki smutek się czaił.
- Jesteś oczyma i uszyma, odwagą i miłością. Pomożesz mu bardziej niż jakikolwiek, nawet jeśli nigdy się nie dowie. - odpowiedział berserker, zrazu orientując się, że volvie o słowa nocy poprzedniej chodziło.
- Usłyszałem też kiedyś słowa, że nie ważnym jest, jak się o tobie myśli, lecz kto o tobie myśli. Jedynie On ma znaczenie… a wiedzieć możesz tylko ty, jedynie na niego się zdając. - z tymi słowy Volund podniósł spojrzenie na jakiś punkt na niebie… jak nieraz, nagle, na chwilę jak gdyby w sen na jawie opadając…
Uśmiechnęła się ciepło na znaczenie słów, które wczoraj wypowiedział.
- Dziękuję… - Wyszeptała, gdy jednak kolejne zdanie wymówił ponownie wzrok spuściła zasmucona.
Czas najdłuższy Pogrobiec po prostu stał, milcząc, zapatrzony w jakiś fragment nieba.
- Nie wierzysz w jego względem ciebie uczucie… lub nie czujesz się godna. - odezwał się znowu. - Nie ma dużego znaczenia…
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - Spytała próbując temat zmienić.
- Nie zacznij mię lekceważyć, volvo. Jeżeli kiedykolwiek zdało się przy twej niewinności odrazę czuć do okrucieństwa jakiegoż z ręki Jarla twego uczynionego, nie winnaś rozmawiać ze mną wcale. Wieszli co prawią.
- I za nic mi to do Twych łagodnych słów nie przypasuje… - Odparła przyglądając się mu uważnie.
- Nadejdzie chwila… - zaczął, wzrok przenosząc z miejsca na nieboskłonie… na jego odbicie w wodzie - Iż zanurzysz się, jak byś cała w tej toni mogła się zagłębić, w nienawiści do mnie takiej, iż żałować będziesz każdej chwili, każdego oka mrugnięcia, kiedy nie poczyniłaś wszystkiego co w twej mocy i poza nią, by egzystencję mą zakończyć. Może i tak się stanie.
Słowa były wypowiedziane tak samo kamiennie, lecz coś w powolnej, skupionej intonacji Pogrobca miało prawie że prorocze brzmienie, a brzmiało nie nawet pewnością… wiedzą.
Odwrócił głowę i spojrzał w oczy volvie.
- Teraz jednak… pamiętam jedynie, o miejscach którem widział, gdzie mniej krzywd spotyka niewiasty, i szlachetnych a bezbronnych, i innych, i jak za życia, niechęć tkwi we mnie do niemało z tego, co widzę.
- Żywy czy umarły. - na koniec w zasadzie wyszeptał, sam do siebie, znów przestworzy wyglądając.
Patrząc w wieszczce w oko ujrzał strach, który się w nim pojawił. Umknęła szybko spojrzeniem przerażona własną reakcją, gdyż strach i poczucie bezpieczeństwa jakie czuła na zmianę przy Volundzie znała skądś… Okrucieństwo i łagodność wymieszane ze sobą… Gdzieś na granicy przeczucia rozpoznawała je.
- Nie sądzę bym potrafiła Cie znienawidzić… - Również wyszeptała nim zdążyła w ogóle o tym pomyśleć. Wstała gwałtownie, przestraszona tym wszystkim, co się z nią działo.
- Muszę… muszę z jarlem pomówić. - Powiedziała i skłoniła lekko głowę. - Dziękuję za słowa otuchy.
Pogrobiec skinął jedynie głową, po raz pierwszy wzrok w pełni na volvę kierując i jak gdyby po raz pierwszy w pełni się na niej skupiając. Pod kamiennym obliczem dostrzec jeszcze mogła najdziwniejszą z emocji do dostrzeżenia.
Nie współczucie, nie przestrach czy niechęć do Widzących, nie sympatię… zrozumienie.
Przystanęła na chwilę patrząc na Gangrela zadziwiona, po czym ponownie kiwnęła głową i ruszyła Agvindura szukać.

Pogrobiec chwilę jeszcze odczekał, by pewność mieć, że całkiem sam jest, po czym z odosobnienia nad jeziorem korzystając, z rynsztunku się rozporządził, z ubrań rozdziawił i pewną ulgą powoli brzegiem jeziorka idąc w czarną toń zagłębiał, aż na czas pewien całkiem pod powierzchnią zniknął.


Agvindur, Elin

Jarl stał z innymi wojami, rozmawiając i omawiając dalsze działania bez jednak dowódczego ognia. Nadal przywództwo zostawiał Freyowi.
Gdy volvę zoczył podszedł do niej:
- Kiedy zioła podasz? - jakby temat ten był najważniejszy obecnie.
- Pierwsza dawka wczoraj podana, zaraz drugą dam lecz pierw pomówić chciałam. W troje oczu. - Odpowiedziała cicho i na mężczyzn zerknęła.
Skinął głową i ruszył by nieco z dala się od obozu znaleźć.
- Mów…- zawiesił głos.
- Sven w prezencie obciętą rekę mi przyniósł. - Powiedziała cicho niechcąc, by ktokolwiek ich usłyszał. - Dłoń kobiety… którą wiem, że znałam ale nic poza tym przypomnieć sobie nie potrafię… - Palce nerwowo obu dłoni splotła. - Jeśli ktoś z tamtego czasu mnie ściga… Nic o nim nie wiem. - Dokończyła spuszczając wzrok.
Nie odpowiedział. Czekał. Jak na niego cierpliwie i nieporuszenie.
- Wizję miałam… - Kontynuuowała jeszcze ciszej. - Męża wielkiego, który oko mi zabierał i… w jego wzroku widać było, że to nie wszystko co zabrać pragnie. - Odetchnęła cicho. - Być może lepiej by było, bym jemu na przeciw wyszła niż pozwoliła, by dotarł, gdym ze wszystkimi. Jeno Sigrun chcę pomóc odzyskać. - Skończyła patrząc na Agvindura już spokojniej, jakby decyzje jakąś podjęła.
- Dokąd chcesz iść skoro nie wiesz kto i skąd nadchodzi? - spytał ciekawie odsuwając kosmyk jej włosów z twarzy.
- Nie wiem… Może runy powiedzą… - Odparła wpatrzona w niego. - Może on… sam mnie znajdzie…
- Runy wiele nie pomogą jeśliś wzburzona - uśmiechnął się lekko znając ją może lepiej niż kto inny. Pogładził lekko uniesiony policzek szorstkim i stwardniałym kciukiem - I z kim chcesz odeść? Samej Cię nie puszczę.
- Sama przecie zawsze wędruję… - Odparła cichutko.
- Nie w trakcie niepokoju. - Zamknął temat zdecydowanym tonem - Jedna rzecz na raz, Elin. Inaczej kłopoty zaćmią wzrok i myślenie. - ujął twarz dziewczyny pod brodą i w niebieskie ślepko zajrzał - Nie Ty decydujesz podczas wyprawy wojennej. - brew mu drgnęła w lekkim żarcie. - A jeśli kto ściga, niech znajdzie Cię w towarzystwie. Zastraszyć się nie daj. Masz w sobie dość siły.
- Nie o siebie się boję… - Wzrok spuściła, a policzki leciutko jej zaróżowiły. - Ale dziękuję… - Oko ponownie uniosła na jarla. - Najpierw lupini. - Pokiwała lekko głową.
Uśmiechnął się.
- Najpierw lupini. A z resztą poradzim sobie później. - odsunął się lekko puszczając ją w końcu.
- Przygotuję napar. - Skinęła Agvindurowi głową i ruszyła po swe rzeczy. Na chwilę zatrzymała się jeszcze i odwróciła ku jarlowi.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego i podjęła ruch.

Frey, Agvindur

Frey stał w oddali przystanąwszy na widok rozmowy jarla i volvy. Przeszkadzać im nie chciał, dopiero widząc, że Elin odchodzi zblizył się do Agvindura.
- Słyszałeś co Sven wykrzyczał. - Nie było to pytanie.
- Słyszałem - skinął głową - Słyszałem, co Volund rzekł też. - spojrzał na wychowanka - I co miarkujesz?
- Miarkuję, że Volund jakis inny cel miał w modłach, bo zaiste mylił się co do mej nienawiści, to i do dziewczyny również mógł. Jak rzekłem. Ale wszak nie o to pytasz… - zerknął za Volvą. - Ktoś kazał Svenowi dać “podarek”, a po tym wystarać się aby go zabiła. Żywot siostry rodzonej jego na szali rozkazu tego stał. Sighvart o niczym nie wiedział. Może być tak, że ten co dał przykaz Svenowi prawdę rzekł i służkę Ojca Hel ściga. Może być i tak, że ten ktoś jako sługa Pana Kłamstwa nakarmił Svena fałszem. Ty od wielu lat z nią przestajesz. Ty mi rzeknij co o tym sądzisz.
- Znam ją na tyle, by wiedzieć, że świadomie zła nie jest w stanie uczynić. Ale znasz plany suczego syna? - spytał jakoś retorycznie - Jej ból sprawia krzywda jakakolwiek. I chętniej niż inni pomoc niesie. Sama. Nieproszona. Ale jest w niej szaleństwa nuta. Może to na tym chce ktokolwiek ugrać coś i dla siebie?
- Elin… - zawahał się. - I ja patrząc na volve dobro widzę. Z Lokim mam na pieńku, Loki to ojciec wilków, Loki rozpęta Ragnarok, kres bogów. Ale Loki druchem Thora, Loki doprowadził do zbudowania murów Asgardu i Freyę ocalił. Odyn najpiękniejszego z synów stracił przez Ojca Kłamstwa, lecz Najwyższy na synu Pana Ognia jeździ. Loki nie jest złem. Loki jest chaosem. Nie ważne czy volva mu służy. Ważne czy jasną czy mroczną ze ścieżek z nim związanych podąża. Jeśli Ty jej ufasz i ja to uczynię. Ale to Ty musisz sięgnąć po ocenę. Znam ją dwa dni jeno.
Agvindur uśmiechnął się szeroko.
- Skaldowie… - pokręcił głową - Co ze Svenem zamierzasz uczynić? On na potomka Sighvarta był gotowion.
- Sven rzekł mi to. Co ja zechcę zrobić, zalezy od tego jak z wilkami stawać będzie. Ale i od Sighvarta również. Pełne prawo miałem go ubić Sighvart nie może rzec inaczej gdy dowie się jak zginął jego sługa. Jeżeli zły bedzie, że moją krwią przebudzony, ktoś szykowany na jego potomka swiat przemierza…. Zadość mu uczynię i Svena zabiję. Główszczyznę mu obiecam.
- Łacno szafujesz życiem potomka swego… - niejako zaciekawiony lecz nieco i zasmucony rzekł do skalda
- Gdyby to ktoś szykowany na potomka był, albo z wszech miar i bezsprzecznie godny, nie szafowałbym. - Na twarzy skalda pojawił się grymas smutku. - Z wściekłości go przebudziłem i by wskazać, że jak kto przywództwo będzie me podważać w sposób jaki on czynił, nawet w śmierc nie umknie. Takich nie żal ubijać gdy potrzeba, by spokój mieć od Sighvarta.
- Sighvart jego godnym uznawał - Agvindur położył Freyowi dłoń na ramieniu. - Pomów z nim, na spokojnie. Poprę Cię. - obiecał.
- Tak zrobie. Źle się stało. Siłę i iskrę w nim widziałem. W innym przypadku drwiny mimo uszu bym puścił, wesoły i odważny bękart.. Polubić nawet byłbym blisko. - Machnał ręką by temat urwać. - Prośbe mam lecz pytaniem ją poprzedzę. Karina, służka z południa, co dzielnie przeciw bestiom stawała, gdy reszcie wojów i sług sam widok pomiotu we łbach mieszał. Powiedz mi o niej więcej.
- To córka jednej z niewolnic Einara. Matka z wschodnich terenów Cesarstwa Rzymskiego. Matka temperament ognisty ma, ale Karina nie w pełni go odziedziczyła. Sprytna jest i uparta. Szkolić się uczyła po kryjomu, z ukrycia. Nakryli ją w lesie gdy na tereny szkoleniowe drużynników się zakradła przed świtem by samej poćwiczyć. W głowach młodym zawróciła jednak, i żreć się poczeli jako psy o względy jej. Einar odesłał ją do mnie. Odległość od matki chyba pomogła, bo Karina nie szuka zwady a godnie staje łucznikom pola. - uśmiechnął się nieco złośliwie. - A cóże z nią? - spojrzał nagle na Freyvinda z lekką podejrzliwością.
- Wykupić bym ją chciał.
Stwierdzeniem tym zaskoczył jarla:
- Na co ci ona? Mało masz …. - nie dokończył zadziwiony.
- Sługa mój zapatrzył się w nią, a i urzekła go odwagą. Prosił mnie abym się wystarał o to. Gdy trzeba to karam i śmierć niosę, lojalnym sługom i przyjaciołom szczodrosć i pomoc winienem.
- Przemyślę. - stwierdził krótko, obietnic żadnych nieskładając.
Skald kiwnął jedynie głową w bezgłośnej podzięce.


Volund, Hróðleifr

Volund zmierzał ku obozowisku cały ociekając wodą z jeziora, z powrotem przyodziany za wyjątkiem kolczugi, którą suchą niósł pomimo wielkiego ciężaru w jednym ręku. Oczy jego zwyczajowo, niewidziane poza widnokręgiem tworzonym przez ogniska z szkarłatu zbielały po powiek przymknięciu. Już w obozowisku kroki czyniąc rozglądał się za Agvindurem.
Dostrzegł jarla. Dostrzegł również, że ten, poza swymi obowiązkami, volvę akurat odprawiał. Przystanął na sekundę, upewniając się co do tego, po czym ruszyć do niego chciał i wówczas dostrzegł, że Freyvind już był go urzedził, od wozu ze skrzynią na męża całego, zapewne tego spętanego, odchodząc.
Umarły stał chwilę i podszedł po prostu do jednego z ognisk, ciężko upuszając swoją kolczugę na trawę i przysiadając opodal jednego z wozów.
Przy ognisku dwóch mężów siedziało, rozprawiając cicho ze sobą. Choć raczej burknięciami to można było nazwać niż rozmową. Jeden z nich już wcześniej wzrok Volunda przyciągał.
Obaj jednocześnie na zbliżającego się Gangrela spojrzeli. Nieco pytające, nieco niepewne spojrzenia rzucili na wampira, pogryzając placki i rzepę.
Na skraju siedzący afterganger przez chwilę na żazejącym chruście oczy skupiał nim je na dwóch wojów podniósł.
- Przeszkadzam wam? - zapytał.
- Nie, witaj, witaj... - padła odpowiedź z nieco twardym akcentem. - Jeno … - obaj nie wyglądali jakby wiedzieli jak powiedziec to co im w duszy się budziło.
- Nie przywyklście by afterganger się bratał… lecz wszyscy w Jarla imię wojować będziem. - nieznacznie, nawet jeśli ironicznie uśmiechnął się Volund - Chyba, że to niesława ma niechęć w was budzi…
- Nie. Nie to. Jeśli pożywić się musisz, to … nie na nas. Nie przed walką - w końcu wypluli o co chodzi.
Pogrobiec skinął głową.
- Doświadczeniście… Nie ma powodu do obaw. - powiedział, wsłuchując się w ich akcent. Spojrzenie przeniósł na jednego z nich - Prawdę rzekłszy wrażenie mam, że kiedyś już cię widział, lecz nieznane mi twe imię.
- Tu mnie zwą Hróðleifr. W rodzimych stronach Rulav. Ale nie pamiętam nikogo takiego jak Ty… - znowu zawiesił głos jakoś niepewnie.
- W hird żadnego z jarlów na południe od Ribe nigdyś służył? - zapytał Pogrobiec, z pewnym zaciekawieniem.
- Nie. Ostatnie kilka lat ciągle w Ribe, a przedtem większy kawał na vikingu. Może stamtąd? Wielu wojów bywa to i twarz się znajomą może zdać nawet jeśli nieznajomy.
- Może być… - skontastował Volund, teraz bardziej zaciekawiony przyglądając się wojowi.
- W vikingu żeś Agvindurowi służył? Nie… innym jarlom może? Pamiętasz, czy wyprawy na ziemie Franków? Rusinów? Germanów?
Mężczyzna poruszył się nieco na swym miejscu i ugryzł kawałek placka:
- Agvindurowi i jego słudze. Viking i do Franków i do Germanów bywał. - odpowiedział wymijająco, zapychając usta kolejną porcją jedzenia.
- Lecz rodzime strony twe na wschodzie. Twe imię tyleż zdradza… może więc i w jakimś vikingu uczestniczyłeś na południu… od twych ziem. - zamyślił się Pogrobiec, drugi raz w nocy wspominając o cywilizacji z morza za lądem, przypominając sobie opowieść stareńkiej kobieciny z Ribe o gajach… które widział.
- Dawne to dzieje. Nie czas na wspominki teraz, gdy lupinów zasadzki się nam obawiać raczej. - uciął temat, niechętnie odpowiadając na pytania do tej pory.
- Jak sobie życzysz. - odparł tajemniczo Pogrobiec, wstając powoli, kolczugę pod rękę jedną biorąc. Obóz spojrzeniem obaczył i powoli, przestępując niektóre elementy rynsztunku i wozów oporządzenia, ruszył by zostawić wojów w spokoju.
Przystanął jednak na chwilę obok siedzącego wojownika.
- Słyszałem jednak powieści, że Rusini z bestiami jak lupiny i gorsze walczą i wyobrazić sobie mogę, że jestli komu spoza nas - jasno wyraził się o afterganger - zawierzyć w boju, byłbyś to ty… gdybyś przypomniał sobie.
Z tymi słowy obdarzył raz jeszcze niepokojącym uśmiechem woja, który jak się okazało ze wschodu pochodził… i może kraj Greczynów również widział. Pogrobiec odszedł nie wiedząc jeszcze, jak resztę oczekiwania spędzić.

Bjarki, Frey, Elin

Bjarki z niepokojem wrócił.
Podszedł żwawo do Freyvinda, co z jarlem biesiadował.
- Panie… - rzekł krótko by na siebie uwagę Freya zwrócić. Chociaż jego wielka postura trudną była do przegapienia, tak samo jak grymas zmartwienia na twarzy.
- Tak?
- Nie mogę znaleźć Chlotchild, panie. Ślad się urywa nagle pomiędzy drzewami. Bez pochodni nie poradzę. W pojedynkę w lesie szukać … - urwał niedokończywszy.
- Przygotuj pochodnie, razem pójdziemy.

Grim gotów był niemalże w mgnienie oka. Zaś pan na Ribe dorzucił:
- Weź kogo jeszcze. Jeno nie mitręż zbyt wiele czasu.- zasugerował.
- Pomóc mogę… - Elin podeszła słysząc że Franka zniknęła. - Ziół już się napili wojowie. - Dodała.
- Dziękuję - odpowiedział volvie. - W trójkę nas starczy. - Na czas gdy nas nie będzie warty rozstaw - zwrócił się do Agvindura i spojrzał wyczekująco na Bjarkiego.
Bjarki poprowadził volvę i skalda wąską ścieżką, gdzie w błocie widoczne były odciśnięte ślady. Niedaleko wiódł też trop ciężkich, długich kroków.
- Tu biegła… - Grim wskazał dłonią przy świetle pochodni - … tu biec przestała - wskazał na ślady kroków krótszych i płytszych. Zagłębiali się w ciemnym lesie coraz dalej i dalej.
- A tu ślad urwany - wskazał miejsce przy rosłym drzewie - Panie… - spojrzał na Freya - … jeśli to pułapka… coś widzisz innego?
Skald rozejrzał się czujnie zarówno po niknącym śladzie jak i po drzewach.
Las jednak nie podsunął więcej odpowiedzi. Sprawa znikającej Franki jednak robotą Lokiego pachniała… podobnie jak zniknięcie wozu i dóbr pare nocy wcześniej. Ghoul ruszył nieco dalej.
- Rozejść się możem, pojedynczo szukać jeno… panie… blisko lupinów terytorium jesteśmy byś ryzykować miał żywotem swym. I volvy. - zaciął usta a blizna na oku drgnęła kilka razy.
- Bądźcie cicho przez chwilę. - Rzekła wieszczka klekajac przy ostatnim ze śladów. Dotknęła ziemi i oczy przymknęła.
Nie wiedziała czy śnieg czy coś innego sprawiły, że ślady służki skalda nie chciałby powiedzieć więcej niż jedynie potwierdzić jej obecność w tym miejscu. Nic bardziej istotnego wyczytać nie zdołała. Skald przez ten czas rozglądał się wokół.
Trawił przy tym słowa Grima, który miał rację. Przynajmniej w jednym aspekcie.
- Chlo! Na mury Utgardu! - krzyknął w noc. - Gorąca głowa do kroćset - warknął juz ciszej i przeniósł spojrzenie na wieszczkę.
Pokręciła lekko głową wstając.
- Mam jeszcze jeden pomysł ale proszę nie wrzeszcz przez chwilę. - mruknęła i ponownie zamknęła oczy wzmacniając swe zmysły i skupiając się głównie na zapachu i dźwiękach.
Skinął głową i nie odzywał się. Zerkał tylko to na Elin, to na Bjarkiego, to na urwane slady i drzewo.
Woń niezwykle ulotną złapała po długiej, długiej chwili. Delikatna nutka pięła się w górę po drzewie. I … dalej? Z gałęzi jednego drzewa … dalej.
- Po drzewach… - Powiedziała przywracają zmysły do normalnego stanu. - Była na drzewie, a potem na kolejnym… - Wskazała, gdzie zapach wyczuła.
- Toż to nie wiewiórka, jedno zwykła dziewucha - fuknął wielkolud gniewnie.
Volva nie przejęła się zbytnio.
- Jeno taki ślad wyczułam. - Wzruszyła ramionami. - A dziewczę, gdy uciekało mrok w oczach miało. Kto wie do czegóż jest zdolna? - Spojrzała na mężczyzn spokojnie.
- Przerażona była. Ma szczególnie na pieńku z krystianami. - powiedział jakoś i gniewnie i miękkko Grim. - Możesz wyczuć dalej, pani, dokąd po ...gałęziach skakała? - rozglądał się wokół czujnie.
- Ma na pieńku. Volund wiedział, reakcje jej w halli jarla zoczył. Specjalnie to uczynił, jak nic w pysk oberwie - skald się zjeżył. - Po nocy nie dała by rady za daleko skakac jak wiewióra. Na drzewo wlazła by ślad zgubić, widno przed nim. Ale wątpię by daleko po gałęziach ganiała, raczej tylko po to by gdzie zeskoczyć i dalej pociągnąć nowym niewidocznym tropem dla tego co jej śladem od obozu szedł.
Skald spojrzał na Grima i Volvę.
- Trzeba nam popatrzeć które gałęzie dałyby francy możliwość skakania między drzewami. Byc może niedaleko nowy ślad podejmiem.
Elin podeszła tam gdzie delikatną woń wyczuła i zaczęła rozglądać się po gałęziach, samo drzewo również obchodząc i zerkając na ziemię.
Kolejne drzewo u górze ślady nosiło nikłe. Następne podobnie. Przewędrowali tak kawałek, co teorię skalda potwierdzał. Chlo skakała jeno na takie drzewa co mogły udźwignąć jej ciężar. I takie co pomagały jej wrócić w kierunku ...obozu. W końcu przy jednym z drzew się woń nasiliła. Zaś trójka poszukujących dziewczyny dosłyszała niedalekie dźwięki obozu. Na tyle dalekie by straże wystawione jeszcze ich nie zoczyły lecz bliskie na tyle by z wysokości mniemanie mieć można było.
Dziewczyny wokół jednak nie można było uświadczyć.
- No i gdzież ona? - szepnął Bjarki dysząc cicho z furią. Miał dość latania po lesie i zdenerwowan był okrutnie bojąc się nagłego ataku.
Wieszczka rozejrzała się po drzewach i oko zmrużyła dostrzegając Chlo siedzącą na jednej z gałęzi i obserwującą obóz. Gestem pokazała, by mężczyźni stali, a sama ruszyła do drzewa na wprost nich.
- Chlo… - Zaczęła łagodnie.- Freyvind się martwi o Ciebie… - Podeszła ostrożnie uśmiechając się delikatnie i patrząc łagodnie na dziewczynę.
Bjarki zdębiał. Jedyne oko rozdziawił szeroko i mrugnął. Spojrzał pytająco na swego pana. Na gałęziach nie było nic… To samo nic zresztą Freyvind widział. Zmarszczył brwi i toczył wzrokiem to na volve to na gałęzie drzewa ku jakiemu się zbliżała.
Elin zamarła na chwilę i krok w tył zrobiła prostując się wyraźniej. Wyciągnęła jednak ręce
jakby na powitanie kogoś ale dar swój również przywołała pozwalający kolory wokół wszystkich widzieć. Czujności nie traciła.
Bjarki niepewnie zrobił krok ku volvie i zniżywszy się do jej wysokości zaczął wpatrywać się w punkt, w który i wieszczka patrzyła. Powoli miecz dobył, postawę przyjął jakby na atak się szykując.
Volva z kolei jakby odetchnęła i podeszła powoli do drzewa ręce rozstawione ciągle trzymając jakby chcąc pokazać, że broni żadnej przy sobie nie ma.
- Już po wszystkim. - Powiedziała łagodnie. - Już wszystko dobrze. - Jakby do spłoszonego konia się odzywała.
- Takam … zmęczona - nagle głosik Chlo spod drzewa się objawił i sama Franka na widoku stanęła. Siedziała jak osłabła, szmaciana laleczka z buźką przeraźliwie smutną i wymęczoną.
Bjarki z głośnym sapnięciem krok w tył zrobił.
- Panie?! - stanął w miejscu z mieczem opuszczonym.
- Co?! - warknął skald zbliżając się do drzewa. - Co Ci jest? Spojrzał uwazniej na Chlo, watpił by skakanie po drzewach ją ku zmęczeniu przywiodło.
Elin sobą dziewczynę zasłoniła, jakby przed złością Freya chciała ją chronić.
- Nie czas teraz na to. - Zwróciła się do niego chłodnym tonem, by zaraz wrócić spojrzeniem do Franki. - Odpoczniesz sobie w obozie, dobrze? - Zapytała uśmiechając się do niej łagodnie.
Blondynka pokiwała apatycznie głową. Zaczęła się zbierać z podmokłej ziemi, drzewa się przytrzmując. Powoli jakby energii zupełnie pozbawiona była.
- Bjarki, pomożesz jej? - Spytała volva patrząc zmartwiona na Chlo.
Skald zbliżył sie do służki i spojrzał jej w oczy. Jej stan odbiegał od zwykłego latania po lesie.
Wyciągnął rękę i rozerwał skórę kłami jakie wysunęły się z dziąseł.
- Pij, sił nabierz.
Elin cofnęła się od razu, oczu jednak z Franki nie spuszczając jakby ciągle szukając czegoś w jej obliczu.
Chlotchild wtuliła się w ramiona skalda i chłeptać poczęła powoli rozkoszując się smakiem jego krwi. Bjarki syknął gdy okolicę wypełnił zapach płynu życia i pochlipywanie. Naprężony jak struna burknął:
- W obozie można to było... Tuśmy wystawieni jak trusie…
Odsunęła zakrwawione usta i spojrzała na Lenartssona:
- Czemu on mnie nienawidzi? - spytała w oczętach błękitnych mając same znaki zapytania. - Com mu zrobiła? - wtuliła się mocniej drżąc cała - Wiedzieć musiał, że szukać mnie będziesz. W lesie, sam… tuż pod nosem wilków… - szeptała zasmucona wielce.
- Nie przydam się już… - Cicho odezwała się volva. - Potem pomówić bym z Tobą jednak chciała. - Zwróciła do Freyvinda i skinąwszy głową ruszyła w stronę obozowiska.
- Wiedział… - Skald udał, że się nad tym zastanawia. - Chodźmy. Bjarki, weź ją na ręce. -polecił. Jednooki dźwignął dziewczynę i ruszył wartko ku obozowi, gdy skald udał się w ślad za Volvą.
- Potem? - Spytał ją gdy kroczył tuż za nią. - Nie teraz?
- Myślałam, że podopieczną będziesz się zająć chciał. - odparła spokojnie.
- Bjarki ją ku wozowi uniesie. - Popatrzył na wielkoluda z drobną dziewczyną na rekach. - Pomówić możem teraz, po drodze.
Elin rozejrzała się lekko.
- Zatem może zostańmy tu. Straże na odległość głosu, winno być bezpiecznie.
- Staniemy na skraju lasu. Bezpieczeństwo złudne jest. - Kroczył powoli obok volvy. - Tam przystaniemm. O czym pomówic chciałaś? … i dziękuję Ci. Lubię tą dziewuchę.
- O niej właśnie pomówić chciałam. - Spojrzała na skalda, gdy przystanęli. - Nie wiem co spotkało ją w przeszłości ale wielce się, to na niej odcisnęło… - Mówiła ostrożnie jakby właściwych słów szukała. - Mrok głęboki w jej duszy, który wyrwać się próbuje na zewnątrz i nie wiem jaki skutek tego być może ale nic dobrego z tego nie wyniknie…
- Gdy kto u nas Asom i Vanom uchybia, zabijamy go, lub wściekłość okiełznając pozwalamy zyć. Słudzy Zachłannego… - Frey zadumał sie. - Słudzy Ukrzyżowanego i Ojca jego inaczej postepują. Wiele siedzib ich kapłanów spaliłem podczas rejzy Ragnara Lothbroka na Paryż, w jednym ja znalazłem. Katowali ją strasznie przez długi czas, bo w sercu zachłannego i syna jego nie miała. Nie dziw się jak reaguje. Może i nic dobrego z tego nie wyniknie. Gdy z suki syn jaki po złości, lubo by wilkom mnie wystawić, lub tez skrycie krzyż w sercu nosząc modlitwy krześcijańskie w oczy jej cedzi - Frey był zły.
- Modlitwy? - Zaskoczona volva była ale zaraz pokręciła głową i rzekła poważnie. - Freyvindzie, to nie tylko jej strach, złość i nienawiść siedzą… - Spojrzała w oczy skaldowi. - Tam jeszcze coś wyczuwam… Coś co z tego świata nie jest i nie ma krztyny światła w sobie… Mroczniejsze niż najczarniejsza noc…
- W każdym z nas coś siedzi. - Zerknął ku wozowi gdzie w skrzyni Sven związany leżał. - Wiernie do tej pory służyła.
- Czasami bywa tak, że uczucia są zbyt silne, zbyt gwałtowne i duchy je wyczuwają. Złe duchy, które karmią się tymi uczuciami i krzywdzą osobę, w której siedzą, a także jej otoczenie. Widziałeś jaka była zmęczona. To coś ją zżera od środka… I nie twierdzę, że złym sługą jest. Twierdzę jeno, że pomocy potrzebuje.
- Zły duch? - Freyvind zmarszczył brwi. - Loki?
- Po świecie gnają przeróżne duchy i dusze zmarłych ludzi, którzy nawet do królestwa Hell nie zdołali się dostać. To może być cokolwiek, niekoniecznie Pan Kłamstwa.
- Mówisz, ze pomocy potrzebuje. A pomóc potrafisz?
Pokręciła głową ze smutkiem.
- Innej volvy szukać musisz… Ja tego nie potrafię, niestety.
- Tedy nie ma o czym mówić. Bo ja tym bardziej z duchami nieobyty.
Zasmuciła się wyraźnie.
- Jeśli dowiem się, kto potrafi odpowiedni rytuał spełnić, dam znać. - Powiedziała cicho. - Przepraszam, że jeno tyle zrobić mogę.
- Nie przepraszaj i tak podziękowaniam Ci winny. - odrzekł Frey usmiechając się do Elin. Po czym tym samym miękkim naturalnym tonem podjął: - O co Svenowi szło, że służką Ojca Wilka Cie zwał?
- Nie wiem… Różnie mnie zwano… Przeklętą przez Lokiego, Szaloną ale nie służką Jego… - Powiedziała cicho patrząc gdzieś w dal. - Nie wiem też, kto go wysłał.
- Różnie Cię zwano, dziś jego służką. Przekleta… znak jakowyś? Dwoje przez niego przekleństwem naznaczeni na jednej wyprawie przeciw synom jego?
- Być może… Ale dowiemy się pewnie, gdy już po wszystkim będzie… - odparła kierując błękitne oko w stronę skalda.
- Albo i nigdy. Któż to wie. Ja wierzę w Ciebie.
W oku wieszczki łza krwawa się pojawiła, zamrugała szybko i uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję. Wiele to dla mnie znaczy.
Zdziwiła go troche jej reakcja. A raczej krwawa łza spływająca po policzku.
Objął ją lekko kierując ku ognisku.
- Chodźmy, dostatecznie długo nas nie było.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 02-07-2016, 14:07   #37
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Volund, Bjarki, Chlotchild, Freyvind, Elin, Agvindur, wszyscy


Na uboczu obozowiska Pogrobiec był powoli, bez swej zbroi trenował na dziwny, nieobyczajny sposób, mieczem jakoby same ruchy, nie nawet przeciw wyimaginowanym wrogom. Poruszał się tak powoli a tak dokładnie, jak by bardziej płynął w powietrzu, a w oczach…
W oczach widać było ten sam trans, z jakim zdawał się podróżować prawie zawsze przez jawę.

Samotny i ledwie widziany w widnokręgu zdawał się nie dostrzegać wcale reszty obozowiska, wozów i hirdu… jednak obróciwszy się by gładko sztychem pchnąć ruchem świadczącym o ociężałości ruchów, ale obyciu w mieczu akurat były jego czerwone ślepia skierowały się na skraj lasu, którym Bjarki wracał, Frankę niosąc.

W uszach Pogrobca dźwięczały jednak słowa, co do których nie miał wątpliwości, że był jedynym, który je usłyszał.

Opamiętawszy się nieco, od niechcenia miecz na ziemi położył i ruszył naprzeciwko nim, jak zawsze kamiennie, wchodząc w widnokra i nie zbyt szybko naprzeciw Bjarkiemu idąc, by ten zawczasu go widział.
Grim widząc zbliżającego się Gangrela kroku ku wozowi nie zwolnił. Mieszanka emocji na jego rzeźbionej przejściami losu twarzy widoczna była. Wyraźnym było, że jeśli Volund mówić chce to przy wozie skalda. Tak musiało mieć miejsce, gdy był Pogrobiec skręcił aby do wozu miarowe kroki go powiodły.
Gdy stał już przy wozie, jeszcze w dystansie nieco by niesiona go to zza pleców, to bo tak trzymana, nie widziała - dał chwilę Bjarkiemu, by ewentualnie jeśli coś rzec jej chciał, lub ją przestrzec pragnął to uczynił, milcząc.
Jednak i olbrzymi ghoul widział w trupiobladym, pięknym licu, że Pogorbiec w tej chwili coś ponad nie okazywany, ale istniejący respekt do jednookiego stawia.
- Ona zmęczona. Odpocząć musi. - opiekuńczym gestem otulał dziewczynę w skóry na wozie leżące. Jednym okiem spojrzał na Pogrobca. - Na jedną noc dość… - uciął usta zacinając i dłoń ochronnie wyciągając przed siebie.
- Znaszli Ty lub Freyvind mowę sług Ukrzyżowanego? - słowa Volunda były neutralne, ale ton grobowy.
- Ja nie, pan mój nie jestem pewien. - stanął by Frankę zasłonić przed wampira wzrokiem. Uporem swoim nieco skalda przypominając.
- Rzekła w swej mowie słowa, których z pewnością wy byście nie słyszeli… Skaldowi sam powiem o mojej winie, lecz nie nękałbym jej dalej… jeśli nie o sprawę tak ważną, że nie pozwolę byś mię zatrzymał. - słowa z pewnością dla kogoś niecierpliwego mogły brzmieć jak groźba… ale Volund rzekł je chłodno i wyraz twarzy jego złagodniał, i ktoś na tyle cierpliw co ghoul mógł jasno zrozumieć: wampir nie chciał w żaden sposób go zastraszyć, chciał jednak dać do zrozumienia, że o coś nad wyraz ważnego chodzi.
I że nie pozwoli by ghoul, uporem lub nie, go powstrzymał w tej materii.
- Ty też w innej mowie gadałeś i doprowadziłeś do jej ucieczki. Czas nas przez to mitężąc i na ryzyko narażając. - Bjarki wciąż nie ochłonął po napięciu wyprawy ratowniczej. - Słowo twe mowiłeś żelazne. - postąpił krok do przodu do Gangrela - to rzeknij mi co w prawie naszym kłamcy się należy za składanie pustych obietnic?
- Ostrożnie. - Pogrobiec również naprzeciw Bjarkiemu wyszedł, wyraźnie poruszony tymi słowy... czy przez szacunek do ghoula? Czy przez same jego słowa? Oczy berserkera się ożywiły, nie był gdzieś - był tu i teraz.
- Tak pięknie jej bronisz, że byłbym i skłonny odstąpić i Freyvinda o zgodę prosić… Boś i ty obrońca. - skinął głową - Lecz jak byś chwilę się zastanowił wiedziałbyś, że słowo jedno Freyvinda i bym ją ruszył odnaleźć… czasu nie mitrężyć. - przedrzeźnił ghoula, przechylając głowę - Możesz zwać mię pomiotem Lokiego, mordercą, potworem, prawie każdą obelgą jaka ci na myśl przyjdzie, ale słowo moje podważyć bez zastanowienia… - zerknął na resztę obozu i nie odrywając wzroku dokończył.
- Prosta to na holmgang droga.
- Nie zwykłem obrażać bez podstaw. - warknął Bjarki - A jeśli obietnicę składasz, to nie po to by się potem czyimś tak albo nie zasłaniać. Za uchybienie kara ognia lub żelaza czeka. To też podważać chcesz? Pytaj zatem o zgodę pana naszego. Potem rzucaj wyzwanie, berserkerze.

Zaraz po wyjściu z kniei Skalda i Volvę dobiegł podniesiony głos Grima, a biegnąc wzrokiem za głosem ujrzeli Bjarkiego obok wozu na którym kuliła się Chlo i volunda stojącego obok. Frey puścił Elin do tej pory lekko, miekko i przyjaźnie obejmując ją po ich szczerej rozmowie.
Zgrzytnął miecz wyciągany z pochwy.
Przebrzmiał łomot odrzucanej przez skalda tarczy.
Freyvind nieprzesadnie szybkim, ale zdecydowanie nie wolnym krokiem, ruszył w kierunku Pogrobca z mieczem wyciągniętym i w kurczowo zaciśniętej dłoni trzymanym. Z pochyloną głową i kłami wystającymi z półotwartych ust. W oczach czaiła się mu żądza mordu.
Wieszczka za nim podążyła nerwowo w oblicze skalda się wpatrując i śladów Bestii wyczekując, nie zauważyła w nim jednak jej sladu. To było raczej zimne zdecydowanie do czynów jakie chciał popełnic.
- Tak się właśnie stanie. - Pogrobiec pogardliwie odwrócił się całkiem od Bjarkiego do Freyvinda, oczekując jego podejścia.
Od obozu nadciągał powoli Agvindur zaniepokojony kolejnymi niespodziewanymi wydarzeniami. Rudowłosy trzymający się do tej pory z dala również się zbliżał. Jednak wyglądało jakby się o dziewczynę martwił i z tego powodu decydował się na zbliżenie.
- Freyvindzie, nie czas teraz na walkę między sojusznikami w boju… - Rzekła jeno idąc przy skaldzie, Elin.
Jej głos był jak lekki wiosenny powiew wiatru w starej puszczy. Skald ni zwrócił sie ku niej, ni odpowiedział, ni zwolnił krok. Uniósł lekko miecz zbliżając się do Volunda.
Zauważył Agvindura zdązającego z boku. To na niego zareagował.
- ODSTĄP - wycharczał w stronę jarla. - Bo nie ręczę za siebie. MÓJ.

Volva odsunęła się na taką reakcją nawet w stosunku do Agvindura i z boku do Chlo i Bjarkiego chciała podejść, wzroku z jarla nie spuszczając.
Napięcie w obozowisku osiągało apogeum, które mogło być rozwiązane w jeden sposób. Ludzie Agvindura na urągliwe traktowanie własnego wodza zaczęli się podnosić z minami mało przyjaznymi. Sam jarl brwi ściągnał i znak póki co dał drużynnikom by nic nie robili. Ødger też zamarł w miejscu. Uwaga wszystkich skupiła się na skaldzie co w zapamiętaniu szedł na Gangrela i tymże woju, co gniew Freya zdawał się wciąż i na nowo wywoływać.
Nikt nie zwracał uwagi na to co się dzieje za plecami Bjarkiego. Za plecami, którego Chlo słabująca poczęła się podnosić z początku powoli. Pod nosem coś szeptała by w końcu łapiąc się Bjarkiego za ramię zacząć:

https://www.youtube.com/watch?v=uP_Iee-D4U4

Głosik jej zaczął się nieść po obozowisku i zwracając uwagę na służkę skalda. Jej wzrok niemal boleśnie wbijał się we Freyvinda, jakby całe swe uczucie do niego w słowach zaklinała.
On jednak szedł ku berserkerowi.
Stanął przed nim omiatany przez piękny spiew i uchwycił Berserkera za gardło.
Elin stanęła w miejscu wpatrzona we Frankę w zachwycie, na jej policzku znów krwawa łza się pojawiła i spłynęła niżej nie zauważona przez volvę.
Ten dotychczas oczy miał na Chlo zwrócone, od pieśni początku.
W ogóle skalda nie widział, jakby o wiele większe zagrożenie postrzegał… i coś niewiadomego.
Wpatrywał się w Chlotchild z zaskoczeniem i obawą.
Dopiero uścisk dłoni skalda na gardle pięknego, wyższego Gangrela - jak skald mógł z szokiem stwierdzić, sięgając w ciemności, nienaruszonej, zdrowej a nie rozerwanej ledwie noc temu jak przez dziką bestię - przywrócił spojrzenie jego na Freyvinda.
Nie wydawał się przesadnie obawiać go… może przez noc w chatynce, ale nie, nie był głupcem i widział ubitego wilkołaka…
Chodziło o Chlo.
- Słyszysz? - wycedził do skalda, jak gdyby to on miał powody do zniecierpliwienia.
Słowa utknęły mu w gardle gdy skald chwycił za nie i brutalnie obalił berserkera na ziemię. Miedzy ich twarzami błysnęło ostrze. Frey cofnął rękę z gardła Volunda i złapał za nie.
Przesunął, az zaczzęła spływać po nim krew kapiąc na policzki Pogrobca.
- Nie wiem czemuś to uczynił i szukać tego nie chcę. Jeżeli jeszcze raz przy mnie lub moich sługach użyjesz mowy południa w której mógłbym doszukiwać sie modłów do Zachłannego. To na tę krew moją się klnę, że Cię nie zabiję…
Zbliżył twarz do twarzy Berserkera.
- … a ubiję…
Wpatrzył mu sie w oczy w której miał zimną choć nietłumiona furie.
- ...jak Psa.
Pogrobiec był bardzo spokojny.
Sękate palce ujęły nadludzko silnego Freyvinda w okolicy żeber i wtem poczuł, gdy z siłą jeszcze większą niż jego wgłębiły się, łamiąc żebra, rozrywając organy, rozścierając krwotok, niektóre wychodząc, gdy Pogrobiec był nadludzką siłę przyłożył, ręce tuż przy nim przykładając, prawie go rozrywając.
Z wielką siłą zepchnął skalda z siebie, wstając, i szpony wysunięte trzymając, gdy jucha poczyniła odrażającą kałużę pomiędzy aftergangerami.
W tym momencie wbiegła pomiędzy walczących Elin.
- STAĆ! Dość już tego! Przepowiednię spełniacie gorącego głowy! - Ramiona rozrzuciła jakby próbując obu odgrodzić od siebie.
Pogrobiec równie kamiennie stał, niewzruszony, nie zamierzając kroku poczynić tylko dzięki volvie… szpony jednak miał w gotowości, a skalda w polu widzenia.
Freyvind uniósł miecz i zbierając się z ziemi zaszarzował na Pogrobca po drodze Volvę odpychając lekko ze swej drogi. Siła jego jednak tak krwią wzmocniona była, że Elin poleciała dobry kawał, by w jeden z wozów wlecieć i obić się o niego poważnie. Jęknęła z bólu i uniosła się patrząc z przerażeniem na walczących aftergangerów.
Stopy Freyvinda w biegu szybkiej jak skrzydła ważki migały i byłby raził pierwszy, lecz rękę nie do zamachu gotową miał gdy Elin lekko popchnąć chciał miast po prostu obalić swą siłą. W tej właśnie chwili Pogrobiec ruszył naprzeciw niemu, równowagi nieco pozbawionemu.
Zczepili się, furia i chłód, a dla obserwującego hirdu było jak taniec.
Nie umiejętności, lecz czystej potęgi Einherjar.
Szponiasta dłoń Pogrobca ku gardłu wystrzeliła. Odepchnąwszy Elin, skald przechylił się ciałem całym w bok. Szpon przejechał po ramieniu, które sękate palce ujęły. Już był Freyvind się obracał, by siłą ciała całego wyrwać.
Prawie się to udało, jak silniejszy i bez krwi i dzięki niej w danej chwili Gangrel drugą ręką za połę Ruby złapał i go do tyłu pociągnął szarpnięciem. Jarl Bezdroży nie stracił jednak równowagi – mieczem razić za siebie nie mogąc odrzucił go, a ręka jego nim jeszcze Volund w pełni krok z nimi obydwoma uczynił już się okręciła z dobytym sztyletem.
Przyborem tak właściwym wszystkim wojownikom północy.
Śmiertelni poza najbystrzejszymi jeszcze myśleli, że to już, że Gangrel ujął w swoje ręce wroga i teraz albo szponami walkę zakończy, albo skrępować go spróbuje, lecz drugi krok Pogrobca wstecz był już od zachwiania się, gdy nie patrząc nawet a świadom swego oponenta zza siebie – byłby jego oddech czuł na uchu, gdyby żyli – Freyvind, ostrzem w dół dzierżony puginał zagiętą ręką tuż pod własnym ramieniem zagłębił.
I okręcił.

Trzeci krok Volund uczynił już oponenta swego nie trzymając, zataczając się, a gdy Lenartsson, którego gniew nie hamował – a rękę w perfekcyjnym ruchu i doświadczeniu walk setki poprowadził – odwrócił się, był już Pogrobiec na wznak leżał, z oczyma krwawymi wybałuszenie wejrzanymi w ciemność ponad nimi.
Skald z głodu, krwi upływu, bólu i wściekłości czuł wzbierającą w nim Bestię. Jednak ostatnie pokłady przez dziesiątki lat wyćwiczonych odruchów wykorzystując, zacisnął jej cugle i pochylił się nad leżącym Gangrelem. Czy to uwielbiani przez niego Asowie i Vanowie znaleźli w sobie iskrę współczucia czy może Norny uznały, że jeszcze jego chwila nie nastała… kto wie? Moment zawahania wystarczył by Frey kątem oka złowił ruch. To włócznia rzucona potężnym zamachem pana na Ribe pędziła w jego stronę, z szumem przecinając powietrze.
Zaskoczony Frey miast dobić przeciwnika, uskoczyć próbował by uniknąć śmiercionośnego pocisku. Umknąć mu nie zdołał…



Padł w rozmakający śnieg i rozdeptaną ziemię tuż koło Volunda, a ciemność otoczyła go swymi czułymi ramiony.

- Nieeeeeeeeee!!!! - Chlo wrzasnęła przeraźliwym głosem i z wozu zeskoczyła nim Bjarki zdołał ją powstrzymać. Dopadła leżącego Freyvinda i zaparłszy się włócznię próbowała wyciągnąć z jego ciała. Szlochała tak, że wszystko na ślepo niemialże robiła.
Volva widząc Frankę ruszyła szybko ku niej i dwóm… ciałom. Przystanęła rozglądając się chwilę wzrokiem kompletnie rozbitym i w końcu do dziewczyny podeszła.
- Ostaw… Gorzej jeszcze będzie… - Położyła jej dłonie na ramionach i próbowała zmusić do spojrzenia na siebie. - Ostaw, inni mu pomogą. - Rzekła już pewniejszym tonem.
Agvindur gniewny i zasmucony mocno rozkazy wydawał Bjarkiemu:
- Wóz przygotuj dla siebie, frankijki, pana waszego i jego potomka.
Do kolejnego z hirdmanów rzucił:
- Ty wóz przygotuj dla berserkera.
W między czasie rozglądnął się za wieszczką. Widząc jej i Chlo poczynania ruszył do kobiet.
Chlotchild zapłakana i zasmarkana kroku nie chciała zrobić od ciała swego pana. Padła na kolana nie zważając na chłód i włosy odsunęła z twarzy, rękawem umorusany błockiem policzek mu przecierając. Szeptała przy tym coś w swej mowie.
- Chloo… - skald wycharczał ledwo słyszalnie. - Fffflakon… szyja… - odpływał i przypływał. - Tam… krew…
Sięgnęła by namacać flakonik wciąż chlipiąc i siąpiąc nosem. Drżące dłonie namacały flaszeczkę. Nim jednak zdążyła pieczęć przełamać podszedł jarl. Agvindur nie przejmował się jej rozpaczą.
Odsunął volvę delikatnie, dziewkę jednak na nogi ostro postawił. Bez słowa.
Włócznię ułamał w połowie. Franka rzuciła się ponownie do pana swego a gdy Agvindur chciał ją odciągnąć zaczęła bronić się jak dzika kocica.
- Puść… ją… coże… Ci… - skald zachłystywał się krwią. - Poczyniła…
Jarl na chwilę odpuścił by odrzucić kawał odłamanego drzewca.
Blondynka dosunęła się by głowę skalda unieść i fiolkę przytknąć mu do ust:
- Już, panie, już… pij… sił nabieraj… - drżącą dłonią gładziła po policzku mrucząc uspokojająco.
Podarek Gudrunn w najbardziej niespodzianej sytuacji swe zastosowanie znalazł.
Gdy tylko Franka wielbiąca swego pana brzeg flaszeczki do ust skalda przytknęła a ten poczuł pierwsze krople krwi…. Przed jego oczami rozbłysło białe światło, jak gdyby nocne niebo rozświetlił nagły piorun, oślepiający i przerażający swą mocą.
Stara krew…
Potężna…
Takiego smaku w ustach skald jeszcze nie miał nigdy.
Potężny się nie czuł tak jeszcze.
Zachłysnął się chcąc wychlipać wszystko i więcej, więcej móc posmakować.
Słów Franki nie słyszał, ni pierwszych słów wypowiedzianych przez pochylonego nad nim jarla:
- …...w domenie mej jeśli raz jeszcze stopę choć postawisz, zginiesz. - mówił do ucha wampira - a krew prastara juz krążyła w martwych żyłach uleczając rany skalda. Zaczął się podnosić ociężale i powoli promieniując wręcz. Twarz jego tyleż niepokorna jak zawsze co tym razem smutna, ale z wewnętrzną siłą się na niej rysującą wzrok skupiała. Przed chwilą po ciężkim boju niczym zmasakrowana kupa nieszczęścia, teraz wciąż ze strasznymi ranami zadanymi przez Volunda, ale niczym feniks z popiołów powstawał. - Ja zaś zadbam o to by o Twych tu dokonaniach bracie, - rzucił słowem jak obelgą - wiedzieli wszyscy norsmani. Żeś siebie nad wszystkich i wszystko inne postawił nawet jako wódz. Może prawdą jest żeś wybrańcem Lokiego i jeno na bezdrożach istnieć możesz. Wracaj tam, gdzie twe przeznaczenie, gdzie pluć ni mi ni Canarlowi w twarz nie będziesz mógł.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 02-07-2016 o 19:27.
Blaithinn jest offline  
Stary 02-07-2016, 17:38   #38
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wszyscy


- Cóżem takiego uczynił? - skald spytał spokojnie. Jego głos choć jeszcze słaby nabrał mocy. Śpiewnym tonem krążył wokół aftergangerów i ludzi motając ich i oczarowując. Choć może nie w takiej chwili? Może to co wydarzyło się, nie miało szans zmienić nic mimo hipnotycznego i niczym zakletego przez Freyę głosu? - Einar, Sigrun, Eggnir, Thora, całe Ribe. - Skald powoli zblizył się do jarla choć niedużo, biorąc pod uwagę, że i tak niewielka odległość ich dzieliła. - Dziesiątki, setki ludzi i sług krwi twymi szczerymi towarzyszami. Miłość i szacunek okazujący zawsze z serca, nie chwilowego omotania. Zarzuciłeś drogę ojca w krwi naszego, co może jak i ja sam na Rusi, czy w kraju Gotów, czy na północnej drodze teraz sam, albo z jakim sługą krwi krąży. Osiadłeś, do władzy serc doszedłeś. Szczęśliwyś. - Zerknął na chlipiącą Frankę i Bjarkiego, bladego strasznie, ale wciąż stojącego przy wozie. - Ja… Ja mam tylko ich - wpił wzrok w oczy Agvindura, a w jego głosie zabrzmiały lekkie nuty żalu i być może tęsknoty. - Podróżując po bezdrożach tylko tych dwoje. I masz mi za złe, że bronię najbliższych mi, by samotnym nie ostać? Gdy Pogrobiec jawny gwałt na najbliższej mi czynił? Gwałt na myślach, wspomnieniach i drzemiącym w nich bólu stukroć gorszy niż zwykłe pohańbienie jakie dziewce zwykle zadawać się zdarza? - Jego wzrok stał się bardziej miekki. - Mimo to, z początku jedynie wsciekły przestrzec chciałem. Cóż Ty byś zrobił, gdyby kto Sigrunn poczynił choćby mniejsza sromotę? Ty, który jednym spojrzeniem jakie z radością dążyliśmy spełnić, na smierć żeś wydał tego co jedynie słowem Ci uchybił. Dwie temu noce w Ribe. Pytam tedy. Cożem Ci uczynił, że tymi słowy do mnie przemawiasz.
Agvindur stał wciąż zdenerwowany jednak bez śladów Bestii czającej się na obliczu czy pozie.
Wysłuchiwał słów wychowanka. Jego postawa nie zmieniała się, zacięcie malujące się na twarzy też nie, jednak w oczach… w oczach jego Freyvind dostrzegał błysk czegoś, co znaleźć chciał tak bardzo. Spojrzenie jarla szczególnie miękkim się stało, gdy skald Sigrunn wspomniał. Wzrok mu uciekł na chwilę do wtulonej w bok pana Franki, co ni to bronić ni wspierać chciała.
- Szansę Ci dałem… kolejną. By sprawdzić jak sobie poradzisz gdybyś władzę… prawdziwą władzę miał w ręku. O swoich i ich spokój dbać trzeba, jeno nie narażając życie innych. W głuszy. Gdzieśmy wystawieni na wiele oczu i uszu. Ty tymczasem nie tylko siebie narażasz, ale uszczuplasz siły naszej wyprawy. Z Volundem sprawę załatwić można było po wyprawie. Ty jako wódz winieneś wstrzymać swą niecierpliwość, boć nie o siebie jeno w ten czas się troszczysz. Te nauki znane są każdemu młodzikowi. A Tobie… Tobie szczególnie… boć tłukłem do głowy lata całe.
- Jak mam zaufać, że Aros się zatroszczysz skoro skaczesz jak pasikonik od jednej bijatyki do drugiej? Mówisz, że sam nic nie masz… Starałeś się o coś kiedyś? O coś większego niźli ty sam? - Agvindur mówił coraz bardziej i bardziej zmęczonym i rozgoryczonym tonem. - Czy tę dwójkę używasz jako wymówki dla siebie samego?

- Razem z berserkerem, miast skupiać się na walce przed nami, wprowadziłeś zamęt i niepokój do obozu. Rzeknij mi… jak mam mężowi wiekowemu ufać co jak dziecko się zachowuje? - ostatnie zdanie cichym i zrezygnowanym tonem wypowiedział.
- Nauczałeś… nauczałeś wiele, żeby starać się urazy przekładać i na wazniejszym się skupiać miast to co w nas drzemie na wierzch nie wypuścić. Nie wtedy gdy nie trzeba, ale później. Nauczałeś długo Agvindurze. Tak jak i nauczałes tego - skald znów spojrzał jarlowi w oczy- … że my krwi Eyjolfa przeklęci rzadko gniew poskromić możemy. Dobregom miał nauczyciela. Poskromiłem gniew. Rzeknij, czy wodza hird do boju prowadzącego chcesz we mnie widzieć, czy opiekuna...
- Jednym i drugim zaś dla Aros najprzedniej by był.
Najmniej spodziewany z głosów… nie tak donośny, ale również widno onegdaj przemawiający, zwrócił uwagę, gdy skald na chwilę zamyślił się… zawiesił słowa w pauzie.
Volund zstępywał ze swego wozu, od krwi rany jego mieczem zadane zaleczyły się, nawet jeśli gardło jego na powrót otwarte. Ku dwóm jarlom kroczył, temu z Ribe, i temu z Bezdroży, i krocząc mówił:
- Albowiem, Agvindurze… Jarl Bezdroży, gdyby Aros jego było, jako swoje by chronił. Tak jak przybocznego swego, który na to oddanie i strachu wobec afterganger nie okaże, i całe swe męstwo służbie jeno oddaje. I Frankę… która w mocy jakiejś, której świadomi nie jesteście, a którą poznać chciałem by pomóc, po wcześniejszym okrucieństwie z mej strony…
Stanął przy jarlach… i przyklęknął przy nich.
Lecz obliczem, pochylonym teraz, do Freyvinda.
- Jarl Bezdroży jest gwałtownikiem i gniewnikiem. Gwałtowność i gniew jego… nie znikąd, jak u niektórych wojowników… i nie z księżyca, jako u lupinów.
- Lecz gdy swoich bronić mu przychodzi. I tako chroniłby Aros. Bez zawahania. Bez zwątpienia. Bez pytań, które mogłyby pomóc dać, ale zarazem bez pytań, co przed intrygą mogłoby ocalić. Nie bacząc co inni Einherjar by o nim sądzili. Do ostatniego tchu. - ciągnął, głowę podniósłszy, i w oczy aftergangera patrząc, gdy mówił.
- A mieszkańcy Aros, jeśli do najgorszego doszło… jeśli miałby nad nimi pieczę sprawować i im przewodzić… Einara w sercach pochowawszy… jak Bjarki, dla niego, nie czuliby przed nikim innym lęku. Jak Chlo, bezgraniczną miłość, choćby życiem gardzili, jedynie by znali. Może nie jak mędrzec lub filozof Greczynów, czy książęta przeklętych Karolingów by knuł i przemyśliwał. Lecz siłę inną, serc bijących i nie, po swej stronie wieczyście by miał.
Pogrobiec, z kolan się nie podnosząc, jedynie na jednym powstając, by obrócić się nieco, całkiem bokiem nie być do Agvindura, a tak jedynie, by skruchę okazywać, w jak gdyby domniemanej bojaźni przed jarlem Ribe, do sedna przeszedł, zaczynając od imion wymienienia, powtarzając sposobem przez skalda użytym, klamrą wywód spinając z jego słowy:
- Dlatego dla Ciebie, jarlu, dla wszystkich tu zebranych odważnych wojowników, dla Elin Widzącej, dla Danii… proszę cię. Ja nikt, on brat twój, tego łatwiej ku niemu surowym i niecierpliwym być. Lecz my z innych światów, i mniej jak noc na dotarcie i wygładzenie dekad innych obyczajów, jedynie wspólnie w zadawanie śmierci bogatych, mieliśmy. Jeśli potrzeba winnego i kary… mimo umowy naszej, mimo hirdu… mię ukaraj choćby za obydwu, nie jego.
Oczy kamiennego oblicza na jarla się uniosły, twarz ku niemu obróciła.
- Na mojej karze jedynie mnie przybędzie cierpienia… nie od dziś mi znane, jak przyjaciel ramię w ramię. Lecz na jego odprawieniu jedynie stracić może… wielu.
Po tych słowach, Pogrobiec ze schowanymi dawno szponami obniżył głowę, oczekując werdyktu.
- Nie. Obu karaj, lub żadnego - Frey uniósł głowę kryjąc zadziwienie słowami berserkera, którego nie rozumiał, ale z szacunkiem zaczął nań patrzeć.
Jarl na volvę spojrzał z namysłem i jakby zagubieniem. To ostatnie jednak znikło niemal błyskawicznie.
- Co rzeczą runy? - spytał cicho, szukając honorowego wyjścia z sytuacji.
Elin przemowom przysłuchiwała się z mieszaniną lęku, smutku i nadziei, jednak gdy Agvindur pojrzał na nią, twarz jej się wygładziła wszelkie uczucia przeganiając. Skinęła jeno głową i kości wyciągnęła, by do brata jarla pierw podejść i umoczyc je w krwi jego. Na mgnienie oka spojrzenie jego złapała, by zaraz wrócić wzrokiem do run. Następnie do berserkera podeszła i również nic nie mówiąc kości przytkneła do rany. Znów spojrzenie na moment przykuła i chwilę potem oddalała się juz, by kośćmi w spokoju rzucić. Przystanęła za jednym z wozów i przyklękła, a runy z jej dłoni wypuszczone potoczyły się po śniegu znacząc go krwią.
Volva słowa ciche poczęła wypowiadać i nachyliła się nad kościmi.
Oczy otworzyła, odetchnęła cicho i powstała, by powrócić do Agvindura. Szła spokojnie, ciągle bez śladu emocji na bladej twarzy.
- Runy przypomniały o poprzedniej przepowiedni. - Rzekła spokojnie patrząc wprost na jarla, choć słowa kierowała do wszystkich, jej głos choć cichy dobrze był słyszany. - W sile i jedności nasza siła, by trudności wszelkie pokonać. Oni jednością zachwiali ale szansę mają, by to odwrócić. - Błękitne spojrzenie powędrowało na Freyvinda i Volunda. - Niech braterstwo krwi przysięgną jako wojowie w boju to czynią, by żaden drugiemu więcej do gardła się nie rzucał i hańby nie czynił. Niech przysięgną, że razem o dobro wspólne walczyć będą. Wtedy szansa jest… - Zakończyła.
Skald az cofnął sie odruchowo niemalże wpadając na Chlo co u tuż za nim stała i spojrzał prosto w oczy volvy. Patrzył długo nie odwracając spojrzenia, a znać w nim było ból, bunt, bezsilną złość… póki jakiś przebłysk niejakiego zrozumienia pomieszanego z nadzieją nie zastapił poprzednich uczuć.
- Przysięga na krew? Braterstwo krwi na słowo pieczetowane? - chciał się upewnić aby odgonić myśli jakie przez chwilę buszowały mu w głowie.
Elin wzroku nie odwróciła wytrzymując spojrzenie skalda i przytaknęła spokojnie.
- Słowo zawodne bywa… lecz we krwi prawda tkwi. - powiedział Pogrobiec, by uwagę volvy przywrócić. - Przez gniew, lęk, rozpacz, kłam, omylność, szał słowo zapomniane może zostać. Lecz… - spojrzenie na Freyvinda przeniósł - Krew afterganger zawsze zna prawdę.
Wieszczka na Gangrela spojrzała i zdało się, że lekko oko przymrużyła na słowa jego. Nie rzekła nic jednak, czekając na wypowiedź Freyvinda i Agvindura.
- Na krew poprzysiągłem co Volundowi. Teraz mam na krew przysięgac, że nie tknę go. Wiesz, że w ten sposób jedynie Volundowi honor i moc mego słowa bym zawierzył? Bo jak przysięgnę, a Pogrobiec znów uczyni to samo, co niniej nim ku lasu dziewczyna pobiezyła, to co bym nie zrobił honor stracę jedną z przysiąg łamiąc. - Skald popatrzył najpierw na Elin, potem przelotnie na Agvindura, w końcu na Volunda wzrok przeniósł z nieruchomą twarzą.
- Prawda to. - odparł Pogrobiec - Rzeknij volvo… czy być nie może, by przysięga nas wiązała nie w słowach, gdyż Jarlowi Bezdroży nie można winić przezorności w honoru obronie… lecz we krwi?
- Będzie to pewniejsza rękojmia. - Zgodziła się wieszczka. - Lepiej przez Bogów widziana niż słowo zwykłe, acz Wasza to decyzja, którą z dróg wybierzecie.
Freyem jakby tapnęło.
Cofnął się raz jeszcze, znowu Franke prawie obalając. W oczach miał ponownie to, co gdy pierwszy raz spojrzał na Volvę gdy słowa o “krwi braterstwie” rzekła. Przez myśl przechodziło mu kilka rzeczy w tym wyzwanie Agvindura na holmgang by uniknąć dobrowolnego poddawania się więzom. I to z aftergangerem, który zdawał mu się więcej szalony niźli był nieodgadniony. Który do ukrzyżowanego modły rzekł, który już dwa razy swą zimną nieobecnością w rozmowie doprowadzał go na skraj szału.
I nie była to myśl najgłupsza. Lecz i inne przechodziły mu do głowy. Wzrok na Agvindura znów uniósł i zarzucił go poczuciem krzywdy, rozpaczy zmieszanej ze wściekłością i nikłą nutką pogardy.
- Zgadzam się, ale pod dwoma warunkami. Jeden to taki, że Volund na swą krew przyrzeknie, że wierny naszym bogom, nie Zachłannemu. Drugi… - przeniósł wzrok na volvę. - Strażniczką tego braterstwa w krwi zostaniesz. Pogrobca krwi juz smakowałaś… niechaj w trójkę nas to zwiąże.
Pogrobiec obejrzał się na volvę, która mogłaby ze swą przenikliwością przysiąc, jak gdyby pod kamienną maską było jakieś drugie, bardziej złowieszcze oblicze o okrutnym uśmiechu z przemyślności skalda, wyczekujące słów jej.
Elin zastygła na moment słysząc propozycję. Kolejna więź, o której tak naprawdę do końca pojęcia nie miała. Uśmiechnęła się jednak leciutko, śmiejąc się w duchu z Freya, który sam nie wiedział co na siebie przy okazji sprowadzał.
- Zgoda. - Odparła patrząc prosto w oczy skaldowi. - Niechaj tak będzie, Strażniczką więzi ostanę. - Wzrok na Agvindura przeniosła pytający.
Chlo pociągnęła Freya za mały palec dłoni nieśmiało, chcąc na siebie uwagę jego zwrócić, lecz on chwilowo na to nie reagował. Agvindur zaś przyglądał się całej scenie nieco zdumiony. Widać też było, że ocenijącym spojrzeniem omiata całą trójkę, lecz słowa nie wtrącił czekając na dopełnienie się przysięgi.
Pogrobiec zaś widząc jego spojrzenie skinął głową, i krok ku volvie i Freyvindowi postąpił. Oczyma powiódł po zebranych i wojownikach, po czym jeszcze, jak jaka mara we mgle co nie wiadomo co planuje, zaszedł był tam, gdzie legł z Freyem w boju, a później i on przez Agvindura obalon.
Podniósł stylet, który raził pierś jego, obrócił zręcznie w dłoni i po śladach własnych, skrwawione ostrze niosąc powrócił przed dwójkę afterganger, jak gdyby jedynie oni się teraz liczyli.
Przedramię przed sie wyciągnął i przegub zręcznym, czystym niezmiernie ruchem jak kto nawykł ciała umarłych otwierać - widzianym już raz przez Agvindura - stworzył zagłębienie, z chwili bladę, po sekundzie już szkarłatem wzbierające i z obydwu przedramienia stron równomiernie broczące.
Oczy ku skaldowi powędrowały.
- W wielem krajów zawędrował, nie na wiking. Wiele znam mów. Wiele znam wiedzy. - oczy przed siebie prosto pokierował, pomiędzy obydwoje wampiry.
- Słyszałem słowa chrystusowych sług… nie raz. Nigdy im posłuchu nie dawałem… a powinienem. - odrzekł, brwi jak gdyby uniosłszy.
- Albowiem wówczas… - kły aftergangera, na wspomnienie jakieś bolesne, i klątwą volvy wywiedzione - Wówczas zawczasu dostrzegłbym truciznę… która zatruwała wielu, którzy w życiu byli mi mili, tak jak teraz do Hedeby się wlała. - Pogrobiec przymknął oczy na chwilę, usta zwarł. Był znów w innym świecie i w wizycie tej uspokoił się.
- Lecz i do Hedeby może zawitamy, razem zgładzić niejednego z uczniów uczniów chrystusa. Przebiegły musiał być, uczniów swych krwią i ciałem częstując, tak silnie a tak plugawie szerząc swe słowa.
Oczy wreszcie się otworzyły. Przez chwilę na wprost wpatrzone, znowu źrenice, znowu skupione, znowu tak badzo w tej chwili jak wcześniej Pogrobca nie widzieli, prosto w oczy skalda wpatrzone były.
- O Azach i Wanach zaś wiem niewiele z sag… Lecz wiem, czego nie ma w sagach. Znam ich potęgę. Lecz czci im nie oddaję. - powiedział miękko.
- Jedynie śmierci nie znam. W śmierć wierzę, dlategoż właśnie. Widzę ją… Doznałem jej. Lecz nic o niej nie wiem.
- Mamli nadzieję skaldzie, że starcza to po twemu warunkowi. Tobie jedynie rzecz… Czy starcza to dla dobra wielu? - jak już wcześniej, powtórzył słowa, tym razem własne, z przemowy, która wiarę jego w skalda, nie za słowa a czyny obrońcy, najwyraźniej berserkerowi bliskie, wobec Agvindura i hirdu utwardziła.
Krople krwi skapywały na martwą trawę, spod śniegu po zimie… nie o czasie jak nagie truchło wynurzoną.
Skald wyglądał na zadziwionego.
- Nie oddajesz czci Odynowi, mimo iz dziećmi jego jesteśmy? Mimo iz bóg najwyższy stworzył Canarla byśmy wszyscy starli się z Jotunami w Ragnarok?
- Czy Odyn chciałby mojej służby? - uśmiechnął się krzywo afterganger - Ty ofiarę składałaś najwyższemu, volvo… - odwrócił twarz do Elin teraz - Rzeknij, wróżbę złóż. Śmiertelnym i umarłym mi służyć… jako tu zebrani, czy Odynowi? Które z dwóch on by wolał? Modły… czy śmierci zadawanie?
- Z krwią i przebudzeniem nasza służba… - skald zszokowany patrzył na Pogrobca. - Potośmy przecież przebudzeni zostali. Dlatego Canarl… - Przerzucił wzrok na Agvindura lecz zanim jarl zdążył się odezwać padły kolejne słowa:
- Och, oddaję cześć Odynowi niewątpliwie. Zabijając wrogów jego potomków, i tych, którzy w holmgang byli szli z dawnymi mymi panami, i tych, którzy ukrzyżowanego w sercu noszą. Niewiele jednak myślę o modłach do Najwyższego… - powiedział Pogrobiec - Ten, który pieczę nad śmiercią sprawuje, tylko śmiercią może być usatysfakcjonowany. I wiele śmierci stąd do Ragnarok. - wyjaśnił radykalny pogląd Gangrel.
Frey rozluźnił się nieco, jednak słowa Volunda spokoju mu nie dawały do końca. Obejrzał się na Chlotchild, mimochodem starając się sprawdzić czego od niego chce szalone dziewcze.
- My też pić mamy z innych? A Ødger? - dopytywała ze zmarszczonymi brwiami, chyba się pogubiwszy.
- Nie - rozbroiła go tym totalnie, tym bardziej sie rozluźnił. Pokręcił głową sam do siebie z usmiechem na twarzy.
Wyciągnął kły i rozerwał skórę na przedramieniu.
- Wszyscy od Canarla pochodzimy, a on stworzony przez Odyna - powiedział zbliżając się do Pogrobca. - Uczcisz Odyna słowem i myślą ten raz gdy płyn życia przez niego dany i nieśmiertelnością nas czyniący, miedzy nami przepłynie. Nie mi rozsądzać co Asowie i Vanowie sądzą o Twej bucie względem nich i czemu czci im nie oddajesz jak tradycja każe i to do czego nas powołano przebudzeniem.
Volund oczekiwał spokojnie chwilę i również z ramieniem krwią cieknącym wyszedł naprzeciw bratu Agvindura. Gdy byli już naprzeciw siebie, swoją ranę zaoferował, samemu twarz ku krwi cieknącej Freyvinda przybliżając, oczy przymykając gdy woń umarłych, nieczujących raczej innych zapachów nozdrzy doszła. Delikatnie wargi rozdziawił, przez nie drżące dobyło się bezgłośnie westchnienie.
- Słowem i myślą - przypomniał skald swe słowa oddalając swą ręke od Volunda.
Wampir przez chwilę zadrżał wszystkimi mięśniami szyi i barków, gdy ręka cofnięta została. Kły wysunięte w bezruchu zamarły i chwilę trwało nim zdołał na tyle Volund się rozluźnić, nim wyraźna, zwierzęca Bestia z powrotem schowała się w najciemniejsze zakamarki duszy. Oczy pięknego, nieruchomego oblicza powoli się otworzyły, jakoś wilgotne i w innym stanie percepcji - nie przez typowe jego myślą uciekanie daleko, lecz przez głód… nie, nie głód. Pożądanie, inne niż znane jakiemukolwiek śmiertelnemu… Lecz niejednemu drapieżcy dobrze znane.
- Odyn, Najwyższy, jedynym stwórcą Canarla, najwyższym panem wszystkich jego potomków. Kruki jego trybut od śmiertelnych zbierają, od Skandynawii, bo wszystkie świata brzegi.
Po tych słowach chwilę był brwi zmrużył, nie w jakiejś wrogości, ale zniecierpliwieniu, i niewątpliwie walce z tym, jak volva duszę jego wykrzywiła.
- Teraz słowa twe, czci twej dla Najwyższego… z mocą przysięgi krwi naszej, nie zwykłej mowy, skaldzie. - jeszcze Pogrobiec na moment się wyprostował i oczekiwał kamiennie, choć widać było, iż o krok jest od łapczywego krwi spicia.
- Rozdawca zwycięstw panem naszym, stwórcą Canarla i nas jako potomków jego. Płyn życia swój przelewamy, jako przelewać będziemy w bitwie końca świata w walce z mieszkancami utgardu i wszelkim Asgardu wrogiem. Dziś niech nie przeleje się ona w walce a w mocy więzi, co by chwały przyspożyć temu co na Yggdrasil zawisł i Gungnir się przebił.
Gdy usta jak pocałunkiem bratu lub panu złożonym w jakimś kraju odległym, i bardzo dawno temu, lub jeszcze nigdzie w świecie, tknęły skórę skalda, w tak delikatnym geście jak tylko jest możliwy dla bezdennej łapczywości, która za nim stała - walce z sobą o kontrolę nad rozkoszą w każdej sekundzie. Frey za to wpił kły w przedramie Volunda przymykając oczy, ekstaza była tak wielka, że aż zadrżał i pociemniało mu w oczach. Z jednej strony targający nim głód gasł a w ustach rozleał sie tak słodki posmak krwi. Nie smiertelnika, a aftergangera tak bliskiego Canarlowi. Różnica była tak wielka jak między krwią szczura, a śmiertelniczki rozpalonej uprzednio pożądaniem ‘podgrzewającym’ płyn życia w jej żyłach.
Z drugiej strony czuł ekstazę “pocałunku aftergangera” jaki doprowadzał śmiertelników na skraj przepaści
Przepaści wypełnionej ekstatyczną rozkoszą. Przepaści w jaką rzucał się każdy z ochotą. Wcześniej gdy pił z niego Swen, Freyowi udało się jeszcze opanować, teraz już nie.
Skald nie chciał przestawać i zachłannie ssał krew berserkera drżąc z przyjemności.
Elin przypatrywała się obojgu zdawałoby sie nieporuszona, jeno mocniej zaciśnięte wargi wskazywały, iż aromat krwi i na nią działa.
Agvindur obnażył kły, syknął głucho i skinął na Bjarkiego. Skokiem jednym rzucił się ku Volundowi, Bjarki zaś jakby w myślach mu czytając dopadł skalda. We dwóch pociągnęli w strony przeciwne by rozerwać sczepionych ze sobą niedawnych przeciwnków obecnie ekstazą objętych.
Freyvind bronił się rozpaczliwie nie chcąc oderwać się od przedramienia Volunda. W szeroko otwartych oczach błyszczała mu rozpacz utraty. Zabierali mu taką przyjemność… Nie miał jednak większych szans z dwakroć silniejszym od niego Grimem. Dar krwi napełniający go siłą godną Thora przeminął, a do tego był osłabiony po strasznych ranach zadanych mu przez berserkera.
Z Volundem nie było łatwo nawet skaldowi - pomimo mniejszej postury, siła jego dorównywała lub przerastała nawet tę jarla, lecz przyssany do ręki, gdy od tyłu był potężny Agvindur przedramię wprawnie jak hak wykorzystał by głowę jego odciągnąć, decydowała nie siła jedynie mięśni, a pewne od pradawności znane prawidła, jakiej ciała części siła zwycięży inną.
Pogrobiec prawie zasyczał wściekle, oblicze jego przybrało przerażając dla widzących je obraz, gdy wszystkie mięśnie drapieżnie ściągnęły twarz, gdy kły wysunięte były w całej swej nienaturalnej okazałości. Jak zwykle gdy opanować się zamierzał, po chwili milczącego szamotania z odciągającym go Agvindurem, przymknął oczy i twarz jego stała się marsowa a spokojna. Po chwili jak gdyby bez dechu wydał z siebie tchnienie i znów opanował Bestię…
Ledwie.
Volva zafascynowa przyglądała się rozdzielaniu aftergangerów i krok ku nim uczyniła, gdy już się uspokoili.
- Rozumiem, że teraz moja kolej? - Zapytała spokojnie.
Bjarki wciąż nie puszczał Freyvinda obawiając się jeszcze o jego reakcję.
- Panie? - chrapliwym szeptem zapytał skalda.
Agvindur wciąż trzymając berserkera podobne pytanie i jemu zadał:
- Powstrzymasz się już?
Volund, wciąż dla pewności trzymany, wszystkie mięśnie miał pulsujące. Z zwartymi cienko jak kreska ustami, jak gdyby kontrolować je chciał, i oczyma wciąż zamkniętymi, pokiwajał twierdząco głową… Po jeszcze chwili.
- Tak… - powiedział po jeszcze kilku chwilach powątpiewania jarla - Władam już sobą.
Ekstaza przemijała, choć wspomnienie rozkoszy wciąż tłukło sie w głowie skalda. Bezwiednie napinał mięśnie i jeszcze sie szarpał choć już słabiej. Kiwnął tylko ciężko i powoli głową na pytanie swego sługi w krwi.
- Niechaj się dokona… - powiedział patrząc na volvę i odpowiadając jej przy tym na pytanie jakie zadała. Zbliżył się do niej cięzkim i chwiejnym krokiem. Wyciągnął przedramie i wysunął kły.
Bjarki jako cień krok za nim postąpił by pieczę nad swym panem sprawować.
Wieszczka podciągnęła rękaw koszuli i rozerwała zębami nadgarstek.
- Niech losy trzech się splotą. - Powiedziała ujmując rękę Freyvinda i przykładając usta do wciąż krwiawiącej rany.
Wpił się w jej przegub i znów zatracił. Znów głód, znów ekstaza wampirzego pocałunku gdy Elin również wpiła kły w jego skóre. Znów smak krwi aftergangera, choć nie tak bliskiej Canarlowi jak u Volunda, a także wiele ustępującej łykowi z “daru Gudrunn”. To jednak wystarczyło by znów się zatracił. Ssał plyn życia z zamknietymi oczami przeżywając ponownie nieopisaną rozkosz. Oderwać się od volvy nie mógł, nie potrafił.
Smak krwi skalda był nieporównywalny z czyimkolwiek innym. Głęboki, mocny a jednocześnie słodki, godny Bogów. Wieszczka mogłaby tak pić bez końca. Dodatkowo odczuwała przyjemność rozlewająca się od ręki, w którą wgryzł się Frey. Uczucie tak znane i tak utęsknione, iż Elin była zadziwiona jak mogła nie pamiętać. Chciała tak trwać i roztopić się w tej przyjemności.
Ponownie nieodzowną stała się pomoc Bjarkiego i jarla. Ten ostatni schwycił volvę by odciągnąć ją od swego wychowanka. Bjarki zacisnął mocarne ramiona wokół Freya. Tego też dopadła Chlo, wtulając się ciasno w jego pierś. Elin zaś poczuła otaczające ją ramiona Agvindura, któren do ucha szeptał cicho słowa niezrozumiałe, co przez mgłę ekscytacji przebić się nie mogły. Tulił dziewczynę do siebie czekając aż dojdzie do zmysłów, do siebie.
Wieszczka powoli dochodziła do siebie, a wraz z powrotem przytomności na jej twarzy pojawiały się kolejno przerażenie, rozpacz i… żal.
- Co myśmy zrobili…. - Szepnęła drżąc cała i jakby dopiero wtedy zdając sobie sprawę, w czyich objęciach się znajduje. Zamarła zawstydzona niczym przestraszone zwierzątko i spuściła głowę. Nie miała odwagi spojrzeć Agvindurowi w twarz, a już z całą pewnością, nie wtedy gdy byli tak blisko siebie. - Wybacz mi… - Szepnęła… - Kuląc się. - Nie powinien… on nie powienien pić mojej krwi… Wybaczcie mi…
Jarl nic nie rzekł na te słowa. Jego potężne ciało stanowiło opokę dla Elin. Na skroni volvy złożył lekki pocałunek co chłodem ją przejał. Nie pospieszał jej, nie odzywał się. Ramiona jedynie mocniej wokół niej zacisnął na znak, że jest blisko.
Ułożyła głowę na ramieniu jarla czerpiąc pociechę z jego bliskości, choć serce ciągle łkało na myśl o tym co się wydarzyło i co jeszcze będzie musiało się stać. Nie kłów Złotoustego i Gładkolicego pragnęła wbijających się w jej ciało. Jeszcze chwilę temu nawet nie wiedziała, że może tego chcieć ale teraz całe ciało tętniło tęsknotą. A Agvindur ciągle ją obejmował… Odważyła się w końcu unieść głowę i spojrzeć na jarla.
Napotkała spojrzenie jego. Bez oceny, bez sądu. Pełne za to troski i zaniepokojenia. Pogładził policzek volvy szorstką dłonią, z wolna, niespiesznie.
- Jestem tu, a to niczego nie zmienia. - odwrócił Elin do siebie. Drugą dłoń dołożył i twarzyczkę jej zamknąć pomiędzy swymi dłońmi. Lekko przyciągnąwszy dziewczynę do siebie przytulił nieco mocniej. Twarz Elin musnęła przy tym jedną z run wszytych jej ręką w koszulę Agvindura.
Ostrożnie sama go objęła wtulając się w męską pierś.
- Jeszcze… jeszcze Volund… - Zadrżała lekko mocniej przywierając do jarla.
- Jeszcze Volund - zgodził się z nią. Lecz mimo tych słów ramionami mocniej oplótł jej kibić. Pogrobiec, pewniej już stojący, z niemym niewypowiedzianym wyrazem przyglądał się im obydwojgu gdy nań nie patrzyli. Po długiej chwili pełnej słów niewypowiedzianych Agvindur powoli uścisk rozluźnił. Włosy jej pogładził by w końcu całkiem dać jej możliwość odejścia.
Nieśmiało pogładziła go po policzku i uśmiechnęła się ze smutkiem, choć w ślepku jej mógł dostrzec pojawiający się łagodny spokój, jakby siłę od niego czerpała. Odetchnęła głębiej, by ponownie się wyprostować i odwrócić ku berserkerowi ze spokojnym już obliczem.

Gdy volva i jarl szeptali do siebie Frey poczuł dłonie Chlo na sobie, badające, sprawdzające naprędce, nerwowo. Czuł jej szybko bijące serce, ciepło i zapach jej ciała. Zaschnięte łzy zostawiły płytkie żłobienia na jej umorusanej twarzyczce. Skald popatrzył na nią wciąż czując głód. Pił z Volunda, pił z Elin, lecz i oni wysysali z niego płyn życia.
- Głodnym… - szepnął i pocałował ją w usta. Zazwyczaj gdy z niej pił kochali się. Ona lubiła to i zawsze dążyła do bliskości fizycznej swego pana, a akt ten był bodaj największym z motywów bliskości wśród śmiertelników. Do tego była śmiertelną kobietą, potrzebowała tego jak każdy od czasu do czasu. Wampir nie miał takich potrzeb, ale o ileż lepiej smakowała krew rozbudzona pożądaniem i rozkoszą…
Tu nie czas ni miejsce na to było, więc gdy przymknęła oczy po pocałunku, skald oderwał się od jej ust i dał jej drugi… w szyję. Jakże inny od poprzedniego ale obdarzający rozkoszą. Freyvind spojrzał przy tym na Bjarkiego z niemą sugestią, aby wielkolud odciągnął go gdyby skald znów, po raz trzeci się zatracił.
Franka zajęczała z rozkoszy, a w głowie skalda znów odezwała się przyjemność zaspokajanego głodu. Krew smiertelniczki, nie aftergangera. Bez rozkoszy odczuwanego równolegle pocałunku innego einherjar… ale ciężko było się oderwać.
Bjarki pomógł, był doswiadczony, wiedział kiedy zareagować na wszelki wypadek.
Frey z niechęcią oderwał się od jej szyi gdy wielki Duńczyk rozdzielił ich. Dziewczyna z zamglonym wzrokiem wisiała na rękach skalda łapczywie chwytając powietrze, echo przeciągłego jęku ekstazy wciąż brzmiało w uszach
- Zabierz ją i zaopiekuj się. Niedługo do was dołączę - rzucił do Grima.
Bjarki ponownie uniósł dziewczynę w ramionach. Od paru dni nie robił dużo więcej jak dbał o blondynkę. Mimo “brzydaków” i mimo frankońskich przekleństw jakimi go czasem obdarzała.
Ruszył ku wozowi, z jakiego jeszcze niedawno dziewczyna probowała rozdzielać walczących swym śpiewem.

Gdzieś w tle, daleko, daleko od nich, jakby w innym czasie i innym miejscu, Rudowłosy obózowe życie zaczął ogarniać. Ludzi na wartę rozstawiać, rozpraszać niewielki tłumek co do tej pory zamarł w zdumieniu i niedowierzaniu. Do Volunda podeszło dwóch hirdmanów by poprowadzić Pogrobca do wozu by mógł zlec ponownie i odpoczynku nabrać. Jednak ten miał jeszcze jedną rzecz do dokończenia.
- Niechaj się dokona. - Rzekła volva wyciągając ramię w kierunku berserkera.
- Lecz tobie już nie ze mnie pić. - odparł Pogrobiec, do wozu swojego, z którego niedawno powstał, w którym ruba jego leżała, o połę jakowejś tkaniny krew zacierając. Gdy tkaninę puścił, rana jego już krwią nie ociekała. Iść ku volvie począł.
Podszedł do volvy blisko, bardzo blisko, by nikt poza może innymi afterganger go nie słyszał, i niekomfortowo może, a z drugiej stronie przyjemnie, jak poza bestialską stroną przyjemna była obecność pięknego gładkolicego i natchnionych słów jego, tak jak gdy do Freyvinda przemawiał.
- Każdy kolejny raz, gdy afterganger krew tego samego wypijają, pogłębia się jak środek świata zaczyna krew dający stanowić, ponad wszystko inne, i posłuszeństwo z emocyj daje.
Elin bardzo wyraźnie niepewna się robiła z każdym krokiem Volunda bliżej niej ale gdy spojrzała na niego po słowach jego dominowało w jej oku zaskoczenie.
- Będę pamiętać. - Odparła wzrok spuszczając i mamrocząc cicho. - Dziękuję. - Widać było, iż rzec coś jeszcze pragnie ale w końcu jedynie dodała z prośbą w głosie. - Miejmy, to już za sobą.
- Nie pozwól im wiedzieć… żeś nie wiedziała. - na chwilę twarz obrócił, uważnie Elin w oczy patrząc, cały czas szepcząc. Po tem wzrok jego powędrował na Freyvinda, na Oedgera… na Agvindura jakoś łagodniej.
- Jam morderca. Im, choć bracia… jedynie by panować zależy. - dokończył, po czym jak gdyby życzenie volvy chcąc spełnić… o krok się cofnął, i dłoń po jej dłoń wyciągnął, przyklękając na kolano jedno, również naturalnie, jak gdyby nie pierwszy raz był coś takiego czynił.
- Dlaczego? - Wyszeptała, a w jej pytaniu nie jedno się kryło, a więcej. Dlaczego udziela jej tej wiedzy? Dlaczego zgadza się na to by samemu wypić krew jej? I być może kilka innych ale wszyscy patrzyli… więc podała mu dłoń z ciągle krwawiącym nadgarstkiem.
Volund delikatnie przyjął dłoń volvy, w obie własne ją ujmując. Delikatnym gestem, klęcząc, nachylił twarz do rany jej, i równie delikatnie usta do rany przyłożył. Oczy Pogrobca zamknęły się, gdy zabijająca myśli i człowieczeństwo rozkosz przepełniła aftergangera, lecz z boku gest, w porónaniu z bardziej animalistycznym czy wojowniczym wzajemnym z Freyvinda piciem, był możliwie delikatnym ze strony klęczącego jak gdyby zapewnieniem o lojalności, czy oddaniu.
Moc krwi sprawić miała, że tak właśnie było…
Nie minęło kilkanaście sekund, jak Volund twarz z zamkniętymi powiekami i bez wypisanej choćby jednej emocji cofnął od jak gdyby pocałunku poddanego złożonego na krwawiące przedramię volvy, i tylko wąska strużka krwi, która zaciek z kącika ust mu uczyniła, świadczyła, że właśnie miejsce miało coś nieludzkiego, nienaturalnego.
Elin wargi zagryzła gdy Volund krew z niej pić począł, by nie dać wszystkim poznać jak wielką rozkosz odczuwa. I znów wrażenie, iż doskonale zna to uczucie, ją opanowało, tym silniejsze teraz iż nie rozpraszane żadną inną przyjemnością. Już, już nogi zaczynały się pod nią uginać, gdy berserker odstąpił, a ona cichutkie westchnięcie z siebie wydała, ni to żalu, ni ulgi. Volundowi znak dała, by powstał, a ten w oczach jej mógł smutek głęboki dostrzec i ku Agvindurowi się zwróciła.
- Dokonało się. - rzekła ciągle drżącym jeszcze głosem. - Wola kości spełniona została. Los trzech splątany Nornom na złość, gdyż wzór ich zepsuty. - Skinęła głową berserkowi, skaldowi i do jarla lekko chwiejnym krokiem podeszła.
Berserker był obserwował ją czas czas cały, już wzrokiem… jakby innym… na skinienie jej zmrużył własne oczy, a w bezruchu twarzy widać było gniew jego na samego siebie. Powstał wreszcie, dopiero, ale słowa żadnego nie rzekł.
Jarl ponownie dziewczynę przygarnął i samym sobą od reszty obozu odgrodził by dać jej chwilę wytchnienia.
- Odpocząć winnaś. Póki Sighvarta nie ma, spocznij. Krwi potrzebujesz?
Wtuliła się w niego i delikatnie głową pokręciła.
- Nie trzeba… Dziękuję, Agvindurze. - Uśmiechnęła się ciepło do niego i… na palcach się wspinając pocałunek na jego policzku złożyła niczym tchnienie motyla. Poczuć mogła jak wielkie dłonie jarla na jej tunice się mocno zaciskają… by po chwili wypuścić ją z ramion.
- Sprawdzę obóz. Odpocznij. - rzucił szorstkim głosem i ruszył by uczynić to co rzekł.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 02-07-2016 o 20:04.
-2- jest offline  
Stary 02-07-2016, 18:20   #39
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy dokonało się a jarl już w objęciach nie trzymał Elin, Frey spojrzał na nią i postąpił niewielki krok do przodu.
- Niechaj prócz więzi słowem dokonam tego. Przyjacielem być Twym chcę i starać się o to będę. Szanować chcę i zamiar mam, nie pytając o sprawy jakie ciężko byłoby Ci wypowiedzieć. Niechaj jednak szczerość i otwartość miedzy nami będzie - powiedział patrząc volvie w oczy. - Patrzyłaś na drzewa konary gdzieś Chlotchild chyba wypatrzyła, jam nic nie widział. Franka zaś ukazała się dopiero u podnóża dębu. Wielce zaaferowana byłaś tym coś zoczyła. Co to było?
W oku volvy ciągle smutek głęboki się czaił, spojrzenie krótkie za Agvindurem posłała, by zwrócić się ku skaldowi z rezygnacją wypisaną na twarzy.
- Widziałam Chlothild ale jakby nie ją, Mówiłam, że zły duch w niej siedzi… Widziałam przez chwilę jak zniekształcił jej rysy… Nie było w niej wtedy nic dobrego… - odparła cicho.
- Nikt nie może powiedzieć wraz ze mną, że wzrok mój niby orli... ale też nikt nie poważy się mnie ślepcem zwać. Patrzyłem tam gdzie Ty oczy kierowałaś. Nie było jej tam. Jak to wytłumaczyć można? - skald mówił miękko i drążył temat by myśli vovly odwrócić od tego co właśnie zaszło, a co głębokim niewytłumaczalnym dla niego smutkiem na niej się odbijało.
- Jeśliś Tyś jej nie widział… - Zastanowiła się przez moment. - Duch potężniejszy niż sądziłam, musiał skryć ją przed oczami innych - odparła.
Freyvind pokiwał głową i zacisnął szczęki. Zerknął ku wozom, gdzie Bjarki zabrał dziewczynę.
- Opuszczę was na chwilę, póki Sighvart jeszcze nie przybył.

Pogrobiec odprowadził wzrokiem Freyvinda, by upewnić się, że słowy swemi go nie urazi.
- Nie jest to duch - powiedział na skraju przypuszczenia i pewności Volund, jak gdyby wiedział o czym mówi, choć nie spotkał się z tym osobiście. - To daemon - wyjaśnił volvie słowem wypowiedzianym w tej samej obcej mowie, co zaczątek modlitwy sług Jedynego.
Uniosła błękitne oko na Pogrobca.
- A czymże to jest? - zapytała.
- Jest to… - Zamyślił się na chwilę, jak volvie odpowiedzieć. - Nie duch umarłego, ani nie duch miejsca, ani niczego ziemskiego… lecz znany sługom ukrzyżowanego. - Twarz ku Elin zwrócił, chcąc dostrzegać, czy widzi u volvy zrozumienie. - Wierzą oni, że część sług, stworzonych przez jego ojca w rebelii przeciw niemu się zwróciła, za co potępienie ich spotkać miało. Lubują się w cierpieniu i strachu, a słów doń kierowanych lękają jak nic innego… W mojej podróży, o której wiesz, słyszałem wiele, o takich co ich szaleństwo znikąd jęło. Pianę z ust w szale toczyć potrafili i dary jak afterganger mieć, a gdy szaleństwo przemijało, o niczym nie pamiętać… wyznawcy krystusowi rzekli, że w sercach szaleńców daemon się zagnieździł i chciał jedyną władzę nad ciałem posiąść.
- Franka wycieńczona była, jakby ktoś się jej uczuciami karmił… -
powiedziała z namysłem wieszczka. - Ale pewności nie ma czy słowa, które wypowiedziałeś przypomniały jej o złych wspomnieniach i to obudziło tego… daemona, czy to on od razu chciał uciekać przed słowami.
- Prawda. Nie wiemy. -
Pogrobiec znów zamyślił się. - Lecz na moje słowa odpowiedział był już daemon, i to ta odpowiedź na usłyszenie modłów mię utwierdziła, że to nie Chlotchild. - Raz jeszcze spojrzał w stronę wozu, gdzie Jarl Bezdroży ze swymi ghoulami przebywał. - Lecz tak się zdaje, że z kraju krześcijan była przywiodła krześcijańskiego ducha… a późniejsza jej pieśń… sama słyszałaś słowa.
- Słyszałam i zła w niej nie czułam.
- Nie. Nie było w niej zła. Ani strachu przed krześcijanami.

Pokiwała powoli głową.
- Tylko, że ja nie wiem jak wypędzać duchy, trzeba by znaleźć kogoś, kto zna się na tym.
Volund skrzywił się wyraźnie.
- U chrześcijan byli to ich kapłani ukrzyżowanego, wypędzając słowyma z ksiąg dla nich świętych… niektórzy jeszcze innymi mękami… aż daemon czując jako i ofiara nie zniesie i odejdzie. - Zmrużył oczy, w zastanowieniu.
- Jedno jest pewne, daemon obiecał mi, że nie będę jedynym, którego zgładzi… jedyne com widział, to panikę Chlo na wieść o Hedeby. Im więcej o niej byśmy wiedzieli, tym więcej moglibyśmy uczynić. Ty Widzeniem tego, czego nigdy nie ujrzę… ja wiedzą z mojej podróży. Jeśli… - zawahał się i urwał.
Zmęczenie na twarzy Elin się pojawiło.
- Ostaw ją na razie… Proszę. Gdy zdołam dowiedzieć się czegoś więcej, z Freyvindem porozmawiam i o Twej wiedzy mu powiem. Sam, proszę, ostaw na razie Chlo.
- Jak sobie życzysz -
odparł szczerze afterganger.
- Dziękuję… - Skinęła głową. - A teraz wybacz... - rzekła i powoli odeszła ponownie w kierunku jeziora pragnąć najwyraźniej samotności, choć przez chwilę.




Skald powolnym krokiem podszedł ku wozowi na którym skrzynie były mające w dzień ich przed uśmiechem Sola uchronić. W jednej Swen spoczywał głodny zapewne strasznie. Franka leżała na skrzyni otulona skórami, Bjarki dbał o nią wielce i gdyby nie ta sprawa z Kariną, afterganger zastanawiałby się czy to nie coś więcej niźli zwykła opiekuńczość okazywana towarzyszce w służbie skalda.
Wgramolił się ciężko na górę i położył obok dziewczyny wciąż nieprzytomnej po akcie nieopisywalnej rozkoszy.
Objął ją i przez chwile patrzył w gwiazdy.
W końcu zaczął ją cucić.
- Laisse-moi tranquille… - wymruczała cicho i niewyraźnie lecz mimo słów szukała bliskości. Wtuliła się mocniej w skóry i przybliżyła do Freya.
- Chlo… - skald mówił cicho wciąż obejmując i głaszcząc po ramieniu. - Pomówić musim…
- Mmmmhmm - zgodziła się nie bardzo trzeźwa wcale.
Przez jego myśli przeszło, że może to i lepiej.
- Tam w lesie, rzekłaś… spytałaś… czemu Cie nienawidzi. Że wiedział iż podążę za Tobą w las ryzykując bośmy blisko wilkołaków ziemi. Nie o Volunda chyba szło, bo on nie mógł planować tego. Nie wiedział wszak, że na słowa jego zbiegniesz w ucieczce w mrok puszczy. O kim mówiłaś?
- O Volundziem mówiła - wymamrotała - Kto inszy łacina przemawiał?
- Czemuś na drzewo uciekła i gałęziami zmykała? -
Skald nie drążył na razie poprzedniego tematu, a ona zakokosiła się w jego ramionach.
- Nie wiem… - w końcu tchnęła chowając nos w zagłębieniu szyi.
- Pamietasz to w ogóle?
- Pamiętam ciemność i zimno i że pędziłam. A potem, żeście mnie znaleźli.
- Pamiętasz kiedy jeszcze przydarzało się tak? Ze niewiele przypomnieć sobie możesz, a czynów swych powodów znaleźć nie potrafisz?

- Mmm nieee. - Otworzyła lekko oko jedno by wzrok skupić na swym panu. - A czemu pytasz, panie? Myślisz, żem na umyśle słabowita? - Nagle jakby się ocknęła. - Nie jestem! - wykrzyknęła z oburzeniem.
- Nie jesteś. - Pocałował ją w czoło. - Powiesz mi jednak gdy uczucie jakie miałaś dziś w lesie nim Cię znaleźliśmy, znów poczujesz. Gdy minie. - Choć ton nie był w formie pytania, to skald zdawał się czekać odpowiedzi.
- Ale… - zawahała się - … dobrze, powiem. - Poddała się w końcu nic nie rzekłszy.
- Ale? - wampir spytał trochę twardszym głosem. Niespodzianek i tajemnic na dziś dzień miał dość.
- Ale - Franka nieco struchlała - panie… ja nie jestem pewna co rzec mam. W lesie mi zimno było i bałam się. I zmęczona byłam. O tym mam mówić? - Wpiła swoje ślepka niewinne w oczy skalda.
- Sama nie wiesz po coś na drzewo jak Ratatoskr wlazła. Jak przydarzy się znowu, że swych czynów nie będziesz zdolna wytłumaczyć rzeknij to jeno. - Zastanowił się nad czymś. - Ta pieśń… nie słyszałem jej nigdy.
- Brzydok mi pomógł przełożyć… - Uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. - Podobała Ci się?
Nie wiedział.
Gdy ją słyszał umysł miał wypełniony wściekłością i skupiał się na powstrzymywaniu żądzy mordu. Jednak pamiętał poruszenie.
- Przełożyć? To pieśń Franków? Podobała mi się, choć… wymowa jej dziwna…
Pokiwała jedynie jasną główką.
- Dziwna? No możliwe to…
- Zaśpiewasz mi? Raz jeszcze? - w jego tonie przejawiły się nutki prośby.
Ułożyła się nieco wygodniej i tym razem jeno dla skalda zaśpiewała:
Heyr, himna smiður,
hvers skáldið biður.
Komi mjúk til min
miskunnin þin.
Þvi heit eg á þig,
þú hefur skaptan mig.
Eg er þrællinn þinn,
þú ert drottinn minn.
Po pierwszej zwrotce umilkła.
On zaś leżał z zamkniętymi oczyma.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 02-07-2016 o 19:26.
Leoncoeur jest offline  
Stary 02-07-2016, 21:11   #40
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Jezioro Engelsholm, tej samej nocy

Karl Sighvart
jechał na czele niewielkiej grupki doświadczonych wojów: Einara - swej prawej ręki, rządzącego za dnia w jego imieniu, Andersa - swego dzikiego i nieokiełznanego berserkera oraz młodego Heminga - swego syna.
Elin poznawała ich i z dala.
Agvindur krok naprzeciw nim zrobił, kiwając na Freyvinda, który karla sam kojarzył. Gdy skald opuszczał swego mentora o Sighvarcie głośno robić się zaczynało w Jutlandii.
Karl i jego drużynnicy konie wstrzymali dołączając do oczekującej ich trupy.
- Heill ok sæll! - padło z ust Ventrue, gdy ten z panem na Ribe się witać począł.
- Sighvart! - Agvindur na zadowolonego wyglądał lecz w kierunku karla nie ruszył, dając fory swemu wychowankowi honory wodza czynić.

Hedeby

Trzy łodzie mocno zanurzone do Hedebyshavn przybijały. Trzy łodzie z niewielką ilością osób na pokładzie. Na ich spotkanie raźnym krokiem szedł chudy mąż w średnim wieku, z głową do od czubka do połowy ogoloną, rzadkim wąsem i takąż brodą. Uwagę jeno zwracały brązowe, sarnie oczy co nad zapadniętymi policzkami żarzyły się mocą. Szaty też nietypowe nosił, powłóczyste i ze zgrzebnym materiałów, bez ozdób żadnych.

Za nim szło kilku starszych i młodszych mężczyzn, nieco dalej dwa wozy się toczyły.
- Pomóżcie… - poprosił ich - … zacumować i rozładować.
Ludzie ruszyli żwawo by przybyłym pomóc i wkrótce w zatoce zaroiło się od mniejszych łódek skrzynie i pakunki przewożących na ląd.
W jednej z pomniejszych łódek przywieziono sześć młodych kobiet co skrzynię zabitą ze sobą piastowały. Na ich czele szła dziewczyna co dawno z wieku panieńskiego wyrosła. Ciemnowłosa, ciemnooka o skórze o oliwkowym odcieniu, ruszyła wprost do ubranego dziwacznie mężczyzny.
- Witaj, wielebny - rzekła głosem ciepłym, melodyjnym, podczas gdy skrzynię dwóch ludzi na wóz ładowało.
- Witaj, szacowna Almo! - radości swej nie krył - Mniemam, że najwyższy łaski swej udzielił i droga was nie zmęczyła zbytnio.
- Nic co w imię Pańskie czynione jest, nie przyprawia o zmęczenie, drogi Ansgarze.
- uśmiech z jej twarzy nie znikał, ciepło i otwartość wprost emanowały. - Gotowiście na czynienie dzieła w jego imię?
- Tak, grunt zaorany, ziarna zasiane, jeno teraz trzeba cierpliwości i … szybkiego działania.
- Wiozę ze sobą podarunki oraz plany. Ludzi będziemy potrzebować.
- W tym się Eryk wykaże…
- rozmawiali ruszając w kierunku osady. Pozostałe kobiety na wóz ze skrzynią się załadowały gadając nieprzerwanie w inszej mowie. Śmiech i radość im towarzyszyła, a i wzrok gawiedzi przyciągały bo wszystkie inne i odmienne były.
- Rozpakujem się, i plany pokazać mogę. A i z Erykiem gotowam się spotkać jeśli trzeba.
- To nieco później.
- zgodził się rozemocjonowany Ansgar - Teraz pokażę Ci, moja droga, wasze kwatery…
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172