- Szugi podłożył bombę w Pierestrojce? - zdziwiła się Mara oglądając przyniesione przez kelnerkę jedzenie. - Krew… - wydęła usta przerzucając listki zielonej sałaty i szpinaku - ...oni podają nam krew? - zmarszczyła brwi - I to jest to wielkie uzależnienie od jakiejś korporacji?
- Ten sms… od Ciebie… kiedy go wysłałeś? - przypomniała sobie o dwóch różnych w charakterze wiadomościach. - I czemu szugi mnie najpierw zabrał w jakieś pieprzone kanały a potem zostawił? I co to znaczy, że Car ma soft spot na mnie? - odłożyła widelec zupełnie nie mając apetytu. - Jest moim ojcem, to chyba normalne? “Słuchasz wszystkich moich poleceń”...
Tamara obserwowała Vadima wypychającego sobie gębę zdechłymi listkami zieleniny i wyglądającego na super zadowolonego z siebie. Miała wrażenie, że ogląda siebie i jego siedzących przy stoliku z dystansu. Jakby jej świadomość pływała tuż obok poza jej ciałem. Jedyne na co miała ochotę to złapać za zadowoloną, pełną zieleniny twarz Mogilewicza i walnąć nią kilka razy o stolik. Przez chwilę wyobrażała sobie jakby to wyglądało. Rozkwaszony nos, rozwalone wargi, ułamane zęby. Ślina, krew i paćka sałatkowa zmieszane z odgryzionym językiem?
Poruszyła się na krześle, wracając do rzeczywistości:
- Jeśli dostałam teraz cudowny lek, za ile muszę wziąć kolejną dawkę? Jeśli nie dostanę krwi… jak długo wytrzymam? I skąd pomysł, że chcę popylać i udawać Larę Croft? - założyła ramiona na piersi - Skoro zainfekowani mają udowodnić swą przydatność, powinni być wykorzystywani tam, gdzie są ich najmocniejsze strony. Moją najmocniejszą stroną nie jest latanie po kanałach i strzelanie.
Ostatnie zdanie wypowiedziała równo z pojawieniem się korpożuczka.
- Serio, Vadim? - spytała z przekąsem rie ruszając się z miejsca. Minę miała więcej niż zdegustowaną na samą myśl o babraniu się ponownie w syfie ścieków - Macie od tego wyspecjalizowanych ludzi - daliście już tego pokaz w przyjemnym gabineciku parę chwil wcześniej. Ja nie zamierzam udawać, że jestem hitmanem. Ciężko wyobrazić mi sobie, kto wpadł na genialny pomysł, że mam latać po Piotrusiu i udawać, że jestem zabójcą, żeby udowodnić komuś, że jestem przydatna? To musiał być prawdziwy... geniusz. - dokończyła neutralnym tonem, z którego ciężko było wyczytać czy ironizuje czy też nie. |