Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 04:21   #47
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Na Fenixie


Robot odwiesił karabin na plecy mocując go do uniwersalnego chwytaka. Ruszył powoli w stronę istot organicznych.
- Spokojnie. Nic wam nie zrobię. Trzeba go zabrać do ambulatorium.
Gdy doszedł w końcu do kobiet które wciąż trzymały go na muszce, stanął w bezruchu ani drgając. Widać czekał na jakieś pozwolenie.

Brak alarmu i śladów wtargnięcia zgadzały się z wersją, że robot był już na ich statku gdy go opuszczali, a stąd już krok do przedstawionej przez Arhona wersji. Becka zastanowiła się kiedy Uchu mógł go zbudować i obejrzała robota od stóp do głów starając się wyszukać w pamięci widok Inżyniera z odpowiednimi częściami... Ale po tym wszystkim przez co przeszli ostatnio nie mogła sobie nic przypomnieć i wolała przyjąć każdą oferowaną im pomoc.

Pani kapitan schowała pistolet, kiwając przy tym głową.
- No ładnie, ładnie Uchu... - Zerknęła na leżącego na podłodze Inżyniera, po czym zwróciła się do robota:
- Zabierz go do ambulatorium, tylko ostrożnie… jak to było, Arhon, tak?
- Dokładnie TRX-215 Arhon. - konstrukt przykucnął na jedno kolano, wsunął ręce pod ciało i ostrożnie uniósł nie przytomnego.
- Becky, odpalaj grata, podlatujemy po resztę, zostaw tu proszę swój skafander - Leena rzuciła do pilotki.
- A tak, już już - odparła krótko Becka i po odłożeniu broni do kabury zaczęła szybko zdejmować z siebie skafander. Miała jeszcze zaoferować Leenie pomoc w zdjęciu jej skafandra, ale skoro ta miała dla niej już inne wytyczne, a do pomocy był ktoś inny, nie było sensu proponować.
Wyskoczywszy z kosmicznego wdzianka, odstawiła jeszcze plecak ze zdobycznymi tobołami na podłogę i zostawiając wszystko w nieładzie, pobiegła zająć swoje miejsce za sterami Feniksa. Dobrze znała drogę, którą niejednokrotnie przemierzała w pośpiechu. Zniknęła za drzwiami po prawej stronie, przebiegła przez ładownię, aby na korytarzu za nią skierować się do schodów prowadzących na górny poziom. W pośpiechu przeskakiwała po trzy stopnie na raz, wbiegając na wyższy poziom, a potem kolejnymi schodami bezpośrednio na mostek.



Tymczasem Arhon ruszył w stronę ambulatorium. Na miejscu położył Uchu na maszynie skanującej.
- Niestety nie mam informacji na temat medycyny żadnego gatunku ani jak korzystać ze sprzętu medycznego. - odezwał się nie odwracając nawet głowy - Zdaje się że musimy poczekać na lekarza Bullita.
- Zajmę się nim sama, sprawdzić potrafię… Ty w tym czasie weź kombinezon Becky, przekażesz go Docowi i Nightowi, gdy już podlecimy do stacji. Poradzisz sobie ze spacerkiem w próżni? - Spojrzała w metalową twarz TRX-215.

Uniósł i odwrócił swoją twarz wyposażoną jedynie w wizjer w stronę pani kapitan.
- Tak jest pani kapitan. Warunki w próżni nie stanowią dla mnie zagrożenia. Poruszanie się po niej też nie stanowi problemu. - odwrócił się od poszkodowanego i ruszył w stronę głównej śluzy. Jego ruchy były bardzo elastyczne bardziej ludzkie niż mechaniczne, jednakże widać było że to nie tkanka organiczna a metalowe części nim poruszają.

Znów po statku rozniósł się odgłos metalicznych kroków. Gdy doszedł do miejsca spotkania jego z członkiniami załogi, podniósł z ziemi zostawiony skafander. Złożył go na 4 i lewą ręką przycisnął do piersi żeby go nie zgubić podczas manewrów w kosmosie. Otworzył wewnętrzna śluzę i przekroczył próg wchodząc do środka.
Zamknął za sobą grodzie, wyssał powietrze wyrównując ciśnienie i stał cierpliwie gotowy, czekając aż zewnętrzne się otworzą lub na odpowiedni sygnał by on to zrobił.
- Jestem przy głównej śluzie gotowy do jej otwarcia. - pilot Becky usłyszała w swojej słuchawce komputerowy głos.

Becka w tym czasie siedziała już w swoim fotelu i obudziła główny komputer z drzemki. Przed odpaleniem silników manewrowych sprawdzała jeszcze skanerami jakie to śmieci dryfowały jej na drodze. Zbyt dobrze pamiętała spotkania z zombie i różnymi odłamkami, aby teraz na ślepo kierować przez nie statek. Do tego puściła i podstawową diagnostykę całego statku… i rozległ się nieprzyjemny dla ucha alarm. Jeden z silników manewrowych był uszkodzony, najpewniej oberwał czymś ze stacji. To jednak nie powinno aż tak bardzo utrudnić zdolności manewrowej Fenixa, w końcu owych działających, pomocniczych silników było jeszcze kilka na chodzie.

- Dobra. Poczekaj jeszcze chwilę, zanim zajmę pozycję - odpowiedziała kobieta, zadowolona z tego że system komunikacji znowu działa prawidłowo.
Odpaliwszy silniki odbiła z poziomu przy którym zadokowali i ruszyła statek bliżej “punktu Alfa”. Po nabraniu odpowiednio bezpiecznej szybkości wyłączyła ciąg i leciała zgodnie z planem. Nadzorowała ten krótki lot bardzo uważnie i odpowiednim momencie odpaliła w drugą stronę. Chciała aby znaleźli się bliżej umówionego wyjścia, ale jednocześnie nie mogła ryzykować, że zderzą się w którymś punkcie ze stacją. Jej osobistym zaś życzeniem było w miarę ostre wygaszenie prędkości, aby ewentualne szczątki i dryfujące zombie, które zapewne zebrali po drodze, nie przyczepiły się do kadłuba tylko poleciały dalej - na stację.
Był to bardzo skromny i prosty manewr, który nie sprawił pilotce problemu, nawet jeśli jeden z silników był uszkodzony... A może coś właśnie się tam zagnieździło?
- Dobra Arhon, Feniks siedzi na miejscu. Możesz śmigać. Wiesz które to wyjście? - zakomunikowała.
- Leena, komputer coś mi piszczy z czwartym silnikiem manewrowym. Trzeba rzucić okiem, bo mogliśmy oberwać odłamkiem, albo co gorsza złapać pasażera na gapę - przekazała Pani Kapitan, na innej częstotliwości.
- Dobra, już tam idę - Odpowiedziała kapitan.

- Z technicznego punktu widzenia pilotko Becky jestem niezdolny do śmigania. Ostatnie śmigła wyszły z użytku 500lat temu. - Becky usłyszała odpowiedź biodroida.
Otworzył gródź prowadzącą na zewnątrz. Szybko odnalazł cel skoku… nie było aż tak daleko, 31 metrów lotu w próżni. Musiał jednak uważać na latające szczątki i kilka martwych, lecz nadal poruszających się humanoidów, i to bez skafandrów próżniowych. Tych dwóch ostatnich faktów nie potrafił logicznie zanalizować.
- Widzę cel... Pilotko Becky. Jak to jest możliwe że martwe jednostki organiczne wciąż mogą się poruszać w próżni? - wziął rozbieg i wyskoczył ze statku wprost na jeden z większych odłamków stacji. Chwycił się prawą ręką jako że lewą wciąż przyciskał skafander do piersi, włączył magnesy w podeszwach stóp i wyprostował się stojąc na wirującym przez nagłe uderzenie ciężkiego obiektu odłamku.
- Yyy, to wina wirusa. Są zarażeni, ciało obumiera, mózg nie pracuje prawidłowo i cały organizm siada. Zarażony wirusem nie musi oddychać, więc egzystuje i w próżni - odpowiedziała Becka, zgodnie z tym co sama sądziła... I z ulgą na sercu mogła przed sobą przyznać, że ta krótka analiza sprawiła iż zombie stały się odrobinę mniej przerażające... odrobinę.

Sięgnął prawą ręką po karabin plazmowy, i wycelował w jednego z dziwnych przypadków organicznego życia. W odpowiednim momencie pociągnął za spust wysyłając wiązkę plazmy wprost ku żyjącemu-martwemu(?) trafiając go w okolice lewego biodra. Humanoid odrzucony siłą trafienia poszybował gdzieś w dal... Według obliczeń TRX-215 oczyściło mu to tor lotu na poziom docelowy. Znów wziął rozbieg i odbił się ku stacji szybując w bezruchu w próżni. Wylądował z włączonymi magnetycznymi podeszwami by nie odbić się wprost na wrota, kucnięciem amortyzując lot. Podszedł do grodzi i otworzył je.
W tej części korytarza była pustka. tylko kilka lamp działało dobrze, a kilka migało, widać dziura za nim powodowała problemy w zasilaniu. Zamknął za sobą śluzę pozwalając atmosferze na powrót wypełnić korytarz. Podszedł do kolejnych wrót i znów je otworzył, lecz za nimi też nic nie było. Ruszył dalej powtarzając czynność jeszcze parę razy. Grodzie - otworzyć - grodzie - otworzyć.

- Hej Becky, sprawdziłam ten silnik. Coś w niego przyrąbało, ale wydaje się wszystko w porządku, powinniśmy go później naprawić bez problemu - Zameldowała się u pilotki Leena.
- Więc nie ma powodów do obaw? Wiesz, po tym co dzisiaj przeżyliśmy wolę dmuchać na zimne - odpowiedziała zaraz Becky, mając nadzieję, że to faktycznie nie będzie nic takiego. Po prostu, dla własnego spokoju warto było wiedzieć. Zresztą nadzorowała właśnie odczyty czujników, aby żaden zombie czy inne cholerstwo, nie dostało się przypadkiem na pokład ich statku... A przy okazji śledziła też poczynania Uchowego Robota, który dotarł do celu.
- Jak tylko reszta tu wpada, przygotuj proszę kurs na 1-1-3-7, zmywamy się stąd, wprowadź również dane do komputera, niech już oblicza skok. Lecimy na Bellateer 4, wracam na mostek - Powiedziała Leena.
- Więc znaleźli Isabell całą i zdrową? No, to miło usłyszeć dobre wieści - odpowiedziała Becky, wpisując do systemu nawigacyjnego odpowiednie koordynaty.

- Możemy ruszać? Droga czysta? - Bullit spytał przez komunikator.
- Czysto. Ale warto trzymać oczy otwarte. Nadal dryfuje tam parę zombie i te pe - odpowiedziała po chwili Becka, zadowolona że łączność działa już na dobre i załoga zaraz będzie na Feniksie... choć nie do końca w komplecie.
 
Mekow jest offline