Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 14:07   #37
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Volund, Bjarki, Chlotchild, Freyvind, Elin, Agvindur, wszyscy


Na uboczu obozowiska Pogrobiec był powoli, bez swej zbroi trenował na dziwny, nieobyczajny sposób, mieczem jakoby same ruchy, nie nawet przeciw wyimaginowanym wrogom. Poruszał się tak powoli a tak dokładnie, jak by bardziej płynął w powietrzu, a w oczach…
W oczach widać było ten sam trans, z jakim zdawał się podróżować prawie zawsze przez jawę.

Samotny i ledwie widziany w widnokręgu zdawał się nie dostrzegać wcale reszty obozowiska, wozów i hirdu… jednak obróciwszy się by gładko sztychem pchnąć ruchem świadczącym o ociężałości ruchów, ale obyciu w mieczu akurat były jego czerwone ślepia skierowały się na skraj lasu, którym Bjarki wracał, Frankę niosąc.

W uszach Pogrobca dźwięczały jednak słowa, co do których nie miał wątpliwości, że był jedynym, który je usłyszał.

Opamiętawszy się nieco, od niechcenia miecz na ziemi położył i ruszył naprzeciwko nim, jak zawsze kamiennie, wchodząc w widnokra i nie zbyt szybko naprzeciw Bjarkiemu idąc, by ten zawczasu go widział.
Grim widząc zbliżającego się Gangrela kroku ku wozowi nie zwolnił. Mieszanka emocji na jego rzeźbionej przejściami losu twarzy widoczna była. Wyraźnym było, że jeśli Volund mówić chce to przy wozie skalda. Tak musiało mieć miejsce, gdy był Pogrobiec skręcił aby do wozu miarowe kroki go powiodły.
Gdy stał już przy wozie, jeszcze w dystansie nieco by niesiona go to zza pleców, to bo tak trzymana, nie widziała - dał chwilę Bjarkiemu, by ewentualnie jeśli coś rzec jej chciał, lub ją przestrzec pragnął to uczynił, milcząc.
Jednak i olbrzymi ghoul widział w trupiobladym, pięknym licu, że Pogorbiec w tej chwili coś ponad nie okazywany, ale istniejący respekt do jednookiego stawia.
- Ona zmęczona. Odpocząć musi. - opiekuńczym gestem otulał dziewczynę w skóry na wozie leżące. Jednym okiem spojrzał na Pogrobca. - Na jedną noc dość… - uciął usta zacinając i dłoń ochronnie wyciągając przed siebie.
- Znaszli Ty lub Freyvind mowę sług Ukrzyżowanego? - słowa Volunda były neutralne, ale ton grobowy.
- Ja nie, pan mój nie jestem pewien. - stanął by Frankę zasłonić przed wampira wzrokiem. Uporem swoim nieco skalda przypominając.
- Rzekła w swej mowie słowa, których z pewnością wy byście nie słyszeli… Skaldowi sam powiem o mojej winie, lecz nie nękałbym jej dalej… jeśli nie o sprawę tak ważną, że nie pozwolę byś mię zatrzymał. - słowa z pewnością dla kogoś niecierpliwego mogły brzmieć jak groźba… ale Volund rzekł je chłodno i wyraz twarzy jego złagodniał, i ktoś na tyle cierpliw co ghoul mógł jasno zrozumieć: wampir nie chciał w żaden sposób go zastraszyć, chciał jednak dać do zrozumienia, że o coś nad wyraz ważnego chodzi.
I że nie pozwoli by ghoul, uporem lub nie, go powstrzymał w tej materii.
- Ty też w innej mowie gadałeś i doprowadziłeś do jej ucieczki. Czas nas przez to mitężąc i na ryzyko narażając. - Bjarki wciąż nie ochłonął po napięciu wyprawy ratowniczej. - Słowo twe mowiłeś żelazne. - postąpił krok do przodu do Gangrela - to rzeknij mi co w prawie naszym kłamcy się należy za składanie pustych obietnic?
- Ostrożnie. - Pogrobiec również naprzeciw Bjarkiemu wyszedł, wyraźnie poruszony tymi słowy... czy przez szacunek do ghoula? Czy przez same jego słowa? Oczy berserkera się ożywiły, nie był gdzieś - był tu i teraz.
- Tak pięknie jej bronisz, że byłbym i skłonny odstąpić i Freyvinda o zgodę prosić… Boś i ty obrońca. - skinął głową - Lecz jak byś chwilę się zastanowił wiedziałbyś, że słowo jedno Freyvinda i bym ją ruszył odnaleźć… czasu nie mitrężyć. - przedrzeźnił ghoula, przechylając głowę - Możesz zwać mię pomiotem Lokiego, mordercą, potworem, prawie każdą obelgą jaka ci na myśl przyjdzie, ale słowo moje podważyć bez zastanowienia… - zerknął na resztę obozu i nie odrywając wzroku dokończył.
- Prosta to na holmgang droga.
- Nie zwykłem obrażać bez podstaw. - warknął Bjarki - A jeśli obietnicę składasz, to nie po to by się potem czyimś tak albo nie zasłaniać. Za uchybienie kara ognia lub żelaza czeka. To też podważać chcesz? Pytaj zatem o zgodę pana naszego. Potem rzucaj wyzwanie, berserkerze.

Zaraz po wyjściu z kniei Skalda i Volvę dobiegł podniesiony głos Grima, a biegnąc wzrokiem za głosem ujrzeli Bjarkiego obok wozu na którym kuliła się Chlo i volunda stojącego obok. Frey puścił Elin do tej pory lekko, miekko i przyjaźnie obejmując ją po ich szczerej rozmowie.
Zgrzytnął miecz wyciągany z pochwy.
Przebrzmiał łomot odrzucanej przez skalda tarczy.
Freyvind nieprzesadnie szybkim, ale zdecydowanie nie wolnym krokiem, ruszył w kierunku Pogrobca z mieczem wyciągniętym i w kurczowo zaciśniętej dłoni trzymanym. Z pochyloną głową i kłami wystającymi z półotwartych ust. W oczach czaiła się mu żądza mordu.
Wieszczka za nim podążyła nerwowo w oblicze skalda się wpatrując i śladów Bestii wyczekując, nie zauważyła w nim jednak jej sladu. To było raczej zimne zdecydowanie do czynów jakie chciał popełnic.
- Tak się właśnie stanie. - Pogrobiec pogardliwie odwrócił się całkiem od Bjarkiego do Freyvinda, oczekując jego podejścia.
Od obozu nadciągał powoli Agvindur zaniepokojony kolejnymi niespodziewanymi wydarzeniami. Rudowłosy trzymający się do tej pory z dala również się zbliżał. Jednak wyglądało jakby się o dziewczynę martwił i z tego powodu decydował się na zbliżenie.
- Freyvindzie, nie czas teraz na walkę między sojusznikami w boju… - Rzekła jeno idąc przy skaldzie, Elin.
Jej głos był jak lekki wiosenny powiew wiatru w starej puszczy. Skald ni zwrócił sie ku niej, ni odpowiedział, ni zwolnił krok. Uniósł lekko miecz zbliżając się do Volunda.
Zauważył Agvindura zdązającego z boku. To na niego zareagował.
- ODSTĄP - wycharczał w stronę jarla. - Bo nie ręczę za siebie. MÓJ.

Volva odsunęła się na taką reakcją nawet w stosunku do Agvindura i z boku do Chlo i Bjarkiego chciała podejść, wzroku z jarla nie spuszczając.
Napięcie w obozowisku osiągało apogeum, które mogło być rozwiązane w jeden sposób. Ludzie Agvindura na urągliwe traktowanie własnego wodza zaczęli się podnosić z minami mało przyjaznymi. Sam jarl brwi ściągnał i znak póki co dał drużynnikom by nic nie robili. Ødger też zamarł w miejscu. Uwaga wszystkich skupiła się na skaldzie co w zapamiętaniu szedł na Gangrela i tymże woju, co gniew Freya zdawał się wciąż i na nowo wywoływać.
Nikt nie zwracał uwagi na to co się dzieje za plecami Bjarkiego. Za plecami, którego Chlo słabująca poczęła się podnosić z początku powoli. Pod nosem coś szeptała by w końcu łapiąc się Bjarkiego za ramię zacząć:

https://www.youtube.com/watch?v=uP_Iee-D4U4

Głosik jej zaczął się nieść po obozowisku i zwracając uwagę na służkę skalda. Jej wzrok niemal boleśnie wbijał się we Freyvinda, jakby całe swe uczucie do niego w słowach zaklinała.
On jednak szedł ku berserkerowi.
Stanął przed nim omiatany przez piękny spiew i uchwycił Berserkera za gardło.
Elin stanęła w miejscu wpatrzona we Frankę w zachwycie, na jej policzku znów krwawa łza się pojawiła i spłynęła niżej nie zauważona przez volvę.
Ten dotychczas oczy miał na Chlo zwrócone, od pieśni początku.
W ogóle skalda nie widział, jakby o wiele większe zagrożenie postrzegał… i coś niewiadomego.
Wpatrywał się w Chlotchild z zaskoczeniem i obawą.
Dopiero uścisk dłoni skalda na gardle pięknego, wyższego Gangrela - jak skald mógł z szokiem stwierdzić, sięgając w ciemności, nienaruszonej, zdrowej a nie rozerwanej ledwie noc temu jak przez dziką bestię - przywrócił spojrzenie jego na Freyvinda.
Nie wydawał się przesadnie obawiać go… może przez noc w chatynce, ale nie, nie był głupcem i widział ubitego wilkołaka…
Chodziło o Chlo.
- Słyszysz? - wycedził do skalda, jak gdyby to on miał powody do zniecierpliwienia.
Słowa utknęły mu w gardle gdy skald chwycił za nie i brutalnie obalił berserkera na ziemię. Miedzy ich twarzami błysnęło ostrze. Frey cofnął rękę z gardła Volunda i złapał za nie.
Przesunął, az zaczzęła spływać po nim krew kapiąc na policzki Pogrobca.
- Nie wiem czemuś to uczynił i szukać tego nie chcę. Jeżeli jeszcze raz przy mnie lub moich sługach użyjesz mowy południa w której mógłbym doszukiwać sie modłów do Zachłannego. To na tę krew moją się klnę, że Cię nie zabiję…
Zbliżył twarz do twarzy Berserkera.
- … a ubiję…
Wpatrzył mu sie w oczy w której miał zimną choć nietłumiona furie.
- ...jak Psa.
Pogrobiec był bardzo spokojny.
Sękate palce ujęły nadludzko silnego Freyvinda w okolicy żeber i wtem poczuł, gdy z siłą jeszcze większą niż jego wgłębiły się, łamiąc żebra, rozrywając organy, rozścierając krwotok, niektóre wychodząc, gdy Pogrobiec był nadludzką siłę przyłożył, ręce tuż przy nim przykładając, prawie go rozrywając.
Z wielką siłą zepchnął skalda z siebie, wstając, i szpony wysunięte trzymając, gdy jucha poczyniła odrażającą kałużę pomiędzy aftergangerami.
W tym momencie wbiegła pomiędzy walczących Elin.
- STAĆ! Dość już tego! Przepowiednię spełniacie gorącego głowy! - Ramiona rozrzuciła jakby próbując obu odgrodzić od siebie.
Pogrobiec równie kamiennie stał, niewzruszony, nie zamierzając kroku poczynić tylko dzięki volvie… szpony jednak miał w gotowości, a skalda w polu widzenia.
Freyvind uniósł miecz i zbierając się z ziemi zaszarzował na Pogrobca po drodze Volvę odpychając lekko ze swej drogi. Siła jego jednak tak krwią wzmocniona była, że Elin poleciała dobry kawał, by w jeden z wozów wlecieć i obić się o niego poważnie. Jęknęła z bólu i uniosła się patrząc z przerażeniem na walczących aftergangerów.
Stopy Freyvinda w biegu szybkiej jak skrzydła ważki migały i byłby raził pierwszy, lecz rękę nie do zamachu gotową miał gdy Elin lekko popchnąć chciał miast po prostu obalić swą siłą. W tej właśnie chwili Pogrobiec ruszył naprzeciw niemu, równowagi nieco pozbawionemu.
Zczepili się, furia i chłód, a dla obserwującego hirdu było jak taniec.
Nie umiejętności, lecz czystej potęgi Einherjar.
Szponiasta dłoń Pogrobca ku gardłu wystrzeliła. Odepchnąwszy Elin, skald przechylił się ciałem całym w bok. Szpon przejechał po ramieniu, które sękate palce ujęły. Już był Freyvind się obracał, by siłą ciała całego wyrwać.
Prawie się to udało, jak silniejszy i bez krwi i dzięki niej w danej chwili Gangrel drugą ręką za połę Ruby złapał i go do tyłu pociągnął szarpnięciem. Jarl Bezdroży nie stracił jednak równowagi – mieczem razić za siebie nie mogąc odrzucił go, a ręka jego nim jeszcze Volund w pełni krok z nimi obydwoma uczynił już się okręciła z dobytym sztyletem.
Przyborem tak właściwym wszystkim wojownikom północy.
Śmiertelni poza najbystrzejszymi jeszcze myśleli, że to już, że Gangrel ujął w swoje ręce wroga i teraz albo szponami walkę zakończy, albo skrępować go spróbuje, lecz drugi krok Pogrobca wstecz był już od zachwiania się, gdy nie patrząc nawet a świadom swego oponenta zza siebie – byłby jego oddech czuł na uchu, gdyby żyli – Freyvind, ostrzem w dół dzierżony puginał zagiętą ręką tuż pod własnym ramieniem zagłębił.
I okręcił.

Trzeci krok Volund uczynił już oponenta swego nie trzymając, zataczając się, a gdy Lenartsson, którego gniew nie hamował – a rękę w perfekcyjnym ruchu i doświadczeniu walk setki poprowadził – odwrócił się, był już Pogrobiec na wznak leżał, z oczyma krwawymi wybałuszenie wejrzanymi w ciemność ponad nimi.
Skald z głodu, krwi upływu, bólu i wściekłości czuł wzbierającą w nim Bestię. Jednak ostatnie pokłady przez dziesiątki lat wyćwiczonych odruchów wykorzystując, zacisnął jej cugle i pochylił się nad leżącym Gangrelem. Czy to uwielbiani przez niego Asowie i Vanowie znaleźli w sobie iskrę współczucia czy może Norny uznały, że jeszcze jego chwila nie nastała… kto wie? Moment zawahania wystarczył by Frey kątem oka złowił ruch. To włócznia rzucona potężnym zamachem pana na Ribe pędziła w jego stronę, z szumem przecinając powietrze.
Zaskoczony Frey miast dobić przeciwnika, uskoczyć próbował by uniknąć śmiercionośnego pocisku. Umknąć mu nie zdołał…



Padł w rozmakający śnieg i rozdeptaną ziemię tuż koło Volunda, a ciemność otoczyła go swymi czułymi ramiony.

- Nieeeeeeeeee!!!! - Chlo wrzasnęła przeraźliwym głosem i z wozu zeskoczyła nim Bjarki zdołał ją powstrzymać. Dopadła leżącego Freyvinda i zaparłszy się włócznię próbowała wyciągnąć z jego ciała. Szlochała tak, że wszystko na ślepo niemialże robiła.
Volva widząc Frankę ruszyła szybko ku niej i dwóm… ciałom. Przystanęła rozglądając się chwilę wzrokiem kompletnie rozbitym i w końcu do dziewczyny podeszła.
- Ostaw… Gorzej jeszcze będzie… - Położyła jej dłonie na ramionach i próbowała zmusić do spojrzenia na siebie. - Ostaw, inni mu pomogą. - Rzekła już pewniejszym tonem.
Agvindur gniewny i zasmucony mocno rozkazy wydawał Bjarkiemu:
- Wóz przygotuj dla siebie, frankijki, pana waszego i jego potomka.
Do kolejnego z hirdmanów rzucił:
- Ty wóz przygotuj dla berserkera.
W między czasie rozglądnął się za wieszczką. Widząc jej i Chlo poczynania ruszył do kobiet.
Chlotchild zapłakana i zasmarkana kroku nie chciała zrobić od ciała swego pana. Padła na kolana nie zważając na chłód i włosy odsunęła z twarzy, rękawem umorusany błockiem policzek mu przecierając. Szeptała przy tym coś w swej mowie.
- Chloo… - skald wycharczał ledwo słyszalnie. - Fffflakon… szyja… - odpływał i przypływał. - Tam… krew…
Sięgnęła by namacać flakonik wciąż chlipiąc i siąpiąc nosem. Drżące dłonie namacały flaszeczkę. Nim jednak zdążyła pieczęć przełamać podszedł jarl. Agvindur nie przejmował się jej rozpaczą.
Odsunął volvę delikatnie, dziewkę jednak na nogi ostro postawił. Bez słowa.
Włócznię ułamał w połowie. Franka rzuciła się ponownie do pana swego a gdy Agvindur chciał ją odciągnąć zaczęła bronić się jak dzika kocica.
- Puść… ją… coże… Ci… - skald zachłystywał się krwią. - Poczyniła…
Jarl na chwilę odpuścił by odrzucić kawał odłamanego drzewca.
Blondynka dosunęła się by głowę skalda unieść i fiolkę przytknąć mu do ust:
- Już, panie, już… pij… sił nabieraj… - drżącą dłonią gładziła po policzku mrucząc uspokojająco.
Podarek Gudrunn w najbardziej niespodzianej sytuacji swe zastosowanie znalazł.
Gdy tylko Franka wielbiąca swego pana brzeg flaszeczki do ust skalda przytknęła a ten poczuł pierwsze krople krwi…. Przed jego oczami rozbłysło białe światło, jak gdyby nocne niebo rozświetlił nagły piorun, oślepiający i przerażający swą mocą.
Stara krew…
Potężna…
Takiego smaku w ustach skald jeszcze nie miał nigdy.
Potężny się nie czuł tak jeszcze.
Zachłysnął się chcąc wychlipać wszystko i więcej, więcej móc posmakować.
Słów Franki nie słyszał, ni pierwszych słów wypowiedzianych przez pochylonego nad nim jarla:
- …...w domenie mej jeśli raz jeszcze stopę choć postawisz, zginiesz. - mówił do ucha wampira - a krew prastara juz krążyła w martwych żyłach uleczając rany skalda. Zaczął się podnosić ociężale i powoli promieniując wręcz. Twarz jego tyleż niepokorna jak zawsze co tym razem smutna, ale z wewnętrzną siłą się na niej rysującą wzrok skupiała. Przed chwilą po ciężkim boju niczym zmasakrowana kupa nieszczęścia, teraz wciąż ze strasznymi ranami zadanymi przez Volunda, ale niczym feniks z popiołów powstawał. - Ja zaś zadbam o to by o Twych tu dokonaniach bracie, - rzucił słowem jak obelgą - wiedzieli wszyscy norsmani. Żeś siebie nad wszystkich i wszystko inne postawił nawet jako wódz. Może prawdą jest żeś wybrańcem Lokiego i jeno na bezdrożach istnieć możesz. Wracaj tam, gdzie twe przeznaczenie, gdzie pluć ni mi ni Canarlowi w twarz nie będziesz mógł.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 02-07-2016 o 19:27.
Blaithinn jest offline