Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 17:24   #48
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nightfall zamyślił się chwilę. Był zmęczony, obity i chętnie znalazł by się już na statku. Wybór? Miał wybór, chociaż tyle. Narażać siebie, brnąc przez tabuny zombie, albo Isabell próbując zapakować ją w skafander i wystrzelić jak przesyłkę stanem nieważkości. Żaden wybór.
- Biodroid - powtórzył za Leeną. - Sierściuch się nieźle maskował. Nie wiedziałem, że cierpiał na kompleks stwórcy. Teraz już jasne dlaczego, zawsze gdy był w pobliżu, ginęły mi sztućce i garnki. Metalem trupy się nie najedzą. Tyle jego. Jaki masz stan naładowania ogniw? - zapytał Dave'a, spoglądając na ładownice z rezerwowymi akumulatorami.
-Nie używałem karabinu plazmowego prawie wcale. Zostało na niecałą czterdziestkę.- ocenił Bullit jakoś nie przejmując tajnym projektem Uchu. Każdy ma swojego bzika.-Przedzieranie się przez piątkę ściągnie uwagę tej szalonej SI, jeśli nie została jeszcze załatwiona.
Potarł podbródek.-Lepiej użyć skafandrów. I wreszcie urwać się z tego miejsca.-
- Tak byłoby najkorzystniej - strzelec się zgodził. - Tylko, czy Isabell da radę? - wolał się upewnić, usłyszeć lekarską opinię. - Jeśli to dla niej za duże ryzyko, idę piątym.
-Będzie żywym bagażem… w przestrzeni kosmosu łatwym do poruszania.- stwierdził cynicznie Dave rozglądając się dookoła.-Będzie balastem przez całą piątkę. Będziemy ją ciągnęli jednocześnie odpierając hordy tych kreatur. Ma przechlapane równo w obu sytuacjach. Ale w kosmosie będzie mniejszym kłopotem dla nas.

- Bardziej obawiałem się, czy stan nieważkości i pakowanie dziewczyny w skafander, nie wpłynie niekorzystnie na stan zdrowia? Pozostałych zagrożeń jestem w pełni świadomy - mężczyzna wahał się jeszcze przez moment, nim uruchomił unikom.
- Tu Nightfall, spróbujemy przedostać się próżnią. Prosimy o dodatkowy kombinezon. Odbiór. - czekał na potwierdzenie komunikatu.
- Przyjęłam. Odstawimy Uchu do ambulatorium, i Becky już podstawia Fenixa gdzie trzeba. Przyślemy wam nowy nabytek firmy z brakującym kombinezonem - Zażartowała sobie Leena.

- I już na głęboką wodę. Leena nie zna litości - strzelec kontynuował marsz w stronę miejsca, gdzie rozstali się z towarzyszami. - Wątpię, by Uchu przeprowadził odpowiednie testy polowe. Poza tym... po ostatnim, nie mam zaufania do urządzeń bardziej skomplikowanych niż w fotel z funkcją masażu.
Doc nie odpowiedział. Sam miał wobec Uchu dość ograniczony margines zaufania.

***

Usiadł na podłodze w oczekiwaniu na przesyłkę. Chcąc zebrać siły, złapać oddech przed ostatnim skokiem. Przychylił się do twarzy nieprzytomnej Isabell.
- Jeszcze jeden zryw i będziemy bezpieczni - nie wiedział dlaczego do niej mówił, nieracjonalne, świadomość dziewczyny szybowała właśnie w krainie snów i nie mogła go usłyszeć. Mimo to nie przestawał. - Krótki spacer w kosmosie i trafimy na Feniksa. Becky zaraz zaparkuje w pobliżu... tylko, tylko nie ocknij mi się w trakcie, by nagle spanikować i polecieć ku gwiazdom. Obiecujesz? - mógłby przysiądź, że nieznacznie skinęła głową, a potem złapał się, że bezwiednie bawi się puklem jej włosów i to mogło wywołać ruch. - Isabell... - zamyślił się. - To nie ma sensu, jesteś atrakcyjna, nawet bardzo, ale to wciąż za mało - o tak, nawet blada z upływu krwi, brudna, w porozdzieranym ubraniu nie traciła wiele. - Za mało, by zawrócić mi w głowie i w tak szybkim tempie zniszczyć uporządkowany, cyniczny świat. Patrz, jak Doc się za mnie śmieje. On wciąż jest tam, gdzie byłem dziś rano. Kurwa Iss, przyznaj, hipnoza, feromony... - nie był sobą jakiego znał, łącznie z głupimi myślami o próbie obudzenia jej pocałunkiem jak w jakiejś starej bajce. Oparł się o ścianę zrezygnowany. Przyłożył dwa wyprostowane palce do skroni, coś na kształt pistoletu i trzecim pociągnął za spust.
Bullit był jednak zajęty czymś bardziej prozaicznym. Sprawdzaniem swej broni, obserwowaniem okolicy… Niespecjalnie zwracał uwagi co Night mówił i robił przy nieprzytomnej dziewczynie. Wyjął z kieszeni kolejny skrawek papieru i zaczął skręcać kolejnego papierosa mówiąc do siebie.- Trzeba było siedzieć na statku. Po kie licho my wszyscy się pchaliśmy na tą kupę złomu.

- Hej, jesteście tam, czy już na wakacjach? - Usłyszeli obaj przez Unicom panią kapitan - Już podlatujemy, za chwilę u was się pojawi “Arhon”. To imię owego biodroida.
- Brzmi…- podrapał się za uchem Doc chowając skręta. Już nie zdąży zapalić. Arhon… imię brzmiało dziwacznie, tak jakoś, egzotycznie.-... obiecująco, że przylatujecie.-

- Archon, czyli "ten, który rządzi"? Ja pierdolę - Night westchnął ciężko ze swojej pozycji. Może obecnie zajmował się pracą nie wymagającą zbyt wiele myślenia, ale kiedyś kończył szkoły i to nawet prestiżowe, interesował się historią, literaturą starożytną. Kurwa, wieki temu. - SI cierpią na jakąś nieuleczalną obsesję - przeładował rekwizyt i oddał jeszcze dwa strzały. Chciał być pewny, że samobójstwo będzie nie do odratowania. W końcu towarzyszył mu cholerny cudotwórca.
-Same dobre wieści…- mruknął ironicznie do siebie Bullit, gdy Night zdradził korzenie owego imienia. Po całej hecy z tutejszą rezydentką Doc nie był specjalnie zachwycony SI w ekipie, tym bardziej stworzonej przez Uchu… tym bardziej wyskakującej niczym diabeł z jakiegoś pudełka.- U nas na razie cicho, ale gdybyście się deczko pospieszyli, bylibyśmy wdzięczni.

W końcu wrota za nimi się rozsuneły. Nightfall i Doc momentalnie odwrócili głowy w ich stronę. W przejściu zobaczyli wysokiego metalowego biodroida który lewą ręką dociskał do piersi skafander, a w prawej trzymał wycelowany w dół karabin plazmowy.
- Nightfall, doktorze Bullit. Przyniosłem skafander. - usłyszeli komputerowy głos.
Ruszył pewnie w ich stronę. Gdy do nich doszedł kucnął na jedno kolano i wysunął w stronę Doca rękę ze skafandrem.
- No… dzięki. A teraz się ubieramy i zbieramy stąd.- stwierdził wszak oczywistość Bullit. Nie mieli wszak powodu, by tu zostać choć chwilę dłużej. Na wszelkie uprzejmości i rozmowy… jeśli nastąpią, będzie czas później.

Strzelec przyglądał się dłuższą chwilę droidowi. Gdzieś w opancerzeniu dostrzegł nawet kształt zaginionej pokrywki.
- Jaka jest twoja specjalizacja? - zaciekawił się jakie funkcje wprowadził Uchu swojemu stworowi i czy również bojowe? Na tych ostatnich gryzoń słabo się znał, a przecież nic, a nic z nimi nie konsultował.
Gdy przesyłka została od niego wzięta, stalowy humanoid wyprostował się. Wyminął leżącą kobietę i stanął na czatach zabezpieczając tyły. Karabin miał już przyłożony do metalowego barku i wycelowany w korytarz.
- Walka w zwarciu jak i na dystans, taktyki bojowe... - droid zaczął wymieniać nie kłopocząc odwróceniem się do ludzi. - ...pilotaż, prowadzenie pojazdów planetarnych, zaawansowana obsługa komputerów oraz naprawa urządzeń mechanicznych i elektronicznych.

- No Isabell, czas wskoczyć w skafander - Night uśmiechnął się do dziewczyny. - W pysk dasz mi później, bo... - przyjrzał się co ciekawszym fragmentom jej ciała, tych osłoniętych cienkim materiałem kostiumu, jak i ujawnionych pomiędzy rozdarciami, co tylko jeszcze bardziej rozpalało wyobraźnię. - nie potrafię być równie profesjonalny jak Dave i traktować cię jak kolejną pacjentkę - powiedział rozbrajająco, rozpinając pasy i unosząc ją nieco nad podłoże, by ułatwić wsunięcie w kombinezon. Starał się nie łapać za pewne miejsca, ze średnim skutkiem, o czym przekonał się, gdy dłoń zsunęła się na jej tyłek. Wtedy jak skafander opiął już zgrabne nogi i dojechał do bioder. A musiał przyznać, że samo to sprawiało, że robiło mu się gorąco.

Bullit tymczasem szybko zakładał swój skafander, by nie tracić czasu na wystawianie swego tyłka na postrzał. Było spokojnie na razie. Mieli szczęście. Ale nie wiadomo jak długo fortuna będzie po ich stronie.


Osłonięty skafandrem i z bronią w rękach zerknął na Nighta i jego… “księżniczkę”, pytając.-Możemy ruszać?-
Po czym o to samo spytał przez komunikator załogę Fenixa? -Możemy ruszać? Droga czysta?
- Czysto. Ale warto trzymać oczy otwarte. Nadal dryfuje tam parę zombie i te pe - odpowiedziała po chwili Becka.

- Tak, tak, już prawie gotowe - Nightfall mocował się właśnie z hełmem skafandra. - Do zobaczenia po drugiej stronie - twarz Isabell zniknęła za zamykaną przyłbicą. Sam również się przebrał. Dużo sprawniej i szybciej, by stanąć w końcu przed drzwiami, gotowy do drogi.
-Ruszamy więc… mech-woj przodem, tragarz w środku, ja zamykam oddział.- zadecydował szybko Bullit.
- Doktorze Bullit. Z taktycznego punktu widzenia jest to błędna formacja. Jako jedyny znający się na medycynie powinieneś trzymać się w środku. Jako jednostki organiczne możecie odczuwać brak energii. Proponuję żebym to ja zamykał pochód. - TRX-215 skomentował plan.
-Ale to ty przebyłeś drogę… nieprawdaż?-przypomniał Doc.-Będzie łatwiej jeśli przewodnik będzie z przodu niż z tyłu.-
- Korytarz za nami biegnie cały czas prosto. Nie ma żadnych rozwidleń, oraz brak jakichkolwiek zagrożeń. Ale to tylko moja sugestia, nie musicie jej słuchać.
- Przemieszczamy się zgodnie z formacją Doc'a - Nightfall zaopiniował. - Inaczej, pozostając na przedzie, musiałbym jednocześnie oczyszczać drogę i uważać na Isabell - wykorzystał uchwyty skafandrów, by połączyć kombinezon dziewczyny ze swoim. - A mam niesprawne ramie i świeży uraz do próbujących mnie zabić robotów. Także... chwilowo żadnego więcej za moimi plecami - wyciągnął przed siebie dłoń w geście "biodroidy przodem". Gdy tylko wspomniał o ranie znów odezwał się pieczeniem ślad po zębach pełzacza odciśnięty w tkankach. - Cholera, a już prawie udało mi się go ignorować. Kurwa.
- Droga jak mówiłem prowadzi cały czas prosto. Nie ma po drodze rozgałęzień, skrzyżowań czy pomieszczeń, ani żadnych jednostek organicznych aż do grodzi oddzielającej próżnię od reszty konstrukcji. Do uszkodzonej części stacji jest nie daleko. Nightfall, z niesprawną ręką będziesz mniej skuteczny przy pilnowaniu tyłów. Ale skoro mi nie ufasz możesz ze mną iść na końcu a doktor Bullit poprowadzi kolumnę. - biodroid dalej oponował próbując przekonać logicznie ludzi. - Jest to kompromis który mógłby Ciebie zadowolić i gwarantować wysoką skuteczność.

Strzelec wzruszył ramionami, pogwizdując pod hełmem. Tak czy inaczej miał zamiar trzymać się mniej więcej w środku szyku. Załączył unikom, ustalając transmisję przeznaczoną bezpośrednio dla ucha doktora.
- Co wygra? Upór człowieka zahartowanego w słońcu prerii, czy żelazna analiza tostera z karabinem? Powodzenia w wymianie argumentów, to potrwa wieki, szkoda że nie mam popcornu.

- Słuchaj Arhon - zapytał głośniej, w sumie nie na temat, bardziej z czystej ciekawości. - Masz zaimplementowany ośrodek emocji? Czy tylko kierujesz się wynikiem przetwarzania danych, w celu jak najwydajniejszej realizacji zadań?
- Nie posiadam zainstalowanego ośrodka emocji. Moja ocena opiera się na posiadanych danych. Chociaż przyznaję że nie mam ich kompletnych, ale na podstawie tych posiadanych najlogiczniejszą taktyką wydaje się ta zaproponowana przeze mnie. - odpowiedział spokojnie TRX.
- Chodzi, by ktoś usuwał mi sprzed nosa szybujące w próżni trupy i kawałki stacji, reszta jest drugorzędna, ale mniejsza z tym. Pytam bardziej globalnie - sprecyzował. - Ludźmi kierują przede wszystkim emocje, uczucia. Jak gniew, miłość, troska. To ich napędza, motywuje, buduje więzi. Dajmy na to... nie wiem kto ma u ciebie ustalony priorytet wydawania poleceń. Zrobisz już wszystko co Leena ci kazała, zakończysz dzienny obchód Feniksa i wszystkie bieżące naprawy. Co wtedy? Po prostu przejdziesz w tryb uśpienia do czasu wydania kolejnego polecenia?
Po 3 sekundowej chwili ciszy Arhon odpowiedział.
- Pozostaję dalej aktywny. Przed śluzą mogę wyskoczyć przed wami. Nightfall, doktorze Bullit, jeśli tak nalegacie mogę i teraz ruszyć przodem. - droid w końcu odwrócił się do ludzi, lecz nie patrzył się na nich. Opuścił broń i ruszył bez słowa w kierunku Feniksa.
- Żadnego dreszczu emocji, gdy masz pustą rękę, a udajesz, że co najmniej karetę. Ekscytacji, gdy zbliżasz się do potwierdzenia hipotezy, którą inni naukowcy wyśmiali. Satysfakcji z wywalenia dziury w głowie gnoja, który cię wkurwiał od dłuższego czasu. - Night już mówił bardziej do siebie. - Więc na chuj pozostawać aktywnym? - nie rozumiał.
- W razie nagłej potrzeby nastąpi szybsza reakcja niż podczas czekania na wybudzenie. Oraz pozostały czas mogę wykorzystać do nauki.... Nightfall, doktorze Bullit. Gdzie obecnie znajduje się XiuXiu? Nie przybyła razem z Kapitan Leen’ą i pilotką Becky na statek. Dołączy do nas przy grodzi?
- Xiu... - Night wycedził - Xiu za ostatni cel obrała wyeliminować twoją krzemową koleżankę - odpowiedział. - SI przez którą została zarażona wirusem i weszła już w zbyt głębokie stadium, by móc ją uratować. Syntetycznej inteligencji, której popierdolił się układ rozpoznawania wróg-przyjaciel i doprowadziła do zagłady całego personelu stacji. To wszystko przez to. Wy nawet spać nie musicie. Nauka, nauka, gromadzenie danych, aż sieci neuronowe ulegają przeładowaniu i wam odpierdala. Zero więzi, wynik operacji zero/jeden. Powiedz, podjąłbyś się zadania o tak niskim prawdopodobieństwie powodzenia, że przypominałoby kopanie sobie grobu? Bo szansa unicestwienia napierdala na wyświetlaczu wyjącym, jebanym dziewięćdziesiąt i pół procenta? Co? Tylko po to by ratować życie kogoś z załogi?
- Nightfall, nie znam SI tej stacji. Skoro posunęła się do wyeliminowania załogi musiała być ograniczona dyrektywami których musiała przestrzegać. Nie mam odpowiedniej ilości danych żeby ocenić jej działań…. Natomiast działania XiuXiu wydają się logiczne. Jeśli jej szanse przeżycia wynosiły 0.00%, postanowiła zwiększyć wasze szanse. Ma to logiczne podstawy. W moim przypadku sprawa byłaby prostsza, zabezpieczyłbym się tworząc wcześniej swoją kopię. - biodroid wciąż odpowiadał spokojnie, z przerażającym komputerowym spokojem.
Doc nie brał udziału w tej filozoficznej dyspucie, bo też nie miało to dla niego znaczenia. Niespecjalnie go obchodziły motywacje Archona, bo też i motywacje jego własnego karabinu też go nie obchodziły. Jak i nosoroga piżmowego na którym przemierzał rodzinne prerie. Co prawda słyszał, że gdzieś tam istniały organizacje walczące o prawa społeczne jednostek cybernetycznych, ale cóż… każdy miał swoje zboczenia. Doc nie zamierzał nadawać imion swoim spluwom, ani też w robotach dostrzegać coś więcej niż były. Zresztą.. w tej chwili należało się skupić na dostrzeganiu zagrożeń.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline