Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 18:20   #39
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy dokonało się a jarl już w objęciach nie trzymał Elin, Frey spojrzał na nią i postąpił niewielki krok do przodu.
- Niechaj prócz więzi słowem dokonam tego. Przyjacielem być Twym chcę i starać się o to będę. Szanować chcę i zamiar mam, nie pytając o sprawy jakie ciężko byłoby Ci wypowiedzieć. Niechaj jednak szczerość i otwartość miedzy nami będzie - powiedział patrząc volvie w oczy. - Patrzyłaś na drzewa konary gdzieś Chlotchild chyba wypatrzyła, jam nic nie widział. Franka zaś ukazała się dopiero u podnóża dębu. Wielce zaaferowana byłaś tym coś zoczyła. Co to było?
W oku volvy ciągle smutek głęboki się czaił, spojrzenie krótkie za Agvindurem posłała, by zwrócić się ku skaldowi z rezygnacją wypisaną na twarzy.
- Widziałam Chlothild ale jakby nie ją, Mówiłam, że zły duch w niej siedzi… Widziałam przez chwilę jak zniekształcił jej rysy… Nie było w niej wtedy nic dobrego… - odparła cicho.
- Nikt nie może powiedzieć wraz ze mną, że wzrok mój niby orli... ale też nikt nie poważy się mnie ślepcem zwać. Patrzyłem tam gdzie Ty oczy kierowałaś. Nie było jej tam. Jak to wytłumaczyć można? - skald mówił miękko i drążył temat by myśli vovly odwrócić od tego co właśnie zaszło, a co głębokim niewytłumaczalnym dla niego smutkiem na niej się odbijało.
- Jeśliś Tyś jej nie widział… - Zastanowiła się przez moment. - Duch potężniejszy niż sądziłam, musiał skryć ją przed oczami innych - odparła.
Freyvind pokiwał głową i zacisnął szczęki. Zerknął ku wozom, gdzie Bjarki zabrał dziewczynę.
- Opuszczę was na chwilę, póki Sighvart jeszcze nie przybył.

Pogrobiec odprowadził wzrokiem Freyvinda, by upewnić się, że słowy swemi go nie urazi.
- Nie jest to duch - powiedział na skraju przypuszczenia i pewności Volund, jak gdyby wiedział o czym mówi, choć nie spotkał się z tym osobiście. - To daemon - wyjaśnił volvie słowem wypowiedzianym w tej samej obcej mowie, co zaczątek modlitwy sług Jedynego.
Uniosła błękitne oko na Pogrobca.
- A czymże to jest? - zapytała.
- Jest to… - Zamyślił się na chwilę, jak volvie odpowiedzieć. - Nie duch umarłego, ani nie duch miejsca, ani niczego ziemskiego… lecz znany sługom ukrzyżowanego. - Twarz ku Elin zwrócił, chcąc dostrzegać, czy widzi u volvy zrozumienie. - Wierzą oni, że część sług, stworzonych przez jego ojca w rebelii przeciw niemu się zwróciła, za co potępienie ich spotkać miało. Lubują się w cierpieniu i strachu, a słów doń kierowanych lękają jak nic innego… W mojej podróży, o której wiesz, słyszałem wiele, o takich co ich szaleństwo znikąd jęło. Pianę z ust w szale toczyć potrafili i dary jak afterganger mieć, a gdy szaleństwo przemijało, o niczym nie pamiętać… wyznawcy krystusowi rzekli, że w sercach szaleńców daemon się zagnieździł i chciał jedyną władzę nad ciałem posiąść.
- Franka wycieńczona była, jakby ktoś się jej uczuciami karmił… -
powiedziała z namysłem wieszczka. - Ale pewności nie ma czy słowa, które wypowiedziałeś przypomniały jej o złych wspomnieniach i to obudziło tego… daemona, czy to on od razu chciał uciekać przed słowami.
- Prawda. Nie wiemy. -
Pogrobiec znów zamyślił się. - Lecz na moje słowa odpowiedział był już daemon, i to ta odpowiedź na usłyszenie modłów mię utwierdziła, że to nie Chlotchild. - Raz jeszcze spojrzał w stronę wozu, gdzie Jarl Bezdroży ze swymi ghoulami przebywał. - Lecz tak się zdaje, że z kraju krześcijan była przywiodła krześcijańskiego ducha… a późniejsza jej pieśń… sama słyszałaś słowa.
- Słyszałam i zła w niej nie czułam.
- Nie. Nie było w niej zła. Ani strachu przed krześcijanami.

Pokiwała powoli głową.
- Tylko, że ja nie wiem jak wypędzać duchy, trzeba by znaleźć kogoś, kto zna się na tym.
Volund skrzywił się wyraźnie.
- U chrześcijan byli to ich kapłani ukrzyżowanego, wypędzając słowyma z ksiąg dla nich świętych… niektórzy jeszcze innymi mękami… aż daemon czując jako i ofiara nie zniesie i odejdzie. - Zmrużył oczy, w zastanowieniu.
- Jedno jest pewne, daemon obiecał mi, że nie będę jedynym, którego zgładzi… jedyne com widział, to panikę Chlo na wieść o Hedeby. Im więcej o niej byśmy wiedzieli, tym więcej moglibyśmy uczynić. Ty Widzeniem tego, czego nigdy nie ujrzę… ja wiedzą z mojej podróży. Jeśli… - zawahał się i urwał.
Zmęczenie na twarzy Elin się pojawiło.
- Ostaw ją na razie… Proszę. Gdy zdołam dowiedzieć się czegoś więcej, z Freyvindem porozmawiam i o Twej wiedzy mu powiem. Sam, proszę, ostaw na razie Chlo.
- Jak sobie życzysz -
odparł szczerze afterganger.
- Dziękuję… - Skinęła głową. - A teraz wybacz... - rzekła i powoli odeszła ponownie w kierunku jeziora pragnąć najwyraźniej samotności, choć przez chwilę.




Skald powolnym krokiem podszedł ku wozowi na którym skrzynie były mające w dzień ich przed uśmiechem Sola uchronić. W jednej Swen spoczywał głodny zapewne strasznie. Franka leżała na skrzyni otulona skórami, Bjarki dbał o nią wielce i gdyby nie ta sprawa z Kariną, afterganger zastanawiałby się czy to nie coś więcej niźli zwykła opiekuńczość okazywana towarzyszce w służbie skalda.
Wgramolił się ciężko na górę i położył obok dziewczyny wciąż nieprzytomnej po akcie nieopisywalnej rozkoszy.
Objął ją i przez chwile patrzył w gwiazdy.
W końcu zaczął ją cucić.
- Laisse-moi tranquille… - wymruczała cicho i niewyraźnie lecz mimo słów szukała bliskości. Wtuliła się mocniej w skóry i przybliżyła do Freya.
- Chlo… - skald mówił cicho wciąż obejmując i głaszcząc po ramieniu. - Pomówić musim…
- Mmmmhmm - zgodziła się nie bardzo trzeźwa wcale.
Przez jego myśli przeszło, że może to i lepiej.
- Tam w lesie, rzekłaś… spytałaś… czemu Cie nienawidzi. Że wiedział iż podążę za Tobą w las ryzykując bośmy blisko wilkołaków ziemi. Nie o Volunda chyba szło, bo on nie mógł planować tego. Nie wiedział wszak, że na słowa jego zbiegniesz w ucieczce w mrok puszczy. O kim mówiłaś?
- O Volundziem mówiła - wymamrotała - Kto inszy łacina przemawiał?
- Czemuś na drzewo uciekła i gałęziami zmykała? -
Skald nie drążył na razie poprzedniego tematu, a ona zakokosiła się w jego ramionach.
- Nie wiem… - w końcu tchnęła chowając nos w zagłębieniu szyi.
- Pamietasz to w ogóle?
- Pamiętam ciemność i zimno i że pędziłam. A potem, żeście mnie znaleźli.
- Pamiętasz kiedy jeszcze przydarzało się tak? Ze niewiele przypomnieć sobie możesz, a czynów swych powodów znaleźć nie potrafisz?

- Mmm nieee. - Otworzyła lekko oko jedno by wzrok skupić na swym panu. - A czemu pytasz, panie? Myślisz, żem na umyśle słabowita? - Nagle jakby się ocknęła. - Nie jestem! - wykrzyknęła z oburzeniem.
- Nie jesteś. - Pocałował ją w czoło. - Powiesz mi jednak gdy uczucie jakie miałaś dziś w lesie nim Cię znaleźliśmy, znów poczujesz. Gdy minie. - Choć ton nie był w formie pytania, to skald zdawał się czekać odpowiedzi.
- Ale… - zawahała się - … dobrze, powiem. - Poddała się w końcu nic nie rzekłszy.
- Ale? - wampir spytał trochę twardszym głosem. Niespodzianek i tajemnic na dziś dzień miał dość.
- Ale - Franka nieco struchlała - panie… ja nie jestem pewna co rzec mam. W lesie mi zimno było i bałam się. I zmęczona byłam. O tym mam mówić? - Wpiła swoje ślepka niewinne w oczy skalda.
- Sama nie wiesz po coś na drzewo jak Ratatoskr wlazła. Jak przydarzy się znowu, że swych czynów nie będziesz zdolna wytłumaczyć rzeknij to jeno. - Zastanowił się nad czymś. - Ta pieśń… nie słyszałem jej nigdy.
- Brzydok mi pomógł przełożyć… - Uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. - Podobała Ci się?
Nie wiedział.
Gdy ją słyszał umysł miał wypełniony wściekłością i skupiał się na powstrzymywaniu żądzy mordu. Jednak pamiętał poruszenie.
- Przełożyć? To pieśń Franków? Podobała mi się, choć… wymowa jej dziwna…
Pokiwała jedynie jasną główką.
- Dziwna? No możliwe to…
- Zaśpiewasz mi? Raz jeszcze? - w jego tonie przejawiły się nutki prośby.
Ułożyła się nieco wygodniej i tym razem jeno dla skalda zaśpiewała:
Heyr, himna smiður,
hvers skáldið biður.
Komi mjúk til min
miskunnin þin.
Þvi heit eg á þig,
þú hefur skaptan mig.
Eg er þrællinn þinn,
þú ert drottinn minn.
Po pierwszej zwrotce umilkła.
On zaś leżał z zamkniętymi oczyma.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 02-07-2016 o 19:26.
Leoncoeur jest offline