Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 19:35   #21
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Jako Magdalene




Jak Elf powiedział, tak młoda dziewoja zrobiła, wchodząc do środka domostwa. Nie odzywała się jednak ani słowem, nieco blada, jedynie dziwnie mrugając co chwilę oczami. Czyżby bidulka doznała jakiegoś szoku, od mającej miejsce wyjątkowo blisko niej eksplozji?

Pracownia tonęła już w ciemnościach i tylko nieliczne kąty oświetlone były lampami. Pachniało gliną i czuć było wilgoć. Wielki piec do wypalania tych glinianych różności stygł właśnie ciężko stękając i grzejąc przyjemnie nagie łydki Magdaleny. Niebieskie oczęta dziewki wypełniały teraz stosy dzbanów i mis, garnków, kubków, kufli i flaszek oraz kilku nocników. Każde z nich zdobione misternie kwiatkiem, listkiem, pszczółką lub wzorkiem.
Elf zaszurał butami i wyłonił się gdzieś z głębi, z mroku i z za wielkiej rzeźby, przykrytej jakimś materiałem.
- Oto i woda - przyniósł ostrożnie w rękach i podał Magdalenie.


Rozglądając się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, dziewczyna nie ruszyła się z miejsca ani o kroczek. Gdy zaś zjawił się Elf, wzięła od niego małą miskę i zamiast skorzystać z niej do obmycia twarzy… napiła się owej wody. Spojrzała na Liliana, znowu kilka razy mrugając oczkami. Minimalnie się nawet przy tym uśmiechnęła.

Elf patrzył badawczo na dziewczynę. Pal licho, że piła wodę z miski. Kim była i dlaczego huk ją przywiał pod drzwi garncarni?
- Panienka tutejsza? Kupić coś chciała z tych moich klamotów? - Zagaił Gauthier przekręcając głowę i marszcząc czoło

- Ja… bo... ja… - Zaczęła dosyć dziwnie - Bo tam huknęło!! A babcia mnie posłała po sprawunki, a ja w karczmie piwo piłam, i teraz mi na garnek nie starczy, i babcia będzie złaaaaaaa - Wciąż brudne na twarzy dziewczę było bliskie płaczu, nerwowo przygryzając swą dolną wargę.

- Ale spokojnie… spokojnie - Zaczął jąkać się garncarz i nerwowo podał panience kawałek brudnej szmatki, jaką zawsze ze sobą nosił - Nie ma co łez tu .. trwonić.. Toż nic się nie stało. Huk.. jakich wiele.. - palnął…
- Co tam Lilianie opowiadasz? Kogóż tam tak pocieszasz? - dał się słychać z daleka niski, powabny głos kobiety oraz rytmiczne i powolne uderzenia obcasów, gdy schodziła po drewnianych schodach z góry.
Lilian nerwowo obrócił się plecami do Magdaleny, gotów powitać swoją gospodynię, która dzierżawiła mu to miejsce i dała kąt do spania.
Oto z pomiędzy rzeźb wyłonił się najpierw światło i kaganek, a za nim Marie-Claire Poulin. Była to kobieta dostojna, powabna o cudownym głosie i niegdyś cudownej urodzie. Sunęła w swojej sukni ku mężczyźnie i dziewczynie niczym zjawa. Magdalena wyczuła już z daleka woń jej perfum.



Pomocnica wiedźmy, choć młoda, niedoświadczona i rzadko bywająca w miasteczku miała wrażenie przez chwilę, że jest małą myszą a ku niej pełznie właśnie jadowita kobra…
Marie-Claire zatrzymała się przed nimi, a na jej twarzy zagościł bardzo serdeczny uśmiech.
- Nie przedstawisz mnie Lilian swojej nowej przyjaciółce?

Elf chrząknął, kaszlnął nawet i zaczął wykonywać nerwowe ruchy.. Problem w tym że nie pamiętał, czy dziewczyna podawał mu swoje imię…
- Klientka.. przyszła.. Piwo piła i coś wybuchło… - odpowiedział..
Kobieta przeniosła wzrok na pannicę, znów przyjemnie się uśmiechnęła i podała jej swoją dłoń ozdobioną długą, koronkową rękawiczką.
- Nazywam się Marie-Claire Poulin, a ty?

Magdalene wzięła szmatkę od Elfa, po czym zaczęła jej w miarę czystym rąbkiem wycierać swoje policzki, co w sumie i tak jej nie bardzo wychodziło… i wtedy zjawiła się jakaś dojrzała piękność, schodząc z góry. Kobieta owa, swym wyglądem i manierami, zdawała się młodą dziewoję onieśmielać. Pomocnica wiedźmy głęboko wciągnęła powietrze, widząc wyciągniętą w jej kierunku dłoń na powitanie.
- Eeee… ja, znaczy się, zwę się Magdalene - Na drobny moment bardzo skromnie pochwyciła jej dłoń w swe palce, nieświadomie przy tym dygając przy powitaniu - Chciałam garnek kupić, a coś blisko mnie pie… wybuchło, mało mnie nie przewracając. Bo byłam w karczmie, i piwo piłam, i babcia będzie pewnie zła, teraz mi chyba na owy garnek nie starczy - Zrobiła smutną minkę.

- No właśnie - przytaknął elf wyczekująco patrząc na panią Poulin. Nastała chwilowa cisza, w której to Lilian zorientował się, że i garnek i kwestia zapłaty oraz obecność Magdalene tyczą się w znaczniej części jego garncarni.
- Ee.. To nic.. nie masz pieniędzy? Nic się nie stało, toż jeden garnek mnie nie zrujnuje - Zaśmiał się teatralnie wpatrując cały czas we Marie-Claire i od razu zrobiło mu się gorzko, więc odchrząknął - Ale jutro zapłacisz mi podwójnie?.... - Bąknął pytająco...
Poulin pokręciła głową
- Dziś zapłacisz mi podwójnie? - Wyjąkał niepewnie
- No nie masz ty daru do handlu jak do sztuki drogi Lilianie - Kobieta pocmokała z dezaprobatą - Dziewczyna jest w kłopocie, a ty chcesz na tym zarobić nędznego szylinga. Albo oddasz jej zaraz za darmo pozostawiając ją z nieciekawym uczuciem wdzięczności, który potrafi wzbudzić wiele nieporozumień i trawić niczym ogień drzewo salomonowe. Pozwól, że cię uwolnię od tego gbura, dziewczyno - Poulin sięgnęła po malutką sakiewkę z wyszywaną, kolczastą i trującą czarną różą i wyjęła całego szylinga. Wręczyła go oniemiałemu panu Gauthier i wskazała na pracownię - Wybierz sobie dziecko, który tylko zechcesz…
- Ależ… ależ pani
- Magdalene zamrugała oczkami, niby to protestując. Na jej licu zaś pojawiły się wyraźne rumieńce - Pięknie dziękuję pani, naprawdę… jeśli miałabym się jakoś odwdzięczyć… - Ostatnie słowa dodała już szeptem.
Marie-Claire mrugnęła tylko okiem do dziewczyny, widać tę niewinną przysługę miała zamiar wykorzystać w przyszłości.. chyba. Bo nie teraz. Magdalena dostrzegła drobny tik mimiczny, niewielką słabość.. być może ból na twarzy kobiety...
- Pomóż panience wybrać coś odpowiedniego - rzekła i odwróciła się do wyjścia - Jeszcze się spotkamy, młoda damo.
Pani Poulin ruszyła ku schodom nie oglądając się już za siebie.

Dziewoja uśmiechnęła się miło, patrząc za odchodzącą kobietą…
- Ten garneczek bym poprosiła - Wskazała paluszkiem interesujące ją naczynie. Szybko jednak zmieniła wszelkie zamiary i zainteresowanie. Nie bacząc na Elfa… ruszyła nagle szybkim krokiem za panią Paulin.

Minęła kilka rzeźb zostawiając gdzieś w tyle pana Gauthier i jego garnki i zastała panią Marie-Claire stojącą przy schodach. Trzymała w jednej ręce kaganek a w drugiej obolałe czoło. Gdy Magdalena wyhamowała, podniosła głowę.
- Coś jeszcze dziecko? - Zapytała
- Mogę pomóc - Dziewczyna spojrzała pani Marie-Claire prosto w zmęczone oczy - Bardzo boli?
- To migrena, dziewczyno. Nikt na to nie zna lekarstwa a ból.. owszem jest… obezwładniający..
- uśmiechnęła się przez zaciśnięte zęby - Ale dziękuję za chęci. Cyrulik już próbował mi naparów robić. Zmykaj. Późno już.
- Ciepłe lub zimne okłady, lekkie masowanie skroni, a próbowaliście naparów z kociej trawy?
- Uśmiechnęła się, po czym dygnęła, żegnając się z kobietą - Dobranoc.
- Dobranoc
- odrzekła Marie-Claire i wspięła się po schodach. Pomimo bólu, zachowywała wiele gracji w swoich ruchach.

Magdalene wróciła szybko do Elfa, którego tak perfidnie zostawiła samego. Uśmiechnęła się do mężczyzny wyjątkowo cieplutko, robiąc niewinną minę.
- Przepraszam bardzo, naprawdę przepraszam, ale musiałam jej co powiedzieć. No naprawdę musiałam, chyba się nie gniewasz? - Znów posłała Gauthirtowi milutki uśmiech - Wracając więc do garnka…
- No… Może ten?
- Wskazał na mniej więcej dwulitrowe, w oczywisty sposób ozdobione zawijanymi listkami brzozowymi naczynie - Solidny i dobrze wypalony na biskwit.. Od środka pociągnięty glazurką…
- No… zdam się na radę fachowca
- Zakręciła kokieteryjnie kosmyk włosów na palcu, z przyklejonym uśmiechem do słodkich usteczek - Pociągnięty glazurą powiadasz - Omiotła Elfa wzrokiem z góry do dołu.
- No bo za bardzo nie wiem do czego panience ten garnek.. - elf niepewnie uniósł ramiona..- Ale proszę.. oto on - Lilian podał kawał solidnej roboty naczynie. Chwyciła garnek, biorąc go od niego, jednak jej dłonie spoczęły na jego dłoniach, i młoda dziewoja nie miała najwyraźniej zamiaru puścić, po prostu obejmując jego silne, męskie łapy. Spojrzała Lilianowi prosto w oczy, i zastygli tak, w dosyć dziwacznej pozie, przekazywania sobie naczynia.
- Do gotowania - Szepnęła, z rumieńcami na licu - Na dużym ogniu - Dodała, z czającym się uśmiechem w kącikach ust.
- Eee.. - Jęknął elf, szukając wzrokiem jakiejś pomocy z tej niezręcznej sytuacji.. - Na małym też można.. a nawet bez ognia.. coś.. przechować.. - Postąpił kilka kroków w tył i potknął się o niewielki taborecik, stracił równowagę i poleciał w tył. Młoda Magdalene nie miała szans utrzymać chłopiska, więc rymsnął on głucho jak długi o podłogę. Ściskał mocno sprzedawana garnek ale własnym kręgosłupem uchronił go od uszkodzeń.
- Eeee.. - jęknął ponownie…


- Ajjjjjjjjć - Pomocnica wiedźmy przystawiła dłonie do ust, widząc co też się wydarzyło- To wszystko moja wina - Powiedziała, i czym prędzej doskoczyła do Elfa, podwijając minimalnie sukienkę, kucając za jego głową na obu kolanach.
- Nie ruszaj się, może masz co z plecami. Umiesz poruszyć nogami? - Pochwyciła delikatnie jego głowę, po czym… usadowiła ją sobie na swych mocno odsłoniętych udach. Spojrzała z góry w twarz Liliana.
- Tak lepiej? Poleż może chwilkę, mocno przywaliłeś… - Wychyliła się mocno w przód, odbierając w końcu garnek z jego dłoni. Przy owym wychylaniu zaś, jej brzuch na moment zakrył całkowicie twarz Elfa. Odstawiła garnek na ziemię, po czym znów spojrzała w jego twarz, odgarniając włosy mężczyzny z czoła. Uśmiechnęła się czule.

Lekko oszołomiony elf uśmiechnął się nieśmiało i choć spięty bólem, powoli rozluźnił się. Ostatni raz było mu tak dobrze na kolanach u mamusi.
- C.. Czyją ty jesteś wnuczką? - wybełkotał sennie.
- Nie, że jej wnuczką... - Powiedziała Magdalene spokojnym tonem - ...co jej uczennicą. Mowa zaś o babci z bagien.

Elf momentalnie przestał być senny, jego oczy zrobiły się wyjątkowo duże, a on sam zerwał się z wygodnego miejsca stękając (i chyba nawet ledwie słyszalnie przeklinając). Spojrzał na siedzącą wciąż na podłodze Magdalene z zaciętą miną.
- Weźmie panienka garnek, i... do widzenia - Powiedział, wskazując na drzwi.

Zaskoczona dziewoja spokojnie wstała, poprawiła sukienkę, wzięła owy garnek, i chciała coś powiedzieć, jednak Gauthier ponownie zdecydowanym, choć odrobinkę łamliwym tonem, zdradzającym targające nim emocje, powtórzył:
- Do widzenia panienko - Nadal wskazując na drzwi.

No cóż... nie bardzo wiedząc o co chodzi, i nie chcąc złościć mężczyzny jeszcze bardziej, Magdalene opuściła garncarnię ze skwaszoną miną.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline