Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 19:48   #9
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Pod blokiem Naomi w Woodbridge, przedpołudnie
Samochód stał pod blokiem Naomi od momentu gdy przyjechał Wes i zabrali Della na spotkanie z Fergusem. Raptem dwa i pół dnia temu, z czego większość Luc przespał, a mimo to zdawało mu się jakby to było wieki temu. Tak bardzo chciał to zamknąć, zakopać za sobą jak kot w kuwecie. Grunt, że nikt nie podpieprzył, choć zabezpieczenia były ciężkie do złamania dla złodziei nie-specjalistów. Tacy jednak w tych dzielnicach nie działali. Poza tym cieszyło, że nikt samochodu nie zdemolował. Na obrzeżach nCat, czy nawet w okolicach wynajmowanej (spalonej teraz) klitki solosa, to by nie przeszło. Tu było spokojniej. Może też bywanie tu kilka razy dziennie w ostatnim tygodniu podziałało na lokalsów?
Crow siedział tam gdzie Luc go zostawił, minę miał chyba trochę obrażoną. Gdy Luc otworzył samochód pokazał go Aliemu.
- Znasz go, nie?
Synek pokiwał jasnym łebkiem, spoglądając pytająco na ojca.
- To bardzo dzielny miś. On opowiedział mi o wszystkim. On pomógł mi, chciałbym abyś tak jak ja traktował go jak przyjaciela. Nazwałem go Crow. Będziecie dbać o siebie nawzajem, ok?
Ponowne kiwnięcie i jednoczesne wyciągnięcie łapek w kierunku maskotki.
Luc podał Crowa Aliemu i usadowił go w samochodzie zapinając mu pasy. Sam wsiadł i podłączył się do wozu. Ruszył szybko.




Warsztat Dave’a i Mo na obrzeżach nCatseray, południe
Zatrzymał się pod warsztatem i pomógł Alisteirowi wygramolić się na zewnątrz. O tej porze było otwarte i ze środka dobiegała głośna muzyka, Moira nie dawała upustu noworodkowi, miał szanse tu wyrosnąć albo nowy Johnny Silverhand albo cyberpsychol. Luc dawał szanse 50/50.
Zapukał w wystające trochę od góry, podciągnięte wrota i zajrzał do środka. W warsztacie akurat trwał “zlot” rockandrollowych mamuś. Moira mimo swego charakterystycznego image’u nie była jedyną osobą przyciągającą dzisiaj wzrok. Jedna z jej przyjaciółek, dość pulchna i nieco wylewająca się z obcisłego, skórzanego wdzianka blondynka, właśnie perorowała na temat “tego, kuźwa, śmierdzącego starym moczem capa”. Dwie pozostałe kobiety obie farbowane na smolistą czerń i w dość ostrych makijażach przytakiwały wypowiedzi. Obok nich w przenośnym kojcu bawiły się dzieciaki w różnym wieku aczkolwiek nie na tyle dojrzałym, by mogły wyrwać się ze swojego więzienia. Głośna muzyka zdawała się nie rpzeszkadzać malcom. Ze dwa podrygiwały śmiejąc się przy tym.



Moira akurat karmiła swego dziedzica, machnęła przyjaźnie do reportera znad nieco obnażonej piersi. Pozostałe kobiety jak na komendę obróciły się mierząc groźnymi spojrzeniami nadchodzących Heenów.
- Impreza! - Uśmiechnął się solos podchodząc. - Witam piękne panie. Mo, tak jakby schudłaś - zażartował podchodząc do niej i pochylając się by cmoknąć ją w policzek.
- A Ty wydoroślałeś. - Nadstawiła pysia zerkając na Heena juniora. - Uważaj, bo wing man przystojniejszy niż Ty. - Mrugnęła do malca.
- To Ronda, Mika i Crista - wskazywała po kolei znajome. - To Luc i … Alisteir, prawda?
- A to ciocia Moira. -
Luc pogłaskał małego po głowie. - Ślicznie śpiewa, chciałbyś kiedyś posłuchać?
Ali rozglądał się ciekawie po warsztacie i odruchowo raczej pokiwał łepetynką. Mo zaś odessała małego od piersi, poprawiła ubranie i… wcisnęła go w ramiona Heena.
- Ponoś go, niech mu się odbije.
Jedna z brunetek podchwyciła temat:
- No właśnie, kiedy jakiś koncert?
Mo machnęła ręką.
- Za niedługo. Dam znać. Na razie ogarniam małego wrzoda. - Wbrew pozorom chyba nie miała na myśli synka. Wskazała za to na “dziurę” z łazikiem. - Luc, co słychać?
- Średnio jest, nawet ciężko. Ale hej, właśnie usłyszałem, że może wrzoda spuścisz, znaczy mam szanse. I życie zaraz jaśniej się jawi.

Moira zaśmiała się ochryple.
- Dobrze, że cię nie słyszy. Ali chcesz zobaczyć auto na dziurze?
Mały kiwnął, a Mo spojrzała nieco zdziwiona na Luca, ale nie skomentowała.
- To chodź. Ojciec się zajmie małym, a ja Ci pokażę wóz.
Ali spojrzał na ojca.
- Chcesz popatrzeć to idź, tu są tak niesamowicie fajne samochody, że sam siedziałbym cały dzień i patrzył. Ja zabawię przez chwile śliczne panie, a wrzodem się nie martw, bez drabiny z dołu nie wyjdzie - mówił uspokajającym i zachęcającym tonem z uśmiechem przyklejonym do twarzy.



Ali podreptał z Crowem za Moirą. Kobieta objaśniała mu w przystępny sposób po kolei co, na co i po co tak, by chłopca zaciekawić. Za to małemu na rękach się ulało. Luc już prawie zapomniał jakie to wrażenie, gdy mały wypluł nieco skiśniętego mleka.
- Co jest małemu? - spytała blondynka mało subtelnie przez lecącą muzykę.
Solos nie miał problemu z mało grzecznymi i mało subtelnymi pytaniami. Był raczej zwolennikiem teorii, że to inni mieli mieć z nimi problem. Lub raczej z odpowiedziami.
- Partner mojej żony bił go. Z pięści, z otwartej, sprzętem… mały ma z tym trochę teraz problem - rzucił przypatrując się tej która zadała pytanie. - Ale mu coraz lepiej.
- I co zrobiłeś temu bucowi? - spytała jedna z brunetek. Wszystkie trzy za to zgrzytnęły zębami na odpowiedź Luca. Każda z nich miała swojego, małego bobaska. Instynkty macierzyńskie rozsadzały obecnie przybytek rockerki. Luc mógł spakować je ze sobą jako szwadron do rozstrzelania Dana. Nie musiałby kiwnąć ani palcem, gdyby dostały gnoja w swoje ręce.
W między czasie dostał odpiskę od Rudej:
Cytat:
@LVDHeeN
Od: RedHotChilliSolo
Temat: Re:Re:No czeeeść
Nie ma problemu. Opowiesz w domu. Mały może spać w sypialni, my na sofie. M.
- On na innym kontynencie. Mógłbym go dorwać, ale musiałbym zostawić Aliego samego… - Pokręcił głową ze smutkiem.
- A Moira? - spytała Crista, blondyneczka renesansowa.
- Moira? - Luc zdziwił się lekko.
A właściwie udał zdziwienie. Po chwili wykreował sztuczny przebłysk oświecenia na twarzy.
- Przecież ona ma tyle na głowie, jeszcze tego małego “wrzoda juniora”...
- No ale ma też i nas i pomoc. A skurwielowi się należy kastracja tępym narzędziem jak nic -
dorzuciła Ronda, wyższa z brunetek.
- Znaczy, że… miałbym poprosić Moirę…? By polecieć skuć mu ryj? - Luc starał się wyglądać sceptycznie nastawionym do tego pomysłu. - Nie mógłbym jej, was… Ali to kochany szkrab. Kocham go najmocniej na świecie. Ale nie jest z nim łatwo. On naprawdę jest… no mocno go skrzywdził skurwysyn.
- Eeeej.... -
Mika do tej pory milcząca uśmiechnęła się - to jak nie chcesz go zostawić Mo, to ja Ci dam namiary na takiego co za niewielką kasę zajebie skurwiela. Chcesz? - Spojrzenie rzuciła na bobaska w loczkach tłukącego właśnie kwadratowym klockiem w trójkątny otwór zabawki. - Bo za coś takiego, to kurwa jego mać - dorzuciła z klasą.
- Nie wiem. Jakbym ja mu skuł ryj, że nie ma takiego cybersprzętu aby go matka mogła poznać… Ale zlecenie? Uch… pogadam z Mo, ale zrzucać jej tyle na głowę, uwielbiam tą kochaną wariatkę, to trochę nie fair. - Zrobił minę jakby się wahał w stronę białej flagi.
Crista wypaliła Rondzie kuksańca. Dyskretnego. Przynajmniej w zamyśle.
- Ty. Dobry ojciec z Ciebie, bierz się za gnoja. My Mo pomożemy. I tak bywamy tu codziennie - zaopiniowała Ronda jako przewodnicząca osiedlowej samopomocy mamuś. - Mo z pewnością jak ją znam, powie to samo. Znasz słodszą cziksę?
- Cziksę? Nie kojarzę.
- No właśnie. Pewnie sama by pojechała rozrobić gnoja na ketchup.
- Jakby ją warsztat wypuścić z łap -
zachichotała Mika, zupełnie niespodzianie całkiem niewinnie. Kontrast z jej imagem był szokujący.
- Dobra, zobaczę co oni tam robią, bo jak znam życie, to Dave będzie wkurwiony za chwile. Ali pewnie Mo podrywa. - Mrugnął uśmiechając się od ucha do ucha.
- No, no, idź, idź. - Pokiwały równocześnie głowami

W głębi garażu Mo pokazywała Aliemu jak obsługiwać klucz francuski. Chłopczyk właśnie dokręcał jakąś śrubkę. Podniósł wzrok dopiero gdy Luc stanął tuż obok
- Podobają Ci się samochody i dłubanie w naprawie? - zaciekawił się solos głaszcząc małego po głowie.
Ali pokiwał zwyczajowo łebkiem, ale nie odsunął się. Za to wrócił do stosiku części jakie miał przed sobą na kawałku ogarniętego naprędce blatu. Zaczął kombinować ze śrubokrętami i elektryczną wkrętarką. Tę ostatnią Mo asekurowała, pozwalając małemu jednak na samodzielne działanie.
- Co? Przestraszyłeś się jędz? - zachrypiała wesoło.
Kiwnął głową patrząc na chłopca. Wystawił rękę po wiertarkę.
- To BigAl, to można używać, jak się zdobędzie pierwszą sprawność mechanika. Chcesz popracować by ją zdobyć? - Zerknął ku Mo poważnym wzrokiem, szykowała się rozmowa.
Trademark Alisteira ponownie się objawił: poważne spojrzenie chociaż z lekkimi iskierkami zainteresowania i kiwnięcie głową.
- Dobrze. To ja pogadam z wujkiem Dave’m byś mógł się przyuczyć, a Ty rozejrzyj się po garażu. Pogadam chwile z ciocia i zaraz do Ciebie dołączę.
Mały niechętnie zjechał ze stołka, w połowie drogi sobie przypominając, że przecież może go opuścić. Mo pogłaskała go po łebku i pokazała kącik warsztatu.
- Tam jest mały projekt Dave’a. Buduje auto dla małego. Chcesz to idź oglądnij ale nie dotykaj nic ani nie przestawiaj.
Mały podreptał we wskazanym kierunku z łapkami nieco umorusanymi w kieszonkach.
- Noooo co jest?
- Najpierw obietnica Mo, nie jesteście mi nic winni, obiecaj, że o cokolwiek poproszę, to nawet nie pomyślisz o kategorii rewanżu. Inaczej nie ma o czym gadać. -
Luc lekko zdenerwowany wyciągnął papierosa by zapalić.
Mo zabrała mu fajka.
- Nie w tej części, Luc. - Pokręciła głową. - Tutaj za dużo lakierów. Gadaj co masz do powiedzenia a nie certol się jak baletnica ze spódnicą.
Westchnął.
Z Mo i tak czasem nie było dyskusji, a teraz doszedł casus dumnej mamy.
- Jego matka to ostatnia ofiara rzeźnika, przeżyła, to wiesz, Dave ją odbierał. Sfiksowała po tym co jej zrobił. Śrubeczki się poodkręcały. Pewnie z tego wyjdzie, ale trzeba czasu. Jest na minimum 3 tygodnie w zakładzie zamkniętym. - Schował papierosa do paczki. - Ali… Alisteir jest trochę z tyłu jeżeli idzie o socjal. Partner Kiry go bił. Nie, nie bił. Napierdalał. Otwarta, pięść, pełen serwis. Zamknął się, przechodzi terapię, nie mówi. On potrzebuje normalnego życia, przedszkole. Dojazd na terapie. A ja… ja jestem na celowniku zabójcy. I chce jednocześnie na chwile wyjechać by dorwać i zajebać skurwiela co mu to zrobił.
- Zabójcy? -
Mo zrobiła oczy. - Za co? Coś Ty zrobił?
- Mo, nie pytaj. Nic złego… -
Skrzywił się i uciekał wzrokiem. Jednak nie chciał by myślała, że wpierdolił się w mocniejsze gówno. By myślała, że coś rzeczywiście nawywijał jak to mówiła: “nie z tej strony bluesa co trzeba”. Była przyjaciółką. - Jakby co, to nie wiesz o niczym, ale powiedzmy, że kasa z wykorzystania Twojej piosenki niedawno nie była z zewnątrz.
- Luc … -
Założyła ręce na piersiach. - Ok… ale kurwa, dzieciaku… - Pokręciła głową. - Ruda wie? I chcesz małego zostawić u nas? - spytała domyślnie.
- Rudą chcę zabrać ze sobą, cieszy się na to. Wiesz, ja nie mam dużo czasu ostatnio. Z jednej strony romantyczny wypad do Rio, z drugiej… Zresztą. Przecież wiesz, ze mnie samego i tak nie puści. Niech nie wie i cieszy się wypadem.
- Nie boisz się, że ruszą za tobą?
- Nie. Boje się, że mój samochód wybuchnie jak będę odwoził przyszłego guru mechaników do przedszkola. -
Skrzywił się ponownie. - Wzięli na mnie kontrakt, tu w nNY. Zapewne ktoś stąd. Znający teren. W Brasil sukinsyn nie będzie miał takiego zaplecza. Mogę zamieść skurwiela co bił Aliego i równocześnie większe szanse na neutralizację zabójcy. Tu… Mogę wylecieć w powietrze razem z małym ot tak. - Pstryknął palcami. - Znienacka.
- Na ile chcesz jechać? I jak małemu to zapodasz? Bo z mojej strony nie ma problemu. Tylko musisz zostawić mi rozpiskę co i kiedy. Te terapie to jak często?
- Co kilka dni. I myślę, że dam radę… -
wspomniał Aliego śpiącego na Eve - … załatwić tak by ktoś go odbierał stąd, i potem przywoził. Mo…. Ciężko mi zrzucać to na Was tak samo jak rozstawać się z nim, dopiero go odzyskałem. Ale jestem wciśnięty w ścianę tak, że maluje graffitti z drugiej strony.
Rockerka machnęła dłonią niedbale na pełne samobiczowania się przemówienie Heena.
- Daj spokój - ucięła krótko. - Gadałeś z malcem?
- Jeszcze nie, czeka mnie ciekawa rozmowa. Wpierw chciałem… no wiesz.
- Mhm. A kiedy planujesz wypad? I na jak długo?
- Gdy ogarnę Aliego, że zostanie beze mnie. Wiesz. Jakiś czas zajmie cynglom ustalenie kim jestem. Ale to nie policja co goni w piętkę i potrzebuje przewodnika do kibla. Pracują już nad tym, a kontrakt na bańkę, wcześniej czy później ustalą. Kwestia czasu. Nie wiem ile mam. Wolę zniknąć jak najszybciej. A na ile? Tydzień? Dwa góra.
- Ok. No to pogadaj z nim. Ja będę czekać na info od Ciebie i ten cały harmonogram co i jak. Nie martw się. Będzie mu tu dobrze.

Zbliżył się, objął ja i przytulił.
- Dziękuję Mo. Wiesz… to mój syn. Jakby co… ma fundusz na 300 koła i może pojawi się tam niedługo jeszcze bańka., dam wam uprawnienia do korzystania. Byle wszystko... Wiesz. Tak jakby co. - Spojrzał jej w oczy.
Zarobił strzała w tyłek.
- Przestań chrzanić - ofuknęła go. - Nie trzeba nam kasy z żadnego funduszu. A Ty zrób tak, by było ok. Jak żona w wariatkowie, mały sam nie może zostać. Z resztą pogadam z Rudą.
- Nie rozumiesz. Chodzi o to, ze mnie mogą dorwać, a Kira może nie wyjść z wariatkowa. Nie mam zamiaru płacić Wam za opiekę jak mnie nie będzie. Zluzuj Mo.
- Tak czy siak, fundusz mi po nic. Mały go może później odebrać w całości. Jak taka sytuacja to testament spisz -
fuknęła ponownie.
- Tak zrobię. Zapiszę Wam Rudą. - Wyszczerzył się w uśmiechu. - Dzięki Mo, idę do małego bo zaraz ponaprawia tu wszystko i Dave’owi będzie głupio.
Kolorowowłosa zarechotała radośnie, pokrywając tym niejakie wzruszenie:
- Spali się ze wstydu. To czekam na info.
Kiwnął głową, ucałował ją w czoło i poszedł do Alisteira ciekawie patrzącego na zręby samochodzika dla Dave’a jr. Obserwował go przez jakiś czas ciesząc się tym zainteresowaniem. Taki warsztat dla chłopca musiał być faktycznie świątynią zajebistości, a to mogło wiele pomóc w kwestii zostawienia go z (bądź co bądź) obcymi dla niego ludźmi. Solos nie wierzył by obyło się bez paniki… w najlepszym wypadku. Zainteresowanie malca dawało jednak nikłe nadzieje.
Buszowali po garażu we dwóch, Luc pokazywał Alisteirowi różne części i narzędzia. Po drodze przywitał się z kurduplem rezydującym w swoim dole. Całego dnia tu jednak spędzić nie mogli. Było jeszcze parę rzeczy do zrobienia.
- Wpadnę może jeszcze dziś, najdalej jutro. Dzięki Mo, trzymajcie się dziewuchy.
- Paaa -
odpowiedział mu chórek głosów.

Po wyjściu z warsztatu Luc wsadził Alisteira do samochodu, sam wsiadając od strony kierowcy. Sprzęgł się z wozem lecz nie ruszył jeszcze.
- Mały, załatwimy jedną, dwie sprawy i robimy dzień zabawy. Zoo, skałka wspinaczkowa. Hm? Co o tym sądzisz?
Synek piastujący Crowa w uścisku spojrzał na ojca z pytajnikami w oczkach ale skinął głową jednocześnie wzruszając ramionkami. To ostatnie chyba go nie przekonało.
Heen sam by wzruszył ramionami, ale się powstrzymał.
Ruszył kierując się do Highway.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline