Jezioro Engelsholm, tej samej nocy
Karl Sighvart
jechał na czele niewielkiej grupki doświadczonych wojów:
Einara - swej prawej ręki, rządzącego za dnia w jego imieniu,
Andersa - swego dzikiego i nieokiełznanego berserkera oraz młodego
Heminga - swego syna.
Elin poznawała ich i z dala.
Agvindur krok naprzeciw nim zrobił, kiwając na Freyvinda, który karla sam kojarzył. Gdy skald opuszczał swego mentora o Sighvarcie głośno robić się zaczynało w Jutlandii.
Karl i jego drużynnicy konie wstrzymali dołączając do oczekującej ich trupy.
- Heill ok sæll! - padło z ust Ventrue, gdy ten z panem na Ribe się witać począł.
- Sighvart! - Agvindur na zadowolonego wyglądał lecz w kierunku karla nie ruszył, dając fory swemu wychowankowi honory wodza czynić.
Hedeby
Trzy łodzie mocno zanurzone do Hedebyshavn przybijały. Trzy łodzie z niewielką ilością osób na pokładzie.
Na ich spotkanie raźnym krokiem szedł chudy mąż w średnim wieku, z głową do od czubka do połowy ogoloną, rzadkim wąsem i takąż brodą. Uwagę jeno zwracały brązowe, sarnie oczy co nad zapadniętymi policzkami żarzyły się mocą. Szaty też nietypowe nosił, powłóczyste i ze zgrzebnym materiałów, bez ozdób żadnych.
Za nim szło kilku starszych i młodszych mężczyzn, nieco dalej dwa wozy się toczyły.
- Pomóżcie… - poprosił ich -
… zacumować i rozładować.
Ludzie ruszyli żwawo by przybyłym pomóc i wkrótce w zatoce zaroiło się od mniejszych łódek skrzynie i pakunki przewożących na ląd.
W jednej z pomniejszych łódek przywieziono sześć młodych kobiet co skrzynię zabitą ze sobą piastowały. Na ich czele szła dziewczyna co dawno z wieku panieńskiego wyrosła. Ciemnowłosa, ciemnooka o skórze o oliwkowym odcieniu, ruszyła wprost do ubranego dziwacznie mężczyzny.
- Witaj, wielebny - rzekła głosem ciepłym, melodyjnym, podczas gdy skrzynię dwóch ludzi na wóz ładowało.
- Witaj, szacowna Almo! - radości swej nie krył -
Mniemam, że najwyższy łaski swej udzielił i droga was nie zmęczyła zbytnio.
- Nic co w imię Pańskie czynione jest, nie przyprawia o zmęczenie, drogi Ansgarze. - uśmiech z jej twarzy nie znikał, ciepło i otwartość wprost emanowały. -
Gotowiście na czynienie dzieła w jego imię?
- Tak, grunt zaorany, ziarna zasiane, jeno teraz trzeba cierpliwości i … szybkiego działania.
- Wiozę ze sobą podarunki oraz plany. Ludzi będziemy potrzebować.
- W tym się Eryk wykaże… - rozmawiali ruszając w kierunku osady. Pozostałe kobiety na wóz ze skrzynią się załadowały gadając nieprzerwanie w inszej mowie. Śmiech i radość im towarzyszyła, a i wzrok gawiedzi przyciągały bo wszystkie inne i odmienne były.
- Rozpakujem się, i plany pokazać mogę. A i z Erykiem gotowam się spotkać jeśli trzeba.
- To nieco później. - zgodził się rozemocjonowany Ansgar -
Teraz pokażę Ci, moja droga, wasze kwatery…