Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 23:01   #23
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
U Józefa... cd.

Wtem coś zaszeleściło wśród zarośli od strony lasu. Najpierw wyłonił się postawny Kowal, za nim zaś podążali Zdzich i... jakiś obcy jegomość. Mężczyzna miał na sobie poszarpane ubranie jakby go jaka bestia napadła. Poruszał się jednak swobodnie, a na jego ciele nie dało się zauważyć żadnych skaleczeń.



- Wielkie nieba! - zawołał bez specjalnego przejęcia Zbażyn cofając dłoń od butelki. - Co to za obszarpańca znaleźliście?
- Olaboga! Może to kapłana w drodze napadli! - załamała ręce Zbażynowa próbując dostrzec przybysza wychylając się przez ganek.
- Kapłana? - zapytał zdziwiony wymieniony mężczyzna - Nie, raczej nie… - tu spojrzał na krótki rapier u pasa i z powrotem na “gospodarzy”.
- Rzeknij zatem kim jesteś człecze i co ci się wydarzyło. - zapytał głośno młynarz przechylając się w bujanym fotelu.
- Z największą przyjemnością dobry człowieku rad byłbym rzec bez namysłu... - odpowiedział ocaleniec po czym wzruszył ramionami - ...gdybym tylko sam to wiedział. Nieszczęśliwie, moja pamięć sięga najdalej do mojego niedawnego przebudzenia.
Armand spojrzał na Józefa po czym wskazując kciukiem na nieznajomego pokręcił drugim palcem obok skroni, pokazując, że to prawdopodobnie wariat albo co innego. Po czym wzruszył ramionami. Z kieszeni wyjął resztki słoika i podał rolnikowi
- Spękł się.
- Uo, Dziadku, co to się działo! - Zdzich podbiegł do Młynarza i z wielkim przejęciem zaczął opisywać widmową poczwarę, którą widzieli nad Ocaleńcem. - To jaki duch był, albo ten... wąpierz! Dziadku, ty widział kiedy co takiego?

“Duch, wampir? W moim miasteczku?” - zdziwił się w duszy zielarz. To było nie do pomyślenia.
- Dzień dobry, nieznajomy. Jestem Rodolphe Trottier, mer tej mieściny. Opowiedz mi proszę co się wydarzyło. I wszystko co pamiętasz - rozkazał Rodolphe, zastanawiając się równocześnie czy intrakt z jesiennych liści miłorzębu nie pomógłby nieco na amnezję. Tylko czy został mu zapas tego paskudnego trunku?

- Mości Trottier… niewiele ma głowa mieści, a jest jak ul bez pszczół czy miodu. Jeno przed chwilą otworzyłem oczy jak po długim śnie spoczywając wtem na listowiu i igliwiu i żem spostrzegł tych dwoje jegomościów stojących nade mną. - odpowiedział ocaleniec - Nic więcej przeto ma pamięć nie nosi.

Hoe z niezadowoleniem zauważyła jak Józef cofnął rękę od butelki. Wielka szkoda, ale z drugiej strony wyłaniająca się zza krzaków trójca była dość ciekawym obiektem, na którym też spoczęła uwaga orczycy. To co mówili było jeszcze ciekawsze, chociaż w słowa chłopaczka jakoś nie od razu chciało się wierzyć.
- Zamiast mleć ozorem to go zbadaj. Mocno musiał dostać po głowie. - Zielonoskóra zwróciła się do zielarza, tylko na chwilę odrywając wzrok od ocaleńca. - Józef już wie co ma robić. My powinniśmy jeszcze pogadać z Jeanem i Marianną. Więc ino żwawo, zanim zapuścisz tu korzenie. - Ponagliła go dodatkowo ruchem dłoni.

Rodolphe skinął z uznaniem głową w stronę Hoe - jej uwaga była całkiem celna. Szkoda, że ciekawość wzięła górę i to rzeźnik musiała mu przypomnieć o konieczności wykonania badania. Podszedł do biedaka z amnezją.

- Daj mi chwilę i się nie ruszaj.

Następnie obejrzał dokładnie jego głowę i sprawdził, czy biedak gdzieś nie krwawi, dopytując o ból i dyskomfort. Jako że wszystko wydawało się w porządku, poprosił Józefa, by odprowadził ocaleńca do jego mieszkania, coby dokładnie go obejrzeć i przetestować teorię z miłorzębem.

- Chodźmy, Hoe.

- Dacie sobie z nim radę Józefie? Jak coś to mówcie, nie zostawimy przecież biedaka tak na lodzie. - Hoe nigdy nie było trzeba powtarzać dwa razy “chodźmy”. W tym wypadku jednak, wolała mieć pewność, że jakaś zagubiona nic nie pamiętająca duszyczka nie będzie musiała spać w krzaczorach.

- Kowalu bądź tak dobry i odpowadź chorego do Rudolfa, jak będziesz szedł - Józef zwrócił się do Armanda. - A ty Zdzisiu przejdź się zaraz po domach i powiedz, że jutro przyjeżdża kapłan i że każdy ma dać co może na poczęstunek. - przykazał pomocnikowi.
Na to jednak oburzyła się Zbażynowa. - Jak to tak od razu wyganiać gości?! Może krupniczku zjecie?
Było to oczywiście pytanie czysto retoryczne. Zaraz na stojącym na ganku stole pojawił się potężny gar zupy i odpowiednia ilość naczyń. Gospodyni zarządziła nieznoszącym sprzeciwu tonem:
- No siadajcie! Zupa stygnie!

Kowalowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Z rozmarzeniem spojrzał na talerz krupniku i zaczął pałaszować zupę, trzymając naczynie w ogromnej dłoni.
- Mmmmm, dźkuję - troll uśmiechnął się od ucha do ucha, zadowolony z dzisiejszego dnia. Ogórki były jak zwykle doskonale kwaśne, ognista woda Józefa nieco zbyt ognista, ale krupnik powodował, że kowal wpadł znów w kolejny napad melancholi.



*post wspólny: Ocaleniec, Armand, Zdzich (BN), Rodolphe, Hoe i Józef
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 03-07-2016 o 11:15.
Wila jest offline