Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2016, 11:02   #122
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte wpatrywała się w łóżko, na którym leżał martwy Takeshi. Czuła, że poddał się w momencie, gdy serce przestało bić. Nie kibicowała mu, nie modliła się, nie liczyła na cud. Dzięki temu nie rozczarowała się. Tylko samotna łza spłynęła po lewym policzku, unikając wzroku koleżanki. Nie wytarła jej, pozwoliła płynąć swobodnie i pozostać na skórze aż do wyschnięcia. Milczała, aż w końcu westchnęła.
- Pójdę poszukać Tallah, pewnie chciałaby wiedzieć. Sama będę wracać do Portland. – Zabrzmiał jej głos, a słowa skierowała do Katherine. Kobieta skinęła głową w odpowiedzi.
- Rzeczywiście sama. Imogen nie żyje, podobnie jak twój brat. Jedynie ty przetrwałaś z waszej drużyny. To pewnie znaczy, że jesteś najsilniejsza - Katherine nie odrywała wzroku od szyby. Jej ton wydawał się dziwnie pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Nudna racjonalność wygrywa. – Powiedziała ściszonym głosem, po czym dodała już normalnie, nie siląc się nawet na cień uśmiechu. – Powodzenia Kate, może i do zobaczenia.

Lotte wyszła ze skrzydła medycznego. Zamierzała znaleźć Tallah i Eda, chciała pożegnać się, a misją poboczną było poinformowanie ich o śmierci Takeshiego. Powoli zaczynała przyzwyczajać się do słowa śmierć, ale wiedziała, że inaczej zachowa się gdy będzie już sama, w pustych czterech ścianach swojego wynajmowanego mieszkania. Visser nie była pewna, gdzie dokładnie ich szukać. Czy mogli być na mostku? Czy może raczej w kwaterach na czwartym piętrze? A może jeszcze gdzieś indziej? Przeszła jedynie kilka kroków, kiedy wpadła na Edmunda. Mężczyzna zmierzał do skrzydła medycznego, ale wnioskując po jego dość spokojnej postawie, najpewniej jeszcze nie wiedział o Takeshim. Lotte spojrzała na niego. W normalnych okolicznościach uśmiechnęłaby się, ale nie tym razem.
- Szukałam cię… Takeshi właśnie zmarł. – Zrobiła krótką pauzę, ale nie dała dojść do słowa koledze. – Chciałam pożegnać się, będę wracać do Portland… Nic mnie tu już nie trzyma.
Ed unikał kontaktu wzrokowego. Kilka sekund zwlekał z odpowiedzią.
- Skłamałbym, gdybym rzekł, że się tego nie spodziewałem - rzekł cicho. - Z żałobą uporam się na samotności - mruknął, jakby do siebie, po czym wreszcie spojrzał na Lotte. - A jak ty się czujesz? - zapytał nieco nieobecnym tonem. Zdaje się myślami był wciąż przy Takeshim, jednak nie chciał, lub nie potrafił o nim rozmawiać. - Jesteś zdrowa?
- Ze mną w porządku. Większa krzywda nie stała mi się.
– Visser nie naciskała na temat zmarłego kolegi, sama chętnie w ogóle o tym nie wspominałaby. – Wreszcie odpoczęłam, wyspałam się, ale chętnie wrócę do swojego łóżka. Ty widzę też bez większych problemów?
- Wróciły mi siły, kiedy się wyspałem
- odparł Edmund. - Ciągle czuję ból głowy, ale to naprawdę niewielka cena za przeżycie - westchnął. Na twarzy miał wypisane, że chciałby, aby wszyscy jedynie taką zapłacili. Spojrzał niepewnie w korytarz za plecami kobiety. - Chyba… muszę go zobaczyć. Ten ostatni raz - rzekł. Ponownie skierował wzrok na twarz Lotte i uścisnął jej dłoń. Uśmiechnął się lekko, choć przez okoliczności zdawało się to nieco wymuszone. - Miło było cię poznać. Naprawdę. Jestem pewny, że umarłbym, gdyby nie ty. Zastrzeliłaś łucznika, potem niewidzialnego i pomogłaś z helikopterem. Pamiętaj, że nie wszyscy umarli - dodał. - Także dzięki tobie.
Minął ją, kierując się na spotkanie z Takeshim.
- Tallah jest na mostku, gdybyś jej szukała. Do widzenia, Lotte.
- Dzięki, trzymaj się
– odpowiedziała i skierowała swoje kroki tam, gdzie zasugerował jej Ed. Mimo sposobu i okoliczności w jakich mężczyzna docenił wysiłek i postawę Visser, to zrobiło się jej miło, że ktoś zauważył jej zaangażowanie w pozytywnym świetle.

Wsiadła do windy i wcisnęła guzik z piętrem dwunastym. Jednak gdy drzwi otworzyły się Lotte nie wysiadła, tylko wybrała podróż na czternasty poziom. Przemierzyła korytarz i stanęła przed drzwiami z numerem 14009. Otworzyła je kluczem, który miała przy sobie i weszła do środka. Rozejrzała się dokoła, zatrzaskując za sobą drzwi. Jeszcze silniejsze stało się uczucie, że minęło bardzo dużo czasu, gdy była tu po raz ostatni. Nie chciała jednak poddać się teraz sentymentom, dlatego podeszła do szuflady, z której wyciągnęła małą podróżną torbę. Nie chciała pozostawiać po sobie śladów. Miała przy sobie najważniejsze dokumenty, ale wolała zabrać i ten drobny element, aby kompletnie zatrzeć ślady swojej obecności na tym statku. Wyszła z pokoju, zostawiając klucz w drzwiach. Kobieta przemierzyła ponownie korytarz, znów wsiadła do windy, po czym wysiadła z niej dwa piętra niżej, tam gdzie zmierzała pierwotnie i ruszyła przed siebie. Na podłodze siedzieli ludzie, pomimo starań załogi o zapewnienie każdemu miejsca. Niektórzy płakali, inni spali, lub rozmawiali. Prawie nikt nie wydawał się wesoły, lub zadowolony z życia. Kiedy już miała zapukać, by wejść na mostek, Tallah właśnie z niego wychodziła. Kobieta uśmiechnęła się na przywitanie.

- Szukałam cię. – Lotte poczuła jakieś dziwne deja vu. – Em… Takeshi zmarł właśnie, jego serce zatrzymało się i nie podjęło ponownie pracy. Nic mnie już tu nie trzyma, z Edem i Kate pożegnałam się już.
Visser patrząc na koleżanka, chciała ciągnąć dalej swój wywód, ale słowotok nie pasował ani do sytuacji, ani do samej Lotte. Nie była też zadowolona z bycia posłańcem złych nowin. Tallah zasmuciła się, ale nie wyglądała na zaskoczoną. Spuściła wzrok na moment i złapała ją za ręce.
- Był niezwykle dzielny i mężny - rzekła. - Jednak jego służba się skończyła. Teraz niech odpoczywa w pokoju wiecznym - przeżegnała się. - Chciałabym ci bardzo podziękować za wspólną pracę. Można na tobie polegać jako na członku drużyny i bez twojego wkładu ta historia miałaby o wiele smutniejsze zakończenie. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Lotte uśmiechnęła się na ostatnie słowa kobiety.
- Również taką mam – odpowiedziała. – Trzymaj się i powodzenia.

Odchodząc przyznała, że Tallah była osobą, która najbardziej przypadła Visser. Była silna, doświadczona, ale nie utraciła empatii, o której wielu zapomniało, albo pozbyło się jej. Sama chciała być za jakiś czas jak ona. Znaleźć swoją równowagę, wyciszając emocje, które będą przeszkadzać, albo utrudniać, ale nie wyłączać ich zupełnie.


Znalazła pierwsze lepsze pomieszczenie z drzwiami, przez które mogła przejść, bez akompaniamentu nieproszonych oczu i kamer. Bardziej chciała wyrobić sobie pewien nawyk niż wierzyła w to, że monitoring znów działa. Weszła do łazienki przy jednej z restauracji. Wyjęła Impliker z kieszeni. Właściwie to było zaskakujące, że nigdzie go nie zgubiła. Wreszcie wracała do Portland. Ponownie odniosła wrażenie, że była tam wieki temu, jakby czas wydłużył się, jakby kilka dni zmieniło się w kilka miesięcy. Uaktywniła urządzenie, spojrzała na drzwi prowadzące z damskiej toalety do wspólnego przedsionka, otworzyła je i przekroczyła próg.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline