Z "rodziną" najlepiej na portrecie
- Widać to tylko w książkach jest tak że dawno zaginione rodzeństwo cieszy się na spotkanie. - skomentowała kłótnię między “siostrami” spoglądając się na Raimiel, następnie na oddalającego się paladyna i dodała - No i poszedł… my tez chyba nie będziemy tu tak stać co ? Więc gdzie naj… a to co ? - zatrzymała się przed szyldem którego nie było tu przy ostatniej wizycie na którym widniało jej nazwisko - Wujek otworzył tu interes ? Myślałam ze uznaje takie miejsca za obszary “wysokiego ryzyka” w interesach. Co to jest fungra… fungarium ? - podrapała się po głowie zastanawiając się nad tym czy nie sprawdzić czy w okolicy nie było jej ulubionego wujka, choć była też spora szansa na to ze natknie się na mniej lubiana część rodziny…
- Widać, że jesteś jedynaczką. Rodzeństwo tak ma, one i tak zrobiły postęp, nie chcą się już w końcu pozabijać. Ramiel położyła rękę na ramieniu czarodziejki. Obie podeszły do fungarium. Był to spory drewniany budynek z czyś przypominającym zagrodę. Przed budynkiem sympatycznie wyglądająca dziewczyna z dzieckiem w nosidełku zamiatała ganek fungarium, a wysoki rudy mężczyzna o wyglądzie drwala wbijał kołki w ogrodzenie zagrody. Nagle z wnętrza budowli dobiegł głos Aleksandry Gelantar.
- Ziżka! Weź się pospiesz nierobie ty!
Potem z pozbawionego drzwi wejścia wyleciały potężne kajdany mało nie trafiając kobiety z dzieckiem.
- Łap Anna - zawołał Jonathan Gelantar.
Mina Elphiry od razu zrzedła gdy tylko usłyszała znajome głosy należące do bliźniaków, obecnie na twarzy gościł grymas który sugerował by ze właśnie wdepnęła w gnojówkę i to co najmniej po kolana…
- Bliźniaki, ughh.. oczywiście z moim fartem musiałam na nich trafić akurat dziś i tutaj. - westchnęła z żalem na myśl o nie lubianej części rodziny, widząc jak kuzyn bez zwracania uwagi ze może komuś zrobić krzywdę rzuca kajdanami wyraźnie się zdenerwowała.
- Widzę że szacunku do pracowników to was ojciec do dziś nie nauczył! - zawołała skoro i tak już miała sobie popsuć humor to mogła też popsuć dzień bliźniakom.
- Moje kuzynostwo za którym nie przepadam ze wzajemnością. - rzuciła do elfki by uświadomić ją w sytuacji.
Jonatha Gelantar wyszedł z budynku. Był młodym nieco rudawym mężczyzną o orlim nosie. Wyglądał na mocno zabiedzonego i miał obandażowane ucho. Zobaczył Elphirę i zrobił wielkie oczy, ale zaraz odzyskał rezon
- Po pierwsze to nie mój pracownik tylko żona i dziecko i nie celowałbym w nie z łańcucha… A po drugie czy my się w ogóle znamy? - zaczął się ostentacyjnie zastanawiać.
Zaraz wyszła za nim Aleksandra ciągnąca wózek.
- To ta posługaczka co ją biedny stryjek przygarnął. Że też tragedia czyni mężczyzn tak niefrasobliwymi. Myślisz, że wreszcie się na niej poznał i ją wygonił?
- Żona ? - wypaliła zaskoczona jeszcze bardziej zaś gdy ujrzała też swą kuzynkę z wózkiem, szybko jednak wzięła się w garść bo sugerując się jej wypowiedzią nie byli świadomi w jakich okolicznościach opuściła dom. Nie zamierzała jednak ich w tym temacie uświadamiać ani ułatwiać domyślenia się co mogło zajść.
- To gratuluję ożenku. To jak ? Wujek w końcu stwierdził że jesteście dość samodzielni by prowadzić interesy bez nadzoru ze strony rodziny. Czy też jest gdzieś w okolicy ?
Aleksandra poczerwieniała na twarz.
- Nasz ojciec zachował się wobec nas niehonorowo. Okradł nas z naszego dziedzictwa. Zapisał w testamencie naszej podłej siostrze jedną trzecią majątku - Aleksandra gwałtownie kołysała wózkiem. Ziżka chciał przejąć wózek, ale kuzynka Elphiry pokazała mu ostro, że ma wracać do pracy
- A przecież należała jej się jedna siódma. Po dwie siódme dla nas, dwie siódme dla naszych małżonków i dwie siódme dla naszych dzieci. To oczywiste dla każdego, kto ma elementarne sumienie i znajomość prawa. To sprawa jej czarów, wszystkie czarodziejki to podłe jędze. - widać by w jego oczach łzy.
Ziżka podrapał się po głowie.
- A cy ta carownica co we tej karcmie pzemieniła tą zonke karcmaza w wąpieza to nie była jakowaś Elphira? - zapytał ostrożnie bliźniaki te popatrzyły po sobie i wybuchnęły gromkim śmiechem.
- Elphira i czary… Ty szwagier jak czegoś nie palniesz durnego to chyba masz zepsuty dzień.
- I wracaj do roboty leniu śmierdzący, zamiast myśleć o pierdołach, choć tego też nie potrafisz. - ryknęła Aleksandra.
Tymczasem Raimiel rozmawiała z Anną i jej dzieckiem przechodząc w tryb “A gugugu”.
- Testamencie ? Coś mu się przytrafiło czy tylko ogłosił swą wolę ? - spytała wyraźnie zmartwiona faktem że mogło się przydarzyć jakieś nieszczęście.
- Po prostu po narodzinach naszych dzieci poszliśmy do niego i zażądaliśmy sprawiedliwego podziału majątku… Jednak jego umysł został już przeżarty przez mroczną magię… Ale to raczej sprawa rodzinna, nie dla obcych. Czy chce pani zamówić grzyby do pracy? - zapytał Jonathan.
- A to ulga już myślałam że jakieś nieszczęście w rodzinie się przytrafiło. - od razu się rozpromieniła słysząc że niepotrzebnie się martwiła, przy okazji patrząc na rodzeństwo dodała w duchu.
“Ja wiedziałam że mają ego i są przekonani że im się należy jak psu buda ale żeby aż tak bezczelnie ?”
-Czyli już nie usłyszę jak wspaniałą siostrą jest Giovanna a to szkoda… i co ? Pokłóciliście się z nim o majątek i zaczęliście handlować ...grzybami ? Na cholerę wam kajdany w hodowli grzybów ? - popatrzyła się na kawał żelastwa leżący na ziemi coś jej tu nie pasowało.
- Cóż, my ich nie hodujemy tylko sprzedajemy. To specjalne grzyby nadające się do każdej pracy, na przykład w kopalniach. Rozumiem, że nie masz pieniędzy więc proszę, daj nam pracować bo wieczorem mamy dostawę towaru. - rzekł wyniośle Jonathan i z siostrą wrócili do pracy.
Grzyby do pracy ? Elphi mogła zgadywać że mowa tu o jakichś… grzybowatych istotach ? I jej kuzyni tym handlowali ? Czy to w sumie zakrawało na niewolnictwo ?
- Taa, niestety czuję że jeszcze się zobaczymy też ubolewam nad tym faktem. - rzekła na pożegnanie oddalając się z Raimiel od fungarium.
- Wybacz za to opóźnienie nie spodziewałam się ich tutaj spotkać. Przypomnieli mi jednak że muszę się rozmówić z córkami Henka by takich głupot nie rozpowiadały bo potem zapewne będę mieć problemy jeśli się ich nie naprostuje… to co ? Idziemy zobaczyć się z Krolianem ?
- Pewnie, czemu by nie. - powiedziała Raimiel oddając niemowlę Annie, które przez ten czas huśtała.
Udały się do do burdelu Salingera, gdzie na progu pół-ogr barman i nieco pokraczna diablica zmywali jakiś czarny malunek w kształcie sylwetki człowieka. Krolian już na nich czekał. Ukłonił się dwornie i rzekł:
- Uprzedzono mnie o przybyciu szlachetnych dam. Przykro mi, że muszę was witać w takim miejscu, ale choć jako te pacholęta niewinne pragniemy być bohaterami, to zbyt często kończymy jako bandyci i szubrawcy. Proszę jednak czarodziejko Elphiro abym rozmówił się z twoją towarzyszką sam na sam. - rzekł elf o czarnej niczym bezksiężycowa noc skórze. Wydawał się wiarygodny, a do tego Raimiel patrzyła na nią błagalnie.
Z jednej strony wydawało się że Krolian nie ma złych zamiarów z drugiej wiedziała czego się spodziewać po jego osobie po ostatnim spotkaniu no i nie bardzo była pewna czy dobrym pomysłem było zostawianie jej tutaj pomiędzy bandytami i szubrawcami jak sam elf to ujął… z drugiej strony Raimiel nie urodziła się wczoraj i chyba umiała o siebie zadbać.
- No nie patrz się tak na mnie, skoro nie jestem ci potrzebna tylko nie zostawię cię bez niczego, parę zaklęć tak na wypadek gdyby któryś z gości miał durne pomysły. - powiedziawszy to rzuciła wpierw jedno zaklęcie mające chronić elfkę w razie napaści po czym poprawiła drugim strzegącym od złego. Jeszcze myślała nad trzecim ale stwierdziła ze niewidzialność zakrawała by o absurd i paranoję. - Rozumiem że tutaj będziecie ? Za ile czasu mam cię szukać ? - spytała jeszcze przed odejściem.
Raimiel zaśmiała się, a potem objęła Elphirę i pocałowała prosto w usta na oczach “śmietanki” dreadwood.
- Uroczo troskliwa jesteś, wiesz? - i poszła na chwilę z czarnym elfem za burdel. Wtedy Elphira nagle usłyszała wołanie.
- Ratunku, czy ktoś mi pomoże!
Ephira zarumieniła się po takim “podziękowaniu” ze strony elfki która zaraz potem zniknęła wraz z Krolianem. Zastanawiała się przez chwilę gdzie szukać Eryk w końcu obiecała mu pomóc w przehandlowaniu części zdobyczy. Jednak to musiało poczekać bo ktoś zaczął wzywać pomocy, wpierw posłuchała rozsądku rzucając na szybko prosty czar ochronny na wypadek ewentualnych nieprzyjemności następnie za głosem serca i sumienia ruszyła sprawdzić kto mógł potrzebować pomocy. Zwłaszcza w tak “uroczym” miejscu jak Dreadwood nie zdziwiła się gdyby poza nią i Erykiem oraz może Grzmotem ktoś by się zainteresował tym zjawiskiem... |