Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2016, 22:39   #15
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Northwall, Ferelden. 9:30 Smoka.

Gdy w końcu wszyscy byli gotowi trójka ambasadorów ruszyła wraz z obstawą w stronę zamku. Po nocnej burzy nie było już śladu - słońce świeciło wysoko, a wkoło nich tłoczyli się ludzie zajęci własnymi sprawami. Miasto prowadziło dalej swoje spokojne życie, zupełni nieświadomi, że dosłownie za moment w zamku odbędzie się rozmowa, która określi jaką rolę odegra w trwającym konflikcie.

W normalnych okolicznościach przedostanie się przez zatłoczone ulice Northwall w godzinach popołudniowych w dużej grupie jest niemal niemożliwe, jednak uzbrojona eskorta potrafi skutecznie utorować drogę. Agigreen niejednokrotnie dostrzegała gniew na twarzy mieszczan, którzy dość brutalnie zostali odrzuceni na bok przez rycerzy idących z przodu. Pomimo kilku nieprzyjemnych incydentów po drodze i niezliczonych przekleństwach, których adresatami byli członkowie królewskiej misji, ambasadorom w końcu udało się dotrzeć do bram górnego miasta.

Strażnicy wcześniej poinformowani o przybyciu gości nie stwarzali żadnych problemów i jeszcze raz wskazali im najszybszą drogę prowadzącą bezpośrednio do zamku. Górne miasto znacznie różniło się od dzielnicy kupieckiej - widać było od razu, że życie tutaj toczy się zupełnie innym tempem. Błoga cisza jaka tu panowała (przynajmniej w porównaniu do zatłoczonej i głośnej strefy handlowej) w połączeniu z piękną pogodą, sprawiała, że spacer brukowanymi ulicami pomiędzy wspaniałymi posiadłościami był czystą przyjemnością. Po ulicach kręcili się głównie słudzy pochłonięci zleconymi im zadaniami i patrole straży miejskiej, a sami rezydenci spędzali piękne przedpołudnie w obrębie swoich posiadłości.

Po krótkim spacerze bogatą dzielnicą dotarli wreszcie do bramy zamku. Sama twierdza być może nie należała do największych, jednak widać było od razu, że lord Waynear nie szczędził grosza, jeśli chodzi o utrzymanie swojej siedziby. W potężnych murach trudno było dostrzec jakiekolwiek pęknięcia, na wieżach już z dala można było dostrzec potężne balisty gotowe do użycia, a sama załoga zamku w swych wypolerowanych zbrojach cechowała się niesamowitą dyscypliną i wzbudzała należyty respekt.

Dwóch wartowników pełniących służbę po krótkiej rozmowie skierowało ich bezpośrednio do komnaty, gdzie już oczekiwał ich Lord Bratter, który wyruszył do zamku od razu po śniadaniu, aby przygotować wszystko przed ich przybyciem. Szlachcic, gdy tylko przekroczyli próg przywitał ich szerokim uśmiechem. Wydawał się rozluźniony i paroma błyskotliwymi żartami skutecznie zredukował napięcie, które odczuwali wszyscy. Oko Marcusa zarejestrowało jednak pustką karafkę stojącą na komodzie w drugiej części pokoju, która mogła być sekretem dobrego samopoczucia lorda, jednak zachował to spostrzeżenie tylko i wyłącznie dla siebie.

- Lord Waynear niedługo nas wezwie. Mamy jeszcze chwilę dla siebie. - Zakomunikował Conrad Bratter.

Godzina oczekiwania ciągnęła się nieznośnie długo. O ile rycerze ze świty byli zrelaksowani i oddawali się nieznaczącym rozmowom, mającym za zadanie zabicie czasu, o tyle Bratter, Rina, Marcus i Agigreen w milczeniu i skupieniu odliczali kolejne mijające minuty, czując narastający w nich stres. W końcu pojawił się posłaniec, który zakomunikował o tym, że lord Thomas oczekuje ich w sali jadalnej.

Lord Bratter odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do reszty.
- Ruszamy. Niech Stwórca nas wspomoże.

Idąc bogato urządzonym korytarzem prowadzeni przez przysłanego sługę mijali mnóstwo krzątających się osób - słudzy, strażnicy, członkowie dworu - wszyscy uwijali się w ukropie i widać było, że atmosfera panująca w zamku jest bardzo nerwowa.

Jedną z mijanych osób był Brego, który dyskutował na korytarzu z jakimś obcym mężczyzną. Rina nie wiedziała, czy znalazł się tu przypadkiem czy może wcześniej to zaplanował, jednak widok jego dyskretnego uśmiechu wyraźnie podniósł ja na duchu.

W końcu stanęli przed wielkimi drewnianymi drzwiami. Prowadzący ich sługa zamienił parę słów ze strażnikiem przed drzwiami i po chwile zostali głośno zapowiedzeni. Wolnym krokiem wkroczyli do środka pomieszczenia.
Sala jadalna była ogromna. Wysoka na pięć metrów i bardzo szeroka mogła spokojnie pomieścić dwieście osób. Na ścianach widniały bogato zdobione gobeliny, a z prawej strony przez kunsztownie wykonane okna do środka wpadały promienie słoneczne zapewniające bardzo dobrą widoczność.

Po obu bokach pod ścianami byli ustawieni uzbrojeni żołnierze stojący w milczeniu zwróceni w stronę sali. Lordowi wyraźnie zależało na zachowaniu spokoju podczas negocjacji albo po prostu chciał jednoznacznie wskazać kto dyktuje tutaj warunki.

Mimo swojej wielkości aktualnie w sali zostały ustawione tylko i wyłącznie trzy rzędy stołów.

Przy pierwszym ustawionym po środku zasiadał sam lord Thomas Waynear wraz ze swoimi doradcami. Były czasy, kiedy mówiło się o tym, iż władca jest jednym z najsilniejszych wojowników w kraju, jednak lata spędzone w zamku sprawiły, że już dawno wypadł ze swojej optymalnej formy. Lord Thomas był tłustym, łysiejącym mężczyzną około pięćdziesiątki, który wyraźnie kochał drogie stroje i kosztowną biżuterię. Uwagę zwracało natomiast jego spojrzenie - ciemne bystre oczy w milczeniu obserwowały i oceniały wchodzącą grupkę osób.

Pozostały rzędy były ustawione prostopadle do tych zajętych przez władcę zamku, odpowiednio po jego lewej i po prawej stronie. Ambasadorzy Cailana zajęli wolny rząd od strony okna i stanęli za przyszykowanymi krzesłami.
Na przeciwko ich przy swoich miejscach stali emisariusze wysłani przez Loghaina wraz ze swoją obstawą. Samych ambasadorów było tylko i wyłącznie dwóch. Pierwszy z nich był łysym i wysokim mężczyzną, o bardzo chudej twarzy i spiczastym nosie, który nie odrywał wzroku od posłańców Cailana i uśmiechał się drwiąco. Drugim natomiast była młoda kobieta, o swobodnie rozpuszczonych blond włosach i jasnych oczach, która w przeciwieństwie do swojego towarzysza nie zwracała większej uwagi na swoich przeciwników.

W końcu Lord Waynear przerwał nerwową ciszę i zabrał głos.
- Witajcie moi drodzy goście! - Powiedział wstając ze swojego miejsca - Mam nadzieję, że wasza podróż przebiegła bez żadnych przykrych niespodzianek! Daruję sobie dalszy wstęp, gdyż wszyscy wiemy, w jakim celu się dzisiaj tu zebraliśmy i jako człowiek interesu nie zamierzam tracić czasu na czcze gadaniny - Machnął ręką - Każdy z nas wie czego chcą ode mnie wasi władcy, jednak to nie to jest temat dzisiejszego spotkania. Mnie interesuje Cailan i Loghain są w stanie zaproponować MI. Nie interesują mnie czcze obietnice i chcę wiedzieć co będę miał z współpracy z wami, gdyż wspierając kogokolwiek w razie porażki biorę na siebie bardzo duże ryzyko. - Lord zmierzył wzrokiem wszystkich zgromadzonych - Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, usiądźmy proszę. PRZYNIEŚĆ WINA! - Krzyknął i usiadł, a za nim podobnie uczynili wszyscy zebrani.

W ciągu paru chwil każdy ze zgromadzonych miał przed sobą pełny kielich wina.

- No więc... Zaczynajmy - Powiedział Lord Thomas Waynear i zwrócił swoje spojrzenie w kierunku ambasadorów króla Cailana wyraźnie udzielając im głosu.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline