Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2016, 22:55   #5
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bycie gościem “Czerwonej latarni” bez wątpienia miało swoje plusy. Jak Variel wkrótce się przekonał, nie tylko jedzenie było tu lepsze niż w innych przybytkach, ale i panny w “Latarni” pracujące, różniły się w sposób znaczny od tych, spotykanych w mniej prestiżowych burdelach. Nie dość, że każda z nich urodą przyćmiewała poprzednią, to i porozmawiać się z nimi dało na tematy wszelakie, a gdy rozmowy dobiegły końca, spokojnym mógł być szczęśliwiec oddający się w ich zręczne dłonie. Nie mogło być mowy o braku satysfakcji, pojęcie to bowiem najwyraźniej nie istniało pod dachem “Latarni”. Także obsługa, ta która nie miała wiele wspólnego z uciechami łoża, była tu na najwyższym poziomie. Każda jego zachcianka była spełniana natychmiast, gdy zaś czekać musiał nieco dłużej, pojawiał się ktoś, kto mu ów czas był gotów umilić. Czy to w dzień, czy też w nocy, klient był tu panem. Nie powinno to jednakże dziwić biorąc pod uwagę ceny. Tymi zaś Variel przejmować się nie musiał, grzechem zatem było by z owej hojności nie skorzystać w pełni.

Kilka razy miał on okazję spotkać swych nowych towarzyszy. Kysr zwykle otoczony był wianuszkiem dziewcząt, siedząc przy jednym ze stołów do gry i doprowadzając do szału swych przeciwników. Villas zaś był jego całkowitym przeciwieństwem. Fakt, jego też ujrzeć można było w towarzystwie jednej czy dwóch panien, jednak już na pierwszy rzut oka widać było, że tym co go w nich interesuje jest umysł, a nie ciało. Cóż, nie każdego pociągały ponętne, niemalże nagie ciała. Może miał on inne zainteresowania? W końcu te bardziej specyficzne zachcianki, spełniano za zamkniętymi drzwiami lub, jak udało się mu usłyszeć, w słynnych podziemiach “Latarni”.

Wszystko co dobre musi kiedyś się skończyć. Czas spędzony w luksusowym otoczeniu, wśród chętnych panien i dobrego jedzenia, nie mógł trwać wiecznie. Czekało zadanie, którego Variel się podjął, a które mogło okazać się kęsem zbyt dużym by półelf mógł go przełknąć. O tym jednak, czy ta wyprawa okaże się taką właśnie, z której żywym się nie wraca, czy też przebiec miała bez większych problemów, miał się dopiero przekonać. Póki co czekała na niego drużyna, której częścią się stał z własnej woli.

Jak zostało obiecane, wszystko było gotowe na czas. Konie czekały wypoczęte, zarówno te, które nieść miały jeźdźców, jak i te, które na swych grzbietach miały przewozić zapasy. Łącznie było ich osiem, wliczając w to wierzchowca Variela.
Wraz z nastaniem świtu cała grupa zebrała się na dziedzińcu “Latarni”. Jako, że wszystko zostało omówione wcześniej, zostało pożegnać się z Sertus’em, który życzył im powodzenia, po czym ruszyć.

Tak też się stało. W glorii wstającego słońca, drużyna opuściła Bedrak i udała się na spotkanie losu. Pierwszy jechał Kysr na swym gniadym ogierze, zaraz jednak, gdy tylko mury miasta znalazły się za ich plecami, wystrzelił on do przodu, po chwili znikając im z oczu. Następny jechał Villas, dosiadając czarnego niczym noc, wierzchowca. W pełnej zbroi, mężczyzna ów prezentował się nader okazale, sprawiając wrażenie człowieka, który jest w stanie wytrzymać każdy atak, a następnie jednym machnięciem miecz, zmieść z powierzchni Zaris wszystkich tych, którzy odważą się stanąć mu na drodze.
Za nim podążała kapłanka na białej niczym śnieg klaczy, obok której statecznym krokiem stąpał srokacz niosący na sobie otuloną w płaszcz z kapturem, demonicę. Lady Amarel została powierzona piecza nad jednym z jucznych koni, dwoma pozostałymi miał się zajmować Variel, przynajmniej w trakcie drogi. Ich pierwszy przystanek planowany był na porę obiadową. Wedle słów Villas’a miała nim być przydrożna karczma, nieco oddalona od głównych traktów, przez co uznana za względnie bezpieczną.


Jak się po paru godzinach okazało, karczma o której wojownik wspomniał, znajdowała się przy wiosce rybackiej, położonej nad niewielką rzeką, która z pewnością większego znaczenia nie miała. Na ich spotkanie wyszedł Kysr, wyglądając na zadowolonego człowieka.
- Pewnie ograł jakiegoś biednego wieśniaka - skomentowała ów widok kapłanka, uśmiechając się do podchodzącego do nich młodzieńca.
Ich przybycie wywołało pewne poruszenie wśród wieśniaków, jednak widać było, że nieufność była w nich silniejsza niż ciekawość, bowiem nie zbliżali się do karczmy. Mogło także chodzić o coś innego, jednak jeżeli nawet, to Variel nie znał owych okolic na tyle, by znać historię tego miejsca.
- Jadło takie jak mówili - oświadczył w międzyczasie Kysr, na pytanie Villas’a o jakość czekającego na nich posiłku. - Zjeść się da ale cudami bym tego nie nazwał.
- Nie marnujmy więc czasu, do wieczora musimy dotrzeć najdalej jak się da - zdecydował wojownik, zsiadając z ogiera i kierując się ku kapłance by pomóc jej zsiąść. - Varielu, przejmij Osterię, a ja zaprowadzę zwierzęta do stajni - dorzucił, pomagając także dziewczynę w zejściu z grzbietu łaciatego.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline