Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2016, 23:33   #58
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Wielkie Doliny, północne wzgórza, noc

Dwa stworzenia znieruchomiały. Jeden z napotkanych osobników podniósł rękę w kierunku Zehirli i Dolita, chyba w geście pozdrowienia. Drugi zaraz szarpnął go za ramię, po czym zaczęli się kłócić w nieznanym nikomu z drużyny języku. Przez tę chwilę mogli im się dokładniej przyjrzeć.

Owe stworzenia kolorem skóry i rysami twarzy przypominały gobliny, ale były wzrostu i tężyzny normalnego człowieka. Były ubrane po żołniersku – skórznie i broń. Jeden z nich dzierżył połyskujący sejmitar, drugi miał trzymał… jakąś broń... palną. Muszkiet?

W koncu miecznik fuknął i splunął, a muszkieter odwrócił się po raz kolejny i zamachał. Zawołał w gardłowym wspólnym.
- Witaj… ty! I ty! Podróżnicy mile widziani! Zaprowadzę was do wodza, to przejdziemy do interesów!

Cała reszta ostrożnie zaczęła wyglądać z trawy, nieco zmieszani tym, co się dzieje. Czarodziejka z podniesionym czołem zaczęła iść w stronę, gdzie kierował się nowy 'znajomy', dając innym znak, by szli za nią. Kilkanaście metrów za nimi wlókł się towarzysz przewodnika.

Zbliżyli się do osady. Wokół biegały małe swtory podobne do nich. Półelfka prześledziła w myślach mapę regionu. Mogły to być hobgobliny z pobliskich Gór Giganglickich. Tak blisko Bezentil? Być może dotarli dalej, niż im się zdawało.

Teraz, gdy mieli chwilę na zastanowienie, rzeczywiście: Temperatura spadła. Podmuchy wiatru na tej otwartej przestrzeni smagały niczym lodowate bicze. Wiosna w tych rejonach nie zawitała i możliwe, że nigdy tego nie robiła. Płomienie z ognisk tańczyły dziko, nieustannie podsycane przez dorzucane kawałki drewna. Właśnie dlatego panował tu taki ruch. Ognie musiały płonąć silnie, by nie zgasnąć na porywistym wietrze.

Hobgoblin maszerujący dumnie na przedzie zatrzymał się przed największą chatą, przed którą stasconowało dwóch jemu podobnych. Wymienili kilka zdań w swoim bełkotliwym języku, a następnie cała grupa została wpuszczona do środka.

Wnętrze jednoizbowego domu było pokryte różnymi niepasującymi do siebie skórami. Podłoga, ściany, nawet sufit. Wszystko w skórach. Wiatr tu właściwie nie mał dostępu, było prawie jak w “Gronostaju” jeśli porównać różnicę w komforie po wejściu. Na kilku ciężkich żelaznych stojakach stały lampy olejne, dające ciepłe rozmyte światło. Po jednej stronie pokoju stały skrzynie i półki zapełnione różnościami, na które nikt nie zwrócił większej uwagi. Po drugiej znajdował się wielki kanciaty nieregularny stół, przy którym siedziały trzy hobgobliny na prostych krzesłach, które najwyraźniej właśnie przerwały rozmowę przy posiłku. Na drewnianych talerzach widać było kości i resztki mięsa oraz pieczywa.

Jeden z gospodarzy miał siwiejącą brodę i duże oczy, jego szata wyglądała na ludzką. Jasna koszula i ciemnozielone bryczesy na szelkach. Bardzo dziwne zestawienie. Pozostała dwójka przypominała innych spotkanych na zewnątrz: Proste ubranie, bardziej praktyczne, niż szykowne.

Starszy jegomość powiedział coś cicho do przewodnika, który odpowiedział entuzjastycznie w kilku zdaniach. Dalej 'wódz' przemówił już we wspólnym:
- Vernon mówi, że chcecie handlować, dobrze, handlujmy.
 
Ryder jest offline