Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2016, 07:53   #95
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Wisslagerberg





Ranek zawitał w Weisslagerbergu pianiem koguta, wrzaskiem kobiety i nieustannym chrapaniem nowicjusza Boga Snów. W kilku sypialniach gościnnego domu Voltera, Chłopcy ze Strirlandu mieli się wygodnie i leniwie w pierzastych pieleszach po udanym festwalu. Opici, obżarci, obtańcowani, ze zdartymi od śpiewania gardłami. Prawie wypoczęci, bo po takich baletach również należał się odpoczynek, a na dodatek nic nie zapowiadało, że ucztowanie skończy się na jednym dniu.

Grymaśny Grimm zanudził się w krzorach przy Ogrodzie Morra walcząc nierówny bój z komarami.

Morritz na łące pod Mannsliebem liczył gwiazdy w oczach trzęsącej rytmicznie biustem najmłodszej, dosiadającej go młynarzówny.

Detlef ostatni odszedł od stołu i tylko dlatego, że skończyły się jego ulubione potrawy, a inne wystygły lub straciły urok, aby nie mógł im się nie oprzeć.

Alex w tłumie wieśniaków znalazł się jak pudrowany pączek w maśle. Tyle pochwał, tyle komteplentów, ilu pochlebców w gawiedzi. A nie dosyć, że podróżnik z krasnoludzkim giermkiem był herbowy, to na dodatek za pan brat z Wilkobójcami! Dowiedział się dużo o mieścinie, może nawet za dużo, bo nie o wszystkim ma się ochotę wiedzieć. Że w ruinach aresztu straszy duch Zweikera, który kurwisynem i przechujem. Że U Otta i Anny leją wodę z piwem, acz miód godzien jest każdego wydanego szeląga. Że młynarzówna puszcza się mimo ojca twardej ręki trzymania. Że Ogród Morra nawiedza czarny jak noc kapturnik, zapewne nekromantofil grzebiący w grobach. Że Wagnerowie dosyć mają Weissdrachen i wyglądali ku przenosinom do Talabheim, tylko, że małżonek dał nogę z kochanką i ślad po nim zaginął. Że farma DeFabaga ma niemiłosierny problem ze szczurami.

Aldric z Kasparem, prócz nieco skrzypiącego łoża w sypialni, którą przyszło im dzielić, nie odnotowali żadnych innych nadzwyczajności. Heiner poradzić nic na sprężynę nic nie mógł prócz nie wiercenia się podczas zasynania. Lutzen zaś z podłogi, gdzie na twardych deskach wysypiał się najlepiej od czasu pobytu w gościnie u barona Crutzenbacha, oczy wznosił ku sufitowi, aby Pan Snów pobłogosławił czym prędzej, albo jemu, lub synowi biberhfiańskiego rzeźnika.





Aldric pierwszy obudził się porankem i rozsunąwszy kotary, przeciągając się w oknie, zobaczył ludzi spieszących ku domowi Voltera. Wychynąwszy głowę na zewnątrz popatrzył na rezydencję gospodarza i zobaczył gromadzącą się tam gawiedź miejscowych. Ich głosy rychło obudziły resztę wychodzących z sypialni Wilkobójców, a że walczyć z ciekawością nie mieli zamiaru, to pchani jej natarczywością szybciutko oporządzili się i przybieżeli do domu Voltera. Nieopodal wejścia zgięta w pół wymiotowała nieszczęśnie młoda służka.

- Okropnie! – mamrotała wypluwając z ust zalegające resztki z trzewi. – Tam jest po prostu Okropnie…

Drzwi broniło kilku rosłych mężczyzn przed gromadą starających się zajrzeć do środka podekscytowanych gapiów. Nawet bohaterów ani myśleli wpuszczać, aż dopiero przykuśtykał o kuli z grymasem wysiłku na spoconej twarzy Szeryf Ernst.

- Przepuście Wilkobójców. Teraz przyda mi się każda pomoc, jaką bogowie mi zesłać raczą. – westchnął.

Poprowadzeni korytarzami przez spowitą półmrokiem rezydencję dotarli do komnaty, do której przez ciężkie kotary w oknach nie wpadało prawie wcale światło poranka. Powietrze był ciężkie i słodkawe od niewietrzonego zaduchu. W gabinecie zebrali się już debatując męscy przedstawiciele Rady Starszych. Stali przejęci koło wielkiego dębowego biurka, na którym zalegały szklane flakony, pękate spiralne i cylindryczne, dźwignie, zębatki oraz przeróżne inne przybory, żelastwa i instrumenta rodem z pracowni uniwersyteckiej, czy też alchemicznej tudzież inżynieryjnej.

- Zawsze przeczuwałem, że paktował z demonami. – szepnął Bartfelt.
- Był szurnięty. – mruknął Bolster.

Pracownia, zważywszy na twórczy rozpiździaj, nie mogła być sprzątana przez nikogo innego niż jej właściciela. W ciężkim drewnianym fotelu, pod wysokim na półtorej stopy, szklanym cylindrem oznaczonym cyframi, wypełnionym przezroczystą cieczą zatrzymaną poziomem na kresce z cyfrą dwanaście, siedział z rozdartą białą koszulą Herr Volter. Głowa dobrodzieja opadała lekko na bok z niewidzącymi, zgaszonymi oczami, a z ust i nosa strugi krwi plamiły ubranie, bezwładne ciało. Pierś mężczyzny pokrywały tatuaże, które po przyjrzeniu się były mapą Weissdrachen z licznymi napisami w reikspielu.

- Śmierć wisi nad głowami tych, którzy nie chcieli lekarza – podwójna choroba ich spotka nim woda upłynie, a jedyna nadzieja spoczywa w idiocie. - przeczytał głośno i wyraźnie Bolster pochylny nad ciałem.

- Podwójna choroba? – sapnął Ernest Pfulger. – Co chciał przez to powiedzieć? Jedyna nadzieja spoczywa w idiocie? Sądzicie, że chodzi o Freda? – obrócił się rzucając pytanie do wszystkich i nikogo konkretnego. - Czyż Fred nie asystował Volterowi w zeszłym roku?

- Ano tak, czasu dużo z nim spędzał. – pokiwał głową Bartfelt. – Zwołajcie chłopaka Turbinów czym prędzej.

- Co o tym wszystkim wie Magdalena? – zapytał Bolster.

- Kiedy ją znajdziemy, to ci powiemy. – spanął Pfulger. – Nikt nie wiedział jej od wczorajszego festiwalu…

- A co ze służbą? – Barftlef poniósł głos.

- Wszyscy spali w swoich kwaterach. – odrzekł Pfluger.

- Co nasz nowy szeryf zamierza? – zapytał Bolster.

Ernest wzruszył ramionami, jakby to była oczywistość.

- Musimy odkryć z jakiego powodu popełnił samobójstwo.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 04-07-2016 o 07:58.
Campo Viejo jest offline