Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2016, 00:10   #91
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jechali we względnym milczeniu.

Arno nie mógł sobie darować nierozwiązanej w Hergig sprawy. Owszem, nie zajmował się śledztwami od dłuższego czasu, konkretnie od trzech lat, ale to nie usprawiedliwia zachowywania się jak cholerny amator. A tak właśnie prowadzili to dochodzenie. Jak amatorzy.

Dlatego mijając kolejne drzewa i spode łba wypatrując pozostawionych im znaków bawił się nożykiem w znalezionym na poboczu grubszym drewnie. Prace związane z metalem i drewnem zawsze go uspokajały. Lubił je do tego stopnia, iż czasem nawet wyobrażał sobie co będzie po tym, gdy skończy karierę najemnika.

Widział już własny budynek. Będzie musiał być duży, żeby pomieścić kuźnię i warsztat stolarski.
Wtedy wszystkie wyroby wychodzące spod jego ręki będą zupełnie inne niż powszechnie spotykane. Będą funkcjonalne i piękne. Raz zdobienia byłyby bogate, innym razem ubogie. Przedmioty drewniane z metalowymi wykończeniami oraz metalowe przedmioty z drewnianymi akcentami. Miecze równie dobrze mogące wisieć na ścianie jako element dekoracyjny, służyć jako broń ceremonialna, a także spełnić swoje zadanie w prawdziwej walce.

Zawsze miał smykałkę artystyczną w kierunku rzeźby. Nigdy jednak nie zajął się tym na poważnie, podobnie jak obróbką skór, zaś te dwie umiejętności przydadzą mu się, gdy otworzy zakład.

Wypatrywanie znaków nie było trudne, więc jeszcze przed zmrokiem byli w Weisslagerbergu.


Wyrzeźbionego, maleńkiego ptaszka schował do plecaka i razem z Alexem podążyli w kierunku źródła dźwięku stanowiącego, jak Hammerfista nie myliły uszy, zabawę.
Przynajmniej napić się można.

Tego właśnie khazad poszukiwał przy stole. Pierwszą i drugą szklanicę wina wypił niemal duszkiem. Dopiero z trzecą usiadł przy stole przypominając sobie, iż dzisiaj jeszcze niczego nie jadł. Błyskawicznie pochłonął pęto pieczonej kiełbasy z kilkoma pajdami chleba z osolonym smalcem. Dawno jadł takie skwarki. Zakąsił ogórkami tak dobrze ukiszonymi, że wykrzywiało facjatę.
Rzucił coś przy stole między kolejnymi dolewkami trunku, by nie wyjść na mruka i gbura, lecz głównym zajęciem nadal było jedzenie, picie oraz słuchanie.

Problemem miał być cmentarz i ruiny, w których jakoby to miało straszyć, lecz khazad nieszczególnie pokładał wiarę w te pogłoski. Kiedy tylko zaspokoił głód oraz pragnienie, ruszył na pierwsze z dwóch problematycznych miejsc.
Przed wejściem do Ogrodów Morra poprawił broń, tak na wszelki wypadek. Nie była potrzebna. Chodził powoli między grobami szukając czegokolwiek, co mogłoby odbiegać od normy, ale nie znalazł niczego pomimo wzroku nie ograniczającego widzenie w ciemności.

Postanowił przeszukać okolice cmentarza. Z podobnym skutkiem. Ruiny również nie przyniosły żadnych odpowiedzi.

- Pierdolenie - burknął Hammerfist opuszczając szczątki. Gdyby ktoś pytał go o zdanie, to powiedziałby, że jeden sobie coś uroił, a reszta idiotę popiera.

Niemniej łukiem wrócił w okolice Ogrodów. Zamierzał poszukać jakiegoś dobrego miejsca na ukrycie się i obserwowanie przez jakiś czas. Miał zamiar siedzieć w ukryciu nawet kilka godzin, żeby upewnić się czy rzeczywiście to tylko urojenia. Jednakże każde szaleństwo miało swoją granicę. Musiał się również choć trochę przespać, by móc z trzeźwym umysłem wrócić tu razem z towarzyszami.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-06-2016, 12:16   #92
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Uczta dla bohaterów.
Było to dość niespodziewane, ale (Kaspar nie zamierzał zaprzeczać) całkiem miłe. On sam nie zamierzał wykręcać się od udziału w uroczystości i to nie tylko z powodu okazji do darmowego domowego jedzenia. Skoro była nadzieja, że zostaną tu parę dni, by podreperować nadszarpnięte podczas spotkania z wilkami zdrowie, to należało z tego skorzystać i nawiązać z mieszkańcami przyjacielskie stosunki.

Opowiedziana przez Moritza historia wzbudziła powszechne zainteresowanie. Złotousty gawędziarz mniej więcej trzymał się faktów, ale (co nawet Kaspar, jak by nie było uczestnik tamtych wydarzeń, musiał przyznać) opowieść snuł nad wyraz ciekawie. I nic dziwnego, że jego słowa spotkały się z powszechnym zainteresowaniem, tudzież głośno wyrażonym aplauzem. No i sprowokowało gospodarzy do podzielenia się swoimi przygodami, tudzież problemami, jakie nawiedzały Wisslagerberg ostatnimi czasy. Dużo tego nie było, ale opowieść o duchach nawiedzających cmentarz czy ruiny strażnicy wywołała ciekawość Kaspara i jego towarzyszy, zaś Grimma sprowokowała do nieprzemyślanych działań.
Ale z upartym krasnoludem Kaspar nie zamierzał dyskutować, dlatego też nawet okiem nie mrugnął, gdy Grimm opuścił bawiące się towarzystwo i wyruszył szukać śladów, jakie pozostawiły duchy. Lub osoby duchy udające, bo i taką możliwość Kaspar wziął pod uwagę.

Odłożywszy sprawy zjaw i strachów na później Kaspar oddał się przyjemnościom stołu i dyskusji.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2016, 22:48   #93
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Kiedy Moritz wraz z całym pochodem zawitał w Weisslagerbergu odnióśł niepohamowane wrażenie, że zrobiło się jakby tłoczno. Czeladnik widział jakieś poczerniałe ruiny, przytulną tawernę, całkiem okazały bank oraz tamtejsze posiadłości i domostwa. Wagner zdawał się urosnąć niczym gigant kiedy Magdalena krzyczała o bohaterskich czynach jego i pozostałych Stirlandczyków. Tłum się radował, a były gawędziarz nie mógł sobie odmówić kilku uprzejmych uśmiechów w kierunku co piękniejszych panienek. Kiedy Volter poprosił rannych do swojej rezydencji okazało się, że potrafi on opatrywać rany. Zajął się najpierw nowym stróżem prawa, aby zaraz potem przejść do ran Wagnera.

- Wiesz, mieszka u nas rodzina Wagnerów. Krewni to może twoi Herr Moritz?

- Niestety nie, chociaż zapewne mili to ludzie jak wszyscy Wagnerowie. - powiedział z przyjemnym uśmiechem Moritz. - Dziękuję za opatrzenie rany. Robota pierwsza klasa. Daleko mi do takiej wprawy. - dodał czeladnik podziwiając robotę gospodarza.

- Ależ proszę bardzo. Drobiazg. - uśmiechnął się Volter dobrodusznie.

Opatrywanie bolało, ale jak tu nie zgrywać twardziela kiedy Magda była tuż obok? Wagner bez problemu zniósł ból pamiętając, że nie z takich ran wychodził obronną ręką. Rozmowa między Magdą, a dobrym gospodarzem przykuła uwagę Moritza czego chłopak nie dał po sobie poznać. Ostatni stróż prawa zniknął pięć lat temu? Ciekawe. Każde zaginięcie może wymagać śledztwa, któremu sam szeryf mógłby nie sprostać. Czasem potrzeba się zwrócić do fachowców takich jak Stirlandczycy. Chociaż ich ostatnie zlecenie nie świadczyło najlepiej o ich renomie...

Ekipa nie dość, że załapała się na nocleg to jeszcze została honorowymi gośćmi na festynie upamiętniającym założenie Wisslagerberg. Wagnerowi aż ciekła ślinka, a na język cisnęły się nie przypominane od dawna opowieści. Dusza gawędziarza, której nie potrafił się pozbyć ożyła, a jej nosiciel czuł, że nie tak łatwo będzie ją stłamsić.


Na szczycie wzgórza, przy marmurowym stole podróżnicy zostali przedstawieni starszyźnie, nieopodal której zajęli też miejsca. Stoły pełne były niesamowitych potraw i napitków, które były marzeniem każdego doświadczonego obieżyświata. Taka przerwa od podróży jak ta była zesłaniem niebios, za który - kto jak kto - ale Moritz gorliwie dziękował. Mógł się napić, porozmawiać z innymi ludźmi i pobawić z chętnymi dziewkami.


Kiedy Volter wznosił toast Wagner niemal się zarumienił. Wiedział, że zrobili dla Magdy wiele, ale jakoś nie przywykł do przesadnego chwalenia. Tutejszy gospodarz był przeciwieństwem świętej pamięci Herr Heintza, który pochwałami nie rzucał niemal wcale. Kiedy kapelusze poszybował w górę i Volter zaczął przedstawiać kolejnych ludzi Wagner nie mógł nie popisać się wyuczoną etykietą oraz wysoce postawioną kulturą osobistą. Był on na tyle taktowny aby nie przesadzać, ale dać rozmówcy poczucie, że rzeczywiście go słuchał i był zainteresowany całym festiwalem i jego gośćmi.

Jedna rzecz która rzuciła się Moritzowi w oko i ucho to zaginięcie Herr Wagnera - małżonka Pani Elizy Wagner. Kolejne zaginięcie, które - mimo iż wydarzyło się lata po ostatnim - budziło żywe zainteresowanie wśród wszystkich obecnych. Czeladnikowi żal było kobiety, ale nie mógł nie zauważyć powtarzającego się wypadku jakim było zaginięcie. Z rozmyślań wybiła go gorliwa modlitwa Voltera. Ciekawe ile jeszcze tajemnic kryła ta okolica? Być może uda mu się tego dowiedzieć, ale to dopiero po festiwalu...


Konwersacje przy stole należały do dość wyszukanych. Śmierć starego młynarza, zaraza oraz dzwoneczki alarmujące o pochowanym żywcem człowieku. Festyn miał zostać ogłoszony wesołym, ale to zaraz po rozmowie która miała się odbyć. Zanim jednak ta nastąpiła Moritz musiał podjąć rękawicę i opowiedzieć coś ciekawego.

- Oczywiście nie damy się prosić i jeżeli koledzy pozwolą opowiem zebranym jakąś ciekawą anegdotkę z naszych licznych przygód. - odpowiedział były gawędziarz z błyskiem w oku.

Wagner nie miał na myśli jakiejkolwiek opowieści, którą można by powiązać z nimi. Co prawda była to ich przygoda, ale tak przerobiona i ubarwiona, że nikt nigdy by się nie połapał. W sumie miał ich cały wachlarz, ale na takiej uroczystości chciałby zabłysnąć czymś prostym i z jasnym przekazem. Czymś jak ratowanie z opresji biednego, porwanego dziecka…

Opowieść przypadła do gustu wszystkim przy stole. Nawet skupiony najbardziej na jedzeniu Bolster zawiesił widelec z nadzianym ziemniakiem owiniętym w plaster boczku, w połowie drogi do ust, gdy Wagner opisywał walkę z porywaczami w tajemniczym domu.

- Niesamowita przygoda. - zauważył Volter przeżuwszy kęsa wołowiny w śliwkach. - A jakie losy dalsze były owego dziecka, no i jakże… - upił wina… - niebanalnego detektywa?

- Chłopiec żyje szczęśliwie po dziś dzień chociaż nie mieliśmy okazji go odwiedzić. - powiedział Wagner z uśmiechem. - Pan detektyw natomiast, jak zawsze tajemniczy, zniknął. Sam chciałbym go jeszcze kiedyś spotkać… Może teraz ktoś z was, moi mili, opowie nam jakąś lokalną legendę czy historyjkę? - zapytał Moritz ciekawy.

W tym czasie Eliza Wagnerowa wybuchnąwszy tłumionym płaczem natychmiast wstała od stołu.
- Przepraszam. - szlochając szybko oddaliła się.

Bolster i Pfulger posłali rozeźlone spojrzenia w kierunku Morryty, z którym kobieta przed chwilą konwersowała.

- Biedaczka. - westchnęła Klara Bolsterowa. - Jakież u nas legendy? Chyba najweselsze są anegdoty wynalazków Herr Voltera. - uśmiechnęła się.

- Pamiętam, jak zeszłego roku pewna szopa uczyła się latać. - wybuchnął śmiechem jej mąż.

- Tak, cóż, eksperymenty z natury swej są nieprzewidywalne czasami. - przytaknął rozweselony Volster. - Ale niektóre służą wspaniale, jak choćby ten słoneczny zegar podarowany Radzie Starszych?

- Nijak ma się zmyślnością do tego, który trzymasz pan w swoim domu. - zauważył Pfulger. - To dopiero urządzenie… Wodny zegar.

Volster uśmiechnął się nieznacznie.
- Praca przy tego typu zainteresowaniach trzyma mnie w doskonałej formie. Inaczej z bezużyteczności byłbym pękł lub zwariował z nudów.

- W Ogrodzie Morra straszy… - wtrąciła Bolsterowa patrząc na nowicjusza Morra. - Szkoda żeś nie kapłan boga umarłych. - westchnęła. - Jeszcze miesiąc czekać trzeba, aż zawita, nie wcześniej, aby egzorcyzma odprawić i porządek zrobić z ruinami aresztu…

- Moja droga, o tematach wesołych mieliśmy traktować. - sapnął Pfulger objedzony nie na żarty rozsiadając się wygodnie.

Bankier wypił już sporo, może nawet za dużo, bo głowa kiwała mu się na boki.
- Pamiętam, gdy za młodu, na polowaniu, ustrzeliłem dorodnego łosia. Oddalonym był od reszty… - popił wina - łowczych i… choć w róg dąłem, to niekt nie przychłodził… A że wilkom ostawiać łosia ani myślałem, tom… - upił z pucharu - ...tom wziął tą sarenkę za kopytkia… Jedna nóżka na jedno ramię… Druga na drugie ramię i... - wypił do dna i zapatrzył się mętnym wzrokiem w tańczących ludzi na festynie.

- Ciekawe te Pańskie eksperymenta. - powiedział z lekkim uśmiechem Wagner do Volstera. - Jak Państwo chcą możemy się przyjrzeć sprawie cmentarza po festynie. - zaproponował Moritz jak zawsze nie zostając obojętnym.

- Musimy, nie możemy. - rzucił nowicjusz Morra popijając łyk wina.

Co do "musimy" Kaspar miał pewne wątpliwości, ale nie sądził, by Detlef ot, tak sobie, odpuścił całą sprawę.
- Zobaczymy, co da się zrobić. - powiedział. - A nuż uda się coś odkryć. - dodał.
I będzie temat na kolejną opowieść, dodał w myślach.

- I było dalej co? - Arno zapytał bankiera podsuwając kolejne piwo i samemu napił się z drugiego kufla.

- Ymmm? - ocknął się zapytany. - A na czym to ja skończyłem?

- Na polowaniu. - przypomniał Khazad.

- Ach tak. Głowa tego dzika do dzisiaj wisi nad mym biurkiem… Przeokazały okaz! - pochwalił się.

- Najlepiej będzie, gdy zostawimy sprawę Ogrodu Morra kapłanowi - zauważył Bolster, na co jego żona pokiwała energicznie głową. - Nikt wam zasług w walce orężem odmówić nie może, lecz ten problem, a mam nadzieję, że tylko plotkę, lepiej zostawić fachowcowi innej dziedziny. Bezpieczniej. - uniósł brwi oczekując aprobaty wszystkich.

- Nie będziemy się pchali między uwięzione na tym świecie dusze zmarłych, oj nie. Jednak skąd pewność, że tu o duchy chodzi, nie o jakiegoś dowcipnisia? Jak się owo nawiedzenie przejawia, i czy w Ogrodach Morra jak i wspomnianych ruinach strażnicy dzieją się te same rzeczy? - spytał Sigmaryta. Może i nie pomogą bezpośrednio w rozwiązaniu sprawy, ale jeśli będzie to wyglądało na robotę człowieka, może wystarczy samo wskazanie takiej możliwość radzie miasteczka.

- Oczywiście na siłę pomagać nie będziemy, ale tak nas ładnie Państwo ugościli, że czuję się wręcz zobowiązany chociaż spróbować wam pomóc - rzucił Wagner.

- Co noc tam straszy? - spytał Kaspar. - Widział kto te duchy czy zjawy? Głosy jakieś dobiegają nocami, czy tez tylko rankiem szkody jakoweś na cmentarzu znaleźć można?

- Ludzie powiadają, że straszy od dawna w ruinach aresztu. Od czasu, gdy go ludzie puścili z dymem lat temu pięciu. - odrzekła Bolsterowa. - Dozorca Ogrodów Morra zaś zarzekał się, że dwa dni temu słyszał straszne jęki i zawodzenie między grobami.

- Ot, wiatr pewnikiem dzwoneczkiem rucha. - sapnął Pfulger. - Ludzka wyobraźnia strachem podlewana różne słyszy dziwa.

- By się dowiedzieć, trzeba zobaczyć. - powiedział Kaspar. - Nie w tej chwili oczywiście. Rankiem trzeba by ślady oglądać. Jeśli to człek jakiś, to pewnie jakieś zostawił. A jeśli nie zostawił, to i tak nie znaczy, że to nie człek, czy inna istota myśląca.

- Dlaczego areszt spłonął?
Być może gospodarze mówili to wcześniej, ale jakoś mu to umknęło.

- Hm… Poprzedni szeryf nie cieszył się miłością mieszkańców. Kiedy zniknął z miasta, to ludziom odwagi przybyło i spalili jego kwaterę z aresztem. - wyjaśnił Bolster.

Równie dobrze ktoś mógł go spalić razem z aresztem, ale cóż... To akurat nie była sprawa Kaspara.
- I te ruiny tak stoją i stoją? - spytał. - Nikomu nie przeszkadzają?

Alex głównie przysłuchiwał się rozmowom. Pytań oczywistych było kilka i jego towarzysze je zadali.
- Obejrzymy ruiny aresztu i cmentarz dokładnie. To najlepszy punkt wyjścia. Co zrobił szeryf, że zasłużył na pogardę?

- Z ludźmi porozmawiać musicie. Nam szeryf w niczym nie uchybiał. Podobno jednak krew zepsuta była. - odrzekł Bolster.

- Udręczone dusze, które pozostały na tym świecie mają jakieś niedokończone sprawy. - nowicjusz wypalił po chwili. - Czegoś poszukują. Szukają zemsty. Szukają odkupienia. Chciałbym chociaż spróbować mu pomóc, w miarę naszych możliwości, a jeżeli nam się nie uda, to rzeczywiście, będzie to zadanie dla waszego kapłana. - Morryta wskazał na Kaspara. - Jednak pewnikiem jest to jakiś kawalarz, albo co gorzej, jakaś gadzina społeczna, używająca świętego ogrodu do swoich niecnych celów. - stół starszyzny ucichł na chwilę, pozwalając Detlefowi dokończyć wino. - Ale dobrze prawicie herr Pfluger, temat ten do rozmowy jest wyjątkowo smutny, zwłaszcza przy tak radosnej okazji. - chłopak wstał i wyciągnął dłoń do frau Bolster. - Pani Klaro, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i pozwoli się zaprosić do tańca?

- Mój drogi, czyżbyś ty się z powołaniem nie minął? - starsza pani wstała od stołu podając pulchną rączkę nalanemu Morrycie.

- Okiem na cmentarz rzucę. Później ruiny zoczę. Wybiera ktoś ze mną się? - zapytał towarzyszy Khazad, a gdyby żaden nie był chętny, to wyruszy sam.

- Teraz? W środku nocy? - spytał zaskoczony nieco Kaspar. - Co niby tam zobaczysz po ciemku? Sam najwyżej jakieś ślady zostawisz.

- Racja, rano poszukamy śladów, teraz już niczego pożytecznego tam nie wskórasz. Odpocznijmy. - Aldric w pełni zgadzał się z Kasparem. Może i Khazad jako jedyny z nich lepiej widział w ciemności, ale na znalezienie śladów największe szanse miał przepatrywacz. Poza tym, nie wiadomo jak tutejsza ludność odebrałaby tak nagłe opuszczenie imprezy przez honorowych gości.


Wagner miał już dość rozmów i jedzenia, którego kosztował niemal przesadnie. Miał już swoje w głowie dlatego jego zwykła odwaga nabrała niebotycznych rozmiarów. Przystojny czeladnik mający w okolicy sławę bohatera nie wahał się przed podejściem do najładniejszej dziewczyny jaką wypatrzył na festynie. Helga była drobną, delikatną białogłową z żywymi zielonymi oczami i długimi, rudymi włosami. Sukienka jaką nosiła była prosta, w kwiecisty wzór. Dziewczyna była nieco zaskoczona chociaż świadoma swojej urody i kilku młodych adoratorów.


Moritz bawił się, śmiał, tańczył i cieszył coraz mniej sięgając do kielicha. Chciał pamiętać ten wieczór i nie upić się aby nie zrobić niczego głupiego. Marzył aby ta dziewczyna zapamiętała go dobrze i nie pluła sobie w twarz za kilka miesięcy po wspólnie spędzonej nocy. Bohaterowie odprowadzali do domu, całowali w czoło i komplementowali, a nie zostawiali z problemem i krągłym brzuchem. Festiwal jednak dopiero się zaczął, a Moritz nie miał zamiaru zabierać się za cokolwiek wcześniej niż po jego zakończeniu.
 
Lechu jest offline  
Stary 30-06-2016, 12:35   #94
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Wisslagerberg


Korzystając z chwili, kiedy to Mortiz żywo gestykulując opowiadał swoją historię Detlef cicho zagadał do siedzącej po jego pracy panny Elizy.

- Frau Wagner, pani wybaczy moją ciekawość, ale czy wiadomo coś więcej czemu pani małżonek zniknął? - Detlef wytrzymał wzrok Elizy i kontynuował jakby odpowiadając na jej pytanie, które zawisło pomiędzy gwarem zebrania. - Chciałbym pomóc. Historia zmarłego Hlava zainteresowała mnie niepomiernie i chciałbym wierzyć, że herr doktor szuka przyczyny swojego niedopatrzenia. Będąc zupełnie szczerym, coś co jest martwe powinno zostać martwe i nikt mi nie wmówi, że pani małżonek się pomylił.

- Pan myśli? Hm... Ja doprawdy nie wiem dlaczego go nie ma, ale serce podpowiada mi najgorsze... - pociągnęła nosem wysuwającego się z nosa smarka. - Myśli pan, że tera, po pięciu latach? On dawno pogodził się z tą złą diagnozą - oczy napłynęły łzami, usta drgały gotowe do wybuchu rzewnego płaczu. Siedzący przy stole znamienici goście zaczęli zatroskani przyglądać się jej i zdecydowanie mniej przychylnie nowicjuszowi.

- Głupotą się wykazałem, przepraszam panią najmocniej. Brak mi wyczucia. Całym sercem jestem z panią i głęboko wierzę, że pani mąż się znajdzie. Porozmawiam z moimi kompanami i znajdziemy herr Wagnera - nowicjusz podniósł kielich i uderzył nim delikatnie w puchar kobiety. - Jego zdrowie.

Kobieta leciutko skinęła głową oddając toast, po czym wstała opuszczając stół starszyzny. Najwyraźniej opuściła ją wszelka nadzieja. Gdyby wiedziała jakie dobrodziejstwa czekają na wszystkich w Ogrodach Morra to wiedziałaby, iż jej mąż może być uważany za szczęśliwca, a ona sama powinna aktywnie uczestniczyć w uroczystościach. Morryta wrócił do biernego wsłuchiwania się w końcówkę opowieści Moritza.


- Moim powołaniem jest posługa ku czci Morra, ale taniec również należy do moich obowiązków. Szczególnie, gdy tak piękne kobiety siedzą bezczynnie – nowicjusz ukłonił się przed panną Bolster.

- Słodkie słówka daleko cię zaprowadzą Detlefie – odpowiedziała Klara i wspólnie rzucili się w wir muzyki.

Przez kilka chwil byli najbardziej roztańczoną parą na parkiecie, przyciągając wszystkie oczy i gromkie oklaski. Niestety, zarówno wiek Klary, jak i dodatkowe kilogramy Detlefa nie pozwoliły im na dłuższą zabawę. Obydwoje po kilku minutach wrócili do stołu, obydwoje równo zdyszani, a Morryta jakby nieco bardziej spocony. Nowicjusz czym prędzej począł chłeptać wino z kielicha, a frau Bolster chwyciła kapelusz męża używając go w roli prostego wachlarza.

- Jeszcze kilka takich tańców i moja żona umrze z wycieńczenia – rzucił herr Bolster patrząc krzywo na dyszącego Morryte. – Oby tak dalej! – stół zaczął głośno rechotać rozbawiony żartem.

Atmosfera nieco się rozluźniła, wraz z alkoholem, który coraz częściej dochodził na stół. Luden bardziej skupił się na wyszukanym jadle, którego waga wyginała stół, a na to nie wolno pozwolić. Kiełbasy, kasze, grzyby, warzywa wszelkiej maści i owoce w roli przekąski lądowały pośrednio na talerzu, a bezpośrednio w ustach Morryty. Dzisiejszej nocy nie mógł się powstrzymać. Jego żołądek przypominał próżnie, którą wypełnić mogły jedynie niezliczone ilości jedzenia. Nieszczęśliwie jego talerz bywał pusty jedynie na te kilka chwil, gdy to nowicjusz odchodził tańczyć, po czym wracał do pełnych naczyń, a koło obżarstwa kręciło się dalej. Poranek będzie bardzo męczący.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 04-07-2016, 07:53   #95
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Wisslagerberg





Ranek zawitał w Weisslagerbergu pianiem koguta, wrzaskiem kobiety i nieustannym chrapaniem nowicjusza Boga Snów. W kilku sypialniach gościnnego domu Voltera, Chłopcy ze Strirlandu mieli się wygodnie i leniwie w pierzastych pieleszach po udanym festwalu. Opici, obżarci, obtańcowani, ze zdartymi od śpiewania gardłami. Prawie wypoczęci, bo po takich baletach również należał się odpoczynek, a na dodatek nic nie zapowiadało, że ucztowanie skończy się na jednym dniu.

Grymaśny Grimm zanudził się w krzorach przy Ogrodzie Morra walcząc nierówny bój z komarami.

Morritz na łące pod Mannsliebem liczył gwiazdy w oczach trzęsącej rytmicznie biustem najmłodszej, dosiadającej go młynarzówny.

Detlef ostatni odszedł od stołu i tylko dlatego, że skończyły się jego ulubione potrawy, a inne wystygły lub straciły urok, aby nie mógł im się nie oprzeć.

Alex w tłumie wieśniaków znalazł się jak pudrowany pączek w maśle. Tyle pochwał, tyle komteplentów, ilu pochlebców w gawiedzi. A nie dosyć, że podróżnik z krasnoludzkim giermkiem był herbowy, to na dodatek za pan brat z Wilkobójcami! Dowiedział się dużo o mieścinie, może nawet za dużo, bo nie o wszystkim ma się ochotę wiedzieć. Że w ruinach aresztu straszy duch Zweikera, który kurwisynem i przechujem. Że U Otta i Anny leją wodę z piwem, acz miód godzien jest każdego wydanego szeląga. Że młynarzówna puszcza się mimo ojca twardej ręki trzymania. Że Ogród Morra nawiedza czarny jak noc kapturnik, zapewne nekromantofil grzebiący w grobach. Że Wagnerowie dosyć mają Weissdrachen i wyglądali ku przenosinom do Talabheim, tylko, że małżonek dał nogę z kochanką i ślad po nim zaginął. Że farma DeFabaga ma niemiłosierny problem ze szczurami.

Aldric z Kasparem, prócz nieco skrzypiącego łoża w sypialni, którą przyszło im dzielić, nie odnotowali żadnych innych nadzwyczajności. Heiner poradzić nic na sprężynę nic nie mógł prócz nie wiercenia się podczas zasynania. Lutzen zaś z podłogi, gdzie na twardych deskach wysypiał się najlepiej od czasu pobytu w gościnie u barona Crutzenbacha, oczy wznosił ku sufitowi, aby Pan Snów pobłogosławił czym prędzej, albo jemu, lub synowi biberhfiańskiego rzeźnika.





Aldric pierwszy obudził się porankem i rozsunąwszy kotary, przeciągając się w oknie, zobaczył ludzi spieszących ku domowi Voltera. Wychynąwszy głowę na zewnątrz popatrzył na rezydencję gospodarza i zobaczył gromadzącą się tam gawiedź miejscowych. Ich głosy rychło obudziły resztę wychodzących z sypialni Wilkobójców, a że walczyć z ciekawością nie mieli zamiaru, to pchani jej natarczywością szybciutko oporządzili się i przybieżeli do domu Voltera. Nieopodal wejścia zgięta w pół wymiotowała nieszczęśnie młoda służka.

- Okropnie! – mamrotała wypluwając z ust zalegające resztki z trzewi. – Tam jest po prostu Okropnie…

Drzwi broniło kilku rosłych mężczyzn przed gromadą starających się zajrzeć do środka podekscytowanych gapiów. Nawet bohaterów ani myśleli wpuszczać, aż dopiero przykuśtykał o kuli z grymasem wysiłku na spoconej twarzy Szeryf Ernst.

- Przepuście Wilkobójców. Teraz przyda mi się każda pomoc, jaką bogowie mi zesłać raczą. – westchnął.

Poprowadzeni korytarzami przez spowitą półmrokiem rezydencję dotarli do komnaty, do której przez ciężkie kotary w oknach nie wpadało prawie wcale światło poranka. Powietrze był ciężkie i słodkawe od niewietrzonego zaduchu. W gabinecie zebrali się już debatując męscy przedstawiciele Rady Starszych. Stali przejęci koło wielkiego dębowego biurka, na którym zalegały szklane flakony, pękate spiralne i cylindryczne, dźwignie, zębatki oraz przeróżne inne przybory, żelastwa i instrumenta rodem z pracowni uniwersyteckiej, czy też alchemicznej tudzież inżynieryjnej.

- Zawsze przeczuwałem, że paktował z demonami. – szepnął Bartfelt.
- Był szurnięty. – mruknął Bolster.

Pracownia, zważywszy na twórczy rozpiździaj, nie mogła być sprzątana przez nikogo innego niż jej właściciela. W ciężkim drewnianym fotelu, pod wysokim na półtorej stopy, szklanym cylindrem oznaczonym cyframi, wypełnionym przezroczystą cieczą zatrzymaną poziomem na kresce z cyfrą dwanaście, siedział z rozdartą białą koszulą Herr Volter. Głowa dobrodzieja opadała lekko na bok z niewidzącymi, zgaszonymi oczami, a z ust i nosa strugi krwi plamiły ubranie, bezwładne ciało. Pierś mężczyzny pokrywały tatuaże, które po przyjrzeniu się były mapą Weissdrachen z licznymi napisami w reikspielu.

- Śmierć wisi nad głowami tych, którzy nie chcieli lekarza – podwójna choroba ich spotka nim woda upłynie, a jedyna nadzieja spoczywa w idiocie. - przeczytał głośno i wyraźnie Bolster pochylny nad ciałem.

- Podwójna choroba? – sapnął Ernest Pfulger. – Co chciał przez to powiedzieć? Jedyna nadzieja spoczywa w idiocie? Sądzicie, że chodzi o Freda? – obrócił się rzucając pytanie do wszystkich i nikogo konkretnego. - Czyż Fred nie asystował Volterowi w zeszłym roku?

- Ano tak, czasu dużo z nim spędzał. – pokiwał głową Bartfelt. – Zwołajcie chłopaka Turbinów czym prędzej.

- Co o tym wszystkim wie Magdalena? – zapytał Bolster.

- Kiedy ją znajdziemy, to ci powiemy. – spanął Pfulger. – Nikt nie wiedział jej od wczorajszego festiwalu…

- A co ze służbą? – Barftlef poniósł głos.

- Wszyscy spali w swoich kwaterach. – odrzekł Pfluger.

- Co nasz nowy szeryf zamierza? – zapytał Bolster.

Ernest wzruszył ramionami, jakby to była oczywistość.

- Musimy odkryć z jakiego powodu popełnił samobójstwo.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 04-07-2016 o 07:58.
Campo Viejo jest offline  
Stary 10-07-2016, 19:52   #96
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Weisslagerberg
teraźniejszość

Ktoś zapewne rzucił na nich klątwę, gdyż niepojętym było tak często wpadać w tarapaty tylko przez wzgląd na obraną ścieżkę i miejsce nocnego postoju. Tym razem na szczęście nikt z nich nie został obrany za bezpośredni cel, tym okazał się być ich gospodarz. Cóż, był bezpośrednią ofiarą, gdyż to on zginął, jednak jeśli wierzyć wytatuowanej na jego piersiach informacji, ofiar miało być więcej. Możliwe, że i oni, goście honorowi, zostaną do nich zaliczeni, kiedy wodna klepsydra opustoszeje. Więc mieli o tyle szczęścia, że mogą jeszcze próbować odwrócić swój los, co wspomniawszy wyjście z ciała Josta sprzed dwóch czy trzech lat, nie było dla Aldrica sytuacją tragiczną. Jak widać, zawsze może być gorzej, ale i wtedy jest szansa na przetrwanie, o czym świadczyła sama obecność Kaspara wśród żywych.

Sprawa była o tyle dziwna, że ten, który miał zemstę osiągnąć, zginął jako pierwszy, i tak naprawdę to właśnie jego śmierć ową zemstę miała zapoczątkować. Ciężko było mówić o próbie wrobienia Voltera, wszak tatuaż, jak i ogromny szklany słój wykonano nie wczoraj. A i zawiłość zagadek świadczyła o osobie nad wyraz inteligentnej, co również wskazywało na wynalazcę jako podejrzanego numer jeden. Tylko jaki sens ma zemsta zza grobu? Prawdą tu mogła być teoria Hammerfista, o miksturze "rzekomej śmierci", jak ją nazwał w myślach Bauer. W ogóle Grimm wysunął ciekawą i składną tezę, którą jak najbardziej należało brać pod uwagę.

Najgorsze w całej tej sprawie było to, że nie mogli odejść. Jeśli Volter otruł mieszkańców podczas festiwalu, najpewniej i oni byli w niebezpieczeństwie, w końcu jedli i pili przy jednym stole. Muszą więc zagrać w tę nierówną grę, którą przygotował im wynalazca.

A zagadka którą przygotował dla mieszkańców do łatwych nie należała. "Nadzieja w idiocie" znaczyła pewno ni mniej, ni więcej, że w swojej pojemnej pamięci Fred ukrywa, nieświadomie rzecz jasna, miejsce ukrycia antidotum, a wydobyć z niego tę informację można jedynie przy pomocy ukrytego na kartce hasła. To miało sens, ale jak odnaleźć to hasło? Aldric poddał się po kilku minutach wspólnego przyglądania się kartce.

- Nic tu po mnie. Idę na cmentarz, może uda mi się coś znaleźć
- poinformował obecnych.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 11-07-2016 o 16:05.
Baczy jest offline  
Stary 11-07-2016, 00:27   #97
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Należałoby ustalić kto widział nieboszczka jako ostatni, Herr Ernst. - powiedział spokojnie Moritz. - Przydatnym byłaby też wiadomość z kim trzymał się najbliżej. Może ktoś widział kiedyś chociaż ślad tego tatuażu?

- Tak, słusznie. - rzekł Ernst. - Z uwagi na to, żem uziemiony, nikogo tu nie znam, to raczcie mi pomóc w tym śledztwie. Martwi mnie ta groźba. Obawiam się, że Weisslagerberg jest lub być może w śmiertelnym niebezpieczeństwie....
- Podwójna choroba. Ktoś ma jakiś pomysł co to może znaczyć? - Morryta zapytał zaglądając do metalowej kaczki.

- Pewnie ma to związek z jakąś chorobą albo nie wyliczonymi ranami - powiedział Moritz. - Kiedy ktoś jest chory lub nie do końca opatrzony rana czy choroba się nie leczy tylko pogłębia. To może być “podwójna choroba”. Musimy tylko znaleźć kogoś, kto zbagatelizował diagnozę lekarza co do schorzenia albo jakiejś, nawet mało widocznej, rany…

- Kim mogą być “osoby, które lekarza nie chciały”? Czy był jakiś incydent, w którym niechęć znachorowi czy komuś podobnemu okazano? Bo że “woda, która upływa” jest za plecami nieboszczka, to raczej pewne… A podwójna choroba może oznaczać fizyczną psychiczną… - Aldric spojrzał po kompanach. Tak ujęte mogło nawet oznaczać Spaczenie, ale nie odważył się tego zasugerować na głos.

Na pierwszą część pytania, starszyzna popatrzyła po sobie ze zgrozą.

- Pięć lat temu podziękowaliśmy Herr Volterowi za jego usługi. Zatrudniliśmy Herr Wagnera na jego miejsce. - odparł Bolster wycierając czoło chusteczką.
- W jaki sposób mógłby Volter zagrażać życiu wszystkich mieszkańców Weisslagerbergu? Jak? Przecież już nie żyje… - Pfulger kręcił głową. - Pogrywa sobie z nami z Krainy Morra… I tyle…

- Nie do końca - powiedział Moritz spokojnie. - Z moją wiedzą medyczną wiem, że są choroby i trucizny, które działają dwuetapowo. W etapie pierwszym ofiara funkcjonuje normalnie, a w drugim jest już za późno na jakiekolwiek leczenie. Kiedy zakażenie wypełni się ofiara choroby lub trucizny umiera. Oczywiście aby tak się nie stało musi się podać ofierze odtrutkę lub lekarstwo w pierwszym etapie skażenia. - Wagner się zastanowił. - Nie mam jednak pojęcia jaka to może być choroba czy trucizna… Volter wyprawiał festiwal, zaopatrzył go w jedzenie oraz picie, a zatem… Obawiam się, że w waszych potrawach i trunkach mogła być trucizna. - dodał z wykrzywionym grymasem podróżnik. - Musimy działać szybko. Sprawdzić wszelkie pozostałości po daniach. Nieumyte tace, talerze, misy, w których zostało to podane czy garnki, w których było przygotowywane. Myślę, że należy u wszystkich członków festiwalu wywołać silne wymioty i porządnie opić się wody. Jak to było w pokarmie woda może osłabić, rozcieńczyć truciznę. Koniecznie potrzebuję pomocy ludzi znających się na leczeniu lub chociaż opatrywaniu ran. Każda wiedza może się przydać.

- Nawet jeżeli to jakaś zemsta, to lekarz nie naraziłby na śmierć wszystkich mieszkańców wioski. Nasze żołądki są raczej bezpieczne. Bardziej mnie interesuje fragment przepowiedni - nowicjusz chrząknął przeczyszczając gardło - podwójna choroba ich spotka nim woda upłynie... Jeżeli mowa o tej wodzie, to chyba nie mamy wiele czasu. - Detlef popukał paznokciem w szklany cylinder górujący nad zakrwawionym fotelem.

Wagner zaśmiał się.
- Oczywiście lekarz nie naraziłby na śmierć mieszkańców wioski tak samo jak nie popełniłby samobójstwa. Reprezentanci tego zawodu mają wszak szacunek dla życia ludzkiego. - Moritz uśmiechnął się. - Skąd taka pewność, że żołądki są bezpieczne? Czyżbyś znał się na truciznach i miał absolutną pewność, że tak jest? Ja znam się niewiele, niemal w ogóle, a wiem, że takie trucizny istnieją i są stosowane…

- Dokładnie wiem ile zjadłem i mimo iż się nie znam na truciznach to sądzę, że byłbym martwy szybciej niż herr doktor. A ponadto skąd taka pewność, że to samobójstwo? - Luden nadal oglądał cyferki na cylindrycznym naczyniu. Był to zegar wodny, w którym ciecz upływała w czasie rzeczywistym, gdzie każda kreska symbolizowała godzinę.

- Pewności nie ma, ale podejrzenie i owszem - odparł Moritz. - Zauważ też, że trucizna nie musi działać natychmiast, a po pewnym czasie. Co więcej nie wszystkie dania musiały być zatrute, a tylko te wybrane przez truciciela… Słabo u Ciebie z wyobraźnią jak na gorliwego wyznawcę Pana Snów - uśmiechnął się Wagner. - Potop? - zapytał Bolstera czeladnik. - Czy kiedykolwiek podmywało wam okolice tych ruder? - pokazał na mapie Moritz.



- Moja wyobraźnia podpowiada mi dużo bardziej mroczne scenariusze, ale skoncentrujmy się na tym co mamy w tej chwili - Detlef odpowiedział uśmiechem, nadal zafascynowany zegarem wodnym.

- Wyobraźni twojej ani innemu niczemu, co od ciebie pochodzi ufać nie miaruję. Zwłoki oglądnij, w kinolu podłub czy coś - warknął nieprzyjaźnie Arno do Edmunda, po czym zwrócił się do reszty, dając znać, by przeszli z nim na stronę:
- Może dużo zbyt połączeń sprawami między widzę, ale po mojemu to tropami być mogą one. Oczami zerknijcie mymi chwilę przez. Volter leczeniem w Weisslagerbergu zajmował się. Z funkcji tej zwolnionym został lat temu pięć na Wagnera korzyść. Halv zmarłym uznany został przez Wagnera. Nie pomarł jednak, a w śmierci stan podobny poddanym został. Zbudził w trumnie się i żywota tam dokonał swego. Śledztwo Zweicker prowadził i zaginął w czas później jakiś. Areszt spłonął wtedy, przed lat pięcioma, przypomnieć pozwolę. Zawodzenia słychać było od czasu tamtego. Zaginięcie kolejne w miasteczku małym miejsce miało. Lekarz razem tym bez śladu całkiem przepadł, a w Morra Ogrodach straszyć zaczęło. Widzieć nic ja nie widziałem noc całą i słyszeć nie słyszałem - cmoknął.

- A jeśli Volter, medykiem będąc, substancję jaką podał Halvowi, coby Wagnera w tłumu oczach ośmieszyć i na pozycję wrócić swą? Starszyźnie pokazać, że dupa Wagner, nie medyk? Jak Niziołka ratowaliśmy pamiętacie? Zweicker węszyć zaczął wtedy i Volter, facet łebski, Zweickera tym samym, co Halva potraktował. Zweicker zniknął, siedzibę spalono jego i straszy. W noc, kiedy rozbestwione szczególnie duchy być powinny, dreszcz nawet przeleźć nie raczył. Nic. Tam może eksperymenta robił swe Volter. Wpadki Wagnera pomimo, Starszyzna na medyka stanowisku zatrzymała go. Na dniach Wagner zaginąć musiał i początek był to. Razem tym nabrać medyk mógł nie dać się, więc jak Zweicker zniknął. W Morra Ogrodach straszyć dni dwa temu zaczęło, a Volter przekręcił nagle się. Co, jeśli akcję od dawna planował tę? Tatuaż zrobił, wodny zmontował zegar, z Fredem pracował. Wynalazek zażył swój i śmierć udaje. Napisał “a jedyna nadzieja spoczywa w idiocie”, coby Freda zawezwać. Odtrutkę wtedy Fred poda mu. Starszyznę zatruje albo. W grobie wylądują zatem. “Śmierć wisi nad głowami tych, którzy nie chcieli lekarza”, gdzie przebudzą bez dzwonka się “podwójna choroba ich spotka nim woda upłynie”. Śmierć podwójna to być może, do Halva podobnie całkiem. Wyeliminowana Starszyzna całkiem, a trupa sądził nie będzie nikt. Grób rozkopie kto, dzwonek skoro nie dzwoni? Po mojemu Voltera w pomieszczeniu trzymać trzeba bez okien. Piwnicy może jakiej. I straż postawić ani chybi, obserwować Freda o do Voltera podejść nie dać. Mylić mogę się, ale zaczepienia jakiś to punkt. Wagner może złoczyńcą w sprawie jest tej. A strzeże Sigmar strzeżonego. W ruinach wejść jakichś by można poszukać było, pomieszczeń pod ziemią wydrążonych, w Morra Ogrodach z dozorcą grobami między przejść się. Wagner jeśli zakopanym jest i niedawno krzyczał całkiem, żyć może jeszcze. Grób może który świeższy inne niźli. Wagnerową o jej okiem spojrzenie popytać można i ludzi za co Zweickera nie lubili bardzo tak. Może podpuścił Volter ich? I… Magdalena jest kim?

Khazad wrócił do Starszyzny miasteczka.
- Czasu mało mamy. Za pytań natłok przepraszam zatem, ale istotnymi mogą one być. O na każde odpowiedź proszę. Z powodów jakich Herr Volter zwolnionym z medyka stanowiska został? Herr Wagnera ktoś zawezwał czy z żoną przybyli sami?

- Hm… Jako rada wspólnie postanowiliśmy, że miasteczku należy się odmiana. Takie tchnienie nowego w stare. Herr Wagner bardziej światowy, z Talabheim, to tak właśnie w ramach napędzenia rozwoju Weissdrachen. - odrzekł z namysłem Bartfelt. - Myśmy zwolnili Voltera i zatrudnili Wagnera, który posadę przyjął.

- Relacje między Herr Volterem, a Herr Wagnerem były jakie?
- Volter nie miał dobrego zdania o Wagnerze, zwłaszcza po owej omyłce nieszczęsnej w sztuce lekarskiej. Zawsze mawiał, że nigdy mi nie zapomni, że go zwolnilismy. Nie wybaczył, nawet jak się pozbierał. Volter przez kilka miesięcy rozbitym był kompletnie, załamanym i spotkać go można było codziennie zalanego do nieprzytomności w naszej karczmie...

- Jak Herr Halva wyglądała choroba?
- Nie znam się na tym. Może coś dziedzicznego? Może czar kto rzucił jaki? Nie wiem. - odpowiadał Bartfelt, który jako przewodniczący rady wziął na siebie rolę rzecznika. - Stary był i w tym był szukał przyczyny. Starość nie radość.

- Czemu grób był rozkopywany jego? Głosy dobiegały jakieś?
- A to nasz szeryf Zweicker postanowił wszcząć śledztwo. Jego to inicjatywa była. Odkopał go kilka tygodni później, już kto krzyczeć nie miał, bo przecież ile człek wytrzymać może?

- Wcześniej, później lub na chorobę podobną zapadał kto?
- Wiadomym o tym nic mi nie jest.

- Jak z Herr Halvem, Herr Volter żył?
- Hm… Normalnie, z tego co pamiętam.

- Odgłosy jakie w ruinach słychać?
- Plotki chodzą, że słychać. Dozorca Ogrodu mawiał, że coś posłyszał, ale toż to wiatr mógł być przecie lub wyobraźnia. Strach ma wielkie uszy, hem?

- Herr Wagner zaginął kiedy?
- Trzeci dzień dzisiaj będzie.

- Czy Herr Volter na medyka stanowisko wrócić próbował? Prośby składał?
- Nie, nie składał. Ale ludziom pomagał i chorych odwiedzał sam na siebie biorąc obowiązki zaginionego.

- Urodził tu Herr Volter się? Wyjeżdżał? Był Herr Volter kim? Historia jaka jego jest? Przy ruinach nie kręcił często się i przy Morra Ogrodach czasami ostatnimi? Wynalazki gdzie jego są?
- Rodzina Herr Voltera z Weissdrachen pochodzi nigdy on nie opuszczał naszego miasta, prócz okresu studiów, które obierał w Talabheim w młodości.

- I Fred kim jest? Prócz tego, że pomocnikiem Herr Voltera był rokiem zeszłym? - zapytał Hammerfist.
- To syn Turbinów. Słaby w głowie od dziecka. - zrobił wymowny gest przy skroni. - Nasz za przeproszeniem, miejski idiota… - odrzekł z zakłopotaniem. - Niegroźny…

- Póki co musimy chyba dać się wciągnąć w tę grę i poczekać na Freda. Ten wielki słój, jak i tatuaż, świadczą, że Herr Volter planował to długo i starannie - skwitował Aldric. - Bardzo więc możliwe, że dał nam szansę i faktycznie Fred będzie wiedział, co zrobić należy.

- Można też przespacerować się po Ogrodach Morra, czy aby zbyt świerzego grobu tam nie ma - spojrzał na Arno, odwołując się do jego teorii. Stawiała ona Voltera w mało korzystnym świetle, jednak i bez tego wszystko wskazywało na to, że była to jego osobista zemsta.
Alex uważał, że jego towarzysze wyczerpali temat. Sprawdzenie Ogrodów Morra i rozmowa z “głupkiem” mogły przynieść coś więcej. Zamierzał sprawdzić czy na ciele Freda nie ma czasem kolejnego tatuażu, przepytać co robił z medykiem oraz pokazać mu mapę. Może znał jakąś instrukcję, zagadkę czy słowa które zostały mu wpojone przez medyka.

Wagner spokojnie czekał na pojawienie się Freda. Znał jego osobę bardziej z opowieści innych, ale ciężko mu było uwierzyć, że miał powierzyć zdrowie kogokolwiek jakiemuś idiocie. Jeżeli chłopak okaże się mało błyskotliwy Moritz będzie musiał wspólnie z przyjaciółmi dać z siebie wszystko aby rozwikłać tę sprawę. Nawet jak Volter to zaplanował to… nawet najlepsze plany mogły się wybebeszyć.

Bartfelt po rozmowie z krasnoludem był zniesmaczony i poirytowany.
- Nie podoba mi się takie wypytywanie. - spojrzał wymownie z surową miną na szeryfa.

- Szczerze przyznam, że przydała by mi się pomoc w tej sprawie. - odrzekł Ernst majorowi.

- Na razie, to żadnej sprawy, prócz domysłów i samobójstwa dziwaka, tu trudno ta od razu widzieć. - pokręcił głową niepocieszony starszy pan i wsparł się dumnie na swej lasce.


Tymczasem Deftlef zerknął na dywan, gdzie przy fotelu spod biurka wystawał kawałek papieru, które, zważywszy na otwartą dłoń Voltera, mógł z niej wypaść. Zauważyli go podnoszącego kartkę jego przyjaciele i co najmniej szeryf.

- Czy lubi ktoś rebusy? - otyły Morryta rozłożył kartkę na stole i zaczął się jej przyglądać szukając czegokolwiek pomiędzy literkami.

Za jakiś czas do pokoju został wprowadzony młody chłopak. Włosy w nieładzie. Guziki białej koszuli, która choć wsunięta za pasek z przodu, to całkiem wystawała z nich z tyłu, miała pozapinane na niekoniecznie właściwe guzikom pętelki.
Sługa chrząknął.
- Fred Turbin, zgodnie z życzeniem. - ukłonił się lekko w kierunku majora miasteczka i tyłem wyszedł z komnaty.

- Jakożem mówił. - rzekł Bartfelt. - Fred niezbyt jest bystrym okazem.
To zwyczajny debil!
- podsumował z niecierpliwością Bolster. - Ma rozum osła.

- Ejże! - skarciła młynarza wchodząca do pokoju Frau Wagner, a i przewodniczący rady obrzucił Kristofa ganiącym spojrzeniem.
Fred stał niewzruszony ze stoicką miną jakby nieświadomego, że został właśnie bardzo nieprzyjemnie przedstawiony.

Barfelt chrzaknął i przełknął ślinę.
- No i właśnie, kiedy ten liścik Voltera wspomniał o idiocie, to od razu pomyślałem o Fredzie. - powiedział w kierunku szeryfa. - Fredzie, być może tobie wiadomym jest ci coś w sprawie tego co się dzisiaj stało?

Chłopak smutno pokręcił głową, gdy wzrok spoczął na nieboszczyku.
- Czy wiecie kto jeszcze umarł dzisiaj? - zapytał Fred. - Edmund Hilter i Szymon Petler. Otylla Schulzless urodziła się dzisiaj.

- Widzicie o czym mówię?! - wybuchł Bolster tracąc cierpliwość. - Myśl chłopcze! To jest ważne!

- Beginnfest był wyprawiany siedem sezonów temu. - odparł grzecznie Fred.

Bolster zaklął pod nosem siarczyście.
- Jest bezużyteczny. - sapnął z rezygnacją.

Wagnerowa uniosła dłoń.
- Wystarczy Kristofie…
Podeszła do chłopaka i wzięła go za rękę i podprowadziła do Stirlandczyków.

- Fred. - spojrzała na niego. - Nie został przez bogów obdarzony wieloma łaskami, ale ma za to talent do zapamiętywania wielu trudnych rzeczy. Nie sądzę by rozumiał to co trzyma w pamięci, lecz potrafi to przywoływać. W zeszłym roku spędził dużo czasu z Herr Volterem, ale nie wiem co dokładnie z nim robił. - uśmiechnęła się słabo do Wilkobójców i ich towarzyszy w osobie szlachcica z krasnoludem, po czym powoli odeszła zostawiając chłopaka z nimi.

W tym czasie Chłopcy ze Strilandu słyszą jak szeryf stara się przekonać radę starszych, że za samobójstwem kryć się może o wiele więcej niż żart szalonego medyka.

Wagner nie brał na poważnie pomocy ze strony Freda, ale nie mógł nie doceniać człowieka, który pamiętał doskonale wydarzenia sprzed wielu lat. czeladnik zbliżył się do chłopaka i spokojnie, powoli zaczął mowić.

- Witaj Fred. Nazywam się Moritz Wagner. Miło Ciebie poznać. Czy możesz nam powiedzieć co robiłeś z Herr Volterem kiedy mu pomagałeś?

- Herr Volter ciekaw był ile zapamiętać mogę. - odparł Fred. - Najpierw zapamiętałem księgę anatomii, potem inżynierii i poetyki. Na koniec księgę rekordów kroniki Weisslagerbergu. Na koniec Herr Volter zawiódł się musiał chyba, bo mnie pewnego dnia odprawił i więcej już nie wołał.

- Czy w księdze poetyki były jakieś interpretacje dzieł podobne do tego co wypisane zostało na ciele Herr Voltera? - zapytał Moritz podchodząc powoli do ciała lekarza. - Czy styl albo sama treść kojarzy Ci się z czymkolwiek? - zapytał powoli czeladnik dając czas chłopakowi na przeczytanie tatuażu.

Fred patrzył na ciało smutnym wzrokiem.
- Czytać nie umiem panie.

- Nie martw się, Fred. - odparł Wagner. - Ja Ci przeczytam powoli i wyraźnie, a ty się zastanów. - dodał po czym powoli, spokojnie zaczął czytać.

- Nie ma w księdze tego. - odrzekł grzecznie.

- Rozumiem. - powiedział Moritz. - Czy Herr Volter kiedykolwiek rozmawiał z tobą na temat inny niż wymienione? Czy mówił Ci co go niepokoi we wsi albo zdradził jakieś swoje plany?

- Smucił się, gdy zapytał jak się mam, a ja mu odpowiedziałem, że mnie boli ząb.

- Poczekaj chwilę. Muszę coś omówić z moimi przyjaciółmi. - pokazał na grupkę Wagner po czym podszedł do Detlefa. - Możesz mi pokazać kartkę? - nowicjusz Morra potulnie oddał zapisany kawałek papieru.

- Mówił co Herr Volter o Herr Halva sprawie? - zapytał khazad.

- A jakiej sprawie?

- W sprawie śmierci Herr Halva przez złą diagnozę Herr Wagnera. - wytłumaczył Moritz podchodząc znowu do Freda. - Jaką na ten temat miał opinię Herr Volter?

- Wielce ubolewał. Szacunkiem wielkim i przyjaźnią darzył pana starszego, który mnie umiłował jako syna, którego nigdy nie miał, tak mawiał mi Herr Volter i matula moja.

- Kiedy tatuaż ten zrobionym został, wiesz? I czy o tatuażu tym wiedziałeś coś? - zapytał Freda Hammerfist.

Khazad zamierzał podejść do szeryfa i poprosić o to, by nikt nie zbliżał się do ciała Voltera, ponieważ być może potrzebne będą jego dalsze oględziny, zaś sam miał zamiar iść do Wagnerowej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 11-07-2016, 16:50   #98
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritz Wagner zwykł się bawić na wiejskich biesiadach przednio. Pić najlepsze trunki, jeść to co dla jego podniebienia najlepsze, tańczyć i rozmawiać z najładniejszymi kobietami w okolicy. Nie było również tajemnicą, że Wagner lubił nieco młodsze od siebie niewiasty. Sam nie wyglądał staro, a jego obycie i ogłada gwarantowały mu niezapomniany wieczór, noc i poranek.

Rozmowy i taniec z młodą młynarzówną nie należały do ciężkich czy wymagających jakiejś specjalnej gimnastyki. Czeladnik dobrze się bawił prawiąc prostymi tematami, śmiejąc się i bawiąc się z piękną dziewczyną. Ta była nim najwyraźniej zafascynowana albo chciała zwyczajnie zabawić się z kimś kto nie będzie jej kulą u nogi przez najbliższe tygodnie - jak każdy miejscowy.

Po ciekawym wieczorze i przehulanej nocy para przeszła do rzeczy. Wagner tego nie planował, ale opierać się wdziękom tak młodej i żwawej białogłowy nie sposób. Tym bardziej będąc nie całkiem trzeźwym i mając przed oczami talię osy i twarz bogini...


Czeladnik przybył pod dom Voltera w niemal tym samym czasie co jego towarzysze. Podobnie jak pozostali Wilkobójcy był zaskoczony wymiotującą służką i tą całą zbieraniną. Kobieta raczej nie przesadziła z alkoholem, a zatem sprawa musiała być poważna. Czyżby poczciwy Volter trzymał w piwnicy peklowane ludzkie ciała? Nie. Wagner sam zganił się za taką myśl i od razu przeprosił za nią Bogów. Jego przeszłość i doświadczenie nie pozwalały mu myśleć w takich przypadkach szablonowo.

Osiłki przy drzwiach nie chciały przepuścić nikogo, ale Ernst pojawił się w samą porę aby wyjaśnić im, że bohaterowie mają prawo zobaczyć co się stało i pomóc mu w tej sprawie - jaka by ona nie była. Po krótkim przejściu przez rezydencję lekarza Stirlandczycy zobaczyli coś niesamowitego. Medyk nie żył, a jego ciało było naznaczone jakimś dziwnym tatuażem. Chwilę zajęło aby grupa podróżników poznali mapkę okolicy i kilka dziwnych napisów.


Wagner przez dłuższą chwilę przyglądał się mapie podczas gdy zebrani Radni złorzeczyli na martwego lekarza. Uważali go za chorego psychicznie, obłąkanego, paktującego z siłami nieczystymi. Moritz nie mógł tego słuchać mając w pamięci tego dobrego, poczciwego mężczyznę, który opatrywał jego ranę z taką starannością i oddaniem.

Śledztwo zaczęło się kiedy ekipa z Biberhof weszła do pomieszczenia. Moritz zastanawiał się kiedy w tle słyszał o Fredzie, o dziwnym przesłaniu zapisanym na ciele Voltera. Były gawędziarz od razu miał swoje podejrzenia, ale po pewnym czasie okazało się, że to znaleziona przez Detlefa kartka była kluczem do rozwiązania zagadki śmierci lekarza. Na pierwszy rzut oka Wagner nie miał żadnych pomysłów jak ją rozszyfrować, ale... miał kilka innych pomysłów, które od razu wcielił w życie.

 
Lechu jest offline  
Stary 11-07-2016, 20:00   #99
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Miłe złego początki.
Dlaczego to powiedzenie musiało się sprawdzić akurat na nich? A było tak przyjemnie, gdy przyjęli ich jak bohaterów, na które to miano zresztą zasłużyli.
I co? I zdechło.
Trup i śledztwo. Znowu. Zdecydowanie nie było to coś, o czym Kaspar marzył i śnił po nocach. Co gorsza jego wiara w powodzenie wysiłków była bardzo, ale to bardzo mała, do czego zdecydowanie przyczyniło się fiasko przedsięwzięcia, którego podjęli się ostatnio. A tamto było chyba prostsze.

Kaspara dobiła mapa. Precyzyjna nad wyraz mapa Weisslagerbergu. Sam by w życiu nie narysował czegoś takiego, nawet gdyby się starał i starał, a na dodatek miał odpowiednie narzędzia i spory plik papieru i pergaminu. A tu ktoś sobie wyrzezał na skórze mapę. Na własnej skórze.
Kaspar się na tym nie znał, więc nie mógł określić, kiedy nieboszczykowi tak coś z umysłem się porobiło, że wydziergał sobie taki malunek. Wyglądało wszystko na stare, ale skoro areszt spalony wydziergano, to obrazek musiał mieć lat pięć, nie więcej. Tylko po co do mapy dodano wyrazy, co się od przodu i od tyłu tak samo pisały? Trudno było to Kasparowi orzec.

Myślenie, nie da się ukryć, też szło mu niesporo.
Kompani, ku jego starannie skrywanemu podziwowi, pytań zadawali bez liku, tudzież teorie różne wysnuwali. Coraz to różniejsze. Jedna z nich nijak się Kasparowi nie podobała, jako że mówiła , iż wodna maszyneria czas do śmierci odliczała.
Jak to się stać miało, i z jakiego powodu śmierć miała spotkać wszystkich, tego nikt nie wiedział. Może być, że i przez truciznę, co miała zadziałać z opóźnieniem. Bo nie przez potop wszak.

Z kartką, co ją Detlef znalazł, Kaspar do czynienia mieć nie chciał. Sztuka stawiania liter, w jego wykonaniu, pozostawała baaaaaaardzo dużo do życzenia. Może trzeba było niektóre powykreślać, może należało czytać co którąś, a może miały tu znaczenie owe wyrazy, co to je na mapy brzegach wypisano? I co z tego, ze może Kaspar by i wpadł na jakiś dobry pomysł, skoro by nie potrafił z niego jak należy skorzystać?


Pozostawiając kartkę w rękach mądrzejszych (i bardziej czytatych) od niego kompanów Kaspar powędrował w ślad za Aldric'iem na cmentarz.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-07-2016, 04:59   #100
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg

- Rozbieraj się Fred. - zażądał Alex władczym tonem.

Chłopak popatrzył na niego nei bardzo rozumiejąc o co chodzi.

- Zdejmuj ubranie. - powiedział szlachcic. - Raz, raz. Koszula.

- Spokojnie. - Ernest wzniósł rękę hamując reakcję żony zaginionego medyka. - Chcemy zobaczyć, czy chłopiec nie ma żadnych tatuaży.

Fred posłusznie stanął przed wszystkimi tak jako go bogowie stworzyli.

- Możesz już się ubrać. - rzekł szeryf.

Chwilę potem Wagnerowa mogła już odwrócić się twarzą do wszystkich. Choć na młodzieńca nie spojrzał wzrok Vereny, to Tall nie odmówił mu dorodnego przyrodzenia, który rumieńcem mógłby oblać niejednego z obecnych.

Tymczasem Morryta chrząknął i wyszedł przed wszystkich.

- Mam! - krzyknął. - Wyrzekam się miasta jak ono wyrzekło się mnie
festiwal był zatruty, lecz ja nie pozostaje bez współczucia
antidotum ukryłem w mieście rozwiążcie zagadki, a przyznam że mieliście rację, a by mnie zastąpić. Przegrajcie, a zaplata za błąd. - wyrecytował z trzymanej w ręku kartki.

Wszyscy byli tym zaskoczeni i jednocześnie przestraszeni, choć Detlef nie zrobił niczego innego, czego już by się Chłopcy ze Strilandu sami nie domyślili w swych teoriach.

- Jakżeś to uczynił, mistrzu? - szlachcic z nadania z niedowierzaniem patrzył na litery układając się w równe kolumny i szeregi.

- Oj straszna czcionka, nie wiedziałem czy to B czy to H momentami. No ale wyszło takie coś...

- No ale gdzie jest klucz? - dokuśtykał szeryf bliżej.

- Zaczynam w prawym dolnym rogu do góry, następnie w lewo do "początku" i wracam znowu w prawy dolny róg postępując podobnie.

Ernst wodził oczami po kartce.

- Zgadza się. - skwitował. - Moje przypuszczenia się potwierdziły, zgodnie z teorią Wilkobójców. - wzrokiem wyszczególnił Moritza. - Czy teraz szanowna Rada Miasta zechce łaskawie poprosić tych dzielnych chwatów o pomoc przy szukaniu antidotum dla wszystkich obywateli Weisslagerbergu? - pytał poważnie, choć z nutą zniecierpliwionej kpiny.

- Tak, tak... - wymamrotał Bartflet blady jak trup. - Ależ oczywiście! Prosimy! - ponaglił się. - Nasze miasto nigdy tego wam nie zapomni.

Chłopców ze Stirlandu dwa razy prosić nie było trzeba, wystarczyło, że obiecali szeryfowie, ale formalnie przytaknęli strojąc marsowe miny, wciąż pod skrywanym, bądź nie, uznaniem da Morryty, oraz strachem przed zatrutym losem, który padł i ich udziałem.

- Zatem oficjalnie ogłaszam Stirlandczyków mymi deputowanymi. Wilkobójcy oraz, ich dwa przyjaciele, dostęp mają do wszelkich miejsc w mieście oraz dochodzić prawdy mogą z każdym i wszędzie. Każdy, kto będzie im to utrudniał, odpowiadać będzie przed prawem, czyli przede mną. - skwitował Ernst.

Rada Miasta posłusznie kiwnęła głowami z aprobatą.

- Poproszę wszystkich zgromadzonych o jakiekolwiek informacje odnośnie czterech słów wytatuowanych na klatce denata. - Detlef przyjął inicjatywę korzystając z chwili charyzmy, który wisiała wokół pucołowatego nowicjusza w sposób szczególny. - Te cztery słowa to jedyne poszlaki, gdzie mogą być kolejne wskazówki.

Starszyzna dumała, stroiła ważkie miny, ale nikomu nie przychodziło nic konkretnego, ani mądrego do głowy.

- Herr Detlef rację mieć może. Owe słowa wokół mapy, to mogą być wskazówki. - powiedział z namysłem szeryf. - Klucze. Klucze do zagadek. Legenda do... mapy... - wodził wzrokiem po tatuażu. - Hymmmm... Tylko do czego i od czego zacząć... - patrzył na pierś denata.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-07-2016 o 05:11.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172